Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;)
Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmujemy się pokojem.
Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!
► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.
Części 1-2 znajdziesz klikając na poniższe linki:
► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć wyrównań rachunki i odegrać się, Przestań chcieć mieć rację i osądzać innych, że są w błędzie.
► 100 Dróg do Pokoju (4-6) – Ćwicz roztropność, a nie osądzanie, Bądź skromny/a z opiniami, Dąż do perfekcji umiejętności dyplomacji oraz elegancji.
Na wstępie przypominam fundament – nie ma dobra, ani zła. To dualizm, czyli iluzja. Błąd percepcji, niezrozumienie wynikające z samej natury działania umysłu, który postrzega rzeczywistość sekwencyjnie i stąd wyciąga błędne wnioski o przyczynie i skutku. Jak i wynika z tego wiele, wiele innych błędów prowadzących do problemów w życiu.
Np. wystarczy, że uznamy jakąś sytuację za przyczynę naszego cierpienia i co nam zostaje? Dwie opcje – walka z tą sytuacją lub ucieczka od niej. A każdy kto tego próbował wie doskonale, że to nie rozwiązuje problemu, ani nie uwalnia od cierpienia.
Dobro i zło to tylko nazwy dla jakości będących jedną zmienną – poziomem miłości. Pamiętaj, że na osi liczbowej -1 nie jest przeciwieństwem +1. Tak jak -5 stopni Celsjusza nie jest przeciwieństwem +5 stopni. A lód nie jest przeciwieństwem pary wodnej.
Tym samym i sytuacja, którą osądzimy jako złą nie jest źródłem naszego cierpienia, tylko doświadczanie bólu to konsekwencja np. osądu czy niespełnionych oczekiwań oraz rozczarowania oraz samego opierania się bólowi. Czyli – nasze doświadczenia stanowią pochodną naszej percepcji. Jest to stricte wewnętrzne. Im mniej miłości, tym więcej np. bólu czy strachu.
Wspominam o tym często, bo na takiej zasadzie pracuje ludzki umysł – na parach tzw. dualizmów – przeciwnych sobie wartości. Co już samo w sobie tworzy nieraz paradoks nie do przekroczenia. No bo skoro zło jest przeciwieństwem dobra, to walka ze złem musi być dobra. Cała religia popełnia ten fundamentalny i dziecinny błąd – uważa nienawiść do grzechu za dobrą. No tylko, że nienawiść to nienawiść, niezależnie jak ją nazwiemy i jaką wartość jej nadamy.
Jeśli ktoś uważa, że tak nie jest, to proponuję wyjąć nos z książek i rozejrzeć się trochę po rzeczywistości.
Czy można usunąć zimno? Czy można zabrać zimno z pokoju, by stało się cieplej? Nie. Można tylko zwiększyć temperaturę. Czy można zabrać ciemność z pokoju, by stało się jaśniej? Czy można dodać ciemność do pokoju? Czy w jakikolwiek sposób można manipulować ciemnością? Nie. Czy można usunąć -1? Czy można dodać -1? Nie. To, co stoi przed jedynką to tylko znak działania. Jedynka jest jedynką. Nie ma przeciwnej jej “minus jedynki”. Można rzec, że ten znak to intencja.
A jeżeli ktoś uważa, że istnieje “minus jedynka”, to proszę o przykład z życia. Czy jest odważnik z wagą -2 kilogramy? Czy jest banknot o nominale -100 zł?
Więc jeśli umysł myli się w tak podstawowej, prościutkiej i oczywistej kwestii, gdy się jej przyjrzymy – że ZIMNO NIE JEST PRZECIWIEŃSTWEM CIEPŁA, tylko GRADACJĄ CIEPŁA, to w jakich jeszcze, dużo bardziej poważnych kwestiach się myli?
Wiedząc to czy nadal będziemy uznawać, że jakaś sytuacja nas boli, stresuje, jest straszna, niesprawiedliwa, etc.?
Uznając gniew czy strach za przeciwieństwo spokoju, automatycznie uznajemy, że gniew i strach ograniczają, uniemożliwiają doświadczenie spokoju i staramy się wyeliminować gniew i strach. Np. za pomocą pornografii lub alkoholu. Co wtedy? Przestajemy czuć gniew i strach i nazywamy to spokojem. Tylko, że to nie jest spokój. Doświadczamy CZEGOŚ. Nie wiem czego, nie wiemy też dlaczego, czyli jaki był wpływ tych używek na naszą psychikę, ani dlaczego przestaliśmy czuć strach i gniew. A gdy oddziaływanie używek się skończy, najczęściej czujemy jeszcze więcej gniewu i strachu, a wraz z nimi winę, żal, frustrację, ból, etc.
To tylko część problemu. Gdy coś osądzimy jako dobre czy złe, umysł od razu dobudowuje do tego wartość przeciwną, której zacznie pożądać lub której będzie się opierać. Jak coś ocenimy jako dobre, to od razu umysł szuka tego, co złe. I natychmiast przywiązuje się do tego, co osądziliśmy jako dobre i zaczynamy się opierać temu, co osądziliśmy jako złe.
Zarówno przywiązanie jak i opór ograniczają nasze życie i możliwości.
I tu to samo – opór możemy osądzić jako zły, co automatycznie pociągnie za sobą wniosek, że przywiązanie się jest dobre. A tak nie jest.
To też jest kolosalny problem dla uzależnionych, bo gdy opierają się np. stresowi i obejrzą porno, poprzez co ich stan się zmieni, od razu się do tego nowego, nieco wyższego stanu przywiązują. Okłamują się potem (bo nie rozumieją całego problemu) że pożądają pornografii. Tak nie jest. Tak jak alkoholik nie pożąda wódki tylko stanu, którego doświadcza po wypiciu wódki.
Niejeden mi mówił, że np. przestał palić papierosy ale dziwił się, bo zaczął więcej pić. A jak “rzucił picie”, to zaczął oglądać więcej pornografii. Bo to “żonglerka” jednym uzależnieniem, nie wieloma. Nie ma kilku uzależnień. Jest jedno.
Nie chcą wracać do tego niższego stanu za nic na świecie. Robią wszystko, by utrzymać się wyżej. I płacą za to coraz wyższą cenę. A oczywiście nie mogą się utrzymać wyżej, bo nie przepracowali tego, co niżej. Tak jak balon, któremu przyczepiamy coraz większe obciążenie próbujemy zmusić do lotu do góry zwiększając płomień. To niebezpieczne. To nie jest właściwa droga. Należy zacząć odczepiać balast i nie dokładać dodatkowego.
Każdy uzależniony wie jakim błędem jest uznawanie porno za dobre i przywiązanie się do niego oraz opieranie się np. emocjom, myślom, odpowiedzialności za swoje życie, odwadze, śmiałości, pewności, szczerości, itd.
No bo skoro porno “pomaga” ze stresem, to musi być dobre, a stres zły. A jeśli stresujemy się w pracy, to praca musi być zła. Co jest więc dobre? Niepracowanie. Co umożliwia niepracowanie i jest dla tego usprawiedliwieniem? Np. choroba. Więc choroba staje się w naszych oczach dobra.
A jeśli szef jest zły, no to praca dla niego też jest zła. Dobre jest staranie się coraz mniej, niewysilanie się, nieprzykładanie. Co w konsekwencji tylko i wyłącznie zaszkodzi nam. No bo męczymy się w pracy i uważamy, że to przez pracę, bo sądzimy, że ona jest źródłem stresu. A to wszystko błędy. Tak nie jest. Dlatego możemy się tylko coraz bardziej frustrować, męczyć będziemy się dalej i nic nie ulegnie poprawie. Zaś my będziemy coraz bardziej niechętni i osądzający wobec swojej pracy. W konsekwencji również wobec siebie.
Niezależnie jak silnie się przywiążemy do porno i uznamy je za niezbędną nam pomoc, nie unikniemy konsekwencji. Gdy konsekwencje zabolą, ludzie popełniają wtedy drugi błąd – uznają porno za złe! A co robimy z tym, co złe? Walczymy, opieramy się, próbujemy uciec. Wbrew pozorom to tylko zwiększa pokusę, by porno obejrzeć lub sięgnąć po inną używkę – np. wódkę. A potem pornografię i tak obejrzymy.
Zaś to, co wytłumialiśmy oglądając pornografię – lęk, gniew, frustrację, wstyd, winę… – i tak odczujemy. A później słychać od uzależnionych – “Mi nie da się pomóc!”, “Mój problem jest inny, gorszy, straszniejszy!”, “Wszystkim się udaje, zdrowieją, a ja nie, jestem skazany na ten los!”
A gdy słyszą np. ode mnie ile i jakie błędy popełniają, to zaczynają się użalać, że mają tyyyyyle do zmiany lub gniewają się na mnie, że “wszystko robią źle”. :) Albo mówią – “to mnie przytłacza”. Na pewno?
Inny przykład – nuda. Człowiek mówi – “nudzę się” lub “wszystko mnie nudzi”. Zaczyna opierać się nudzie. Nuda więc trwa i rośnie. Opiera się też czemuś w swoim życiu. Próbuje usunąć nudę. Zaczyna “zabijać czas”. Nuda oczywiście nie mija i nadal nic go nie cieszy. Bo to wszystko zupełnie błędne postrzeganie. Nie ma nudy, nic nigdy nas nie cieszy. Ale znowu pokazuje to, że umysł w ogóle nie “porusza się” po rzeczywistości. To że nazwiemy nasz stan czy doświadczenie “nudą” nie oznacza nagle, że ta nuda jest realna, że tak faktycznie jest. Tak samo sądzenie, że porno “odstresowuje” lub poprzez oglądanie porno “odreagowujemy” stres… Skąd to się bierze? Skąd ludzie wytrzasnęli to “odreagowywanie”?
To urojenia. Tego nie ma. Inny przykład – “przyzwyczaiłem się do takiego życia jakie mam”. Jak to “przyzwyczaiłem”? W rzeczywistości, w życiu nie ma takiego procesu – “przyzwyczajenia się”! To co się zbiorczo nazywa “przyzwyczajeniem” to zaprzestanie osądzania, opierania, wartościowania, analizy, to porzucenie dążeń do zmiany, do polepszenia, do korekt, to zmiana intencji wobec tego. Co oznacza, że to “przyzwyczajenie się” może być fundamentalnym i krytycznym błędem życiowym.
