Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat chorób charakteru.
Część 1 znajdziesz klikając na link poniżej:
► Choroby charakteru (Część 1)
Przypomnę szybko w jaki sposób warto patrzeć na chorobę. Choroba – informacja o braku spokoju (czyli rezultat braku spokoju).
Mówię więc o takich postawach i jakościach stanu naszej psychiki, które można określić wspólnym mianownikiem – brak spokoju. Oznacza to, że fundamentem uzdrowienia jest niezbędna praca powrotu do stanu spokoju.
Wiele osób morduje się (nieraz dosłownie) z myślami, co jest z góry skazane na porażkę w kwestii zdrowia. Ale w kwestii robienia sobie kłopotów – jest to jak najbardziej skuteczne!
Bo myślenie to proces kompletnie niezależny od nas.
Człowiek nie myśli!
Warto zdać sobie z tego jak najszybciej sprawę. Jednocześnie dostrzeżemy wtedy skalę wiary w tę iluzję. A więc skalę popełnianego podstawowego błędu założenia na temat ludzkiej natury.
Myśli nie są więc problemem, tylko zajmowanie się nimi na setki różnych, niezdrowych, durnych sposobów. Najbardziej niekorzystnym i niekonstruktywnym jest opieranie się myślom. Drugim w kolejności – bezkrytyczne słuchanie się ich i postępowanie na ich podstawie.
Wiedząc to przystąpmy do opisu następnych chorób charakteru.
2. Mentalny paraliż.
Bardzo powszechny, szczególnie u mężczyzn. U mężczyzn, którzy nie są świadomi swoich emocji i swojej postawy względem nich.
Mentalny paraliż to rezultat słuchania się swojego umysłu – oczarowywania się mentalnym bełkotem, hipnotyzowania się tym i w międzyczasie stawianiem oporu – wybieraniem postawy niechęci. Najczęściej postawy niechęci wobec swoich emocji.
W poprzedniej części mówiłem czym jest podejmowanie decyzji. Paraliż to rezultat:
1. Nie podejmowania decyzji.
2. Nieświadomego podejmowania decyzji innej, niż logiczne rozważania. To tak jakbyśmy więc próbowali przejść przez dwoje drzwi naraz.
W obu przypadkach umysł szybko wyprojektowuje ten stan na coś, co mogłoby go tłumaczyć. Np. zrzuca odpowiedzialność na myśli lub emocje (najczęściej na strach i opór). Albo na świat zewnętrzny, przekonując nas na wiele różnych sposobów – “TO jest trudne”, “Świat jest straszny”, etc.
Ale okazuje się, że paraliżu nie powodują ani myśli, ani żadna emocja, ani opór. To nasze niezdecydowanie wynikające, że cały czas hipnotyzujemy się tym, co bełkocze nasz umysł. Dlatego stoimy. A w tym czasie poświęcamy ogromne ilości zasobów energii psychicznej i mentalnej na opieranie się niewygodnym emocjom i walkę z myślami.
I sądzimy, że przegadamy umysł. Że on “zmieni zdanie”. Ale umysł nie ma swojego zdania, ani potrzeb!
Umysł tylko powtarza w kółko to, czym został zaprogramowany!
Próba przekonania umysłu do zmiany zdania, to jak próba przekonania nagranego filmu, by pokazał inne sceny, niż zostały nakręcone.
Jeśli nagraliśmy lot klucza gęsi, to choćbyśmy błagali 50 lat, by film pokazał coś innego, ten film nadal będzie pokazywał lecące gęsi.
Oglądanie tego, to tak jakby siąść przed telewizorem i nigdy nie wstać, bo cały czas w telewizorze pojawia się reklama i następna, i następna, i następna. Reklamy programują nas, że TEGO potrzebujemy i BEZ TEGO będzie nam gorzej. Dlatego nie ruszamy z miejsca BEZ TEGO.
Ile razy słyszeliśmy, że bez jakiejś tajemnicy, sekretnego tekstu na podryw nie mamy szans spodobać się kobiecie?
Zarówno w telewizorze cały czas coś leci jak i w naszym umyśle. I żadnej z tych rzeczy nie potrzebujemy. Bo to tylko odtwarzana w kółko papka, którą usłyszeliśmy przypadkiem lub szukając jakichś informacji bez weryfikacji źródła i jakości tych informacji.
W umyśle NIGDY nie znajdzie się rozwiązanie, ani żaden nowy, KORZYSTNY sposób do przekroczenia/rozwiązania obecnych problemów.
Zauważył to na szczęście Einstein (a więc człowiek umysłu – sam szczyt mentalnej jakości), jeśli ktoś w duchowości dopatruje się jeszcze jakichś niebezpieczeństw (heh).
Potrzebna najczęściej jest więc tzw. inspiracja (nie motywacja). Czyli coś, co pochodzi z nowego (wyższego) poziomu naszego wnętrza. Motywować się można 80 lat i nie ruszyć dupy z miejsca. Bo opór, niepewność, mentalizacja nadal jak były, tak są. Bo nie zmieniliśmy kontekstu – nie zostaliśmy zainspirowani.
A żeby do tego wyższego poziomu się dostroić, należy dokonać głębokiego WEWNĘTRZNEGO oczyszczenia (a nie iść na basen czy masaż, ani oglądać śmiesznych filmików w internecie). Drugim sposobem jest zostanie zainspirowanym przez kogoś – czyli usłyszeć coś nowego, pozytywnego, budującego – poznać nową perspektywę, szerszy KONTEKST bolesnej sytuacji, na co nasz paplający umysł nigdy nie wpadł. Czyli czego po prostu nigdy nie usłyszał. Bo wybieraliśmy co najwyżej takie informacje, które potwierdzały naszą dotychczasową świadomość.
Ale jeśli stoimy w miejscu to prawdopodobieństwo zostania zainspirowanym wynosi zero. M.in. dlatego mój Program ma duże powodzenie, bo prowadzony jest w całości przez internet. Tak jakby “zhakowałem” ten problem.
Bardzo wielu przedsiębiorców zauważyło, że często nie ważne jest jak wystartujemy, tylko ważne jest, by w ogóle wystartować.
Ja tak zacząłem. Gdyby przeczytać mój pierwszy artykuł na tym Blogu i obecne, dostrzeżemy przepaść między zaprezentowanymi jakościami kilka lat temu, a dziś. Niemniej, gdybym nie wystartował z takim, a nie innym poziomem, NIGDY nie osiągnąłbym poziomu obecnego. Mógłbym sobie czytać o prowadzeniu Bloga, o pisaniu artykułów i nigdy nie napisałbym nawet takiej słabizny. I również nigdy nie napisałbym niczego lepszego!
Ba! A co z Programem WoP? Jestem w trakcie tworzenia nowej wersji – 3.1. To już 4-ta iteracja całego Programu! Więc WoP tworzę od ponad 4 lat. Wersja pierwsza była… jaka była. Była. I mnóstwo przedsiębiorców mówiło, że pierwsze wersje ich produktów – niezależnie czy samochodów, posiłków, produktów elektronicznych były bardzo słabych jakości W PORÓWNANIU do wersji najnowszych.
Ale na tym polega zdrowy perfekcjonizm – na DĄŻENIU do perfekcji, a nie wymaganiu i oczekiwaniu perfekcji już na starcie.
Uzależniony również po prostu powinien zacząć. Będą pomyłki i upadki. Ale jeśli dziecko bałoby się upadków, to żaden człowiek nie nauczyłby się chodzić! Wszyscy pełzalibyśmy po ziemi!
Jeśli chcesz się nauczyć robić coś dobrze/coraz lepiej – rób to jak najczęściej i eksperymentuj! Im więcej pomyłek popełnisz na swojej drodze do uzdrowienia, tym prawdopodobieństwo wyzdrowienia staje się coraz większe, nie mniejsze! Ale robienie w kółko tego samego i oczekiwanie innych rezultatów to szaleństwo! Co, na szczęście, też zauważył człowiek umysłu – Einstein.
Ja piszę coraz więcej, nie mniej. Kiedyś moją obawą było, że skąd ja wezmę materiały, by napisać jeden średniej długości artykuł raz na miesiąc? A teraz piszę tyle tekstu, że wiele innych Blogów z jednego mojego artykułu miałoby przynajmniej kilka swoich.
Jeśli więc chcecie się nauczyć świetnie całować – całujcie jak najwięcej! Eksperymentujcie!
Oczywiście można 20 lat walić głową w ścianę i dziwić się, że nic się nie zmieniło. Mądre wyciąganie wniosków, świadomość co i jak można poprawić oraz WDRAŻANIE tego jest niezbędne. Więc jeśli całujesz za szybko, zwolnij. A żeby zwolnić – rozpoznaj W SOBIE PRZYCZYNĘ pośpiechu i zajmij się nią. Podpowiem, że najczęściej jest to opór, strach i wstyd.
Mentalny paraliż często nazywany jest więc “perfekcjonizmem”. Oznacza to, że chcemy za wszelką cenę uniknąć porażek i błędów. A skąd żeśmy wytrzasnęli to przekonanie?! Uważamy, że unikanie błędów jest pozytywne? Nie! To samo w sobie bardzo poważny błąd i wielu ludzi doprowadził do sabotowania swoich działań i sukcesów. A nawet nigdy nie weszli na drogę prowadzącą do sukcesu! Zatrzymali się na drodze zmagania z własnym bagażem negatywności.
W najlepszym przypadku perfekcjoniści potrafią jedną/kilka rzeczy robić dokładnie i to całkiem nieźle. Ale nie są twórczy. Gdy więc pojawi się nowy problem (co na tej planecie jest gwarantowane), znowu “dostaną paraliżu”. Poczują się bezsilni, gorsi – no bo próbując robić coś, czego nie potrafią, bo nigdy tego nie robili, na pewno popełnią błędy!
Mentalny paraliż to już rezultat negatywnego programowania – nawyków. Ludzie zamiast znaleźć rozwiązanie zaczynają napierać na problem i szukać rozwiązania poza sobą. Zazwyczaj czytają – uciekają w wiedzę sądząc, że w ten sposób uchronią się przed popełnieniem błędu. Albo wiecznie uciekają od dyskomfortu, a ich umysły prześcigają się w wymyślaniu przeróżnych, najbzdurniejszych tego racjonalizacji.
A rozwiązania nie ma poza nami, bo jedynym problemem jest to jak postrzegamy dany problem – jakie jest do niego nasze nastawienie i jak postrzegamy samych siebie w odniesieniu do tego problemu (zazwyczaj traktujemy się jako gorszych/mniejszych/bezsilnych).
Zauważ, jeśli rozwiązanie problemu miał(a)byś poznać na drugim końcu świata w jakiejś bibliotece ale podróż byłaby fantastyczna, był(a)byś cały czas podekscytowany(a), dobrze byś się bawił(a) i jeszcze wiele nauczył(a), to czy podróż na drugi koniec świata była jakimkolwiek problemem? Nie.
Oto jak postępuje większość ludzi:
(To nie mój filmik, znalazłem go dawno temu i zachowałem na artykuł tego typu)
Film ten pokazuje jak działa pożądanie – utrzymywanie chcenia, zmaganie się. Napieramy na ścianę i uważamy, że jak naprzemy na nią dostatecznie silnie, to zniknie… Zamiast wyboru rozsądku i spokojnego rozejrzenia się czy nie ma innej drogi.
A obok jest rozwiązanie – wyjście – z którego możemy skorzystać bez wysiłku, bez zmagania, bez cierpienia.
Jak z niego skorzystamy to to, czego pragnęliśmy również możemy mieć.
I to już bez napierania na ścianę.
Oczywiście większość ludzi woli wierzyć, że jak przestaną pragnąć i się zmagać, to nigdy nie osiągną/nie będą mieli tego, czego pragną. A przecież mają w swoim życiu tysiące dowodów na to, że pragnienie nie jest do niczego potrzebne i tylko utrudnia realizację!
Większości ludzi trzeba pokazać tę inną drogę – np. żeby nie męczyć się z myślami, tylko je ignorować. Nie wypierać emocji, nie uciekać od nich, tylko je akceptować i uwalniać.
Od bólu też nie trzeba uciekać! Skąd wzięliśmy to przekonanie, że ból jest zły? Co to za bzdura!?
Idźmy na siłownię, a spotkamy setki ludzi, których podejście do bólu jest bardzo mądre – cieszą się, że boli! Bo to znak, że wykonali porządną pracę! Nie walili głupio głową w ścianę (wtedy też będzie boleć i ból sygnalizuje o robieniu czegoś idiotycznego), tylko wykonywali plan – realizowali mądrze ustalone kroki do osiągnięcia ustalonego celu. Na tej drodze ból jest niezbędny i zazwyczaj jest niezbędny na większości dróg prowadzących do zrealizowania czegoś, czego nigdy jeszcze nie mieliśmy. Gdyby ćwiczący unikali bólu, to po świecie chodziłyby same chudziny.
Więc niezbędny jest rozsądek, by osądzić czy źródłem bólu jest głupota, czy korzystne działanie?
A jeśli robimy po swojemu, potem denerwujemy się na innych, którzy dostrzegli jak postępujemy (nieraz od lat) i mają dla nas dobrą radę, a my na to:
– A daj mi spokój! Nie widzisz, że jestem zajęty i nie mam ani czasu, ani siły na twoje dobre rady?!
Bo ludzie ci starają się przejść przez ścianę, na którą sami napierają! Oczywiście, że rośnie w nich gniew, bo rośnie w nich również uczucie bezsilności. Ściana nie pada, a oni opadają z sił. Uważają więc, że ich problemy są dla nich zbyt trudne. I programują się, że są wobec nich bezsilni. I ich umysły wymyślają nawet najbardziej fantazyjne racjonalizacje.
