Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj raz na zawsze chcę rozprawić się z urojeniami, przez wiarę w które masa ludzi tkwi w martwym punkcie w swoim życiu lub nawet cofa się i nie wie dlaczego.
Są również bardzo chętnie utrzymywanymi przez uzależnionych, bo gwarantują, że nic się nie zmieni nawet przez całe życie. Dlatego mogą trwać w złudnym i również urojonym poczuciu bezpieczeństwa ile tylko chcą sądząc, że coś robią. Ale ten brak zmian i życie w urojeniach jest dla nich największym niebezpieczeństwem.
Dlaczego ludzie chętnie wierzą w urojenia? Bo jak wielokrotnie mówiłem – większość ludzkości jest na poziomie rozwoju poniżej sprzyjającego życiu. Żyją daleko od rozsądku. Co więcej – patrzą na świat ze swojego poziomu i przez pryzmat emocji. Są gotowi uwierzyć i wierzą w niemalże dowolną bzdurę, która tylko by im tłumaczyła emocje, opór i ich konsekwencje. Nie budują percepcji rzeczywistości na bazie rozsądku, spokoju, ani mądrości ludzi, którzy odnieśli sukcesy, żyją zdrowo, szczęśliwe i kochająco, tylko na bazie emocji. Co jeszcze bardziej pogłębia iluzje.
No bo ile razy czując np. strach uznaliśmy, że coś w świecie jest straszne lub nawet cały świat?
Nie mówię tego nigdy w formie zarzutu, ani żalu, tylko informacji, bo to bardzo ważne, byśmy mogli żyć w zrozumieniu, a tym samym w spokoju, współczuciu i dojrzałości nieprzesiąkniętej naiwnością.
Podkreślam też, że człowiek żyjący w niskiej świadomości, czyli spektrum nie sprzyjającym życiu, nie jest zły. Zło to także urojenie. Zło nie istnieje tak jak ciemność. Aby sobie uświadomić jak nieświadomie patrzymy na świat, spróbujmy zabrać ciemność z ciemnego pokoju lub dodać ją do jasnego, by zmniejszyć jasność. Można? Nie można, bo ciemność nie ma w rzeczywistości osobnego bytu. Nie można manipulować ciemnością.
Jest tylko jedna zmienna – natężenie światła. To samo tyczy się tzw. “dobra”, czyli miłości. Mówię o tym, bo będziemy rozprawiać się z iluzjami. Iluzje można tylko rozproszyć i zastąpić prawdą. Nie można ich usunąć, bo one nie mają osobnego bytu w rzeczywistości.
Tzw. kłamstwo to brak prawdy. Co można zrobić z “kłamstwem”, czyli brakiem prawdy? Nic. Bo to tylko mentalizacja. Można brak prawdy zastąpić prawdą lub dalej utrzymywać brak prawdy. Więc jeśli jesteś uzależniony/a i nadal to wypierasz, np. mówiąc, że nie masz problemu z pornografią, to jeśli tylko to w jakiś magiczny sposób będziesz próbować usunąć, to z czym zostaniesz? Dalej z brakiem prawdy. I oczywiście konsekwencjami tego.
Dopóki nie powiesz prawdy, nic się nie poprawi.
Można to porównać z pójściem do restauracji. Kelnerka się pyta co zjemy, a my na to – “No nie zjem ryby, nie zjem kotleta, nie zjem przystawek”. Z czym zostaniemy? Z niczym.
Partnerka się nas pyta gdzie pojedziemy na urlop, a my na to – “Nie w góry”. Gdzie pojedziecie? Nigdzie.
Tak samo podejdź do dzisiejszych tematów.
Mit/urojenie – “czuję, że nie jestem sobą”
Ludzie na niskim poziomie świadomości, szczególnie poniżej Odwagi, utożsamiają się z emocjami i myślami. Od emocji uzależniają nie tylko swoją percepcję świata ale też siebie. Co więcej – od swojej percepcji siebie uzależniają całą resztę. Jednocześnie emocje demonizują i/lub boją się ich. Tym samym niemalże każdy przejaw emocji tłamszą w sobie, tłumią, opierają się i projektują na świat.
Przez to stan emocjonalny się nie poprawia, tylko pogarsza i degeneruje. A więc degeneruje się ich percepcja siebie, a wraz z tym percepcja całej reszty. A to stanowi niemały problem.
Więc ludzie opierają się emocjom i identyfikują się z nimi. Do niektórych są przywiązani szczególnie mocno. Mylą także stan nie odczuwania lub nieświadomości uczuć ze spokojem. Uważają ten stan braku zdrowia za siebie. A gdy zaczynają czuć coś, czego nie chcą i co osądzają jako złe, mówią sobie – “nie czuję się sobą”.
Problem polega na tym, że emocje stanowią niewłaściwe narzędzie do badania, określania i wnioskowania o czymkolwiek w rzeczywistości.
Tak samo myśli powstałe na bazie emocji. Jak trafnie zauważył dr Hawkins – “Obwinianie jest niewłaściwym narzędziem do odnoszenia względem czegokolwiek w ludzkim życiu, gdyż życie wynika z niewyobrażalnej złożoności. Obwinianie i osądzanie życia i czegokolwiek w życiu są jak próby mierzenia wody linijką. To po prostu niewłaściwe do tego narzędzie”.
Dlaczego? Bo to co czujesz to już konsekwencja tego kim sądzisz, że jesteś i jaki uważasz, że jest świat. Emocje to konsekwencja percepcji. To nie ma nic wspólnego z Tobą, ani rzeczywistością.
Odczuwanie to niewłaściwe narzędzie do badania rzeczywistości, wliczając ludzi.
Odpowiedz na pytanie – “Jeśli nie jestem teraz sobą, to kim jestem i kim/czym jest to sobą, którym rzekomo nie jestem?“
Odpowiedzi nie ma, bo to pytanie nie ma w ogóle zaczepienia w rzeczywistości. To jakby mówić – “nie pachnę dziś sobą”. No tak ale Ty nie masz zapachu. Pachnie Twoje ciało, a nawet jeśli zapach się zmieni, to informacja o np. infekcji czy tym, że zjadłeś/aś za dużo czosnku. ;) Co to ma wspólnego z Tobą? Nic. Poza tym, że stanowi konsekwencję tego jak dbasz o swoje ciało, co jesz, etc.
Więc jeśli czujesz inny zapach, niż zazwyczaj, to ten zapach nie ma nic wspólnego z Tobą, tylko np. z tym co zjadłeś/aś.
Wielokrotnie spotykam się z “motywującymi” treściami takimi jak – “Widzę, że nie jesteś sobą ale głowa do góry! Uda ci się! Będzie dobrze!”
Ludzie totalnie nie pojmują, że –
każdy jest sobą w każdej chwili swojego życia.
Bo nie można nie być sobą, nie można przestać być sobą. Nawet jeśli kogoś udajesz, to przecież udajesz, bo taki/a właśnie jesteś – uważasz udawanie za najlepszy wybór. No bo czy ktoś inny udaje za Ciebie? Nie. To Ty. I gdy wybierzesz prawdę i uczciwość, dostrzeżesz powody, przez które udajesz. Np. uważasz siebie za gorszego/gorszą, niewystarczającego/niewystarczającą, etc. I to znowu – percepcja oparta o emocje. Czyli dalsze urojenia.
Wciskanie sobie kitu, że nie jesteśmy sobą to perfidne kłamstwo, bo nie tylko ukrywamy prawdę ale też uniemożliwiamy sobie poprawę. I brniemy coraz dalej od prawdy. Czyli też od zdrowia.
Po raz tysięczny powtórzę – odpowiedzialność i radykalna szczerość to fundament zmiany na lepsze.
Nie możesz liczyć, że poprawisz cokolwiek w swoim życiu, wliczając samopoczucie, jeśli nie będziesz ze sobą RADYKALNIE szczery/a i nie weźmiesz odpowiedzialności za swoje życie. Które przecież stanowi konsekwencję Twoich decyzji. Nikogo innego.
Jesteś tylko Ty. Nie ma żadnego oddzielnego ego, żadnego “nie ja”. Nie jesteś też ani myślami, ani emocjami, ani też swoim ciałem. Tylko się z tym utożsamiasz. I właśnie te utożsamienia to element tego “ja”. Bo jesteś na takim poziomie rozwoju – świadomości, że jeszcze identyfikujesz się z myślami, ciałem i/lub emocjami. Możesz np. uważać, że Twoje ciało jest gorsze, a przez to Ty jesteś gorszy/a. Możesz się bać, wstydzić, winić za swoje myśli i nawet sądzić, że czeka Cię za nie kara. Możesz uznać, że jesteś gorsz/y lub brzydki/a, bo Twoje ciało np. ma już zmarszczki czy siwe włosy. Ale jednocześnie możesz tego nie uznać. To tylko Twój osąd, Twoja decyzja i nic innego. A już wiemy, że osądzanie nie nadaje się do obcowania z rzeczywistością.
Możesz się gniewać na innych, nienawidzić, szydzić, obwiniać, zazdrościć – i to też jest normalne, bo to ekspresja pewnego spektrum rozwoju.
Przypominam, że każdy z nas odziedziczył GADZIĄ część mózgu. Ciało migdałowate kalibruje się na 120, czyli na poziomie anarchii. A ciało migdałowate odpowiada za emocje, reakcje obronne, agresję. Poziom 120 to poziom strachu, bliski pożądaniu. Poziom wyższy – 135 to poziom dialektyki Karola Marx-a, przez którą zginęło i umarło z głodu miliony ludzi. To nie sprzyja życiu. Bo to m.in. poziom – “żeby przeżyć muszę odebrać życie”. I ludzie to przenieśli na masę innych aspektów – “jeśli czuję brak wartości, to muszę ją zdobyć ze świata lub obniżyć wartość innych”. Nie mówię tego o filozofii marksistowskiej, tylko o tym, co wynika z tego poziomu i do czego to może doprowadzić.
Ta część mózgu odpowiada też za relacje z innymi ludźmi. A jak my postrzegamy innych ludzi? Przez szacunek, miłość, akceptację, współczucie, prawdo do życia? Czy raczej przez poziom jakiegoś gada, np. węża? Zeżreć, zabrać mu, ugryźć jak zbliży się za bardzo? I zapewne tego samego spodziewamy się od innych.
Wypieranie, że możemy kierować się jakością ekspresji drapieżników uniemożliwi przekroczenie tego. Podobnie demonizowanie, osądzanie, obwinianie się za to, etc.
To wszystko i jeszcze więcej – i ani na moment nie przestajesz być sobą.