Problem z dualizmami – np. ciepłem i zimnem – jest również taki, że zakładamy, że jest to “dobre” lub “złe” i tyle. W ogóle ignorujemy sprawę fundamentalną i najważniejszą – KONTEKST. Nic nie jest ani dobre, ani złe bez kontekstu.
Coś MOŻE być dobre lub złe ale TYLKO W PEWNYM KONTEKŚCIE.
Czy zimno jest złe? Na pewno złe, żeby wyjść w t-shircie na spacer. Ale powiedz, że zło jest zimne np. lekarzowi trzymającemu w lodówce szczepionki. Powiedz, że zimno jest złe każdemu posiadaczowi lodówki.
A gdy zrozumiemy, że emocje również nie są ani dobre, ani złe, tylko pełnią korzystne funkcje w jakimś ograniczonym kontekście, zrozumiemy, dlaczego zmaganie z nimi, robienie wszystkiego, by nie czuć, wypieranie ich, projektowanie na świat, granie ofiary, mówienie, że ktoś nas zdenerwował, wprowadza do życia zamieszanie, konflikty, napięcia, ból, nawet cierpienie. I oczywiście – uzależnienia. Naturalnie też trzymanie się – przywiązanie – do emocji stanie się dla nas niezwykle problematyczne, jeśli zignorujemy kontekst. Masy ludzi uważają np., że lęk chroni!
LĘK NIE CHRONI!
Jak uczucie może chronić? Jak to co czujesz może chronić? Kiedyś też popełniano ten błąd z niezrozumienia – np. lekarze wkładali specjalne maski, których komorę przy ustach i nosie wypełniano różnymi ziołami, co miało zabezpieczać przed zarażeniem się. Szczególnie używano tego podczas plag i epidemii. No tylko że to nie pomagało, nie chroniło.
Lęk jest stanem energetycznym wyższym od wstydu, winy, apatii i żalu. Więc strach jest pozytywny TYLKO W PORÓWNANIU do tych stanów o jeszcze niższym potencjale energetycznym. A już wystarczy, że czegoś zapragniesz i “nagle” lęk stanie się ograniczeniem i przeszkodą. Aż się go nie puścisz.
No ile osób pragnie kobiety ale boi się zostać osądzona czy odrzucona? I kto ruszył tyłek, by poznawać kobiety? Większość nie, bo przywiązali się do lęku i jego małych korzyści. Oczywiście łatwo sobie cały problem przedstawić w takim kontekście, że lęk nas chroni np. przed zranieniem. Ale w szerszym kontekście pozbywamy się możliwości kolosalnego wzrostu oraz uodpornienia się na wszelkie zranienia.
Ostatnio klient mi napisał, że jak zdawał na prawo jazdy, lęk naprawdę mu pomagał, bo dzięki niemu był skoncentrowany na tym co robił. Zapytałem go czy zawsze tak korzysta z lęku? Oczywiście nie. Bo nie był skoncentrowany na egzaminie dzięki lękowi, lecz POMIMO lęku. Wybrał koncentrację pomimo odczuwania lęku. Wybrał ją, bo bał się nie zdać. Choć wcale nie musiał się bać. Koncentracja to była jego decyzja, a nie jakaś tajemna, wspaniała cecha lęku czy bania się. Czy zawodowy kierowca ścigający się z innymi może być skoncentrowany tylko dzięki lękowi? Nie. Nie boi się. Co jest dowodem, że koncentracja nie wynika z lęku, tylko ew. lęk może być dla nas pretekstem, by wybrać koncentrację.
Gdy przestraszysz się życia w biedzie, to może odpuścisz opór i granie ofiary, czyli wstyd i winę i podejmiesz twórcze, korzystne działanie i zadbasz o finanse. Ale jeśli tylko się będziesz bać i jeszcze opierać lękowi, to pozostaniesz w miejscu. Ale oczywiście też wcale nie musisz się przestraszyć, ani doprowadzić swojego życia do biedy i ruiny, by zacząć konstruktywnie działać i dbać o obszar finansów.
Skąd się biorą te sprzeczne sobie opinie o strachu – jedni mówią, że lęk pomaga, chroni, a drudzy, że ich paraliżuje? Może geny na to wpływają? Nie. Raz jeszcze odsyłam do wystąpienia TED pani Kelly McGonigal, która mówi o tym, że wpływ lęku na ciało i psychikę zmienia się w zależności czy lęk postrzegamy jako sprzymierzeńca lub wroga.
To pokazuje, że lęk nie jest ani tym, ani tym. Ma pewne zastosowanie w pewnym kontekście, o ile/aż nie zostaje przez nas osądzony – zdemonizowany. Więc jeśli lęk uznamy za sprzymierzeńca i przywiążemy się, również możemy żyć apatycznie, nie podejmować działań śmiałych i przedsiębiorczych, tylko czekać, aż np. coś nas przestraszy lub nasza sytuacja stanie się dramatyczna i dopiero się ruszymy. Albo się będziemy wiecznie bali, stresowali, martwili i tyle.
Twierdzenie, że nam emocje w czymś pomogły jest błędne. Emocje w niczym nie pomagają, ani nie przeszkadzają. Problem lub pomoc stanowi nasze podejście do nich i co zrobimy z tą energią. Zaś demonizowanie emocji zawsze szkodzi. Nie bez powodu religie od tysięcy lat mówią, by nie osądzać. Bo nie jesteśmy do tego zdolni.
Dlatego jeśli grasz ofiarę jakiejś sytuacji i zadajesz sobie pytania typu – “Dlaczego się to mi przytrafiło?”, to nigdy tego nie poprawisz. Bo nawet nie dostrzegasz własnych osądów i wartościowania tego “to”. To “to” postrzegasz zupełnie błędnie. Dlatego nie możesz ani wyciągnąć poprawnych, konstruktywnych wniosków, tylko utknąłeś/utknęłaś w użalaniu się, winie, wstydzie, strachu. I zapewne zmagasz się z tym, bo sądzisz, że opieraniem się chronisz się przed dostawaniem od “tego” więcej emocji i bólu.
No niech mi ktoś powie – lęk ochronił kogoś przed ośmieszeniem, odrzuceniem przez kobietę? Nie. Bo to zagrożenie nie jest w ogóle realne. To urojenie, to projekcja już istniejącego wstydu. Banie się uniemożliwiło nam skorzystanie z najbardziej efektywnej formy wyciągnięcia z nas tych stłumionych emocji oraz odrzuciliśmy potencjał poznania kobiety – rozwinięcia naszego życia, wzbogacenia go. Co też pokazuje jak fundamentalnie ważne jest rozumienie kontekstu i dostrzeganie co w jakim kontekście postrzegamy i interpretujemy.
Masa ludzi jeszcze utrzymuje lęk całkowicie niekonstruktywnie, np. w formie “martwienia się”. Niektórzy to “martwienie się” nawet nazywają troszczeniem się! Martwią się, więc w ich oczach robią coś pozytywnego – np. dbają o związek.
Gdy mi ktoś mówi, że martwi się o coś w moim przypadku, to zawsze odpowiadam, by przestał, bo mi nie pomaga, tylko mnie tym frustruje i sam sobie robi krzywdę, bo obniża swoje samopoczucie, zasób energii, wprowadza do swojej psychiki słabość i napięcie. I nazywa to czymś pozytywnym? Jeszcze zwala odpowiedzialność za robienie sobie krzywdy na mnie! Proszę przestać się martwić!
Wiesz, prąd też ma zastosowanie w pewnym kontekście i formie. Ale jak wsadzisz palec do kontaktu, to nie dorabiaj do tego filozofii. Tak jak nie dorabiaj filozofii do martwienia się, stresowania, etc. Gdy się przyjrzysz temu “martwieniu się”, to dostrzeżesz, że to praktycznie to samo, co fantazjowanie o seksie czy porno. Nie przynosi nic dobrego, a ostatecznie kończy się wpadką.
Podobnie z chceniem. No chcemy czegoś i co? “Chciałbym to mieć/to umieć/tego doświadczyć/taki/a być”. To rusz zadek i wykonaj plan. Ale większość ludzi zatrzymuje się na chceniu. Bo coś innego, co stoi na drodze, uznali za złe. Więc to, dzięki czemu tego unikają, jest dla nich dobre – np. zupełnie niekonstruktywne chcenie. Ignorując kontekst nigdy nie dostrzeżemy jak się robimy w balona.
Pożądanie wydaje się i jest pozytywne tylko w porównaniu ze wstydem, winą, apatią, żalem i strachem. Ale jeśli naszą intencją nie będzie np. zarobienie na nowy robot kuchenny, to pozostaniemy w sferze fantazji, a nie realnego zysku.
Czyli jak coś nazywamy dobrym, to coś innego, rzekomo przeciwnego, nazywamy złym. I odwrotnie. Do jednego się przywiązujemy, a czemuś innemu stawiamy opór. Co pozostawia nas albo w kropce, albo zaczynamy się zmagać.
Tym samym każda zmiana na lepsze musi pociągnąć za sobą pełną akceptację tego jak dotychczasowo wygląda sytuacja. A akceptacja oznacza też całkowicie zgodne z prawdą rozeznanie. Wliczając odpowiedzialność. I zaprzestanie osądzania.
To tak jakbyś chciał(a) dojechać do Warszawy. Ok, już wiesz, gdzie jest Warszawa. Ale nie wiedząc gdzie się znajdujesz, nie wiesz w jakim kierunku jechać. A to i tak jeden z najlepszych przypadków.
Ludzie zamiast akceptacji np. tego, że uwielbiają się emocjonować, “szukają”. Szukają gdzieś spokoju czy radości. Niektórzy mówią – “szukam w głębi swojego serca” albo “próbuję przebudzić swoje serce”… Co tłumaczy się jako – “próbuję ominąć szeeeeeroooooookim łukiem to, co w sobie osądziłem/am”. A potem wielki ból, że ktoś to z nas wyciągnął lub nam ukazał.