Ileż osób pisze mi, że podejście do kobiety jest za trudne! Mówią, że nawet próbują i ich to przytłacza! Co? Podejście do kobiety? Nie! Dlaczego tak chętnie powtarzają bzdury, że coś zrobienie czegoś jest zbyt trudne? To po prostu nie jest prawda!
Zrobienie tego Z BAGAŻEM, który noszą jest trudne. Czy zdziwiłoby nas, gdybyśmy próbowali podlać kwiatki w ogródku z 40-toma kilogramami cegieł na plecach i by nas to męczyło? Każdy rozsądnie zdjąłby to zbędne obciążenie i podlał kwiaty swobodnie, spokojnie i radośnie. Ale w przypadku emocji nikt tego nie robi! Bierze ten bagaż, wszędzie z nim chodzi i dziwi się, że wszędzie mu ciężko! Łolaboga! Tajemnica życia!
Tylko słyszę narzekania – “cegły mnie bolą!” A ja się pytam – ileż można?
Nie męczy nas więc to, co robimy/próbujemy robić, tylko noszenie tego, co nagromadziliśmy w sobie przez lata napierania na różne ściany! Ale dalej wierzymy, że to PODEJŚCIE DO KOBIETY jest trudne. Nie. Trudność wynika z braku akceptacji tego, co czujemy zanim w ogóle nawet otworzymy usta.
Przestań więc napierać na ścianę. Znajdź wyjście z innej strony. I zdejmij z siebie ten bagaż.
Wyjście znajdziesz je tylko, gdy przestaniesz się zmagać, walczyć, opierać na to, co już w sobie nosić. I gdy przestaniesz zrzucać za to odpowiedzialność na świat.
Zmaganie albo rozwiązanie – wybieraj.
Rozwiązania nie znajdziesz w umyśle w stanie innym, niż spokój LUB inspiracji od osoby, która Twój problem zna i postrzega go już w stanie przynajmniej spokoju.
Rozwiązanie znajdziesz na kartce papieru, na której SPOKOJNIE rozważysz i rozpiszesz wszystkie możliwości, które “wymyśliłeś”. Następnie poszukaj ludzi, który ten problem mieli i go rozwiązali. Zapisz jakie rozwiązanie zastosowali oni. Wujek Google chętnie Ci w tym pomoże. Będziesz miał(a) wtedy listę rozwiązań. Skreśli, które już zastosowałeś/aś i przystąp do sprawdzenia kolejnych.
Jeśli ustaliłeś(aś) duży cel, rozpisz mniejsze kroki. I zacznij realizować pierwszy. Nie ważne jak. Ważne, by zacząć. Nauczysz się po drodze.
Miej pewność, że dojdzie do porażek. Nie doprowadź do mentalnego paraliżu, bo on wynika ZAWSZE z niezdecydowania pomiędzy dwoma wyborami – np. zaryzykować gorsze samopoczucie czy go uniknąć.
Paraliż nie ma źródła ani w świecie zewnętrznym, ani w emocjach, tylko w naszym nastawieniu do nich – walki z nimi.
Nie oczarowuj się, że unikniesz gorszego samopoczucia. Ależ poczujesz się gorzej! No i? To nic złego. Zapisz TERAZ też jakie jest Twoje obecne podejście do porażek, do upadków. Napisz co o tym sądzisz i co czujesz, gdy do porażki dochodzi.
Bo skorygować możesz to tylko stając się tego świadomym/ą.
Dopóki się z tym nie zmierzysz, nic nie ulegnie zmianie na lepsze.
3. Wątpliwości.
Główną przyczyną wszystkich wątpliwość to wątpliwość w siebie.
To jak pień, z którego wyrastają gałęzie pozostałych wątpliwości.
Więc ponownie – aby zmienić cokolwiek w swoim życiu, najpierw trzeba zacząć od siebie – od zmiany przynajmniej naszego nastawienia do danego problemu/zagadnienia/porażki/błędu.
No bo zastanówmy się – nawet jeśli spróbowalibyśmy coś zrobić i by się nam nie udało – co z tego? Nic. Podejmujemy kolejną próbę i kolejną aż do skutku. I tak działają zarówno ludzie mądrzy i dojrzali jak i dzieci.
Widzimy to właśnie doskonale u dzieci – starają się podnieść i upadają. CODZIENNIE upadają dziesiątki, jeśli nie setki razy! Robią to nieprzerwanie, aż nauczą się chodzić. Nie zatrzymuje ich nawet to, że nieraz przywalą głową w kant.
Ból nie zatrzymuje dzieci, bo dzieci nie zostały jeszcze zaprogramowane, że w bólu jest coś złego!
Dopiero potem stosujemy wygodną wymówkę, że jak boli, to można przestać… czyli postępujemy mniej dojrzale od dzieci.
Dopiero z czasem dzieci są programowane, że w porażkach i upadkach jest coś złego, że należy ich unikać, wiecznie się tylko kształcić, by nigdy nie popełnić błędu. A jeśli błąd popełnimy lub odniesiemy porażkę, no to dowód, że z nami jest coś nie tak!
Ale gdyby to była prawda, to z każdym dzidziusiem byłoby coś nie tak!
Małe bobasy uczą nas, że popełnianie błędów nie tylko jest bezpieczne ale jest także NIEZBĘDNE, by odnieść sukces!
Ale raz jeszcze – robienie w kółko tego samego, szczególnie bez intencji odniesienia sukcesu – nie doprowadzi nas do sukcesu. Konieczne są korekty tam, gdzie są niezbędne. A jeśli wiemy rozsądnie, że robimy to, co niezbędne – praktykujmy to jak najczęściej. A jeśli robimy coś zbędnego czy błędnego – przestańmy to robić. Nikt mi nie wmówi, że nie robienie jest męczące…
Pamiętajmy, że my też byliśmy dzidziusiem i wszystkie negatywne programy zostały nam dane. I to MY się ich trzymamy. Programy się nas nie trzymają.
Najczęściej dane nam zostały nieświadomie przez ludzi, którzy wcale nie chcieli wyrządzić nam nimi krzywdy. No ale sami byli nimi zaprogramowani, więc inaczej nie mogli. Ale przecież tak roznoszą się wirusy w komputerze. Gdy wirus znajdzie się na jednym, to przeniesienie jakiegoś, nawet korzystnego programu na kolejny komputer spowoduje, że przeniesie się także wirus. Czy pierwszy komputer chciał zainfekować drugi? Nie! Bo to dzieje się automatycznie.
Więc nikt nie jest winny!
Krytycznym jest więc przestać obwiniać – tak innych, jak i siebie samego/samej.
Jeśli chcesz uniknąć błędów i porażek, to już negatywne programowanie! I możesz sobie je utrzymywać i wierzyć w nie. Tylko po co?
Nie żyłoby Ci się prościej, gdybyś czuł(a) spokój, a nawet radość, gdy popełniłeś/aś błąd? I po prostu spokojnie wyciągnąłeś/aś z tego wnioski i go naprawiłeś/aś lub szedłeś/szłaś dalej, do celu?
Są ludzie, którzy źle się czuli czytając mój Program, bo w Module mającym 200 stron znaleźli 3 literówki! I starali się mnie zaprogramować, bym i ja poczuł się z tym źle! Z 200-tu stron potężnej wiedzy to ich najbardziej uderzyło! “Poczuli”, że Program nie jest profesjonalny, bo są w nim literówki. Wow. Pięknie, pięknie. Ale ich przekonania to “full profeska”. Bo mają takie wspaniałe rezultaty w życiu.
Możemy być pewni, że będziemy mieli wątpliwości i to odnośnie wszystkiego!
I pierwszym krokiem zawsze jest stać się ich świadomym, a nie od razu brać je za pewnik i podchodzić do świata z tym głupim bagażem.
Masz nic z nim nie robić. Tylko się go pozbyć. Zaś uciekanie i tłumienie, ani wypieranie Cię z niego nie oczyszcza, ani nie pozbawia…
Zastanówmy się czy większy rachunek dostaniemy za spróbowanie, czy za brak próby? Bo rachunek przyjdzie – zawsze. I czy będzie tam kwota dodatnia czy ujemna zależy tylko i wyłącznie od nas.
Więc Twoje życie, to może nie żaden smutny los, tylko po prostu rachunek z negatywną kwotą za brak kolejnych, dojrzalszych prób?
I próbowanie “naprawy świata”, czyli zajmowanie się literówkami w WoP, zajmowanie się tym, co ktoś zrobił czy powiedział (czyli “młócenie” tego w sobie) to nie mądre działania. To ucieczka od mądrych działań. To zajmowanie się wszystkim, tylko nie tym, co ważne. I właśnie dlatego, bo mamy względem tego wątpliwości.
Więc mamy wątpliwości i, jak przedstawię w następnym punkcie – martwimy się. Wątpimy czy nam się uda. I tu niespodzianka – jeśli będziemy wątpić, to NA PEWNO się nam nie uda!
Ale wraca temat tego, że umysł myśli sam. Nie my myślimy! Więc sama obecność wątpiących myśli to jeszcze nie jest żaden problem! Problemem jest to czy się tym daliśmy zahipnotyzować!
Uważamy, że czegoś nie możemy zrobić, bo TO jest XYZ? Nie! Czujemy XYZ, bo takie MY mamy nastawienie wobec tego.
Nie wątpmy, że popełnimy błędy lub nawet osiągniemy porażkę. To prawie pewne! Ale niech nas to nie zatrzyma! Nasz umysł będzie miał/ma wątpliwości – to pewne jak Słońce! Ale niech nas to nie zatrzyma!
Nie dajmy się oczarować, że bardzo chcemy coś zrobić i trzymamy kciuki, że nasz umysł nie zacznie bełkotać głupot. Zacznie! Na 100%! Bełkotał tysiące razy do tej pory, to będzie bełkotał następne tysiące. No i?
Jeśli zaś swoją wartość uzależniamy od rezultatów naszych działań – no to już znamy przyczynę, którą musimy się zająć.
Nie w wątpliwościach jest więc problem, tylko w naszej niechęci do odczucia tego, co kryje się pod wątpliwościami.
Unikanie działania i popełniania błędów nie jest żadnym rozwiązaniem, bo w ogóle nie dotyczy przyczyny.
A przyczyna jest właśnie ukryta w naszej niechęci do odczuwania. Jest nią najczęściej wstyd, wina, żal, poczucie bezsilności, strach.
Dlatego zacznijmy. I nauczmy się właściwie radzić z emocjami i oporem.
Bo nawet uwodziciele zauważyli, że jak kobieta mówi “Nie!” to w 98% przypadków nie jest to “kategoryczne nie!”. To “nie” oznacza “Nie tak/nie w ten sposób. Spróbuj inaczej/później”. Każda kobieta ma swoje upodobania, swój gust.
No chyba, że śmierdzimy, jesteśmy pijani lub po prostu faktycznie się jej nie spodobaliśmy (co nie znaczy o nas nic złego, ani o tej kobiecie).
Ale opór i wstyd, który odczuwamy słysząc “nie” powoduje, że nasz umysł sam sobie tworzy racjonalizujące te odczucia historyjki, które NIGDY nie są ani korzystne, ani nawet zgodne z prawdą. Kobieta czeka i spodziewa się, że spróbujemy w inny sposób, a my rezygnujemy wciskając sobie kit, że na pewno ma chłopaka, że z taką to nie mamy szans, etc. No ale jeśli daliśmy się zahipnotyzować mentalizacji, to nigdy nie poznamy rzeczywistości, ani tego jaka jest pozytywna.
I to kobietę zniechęca – wiara w te bzdurne myśli i ujmowanie sobie na ich podstawie, a nie coś realnego w nas.
4. Martwienie się.
Ach, ulubiona mentalna rozrywka miliardów ludzi.
Od razu uwaga – jeśli ktoś zapyta – “Piotrze, a czym się różnią wątpliwości od martwienia się”, to już wpadł jak śliwka w kompot. Dał się zahipnotyzować nic nie znaczącym bełkotem, którego celem jest po prostu zatrzymanie nas w miejscu i zajmowanie się tym, co nie ma ŻADNEGO znaczenia. To pytanie nie ma żadnego znaczenia.
Martwienie się – niekończący się dramat roztaczany przez nasze umysły, w których jesteśmy globalnie tak zakochani. Niezależnie ile szkód już wyrządziliśmy sobie słuchając się własnych myśli, nadal wierzymy im bezkrytycznie i nadal ślepo jesteśmy im oddani.
A wystarczy, że ktoś inny popełni malutki błąd i już przestajemy tej osobie ufać. Np. wspomniane literówki…
Czy to nie głupota, a może nawet przejaw szaleństwa? Tak. Ale jest to szaleństwo społecznie akceptowalne…
Martwienie się to próba kontrolowania przyszłości. A więc to robienie czegoś niemożliwego. Dlatego można wsiąknąć w to na dziesiątki lat.
Co więcej – to totalna głupota. Bo rezultaty – przyszłość – to kalka chwili obecnej. A jeśli w chwili obecnej utrzymujemy coś tak negatywnego jak martwienie się, to co odbije nam przyszłość – czego stanie się powieleniem? Czegoś innego, niż strach, opór, braki? Nie! Dokładnie tego, co czujemy teraz i czego sami się trzymamy.
Innymi słowy – martwiąc się zawsze doprowadzimy do większej ilości sytuacji, w których będziemy się martwić w nieskończoność. Tak samo z narzekaniem, obwinianiem, użalaniem, frustrowaniem, opieraniem, denerwowaniem, etc.
Bo każda mentalizacja wyłącznie napędza samą siebie. To jej jedyny cel. Dla wielu osób to fajna sprawa, bo dzięki temu zawsze mają coś do roboty. Ale ta robota nie daje żadnych korzystnych, wymiernych rezultatów w życiu. Nazywa się zmaganiem.