Zauważ – jeśli uważasz, że nie czujesz się sobą, to znaczy, że był czas, że czułeś/aś się sobą. No ale zmieniło się tylko to, co czujesz. I wraz z tym myśli. Ale nic więcej. Zajmowanie się tym więc nie zmieni Ciebie, bo tym nie jesteś.
Nawet jeśli mówimy o własnej wartości, to zazwyczaj mówimy o “POCZUCIU własnej wartości”. Innymi słowy – swoją wartość budujemy o to, co czujemy. Co też jest kolosalnie dalekie od rozsądku.
I właśnie elementem tego “sobą” może być zamiłowanie do osądzania siebie, do bycia dla siebie bardzo surowym/surową. Jeśli surowo siebie oceniasz, to czy przestajesz być sobą? Nie. Jeśli dziś uznasz, że straciłeś/aś swoją wartość, to czy przestałeś/aś być sobą? Czy to się zmieniło? Nie. Bo to tylko mentalizacja o tym, co uważasz za siebie.
Możesz nie lubić odczuwać wstydu i uważać, że gdy go odczuwasz, to nie jesteś sobą. No ale to właśnie to urojenie, o którym mówię – budowanie percepcji siebie na bazie emocji. I demonizowanie tego, czego nie chcemy.
Ale jaszczurka to tylko jaszczurka. Nie trzeba się jej bać, ani nienawidzić. Najlepiej obcować z nią rozsądnie. Czyli poznać naturę jaszczurki i ją zaakceptować. Jaka jest natura jaszczurki?
Jeśli zaczniesz medytować, w tym obserwować myśli i odczucia płynące z ciała, z czasem dostrzeżesz, że myśli i emocje się zmieniają ale ten, kto je obserwuje nie ulega zmianie i od nich nie zależy.
Dostrzeżesz wtedy, że nie możesz ani czuć się sobą, ani nie czuć się sobą, bo odczuwanie nie ma z Tobą nic wspólnego.
Wystarczy, że uznasz, że coś w świecie jest niesprawiedliwe i już pojawi się gniew. Nagle się zmieniłeś/aś, bo zmieniło się to, co czujesz?
Dlaczego odczuwanie nie ma z Tobą nic wspólnego? A chociażby dlatego, bo nie masz nad nim kontroli. To dzieje się niezależnie od Ciebie. Nie możesz rozkazać emocjom zniknąć, pojawić się lub odejść, zmienić ich, nie możesz przestać ich odczuwać na życzenie, ani zacząć. To się dzieje samo. Tak jak myślenie. Myślenie myśli się samo.
Zauważmy, że praktycznie cały czas mówimy – “Chcę SIĘ poczuć lepiej” albo “Czuję SIĘ źle”… To cały czas wmawianie sobie urojeń, że mówiąc o emocjach mówimy o sobie.
Dla osoby w niskiej świadomości myśli, uczucia i ciało to jedno i to samo, co ta osoba. Tylko szczera i uczciwa intencja, by wzrosnąć zaczyna ukazywać nam, że jest to iluzja na temat życia i rzeczywistości. To nie jest ukryte. Tu nie ma żadnych tajemnic. Tylko życie w “ciemności”, czyli niskiej świadomości. No bo czy to jedna z tajemnic wszechświata gdzie w ciemnym pokoju leży klucz? Nie. Nie widzisz tego tylko, bo brakuje światła. Gdy włączysz światło, odpowiedź na tę “tajemnicę” pojawi się natychmiast.
Jeśli wybierzemy, aby ją przekroczyć, dostrzeżemy jak wiele korzyści mamy z jej utrzymywania – np. możemy projektować cały dyskomfort i niechciane emocje poza siebie – na innych ludzi, sytuacje i omijać ich/je z daleka. Możemy doić sobie ulubione pozycjonalności, jak np. “to niesprawiedliwe”, “to złe”.
To ludzie też uważają za siebie. I sądzą, że jeśli czują opór względem zmiany, to znaczy, że w zmianie jest coś złego. Ale tak nie jest. To odwrócony paradygmat – wybieramy to, co NIE sprzyja życiu, bo na poziomie nie sprzyjającym życiu to uważamy za odpowiednie. Dlatego paradygmat należy zmienić.
Należy poszerzyć kontekst.
Możesz uznać, że skoro odeszła od Ciebie partnerka czy partner, to wynika z tego, że jesteś XYZ. No ale to zewnętrzne wydarzenie, któremu całe znaczenie nadałeś/aś Ty. To wydarzenie nie ma na Ciebie żadnego wpływu. Możesz postrzegać je tak, że jest złe, że nie powinno mieć miejsca, uważać się za jego ofiarę i będziesz odczuwać tego konsekwencje. Ale to co czujesz nadal nie ma nic wspólnego z Tobą. To co uważasz na temat tego wydarzenia też nie ma nic wspólnego z Tobą. To może być konsekwencja Twoich decyzji, a decyzje opierałeś/aś o swój światopogląd, intencje, poziom świadomości, etc. ale to nadal światopogląd, intencje, poziom świadomości. Zaś to z czym się utożsamiasz tego tego konsekwencje. Nie Ty.
Natomiast to wszystko robisz, bo uważasz to za właściwe – np. wybierasz granie ofiary i obwinianie partnerki, wybierasz cierpienie, by następnie oskarżyć o nie kogoś innego i oczekiwać zadośćuczynienia.
Gdy ode mnie odeszła partnerka, to też na początku cierpiałem uważając, że cierpię przez nią. Dzięki temu, że postanowiłem już nigdy nie przeżyć tego ponownie, poszukałem ludzi, którzy pomogli mi w rozwoju. Po kilku latach pracy, uświadomiłem sobie, że jej odejście było jednym z najwspanialszych darów jakie otrzymałem. Dostałem porządnego kopa w tyłek, dzięki czemu nieco otrzeźwiałem. Czy był to dar? Tak i nie. Niemniej w obu przypadkach ja nadałem temu wartość – raz negatywną, a potem pozytywną i podjąłem na bazie tego odpowiednie decyzje.
Jeśli utożsamiasz się z myślami i emocjami, to utożsamiasz się z tym co zmienne. Jeśli zaczniesz stawać się świadomy/a myśli, to dostrzeżesz, że myślenie myśli się samo i każdej minuty przez umysł może “przelecieć” setki różnych myśli. Podobnie z emocjami – każdej minuty możesz czuć coś innego lub mieszankę różnych uczuć. Jeśli przywiązałeś/aś się szczególnie do jakiegoś uczucia, to gdy ono zniknie, oczywiście powiesz sobie np. “dziś nie czuję się sobą”. No tak, tylko to co czujesz nie ma nic wspólnego z Tobą, bo nie jesteś tym co czujesz. Ani to co czujesz obecnie to nie Ty, ani to do czego się przywiązałeś/aś – to też nie Ty.
Nie możesz czuć, ani nie czuć się sobą.
To co czujesz to KONSEKWENCJA.
Konsekwencja czego? Twojej percepcji (oczywiście wykluczam np. różne dolegliwości chorobowe, teraz mówimy stricte o emocjach). Więc jeśli “nie czujesz się sobą”, to znaczy, że postrzegasz siebie inaczej, niż zazwyczaj. Jak? Jak postrzegasz siebie w tych sytuacjach, gdy “nie czujesz się sobą”? Zacznij stawać się tego świadom, bo jeśli stawiasz temu opór, to ten stan się nie poprawi. Możesz czekać na to nawet latami, a będzie tylko coraz gorzej.
I w końcu utożsamisz się z tym – “Skoro czuję się źle cały czas, to muszę być zły/a”. Inni dodają sobie do tego jeszcze więcej – np. “Bóg mnie karze”. Albo – “życie jest ciężkie”.
To nie jest prawda.
Jeśli codziennie czujesz wstyd, winę, żal, których się trzymasz i projektujesz np. na jakieś wydarzenie z przeszłości, to równie dobrze możesz stawić opór temu co inne i pozytywne – jak np. gotowości, by sobie wybaczyć. No bo jeżeli w Twoich oczach wstyd to Ty, to zrezygnowanie ze wstydu byłoby jak zrezygnowanie z siebie. Co oczywiście jest bzdurą i urojeniem, bo z siebie nie można zrezygnować.
I przecież masa ludzi wcale nie chce zrezygnować z poczucia winy np. w formie grania ofiary, z użalania się nad sobą, z gniewu np. w formie uraz. Trzymają się ich i doją skrywaną przyjemność.
Zobacz jak ludzie uwielbiają grać ofiary! Są w centrum fleszy, zyskują współczucie innych. Ba! Nawet sławę i pieniądze!
Ale pamiętaj – żadna ilość pieniędzy nie da Ci zdrowia, jeśli sam(a) je sobie odbierasz.
Możesz osądzać to, za kogo/co się uważasz, zmieniać temu wartość, nadawać różny sens, podejmować lepsze lub gorsze decyzje i doświadczać ich konsekwencji ale to nadal nie Ty.
Ty jesteś tym, kto/co tego wszystkiego doświadcza, obserwuje, jest świadomy (ze swojego poziomu), nadaje sens, znaczenie, utożsamia się z tym czy tamtym. Można rzec, że Ty jesteś Słońcem, które pada na to wszystko, a nie cieniem, ani tym na co padasz.
No pomyśl – czy możesz przestać doświadczać? Możesz przestać czuć? Nie, bo się dzieje samo. A to oznacza, że tym nie jesteś. Nie masz nad tym kontroli. Oczywiście możesz sobie zniszczyć mózg czy nerwy, co ograniczy przepływ sygnałów z ciała ale to wszystko. Niszcząc to czym nie jesteś, też nic się nie zmieni na lepsze.
Mówienie – “dziś nie czuję się sobą” to jak mówienie – “dziś nie smaruję się sobą”.
Przestać mówić “czuję się”. To nie ma nic wspólnego z Tobą. Czujesz emocje, albo ból, albo konsekwencje opierania się ale to nie Ty. Projektowanie emocji to ogromny błąd, bo ich źródłem nie jest świat. A masa ludzi nie tylko wierzy w urojenie “czuję się/siebie” ale jeszcze mówi sobie – “jak z czymś czuję się źle/dobrze, to jest to złe/dobre”. I jeśli uważają, że ekscytacja to oni, to będą uważać za dobre wszystko, co daje im ekscytację… I tak się będą ekscytować np. wydarzeniami sportowymi, choć rozsądek podpowiada, że w tym czasie powinni uczyć się na egzamin.
Dlatego podałem przykład z rozstaniem – to co się stało jest jak kłos zboża, na który pada promień Twojej świadomości. Nie zmienia to promienia, ani samego kłosa. W zależności od tego jak “padniesz” na ten kłos, inny będzie tylko cień. No ale nie jesteś cieniem. Cień nie ma wpływu ani na kłos, ani na Słońce. A to jak na niego “padasz” zależy od Ciebie – czyli w jakim kontekście umieszczasz to wydarzenie, jak je interpretujesz, jaką wartość, sens i znaczenie mu nadałeś, etc. Raz jeszcze – sobą nie można się smarować.