Intencja bycia np. uprzejmym, zawsze wyciągnie – ujawni – z Ciebie wszystko to, co stoi na drodze uprzejmości. Niezaakceptowanie tego, nie wzięcie odpowiedzialności, nierozpoznanie korzyści jakie masz z braku uprzejmości np. w formie opryskliwości – uniemożliwi zmianę. Na termometrze nie masz dwóch pionowych pasków, z których jeden pokazuje natężenie zimna, a drugi natężenie ciepła. Pamiętaj o tym.
A ludzie podchodzą do tego tak – “nie może być ciepło, bo jest zimno”. Najczęściej jeszcze dodają – “jest mi zimno przez ciebie!” (np. przez jakiegoś rodzica). Unikają tego jak mogą, obwiniają dalej i starają się jakimiś różnymi sposobami spowodować ciepło. Najczęściej żaden nie działa lub działa krótkotrwale. Więc ostatecznie sięga się po używki. A to droga do uzależnienia.
Dlatego mówienie, że jesteśmy uprzejmi, tylko wobec niektórych osób nie możemy być to kłamstwo, usprawiedliwianie się i przerzucanie odpowiedzialności. To, że wobec niektórych osób nie jesteśmy uprzejmi to nasz problem. Nie wynika z tego jakie te osoby są. Tylko my bardzo chętnie gramy ofiarę, bo dzięki temu możemy unikać pewnych aspektów nas samych, które osądziliśmy.
Jeśli opierasz się zimnie i przywiązałeś/aś się do ciepła, to uważasz, że rozwiążesz jakikolwiek problem?
Dlatego też wielkim błędem jest sądzić, że jest jakiś konflikt dobra i zła. Nie ma tego ani w Tobie, ani w świecie.
To jest wolna wola. Masz możliwość wyboru. Wybór walki jest wyborem niewłaściwym.
Pamiętaj – gdy jakiś człowiek napada na drugiego człowieka, to on to przecież uważa za dobre. Z jego perspektywy robi coś dobrego. Może i rozumie, że dla drugiego człowieka jest to złe ale go to nie obchodzi. Czy rozumiesz? To nie zło. To brak miłości. To egoizm. To totalne ignorowanie drugiego człowieka. To nawet taki poziom niedojrzałości, braku rozwoju, że nie uważamy drugiej osoby za jakkolwiek wartościową. Dlatego nie przestrzegać będziemy jakiegokolwiek kodeksu honorowego względem niej. W tym rozumieniu zło to skrajny egoizm i narcyzm.
Jak dinozaur – “ja jestem najważniejszy i żebym przeżył mogę cię zjeść, ty mi służysz, abym ja mógł przeżyć”. Co się stało z dinozaurami? Rządzą tą planetą? A co w świecie, w którym zabijanie innych jest już przestępstwem? Dinozaur ma problem, by być dinozaurem. Jednak może się rozwinąć.
Jak tu może pomóc jakakolwiek walka?
A teraz przełóżmy to na zmianę siebie. Jeśli cokolwiek w sobie osądzasz, atakujesz, próbujesz wyprzeć, stłumić, zdusić, zabić, usunąć – z czym zostaniesz? Zostaniesz taką samą osobą, która dodatkowo dąży do swojej destrukcji. I nazywasz to czymś pozytywnym? Jeśli jakakolwiek negatywna cecha w Tobie to efekt braku miłości np. w formie egoizmu czy narcyzmu, to przyjrzyjmy się światu – milionom przykładów: w ilu przypadkach przemoc, nienawiść, opór zmieniły kogokolwiek na lepsze?
Ludzie wtedy mówią tak – “walczę ze sobą”. Może się to wydawać szlachetne ale to jest właśnie tym, przez co nic się nie poprawia na lepsze, tylko na gorsze. Nie walczysz ze sobą, tylko z tym, czym nie jesteś i tym, co sam(a) zdemonizowałeś/aś i z czym się utożsamiłeś/aś. To błąd popełniany na bazie iluzji i to często jeszcze przykryty maską waleczności.
Niech mi ktoś powie – jaki grzech zniknął z tej planety dzięki walce z nim? Każdy grzech znany jest od zawsze, od tysięcy lat. Tysiące lat walki milionów ludzi z grzechem. I co – czy zniknął chociaż gniew? A może łapczywość? Apatia, lenistwo? Zazdrość? Pożądanie żony bliźniego swego? Nienawiść? Kiedy do nas dotrze, że walka to nieodpowiednia metoda?
Co chwila słyszę historie od uzależnionych ze swojego dzieciństwa, gdy rodzice – zazwyczaj zażarci katolicy – demonizowali seksualność, zawstydzali dziecko, obwiniali, straszyli karą; seksualność uważali za grzeszną, tak jak i masturbację i liczyli, że to postępowanie sprowadzi ich dziecko na “właściwą” drogę. Tylko zazwyczaj rodzice ci nie tworzyli kochającej rodziny i przynajmniej jeden z rodziców pił. A dziecko uzależniało się czy to od porno, czy masturbacji. I coraz bardziej się wstydziło, winiło, bało kary i nienawidziło.
Żaden z rodziców nie był na tej “właściwej drodze”, dlatego też żadna metoda, którą zastosowali w stronę swojego dziecka też nie mogła być skuteczna. Większość rodziców nie wie, że ich dzieci są uzależnione – oglądają porno nawet godzinami każdego dnia, palą, piją, nawet ćpają. Uzależniony łatwo to ukrywa. Często się boi.
A gdy go ktoś widzi zmarnowanego, wyczerpanego, to ten zawsze odpowiada wtedy – “to przez pracę, wredny szef, ciężki tydzień ale daję radę”. Jeszcze wtedy usłyszy dobre słowo. Ale nadal dąży do swojej destrukcji.
Ani też te rady nie pomagają stworzyć zdrowego, fajnego związku. Ci co seks mieli, mówili, że albo tylko z prostytutką (i nawet z “profesjonalistką” mieli problem z uzyskaniem erekcji lub w ogóle nie mieli z tego seksu żadnej przyjemności), albo doświadczenie seksu z normalną dziewczyną było niesatysfakcjonujące, rozczarowujące. I niejeden mówił, że po takim rozczarowaniu postanowił już nigdy nie mieć więcej seksu…
Powtórzę – pierwszy raz z prostytutką to poważny błąd. Nie popełnij go. A jeśli już popełniłeś, to nie buduj ŻADNEJ percepcji seksu, przyjemności, relacji seksualnych z kobietami na bazie tego doświadczenia. To był błąd.
Żadne wnioski oparte o niego nie będą poprawne, tylko jeszcze bardziej zaszkodzą.
Taki seks nic Ci nie da, bo seks nie jest źródłem niczego! Ani męskości, ani odwagi, ani śmiałości, ani przyjemności, ani radości. Jeszcze nie spotkałem się z historią, by ktokolwiek był szczęśliwy czy nawet zadowolony z pierwszej wizyty u prostytutki. Zazwyczaj było rozczarowanie, a potem właśnie takie destruktywne wnioski jak “już nigdy nie chcę mieć seksu”.
I co? “Sukces”! Człowiek przestał dążyć do grzesznego, nieczystego uczynku – seksu… Tylko czy na pewno seks jest grzeszny, nieczysty, zły w oczach Boga? Czy to na pewno można nazwać sukcesem? Czy seks jest źródłem rozczarowania, bólu, napięć, jakichś braków? Nie.
A teraz niektóre koszty takiego postępowania – ciągłe zmęczenie, drażliwość, niskie poczucie własnej wartości, niepewność, problemy z koncentracją, a nawet całkowita niemożność skupienia się na czymś na dłużej, niż kilka minut, bezsenność, problemy z erekcją, nieprzemijający stres, nienawiść do siebie, niekończące się negatywne myśli i wiele, wiele więcej. I coraz częstsze oraz większe ciągutki do używek jak porno czy alkohol. Również do seksu ale nie w zdrowy sposób, tylko coraz bardziej desperacki, odrealniony, kompulsywny, pełen lęku, żalu, wstydu, winy.
Spory wstęp ale chciałem jak zwykle poszerzyć kontekst, by ukazać jak istotne są drogi, które zaproponował dr Hawkins. I jak niemal nikt nimi nie podąża.
Jedziemy.
7. Bądź łaskawy/a, miłościwy/a, uprzejmy/a, serdeczny/a oraz taktowny/a.
Wzmianka od dr Hawkinsa:
Byłem członkiem możliwe, że najbardziej ekskluzywnego klubu, najbardziej bogatych i potężnych, wpływowych ludzi Nowego Jorku. Wszyscy z nich byli łaskawi, uprzejmi i serdeczni. Wszyscy z nich troszczyli się o komfort fizyczny i psychologiczny innych. “Czy mogę podać Ci coś do picia?”
Boskość jest jakością świadomości, nie osobowości, wieku czy płci. To Boskość pyta się Ciebie – “Czego byś się napił(a)?”
Bądź łaskawy i serdeczny. To jest Twoja Boska Natura.
Dla tych którzy nie wiedzą – dr David R. Hawkins prowadził w latach 60-80-tych największą placówkę medyczną w Stanach Zjednoczonych specjalizującą się w najtrudniejszych i beznadziejnych przypadkach. Przykład takiego przypadku – bełkoczący człowiek toczący pianę w kaftanie bezpieczeństwa, któremu nieskutecznie starało się pomóc kilkunastu innych lekarzy. Dr Hawkins miał pod sobą około 100 specjalistów i ma udokumentowane kilkadziesiąt tysięcy uzdrowień na różnych poziomach. Współpracował z noblistami i ze specjalistami światowej klasy.
A to tylko malutka wzmianka jego wkładu dla dobra całej ludzkości.
Oczywiście z uzależnionymi też pracował lata i kolosalnie pomógł ogromnej ilości osób. Więc jego ekspertyza dotycząca uzależnień nie jest ani teoretyczna, ani akademicka.