“Bogaci się bogacą, a biedni biednieją”. Bo przyszłość to odbicie teraźniejszości. Jeśli w chwili obecnej utrzymujemy negatywności i braki, no to doświadczymy ich więcej! Dlaczego dziwi to miliardy ludzi? Tak było zawsze, jest i będzie zawsze. Jak walisz głową w ścianę to liczysz, że przestanie boleć? Nie! Będzie boleć coraz bardziej aż do osiągnięcia punktu krytycznego, w którym dostaniesz wstrząsu mózgu i/lub stracisz przytomność. I dopiero wtedy człowiek – gdy dostatecznie zaboli – lub postawimy się w sytuacji krytycznej, dochodzi do poddania krytyce swoich nieświadomych działań i dokonania korekt.
Co więcej – większość ludzi została jeszcze zaprogramowana, że martwienie się O KOGOŚ to wyraz troski! A cóż to za szaleńcza głupota się pytam!?
Martwienie się to żaden wyraz troski! To bezczelna próba kontroli drugiej osoby, byśmy MY poczuli się lepiej!
“Martwię się o ciebie” oznacza – “Czuję się źle i oczekuję od ciebie, że postąpisz zgodnie z moimi oczekiwaniami, bym ja poczuł(a) się lepiej”. To wszystko.
“Martwię się o przyszłość” oznacza – “Czuję się źle i oczekuję, że przyszłość będzie taka jakiej się spodziewam, bym poczuł(a) się lepiej/bym nie poczuł(a) się gorzej”.
Czy to rozsądne? Mądre? Zdrowe? Dojrzałe?
To szaleństwo, głupota. Niedojrzałość!
To jak przyciskanie hamulca i liczenie, że nas to przyspieszy… a potem użalanie się, że dalej stoimy w miejscu i że życie nas rozczarowuje…
“Piję truciznę, by za godzinę stało się coś, abym poczuł się lepiej”. Wiesz co się stanie “za godzinę”? Coś/ktoś wyciągnie z Ciebie tę truciznę! Bo to jest najważniejsze!
Jak jedziesz powoli to ktoś zaraz Cię obtrąbi, byś przyspieszył/a! Czy ktoś Cię tym klaksonem zranił? Jeśli tak to tego podejdziesz, to oczywiście, że poczujesz ból! Ale w rzeczywistości to dla Ciebie istotna informacja – puść hamulec!
Martwisz się, że bliskiej Ci osobie stanie się krzywda? Ależ właśnie to się stanie! By wydobyć z Ciebie ten opór, strach, pragnienie kontroli. Bo to trucizna, która Ci szkodzi! Inna osoba podświadomie doprowadzi do sytuacji.
Tego też uczą nas bobasy. Bobas biegnie, a my mu mówimy – “Nie biegnij, bo się przewrócisz!” I w tej samej sekundzie bobas – bum! – upada.
I rodzic triumfalnie oznajmia – “A NIE MÓWIŁEM?”
Ależ mówiłeś/aś i dlatego do tego doprowadziłeś… idioto/tko! I kosztowało to Twoje dziecko niepotrzebny ból. W tej sytuacji to Ty miałeś/aś wyciągnąć wnioski i dojrzeć/nauczyć się, a nie bobas!
Posłuszne dziecko słyszy tylko “przewrócisz się”. Więc się przewraca. Na tym polega programowanie (się). Podświadomość słyszy to, co sobie powtarzamy. I następnie tego doświadczymy. Czy tego chcemy, czy nie. A jeśli już doświadczamy czegoś negatywnego, to już REZULTAT negatywnego programowania.
Nie mamy więc zmagać się z rezultatami, ani użalać nad nimi, tylko zająć się przyczyną.
Jeśli martwimy się, by nasze dziecko nie zaczęło palić papierosów, to zacznie ono czuć nasz opór, niepewność i strach. Jeśli nie nauczymy dziecka radzić sobie z własnymi emocjami (a skoro się martwimy, to znaczy, że sami tego nie potrafimy), to dziecko poszuka sposobów na radzenie sobie ze stresem. I jak myślimy, na jaki sposób prawie na pewno trafi? Na papierosy!
I co wtedy? Tak kochaliśmy nasze dziecko martwiąc się, że gdy dowiemy się, że pali to nasza miłość rozpali się jeszcze mocniej? Nie! Zaczniemy się użalać, obwiniać je, płakać, krzyczeć na nie, mówić jak nas rozczarowało i zraniło, etc. Czyli wyjdzie z nas to wszystko, co ukrywaliśmy “martwieniem się” i co nazywaliśmy “troską i miłością”.
A dziecko się dziwi, że na nie wrzeszczymy zamiast mu podziękować, że wyciągnęło z nas tyle syfu trzymanego przez lata!
Pozytywne nastawienie nie oznacza, że wypieramy prawdopodobne gorsze scenariusze. Ale nie utrzymujemy ich w sobie.
Bo na czym się będziesz koncentrował/a – to z (dużo) większym prawdopodobieństwem się wydarzy!
Poza tym – opór, ani nienawiść, ani gniewanie się, ani obwinianie niczego w życiu nigdy nie rozwiązało.
Opieranie się negatywności to nie odpychanie jej, tylko przyciąganie! Opór odpycha to, co pozytywne i przyciąga to, co negatywne! Bo sam z siebie jest negatywny!
Nie słyszałem jeszcze, by robienie czegokolwiek negatywnego dało komukolwiek cokolwiek pozytywnego…
Już 2 000 lat temu Jezus uczył nas, by się nie opierać. Ale dzisiaj opór to dla większość ludzi “lekarstwo na wszystko”. Oczywiście Budda zauważył, że to tak naprawdę trucizna no ale my wiemy lepiej…
Czyli wiemy lepiej od dwóch najmądrzejszych i najwyższej w świadomości osób w historii tej planety. Kalibracja pokazuje, że NIGDY NIE BYŁO nikogo w wyższej świadomości, czyli wyżej w mądrości pojmowania rzeczywistości.
Poza tym martwienie się to proces kompletnie bezosobowy, ciągły i wieczny. Będzie trwał dotąd, dopóki nosimy w sobie opór, strach, winę, wstyd, żal, dumę. I dopóki utrzymywać będziemy w sobie te jakości i budować na ich bazie przekonania, to tego doświadczymy.
Większość ludzi wykorzystuje negatywne, bolesne doświadczenia, by dalej się martwić! Nie dokonują korekt, więc doświadczają tego dalej, cały czas.
I tym chętniej wykorzystują zachowania innych ludzi, by racjonalizować i usprawiedliwiać nimi dalsze trzymanie w sobie negatywności i wybór negatywnych postaw. Najczęściej jest tym rozczarowanie. Traktujemy je jako negatywne i obwiniamy innych. A rozczarowanie jest pozytywne! Bo odczarowuje z zaczarowania!
Więc z jakich zaczarowań życie stara się nas odczarować?
Odnośnie martwienia się znajdziemy mnóstwo porad zatytułowanych – “Jak przestać się martwić?”. I jeśli będziemy z nich korzystać – wpadliśmy jak kamień w wodę! Nie można przestać “się” martwić!
Należy w końcu zrozumieć, co mówię – nie my myślimy! Nie my mentalizujemy! Nie my się martwimy! A skoro my tego nie robimy, to nie możemy tego przerwać! Jednak możemy w tym uczestniczyć i zasilać to przez dekady.
Mamy to ignorować! Kompletnie przestać zajmować się myślami! Zamiast tego mamy brać przykład z ludzi, którzy odnieśli sukcesy, planować tak jak oni, rozpisywać cele, podejmować działania, rozliczać się z rezultatów, a nie próbować rezultaty kontrolować robiąc coś nierozsądnego. Nikt nie odniósł znaczącego sukcesu bez odniesienia wielu porażek!
Jeśli nasze myśli są negatywne, to olej je i zacznij korzystać z myśli ludzi wartych naśladowania!
Nie próbujmy zmieniać własnych myśli, bo one po prostu nic nie znaczą i nigdy nie znaczyły!
Bo czy znaczy cokolwiek program telewizyjny, który czytasz codziennie, a który ma datę 7 lat wstecz?
A są ludzie, którzy codziennie “czytają” myśli mające i po 40 i więcej lat! I cały czas dopasowują je do czasów obecnych! Czy dziwne, że nie widzą w swoim życiu to, czego by chcieli? Może wreszcie zacząć “czytać” coś innego?
Próbując do nich nie dopuścić i/lub je kontrolować, sami sabotujemy sukces! Ceną sukcesu są porażki i błędy – popełnianie ich! Ale nie oznacza to, że ich popełnianie automatycznie gwarantuje sukces.
Miliardy ludzi codziennie powtarza te same błędy. Różnica między nimi, a tymi, co sukces odnieśli polega na tym, że osoby sukcesu wyciągały korzystne wnioski i mieli odpowiednie nastawienie – dokonywali mądrych korekt, rozliczali się z rezultatów, upewniali się, że ich kierunkiem nadal jest sukces, a nie np. unikanie gorszego samopoczucia. Jednym słowem można powiedzieć, że różni ich intencja.
Jeśli czuli się gorzej, to szli do swojego mentora, osoby, która realnie mogła im pomóc i pytali o radę i ją STOSOWALI. A nie brali te wszystkie swoje negatywności i toksyny i “stawiała z nich kolejkę” swoim znajomym, by je usprawiedliwiać.
Jim Rohn powiedział w swoim wykładzie dwie ważne rzeczy:
– Jeśli chcesz korzystać z czyichś rad, spójrz na bibliotekę tej osoby – co czyta. Jednak pamiętajmy, że jeśli ktoś tylko czyta i nie przekuwa tego na rezultaty, no to mamy odpowiedź gdzie dojdziemy.
– Nie bądź wyznawcą niczego, tylko badaczem, adeptem. Czyli stosuj, badaj, eksperymentuj, podróżuj, zwiedzaj, doświadczaj. Ucz się samodzielności.
Można w dużym uproszczeniu powiedzieć, że w życiu mamy tylko 2 drogi:
– Posłuszeństwa.
– Samodzielności.
Większość ludzi wybiera posłuszeństwo wobec swojego programowania i myśli. A że w większości oczywiście są negatywne, no to i droga będzie przesycona negatywnościami.
Samodzielność oznacza m.in., że przestajemy ślepo wierzyć myślom. Bo myśli to “one”, a my to my.
Nie można iść oboma drogami naraz. A to rzuca interesujące światło na zagadnienie, że “kobiety lubią bad-boyów”, czyli “nieposłusznych chłopców”. Nie chodzi o to, że ktoś jest “zły” lub zachowuje się wulgarnie. Tylko, że jest samodzielny – dojrzały, odpowiedzialny. Niektóre oczywiście lubią wulgarnych, agresywnych. Ale kogo interesuje taka głupia baba? ;)
Nikt nie jest bardziej ważny, ani bardziej wartościowy od nas. Jednak człowiek rozsądny unikać będzie tych, którzy traktują się bez szacunku i tak traktują innych.
Nasze życie to coś, co powinno stanowić dla nas klucz, by się rozwijać. Bo nasze życie to odbicie nas. Pokazuje nam radykalnie nas samych cały czas. Jest dla nas naszym lustrem.
Rozumiemy?
W naszym życiu widzimy siebie. Nie widzimy problemów świata, tylko cały czas nasze własne opinie o tym. I ogromnym błędem jest sądzić, że ktoś widzi nas. Nikt nie widzi nas! Każdy widzi wyłącznie siebie – to co utrzymuje i czym został zaprogramowany (np. na nasz temat). Widzi więc swoje opinie o nas, a nie nas! Możliwe też, że widzi nasze opinie o nas. Ale opinia, to opinia, a nie rzeczywistość!
Sądząc, że inni wierzą/utrzymują/myślą to samo, co my, to tak jakby sądzić, że w każdym lustrze każdy widzi nas. No my oczywiście widzimy nas. Ale czy nie jest szaleństwem sądzić, że jak ktoś inny podejdzie do tego lustra, to nie zobaczy siebie, tylko nas? Kogo w lustrze zobaczy inna osoba?
Co ciekawe większość również sądzi, że w lustrze widzą innych! Przykładowo – ktoś na nas wrzeszczy i nazywa nas idiotą. I my tej osobie wierzymy! Sądzimy, że ona widzi w odbiciu nas. Ale ona widzi siebie! A co my widzimy? Również tylko siebie! Widzimy nasze przekonania o słowach tej osoby, “widzimy” nasze emocje, nasz ból. Nie robi tego tamta osoba! Jej nie ma! Każdy widzi tylko siebie, swoje interpretacje, swoje emocje, swoje nastawienie/postawy.
Więc to tak naprawdę głupota być czyimś wyznawcą. Bo ich życie to ich odbicie. My mamy przekuć wiedzę na rezultaty we własnym życiu. To, co działa u kogoś innego nie musi zadziałać u nas! Ale to MY mamy to sprawdzić i tylko my za to odpowiadamy.
Zamiast martwić się czy coś nie zadziała – sprawdźmy to! Jeśli nie zadziałało, ok – super! Już wiemy, by się tym nie zajmować i tego nie używać. Ale konieczna jest uczciwość – czy w swoich badaniach byliśmy rzetelni, dokładni? Jaką mieliśmy intencję? Czy/co chcieliśmy tak naprawdę dowieść sobie? Jaka była nasza intencja? Udowodnić sobie, że się nie da, czy odnieść sukces?
Nawet łyżką do zupy nie zjemy zupy jeśli złapiemy ją odwrotnie. I łatwo sobie wtedy udowodnimy, że świat chce naszej krzywdy.
Jeszcze na temat martwienia się. Warto wiedzieć, że czasem możemy zrobić wszystko co niezbędne z odpowiednią dbałością, intencją, zaangażowaniem, a i tak odnieść porażkę.