Zmiany tego nie można sobie wymyślić. Można wyłącznie ewoluować w świadomości. Czyli np. wziąć odpowiedzialność za to doświadczenie, za swoje uczucia, za wartość i znaczenie jakie temu nadaliśmy i dokonać korekt, zmienić intencję względem tego, zrezygnować z wszelkich korzyści dotychczasowej sytuacji i zmienić siebie względem tego.
Rozwój świadomości to umiejętność, którą sobie możesz praktykować.
Bo mowa tu o jeszcze o oporze, przywiązaniach, pozycjonalnościach, nadanych wartościach, znaczeniu i korzyściom.
Rozwiązanie? Zacznij nazywać to co czujesz. Konkretnie. I pamiętaj, że to co czujesz to:
1. Konsekwencja Twojej percepcji.
2. Ujawnione emocje, które możesz nosić stłumione od wielu lat, co stanowi dowód, że nie mają nic wspólnego z tym, czego doświadczasz.
A dowodem na to, że to co nosisz to też nie Ty, stanowi prosty fakt, że w każdym momencie możesz uwolnić tego energię i to zniknie, a Ty pozostaniesz sobą. Tylko zapewne zmieni się to co czujesz i doświadczasz na bardziej pozytywne. Tak jakbyś udrożnił(a) rurę odpływową w wannie. Usunięcie tego, co w niej zalega nie zmienia rury, ani wanny. Zmienia natomiast możliwości.
Jeśli płyniesz sobie kajakiem i jest Ci dobrze, to nie mówi o Tobie nic. Równie dobrze godzinę wcześniej mogłeś/aś komuś okraść dom. A jeśli nagle prąd przyspieszy, a Ty spanikujesz, to co to mówi o Tobie? Nic. Ew. to może być informacja, że jeszcze nie radzisz sobie z silniejszym nurtem. No ale to nadal nie Ty, tylko ew. umiejętność.
Ktoś może być kochający i nie potrafić ugnieść ciasta na pizzę. Może nie czuć się z tym pewnie. No i? Ta sama osoba może się tego nauczyć. I co to zmienia? No ta osoba nadal jest sobą. Czuje się już pewnie robiąc pizzę ale nic poza tym. Nie stała się bardziej kochająca, ani mniej, bo nauczyła się ugniatać ciasto. Natomiast mogła się tego nauczyć, bo jest kochająca i pragnie przygotować innym smaczną pizzę.
Podobnie – ktoś inny może być zawistny i też nauczy się ugniatać ciasto pizzy. Czy to zmieni tę osobę? Nie. I co z tego, że ugniatając ciasto na pizzę czuje się już pewnie? Nic.
Więc mówienie “czuję SIĘ pewnie ugniatając ciasto na pizzę” nie ma nic wspólnego z Tobą. Tylko jesteś już pewny/a swojej umiejętności ugniatania ciasta pizzy i dlatego zmienia się to, co czujesz. To nie ma nic wspólnego z Tobą.
Podobnie – jeśli czujesz się źle z tym, co ktoś powiedział lub zrobił to nie ma nic wspólnego z tą osobą! Podobnie – jeśli czujesz się z tym dobrze! To Twoja percepcja i jej konsekwencje! Nic więcej!
Bandyta może powiedzieć, że dobrze wyglądasz, bo w ten sposób chce odwrócić Twoją uwagę i Cię okraść. Ale jeśli Ty sam(a) się osądzasz, to oczarujesz się jego słowami i zaczniesz żyć urojeniem, że to dobra osoba, bo jest Ci przy niej dobrze. Ta osoba nie jest ani dobra, ani zła. Nie wiesz jaka jest.
Równie dobrze kochająca osoba może mieć zły dzień i np. na powiedzenie jej komplementu zareaguje oschle. I znowu – to co poczujesz nie ma nic wspólnego z tą osobą.
W obu przypadkach możesz być naiwny/a i zrobić sobie niepotrzebnie kłopot.
Miliony ludzi czuło się fantastycznie z przemowami Hitlera i doprowadziło to do wojny całego świata ze sobą. Z drugiej strony – dzisiaj (zresztą cały czas) wyśmiewa się słowa Jezusa i Buddy, bo się człowiek z nimi źle czuje, np. “widzisz źdźbło w oku brata swego, a belki w swoim nie dostrzegasz”. Ale jak polityk kłamie pięknymi kłamstwami, nawet już nie pierwszy raz, ludzie dalej na niego głosują i dają się oszukiwać.
Zresztą nie trzeba szukać tak daleko jak Hitler. A co z Twoimi rodzicami? Ile razy czułeś/aś “się” źle z tym co zrobili czy powiedzieli? No ale znowu – to nie ma nic wspólnego z Tobą i nigdy nie miało! To co czułeś/aś, to była konsekwencja Twojej percepcji, nadanej wartości i znaczenia. Dla większości ludzi to, co robią i mają uważają, że coś świadczy o nich. Więc jeśli to co mają – np. swoich rodziców – osądzą jako złych, to automatycznie tak postrzegają siebie. A złe samopoczucie to tego konsekwencja. Co to ma wspólnego z rzeczywistością? Nic. Bo każde doświadczenie jest subiektywne.
A jeśli Twoi rodzice popełnili jakieś błędy, no to nie kontynuuj ich, ani nie powielaj, tylko dokonaj korekt. Zrób to, czego oni nie potrafili. Co stoi na przeszkodzie? Nic. Tylko Twoja decyzja.
No bo przecież też chciał(a)byś, by oni byli inni, żeby było lepiej i Tobie, i im, prawda?
Powtórzę – nieprawdę zastąp prawdą. Co stanowi prawdę? Np. przyznanie – “nie wiem kto jaki jest”. I uczciwość względem swoich intencji, oczekiwań, percepcji, etc. Oraz wybór dojrzałości – “zaprzestanę osądzać świat na bazie swoich uczuć” (zarówno negatywnych jak i pozytywnych). Jeśli jesteś pijany/a i wściekły/a lub radosny/a, to po wejściu do samochodu stanowisz tak samo duże niebezpieczeństwo dla siebie jak i dla reszty uczestników ruchu.
No bo co jeśli nikt nie odwzajemni Twojego dobrego samopoczucia, nikt nie będzie dla Ciebie miły, nikt nie powie Ci komplementu? No co z tego? Wiele ludzi sądzi, że jak się czują dobrze, to wszyscy powinni być dla nich dobrzy. Większość oczywiście sądzi, że jak się czują źle, to cały świat jest zły, ludzie są źli, Bóg jest zły… I również oni muszą być źli. A jak nie źli, to niewinne ofiary.
Wiesz jak wykaraskać się z różnych bzdurnych dualizmów? Przez powiedzenie prawdy. Przykładowo – jak podejść do problemu czy szklanka jest w połowie pełna, czy pusta? Powiedzieć ile jest wody. Bo to jak ilość tej wody ma się do objętości szklanki nie ma żadnego znaczenia. Poszerzaj kontekst.
Mit/urojenie – “Szukam siebie”, “muszę odnaleźć siebie”
Jak możesz szukać siebie, jeśli już jesteś sobą? Może mi to ktoś wyjaśnić?
To by znaczyło, że ten kto szuka to ktoś inny lub coś innego, nie Ty. A więc co? Kurier? Pies myśliwski? Dopóki siebie nie znajdziesz, to jesteś sokołem, który lata i stara się siebie odnaleźć?
Szukanie siebie to tylko cwany sposób, by uciekać od prawdy, od rzeczywistości, bo się wstydzimy, boimy i uciekamy od czegoś, co w sobie wyparliśmy, zdemonizowaliśmy, osądziliśmy i nie chcemy mieć z tym do czynienia. Dlatego wybieramy się w “mentalną odyseję”, by rzekomo “odnaleźć siebie”. Ale nie mamy na celu odnalezienie siebie, tylko robienie czegoś, co gwarantuje nam unikanie tego, czego nie chcemy na swój temat. Innymi słowy – to kierunek przeciwny “odnalezieniu siebie”.
Wcale nie chcemy znaleźć siebie. Dlaczego nie? Bo to całe osądzanie jakie mamy dla innych, ten strach, który projektujemy poza siebie, ten gniew, frustracje na coś lub kogoś w świecie, itd. tylko czekają, byśmy je na siebie wywalili niczym kubeł zimnej wody. Boimy się samoosądzania, samokarania. Boimy się cierpienia związanego z prawdą na nasz temat. A raczej tym, co sami uznaliśmy za prawdę.
Ale czy prawda na nasz temat jest straszna? Wcale nie. No bo co złego jest w przyznaniu np.:
– O kurde! Ja uwielbiam się użalać! Taki/a jestem!
– No gram ofiarę od 40-tu lat. Najwyraźniej to lubię.
– Fantazjuję 16 godzin na dobę!
– Lenię się, uwielbiam się opierać, nienawidzę nowości, wyzwań, zmian.
– Szukam pretekstu, by zacząć się denerwować i frustrować. Uwielbiam wpadać w gniew!
No co złego jest w tym, że uwielbiasz zazdrościć innym, a sam(a) się opierasz i nie masz zamiaru podejmować się wyzwań, rozwijać się, popełniać błędów? Nie ma nic złego. Ale jeśli Ty osądzisz to jako złe i siebie wraz z tym, no to będziesz unikać przyznania się do tego, a przez to uniemożliwisz sobie akceptację i wzięcie odpowiedzialności. Czyli w konsekwencji zmianę tego.
To również wiąże się z dualizmem, czyli iluzją, dobra i zła. Człowiek osądza to, co uznał za złe i próbuje to usunąć. Ale nie można usunąć zła, tak jak nie można usunąć ciemności. Tym bardziej jeśli my sami coś uznaliśmy za złe. Bo zło nie istnieje.
Zauważmy – nawet jakby w tym momencie ktoś do mnie podszedł i uderzył mnie w twarz chcąc mi pokazać, że zło jest, to przecież zrobiłby to, bo uznał to za dobre! Zrobiłby to, by ochronić swoją percepcję świata, pokazać durniowi, że się myli, etc. To wszystko DOBRE Z JEGO PERSPEKTYWY motywacje. Kontekście w jakim taka osoba by mi przyłożyła, uderzenie mnie postrzegałaby jako dobre. Choć w innym kontekście może sobie zdawać sprawę, że uderzenie drugiego człowieka jest “złe”, czyli błędne. Więc osoba zrobiłaby coś, co sama uznała za dobre, by udowodnić innej osobie, że istnieje zło…
Albo rodzice karzą swoje dziecko, gdy zrobi ono coś, co uznali za złe. Sądzą, że w ten sposób wyeliminują zło – błąd dziecka. A jak im się nie udaje, zaczynają osądzać swoje dziecko.