Dlatego odwołuję się do tego, co przekazuje i bazuję na tym niemal wszystko. Opracowanie mapy świadomości oraz użycie kalibracji, to osiągnięcie o znaczeniu dla ludzkości być może większym od odkrycia penicyliny i zbudowania mikroskopu. Bowiem pierwszy raz w historii ludzkości zostało dane przez niego ludziom narzędzie do odróżnienia prawdy od fałszu, niemożność czego stanowi najpoważniejszą ułomność ludzkiej natury. Czego nieprzeliczone konsekwencja doskonale znamy ale zapewne nie zdawaliśmy sobie sprawę, że to efekt tej ułomności. Przykład – obranie Kanclerzem III Rzeszy Adolfa Hitlera. Albo martwienie się i sądzenie, że to zdrowe, normalne postępowanie.
Porównaj to co dr Hawkins napisał o potężnych i wpływowych z tym, co się powszechnie powtarza, bełkocze jak po upiciu – że bogaci są źli, egoistyczni, że tylko chcą coraz więcej kasy, że wykorzystują biednych, malutkich, że są narcystyczni i generalnie należy ich okradać, karać i każde zło wobec nich jest usprawiedliwione. Wobec nich zło jest dobre…
Ja poznałem w swoim życiu kilku milionerów. Byłem w ich domach, spotkałem ich znajomych. Wszyscy również byli niezwykle uczynni, serdeczni, pełni humoru. W ich towarzystwie czułem się cudownie.
Również ich zwierzęta takie były. Jeden z nich np. obserwował kto ile czasu poświęci jego pieskowi, który był kochający bezwarunkowo. To wiele mówiło o gotowości do przyjmowania oraz dawania miłości. Dlaczego jest to ważne? Bo jeśli masz problem z przyjmowaniem lub dawaniem miłości, trudno będzie Ci zarabiać. Trudno Ci się zarabia? Właśnie poznałeś/aś jeden z fundamentalnym powodów.
Nauczyłem się od tych ludzi niezwykle wiele. I nie mówię tylko o pieniądzach. Tylko jakości bycia w świecie. Jeden z nich robiąc zakupy zawsze życzy kasjerce miłego dnia. Robi to szczerze. Nie mówi tylko z jakiejś wyuczonej grzeczności. Bo jest na tyle rozwinięty, mądry i kochający, że naprawdę chce, by kasjerka, dzięki której ma zakupy sama miała dobry dzień.
Dlatego też niezwykle podejrzane jest, że wszędzie w głównych nurtach medialnych są ciągłe ataki na bogatych. Są traktowani jak dranie, jak zepsute jabłka ludzkości i tym samym bogactwo również jest w oczach ludzi czymś nienaturalnym, nawet przestępstwem! Bo jak bogaty ma, to znaczy, że tysiące biednych nie ma PRZEZ NIEGO. Na pewno? Tak jak się sądzi o kobietach – jak jeden poderwał kobietę, to jest mniej dla innych. Tak, pewnie… Tylko pamiętaj, że kobiet jest ponad 3 i pół miliarda. A aktywnie podrywających i mających rezultaty facetów na świecie jest może kilkadziesiąt tysięcy. I nie wszyscy chcą trwałych związków.
A co z odpowiedzialnością?
Pojawiło się ostatnio szczytowe głupstwo typu – “Obłóż podatkiem bogatych” (“Tax the rich!”). Co jest głupotą dlatego, bo żaden podatek i tak nie wyląduje w kieszeni biedniejszych ludzi. Zostanie rozkradziony przez urzędników i państwo. Jednak ludźmi, którzy się tego domagają nie kieruje rozsądek, ani pragnienie zadbania o swoje życie. Tylko przeciwieństwo tego o czym mówimy w tym punkcie – ludzie kierują się mściwością, niechęcią, zazdrością, zuchwałością, wrogością, zawiścią. Chcą tylko, by innym było gorzej. Nie dziwne, że są biedni. W tym przypadku można rzec, że chcą legalizacji złodziejstwa na zamożnych. Co przecież i tak już funkcjonuje. Jednym z coraz mocniej widocznych rezultatów tego jest szybko rosnąca inflacja. Która szkodzi wszystkim bez wyjątku.
Gdyby ludzie chcieli, by z bogactwa innych wynikło coś dobrego, to domagaliby się np. darmowych szkoleń z przedsiębiorczości, zarządzania pieniędzmi. Domagaliby się pracy.
Pamiętajmy też o odpowiedzialności – każdy wybrał miejsce, w którym pracuje oraz wynegocjował stawkę, którą zarabia. Jeśli Ci się to nie podoba, to zwiększ swoje kompetencje i umiejętności negocjacji. Upewnij się również, że wartość jaką wprowadzasz na rynek Twoją pracą wzrosła.
Bo jeśli chcesz więcej pieniędzy za pracę ale bez podniesienia jej wartości, to oczywiście może i otrzymasz podwyżkę. Ale pracodawca podniesie też cenę swoich usług. Pamiętaj – pieniądz bez wartości to inflacja. A na tym tracą wszyscy. Jeżeli zrozumiemy, że pieniądze to pewna forma energii i przeniesiemy to zrozumienie na inne obszary swojego życia, możliwe, że dostrzeżemy dlaczego możemy w nich mieć coraz mniej, choć robimy coraz więcej i ciężej.
Np. słowa bez wartości. Możesz ich wypowiedzieć tysiąc i nic nie zyskasz. Albo działania bez pozytywnych intencji – to samo. A potem się jeszcze brakom i cierpieniu przypisuje znamiona cnót… Niektórzy nawet wierzą, że cierpienie cieszy Boga i uszlachetnia…
To samo dotyczy uzależnionych – jeśli tylko czytasz, tylko wykonujesz ćwiczenia i to wszystko – to Twoje zamiary są bez pokrycia.
Jeśli siebie ograbiłeś/aś z wartości, to również Twoje działania będą jak inflacja – na wszystko potrzebować będziesz coraz więcej i przychodzić to będzie z coraz większym trudem. Można rzec, że apatia to inflacja intencji (zdanie wykalibrowane na ponad 400, więc solidna prawda dla większości).
I nie dziwne jest, że skoro ludzie sami nie żyją cnotliwie i nie doświadczają obfitości w żadnej formie, to wydaje im się, że obfitość bierze się tylko z braku cnotliwości – np. kłamstw, manipulacji, zbrodni, działań mafii, a sukces to tylko efekt znajomości i cwaniakowania – np. nepotyzmu, a nie specjalizacji, mądrości, umiejętności. Oraz ich logika podpowiada, że nie mają, bo zabrali im to inni – np. bogaci.
A uzależniony sądzi, że spokój i relaks zapewnią mu pornografia, alkohol czy narkotyki. I sądzi, że to świat odbiera mu spokój i relaks, nie pozwala na spokój. Oraz emocje, które również wg niego biorą się ze świata.
Naturalnie na tej planecie znajdziemy masę przykładów na to, że faktycznie – bogaty tatuś daje swojemu głupiemu dziecku pieniądze, a to dziecko żyje zawistnie. Łatwo wtedy sobie myśleć, że to efekt pieniędzy i że ludzie bogaci są automatycznie negatywni przez to…
Mądrzy, bogaci ludzie nie dają swoim dzieciom w wieku dorosłym ani złotówki. Tylko uczą ich zarabiania – czyli przedsiębiorczości, zarządzania pieniędzmi, etc. Uczą też o wartości pracy.
To, że ktoś bogaty jest negatywny nie ma nic wspólnego z bogactwem. Duża ilość pieniędzy może stanowić pretekst ale nie jest przyczyną. Biedny może używać swojej biedy jako pretekstu do zawiści. Niczym się pod tym względem nie różni od osób, których nienawidzi. I nienawiść pozostawi go biednym do końca życia.
Jeżeli zależy Ci na poprawie swojego życia, to przestań atakować innych. Porzuć zawiść, zazdrość i wybierz łaskawość, miłościwość, serdeczność, taktowność.
Co jest łaskawość? Wiemy już, że ewoluujemy z drapieżności. Łaskawość to więc zrezygnowanie z prób zjedzenia innego organizmu. To wybór, by samemu się rozwinąć i darować życie. To wybór, by nie ulec swojej słabości. Chcesz być drapieżny/a? To bądź taki/a dla swoich celów – dąż do nich za wszelką cenę, tratuj po drodze wszystkie wymówki i pokusy, by odpuścić. Ale z drapieżności wobec ludzi zrezygnuj trwale.
Złodziej może wybrać łaskawość i nie okraść kogoś, bo np. zobaczył, że dana osoba ma jakiś poważny problem i okradzenie jej byłoby dobiciem.
Łaskawi więc pozornie jesteśmy dla innych czy wobec innych ale tak naprawdę jesteśmy łaskawi dla siebie. Bo rezygnujemy ze swoich słabości, pokus, by pozostać na niskim poziomie rozwoju i wybieramy bardziej znamienite alternatywy.
Co to jest miłościwość? Miłościwość to wybór, by widzieć w innych osoby, które można kochać. To widzenie w innych życia, które samo z siebie jest ponad wszelkim osądem, wszelką percepcją. To czysta esencja życia, niezmienna w każdym organizmie – drzewie, mrówce, człowieku. Miłościwość to dostrzeganie rzeczywistości. To przekroczenie swojej ograniczonej percepcji.
Co to jest serdeczność? Serdeczność to wybór, by każdego do kogo się zwracamy traktować jak najlepszego przyjaciela, na dobru kogo nam zależy. To wybór pozytywności, lekkości, poczucia humoru. To służenie bez poświęcania się, bez poniżania siebie. Weźmy pod uwagę, że służbą dla kogoś będzie nie danie mu pretekstu, by np. nas zaatakował, okradł, etc.
Gdy widzimy, że ktoś jest naiwny, nie wykorzystujemy tego. Gdy ktoś zostawił kluczyki w samochodzie, nie kradniemy samochodu. A może nawet popilnujemy auta, aż ta osoba nie wróci.