Co chcę, byś wiedział na ten temat:
1. Tak było od tysięcy lat, jest i będzie nadal. Pogódź się z tym.
2. Ludzi sukcesu to nie zatrzymało, by spróbować kolejny raz i kolejny, aż do odniesienia sukcesu.
Masz pełne prawo przegrać. To normalne! Nikt Cię za to nie obwini. Co więcej – wiele osób będzie Cię podziwiać za samą próbę.
Ale niech na próbach (ani tym bardziej tylko jednej próbie) się nie skończy!
Nie robisz tego, by zostać poklepanym po główce jak mały piesek, bo tak ślicznie starał się złapać rzucony mu patyk. Robisz to, by odnieść ZAPLANOWANY SUKCES.
No ale jeśli naszą nieuświadomioną intencją było znalezienie akceptacji u innych czy poklasku, no to zatrzymamy się na jednej nieudanej próbie, którą ktoś docenił.
Intencją tego artykułu nie było rozwiązać wszystkich problemów związanych z tymi chorobami charakteru, tylko ukazać szerszy kontekst, by zacząć się tym zajmować samodzielnie, odpowiedzialnie, dojrzale.
Bo umysł na godzinę wymyśli setki negatywności. On będzie je wymyślał szybciej, niż da radę sobie z nimi poradzić najznamienitszy myśliciel i filozof. Ignorowanie załatwia w mig cały problem.
Do tematu chorób charakteru wrócimy w jeszcze przynajmniej jednym artykule (możliwe, że jeszcze w 3-4).
Piotrze a na czym dokładnie polega mechanizm projekcji? Czy projekcja jest obustronna? Czy zawsze przykre lub obraźliwe słowa w moją stronę zawierają jakąś cząstkę prawdy czy to pośpiesznie przerzucona opinia o sobie drugiej osoby na mnie aby ta osoba miała pewność że to nie o niej tylko o kimś w świecie zewnętrznym? Czy brać sobie to do serca i zastanowić się co w sobie jest do poprawy czy kompletnie ignorować nie wchodzić w dyskusję z tą osobą i jej unikać?
Piotrze a na czym dokładnie polega mechanizm projekcji?
Uważaj o co prosisz! ;) Skoro chcesz dokładnie, odpowiedź będzie długa!
Przede wszystkim upewnijmy się, że NIE szukamy potwierdzenia swojej racji na temat projekcji.
Przystąpmy do tego tematu “na świeżo”.
Wbrew pozorom projekcja jest czymś pozytywnym na wielu poziomach.
Projekcja odbywa się cały czas – to m.in. mam na myśli mówiąc, że wszystko jest subiektywne. I każdy może mówić TYLKO o sobie.
Czyli o swoich opiniach, poglądach, interpretacjach, emocjach, oporze, bólu, etc. Mówimy o swojej świadomości.
Pytanie – ile z tych opinii została poddana krytyce, korekcie, a ile bez żadnej autokorekty nosimy w sobie od lat i uznajemy je za fakty?
Przykład projekcji – co to jest projekcja? Bo projekcja to tylko nazwa. My sami narzucamy na to określenie jakiś zestaw przekonań, opinii.
A czym jest w rzeczywistości to, co nazywamy projekcją może być czymś zupełnie innym.
Więc projekcją jest już samo nazywanie projekcji projekcją.
Inny przykład – garnek. Każdy o garnku powie coś innego. Wyprojektuje na to pojęcie to, co już poznał na temat garnków.
Tak samo w dowolnej innej kwestii – co możemy powiedzieć np. o jakimś utworze muzycznym? Nic! Nic obiektywnego! Możemy opowiedzieć o swoich odczuciach.
Np. dla osoby w niskiej świadomości utwór heavymetalowy może być fajny i wzmacniać. Dla tej samej osoby, która wzrośnie w świadomości na poziom spójności, ten sam utwór zacznie ją osłabiać.
Gdy jeszcze wzrośnie i np. rzetelnie przerobi Kurs Cudów, ten utwór przestanie ją osłabiać ale też przestanie mieć jakąkolwiek wartość.
Co ktoś inny może powiedzieć o tym utworze? Ktoś może go zrecenzować i ta recenzja i tak będzie zależeć od oczekiwań tej osoby, nastawienia, jej stanu emocjonalnego i wiele, wiele więcej.
Ok, to teraz odpowiedź z niego szerszej perspektywy.
Ta planeta ma to do siebie, że grawitujemy w stronę tego kim się stajemy. W stronę naszych intencji i utrzymywanych w sobie jakości. Niektórzy nazywają to podświadomością.
Wszystko opiera się na i zawiera w tzw. polach atraktorowych.
Tym samym nie istnieje coś takiego jak “przeciwieństwa się przyciągają”. Nie istnieją również przypadki.
Można rzec, że przyciągają się do siebie te same wibracyjne jakości.
Tak jak z radiem – radio odbiera fale, do których się dostroi i to wszyscy słyszą w obrębie tego radia.
Czy to oznacza, że jest tylko to, co nadaje to radio? Nie – to tylko jedno pasmo. Jeden, jakiś przedział częstotliwości.
Więc jeśli dostroimy się do jakiegoś pola – doświadczymy takich jakości i spotkamy takie osoby, które również są z tym dostrojone.
To zaczyna się troszkę komplikować, gdy np. naszą intencją będzie poważny wzrost duchowy. Wtedy rzeczywistość pomaga nam odciążyć się z nagromadzonych obciążeń. Także tych, o których nawet nie pamiętaliśmy i których nie byliśmy świadomi.
Więc możemy np. żyć sobie spokojnie bez intencji wzrostu, żyć radośnie, zdrowo. I w pewnym momencie coś nas inspiruje do wzrostu – np. druga osoba albo już przyszedł nasz czas.
Wybieramy to, nawet niezauważalnie. I nagle wracają do nas lekcje, o których zapomnieliśmy – zranienia, gdy byliśmy dziećmi, wszelkie negatywne przekonania o świecie. Mogą nawet pojawić się choroby, gdy nasza psychika zacznie głębszy detoks.
I to przychodzi nie tylko pod postacią różnych wydarzeń ale też osób, które REPREZENTUJĄ nam to, co utrzymywaliśmy w sobie. Emocje, opór, negatywne, niedojrzałe, dziecinne, bolesne postawy i więcej.
Można to uznać za “test naszej intencji” – czy naprawdę chcemy wzrostu, czy złapiemy się i zatrzymamy na danym przekonaniu.
Mówię o tym, by pokazać, że projekcja wcale nie musi mieć związku z kimkolwiek innym. No bo cały czas wyprojektowujemy nasze emocje i przekonania na świat. I znajdujemy ich potwierdzenia – wraca do nas to, co daliśmy. Tak jak “wraca do nas” odbicie w lustrze nas samych.
Warto, gdy pytasz o takie sytuacje, byś przedstawiła jakiś realny przykład.
Bo domyślam się, że o to najbardziej chodzi. Dobrze byłoby nawiązać do/rozwiązać jakąś realną sytuację.
Mówiąc jeszcze tak – jako, że wibracja wiąże się z/jest ruchem, warto zastanowić się co W TOBIE zostało poruszone w danej sytuacji.
W skrócie można powiedzieć tyle, że projekcja polega na wierze, że coś zostało poruszone nie w nas, tylko na zewnątrz.
Projekcja może być również wmówieniem sobie, że to co widzimy na swój temat jest potwierdzeniem, że tacy jesteśmy.
Czy projekcja jest obustronna?
Ogólnie projekcja, w skrócie – nie. Ale w przypadku dwóch osób – odpowiedź jest nieco bardziej złożona.
To pytanie już zakłada jakąś definicję projekcji, którą się nie podzieliłaś.
Projekcja może być nieświadoma i to odbywa się cały czas oraz może być świadoma i sytuacyjna – np. wierzymy, że ktoś nas obraził, zasmucił czy zranił.
Ale patrzymy na kwiat i nazywamy go kwiatem – już korzystamy z jakiejś definicji kwiatu. Projektujemy na to, co widzimy jakąś definicję. W tym przypadku na kwiat.
Na ile jest ona zgodna z rzeczywistością – naturą kwiatu? Co wiemy o tym kwiecie? Czy znamy chociaż 5% jego natury? Nie. Nie wiemy nawet 5% o tym jaka jest esencja kwiatu.
A czy kwiat w odpowiedzi projektuje cokolwiek na nas? Czy obraża się, że nie znamy nawet 5% jego natury? Czy gniewa się, bo nazywamy go czymś, czym nie jest? Nie.
Więc projekcja nie zawsze jest obustronna ale może dotyczyć obu “stron”.
Codziennie dokonujemy projekcji na wszystko, bo o wszystkim zostaliśmy czegoś nauczeni – o chwili obecnej, jutrze, przyszłości, pracy, samych sobie, ciele, ludziach, Bogu, pracy, podatkach, deszczu, wietrze, etc.
Nieświadomie więc cały czas posługujemy się jakimiś pojęciami, przez które coś rozumiemy i to jest projekcja.
Nie pamiętamy ale jako dziecko przecież pytaliśmy się rodziców o znaczenie każdego słowa. Rodzice więc projektowali na słowa to, co oni uważali, że oznaczają.
Np. – “dobro” i “zło” – większość ludzi na tej planecie zakłada, że inni posługują się taką samą definicją jak oni. Ale praktycznie nikt nie wie, co właściwie sam przez to rozumie.
Dlatego tak trudno jest ludziom zrozumieć, że nie istnieje dobro i zło, tak jak nie istnieje dobra i zła temperatura.
Kurs Cudów oducza nas projekcji już w pierwszych lekcjach.
W przypadku ludzi – ludzie nazywali Jezusa kłamcą, samozwańcem, etc. Czy oznacza to, że Jezus tym był? Że było w tych słowach źdźbło prawdy?
Nie. To była wyłącznie jednostronna projekcja własnych opinii i osądów. Projekcja tego, co zostało w ludziach poruszone energią płynącą Jezusa – polem wibracyjnym, w którym się poruszał, z którym był zestrojony.
Bo pole miłości ma to do siebie, że wyciąga z innych nagromadzone negatywności. Uzdrawia. Ale częścią tego procesu jest ujawnienie tego, wzięcie odpowiedzialności, akceptacja i uwolnienie/poddanie. Dlatego mówimy – im większe światło, tym większy cień.
Jednak wtedy, za życia Jezusa praktycznie nic poza ujawnieniem się nie odbyło. Dlatego ludzie dokonali projekcji swoich emocji, oporów, przekonań na Jezusa. A był to poziom Strachu.
W tym kontekście można powiedzieć, że projekcja była obustronna ale ten kontekst zakłada całkiem inną definicję projekcji – energia przepływająca przez Jezusa poruszyła w ludziach ogrom stłumionych, wypartych i utrzymywanych niskich energii. I ludzie wierzyli, że to co czuli i co dostrzegli w swoich umysłach było rzeczywiste i dotyczył Jezusa. Ale tak nie było. Ich umysły jedynie szukały racjonalizacji tego, co zostało z nich wyciągnięte energią miłości. Jezus po prostu był. Nikogo do niczego nie zmuszał. Po prostu był jak Słońce.
Gdy np. poczułem Twoją energię to mną tak przewibrowało, że musiałem się otulić kocem i położyć.
Tzn. to nie była tak naprawdę Twoja energia, tylko energia pola, z którym rezonujesz/rezonowałaś i do którego ja się podłączyłem. Dla ułatwienia i uproszczenia komunikacji nazwałem tę energię “Twoją”.
Więc projekcją już jest nazywanie tej energii “Twoją”. Widzisz ile jest niuansów tego zagadnienia :)
Energia nie jest Twoja. Prąd płynący przez urządzenie nie jest prądem tego urządzenia. Urządzenie nie rości sobie praw do prądu.
Widziałem w umyśle zmieniające się opinie na temat tego co się działo. Starałem się żadnej nie złapać.
Mogłem dokonać projekcji o tym co się działo we mnie. Czyli uwierzyć w jakiś myślokształt i uznać go za zewnętrzną rzeczywistość. Czyli uznać, że “garnek” jest taki jak sądzę i nie inny.
I czy ta projekcja była(by) obustronna? Miałaby na pewno związek z tym, że rozmawiam z Tobą i doświadczam Twojej energii. Ale Ty nic mi nie narzucałaś. Chyba, że w stwierdzeniu “jestem piękna” była intencja manipulacji ;)
Więc “obustronność” ma to do siebie, że uczestniczą w tym zazwyczaj dwa, mniej lub bardziej różne pola. Przenikają się i dochodzi do jakiejś formy interakcji w energii, którą utrzymujemy w sobie.
Zauważmy co zawiera w sobie to słowo – interakcja (inter+akcja – coś dzieje się WEWNĄTRZ, jakaś WEWNĘTRZNA akcja).
Czyli w tym kontekście projekcja to wiara, że coś dzieje się na zewnątrz. To wszystko. I to jest poprawna definicja projekcji.
To oczarowanie oczarowaniem :) I narzucenie tego “podwójnego oczarowania” na coś/kogoś.
Widzimy garnek i co? Co tak naprawdę widzimy? Rzeczywistość? Nie. Widzimy jedynie swoją opinię, którą zbudowaliśmy w przeszłości. Widzimy kolor, kształt i nazywamy to tym, co już poznaliśmy na temat tego koloru i kształtu – garnek. Ale czy to jest rzeczywistość?
Czy krzesło to krzesło? Ale co to właściwie jest krzesło? Dla każdego krzesło oznacza coś innego. A przecież jest wiele różnych krzeseł.
Te definicje po prostu uproszczają życie – bo człowiek w niskiej świadomości nie poradziłby sobie z szerszym pojmowaniem rzeczywistości. Nie radzą sobie z własnymi myślami i emocjami.
Najpierw trzeba dojrzeć więc w tym kontekście.