Ludzie nawet sądzą, że Bóg też tak postępuje – karze za błędy wiecznym potępieniem i w ten sposób upewnia się, że nie będziemy popełniać błędów. Pomaga? Nie pomaga. Raz, bo to urojenie. Dwa – to po prostu nie działa.
Ludzie próbują np. odnaleźć odwagę. Ale nie można jej odnaleźć. Można ją wybrać, gdy usuniemy to, co ją ogranicza. Ona już w nas jest. No ale jeżeli pod pretekstem “odnalezienia odwagi” tak naprawdę uciekamy od lęku, to nic z tego. Odwaga będzie poza naszym zasięgiem, bo ona ujawni się sama, gdy zmierzymy się z lękiem i tym, co uznaliśmy za jego źródło.
Dlatego też wypieranie, bagatelizowanie, udawanie, uciekanie to kolosalne błędy. Najlepiej widać to na przykładzie uzależnionych – dopóki uzależniony nie przyzna, że jest uzależniony, czyli nie radzi sobie ze swoim życiem i nie ma nad nim kontroli, to nie wyzdrowieje.
No bo co możesz zrobić, jeśli uwielbiasz się użalać nad sobą, grać ofiarę, frustrować i obwiniać, a potem oglądasz porno, by sobie rzekomo “ulżyć”? No dopóki nie przyznasz jak jest i nie weźmiesz za to odpowiedzialności, to tego nie zmienisz.
Ale ludzie tego nie robią. Zamiast tego tworzą sobie bajeczki typu – “jestem perfekcjonistą”. Choć unikają dążenia do perfekcji, nie próbują niczego nowego, nie ulepszają, tylko boją się popełnić błędy i odczuć wtedy wstyd i winę. Nie mówią jaka jest prawda, tylko wciskają sobie taki “fajny kit”. I zapytani czy już zrealizowali jakiś cel zawsze mogą odpowiedzieć – “No jeszcze nie, bo wiesz – jestem perfekcjonistą i nie mogę się z tym spieszyć”. I wtedy wszyscy odpowiedzą – “Łaaał, masz rację”. Choć prawdą jest, że osoba ta nie ma najmniejszego zamiaru nic zrobić, bo się boi.
Albo ludzie pytają się – “Jak tam w pracy? Rozwijasz się?” I pada odpowiedź – “No nie, bo jeszcze nie znalazłem/am siebie, nie wiem co jest moim powołaniem”. Albo – “Jeszcze nie odkryłem/am swoich talentów”.
No to przypomnę – talent to konsekwencja najczęściej wielu lat rozwijania jakiejś umiejętności z intencją chęci, ekscytacji, poświęcenia, oddania i dążenia do bycia w tym jak najlepszym przez wiele godzin każdego dnia i nadanie temu dużego znaczenia oraz sensu. To stan robienia tego bez oporu.
Więc jak można “odkryć talent” jeśli nie rozwijamy chętnie żadnej umiejętności? No nie można. Ale można “odkrywać” czy “szukać talentu” nawet przez całe życie jako sposób, by tak naprawdę nic nie rozwinąć, czyli nie zmierzyć się z oporem, wątpliwościami, nie musieć wziąć odpowiedzialności za swoje starania, etc.
I gdy się człowiek boi, zaczyna sobie wmawiać, że zanim coś zrobi, najpierw musi odnaleźć siebie. Albo jeszcze lepiej – “odnaleźć W TYM siebie” albo “odnaleźć siebie w czymś”… No tak ale nie jesteś w czymś. Ty jesteś tym, kto/co teraz na to wszystko patrzy i nadaje temu taką wartość, takie znaczenie, identyfikuje się z tym lub tamtym, opiera się, etc. Nie ma Ciebie gdzieś. Nie ma Ciebie z czymś, ani w czymś.
Albo cały czas słyszę – “Nie mogę tego zrobić, to niemożliwe”. Choć i tu prawda jest zupełnie inna – “Boję się i nie chcę tego zrobić”. Różnica między “nie mogę”, a “nie chcę” jest kolosalna.
I znowu – jeśli unikniesz prawdy, że oczywiście możesz ale nie chcesz, to gdy zaczniesz “szukać siebie”, nie znajdziesz nic, bo już samą intencją jest uniknięcie prawdy. Więc spodziewasz się znaleźć prawdę o sobie – siebie? To, co znajdziesz, to kolejne urojenia i zapewne po drodze doświadczysz konsekwencji ucieczki od prawdy.
Zamiast przyznać prawdę na swój temat, wolimy wymyślać sobie urojenia ale też usprawiedliwienia, że np. ktoś nas zdenerwował i to wina tej osoby, że czujemy się źle. Więc nie tylko gramy ofiary, zwalamy odpowiedzialność ale też osądzamy to, co czujemy. I tak trwamy w tej bajeczce-dramacie nawet dziesiątki lat. I nadal wciskamy sobie bzdury, że to nie my, że my jesteśmy dobrzy, tylko inni są źli i to przez nich cierpimy.
Z drugiej strony ludzie też mówią – “uciekam od siebie”. Albo “walczę ze sobą”. Najbardziej poplątane jest – “muszę wygrać ze sobą” lub “muszę przełamać siebie”.
No gdybyś batonikiem Twix, to pewnie mógłbyś/mogłabyś przełamać siebie. Ale nie jesteś batonikiem Twix. Poza tym batonik Twix sam się nie przełamie. A nawet jakby mógł, to byłoby bez sensu.
Przede wszystkim ani nie uciekamy, ani nie walczymy, ani nie próbujemy przełamać siebie. Tylko to, z czym się identyfikujemy. Najczęściej oczywiście z oporem, myślami i emocjami. Czyli tego, czego nie akceptujemy i co demonizujemy, osądzamy, stawiamy opór i jeszcze uznajemy to za nas.
Niech mi ktoś wyjaśni – jak można przełamać opór? Czy można przełamać zaciśniętą dłoń? Czy można przełamać zamknięte z całej siły oczy? Czy można przełamać napięte mięśnie? Czy można przełamać niechęć do powiedzenia czegoś?
To jest jeden z fundamentalnych problemów osądzania – to co w sobie osądziliśmy próbujemy pokonać, złamać/przełamać albo uciec od tego. Jeden z klientów napisał mi, że musi się oduczyć np. frustrowania się…
To też dobry pomysł – oduczyć się.
W rzeczywistości niczego nie można się oduczyć.
Tak jak nie można wygrać ze sobą, przełamać siebie, ani uciec od siebie.
No bo jeśli nauczysz się dodawać, to nie możesz się tego oduczyć. Jeśli całe życie się wstydzisz, to nie możesz oduczyć się wstydzenia. To niemożliwe. Świadomość nie ma zdolności oduczania.
Gdy się czegoś nauczysz lub dowiesz – to z Tobą zostaje na resztę życia. Co możesz zrobić? No nie wybierać tego. Ignorować to. Zamiast tego wybierać coś innego.
Dlatego już w drugim Module Programu Wolność od Porno przedstawiam temat nawyków, czyli nieświadomych decyzji, postępowania, dążeń, by mieć informacje i narzędzie do dokonania realnych KOREKT w swoim życiu.
Jeśli coś robisz niechlujnie, to nie możesz się oduczyć niechlujstwa. Bo nie ma osobnej cechy “niechlujstwo”. Jest tylko jakość tego, co robisz – np. sprzątania. Nie możesz usunąć niechlujstwa. Więc nie ma sensu się za nie karać. To bez sensu! Nie możesz usunąć 15 stopni Celsjusza. Możesz albo zwiększyć, albo obniżyć temperaturę.
To właśnie pułapka dualizmów. Ludzie próbują usuwać, oduczać, pokonać, przełamać, etc. to co uznali za złe, to co osądzili. To niemożliwe. Wielokrotnie mówiłem, że nie można usunąć ciemności, bo jej nie ma. To tylko mentalizacja na temat rzeczywistości. To co możesz zrobić, to dodać światło.
Dlatego zamiast “oduczyć się niechlujstwa”, zacznij praktykować np. schludność czy dokładność.
Od tego jest cała ogromna seria o cnotach, która mówi w esencji – “nie walcz z tym, co negatywne, tylko to zaakceptuj, weź odpowiedzialność, porzuć korzyści z tego i praktykuj to co pozytywne, co służy życiu”.
Ale cwaniaki zamiast praktykować to, co pozytywne wolą męczyć się, walczyć i uciekać od tego, co sami osądzili jako negatywne, złe, grzeszne, etc. Dlaczego? Bo mają z tego korzyści, z których nie chcą zrezygnować.
To również tyczy się uzależnień.
Nie możesz usunąć uzależnienia.
Niezależnie jak “go” nienawidzisz, boisz się, demonizujesz, etc. Nie ma szans go usunąć, bo nie ma osobnego bytu “uzależnienie”. Jest to jak żyjesz, jakim wybierasz być człowiekiem i tego konsekwencje. Tego też nie możesz usunąć, tylko zacząć to korygować. Np. zamiast niechęci względem swojej pracy zacząć wybierać chęć. Nie możesz usunąć oporu, możesz wybrać chęć. A raczej bez wyboru chęci nie można zrezygnować z niechęci. Bo nie ma niczego “pomiędzy chęcią i niechęcią”. Chcesz albo nie chcesz. Nie ma trzeciej możliwości.
Powiedz – czy w szkole usuwasz niewiedzę czy zdobywasz wiedzę? Jeśli chodzisz na kurs tańca, to usuwasz nieumiejętność tańca, czy rozwijasz umiejętność tańczenia (w wielkim skrócie i uproszczeniu)?
Czy można powiedzieć – “Dzisiaj nie wiem już trochę mniej”?
Mówię o tym wszystkim właśnie w kontekście “szukania siebie”. Nie ma “siebie”, które możesz odnaleźć, zgubić, nie mieć, nie widzieć, itd. Nie ma Ciebie mniej, ani więcej. Nie możesz usunąć tego, co nie podoba Ci się na Twój temat. Możesz to zaakceptować, wybaczyć sobie, wziąć odpowiedzialność i zacząć zastępować wyższą jakością.
No bo czy nie na tym polega problem uzależnionych – osądzają np. to co czują i aby tego nie czuć niszczą sobie mózg, zażywają trucizny i bardzo chętnie widzą to w innych, w świecie. I czy żyje im się lepiej? Nie.