Co to jest taktowność? To np. ostrożność, by nie kłopotać, nie sprawiać kłopotu oraz nie ranić innych. Dr Hawkins mówi, że to jest cecha Boskości. A teraz porównaj to do powszechnego wierzenia, że Bóg osądza i potępia na wieki, karze czy zsyła choroby…
Osoby w niskiej świadomości już nie potrzebują wierzyć w diabła, bo wszystkie diabelskie cechy przypisują Bogu.
Tak samo robi się z ludźmi majętnymi i szczęśliwymi.
Niejeden klient mówił mi, że skrycie nienawidzi ale i zazdrości szczególnie młodym kobietom, które są uśmiechnięte, swobodnie się bawią, tańczą. Nienawidzi radości i zabawy! Nienawidzi swobody! Nie dziwne, że jest uzależniony i jego życie jest przykre.
Facet, który się osądza, nienawidzi tych, którzy nie mają tego/nie są tacy, co w sobie osądził. Ale też tego pragnie.
To pojedyncze przykłady z nieprzeliczonych, że zarówno opór i przywiązanie to nie jest dobra droga.
Powiedziałem nieco wyżej, by przestać atakować i osądzać (wliczając siebie). Co oznacza, że należy wziąć za to odpowiedzialność, mieć świadomość, że to robimy, kiedy i gdy mamy taką pokusę, zrezygnować z tego. A nie mówić, że ktoś nas zdenerwował czy ośmieszył. Tak nie jest. Właśnie przeczytałem bardzo mądre zdanie od Katie Byron – “Nie słyszymy słów, które powiedzieli inni, tylko wyobrażamy sobie co znaczyły”.
Jednym z przykładów tego jest taka idiotyczna retoryka – zadawanie pytania – “Czy jestem jedynym, który…?” Ludzie nie odpowiadają na zadane pytanie. Bo odpowiedź zawsze brzmi “nie, nie jesteś jedynym”. Ale ludzie nie czytają, nie robią tego. Domyślają się o co może chodzić takiej osobie. Każdy inteligentny człowiek odpowie na zadane pytanie. A jednak praktycznie nikt tego nie robi.
Jak się mnie ktoś pyta w komunikacji miejskiej czy będę wychodził, odpowiadam zgodnie z prawdą – “tak” lub “nie”. Oczywiście wiem, że ta osoba chce przez to powiedzieć “ja będę wychodzić, czy może pan ustąpić?” ale z jakichś powodów tego nie robi. Jest to tak durne, że głowa mała. A jak ja odpowiadam na zadane pytanie, to niektórzy są w szoku, zachowują się jakby ktoś ich strzelił z liścia w twarz, nie wiedzą jak się zachować. Jak już ktoś mi nie chce zdradzić swoich życiowych planów, że będzie wychodził na następnym przystanku, to niech powie zwykłe “przepraszam”.
To samo w pewnym stopniu dotyczy też podrywu. Mówimy jedno, a chodzi nam o coś zupełnie innego, co chcemy ukryć – mówimy jakiś “tekst na podryw” i liczymy, że nagle rzeczywistość się zakrzywi i obudzimy się w łóżku z tą dziewczyną po fantastycznym seksie?
Najlepsze efekty dają szczerość i integralność. Naszych zamiarów nie ukrywamy, nie osądzamy, nie boimy się reakcji. Tylko znajdujemy sposób, by je przedstawić w fajny, atrakcyjny sposób.
Uprzejmy, serdeczny i taktowny człowiek jest szczery. Ale też nie stara się nikogo zaszokować tą szczerością. Intencja zawsze powinna być pozytywna.
A skoro bolą nas słowa innych, to znaczy, że nasze własne wyobrażenia są dla nas bolesne. Sami sobie to robimy.
Przypomnę – wszystko możemy przedstawić sobie w takim kontekście, że na tym zyskamy i będziemy spokojni. Ale też trzeba odróżnić zyski realne od symbolicznych.
8. Utrzymuj pogodę ducha oraz łagodne usposobienie jako cel.
Spójrz na to ze swojej perspektywy – wchodzisz do sklepu, w którym sprzedawczyni jest zawsze w dobrym humorze, zawsze jest uprzejma, miła, ma łagodne usposobienie, nie denerwuje się, nie frustruje, wysłucha co Ci się nie podoba w jej produktach, zaproponuje dobrą alternatywę. I zawsze z jej sklepu wychodzisz zadowolony/a. Czy nie wrócisz tam chętnie raz jeszcze? Czy dla tej sprzedawczyni sam(a) nie wybierzesz uprzejmości, uśmiechu niezależnie jak trudno może Ci być?
Niektórzy nic nie kupią raz, drugi, trzeci. Ale w końcu za dziesiątym razem uznają, że to nie w porządku, że tyle razy już tam byli i nic nie kupili.
W barze gdy widzisz 2 kelnerki, z których jedna jest uśmiechnięta, a druga nie, zapewne podejdziesz do tej pierwszej. Zarobi ona więc więcej od swojej koleżanki, choć mogą technicznie wykonywać swoją pracę doskonale.
Związek – jesteśmy zawsze łagodnie usposobieni. Nasz(a) partnerka/partner czuje się przy nas bezpiecznie, bo jest akceptowana/y i szanowana/y, nie ma osądów. Nie boi się więc mówić otwarcie o tym co ją/go boli. Każda negatywność jest więc od razu “kładziona na stół”, nie zalega, nie rośnie. Więc nie ma szans, by ten związek nie kwitł. Bo ze wszystkim, co by to ograniczało, para się natychmiast rozprawia. Nie tracą przy tym pogody ducha, bo za priorytet obrali utrzymywanie jej. Są dla siebie łagodni.
Cały czas pracuję z ludźmi, którzy są bardzo surowi zarówno dla siebie jak i dla innych. Nawet 100 razy dziennie osądzają, obwiniają, atakują w myślach. Nie są to osoby ani spokojne, ani radosne, ani nie żyją swobodnie, nie doświadczają relaksu. Mają też dużo problemów, ich relacje z innymi są płytkie, grono znajomych mają bardzo ograniczone. A jeśli są w związku, to związek ten jest dla nich coraz mniej radosnym doświadczeniem. Jest też coraz mniej seksu. Często nie ma go od tygodni/miesięcy.
Co cały czas pokazuje, że bycie negatywnym dla kogokolwiek szkodzi nam.
Nie ma z tego postępowania zysku, który byłby większy od wyrządzanych sobie szkód.
Zauważ, że istnieje określenie – “pogoda ducha”, a nie istnieje “niepogoda ducha”. Bo duch – Wyższe Ja/Siła Wyższa – to coś ponad umysłem, tymi wszystkimi dramatami i tragediami. To coś niezależącego od wszystkich ziemskich spraw. To zawsze najwyższy potencjał energetyczny. Tylko my możemy się od tego najwyższego potencjału odciąć. “My” (pisane z małej litery), czyli kto/co? Nasze utożsamienia, przywiązania, osądy, wartościowanie, etc. A więc to wszystko, co nierzeczywiste i co stanowi naszą kreację.
Weźmy np. imię. Ja mam na imię Piotrek. I co to znaczy? To przecież urojenie. Co to za idea “Piotrek”? Co za historia się za tym kryje? Odpowiadam – dla każdego inna. Żadna z nich nie jest prawdziwa. To wszystko mentalne wyobrażenia i nic innego. Imię oczywiście ma konkretne zastosowania w życiu, jednak to ludzki twór. Żadne zwierzę nie nadaje imion swoim potomkom.
A teraz problemy jakie z tego wynikają – wystarczy powiedzieć, że jesteśmy swoim ciałem, swoje ciało osądzić i już spadamy z poziomu spokoju, radości, wdzięczności za własne istnienie na poziom wstydu, żalu, zazdrości i pożądania! Co oznacza, że puszczenie się tych utożsamień i osądów, poddanie oporu i przywiązania, w sekundę może nas wywindować na to, czego ludzie dziesiątki lat szukają poza sobą i wydają fortunę, by to znaleźć.
A gdy wejdziemy na to, co się powszechnie określa jako pogoda ducha – np. optymizm, to niech naszym CELEM będzie jego utrzymanie. Co to znaczy? To znaczy, że będziemy mieli pokusy, by zrezygnować z optymizmu i zastąpić go martwieniem się, urazą, etc.
Droga ta mówi, by również jako cel wybrać łagodne usposobienie.
Bowiem pogoda ducha i łagodność to jest jedno i to samo. Każdy, kto doświadczył Boskości, wie, że to stan nieopisanej łagodności i miłości. I jednocześnie nieograniczonej, nieskończonej Mocy. Każdy, kto przytulił się do dębu i poczuł życie jakim dąb jest, czuł jednocześnie moc jak i łagodność i miłość. I to się nigdy nie zmienia, nawet jak dąb jest ścinany i w tartaku przerabiany na deski.
Każdy kto doświadczył Boskości rozumie, bo nie może być inaczej, że nie istnieją żadne lęki, zmartwienia, braki. To stan całkowitej jedności, pełni. Każde zmartwienie w tym stanie jest absurdalne.
Ba! Zwykły spokój – gdy go doświadczyłem po raz pierwszy, zrozumiałem jak fundamentalnie różni się od NIEODCZUWANIA np. lęku czy winy. Pamiętam szok! “Wooow! To tak wygląda po prostu bycie!” Co pokazało mi, że każdy wie o tym, że jest ale praktycznie nikt nie jest tego świadom. Do tej pory nikt, z kim rozmawiałem nie dał mi do zrozumienia, że doświadczył spokoju. Spokój to nie jest uczucie.
A jak postępuje np. uzależniony? Jest dla siebie surowy, wulgarny, brutalny, sadystyczny, wiecznie niezadowolony, niespokojny. We wszystkim widzi to, co jest nie tak, szczególnie w sobie i w swoim życiu. Więc nadmuchuje to czego nie ma, czego mu brakuje i w konsekwencji odczuwa coraz bardziej rosnące poczucie braku, frustrację, żal, pożądanie. Pojawia się zazdrość, nienawiść, nawet pokusy, by popełnić przestępstwo. A że to daje adrenalinę, która wytłumia niższe emocje, to niektórzy zaczynają popełniać różne wykroczenia. Bo są wtedy “na haju”. Zaś poza tymi stanami haju jest apatyczny, wycofany, niepewny.