Raz jeszcze – najprostsze określenie – biały, ceramiczny rondel. I co? Tyle? To jest rzeczywistość? A co to jest rondel? Co to jest ceramika? Co to jest biel? Kiedy poznaliśmy te pojęcia? Jak nazwalibyśmy ten przedmiot zanim poznaliśmy te określenia i uznaliśmy je za wystarczające? Gdybyśmy pojechali do fabryki porcelany, do fabryki produkującej te rondelki, jak następnie zaczęlibyśmy określać białe, ceramiczne rondelki?
Czy dostrzegamy projekcję – nieświadome użycie określeń, które są tylko powtarzaną definicją, której my nie stworzyliśmy? Kompletnie nie przemyśleliśmy, nie zbudowaliśmy na podstawie własnych doświadczeń. Tylko dopasowaliśmy coś zupełnie innego. Przeszłość do chwili obecnej.
Wiele osób zakłada, że projekcji dokonuje człowiek.
Ale tak naprawdę to co się dzieje, to obserwacja tego, co się dzieje samo na wielu różnych poziomach i dopiero potem podjęcie jakichś działań w związku z tym. I w zależności od poziomu naszej świadomości, dojrzałości i intencji sami ograniczamy nasze postrzeganie tego mechanizmu i wybieramy tylko jego fragment. Zaś do jego opisu używamy już poznanych określeń. Zazwyczaj kompletnie bez świadomości tego.
Osho dał ciekawe ćwiczenie – by spróbować opisać kwiat nie używając żadnych powszechnie używanych określeń (w tym, że to kwiat). Opisać go pod różnymi postaciami – najróżnorodniej jak tylko potrafimy.
Bardzo ciekawe, gdy zacząłem je nazywać np. żółtymi kuleczkami uśmiechu. Umysł miał duży problem, by nazwać nawet kwiat, który w swojej mądrości milczy :)
Gdy poczułem Twoją energię było w polu również pożądanie. Bo jest to naturalne między energią męską, a kobiecą.
Jest częścią tego.
Dla osoby w niższej świadomości ta część pola może nawet zawładnąć jedną stroną – mężczyzną, kobietą lub obiema osobami. Potem np. się to usprawiedliwia, racjonalizuje, dobudowuje kontekst, obwinia, użala, gniewa, etc. Bo energia tej osoby będzie na tym poziomie lub niższa. I dlatego ten aspekt stanie się dominujący. Bo np. ktoś odczuwać będzie brak tego. Dlatego się na tym skupi. Zasili. I wymaże całą resztę. Nie dostrzeże nic innego.
Ale jest w tym polu dużo, dużo więcej.
Nie było potrzebne nawet widzieć Cię, nie potrzebna była ocena Twojego piękna fizycznego, bo pojęcia nie mam jak wyglądasz. Powiedziałaś, że masz piękne ciało.
Jako, że nawet nie wiem jakiego koloru są Twoje włosy ani oczy, nic nie mogłem wymyślić. Wszystkie próby mojego umysłu do wyobrażenia sobie Ciebie były jedynie przypominaniem sobie tego, co/kogo ja sam niegdyś uznałem za “piękną kobietę”. Nie myślał więc kompletnie o Tobie, tylko o przeszłości. Bo umysł nie zna chwili obecnej. Tak jak uczy Kurs Cudów – umysł zna jedynie przeszłość.
Projekcja w tym kontekście i w tej sytuacji to było więc oczarowanie myśleniem umysłu o tym, co myślał w przeszłości i wierzy, że teraz myśli o chwili obecnej, gdy tak naprawdę nic takiego nie ma miejsca. Więc projekcja to było sądzenie, że myślę o teraz, gdy tak naprawdę umysł starał się dobrać myśli z przeszłości do chwili obecnej. To działo się wewnątrz. Nie miało nic wspólnego z zewnętrzem.
Wiedząc to – jak pracuje umysł, jaka jest jego natura – wiesz już, że osoba ta, która powiedziała do Ciebie przykre słowa, już je usłyszała od kogoś.
A skoro było w nich słowo “ty”, to znaczy, że ktoś skierował identyczne słowa do niej. Bo inaczej by ich nie znała – umysł nie jest w stanie wymyślić nic nowego.
Projekcja więc oznacza, że osoba ta starała się dobrać to, co już poznała i doświadczyła do obecnej sytuacji, która oczywiście odpowiadała jakości wibracji.
Skoro dobrała słowa, z którymi rezonuje opór, wina, gniew, duma, to znaczy, że sama tego doświadczyła kiedyś i doświadczyła obecnie.
A jeśli i my to poczuliśmy, no to już wiemy, że pola wyciągnęły z obu osób niską energetykę, by mogła zostać podwyższona jakimś procesem – np. akceptacją, uwolnieniem, wybaczeniem, gdy potrzebna jest też korekta świadomości.
Pytanie – co więc zarezonowało z Tobą? Czy pojawiły się jakieś myśli z przeszłości i zawibrowały jakieś niskie energie W TOBIE?
Możemy więc współczuć tej osobie oraz sobie, że dalej wierzymy w ten sam program (np. od 20-tu lat) i trzymamy się tych samych energii – czyli blokujemy je w sobie.
A odbywa się proces uzdrowienia, nie ranienia.
Bo jeśli poczujemy ból, ta osoba powiedziała do nas coś, co nazwaliśmy “niemiłym”, to czy to oznacza, że mamy rację – że zostaliśmy zranieni? Nie.
Co to jest w ogóle ból? Bo oczywiście na ból też dokonujemy projekcji.
Kto tak naprawdę wie co to jest ból, z czego wynika, co oznacza, jaką ma rolę i funkcję? Wiele osób uważa ból za zbędny, za dowód na to, że świat jest straszny i bolesny.
Ale czy tak jest w rzeczywistości?
Więc umysł powtarza tylko to, co już poznał. Gdybyśmy mieli kompletnie porzucić wszystkie definicje – jak sugerował Osho w przypadku opisu kwiatów – próbowali nazwać jak najdokładniej i szeroko potrafimy, dostrzeglibyśmy dużo, dużo więcej, niż tylko “ktoś mnie rani” czy “czuję ból”.
Twoje słowa “jestem piękna” były już więc w polu i poruszyły różne wibracje – różne jakości.
W polu jakości pożądania więc jest dużo odpowiedzi odpowiednich jakości.
W polu jakości miłości są inne.
W polu jakości spokoju czy rozsądku jeszcze inne.
Te wszystkie jakości zawsze są dostępne. Wystarczy się do nich dostroić.
Człowiek w zależności od tego w jakiej jest energii, zobaczy jedne, nie zobaczy drugich (co nie znaczy, że innych nie ma).
Możemy go za to nienawidzić, osądzać lub współczuć, kochać, itd.
Pozwalałem tej energii płynąć i nie starałem się wymyślić czy to moja energia, Twoja, pola czy cholera wie co/czego.
I widziałem mnóstwo rzeczy, które się działo. Nie rozumiałem tego ani trochę :)
Gdybyśmy byli np. na kawie/herbatce, to oczywiście, że dokonalibyśmy obustronnej projekcji na jakimś/jakichś poziomach tego.
Jakich projekcji – nie wiadomo.
Ale to byłaby próba wymyślenia opisu/definicji tego, co działo się w polu i z czego zdawaliśmy sobie sprawę.
Więc stanowiłoby jedynie opinię o malutkim wycinku nieograniczonej i ciągle zmieniającej się rzeczywistości.
Tym jest projekcja.
Dlatego pokora jest tak ważną i po prostu zdrową postawą w życiu.
Czy zawsze przykre lub obraźliwe słowa w moją stronę zawierają jakąś cząstkę prawdy
Nie. Zakładając, że wiem co masz na myśli mówiąc o “prawdzie”.
Osoba w niskiej świadomości, która w stanie emocjonalnym mówi coś o kimś innym nie mówi o prawdzie. Mówi o sobie.
I to zazwyczaj w bardzo ograniczony, niedojrzały sposób.
Co to jest prawda? Wszystko można uznać za prawdę w odpowiednim kontekście.
Intencja to intencja.
A my sami nadajemy znaczenie czyichś słów.
A znaczenie zależy od kontekstu – to zdanie jest więcej, niż krytyczne, by je zrozumieć.
Mogłabyś powiedzieć do mnie – “Ty idioto!”
I ja sam mogę w tym momencie dodać do tego to, co dodałem kiedyś do czyichś takich słów na mój temat. Czyli kontynuować własny, wewnętrzny dramat (a mogłabyś mnie tak nazwać, BO go kontynuuje, by mi to pokazać).
Mógłbym uznać to za potwierdzenie, że jestem idiotą, bo powiedziała mi to już X z kolei osoba.
Mógłbym próbować zrozumieć dlaczego to powiedziałaś. I sam się przekonać, że to prawda.
Mógłbym próbować na siłę wymyślić jakąś obraźliwą historyjkę o Tobie, która wytłumaczyłaby dlaczego tak mówisz na mój temat.
Wiele z tego zależałoby od tego co/czy coś poczułem.
Ale to tylko słowa. Jakiś zestaw literek. To w rzeczywistości nic nie znaczy.
Znaczyłoby coś dla Ciebie. I może znaczyłoby dla mnie, gdybym sam nadał tym słowom jakąś wartość – gdybym ją wyprojektował. Np. uznał je za źródło swojego bólu. Czy te słowa byłyby źródłem mojego bólu? Nie! Ani trochę. To tylko niezrozumienie rzeczywistości.
To co ludziom kompletnie unika jest właśnie wybór ze swojego banku danych pojęć, interpretacji, które pasują do danej sytuacji głównie pod względem emocjonalnym – energetycznym/wibracyjnym.
Ale nie dostrzegamy z jaką intencją to robimy – szukamy wyjaśnienia ale w umyśle, w pamięci, w podświadomości nie ma wyjaśnienia.
Jest tylko przeszłość – to co nosimy i z czego się nigdy nie oczyściliśmy, z czego nie wyciągnęliśmy budujących wniosków.
A wyjaśnienie jest tylko w chwili obecnej. Bo ją zawiera. Bo przeszłość do niej doprowadziła – czyli m.in. to, co już nosiliśmy w sobie.
Więc próba zrozumienia chwili obecnej na podstawie przeszłości (co odbywa się cały czas) już przesłania nam cały obraz sytuacji.
Bo jeśli do obecnej sytuacji doprowadziło m.in. to, co poczuliśmy i jak ją zinterpretowaliśmy, to dalsze utrzymywanie tego w sobie uniemożliwiać będzie zmianę. Więc zapewne znowu tego doświadczymy, bo dalej będziemy z tym rezonować.
Zazwyczaj staram się, bez wchodzenia w głębszy opis projekcji, wyjaśnić to, co się dzieje, że krytyczne jest to co poczuliśmy słysząc to, co ktoś powiedział i jakie przekonanie zbudowaliśmy na bazie tych odczuć.
Świetnie wyjaśnia to książka “Radykalne wybaczanie” Colin Tipping. Warto ją przeczytać.
Jeśli uznaliśmy za prawdę to, co ktoś powiedział – to część naszego zbędnego bagażu, który nosimy w sobie. Jeśli zabolały nas słowa innych, te słowa już kiedyś usłyszęliśmy i uznaliśmy je za prawdę. Czyli popełniliśmy błąd i teraz mamy możliwość go dostrzec i skorygować. Ale trzeba również w tym zrozumieć swoje odczucia i się z nich oczyścić.
Więc to część naszego procesu uzdrowienia ale konieczne jest wybaczenie zarówno tej osobie (czyli porzucenie projekcji – np. wiary, że ktoś może nas zranić) jak i sobie – czyli m.in. historii na swój temat, negatywnego umieszczania się w świecie (np. Bóg mnie nie kocha, nie jest sprawiedliwy, ze światem jest coś nie tak, itd.).
Prawda jest więc, można rzec, taka (prawda w pewnym, ograniczonym kontekście) – jeśli coś nas zabolało – wynika to z już stłumionego oporu i/lub wyboru takiej postawy odnośnie tej sytuacji/osoby/słów, które nie są korzystne/zdrowe dla nas. Ból więc zmusza nas do wejrzenia w siebie i dokonania korekty.
W biznesie przedsiębiorcy uczą jak rozpoznawać tzw. “konstruktywną krytykę klientów” od po prostu przelewania niedojrzałej negatywności.
To sztuka i tego nie da się opisać krótko.
Przykładowo ktoś mówi – “E, słaby ten produkt, bo nie zawiera XYZ”. I teraz pytanie – czy produkt na pewno jest słaby? Czy musi zawierać jeszcze XYZ? Może okazać się, że produkt jest fantastyczny i kompletnie nie potrzebuje jeszcze XYZ. A może nawet XYZ w ogóle nie nadaje się do niego. Bo np. mamy produkt o migrenach, a ktoś jeszcze chciałby zawrzeć w nim informacje o katarze. To bez sensu. Jednak możemy z tego wyciągnąć informację, że są ludzie, którzy potrzebują rozwiązania dla kataru.
Ale może się okazać, że nasz produkt naprawdę nie zawiera krytycznej rzeczy XYZ. I ta osoba dała nam wspaniały dar – dostrzegła poważną wadę, którą szybciutko możemy wprowadzić. I dzięki temu nie tylko nasz produkt i nasz biznes niezwykle zyskają ale też nasz produkt będzie jeszcze lepiej pomagał innym.
Bardzo pomocna jest więc intuicja, do której dostęp mamy w stanie spokoju.
Prowadzenie biznesu to bardzo pożyteczna i rozwijająca przygoda :)
Anyway – kluczem jest więc spokój. Utrzymanie/powrót do tego stanu.
Dopóki nie poczujemy spokoju, to nawet bardzo wartościowy feedback możemy odebrać jako atak. Lub kompetną bzdurę możemy uznać za ważną i do produktu o migrenie dodamy informacje o katarze i nasi klienci się pogubią i nic już nie będą wiedzieli. Czyli sami sobie przeszkodzimy.