Prostszy przykład – dłubanie w nosie. Czy można oduczyć się dłubania w nosie? Nie można. A może można je przełamać? A może odnaleźć gdzieś siebie nie dłubiącego/niedłubiącej w nosie? A może należy wygrać z dłubaniem w nosie?! Stanąć z dłubaniem w nosie w szranki i zwyciężyć?
Z tym co robisz nie możesz wygrać. Nie możesz też przegrać. Swoje decyzje można wyłącznie zmienić, skorygować, gdy dostrzeżesz, że to Twoje decyzje, o co je opierasz i co masz z ich podejmowania.
A jeżeli masz problemy z wprowadzeniem zmian, to znaczy, że trzymasz się korzyści z dotychczasowych wyborów i nie chcesz z nich zrezygnować i/lub opierasz się zmianie.
Nie można też usunąć nieświadomości. Nie tylko z faktu, że nie ma świadomość/nieświadomość, tylko świadomość to kolosalnie szerokie spektrum jakości, co uwzględnia utrzymywanie iluzji, kłamstw, urojeń, nadawanych wartości, znaczeń, przywiązań, oporu, etc. Więc świadomość, to nie 0 lub 1. Ale też nieświadomość nie ma osobnego bytu w rzeczywistości. Nie można jej dodać, ani usunąć.
Nie możesz przestać być nieświadomy. Możesz zwiększyć świadomość i dostrzec czego jesteś świadomy/a, a czego nie. To oznacza ewolucję świadomości.
To nie zmieni świata ale Twoje doświadczenia w nim. Przypomnę – jeśli coś się wydarzyło, to wszystko co w tym widzisz to Twoja projekcja – nie tylko przeszłych doświadczeń ale emocji, oporu i nadanej wartości, sensu oraz znaczenia. Tego nie ma w świecie. I jednocześnie to co już dostrzegasz w zdarzeniach, ludziach czy świecie, to Twój poziom świadomości. To nie rzeczywistość. Tego nie możesz usunąć, tylko ewoluować jeśli chcesz coś zmienić.
Np. jeśli utrzymujesz względem kogoś urazę, to nie możesz jej usunąć, ani zapomnieć. Nie można zapomnieć tego, co się stało. Można starać się nie wracać do tego w myślach, wypierać to, co czujemy. Jak rozwiązać problem? Przewartościować go, rekontekstualizować, uwolnić całą nagromadzoną energię emocji i opór. Czyli – zmienić swoją percepcję tego.
Możesz więc bać się, że kobieta Cię zrani lub odrzuci. No ale to zranienie i odrzucenie nie jest rzeczywistością. Tego nie ma. Możesz to rozpoznać i ewoluować w świadomości ponad to. Np. nazwać czego tak naprawdę się boisz i stać się świadomym natury tego i wykonać odpowiednią pracę nad sobą względem tego.
Zacznij żyć kontemplując swoją percepcję wydarzeń i same wydarzenia.
Nie zakładaj, że coś ma znaczenie lub nie, bo całe znaczenie jakie ludzie widzą w czymkolwiek, to jedynie jego projekcja. A znaczenie wynika z kontekstu, w jakim postrzegamy coś lub kogoś.
To też tyczy się Ciebie – jeśli będziesz próbować “szukać siebie”, to nic to nie da, bo wszystkie przemyślenia, analizy i działania będziesz przeprowadzać w dotychczasowym kontekście i patrzeć przez nadane znaczenie, sens i wartość. Nie możesz liczyć na przybliżenie się do prawdy bez poszerzenia kontekstu.
Strzeż się wnioskowania, że odkryłeś/aś jaką prawdę o sobie czy czymkolwiek innym.
Bo wszystko jest prawdą ale tylko w jakimś kontekście. Poza nim przestaje być prawdą.
Więc –
!!! zawsze uwzględniaj parę – np. wniosek + kontekst, z którego wniosek wyniknął i wydaje się sensowny!!!
Jak trzeba ograniczyć i zniekształcić kontekst, by postrzegać coś/kogoś przez pryzmat zła? Trzeba np. całkowicie ignorować temat niewinności, programowania, poziomu świadomości, korzyści, faktu, że każdy wybiera to, co uważa za dobre i wiele, wiele więcej. Aby więc coś lub kogoś osądzić jako złe, kontekst, w którym to postrzegamy musimy odrzeć z masy fundamentalnych cech rzeczywistości.
Jeszcze niezwykle istotna informacja – sam fakt, że w czymś co zrobiłeś/aś widzisz coś złego lub widzisz to jako błąd, już wynika z faktu, że się zmieniłeś/aś, bo umieściłeś/aś to w innym kontekście. Bez zmiany kontekstu dalej nie widział(a)byś w tym błędu.
No dlaczego ktoś wypominałeś/aś sobie to, co zrobiłeś/aś? Np. nie podszedłeś do ładnej dziewczyny? Bo wróciłeś do domu, spojrzałeś na sytuację nie ze stanu wstydu, stresu, niepokoju, tylko spokoju i dostrzegłeś, że popełniłeś błąd. Ale gdy byłeś od tej dziewczyny kilka metrów, zapewne zlałeś się potem, w głowie miałeś chaos i na tej podstawie odejście uznałeś za najlepszy wybór. W żadnym wypadku nie wybrałeś czegoś, co uznałeś za złe.
Czy chociaż raz w swoim życiu wybrałeś/aś coś, co W MOMENCIE DOKONYWANIA TEJ DECYZJI uznałeś/aś za złe? Za złe dopiero mogłeś/aś to uznać po dokonaniu wyboru i doświadczeniu konsekwencji.
Nawet morderca morduje, bo np. uważa, że w ten sposób pozbywa się grzeszników lub ludzi słabych i w ten sposób czyni świat lepszym miejscem, w którym żyją tylko silni. Albo się mści.
Fundamentem tego jest NIEWINNOŚĆ.
Gdybyś nie zmienił kontekstu, w którym oceniasz swoje decyzje, nie zmieniłyby się wnioski. Morderca nie jest do tego zdolny.
Mordercy nie są w stanie zmienić kontekstu, dlatego nie są w stanie dostrzec błędów w tym co zrobili. Dlatego to kontynuują. Czy dostrzegamy tragizm tego? Niemożność dojrzenia kolosalnych błędów i ich popełnianie w kółko? Ludzie, którzy nienawidzą czy boją się morderców popełniają ten sam błąd – też nie chcą spojrzeć na to z innego kontekstu. Uzależnieni przecież również nie dokonują zmian na lepsze, choć sami się krzywdzą.
Tak samo nie ma szans zmienić wniosków bez zmiany kontekstu odnośnie dowolnego zagadnienia.
Zaś kontekst możesz zarówno poszerzyć jak i zawęzić i zniekształcić. Bacz więc jaki kontekst wybierasz.
Dojdziesz tak daleko jak Twoja intencja. Jeśli nie poszerzysz kontekstu, nie dojdziesz dalej, niż jesteś. I to nie tylko tyczy się lęku przed napaścią ale też lęku przed podejściem do ładnej kobiety, umówienie się na randkę, stworzenie związku, nawet małżeństwo.
Fantastycznie jest projektować lęk i nienawiść na morderców. Ale co jeśli lęk i nienawiść mamy względem cech swojego charakteru i swoich przeszłych wyborów? Względem nich jesteśmy dokładnie tacy jak względem morderców – ukarać, zranić, zemścić się. Co nie rozwiąże problemu.
Bez poszerzenia kontekstu utkniemy we własnym życiu.
To chyba Einstein zauważył, że nie da się rozwiązać żadnego problemu podejmując się analizy i działań z poziomu, na którym ten problem powstał i trwa.
Bez poszerzenia kontekstu, zmiany intencji i uwolnienia emocji, oporu oraz przywiązania do pozycjonalności nie zmieni się także jakość myślenia. Dlatego też dalsze hipnotyzowanie się treścią umysłu również nie ruszy nas z miejsca. Często też prowadzi tylko do dalszego zaplątania się w chaosie myśli i nawet pogorszenia sytuacji w życiu.
Chociażby dlatego, bo już naszą intencją wpatrywania się w ten mentalny bełkot jest uniknięcie np. dyskomfortu i błędów.
A jeśli tylko będziesz próbować uniknąć swoich negatywnych cech i tyle, to na niewiele się zda. To właśnie kluczowa sprawa w przebywaniu w pozytywnym środowisku – z ludźmi, którzy żyją już tak jakbyś tego chciał(a). No bo jeśli w Twoim domu rodzice non stop się kłócą, a Ty tylko zaszywasz się w pokoju i siedzisz ze słuchawkami, by tego nie słyszeć i nie cierpieć, to nic to nie zmieni. W najlepszym przypadku będzie Ci źle tak jak do tej pory.
A gdy nie podejmiesz mądrej decyzji jak np. pogadać z kobietą, to względem tego, co Ci się nie podoba na swój temat będziesz dokładnie taki/taka jak Twoi rodzice – będziesz atakował(a). Ale co? Siebie? Czy coś w sobie, przez co nie podjąłeś ten decyzji?
Przecież historia mówi nam nawet o ludziach, którzy ranili swoje ciała uważając je za nieczyste, grzeszne. Bo nie rozumieli, ani nie postępowali mądrze z jego funkcjami. Nie tylko ciała ale też naturą umysłu, myśli, emocji jak pożądanie, wstyd i wina.
Czy coś to zmieni? Nie. I zamiast spojrzeć na rodziców jak na mądrych nauczycieli, którzy pokazują, że atak nic nie daje, tylko tworzy kolejne powody do ataku, będziemy to naśladować i upadać coraz niżej. A ich osądzać dokładnie tak samo jak siebie. I siebie osądzać dokładnie tak jak ich.
Zmiana wiąże się z inspiracją, naśladowaniem, przebywaniem wśród ludzi, którzy np. nie dłubią w nosie. ;) Przebywanie z tymi ludźmi automatycznie będzie dla Ciebie celem, by być jak oni. Gdy przyłapiesz się na dłubaniu w nosie, natychmiast przestaniesz. Zaś oni, jeśli są dojrzali, to nie będą Cię za to osądzać, ani karać, tylko zwrócą Ci uwagę.
JAKOŚĆ postępowania i doświadczania będzie wśród nich zupełnie inna. Tak jakbyś wyjechał(a) z dużego miasta na wieś i poczuł(a) świeże powietrze.
Ludzie na niskim poziomie nie tylko nie zwrócą Ci uwagi ale jeszcze pochwalą za robienie tego, co niezdrowe, co oddala od zdrowia. “Ze mną się nie napijesz!?” – ile razy to słyszeliśmy? Albo – “Chcesz wybaczyć temu bydlakowi, co cię skrzywdził! On nie zasługuje na wybaczenie, tylko na karę i zemstę! Zapamiętaj co ci zrobił, nigdy tego nie zapomnij!”