Utrzymywanie tych znamienitych jakości jako cel jest niezbędne, bo to zacznie wyciągać z nas to wszystko, czym ograniczaliśmy to na co dzień. I wtedy pojawią się pokusy. Każdy uzależniony wie, choć może nie być tego świadomy we własnym doświadczeniu, że gdy zewnętrzne okoliczności są sprzyjające, to może mu się wydawać, że mu się poprawia, bo go “nie ciągnie” do porno. A wystarczy najczęściej jakiś problem i już włącza pornografię.
Utrzymywanie wysokich jakości jako celu oznacza też, że nie przestajesz do nich dążyć. Nawet jak popełnisz błąd – wstajesz, otrzepujesz się i wracasz na kurs. Analizujesz przy tym co spowodowało upadek i to rozwiązujesz.
Większość uzależnionych tego nie robi. Tylko np. liczą dni i jak “upadną”, to zaczynają od nowa. Niektórzy nawet od kilkunastu lat!!! W kółko to samo. Większość z tej większości po którymś upadku odpuszczają. Bo się naczytali, nasłuchali, że uzależnienie to tylko zmiany w mózgu i jak się mózg uzdrowi, to się wszystko inne uzdrowi. Tak nie jest i nie będzie. Bo struktura mózgu to reprezentacja potencjału.
Zdrowy mózg to duży potencjał. Tylko i aż.
A jeśli się nie rozwiniesz w świadomości, to z tego potencjału i tak nie skorzystasz. Tak jak jeden weźmie młotek i zbuduje schron dla zwierząt na zimę, a drugi weźmie młotek i komuś zniszczy samochód. Poza tym – uzdrowi Ci się mózg i nagle, magicznie przestaniesz np. obwiniać siebie za błędy, nienawidzić rodziców za braki w wychowaniu? Nagle zaczniesz radośnie i chętnie wstawać i chodzić do pracy? Pokochasz szefa i będziesz radośnie przykładać się, by zarabiał coraz więcej?
Uszkodzony mózg uniemożliwia Ci mówienie prawdy? Ale mówienie kłamstw umożliwia, tak?
Mam nadzieję, że widzisz totalne nieporozumienie odnośnie mózgu i jego regeneracji. Wbrew pozorom oglądanie pornografii to skomplikowana czynność. Trzeba włączyć urządzenie, wpisać adres, wyszukać. Żaden uzależniony nie ma z tym problemów. Żadna ilość niszczenia mózgu tego nie ogranicza. Ba! Niemal każdy solidnie uzależniony jeszcze doskonale to ukrywa, kłamie innym, wymyśla preteksty i strategie, by porno oglądać, etc. Co pokazuje, że praca umysłu jest dość sprawna, tylko w negatywnym, niezdrowym, destruktywnym celu.
Dla uzależnionych niszczenie mózgu czy geny stały się tylko doskonałym, kolejnym pretekstem, by zrzucać odpowiedzialność i grać ofiarę. Nie obchodzi ich to, że naukowcy mogli się zwyczajnie mylić w swoich wnioskach. Ważne, że mają kolejny powód, by nic nie zmienić algo tylko udawać, że coś robią – “nofap-ują”, etc. No przecież co to jest ten “nofap”? Zmaganie się – czyli to co robią i tak każdego dnia, co nic nie daje i jeszcze dodają liczenie. Liczenie! To powinniśmy umieć już w podstawówce.
Co chwila ktoś mi pisze do ilu doliczył i miał wpadkę. Jeden do 3 dni, drugi do 14-tu, trzeci do 50-ciu. Ja doliczyłem do ponad 365-ciu. I co to dało? A nic, prócz kolejnego pretekstu do użalania się nad sobą.
Ty nie masz liczyć do jakiejś magicznej wartości, tylko żyć uczciwie, odważnie – integralnie. Nie przez 30 dni, nie przez 90 dni. Tylko przez całe życie. A łagodne usposobienie i pogoda ducha to tego atrybuty.
9. To ok być “w błędzie” i być niezdecydowanym/ą.
Gdy zrozumiemy, że znaczenie wszystkiego wynika z kontekstu, gdy staniemy się świadomy własnej nieświadomości, niewinności, naiwności, niemożności rozpoznania tego, co naprawdę dobre od tego, co nie sprzyja życiu, czasem nawet prosty wybór może w naszych oczach być rozważany w zupełnie nowych ujęciach.
Dlatego też okresy niezdecydowania mogą się przydarzyć, ba! nawet być częste. Szczególnie, gdy pokusy stanowić będą już tematy nieintegralne jak np. wypicie wódki czy obejrzenie porno w obliczu lęku lub wstydu. To co mogło się nam wydawać nawet przez całe życie dobrym wyborem, może nim przestać być. I przestanie jeśli będziemy się realnie rozwijać.
Jednak rozróżnijmy – nieświadomość własnej niechęci do podjęcia decyzji, nieuświadomionego lęku, winy, wstydu, nieświadomości nadanych wartości, znaczenia, sensu, nieświadomości intencji; od przyjrzenia się temu i analizy, ujęcia tego w nowym kontekście i tym samym szukania lepszej drogi.
Więc niezdecydowanie może mieć powody pozytywne jak i negatywne.
Droga ta jednak przede wszystkim poucza nas, by nie wstydzić, nie bać, ani nie winić się zarówno za błędy jak i niezdecydowanie.
Bo wybór emocjonowania się gwarantuje nam, że staniemy w miejscu. Niektórzy stoją już od wielu lat. Dla niektórych usłyszenie, że to ok być w błędzie, że nie ma nic złego w popełnieniu błędu, było wręcz szokiem! Opierali się, bali przez całe życie, wstydzili się i wini za już popełnione błędy, bo nigdy nie znali szerszej perspektywy. Utknęli w winie. Prawda oswobadza.
Oczywiście zaprzestanie obwiniania się i użalania nie wymaże konsekwencji. Jednak też odsłaniają się w nas wewnętrzne zasoby, dzięki którym uporamy się z nimi.
Musimy jednak zrezygnować z obwiniania się. Bo obwinianie się, użalanie, granie ofiary to pobłażanie sobie, folgowanie, to hołubienie osłabiającym postawom; to ich nobilitacja. To kapitulacja wobec przeciwnika, który nie istnieje.
Jeśli nawet popełniłeś/aś tysiąc poważnych błędów – co z tego? No co? Popełniłeś/aś i co dalej? To co przedstawisz, sam(a) sobie tworzysz i trzymasz się. Tego nie ma poza Twoim umysłem.
Jeżeli się tego trzymasz – dlaczego to robisz? Dlaczego nie wybierzesz pójścia dalej w życie z mądrymi wnioskami, które możesz wyciągnąć z błędów?
Nie możesz iść dalej w życie biorąc ze sobą winę, wstyd, żal, frustrację, wyrzuty, urazy.
Nie ma żelaznej kuli z łańcuchem mającym tysiące kilometrów długości. Każdy łańcuch z doczepioną do niego kulą winy, wstydu, żalu, gniewu jaką ma dla Ciebie długość? 5 minut? Godzinę? Dzień? Ile wytrzymujesz bez cierpienia? Ile jest tego pozornego spokoju, po czym zaczynasz się dusić, zmagać, próbować uciec, czuć jakby się wszystko wokół Ciebie waliło? Albo – jak często spotykasz ludzi, wobec których tracisz spokój i radość?
Pamiętaj – ok jest być w błędzie ale każdy błąd warto skorygować. Bo nie unikniemy konsekwencji.
Jeśli weźmiesz ze sobą tę kulę, no to wszędzie będzie Ci ciężko. I wtedy, szczególnie uzależnieni, popełniają błąd – sądzą, że to świat im daje tę kulę i kolejne. Tak nie jest. Nawet jakby tysiąc osób pokazywało na Ciebie palcem i się śmiało, to dopóki sam(a) siebie nie osądzisz, zachowanie tak wielu osób nie dotknie Cię.
A jeśli wszystko Cię dotyka, to nie nazywaj tego wrażliwością, nie nobilituj tego, tylko potrzebujesz pomocy – psychologa. Bo to nie jest normalne, to nie jest zdrowe.
Wrażliwość to nie jest podatność na zranienie i klejenie się do każdej krytyki.
Jeśli zacinasz się każdą kartką, jaką podniesiesz, to warto przyjrzeć się co się dzieje. A nie biadolić, że Cię kartki atakują, krzywdzą, nienawidzą.
Co więcej – im mniej glamouru projektujemy na świat, im rozsądniej żyjemy, tym szersze spektrum wyborów staje się dla nas dostępne. Bowiem żaden wybór nie jest już jakimś specjalnym, którego wyjątkowo silnie pożądamy. Tym samym możemy przyjrzeć się, który wybór faktycznie będzie najlepszym biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich się znajdujemy.
Poza tym – każdy wybór może być dobry – zarobić kolejny milion czy spędzić czas w parku bawiąc się z psiakiem? Obie decyzje są tak samo kuszące. Żadna nie jest lepsza od drugiej.
Bo przestajemy już operować w kontekście – “co?” i zaczyna być dla nas ważne “jako kto?”. Nie jest tak ważne co robimy, tylko kim jesteśmy. Coraz większe znaczenie ma KONTEKST.
Co oczywiście nie stanowi żadnego usprawiedliwienia, by np. odpuścić zarabianie kasy, bo teraz się temu opieramy i szukamy pretekstu. Możesz być integralny/a, odważny/a, chętny/a, ochoczy/a wobec zarabiania dużych pieniędzy jak i dbania o ogródek. Pytanie brzmi – dlaczego z np. tych dwojga opcji wybierasz dbanie o ogródek, a nie zarabianie kasy?
Niejeden klient już mi mówił rzeczy typu – “jeśli dobrze rozumiem, to wyzdrowieję z uzależnienia, gdy wzrosnę do odpowiedniego poziomu świadomości”. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że jednocześnie mówi, że nie ma zamiaru przepracować wszystkich tematów, wobec których nie jest odważny, ochoczy, neutralny, akceptujący, kochający.