Często taki powrót do spokoju to poważne, wewnętrzne przedsięwzięcie, które może potrwać wiele tygodni.
Tym samym projekcja to będzie po prostu nasza interpretacja tego, co otrzymaliśmy od kogoś.
Ta osoba naturalnie weszła z nami w interakcję na jakimś poziomie i z jakąś intencją.
Ale co dalej – to w 100% nasza odpowiedzialność i nasze decyzje.
Będą to tym wyższej jakości, im bliżej będziemy spokoju i naszą intencją będzie najwyższe dobro wszystkich.
Często naprawdę dużo się ujawni w nas – smutek, gniew, opór, wina, ból, bo tyle tego mieliśmy w sobie.
I ktoś naprawdę mógł chcieć nas zranić i obrazić ale był zbyt głupi i nieświadomy, by dojrzeć jak wielki dar nam dał – możliwość uzdrowienia.
Oczywiście nikogo nie namawiam, by zaczął chodzić po ulicy i wszystkich obrażać sądząc, że pomaga ;)
czy to pośpiesznie przerzucona opinia o sobie drugiej osoby na mnie aby ta osoba miała pewność że to nie o niej tylko o kimś w świecie zewnętrznym?
Przede wszystkim warto wiedzieć, że ŻADNA opinia nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Dlatego nazywana jest opinią.
Opinia nazywana jest też osądem. A Jezus uczył, by osądy zostawić Bogu.
Przekładając to na dzisiejszy język – “Ignorować opinie swojego umysłu”.
A jeśli warto ignorować opinie własnego umysłu, to tym bardziej warto ignorować opinie umysłów innych ludzi.
Fizyka kwantowa uczy nas, że gdy spojrzymy na księżyc to już jest inny księżyc.
Więc jeśli osądzamy, że to ten sam księżyc, co minutę temu, to już się mylimy!
Co więc możemy powiedzieć o kimkolwiek/czymkolwiek? Nic.
Czy brać sobie to do serca i zastanowić się co w sobie jest do poprawy czy kompletnie ignorować nie wchodzić w dyskusję z tą osobą i jej unikać?
Nie da się na to odpowiedzieć kategorycznie i uniwersalnie.
Oczywiście kluczem jest skupić się na tym, co czujesz i jaki program/programy zostały aktywowane, jakie opory zostały poruszone, jakie rany zostały dotknięte.
Nigdy nie próbuj wchodzić z kimś w stanie emocjonalnym w dyskusję. To tylko rozjuszy ego – doda mu energii. A Ty stracisz z oczu klucz tego, co się dzieje.
Warto tylko zadać sobie pytanie czy intencją tej osoby jest/może być nasze dobro czy nie?
Przykładowo jeśli jakąś opinię o Tobie (na pewno o Tobie, czy o tym co zrobiłaś/robisz?) ma do powiedzenia osoba, którą można nazwać mistrzem, nauczycielem, etc. – czyli ma większe doświadczenie, wiedzę, rezultaty, etc., to warto jej posłuchać ale nie brać tego za jedyny wyznacznik.
Często nawet wulgarność może naprawdę mieć na uwadze nasze dobro – ćwiczymy na siłowni i podbiega nasz trener lub obca osoba i krzyczy – “Ty kretynie/kretynko! Przestań tak ćwiczyć!” to czy ta osoba chce nas po prostu obrazić? Czy chce naszej krzywdy i byśmy już nigdy nie wrócili na siłownię? A jeśliby się okazało, że ćwiczenie wykonujemy karygodnie źle i ryzykujemy poważną kontuzję?
Mi raz obca dziewczyna uratowała kręgosłup – wykonywałem ćwiczenie bardzo źle. Zrobiła to w miły sposób – “Póki jeszcze masz co ratować, przestań tak obciążać swój kręgosłup”.
Mógłbym się na nią obrazić, powiedzieć, że jest głupia, odpyskować coś, zignorować, zacząć się użalać, że ćwiczę jak idiota, etc.
Cała gama – wszystko do wyboru.
Ale w spokoju podziękowałem jej, dostrzegłem błąd i go skorygowałem. I dotąd cieszę się swoją pionową postawą :) Jest postawa homo erectus, a nie homo przygarbus :D
W sytuacji, gdy mówiłaś innym, że jesteś buddystką sama musisz się zastanowić nad tym z jakich powodów powiedziałaś co powiedziałaś, czy czegoś oczekiwałaś od innych. I co poczułaś po ich reakcji.
Jeśli tutaj jest wszystko w porządku, to nauka wg mnie brzmi – “nie mów, że jesteś buddystką”. Pytaj o buddyzm ale na start unikaj mówienia, że Ty jesteś buddystką.
Zaoszczędzisz i sobie, i innym negatywności. Jeśli inne osoby sobie z tym nie radzą, to ze współczucia do nich unikaj tego tematu.
Wiele, wiele firm nie wprowadza zasad duchowych do własnych biznesów. Oczywiście są niezbędne. Dlatego mądrzy ludzie przestali je nazywać duchowymi :)
I nagle wszystko gra!
Kiedyś mama wykorzystała taką strategię. Jako dziecko nie chciałem jeść kalafiora, bo uważałem, że jest paskudny. Kiedyś znowu był kalafior obsypany bułką tartą. Zapytałem się mamy czy to kalafior. Odpowiedziała, że nie. Zjadłem ze smakiem. Gdy zjadłem, mama powiedziała, że był to kalafior. Od tamtej pory uwielbiam kalafiora!
Więc Ty też możesz to zastosować. Nie mów, że to nauki buddyzmu. Po prostu żyj z takimi jakościami. A gdy ktoś się kiedyś zapyta co to – wtedy odpowiedz, że buddyzm.
Ludzie chcą/oczekują/zależy im na efektach, np. na sposobach jak żyć szczęśliwie. Jednocześnie boją się i mają ogrom niezrozumienia szczególnie odnośnie innych kultur i religii.
Tak naprawdę nie “innych”, bo to te same jakości. Ale sami wyprojektowują swój strach i opór, brak pewności siebie, poczucie zagrożenia na to, czego nie rozumieją.
Nie wiem jak setkom milionów katolików umyka prosty fakt, że Jezus medytował na pustyni, a jednak w kółko powtarzają bzdury, że medytacja nie jest w chrześcijaństwie, że coś może opętać i tym podobne kretynizmy. Mało ludzi też zdaje sobie sprawę, że Jezus pobierał nauki u mistrzów buddyjskich swego czasu. Jeszcze mniej, że miał seks :) (najwyraźniej ja też – kalibracja pokazała, że to nie jest prawda – nie miał seksu)
Ego nie obchodzi rzeczywistość, tylko własna racja.
Warto do wszystkich sytuacji tego typu podejść przede wszystkim szczerze względem siebie – “Na jakim poziomie teraz jestem? Co czuję? Czy jestem gotowa/gotowy wybaczyć? A jeśli nie – dlaczego? Ile oporu we mnie jeszcze jest? Ile i jakich emocji?”
Projekcja nie jest więc tym jak się to popularnie postrzega i interpretuje – “Oooo, ty tylko projektujesz na mnie swój gniew”.
To takie dziecinne i bardzo płytkie rozumienie i prawdę mówiąc nic z niego nie wynika. Stanowi tylko kolejne narzędzie do ego, do utrzymywania swojej racji.
A że nic nie jest po prostu głupie we wszechświecie, warto przemyśleć nie to, co ktoś robi ale jak MY na to reagujemy, co czujemy i czy/co ma/może nas to nauczyć.
Jeśli wyciągamy osłabiające, negatywne, smutne wnioski – to na 100% wyciągnęliśmy wnioski niepoprawne.
Przypominam – droga do Boga jest “do góry”, czyli przez spokój, radość, miłość, wysoką, pozytywną energię, zacieranie granic separacji ze światem.
Gdy więc wejdziesz w medytację w stanie emocjonalnym, zaczniesz dostrzegać przepływ energii w tym polu.
Można rzec – nieskończone morze niezrealizowanego, niezamanifestowanego potencjału. Możesz “sięgnąć” do tego morza i coś wybrać.
Tak żyjemy nieświadomie – manifestujemy niskie jakości i dlatego ich doświadczamy. Wybieramy je nieświadomie. Ale nadal to my je wybieramy i za te wybory jesteśmy odpowiedzialni.
Natomiast nie jesteś więźniem tego pola, tak jak opiłek żelaza nie jest więźniem pola elektromagnetycznego. To w jakim miejscu się znajdziesz zależy od Twojego ładunku, a nie zmagania, by być w innym miejscu. Zmień swój ładunek, a miejsce zmienisz automatycznie.
Możesz więc obserwować to, co widzisz i poddawać to – zrzucać bagaż.
Twój ładunek automatycznie zacznie się zmieniać i znajdziesz się w innym miejscu tego pola, a wraz z tym zmieni się jakość tego, co dostrzeżesz w polu. Niekoniecznie zmieni się miejsce fizyczne – czyli np. nie wyjedziesz z kraju – tylko zmieni się kompletnie doświadczenie Twojego obecnego życia.
Natomiast zajmowanie się tym, co obecnie widzisz w polu to po prostu błąd (jeśli naszą intencją jest rozwiązanie problemu).
Nawet Einstein to zauważył, że żadnego problemu nie rozwiążemy na tym samym poziomie, na którym powstał.
To niemożliwe.
Rozwiązania znajdują się na wyższym poziomie (energetycznym/wibracyjnym – świadomości).
Poziom ten sam i niższy automatycznie wprowadza zmaganie.
Zauważmy, że nie przejdziemy przez ścianę w stanie materii. Możemy użyć siły, by próbować ścianę zburzyć ale czy to jedyna droga? Czy w ogóle jest sensowna?
Ludzie wymyślili drzwi. Zresztą nie wszędzie są ściany. Więc jeśli na jakąś natrafimy, to bezsensownym jest się zmagać ze ścianą. Obejdźmy ją ale przestańmy na nią napierać. To bez sensu.
Taki typ wysiłku nie ma sensu. Nie ma też sensu próba zmiany ściany. Ściana jest ścianą i tyle. Jak ktoś jest uparty, niech sobie będzie. Nie musimy się zmagać z tą osobą.
Bo to tak jakby próbować wciągnąć na górę głaz wkładając w to taki poziom energii, że tego głazu albo nie wciągniemy nawet o trochę lub włożymy w to za mało energii i zaczniemy się staczać razem z tym głazem. Po pierwsze – nikt nie każe nam tego głazu taszczyć. Po drugie – zmaganie z głazem kosztuje ogromną ilość energii i jest po prostu bez sensu. Po trzecie – co jest ważniejsze dla nas – wtaszczenie tego głazu czy dalsza, swobodna droga?
Projekcja często to wiara w to, że ten głaz musimy taszczyć i że dał go nam ktoś inny.
Zauważ co piszesz:
– Czy zawsze przykre lub obraźliwe słowa (…) – ONE – coś zewnętrznego.
– czy to pośpiesznie przerzucona opinia o sobie drugiej osoby na mnie (…) – COŚ, co KTOŚ zrobił – ponownie coś zewnętrznego.
To już programy, którymi zostałaś zaprogramowana. Albo które sama kiedyś sobie zbudowałaś na bazie jakichś doświadczeń, emocji, etc.
Wierzysz, że słowa mogą być przykre lub obraźliwe. Ale tak nie jest. To tylko słowa. Całą wartość nadałaś im Ty. Mogło się tak stać, gdy najpierw się czymś oczarowałaś i liczyłaś, że inni też tak do tego podejdą.
To projekcja. Już na poziomie słów, nawet nie drugiej osoby. Najpierw w ogóle uznałaś, że słowa mają jakąś moc. Ale to Twoja moc, Twoja wiara, Twoje przekonanie.
Zauważ, że bardzo cenisz sobie buddyzm. Z Twojego poziomu to po prostu naturalne, mądre.
Dlatego “boli Cię to”, że inni tego tak nie widzą. Ale to zrozumiałe! Bo to zupełnie inne osoby na zupełnie innym poziomie świadomości!
Dla nich buddyzm nie ma żadnej wartości! Ba! Ma wartość “ujemną”!
Jak zwykle piszę dużo, bo ja za to odpowiadam karmicznie. Jak coś pokićkam, to ja się będę potem tłumaczył ;)
Najsensowniej jest odnieść się do konkretnej sytuacji. Wtedy te różne poziomy będzie można zaobserwować i znaleźć właściwe rozwiązanie – w sobie i na zewnątrz.
Skoro nie dałaś konkretnego przykładu, to ja pokażę na swoim :)
Ostatnio poszedłem do drogerii w Warszawie, bo chciałem wrócić do moich dawnych perfum. Bardzo mi odpowiadały zapachowo, niejedna kobieta powiedziała też, że ładnie pochnę – same plusy!
No to wio! Czy byłem oczarowany? Zobaczymy!
Na miejscu dowiedziałem się od razu, że perfumy te wycofano… i w tym momencie od razu miałem wybór – spokój lub brak spokoju. Co to DLA MNIE znaczy ta sytuacja? Może, że jestem ofiarą? Może należy zacząć się użalać – Dlaczego AKURAT MI MUSIAŁO się TO przytrafić!?!?!
Wybrałem spokój. Powiedziałem ok, zabawiłem się z dostrzeżonym żalem, zrobiłem mały cyrkuś w sobie, użaliłem się dla żartu. Zacząłem dobrze się bawić.
Pani była miła, pozytywnie nastawiona, więc kontynuowałem, poprosiłem o pomoc w znalezieniu zamiennika. Dowiedziałem się kolejnej ciekawostki – że zapach ten był bardzo specyficzny, nietypowy i będzie trudne znalezienie czegoś podobnego. Ok! Game on!