Cóż mamy zrobić w takiej sytuacji? Zgodzimy się z tym, bo nie mamy nawet konceptu innego podejścia.
Ja sam pamiętam doskonale, gdy zacząłem przebywać wśród ludzi żyjących na dużo wyższym poziomie od mojego. Zaczęli zwracać mi uwagę jak często użalałem się nad sobą. Robiłem to nawet, gdy starałem się tego nie robić i gdy uważałem, że mi się udało! Wow! Po kilku czy kilkunastu takich zwróceniach uwagi, obrałem sobie za cel, by się już nie użalać. Ale nie walczyłem z tym, nie próbowałem tego przełamać, ani się oduczyć. Nie próbowałem też znaleźć innego siebie. ;) Gdy dostrzegłem, gdy przyłapałem się, że znowu się użalam, korygowałem to. Cierpliwie, za każdym razem. Nic nie robiłem z samym użalaniem się. Zamiast niego wybierałem np. spojrzenie na fakt, na jakąś okoliczność w inny sposób.
Wkrótce użalanie się zniknęło z mojego życia. A gdy okazjonalnie do tego wróciłem, dokonywałem korekty poprzez uświadomienie sobie jaką korzyść znowu mam z użalania się. Rezygnowałem z tej korzyści i użalanie się zastępowałem czymś innym. Np. decyzją, by rozwiązać jakiś problem, zamiast się nad nim użalać.
Przestałem też osądzać siebie za popełnione błędy, za niedoskonałości i zacząłem korygować to, co byłem w stanie korygować. Nie wszystko, nie zawsze chętnie. Ale nie zatrzymywałem się. To było moją intencją – by żyć integralnie.
Oczywiście w każdym momencie mogłem zamiast tego powiedzieć sobie – “ok, to muszę odnaleźć siebie!” Ale moją szczerą intencją było, aby to zmienić. Dlatego też odczuwałem wstyd. Wstydziłem się użalania, bo już nie uważałem użalania za nic dobrego. Ale też nie wstydziłem się dla samego wstydzenia, nie obwiniałem się, gdy przyłapałem się na użalaniu. Tylko uwalniałem te emocje i skupiałem się na korygowaniu swoich decyzji, intencji, wartości, sensu, znaczenia jakie nadawałem.
Obwinianie się to jedna z największych pułapek na drodze do zmiany. I jedna z głównych “metod wychowawczych” na całym świecie. Dziecko z niechęci do kary lub strachu przed karą zmienia swoje zachowania. Ale nie robi tego, bo widzi sens w zmianie, tylko chce uniknąć kary. Dlatego jeśli tylko nie będzie zagrożenia karą lub uda mu się jej uniknąć np. udawaniem, nie zmieni swoich dążeń, decyzji, działań i wróci do nich. Z drugiej strony, jeśli my nie mamy intencji zmiany i tylko się karzemy i karzemy w kółko za popełnione te same błędy, to też utknęliśmy.
No bo co ma zmienić kara sama z siebie? Nic nie zmieni.
Powiedzmy, że obiecałeś sobie zagadać do ładnej dziewczyny i tego nie zrobiłeś. Ukarałeś się za to – np. nie poszedłeś do kina na film, na który czekałeś kilka lat. I co? Następnym razem już porozmawiasz z ładną dziewczyną, bo nie obejrzałeś filmu i było Ci z tym źle? Oczywiście, że nie.
Bo to, że nie podszedłeś miało swoje przyczyny i uznałeś to z jakichś powodów za najlepszy wybór. Czyli miałeś z tego korzyść. Zapewne dlatego, bo już siebie uważałeś za żałosnego i czułeś się żałośnie. Dowalenie sobie za to cokolwiek ma poprawić? Jaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaasne…
I znowu – tego nie można usunąć, przełamać, uciec od tego, etc. Nie możesz też “odnaleźć siebie, który podchodzi”. Można stać się świadomym prawdy, zaakceptować, wziąć odpowiedzialność i dokonać odpowiednich korekt w swoich działaniach/dążeniach. Jeśli się boisz, to taka jest prawda – boisz się. Zaś strachu też nie można przełamać, tylko rozpoznać iluzję z jakiej wynika i “wejść w nią”, by ją rozpuścić.
Nie ma nic złego w baniu się. Nie wypieraj tego. Ale też nie nakręcaj się tym.
Czyli jeżeli boisz się zostać odrzuconym, doświadcz tego i podczas doświadczania porzucaj te wszystkie pozycjonalności, które nazywasz “odrzuceniem”. Zobaczysz, że to doświadczenie jest zupełnie inne, niż dramat jaki widziałeś w umyśle. I ma on swoje składowe, którymi możesz się zająć jedna za drugą. Zauważ, że Ty sam siebie odrzucasz – np. próbujesz się znaleźć, czyli demonizujesz coś w sobie i chcesz tego uniknąć, ukryć.
Ale nie próbuj czegokolwiek się “oduczać”, bo to droga donikąd. W rzeczywistości niczego nie można się oduczyć. Ludzie tego nie rozumieją. Dlatego próbują się oduczyć czegoś, co w rzeczywistości stanowi tylko zmaganie – opieranie się temu lub wypieranie. Tak postępują z zachowaniami jak np. podjadanie ale też z uzależnieniami jak picie, oglądanie porno i tego, co to poprzedza – fantazjowaniem, stresowaniem, martwieniem się, etc.
A potem mi mówią, że ich czytanie męczy…
Fundamentem błędu “szukania siebie” jest to, że to jacy pragniemy być już jesteśmy, tylko ograniczamy to oporem, pozycjonalnościami, graniem ofiary, itd. Gdybyśmy już nie byli np. odważni, to nie bylibyśmy w stanie o tym fantazjować. Problem polega na tym, że ludzie nie chcą mierzyć się z tym, co w nich negatywne, osłabiające – czego sami się trzymają.
I wymyślają sobie np., że to stres trzyma się ich. Albo że geny mają jakieś. Albo że ktoś ich denerwuje. Albo że obca osoba może ich odrzucić. Itd.
I zamiast się z tym zmierzyć i przepracować lub uwolnić, wytłumiają informacje o tym oraz konsekwencje tego albo używkami, albo porno, albo odwracają od tego uwagę na tysiące sposobów. Albo próbują jeden krok uwalniania z 8 przez kilka chwil, co oczywiście nic nie da, bo sama intencja za tym jest negatywna, i na tej podstawie uznają, że uwalnianie nie działa lub oni są na to za głupi, itd. No cały czas brną coraz dalej od zdrowia.
Równie często też mówią sobie, że nie mogą. Albo że ich emocje przytłaczają.
Nie tylko tego chronią, nie chcąc ruszyć z miejsca. Ale jeszcze bardzo chętnie wyszukują kolejnych niesprawiedliwości, kolekcjonują urazy, utrzymują niechęć, biorą do siebie masę negatywności, tworzą kolejne pozycjonalności, itd.
A potem co? Próby znalezienia siebie? Ależ to siebie, to właśnie świadomość, która np. uwielbia taplać się we wstydzie i winie. Udawanie, że tak nie jest nic nie zmieni.
Nie mówię tego w formie wytykania. Tylko ukazania faktów. PRAWDA BOLI ALE NAS WYZWOLI. Bo jeśli wiesz, że problemem jest uwielbienie w dojeniu wstydu i winy, traktowaniu się jak ofiara i nienawiści i że ból w Twoim życiu to jedna z tego konsekwencji, to wiesz już co zrobić.
Sądzę też, że ten Blog stanowi już dość pokaźną bazę rozwiązań do błędów jakie możemy i już mogliśmy popełnić.
Mit/urojenie – “czuję się samotny/a”
To urojenie m.in. dlatego, bo nie ma takiego uczucia. “Samotność” to tylko sprytnie wymyślone wytłumaczenie, które ludzie sobie przekazują jak wirusa. No czują się “samotni” i tyle. Męczą się z tym “uczuciem” i nie mają siły, ani chęci podjąć konstruktywnych działań, by zmienić swoją sytuację.
Rzeczywistość brzmi – odczuwamy jakiś brak, w który wierzymy i którego źródło umieściliśmy w świecie. Wynika to z tzw. “fragmentaryczności osobowości” i ściśle wiąże się się z dwoma pozostałymi mitami tego artykułu. Są aspekty siebie, których nie chcemy, których nie akceptujemy i nie chcemy za nie odpowiedzialności i zamiast tego przekonaliśmy siebie, że zastąpi je nam coś lub ktoś w świecie. Bez tego “czujemy się samotni”, czyli niekompletni. A z z tym źli lub gorsi. Jedno i drugie to urojenie.
A to oznacza, że aby to istniało, musimy mu oddać część siebie. Np. wybierając i utrzymując lęk oddajemy odwagę. Wybierając i utrzymując wstyd oddajemy poczucie wartości. A potem mówimy sobie, że wartość siebie możemy wziąć ze świata – np. w formie podziwu innych ludzi czy sukcesu. A na sukces sobie nie pozwalamy, bo się boimy lub naszym staraniom przypisaliśmy małą wartość. A odwagi zyskać nie możemy, bo mamy gorsze geny…
Nawet gdyby istniało coś takiego jak “samotność”, to nie byłaby problemem, bo przecież wystarczy ruszyć tyłek i codziennie poznawać ludzi. Nie ma bata, by nie poznać kogoś fajnego. A jednak większość z tych, którzy “czują się samotni” nie robią tego.
I bardzo chętnie jeszcze dają się nakręcać, że potrzebują poznać “tajemnice uwodzenia” lub “sekretne teksty na podryw”. Och! Zakochują się w tych hasełkach, bo im to doskonale wszystko tłumaczy! Boją się, bo nie znają sekretnych tekstów na podryw i jak się ich nauczą, to na pewno staną się już pewni siebie i odważni!
Osoba, która w pełni się akceptuje, czyli nie osądza, nie ocenia, nie wypiera tego jaka jest, etc. nie może poczuć się “samotna”. To niemożliwe.
Bycie samemu, a samotność to dwa zupełnie różne zagadnienia. Można być samemu ze świadomej, dojrzałej decyzji i być szczęśliwymi, będzie nam to służyć. Zaś tzw. “samotność” zawsze jest efektem czegoś dalekiego od zdrowia (przypominam – zdrowie to poziom świadomości), m.in. dlatego, że nie wynika ze świadomej decyzji, tylko co najmniej z oporu – niezgody na coś, osądzania, wartościowania, wstydu, winy, żalu, gniewu, etc. Oraz przekonania, że zmieni to dopiero coś lub ktoś w świecie, nie my.