Np. jeden klient bardzo emocjonuje się swoją pracą. Pracuje tam za minimalne pieniądze, bliscy i współpracownicy mówią mu, że powinien mierzyć wyżej. A on się opiera tak silnie, że aż boli, obwinia innych i mówi bardzo popularne stwierdzenie-usprawiedliwienie:
Dużo myślałem na ten temat, nawet pomedytowałem z intencją na ten temat. Doszedłem do wniosku że w sporej części mają racje. Poszedłem do innej firmy, a w obecnej jesten w okresie wypowiedzenia. Nowa firma proponuje mi prawie (…) więcej za moje kwalifikacje i umiejetności. Tylko czy w świecie te pieniądze są aż tak ważne? mam wrażenie że większość goni tylko i wyłącznie aby było ich jak najwięcej, a ja chce osiągnąć szczęście. (zwięszyć poziom świadomości co najmiej do Ochoty) Chodź z tego co rozumiem to powinienem do radości aby uwolnić się z uzależnienia.
Widzimy? Tak wygląda życie w teorii. Ma jakieś wrażenia, wydaje mu się co robią wszyscy inni. Oczywiście to inni popełniają błędy, bo gonią za pieniędzmi i robią tylko to. A on chce osiągnąć szczęście. I sądzi, że “gonienie za pieniędzmi” mu to uniemożliwia/by uniemożliwiało. Chce zwiększyć poziom świadomości co najmniej do Ochoty… ale obok tego wszystkiego. Od razu pojawia się racjonalizacja nieuświadomionego oporu – “tylko czy w świecie te pieniądze są aż tak ważne?”
Jaka jest odpowiedź na to pytanie? Ktoś wie? Ktoś potrafi odpowiedzieć?
Pieniądze są tak ważne jak nasz standard życia. Jeśli chcesz żyć w jednej parze spodni, to pieniądze będą naturalnie mniej ważne, niż gdybyś chciał(a) żyć z rozmaitością ubrań. Innymi słowy – odpowiedź zależy od naszej intencji dla naszego życia – m.in. jakością/poziomem jaki chcemy mieć.
A jak zamierza to zrobić, jeśli właśnie przez to, że np. nie zarabia pieniędzy chętnie nie jest na poziomie Ochoty, nawet jeszcze Odwagi?
Na zadane przez niego pytanie przede wszystkim nie należy teraz odpowiedź, bo jego intencją jest usprawiedliwienie się, uniknięcie zdania sobie sprawy z własnej niechęci, by rozwiązać swój problem.
Świadomość to my. To to jacy jesteśmy. Jacy jesteśmy wobec pieniędzy, zarabiania, swojej pracy? Jeśli nie jesteśmy ochoczy, to nie jesteśmy na tym poziomie Świadomości. I nie będziemy, jeśli będziemy unikać tego problemu. Bo właśnie zmiana naszej całej postawy, nastawienia, intencji wobec tego jest tym wzrostem, na którym mu zależy (chyba) – na który mu powinno zależeć. Dowodem na zmianę wewnętrzną jest zmiana zewnętrzna. Zaś tematy najbardziej dla nas trudne (co nie znaczy, że są trudne w ogóle) stanowią dla nas największy potencjał zmiany. Unikanie ich to odrzucanie najlepszych dla nas opcji.
Opiera się, bardzo emocjonuje się, gdy inni mówią mu, że powinien mierzyć wyżej. Podałem mu rozwiązanie:
A w przypadku jakichkolwiek słownych utarczek, najlepszym i najskuteczniejszym rozwiązaniem jest przyznanie “napastnikowi” racji:
– Tak, masz rację! Powinienem mierzyć wyżej! Dziękuję!”
Jego odpowiedź:
OOoo matko ulegać za każdym razem…
NAwet nie wyobrażasz sobiem ile emocji czuje czytając twoje ostatnie zdanie :O
Widzisz? Ja mu podaję rozwiązanie, by przestał cierpieć i ruszył ze swoim życiem, a on widzi w tym uleganie – jeszcze większy problem. Dalej gra ofiarę. To klasyczny przykład wyboru racji nad spokój. Nie dostrzega jeszcze w ogóle kontekstu, w którym postrzega tą sytuację, jakie znaczenie jej nadaje, wartość oraz sens i przez to jakie wyjścia z niej widzi – albo walkę (czyli ktoś musi przegrać, a ktoś wygrać), albo ucieczkę (unikanie, zmaganie, by powstrzymać to, co napływa z wewnątrz). Naturalnie żadne z tych wyjść nie jest rozwiązaniem problemu, bo to tylko zmaganie się z emocjonalnością i myślami. Zaś to końca nie ma.
Dlaczego robi z tego taki dramat? Bo na niego wyprojektowuje te wszystkie emocje, które z niego wyciągnąłem jednym zdaniem. Z tego powodu naciskam, by tego tematu nie unikał, bo DLA NIEGO jest być może to temat krytyczny zarówno generalnie w kwestii życia jak i samego uzależnienia.
Problemu nie ma więc w pieniądzach, ani pracy, ani tym, co mówią mu inni – tylko w niechęci do tego co teraz poczuł. Już tyle tego nosi i ucieka jak się da, że jedno zdanie to z niego wyciąga – czy to współpracownika w bezpośredniej rozmowie czy obcego gościa z internetów. A skoro tak, to jest to dowód, że problem nie jest zewnętrzny.
Zrobienie czegoś pozytywnego wyciąga z niego tyle emocji, że “aż sobie nie wyobrażam”. Ależ wyobrażam, bo KAŻDY ma taki temat, “za którym” ukrył ogrom wypieranych, tłumionych emocji, które gromadził być może od wczesnych lat dzieciństwa. Każdy kto zdrowieje przez to przechodzi i jeśli chce wyzdrowieć z uzależnienia, to musi przejść.
Ale też widać jak nadał temu znamiona wyjątkowości. Tylko on ma taaaaaaaki specjalny, taaaaaaki trudny problem, który wyciąga z niego tyyyyyyyyyyyyle emocji, że aż sobie nie wyobrażam… Heh. Ja przechodziłem i przez to, i przez wiele więcej. To co mówi, to tylko jedna z wielu strategii grania ofiary i stania w miejscu.
Każdy, nie mając szerszej perspektywy, może ulec iluzji, że ma specjalny, trudny, szczególny problem. I że inni nawet sobie tego nie wyobrażają. Dzięki temu, że sam przez to przeszedłem i od już ponad 6 lat rozmawiam z uzależnionymi, wiem doskonale, że nikt nie ma specjalnego, ani szczególnego problemu. Każdy przechodzi mniej więcej przez to samo. Różnice wynikają z ilości zaniedbań, poziomu świadomości, intencji, gotowości, by to zmienić. Ale jak mi ktoś mówi po kilku miesiącach pracy, że tyyyyyyyyyyyyyyle emocji z niego wyszło, że aż sobie nie wyobrażam, to zawsze jest czerwona lampka, że osoba ta gra ofiarę. Bo ile ona uwalniała? Łącznie kilkanaście godzin? Nie ma w ogóle perspektywy. I każdą ilość emocji, każdą warstwę może traktować jak szczególnie dużo. No bo całe życie od nich ucieka. Ludzie dosłownie kapce strachu opierają się jakby mieli wsadzić rękę do kwasu. A każdemu mówię od razu, by nastawił się na przynajmniej 100 godzin uwalniania KAŻDEJ jednej emocji. Głównych jest 8 – wstyd, wina, apatyczność (będąca konsekwencję najczęściej oporu), żal, strach, pożądanie, gniew, duma.
A emocje ułożone są w podświadomości warstwami. Najwyższe warstwy to emocjonalność tłumiona ostatnio. Innymi słowy – to, czego ostatnimi czasy nie chcieliśmy czuć. Tak jak do szafy wkładamy złożoną koszulę na górę kopca. Ostatnio włożona koszula będzie na górze.
Na co więc ostatnio wyprojektowaliśmy to, co czujemy? Na jaką okoliczność, sytuację, osobę? Dopóki się tym nie zajmiemy, nie zejdziemy niżej, ku kolejnym warstwom. Jeżeli się temu opieramy, to oczywiście, że w umyśle zobaczymy racjonalizacje takie jak np. ten mężczyzna – “Nawet sobie nie wyobrażasz Piotrze ile emocji poczułem!”
I to jest m.in. tym, co powszechnie mylnie określa się jako “symptomy odstawienia porno/alkoholu”. A on porno jeszcze nie odstawił i jedno zdanie z niego wyciągnęło masę emocjonalności, której natychmiast zaczął się opierać i grać ofiarę.
Nikt nie ma specjalnego, wyjątkowego problemu. Może się nam wydawać, bo sami mu nadaliśmy takie znamiona. Ale każdy uzależniony tak robi. Ja tak robiłem, większość klientów. A ci, którzy o tym nie powiedzieli, na razie nie byli gotowi, by nawet o tym rozmawiać.
Jak wyjaśniałem w artykule na temat niskiej świadomości – jako ludzie ewoluujemy z niskiej, czyli drapieżnej świadomości. W każdym z nas jest jeszcze dinozaur, taki krokodyl. Nawet nasz mózg ma jeszcze gadzie elementy. To co racjonalne, w tym inteligencja to DODATEK do gadziego mózgu. Rozumiesz? To co gadzie – sadystyczne, brutalne – jest w nas cały czas! I jak widać na świecie – u większości gra pierwsze skrzypce. To co racjonalne, spokojne jest u większości młodziutkie, nieopierzone. Niektórzy wręcz uznają to za słabość i naiwność.
No niech mi ktoś powie – emocje nas atakują? Dopadają? Chwytają? Ludzie sami to robią emocjom, używają słów drapieżnika i przerzucają odpowiedzialność na emocje. Emocje to nie są małe warany, które nas kąsają.