Pani zaprowadziła mnie do ekspertki, z którą zaczęliśmy poszukiwania.
W pewnem momencie pani ekspertka mówi do mnie:
– No pan za bardzo nie pomaga w poszukiwaniach. – Żaden zapach mi nie pasował, a że moje umiejętności opisu zapachów są co najwyżej kalekie, nie mogłem naprowadzić bardziej.
Odpowiedziałem:
– Ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że kompletnie nie jestem pomocą. – W tym momencie zacząłem się śmiać, bo dostrzegłem komizm tej sytuacji i użytych słów – I nic nie mogę na to poradzić!
Poszperaliśmy jeszcze moment (ja się pysznie bawiłem i kompletnie mnie nawet nie obchodziło czy znajdę odpowiedni zapach), a że już mój nos nie przyjmował więcej zapachów i sam byłem w lekkim pośpiechu, pożegnałem się. Wyszedłem w lepszych humorze, niż wszedłem pomimo, że można rzec odniosłem porażkę oraz że mój umysł przypomniał sobie, że ostatnio szukając zapachu poświęciłem na to około 2 miesięcy dość regularnych odwiedzin i wąchania przeróżnych zapachów i wielu z nich mnóstwo razy.
Jednak teraz zamiast nastawienia oporu wybrałem spokój, a nawet ekscytację.
W tak prostej sytuacji, która ogólnie nie ma żadnego znaczenia ;) mogłem dokonać ogromu projekcji – doszukiwać się w przeszłości pasujących opinii o chwili obecnej. Mogłem się obrazić na panią, która powiedziała, że nie pomagam. Mogłem uznać, że w jakiś sposób odrzuciła mnie elegancka kobieta. A jednak sama się uśmiechnęła, gdy ja zareagowałem spokojem i radością.
Chwila obecna jest unikalna, niepowtarzalna, bo składa się na nią nieskończoność wszystkiego we wszechświecie z uwzględnieniem tego co już było i będzie. Także naszej postawy, która przecież ma decydujący wpływ na NASZE doświadczenie.
Czy to całe zdarzenie było smutne, a może było pozytywne?
Nie wiem!
Było DLA MNIE takim jakim je DLA SIEBIE stworzyłem. Tak czy siak dokonałem projekcji.
W rzeczywistości nie mam pojęcia co oznaczało, ani dlaczego do niego doszło.
Może to wspaniała wiadomość, że nie znalazłem zapachu i mógłbym teraz jeździć po sklepach w całej Warszawie i robić coś podobnego, rozbawiać pracujące osoby?
A może to źle, że nie znalazłem?
A może chodzi o coś zupełnie innego? A może o nic nie chodzi? Nie wiem.
A jeśli nie wiem, nie jestem w stanie pojąć znaczenia tak nieważnego (czy na pewno?) zdarzenia, jak mogę pojąć znaczenie czegokolwiek?
A może to się wydarzyło głównie dlatego, bym się mógł tym teraz podzielić?
Wspaniałym przykładem projekcji jest też to, co zrobiła osoba, której odpisywałem w tym artykule:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2019/09/Z-Zycia-Wziete-2/
Ona nawet nie przeczytała 4 króciutkich pytań z testu i zamiast tego jej umysł podpowiedział jakieś kompletnie inne zdania, które ta osoba zasłyszała nie wiadomo skąd. I sądziła, że to znowu te pytania.
Więc osoba ta kompletnie nie żyła rzeczywistością, tylko przeszłością i to pewnie przemieszaną wieloma różnymi sytuacjami.
I dlatego, bo coś w niej zawibrowało – jakieś zastygłe energie zostały poruszone – a więc emocje, którym osoba ta stawiła opór. I naturalnie jest przekonana, że żadnych emocji w sobie nie nosi, ani nie wypiera.
Projekcja więc to była próba wymyślenia z tego, co osoba ta już poznała, doświadczyła i jak to zinterpretowała/zrozumiała, tego co ma miejsce na zewnątrz. A wszystko, tylko niedostrzegalnie, działo się w środku.
To co na zewnątrz w pewnym kontekście nie jest ważne. To tylko jakaś, ograniczona forma reprezentacji. To co ważne i kluczowe jest tylko wewnątrz.
Ogromnie dziękuję Piotrze za tak dokładne i wyczerpujące wyjaśnienie mechanizmu projekcji! Najlepsze z jakim się spotkałam. Na Tobie można polegać! Teraz już wiem na czym to polega i co mogą znaczyć czyjeś słowa, gesty i zachowania w moją stronę (oraz odwrotnie). Przede wszystkim decyduje też poziom jaki przejawia dana osoba i to co ja z tym zrobię (a mam przeogromną gamę możliwości). Na pytanie na temat tej energii, co czułam wtedy i czy rezonowało ze mną odpowiedziałam Ci w mailu :)
Piotrze, jezeli uznasz, ze to, co teraz napisze, nadaje sie do platnej konsultacji, to napisz prosze, a jezeli nie, to tez prosba, zebys choc troszke wyjasnil. Jak juz pisalem, uwalniam i medytuje codziennie, ale od jakiegos tygodnia, czy nawet wiecej mam jakies nasilone parcie na ogladanie porno. O ile kiedys bylo to raz na kilka dni, to teraz jest codziennie. I zeby bylo ” zabawniej” , zdarza sie to rano, od razu po przebudzeniu, w zwiazku z tym nawet nie wiem, co mam zapisac, jezeli chodzi o nawyki/wskazowki. Skad takie nasilenie? Czy to emocje wychodza ze mnie ze zdwojona moca, czy ja po prostu przez ten caly czas nic nie uwolnilem? I co z tymi notatkami? Nie moge nic zapisac, bo spalem i od razu po przebudzeniu mam mysl o porno. O co chodzi?
Piotrze, jezeli uznasz, ze to, co teraz napisze, nadaje sie do platnej konsultacji, to napisz prosze, a jezeli nie, to tez prosba, zebys choc troszke wyjasnil. Jak juz pisalem, uwalniam i medytuje codziennie, ale od jakiegos tygodnia, czy nawet wiecej mam jakies nasilone parcie na ogladanie porno.
Sama intencja uwalniania wiąże się z rozpoczęciem detoksu – umysł, psychika, ciało, podświadomość zaczynają oczyszczać się z nagromadzonych negatywności.
A to aktywuje nawyki ucieczkowe.
O ile kiedys bylo to raz na kilka dni, to teraz jest codziennie.
Tak to wygląda.
Dlatego już w Module 2 WoP zajmujemy się nawykami – trzeba stać się świadomym tego mechanizmu, by mu przeciwdziałać.
I zeby bylo ” zabawniej” , zdarza sie to rano, od razu po przebudzeniu,
Oczywiście.
Rano podświadomość jest silniej otwarta, bo się jej jeszcze nie opieramy, nie kontrolujemy mentalnie.
Dlatego szczególnie rano odczuwamy najwięcej oporu, często winy, strachu, niechęci, etc.
Wiele osób budzi się zmęczona – “bez życia”, bo nieświadomie od razu zaczynają się opierać.
w zwiazku z tym nawet nie wiem, co mam zapisac,
Tego nie masz “wiedzieć”, tylko masz napisać to, czego doświadczasz – co czujesz. Nie masz tego wymyślić.
Robienie notatek to nie pisanie zalecanych hasełek, tylko stawanie się świadomym własnej rzeczywistości.
Możliwe, że po raz pierwszy w życiu stajesz się świadomy swojego wnętrza – tego, co w nim jest.
jezeli chodzi o nawyki/wskazowki.
A co stoi na przeszkodzie, byś zanotował to, co czujesz?
Skad takie nasilenie? Czy to emocje wychodza ze mnie ze zdwojona moca,
Emocje nie wychodzą ze zdwojoną mocą.
Intencja uwalniania rozpoczęła proces detoksu. Emocje nie mają mocy, tylko energię. To ogromna różnica. M.in. taka, że energię możesz wyczerpać, mocy nie.
Emocja to energia. I jeśli ujawniło się jej dużo, to znaczy, że ujawniły się głębsze ładunki, co umożliwia głębsze oczyszczenie.
czy ja po prostu przez ten caly czas nic nie uwolnilem?
Uwolniłeś.
Gdybyś nie uwalniał, to detoks, by nie przyspieszył.
I co z tymi notatkami? Nie moge nic zapisac,
Nie możesz? Naprawdę?
Bez jaj. Ręce masz sparaliżowane?
bo spalem i od razu po przebudzeniu mam mysl o porno. O co chodzi?
O to, że umysł mentalizuje sam na bazie emocji i oporu.
To co widzisz w umyśle to antycypacja nagrody – czyli wiesz, że aktywowały się nawyki ucieczkowe.
Uzależnienie polega m.in. na tym, by pozostać nieświadomym emocji i oporu.
I nie jesteś ich świadomy. Od tego są notatki, by zacząć się badać, a nie hipnotyzować się ciągłą i nieskończoną mentalizacją umysłu.
Podałem jasne pytania, na które należy odpowiedzieć.
Jeśli na razie nie wiesz co odpowiedzieć, bo nie wiesz że/coś czujesz, to w Module 4 masz instrukcję jak nauczyć się/przypomnieć sobie jak odczuwać.
Piotrze, znasz moze sposob medytacji “kim ja jestem”? https://bibliotekajogi3.pl/?page_id=530
Nie.
Ale właściwie zadane pytanie to nie “kim ja jestem”, tylko “czym ja jestem”.
Szukając odpowiedzi na niewłaściwie postawione pytanie nigdy jej nie znajdziemy, bo szukamy odpowiedzi na coś, co nie istnieje.
To raz.
Dwa – nie szukaj na zewnątrz żadnej odpowiedzi, bo nie znajdziesz na zewnątrz żadnej prawdy.
Prawda jest w Tobie i odsłoni się sama, bez wysiłku, gdy oczyścisz się z tego, co ją przesłania.
Tym samym intencją medytacji powinno być ujawnienie wszelkich blokad i intencją podejścia do nich – odpuszczenie, zrezygnowanie, poddanie.
Intencje medytacji wybieramy przed samą medytacją, czyli powinno to brzmieć moją intencją jest ujawnienie wszelkich blokad oraz oczyszczenie się z nich.
Czy podczas medytacji z intencją robimy to samo,tzn skupienie na oddechu, przestanie zajmowac sie swoimi myślami, czy ta medytacja różni się czymś od tej “zwykłej” podanej w programie?
Witaj Syzyfie!
Dziękuję za komentarz!
Intencje medytacji wybieramy przed samą medytacją, czyli powinno to brzmieć moją intencją jest ujawnienie wszelkich blokad oraz oczyszczenie się z nich.
Co powinno brzmieć?
Nie ma jednej, najlepszej intencji. Wszystko zależy co w ogóle chcesz osiągnąć, nad czym pracować, co przepracować, etc.
Zamiast “ujawnienie wszelkich blokad” zajmij się jedną w jakimś konkretnym obszarze. A potem kolejną, aż do osiągnięcia konkretnych, namacalnych rezultatów.
Bo takie “ujawnianie wszelkich blokad” może Ci zająć całe życie i nic nie zrobisz, tylko będziesz siedział i przeżywał.
Medytacja ma wspomagać życie, a nie stać się ucieczką od niego.
Wiertarką nie wiercimy dziur dla samego wiercenia, tylko WYKORZYSTUJEMY to NARZĘDZIE, by ZREALIZOWAĆ konkretny CEL – rezultat.
A nie wiercimy najpierw “wszelkie dziury” jakie konieczne są do wywiercenia w całym projekcie.
Czy podczas medytacji z intencją robimy to samo,tzn skupienie na oddechu, przestanie zajmowac sie swoimi myślami, czy ta medytacja różni się czymś od tej “zwykłej” podanej w programie?
A co to w ogóle wg Ciebie jest medytacja? Zacznijmy od tego.
Bo jeśli szukasz jakiejś “niezwykłej”, bądź lepszej, no to już brniesz w coraz gęstsze błoto.
Jeżeli chcesz, by “jakakolwiek” medytacja zadziałała, najpierw w ogóle musi być to medytacja.
Witaj Syzyfie!
Dziękuję za komentarz!
Intencje medytacji wybieramy przed samą medytacją, czyli powinno to brzmieć moją intencją jest ujawnienie wszelkich blokad oraz oczyszczenie się z nich.
Co powinno brzmieć?
Nie ma jednej, najlepszej intencji. Wszystko zależy co w ogóle chcesz osiągnąć, nad czym pracować, co przepracować, etc.
Czy podczas medytacji z intencją robimy to samo,tzn skupienie na oddechu, przestanie zajmowac sie swoimi myślami, czy ta medytacja różni się czymś od tej “zwykłej” podanej w programie?
A co to w ogóle wg Ciebie jest medytacja? Zacznijmy od tego.
Bo jeśli szukasz jakiejś “niezwykłej”, bądź lepszej, no to już brniesz w coraz gęstsze błoto.
Jeżeli chcesz, by “jakakolwiek” medytacja zadziałała, najpierw w ogóle musi być to medytacja.
Witaj Syzyfie!
Dziękuję za komentarz!
###
I ja dziękuję za odpowiedź i Twoją bezinteresowną pomoc
###
“Co powinno brzmieć?
Nie ma jednej, najlepszej intencji. Wszystko zależy co w ogóle chcesz osiągnąć, nad czym pracować, co przepracować, etc.
Zamiast “ujawnienie wszelkich blokad” zajmij się jedną w jakimś konkretnym obszarze. A potem kolejną, aż do osiągnięcia konkretnych, namacalnych rezultatów.
Bo takie “ujawnianie wszelkich blokad” może Ci zająć całe życie i nic nie zrobisz, tylko będziesz siedział i przeżywał.Medytacja ma wspomagać życie, a nie stać się ucieczką od niego.”
###
Inaczej w takim razie zrozumiałem, to co napisałeś wcześniej.