Kolejnym powodem “osamotnienia” jest opór względem radości własnego istnienia. No bo swoje istnienie osądzamy, oceniamy, odrzucamy, nieraz nawet potępiamy. Gdybyśmy naszego istnienia nie osądzali i nie stawiali mu oporu, to by nam do wszystkiego w zupełności wystarczyło. Czy tak jest?
Dowodem na to są osoby, które żyją same i są szczęśliwsze od większości ludzkości mającej rodziny, których żyjący członkowie to nawet kilka pokoleń.
Ba! Są ludzie, którzy nawet porzucili rodziny, wszystkie znajomości, karierę, by zacząć rozwijać świadomość np. jako mnich buddyjski. W percepcji większości świata to szaleństwo. Ale czy na pewno?
Najbardziej prozaiczny powód samotności – nie robimy nic, by zorganizować sobie towarzystwo. Zamiast tego męczymy się z tym co czujemy, opieramy się swojej sytuacji, zaś brak działań wynika z oporu, strachu, wstydu. A wstydu się trzymamy, bo wstydzimy się bycia samemu… I tak w kółko.
Poza tym większość ludzi nie boi się samotności, tylko relacji. Boją się zostać zostawieni, zdradzeni. Boją się, że sobie nie poradzą, że zawiodą drugą osobę, a tym samym siebie. Albo że będą złym rodzicem. Celów dla projekcji lęku, wstydu, winy i żalu jest masa.
I znowu – tego nie można usunąć. Można zająć się przyczyną. Np. w przypadku bycia rodzicem – tego nauczysz się dopiero będąc rodzicem i codziennie dokonywanymi decyzjami. Nie ma człowieka, który nie popełniłby błędu. Ale na pewno dopóki nie zostaniesz rodzicem, to nie masz szans stać się dobrym rodzicem. Jednak o tym czy będziesz dobrym rodzicem decyduje intencja. W tym sama intencja posiadania dziecka.
Więc znowu – jeśli uciekamy “od siebie”, walczymy, próbujemy “się przełamać”, próbujemy się znaleźć – to wszystko oddala nas coraz bardziej od prawdy, a w konsekwencji też od spokoju, zdrowia, radości, uradowania. Czyli pogłębiać będzie uczucie braków i samotności. Tak to wygląda i jest niezależne od człowieka. Nie ważne czy masz 5 lat, czy 50, masz miliony czy kilka złotych na koncie, masz 37 kochanek, czy nigdy nawet nie trzymałeś kobiety za rękę. Każdego dotyczą te same realia rzeczywistości. Rzeczywistość nie potrzebuje Twojej zgody na nią. I Twoja niezgoda też jej nie dotyczy. To wszystko dotyczy wyłącznie Twoich doświadczeń, bo wpłynie na nie.
A każde doświadczenie na tej planecie jest subiektywne.
Radykalna subiektywność to jedna z prawd. I Ty jesteś jej autorem. Dlatego, bo nie ma narzędzia, ani osoby, która zmierzy czy pozna wartości jakie nadałeś/aś, sens, znaczenie, jakie masz intencje, gotowość do zmiany, do porzucenia pozycjonalności, jakie w ogóle masz pozycjonalności – ogólnie jaki masz poziom świadomości. To wszystko jest indywidualne i tylko Ty to wybierasz. Nikt tego nie wybiera za Ciebie, ani nie może zmienić za Ciebie.
Przykładowo – jeśli sens i znaczenie relacji wziąłeś/wzięłaś od rodziców, którzy postrzegali to tylko jako sposób na spłodzenie potomka, co traktowali tylko jako sprawę wywiązania się ze społecznego obowiązku, no to sam(a) gotujesz sobie nieszczęśliwą relację. I wina nie leży po niczyjej stronie. Jeśli Tobie się to nie podoba, to nadaj relacji inną wartość i znaczenie. Masz do tego pełne prawo. Komunikuj otwarcie tę wartość, a znajdziesz osobę, która będzie ją podzielać.
Nie ma więc samotności. Jest pewna sytuacja, której doświadcza miliony ludzi ale każdy postrzega ją inaczej. I dlatego każdy ma różne doświadczenia. I każdy, kto stawi się w roli ofiary, powie sobie, że nie może jej zmienić, że jest gorszy/a, doświadczy tego samego – bólu, lęku, wstydu, winy, bezsilności, poczucia beznadziei, itd. I sytuacji nie zmieni. Bo nie chce zmienić. I dlatego modlitwy zazwyczaj nic nie dają.
Dlatego też niezwykle ważne jest rozpoznać swój obecny poziom i dopiero postawić krok naprzód. Podawałem już przykład z drabiną – jeśli jesteś na 4-tym szczeblu i będziesz próbować wejść na 10-ty, to pojawią się problemy. Ale na 5-ty wejdziesz bez większych kłopotów (o ile pozwolisz sobie opuścić 4-ty stopień i wejść na kolejny). A potem na szósty. Itd.
Jeśli więc “czujesz się samotny/a”, to jaki jest obecny poziom tego zagadnienia? Zapewne boisz się i wstydzisz czegoś na swój temat, z czym się identyfikujesz. Co stanowi tego rozwiązanie? Czego się trzymasz, a czemu stawiasz opór?
A gdy zastosujesz to rozwiązanie lub zaczniesz stosować, co jest kolejnym krokiem?
Jednym z najbardziej powszechnych fragmentaryczności jest miłość. Mówimy sobie – “Pragnę, by mnie ktoś pokochał”. Po co nam to? Ano po to pragniemy miłości innych, bo nie kochamy siebie. Sądzimy, że pokochać nas może tylko ktoś inny i bez miłości drugiej osoby będziemy jej pozbawieni. Dlatego też bez kochającej osoby czujemy się osamotnieni.
Niektórzy wręcz wymagają od innych – “Kochaj mnie!” Inni sądzą, że kochali i przestali albo byli kochani i ktoś przestał ich kochać. A to wszystko urojenia na temat miłości z miłością nie mające za wiele wspólnego.
Właśnie to jest przewaga radości własnego istnienia nad pragnieniami, bo radość własnego istnienia nie zależy od niczego i nikogo. Cieszymy się własnym istnieniem i jest nam dobrze niezależnie czy wokół nas jest tysiąc ludzi, czy nie ma nikogo. A nawet jak ktoś nasze istnienie podda krytyce, to albo nie zareagujemy, albo będziemy współczuć tej osobie, że jeszcze nie odsłoniła własnej radości istnienia. I wybiera te małe korzyści z umniejszania sobie i innym.
Albo ludzie pragną “żeby mnie ktoś pokochał takim/taką jakim/jaką jestem”… Ok, czyli znowu pragniemy, by ktoś zrobił za nas to, czego my nie chcemy zrobić. Właśnie to tyczy się tych 3 urojeń – nie kochamy czegoś w sobie, nawet nie akceptujemy, nawet nie bierzemy odpowiedzialności, nawet nie chcemy sobie tego uświadomić. I pragniemy, by pojawił się magik, któremu to nie będzie przeszkadzać. Ale już jakoś tak jest ze światem, że spotkamy nie tylko osoby, którym to będzie przeszkadzać ale też takie, które to z nas wyciągną. I nie spotkamy nikogo, kto nas pokocha, dopóki my sami siebie nie pokochamy. Może będą to akceptować, może będą tłumić frustrację, może będą ukrywać niezadowolenie. Ale nie będą nas kochać takimi jakimi jesteśmy.
Albo pragniemy, by nas ktoś nie rozczarował. Jak to się mówi – “żeby nie złamał mi serca”.
Tak naprawdę wcale nie kochamy tej osoby, tylko kochamy wyprojektowane źródło braku, w który sami wierzymy. I to całe “złamanie serca” to tylko sprytna taktyka przerzucania odpowiedzialności za to, że ktoś nam to rzekome źródło zabrał sprzed nosa.
Czary i zaczarowania mogą być pozytywne tylko w książkach i filmach. W rzeczywistości nie są. Każde rozczarowanie to przysługa jaką daje Ci druga osoba, bo pokazuje Ci rzeczywistość. Oraz pokazuje Ci błąd naiwności w oczarowywaniu, zakochiwaniu, oczekiwaniu, wymaganiu, pragnieniu, pożądaniu, projekcji, etc.
Zauważ co się zmienia już dzięki odwadze – “Zrobię to i nie obchodzi mnie reakcja innych. Ważne, że zmierzyłem/am się ze swoim lękiem, że pokonałem/am go!” Przestajemy zależeć od świata. To co robimy, robimy od siebie i odkrywamy to co istotne w sobie. Nie oczekujemy tego od świata. Oczekujemy od siebie.
Całkowicie odwraca się paradygmat z zależności od świata, grania ofiary, małego robaka, który musi albo żerować na innych, albo wybłagiwać jakieś skrawki pozytywności, na osobę, która zaczyna dawać od siebie – z nieskończonego źródła tego co pozytywne.
Konkluzja
Wszystko jest z Tobą ok.
Przestań demonizować to jaki/a jesteś (jaki/a uważasz, że jesteś). Demonizowanie to też sprytny sposób, by nigdy nic nie zmienić. Bo uważamy jakąś część siebie lub wybór za zły, stawiamy się w roli ofiary tego i dzięki temu możemy w tym trwać nawet przez całe życie. Zacznij to akceptować, brać odpowiedzialność i analizować czym, co sprzyja życiu, możesz to zastąpić.
Walka jest szlachetna tylko jako akt ochrony siebie lub tego co uznajemy za ważne – bliskiej osoby, kraju czy ogólnie życia w przypadku realnego ataku. Ale poza tym tzw. “walka” to zazwyczaj przejaw niedojrzałości. Bo nie walka przyniesie Ci rezultaty, tylko np. nie poddawanie się w Twoich dążeniach. A to różnica. Bo walka to już inne dążenie, niż np. nauka tańca. Powiedz mi gdzie jest miejsce na walkę w np. nauce na egzamin, pracy, randce, relacjach, etc.?
Gdy wybierzemy radykalną uczciwość, dostrzeżemy, że z każdej z tych rzekomo negatywnych postaw czerpiemy ukrytą przyjemność. Uwielbiamy więc się denerwować na innych czy na siebie. Rozpływamy się w satysfakcji uznania się za ofiarę czegoś w świecie. Upajamy się, gdy możemy osądzić coś i kogoś w świecie i uznać za złe.
No kto nie posiada się z radości, gdy może pohisteryzować lub wpaść w szał? Kto puchnie jak ryba rozdymka, gdy osądza innych? No nie ma nic lepszego, niż uznać, że ktoś jest zły, parszywy, wredny, gorszy nawet od nas! Osądzając, czyli będąc pogniewanymi i przerzucając własną winę poza siebie na pewno czujemy się lepiej, niż gdybyśmy obwiniali siebie. Więc chętnie to robimy. Tylko to niczego nie rozwiązuje, ani w niczym nie pomaga.