W psychologii jeden z elementów tego nazywa się “sędzią”. W każdym z nas jest bezlitosny sędzia, który bez mrugnięcia okiem będzie się/nas karał, potępiał, nienawidził za najmniejsze przewinienia. Kiedyś jako dziecko pociągnęliśmy dziewczynkę za warkocz? Zasługujemy, żeby cierpieć! Wynieśliśmy paczkę czipsów ze sklepu, czyli ukradliśmy? Nie zasługujemy już na nic dobrego!
Obwiniałeś/aś się kiedyś za sesję z porno? Jak uważasz – dlaczego? Z jakich powodów uznałeś/aś to za dobry wybór?
Z nie mniejszym uwielbieniem ludzie nienawidzą innych. Potrafimy się trzymać uraz dziesiątki lat! Szczególnie uzależnieni trzymają urazy wobec rodziców za coś, co zrobili nawet i 40-60 lat temu!
Czy 40 lat już nie wystarczy? Gdzie tam! To dopiero początek! Sędzia dopiero się rozkręca!
Co więc z tym zrobić? Większość ludzi postępuje (błędnie) tak:
– Grają ofiarę. Mówią np. “myśli mi nie pozwalają” albo “myśli mnie przytłaczają”. Niektóry mówią tak – “ego mi nie pozwala”, “ego mnie zmusza”, “ego mnie przekonuje”.
– Opierają się.
– Udają, że tego nie ma. Najczęściej to słychać w postaci np. “jestem dobry/a u spokojny/a, tylko inni są źli i mi nie pozwalają na spokój i dobro”.
Co jest rozwiązaniem? Odpowiedzialność. Nie udajemy, że tego w nas nie ma – np. chęci mordu. Tylko to akceptujemy, nazywamy śmiesznym imieniem jak Bodzio czy Brukselka i prowadzimy. Nie kontrolujemy, bo to niemożliwe. Żyjemy odpowiedzialnie, nie wybieramy mordu za czyjeś przewinienie. Oczywiście, że Brukselka chce zabić kogoś, bo się krzywo na nią spojrzał! Ale Brukselko, nie zabijemy tego pana. Darujemy mu. Nie wie co czyni.
A ludzie mi wypisują swoje fantazje – nie udaje się im coś, to zaczynają obwiniać i nienawidzić wszystkich ludzi. Ktoś mówił mi, że gdyby mu dać bombowiec, to by latał i zrzucał bomby na ludzi.
Ok jest być w błędzie. Bo mamy w sobie gadzinę, która pluje na każdą cnotę, zdrowie i życie, wliczając nasze. Jeżeli sobie z tego nie zdawaliśmy sprawy, to mogliśmy wiele, wiele lat poświęcić na zmaganie, opór, a to i tak nic nie dawało.
Na końcu ten klient jeszcze pyta:
Rozumiem że tylko ten sposób jest skuteczny??
Tylko czy to na pewno “sposób”? Korekta negatywnego nastawienia, podejścia i postępowania na pozytywne to jakiś sposób? I jedyny skuteczny? Widzimy jak człowiek żyjąc w teorii, stara się wszystko szufladkować, metkować?
Mówię mu, by zamiast grania ofiary, oporu, dramatyzowania, zaczął wybierać spokój.
Gdy jadąc samochodem dachujesz za każdym razem, gdy skręcasz, a ktoś Ci powie – “nie skręcaj kierownicą tak gwałtownie, rób to delikatniej” – to też jakiś jedyny skuteczny sposób? Sposób?
Trzeba najpierw stać się świadomym, co właściwie jest problemem, co stanowi przyczynę, a co konsekwencję. Tutaj on pyta o skuteczność sposobu. Nie dlatego, bo chce się upewnić i chętnie zastosować. Tylko dlatego, bo rozwiązaniem jest coś zupełnie innego, niż on się spodziewał i oczekiwał (zarówno w kontekście wyniku końcowego jak i działań). On chciał znaleźć coś, dzięki czemu uniknie całej sytuacji, a nie zajmie się tym, przez co naprawdę jest mu źle.
Dostrzeżemy, że błędów nie sposób uniknąć. Bo nie znamy ani szerokiego kontekstu życia, ani konsekwencji. Dlatego nie ma nic złego w popełnianiu błędów. Nawet tych najpoważniejszych.
Jednak niech naszym nieustającym dążeniem będzie poszerzanie kontekstu.
Oraz wprowadzanie realnych korekt.
I nie na ślepo. Nie porobić coś bez żadnej pozytywnej intencji, żeby potem mieć dla siebie usprawiedliwienie.
Bo z każdym działaniem, wliczając błędy, związane są nieuniknione konsekwencje. A jeśli cały czas będziemy popełniać te same błędy i doświadczać konsekwencji, to całą energię, czas i nieraz i pieniądze będziesz poświęcać, by te konsekwencje lepiej lub gorzej ogarnąć. Nie zostanie Ci nic, by iść dalej, by się rozwijać. Czyli będziesz cały czas się zmagać, poświęcać czas, pieniądze, męczyć się, a i tak będziesz stać w miejscu.
Poddawaj opór i przywiązanie do pozycjonalności, z których podchodzisz do danego problemu. Bo inaczej widzieć go będziesz tylko w tak wąskim spektrum, z którego nigdy nie wyniknie realne rozwiązanie. Dlatego uzależnieni pozostają uzależnieni nawet przez całe życie. Bo nigdy nie dokonują rekontekstualizacji. Tylko budują coraz więcej percepcji i pozycjonalności opartych o emocje oraz racjonalizują nimi emocje. Co stanowi zamknięte koło.
A jak to zrozumiesz, to nie daj się wpędzić w poczucie winy! Tak jak ja – ciesz się, że nareszcie zrozumiałeś/aś! A następnie zacznij działać! Do przodu (do góry)!
Zauważmy powszechne, kolosalne niezrozumienie – ludzie wypominają sobie błędy w przeszłości.
Mówią, że “wtedy” mogli coś zrobić, zrobić to lepiej lub nie zrobić. Błąd nie polega na (nie) zrobieniu tego, tylko na tym, że sądzimy, że WTEDY mogliśmy to zrobić lepiej.
Jednak to, że w ogóle jesteśmy w stanie dostrzec inne możliwości wynika właśnie z tego, że swoje wybory i ich konsekwencje zaobserwowaliśmy w innym kontekście. I gdybyśmy tego nie dokonali, niemożliwym byłoby dostrzec te nowe opcje, potencjalnie lepsze. Bo bez konsekwencji naszych decyzji nie poszerzylibyśmy kontekstu.
No powiedz – skąd wiesz, że kiedyś podjęta decyzja nie była najlepsza? Dlaczego wtedy tego nie wiedziałeś/aś? Dlaczego akurat teraz to wiesz/rozumiesz?
Rozumiesz? Gdybyś wtedy mógł/mogła zrobić to lepiej, to byś to zrobił(a). Sam fakt, że teraz widzisz możliwość zrobienia tego lepiej jest konsekwencją tego, że zrobiłeś/aś to najlepiej jak potrafiłeś/aś wtedy.
Wypominanie sobie błędów jest więc jedną ze strategii gwarantującej, że nic nie zmienimy i pozostaniemy w stanie wiecznego obwiniania, wstydu, żalu do siebie, często też nienawiści. Czyli autodestrukcji.
Dlatego też niezdecydowanie nie ma znaczenia. Ważne jest dokonanie wyboru i podjęcie działania. A najważniejsza jest w tym intencja.
Te wszystkie drogi mają fundamentalne przełożenie na nasze życie. Bo nasza intencja jest mocą. Im wyższa, im bardziej pozytywna, tym bardziej świat zaczyna harmonizować nas z dobrem. Nasze zmysły, umysł, ciało, wnioski, decyzje, kierunki – to wszystko zaczyna być coraz zdrowsze, wspierające, zgodne z życiem.
Dlaczego to ok być w błędzie? Bo wszyscy jesteśmy na swojej drodze ewolucji. Błędy są naturalnym i nieuniknionym elementem życia jako istota ludzka. Jeśli zrozumiemy czym ta “istota ludzka” jest, to dojdzie do nas, że przed nami całe masy błędów, wliczając też te bardzo poważne.
Poza tym wszystko można widzieć jako błąd lub nawet sukces w zależności w jakim kontekście się to umieści. Jak zwykle najlepiej to widać na przykładzie osoby uzależnionej. Dla uzależnionego obejrzenie porno lub wypicie wódki to sukces. Dopiero, gdy zabolą konsekwencje uznaje to za błąd. A gdy ból, wina i wstyd miną lub zostaną stłumione czy porno/wódka zostaną użyte do odcięcia ich świadomości, znowu widzimy to jako sukces.
Czyli – im węższy kontekst, tym bardziej żyjemy oderwani od rzeczywistości.
W oczach uzależnionego dobrym jest to, co szkodzi, a złym to co dobre. Np. kłamstwa, ukrywanie tego, co robi uważa za dobre, picie/oglądanie porno/ćpanie uważa za dobre, a odpowiedzialność za swoje życie uważa za złe. Wybaczenie uważa za złe. Akceptację uważa za złą. Poddanie uważa za złe. Szczerość uważa za złą.
Obwinianie się za błędy tylko nakręca tę spiralę i uniemożliwia wyzdrowienie. Jednak akceptacja swoich błędów to tylko jeden krok. Ważny i niezbędne. Jednak samo to, że błąd akceptujesz i w ogóle go rozumiesz jeszcze przecież nie oznacza decyzji, by przestać go popełniać.
Większość uzależnionych, wliczając moich klientów, podejmuje decyzję, by zacząć zdrowieć z poczucia winy. Dlatego też natrafiają na ścianę, której nie mogą przeskoczyć. Chcą wyzdrowieć z żalu, z winy, ze wstydu, bo tak ich boli. Ten wstyd, ta wina, ten żal trzymają ich w bardzo ograniczonym spektrum, bo oni się trzymają tych emocji.
Gad, z którego ewoluujemy miał setki tysięcy lat, jeśli nie miliony, by wymyślić strategie przetrwania. Dlatego też TYLKO radykalna szczerość gwarantuje, że nie wdepniemy w pułapki, które sami sobie zostawiamy i których ofiary następnie gramy.
Pamiętaj – drogą się idzie.
A czy już rozumiesz co jest celem tej drogi?