Jako, że zła nie ma, bo to tylko mentalizacja, nie można go usunąć. Zło to tylko percepcja. Uznajemy kogoś za złego, zabijamy go i co? Coś to zmieniło w świecie na lepsze? Absolutnie nie. Ludzie mordują się od zawsze i nie rozwiązało to żadnego problemu. A terrorysta wysadza innych, bo ich uważa za złych – np. grzesznych. I co? Coś to zmieniło w świecie na lepsze? Absolutnie nie.
Więc nie próbuj np. oduczyć się czegoś. No bo czy będziesz czekać, aż zapomnisz np. przykre słowa skierowane do Ciebie? Ile zamierzasz czekać? Rok? 20 lat? Nigdy o tym nie zapomnisz! I jeśli będziesz opierać się emocjom i zbierać ich coraz więcej, to coraz więcej sytuacji i okoliczności będzie Ci o tym przypominać.
Problem stanowi to, że np. jesteś świadomy/a myśli, które demonizujesz, osądzasz i których nie chcesz. I zamiast je ignorować, wymyślasz sobie różne działania, których jedynym celem jest skupianie się na nich, by nie skupiać się na myślach. Często te działania są bardzo szkodliwe, jak np. oglądanie porno. A najlepszym przypadku nie przynoszą nic dobrego.
Nie próbuj też usuwać zła. Bo go nie ma. Czy użalanie się nad sobą jest złe? Tylko w pewnym kontekście. Bo jeśli kontekstem jest, że poznając kobiety zostaniesz zraniony i pozostaniesz cierpiący przez resztę życia, to na pewno w takim scenariuszu lepiej się nad sobą użalać. Lub kiedy pragniesz zwrócić na siebie uwagę. No ale te scenariusze są żenująco słabe.
Co możesz zrobić? Zastąpić negatywność pozytywnością. Czyli np. przewartościować to wydarzenie, nadać tym słowom inne znaczenie, a za emocje wziąć odpowiedzialność i je uwolnić. A jeśli wolisz grać ofiarę i liczyć, że się tej osobie zrewanżujesz lub zemścisz – droga wolna ale pamiętaj, że to co negatywne nie da Ci niczego pozytywnego.
Co zrobić ze “złem”? Wybrać rozsądek. Jeśli można – edukować. Jeśli nie – trzymać się z dala.
O, właśnie się dowiedziałem, że wśród wilków “alfa” nie jest efektem dominacji, tylko starszeństwa, a więc w założeniu – mądrości i doświadczenia. Więc kolejne urojenie, które sobie dołożyli ludzie, by tłumaczyć różne bzdury – że “alfa” to najsilniejszy idiota czy jakieś tam geny, mięśnie czy kwadratowa szczęka… Ale w naturze “alfa” to nie najsilniejszy idiota, tylko najmądrzejszy przewodnik.
Dlaczego się dowiedziałem? Bo jesteś świadomy swojej ignorancji w wielu tematach i własnej niewiedzy (za co się nie osądzam) i cały czas się edukuję.
Sednem każdego uzależnienia jest nałogowa potrzeba regulowania emocji, wynikająca z jakichś głęboko zakorzenionych emocjonalnych braków.
Zdałem sobie sprawe, że to sedno problemu lecz czym można te braki wypełnić?Jedni ludzie dostali bezwarunkową miłość w rodzinie i oni potrafią być “tu i teraz” i czują zadowolenie z siebie a ja czuje ciągle jakieś braki pomimo, że nic nie brakuje zewnętrznego.
Sednem każdego uzależnienia jest nałogowa potrzeba regulowania emocji, wynikająca z jakichś głęboko zakorzenionych emocjonalnych braków.
Totalna bzdura i kompletne niezrozumienie.
Sednem uzależnienia jest niski poziom świadomości i wszystko to, co z tego wynika. Jakość życia, intencje, postrzeganie, pozycjonalności, opór.
Uciekanie od emocji to jeden z głównych objawów ale to objaw, którego konsekwencje są bardzo poważne.
Jednak to nadal tylko ułamek całego problemu.
I nie ma znowu żadnych głęboko zakorzenionych braków. Tym bardziej emocjonalnych.
Uczepiłeś się tego jak rzep.
Nie wiem skąd to wziąłeś ale jeśli dalej będziesz w to wierzył, to powodzenia ale nic nie zdziałasz w temacie uzależnienia.
Prosiłem, sugerowałem, naciskałem, byś przeczytał co to są emocje i zrozumiał to nareszcie.
Czym jest uzależnienie piszę co chwila.
Ale Ty wolisz powtarzać jakieś swoje racje. Nie słuchasz się specjalisty.
Zdałem sobie sprawe, że to sedno problemu
Tak, zdałeś sobie sprawę, bo dzięki temu będziesz znowu miał co robić ale nic nie osiągniesz.
Bo o to chodzi. By robić ale nie zrobić.
lecz czym można te braki wypełnić?
Może tortami?
Albo gotowanymi ziemniakami? Ale jak ziemniaki to koniecznie z marchewką!
Jedni ludzie dostali bezwarunkową miłość w rodzinie i oni potrafią być „tu i teraz” i czują zadowolenie z siebie a ja czuje ciągle jakieś braki pomimo, że nic nie brakuje zewnętrznego.
Bo totalnie źle na to patrzysz.
To nie żadne braki, tylko opierasz się temu, co czujesz. Nie chcesz tego czuć, walczysz z tym, uciekasz, opierasz się, bagatelizujesz, projektujesz i stosujesz każdą strategię uzależnionego, by się z tym nie daj Boże musieć zmierzyć.
Wymyśliłeś sobie więc jakieś emocjonalne braki, które jeszcze sądzisz, że są głęboko zakorzenione i już – gwarant, że nigdy tych emocji nie tkniesz.
Przede wszystkim – nie można nie być “tu i teraz”. Zawsze jesteś tu i teraz.
Nawet jeśli wpatrujesz się w mentalny bełkot będący użalaniem się nad przeszłością czy projekcją lęków na przyszłość, nie robisz tego jutro z Nowej Zelandii, tylko robisz to tu i teraz. Bo nie ma innej rzeczywistości, niż ten moment i to miejsce.
Poza tym miłość to nie emocja.
Akceptacja siebie to nie emocja.
Rozsądne życie to nie emocja.
Zadowolenie z siebie to nie emocja.
Dodatkowo – to, co piszesz nie ma nic wspólnego z “byciem tu i teraz”.
Nie wiem o kim znowu piszesz ale wymyśliłeś sobie “jednych ludzi, którzy dostali bezwarunkową miłość w rodzinie i potrafią być ‘tu i teraz’ “.
To nie ma nic wspólnego z tym, o czym rozmawiamy.
To tylko kolejny element mający na celu wprowadzić jeszcze więcej zamieszania i byś się pogubił, dalej wątpił “we wszystko” (czyli tylko w to, co prowadzi do zdrowia), nic nie rozumiał, itd.
Ja co to jest uzależnienie, co jest jego fundamentem i co jest drogą uzdrowienia napisałem wprost wielokrotnie na tym serwisie.
Ale Ty to ignorujesz i zamiast tego “rozmyślasz” ze swojego poziomu, co gwarantuje, że to, do jakich wniosków dojdziesz będzie błędne i być może nawet jeszcze oddali Cię od właściwej drogi.
Nie wiem dlaczego nie chcesz przyjąć tego, co ja mówię ale to Twoja decyzja.
Jeszcze jedno – czytasz artykuły na masę. Nie widzę, byś w ogóle cokolwiek brał sobie z nich do serca.
Ale napychasz głowę informacjami. Nie robisz tego w żadnym konkretnym celu. Czytasz dla samego czytania. Zapewne intencją jest uciekanie od “emocjonalnych braków”.
Nie ma wybranego, przeanalizowanego konkretnego problemu czy zagadnienia i szukanie dla niego rozwiązania, odpowiedzi, pomocy.
Tylko takie chaotyczne skakanie po artykułach i pisanie komentarzy tego, co się akurat nasunie na język.
Masz racje wiec narazie zajmę się jednym czyli akceptowaniem tego co czuje.
Nie rób nic na ślepo.
Radzę posiłkować się np.:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2017/09/Jak-I-Dlaczego-Zaczac-Odczuwac-6/
Czytasz od 1 części i stosujesz. Bo zapewne problem na razie nie jest w samym opieraniu się ale nawet niechęci do odczuwania. Dlatego najpierw zacznij odczuwać.
W trakcie możesz oczywiście też akceptować to co czujesz.
Samo akceptowanie to trochę robota bezcelowa i bez końca. No bo kiedy stwierdzisz, kiedy będziesz miał pewność, że już akceptujesz to, co czujesz?
Ja sam zalecam stosować wszystko albo w zaplanowanych sesjach, albo ustalić jakiś cel, jakieś działanie i dopiero w dążeniu do niego mierzyć się z ujawnianą emocjonalnością.
Wtedy postępy w dążeniu do tego celu będą informowały o realnych efektach pracy nad akceptacją emocji i ich uwalnianiem.
Bez jakiegoś punktu odniesienia niewiele będziesz w stanie stwierdzić.
Piotrek, artykuł ten, jak dla mnie bardzo pomógł mi zrozumieć, że kierowanie się programami zapisanymi w umyśle to bezsens i tak naprawdę to nie ja tylko, że ,,uznałem to za prawdę o sobie i myślałem, że taki jestem,,.
Oraz, że nie ma co walczyć z pornografią tylko z jej przyczynami. W moim przypadku to trzymanie się świadomości ofiary gdy ujawnia się wstyd, rozpacz, niezasługiwanie, taki bezsens i, że traktuję się jak mołowartościowy facet. Widzę wtedy dokładnie jak poddaję się temu mechanizmowi ucieczki od tego wstydu, któremu się jeszcze opieram i demonizuję co potęguje ból.
To też tyczy się moich relacji z kobietami, a raczej ich braku, choć coś się dzieje pozytywnego, ale jeszcze szału nie ma – bo już z jedną kobietą z badoo się spotkałem i przyjemnie się rozmawiało i stało się to dźwignią do podważenia tego przekonania: ,,Czy naprawdę jestem taki beznadziejny, że nie potrafię rozmawiać czy umówić na spotkanie się z kobietą.,,
Odnoszę wrażenie, że jest odpowiedzią na mój komentarz pod artykułem pt; ,,DZIEŃ KOBIET,,
Ogólnie – dzięki;)