W sumie, tylko przeczytałem, nie zastanowiłem się nad tym że wszystkie blokady, jakby się ujawniły, to bym z natloku tych emocjii siedział skulony i się trząsł miesiącami.
###
“A co to w ogóle wg Ciebie jest medytacja? Zacznijmy od tego.
Bo jeśli szukasz jakiejś “niezwykłej”, bądź lepszej, no to już brniesz w coraz gęstsze błoto.
Jeżeli chcesz, by “jakakolwiek” medytacja zadziałała, najpierw w ogóle musi być to medytacja.”
###
Nie szukam póki co nic “niezwykłego”. Rozumien to teraz tak, że powinnienem zadbać o zrzucenie mojego obciążenia,poprzez właśnie m.in
medytację
uwalnianie
wychodzenie poza strefy komfortu i uwalnianie w takcie tych niekomfortowych przeżyć tego co czuje.
akceptacji chwili obecnej
Odczuwanie na codzień z akceptacją tego co czuję
Jak najmniejsze ingerowanie w proces myślowy,szczególnie gdy mentalizacja zaczyna się na bazie niskich emocji
Do końca nie wiem, czy dobrze medytuje, dlatego postawiłeś dobre pytanie.
Medytacja to dla mnie odcięcie się od świata zewnetrznego,bycie z sobą sam na sam,wsluchanie się w swoje wnętrze,odkryć czym jestem, pozwolić umysłowi by działał bez mojej ingerencji,uspokojenie umysłu,rozluźnienie ciała.
Medytuje w taki sposób że siadam,opieram się o coś, tak zeby siedziec pod kątem prostym, nogi krzyżuje, ręce opieram na nogach,zamykam oczy, zaczynam koncentrować się na oddechu i tam tez przenoszę swoją uważność, na oddech, ewentualnie na brzuch, by poczuć jak opada i “zbiera” oddech. Oczy zamknięte, ale skierowane na trzecie oko.
Problemy w medytacji na które napotykam, to brak skupienia, tzn że wracam do oddechu,wsluchiwania się w siebie, by za niecałą minute znowu zacząć mentalizować na jakąś chwile, potem to do mnie dochodzi, więc znów skupiam się na oddechu i od nowa. Nie jest to norma, ale zdarza się często.
Moje ciało w bardzo powolny,subtelny sposób odchyla głowę do góry lub w dół, mój kręgosłup również bardzo powoli odchodzi od pozycji prostej i po jakimś czasie, potrzebuję się dobrze ustawić, również niekiedy zasycha mi w gardle podczas medytacji, bo nie przelykam śliny.
Niekiedy, czuję opór, który odczuwam jako presja czasu, jestem niespokojny,energię tą odczuwam w nogach, tak jakby nogi odmawialy spokojnego siedzenia,odczuwam tam takie “nerwy” żebym już to skończył, nie medytował dalej.
A co to w ogóle wg Ciebie jest medytacja? Zacznijmy od tego. (…)
Nie szukam póki co nic “niezwykłego”. Rozumien to teraz tak, że powinnienem zadbać o zrzucenie mojego obciążenia,poprzez właśnie m.in
medytację
uwalnianie
wychodzenie poza strefy komfortu i uwalnianie w takcie tych niekomfortowych przeżyć tego co czuje.
akceptacji chwili obecnej
Odczuwanie na codzień z akceptacją tego co czuję
Jak najmniejsze ingerowanie w proces myślowy,szczególnie gdy mentalizacja zaczyna się na bazie niskich emocji
Do końca nie wiem, czy dobrze medytuje, dlatego postawiłeś dobre pytanie.
Medytacja to dla mnie odcięcie się od świata zewnetrznego,bycie z sobą sam na sam,wsluchanie się w swoje wnętrze,odkryć czym jestem, pozwolić umysłowi by działał bez mojej ingerencji,uspokojenie umysłu,rozluźnienie ciała.
Nie pamiętam Syzyfie czy masz na imię Tomek i wziąłeś udział w WoP.
Pisałem wyraźnie, że medytacja to nie ma być “wsłuchanie się w swoje wnętrze” – wręcz przeciwnie! To ma być nauka całkowitego ignorowania myśli, opiniowania na temat emocji, oporu, etc.
Masz uczyć się nic z tym nie robić. Nie masz nic odkrywać, od niczego się odcinać.
Medytacja to nie odcięcie, tylko akceptacja, nieoceniająca obserwacja. To właśnie nauka akceptacji, czyli uznawania wszystkiego co wewnątrz i na zewnątrz i nauka braku reagowania na to.
Ponadto nic nie masz odkrywać, bo to ślepy zaułek, tylko pozwolić przepłynąć temu, co przesłaniało szerszy obraz sytuacji – emocje, opór, myśli.
To, co pozytywne i “ukryte” ujawni się spontanicznie. Ty nic nie musisz robić.
Medytuje w taki sposób że siadam,opieram się o coś, tak zeby siedziec pod kątem prostym, nogi krzyżuje, ręce opieram na nogach,zamykam oczy, zaczynam koncentrować się na oddechu i tam tez przenoszę swoją uważność, na oddech, ewentualnie na brzuch, by poczuć jak opada i “zbiera” oddech. Oczy zamknięte, ale skierowane na trzecie oko.
Czyli ładnie opisałeś jak sobie siedzisz ale nie napisałeś nic o esencji medytacji.
Problemy w medytacji na które napotykam, to brak skupienia, tzn że wracam do oddechu,wsluchiwania się w siebie, by za niecałą minute znowu zacząć mentalizować na jakąś chwile, potem to do mnie dochodzi, więc znów skupiam się na oddechu i od nowa. Nie jest to norma, ale zdarza się często.
Więc nie rozumiesz.
Uznałeś za problem to, co jest naturą medytacji – zacząłeś dostrzegać jak nieświadomy, zahipnotyzowany zaczynasz biegać za myślami.
Wierzysz, że Ty mentalizujesz, że Ty to robisz.
Bo nie rozumiesz, że umysł myśli sam. A nawet precyzyjniej – myślenie odbywa się samo.
Chmury lecą same po niebie. Nie Ty je ruszasz. Tym samym nie masz nic z nimi robić, niczego nie próbować odkryć czy odnaleźć. Tylko je ignorować.
Widzisz jak żyłeś przez całe życie – nieświadomy, wiecznie zahipnotyzowany myślami i przekonany, że to Ty myślisz.
I poprzez medytację masz to sobie uświadomić i utrzymywać stan nieoceniającej obserwacji.
Moje ciało w bardzo powolny,subtelny sposób odchyla głowę do góry lub w dół, mój kręgosłup również bardzo powoli odchodzi od pozycji prostej i po jakimś czasie, potrzebuję się dobrze ustawić, również niekiedy zasycha mi w gardle podczas medytacji, bo nie przelykam śliny.
Dlaczego nie przełykasz śliny?
Medytacja to nie siedzenie w jakiejś pozycji na siłę?
Medytować można i nawet należy w dowolnej/każdej sytuacji.
To co zalecam na początek – medytacja samemu w pokoju to trening. Większość ludzi nawet z tym ma poważny problem – nawet minuta medytacji to dla nich za dużo.
Dlatego zaczynamy od tego.
Ale nie oznacza to, że trzeba usiąść czy zamknąć oczy, czy patrzeć się na trzecie oko.
Nawet oddychanie nie jest do niczego potrzebne, tylko jest bardzo pomocne i zdrowe, bo mało kto oddycha właściwie.
Kluczem jest bycie świadomym. A to można i należy utrzymywać także w trakcie prowadzenia samochodu.
Niekiedy, czuję opór, który odczuwam jako presja czasu,
Nie istnieje nic takiego jak presja czasu.
Czas nie wywiera presji.
To tylko zasłyszana od kogoś bzdurna interpretacja oporu.
Ty sam wywierasz na sobie presję, czyli stawiasz opór, bo XYZ – np. “bo zostało mi mało czasu”.
Ale zazwyczaj zostało do czegoś mało czasu, bo właśnie odkładałeś to, gdyż już utrzymywałeś opór wierząc, że to opór PRZED TYM.
Więc kolejna iluzja.
jestem niespokojny,
Bo sam sobie odbierasz ten spokój wierząc, że coś z zewnątrz na Ciebie napiera.
Ale Ty sam napierasz na siebie od wewnątrz. Na myśli i emocje.
energię tą odczuwam w nogach, tak jakby nogi odmawialy spokojnego siedzenia,
Nogi niczego Ci nie odmawiają.
Ty sam odmawiasz sobie spokojnego siedzenia, bo wierzysz, że coś zewnętrznego na Ciebie napiera.
A to iluzja, którą masz rozpoznać medytując. Te myśli powinieneś ignorować, a nie się ich trzymać tak jak to robisz teraz.
Bo to urojenia umysłu. Nie są rzeczywiste.
odczuwam tam takie “nerwy” żebym już to skończył, nie medytował dalej.
Więc to kolejne projekcje ujawnianego/stawianego oporu, tym razem na to, co robisz.
To Twoje ego stara się, byś się z oporu nie oczyścił – byś go wyprojektował, czyli uwierzył, że jego źródłem jest np. coś co robisz lub czas.
Czyli coś, co możesz albo przestać robić, albo coś, z czym nic nie możesz zrobić (a więc i z oporem). Więc ego stara się, byś uznał siebie za ofiarę oporu. I wtedy pozostanie Ci jedynie zmaganie z nim lub próby ucieczki.
A medytacja to nieoceniająca obserwacja tego wszystkiego i pozwolenie, by ten cały mechanizm wytracał swoją energię. Bo Ty mu ją dajesz/oddajesz. Ten mechanizm nie ma innego źródła zasilania, niż Twoja własna energia oddawana np. poprzez reagowanie.
Nie pamiętam Syzyfie czy masz na imię Tomek i wziąłeś udział w WoP.
Pisałem wyraźnie, że medytacja to nie ma być “wsłuchanie się w swoje wnętrze” – wręcz przeciwnie! To ma być nauka całkowitego ignorowania myśli, opiniowania na temat emocji, oporu, etc.
Masz uczyć się nic z tym nie robić. Nie masz nic odkrywać, od niczego się odcinać.
Medytacja to nie odcięcie, tylko akceptacja, nieoceniająca obserwacja. To właśnie nauka akceptacji, czyli uznawania wszystkiego co wewnątrz i na zewnątrz i nauka braku reagowania na to.
Ponadto nic nie masz odkrywać, bo to ślepy zaułek, tylko pozwolić przepłynąć temu, co przesłaniało szerszy obraz sytuacji – emocje, opór, myśli.
To, co pozytywne i “ukryte” ujawni się spontanicznie. Ty nic nie musisz robić.
##
Witaj Piotrze, w słowach wsłuchanie się w swoje wnętrze, miałem właśnie na myśli te “przepływajace myśli,energie. Potem napisałem pozwolić działać swojemu umyslowi bez mojej ingerencji, czyli praktycznie to samo, więc to mogło zmylić.
Nie jestem Tomkiem, ale brałem udział w programie WOP, Tam instrukcja medytacji była troszkę inna, tzn pisało właśnie o skierowaniu oczy na trzecie oko,(jesli pamietam było to opcjonalne) oraz skupieniu się na oddechu. Historie z nie przełykaniem śliny, brakiem ruchu podczas medytacji, wymyśliłem sobie sam,bo w instrukcii tego na pewno nie było, to prawda. Widocznie na bazie tego co widziałem, słyszałem na temat medytacjii wstecz w moim życiu. Pisałeś też oczywiście że najlepiej jest medytować w każdej sytuacji, nawet przy jedzeniu posiłku.
##
Czyli ładnie opisałeś jak sobie siedzisz
##
Dziękuję:-D
#
ale nie napisałeś nic o esencji medytacji.
Esencją medytacjii jest uświadomienie sobie że umysł działa sam, na bazie dostarczonych mu emocji, esencją medytacji jest więc stanie się bardziej swiadomym, osłabienie “władzy” umysłu.
##
Więc nie rozumiesz.
Uznałeś za problem to, co jest naturą medytacji – zacząłeś dostrzegać jak nieświadomy, zahipnotyzowany zaczynasz biegać za myślami.
Wierzysz, że Ty mentalizujesz, że Ty to robisz.
Bo nie rozumiesz, że umysł myśli sam. A nawet precyzyjniej – myślenie odbywa się samo.
##
Coraz bardziej zaczynam to dostrzegać
Jeśli w danej chwili nie jestem świadomy, skupiony, umysł szaleje.
Przykład sprzed godzinki.
Paląc paoierosa zobaczyłem na dachu mężczyznę, tak z plus minus 50m.
Mam problemy ze wzrokiem,czyli nie ma szans ze bym zobaczyl jwgo twarz ale umysł już mi ja podsunął, że jest to ktoś z mojej pracy, dalej miałem myśli że skoczy tego budynku, w pracy wszyscy będą o tym gadać, ja nie będę skupiony, jak im powiem co myślę na ten temat, to nikt mnie nie zrozumie, dzisiaj go widziałem jak rano kupował bułki i zachowywał się normalnie…czyli jak to mówisz bełkot.
Wczoraj podczas wiatru drzewo spadło koło tego budynku i prawdopodobnie dlatego chodził po dachu.
Dziennie takich sytuacjii których umysł produkuje mi takie “filmy” jest masa.
W tym “filmie” ja widzę strach,wstyd,żal i takie jakości często mi towarzyszą, to prawda.
##
Chmury lecą same po niebie. Nie Ty je ruszasz. Tym samym nie masz nic z nimi robić, niczego nie próbować odkryć czy odnaleźć. Tylko je ignorować.
Widzisz jak żyłeś przez całe życie – nieświadomy, wiecznie zahipnotyzowany myślami i przekonany, że to Ty myślisz.
##
Teraz też tak żyje, z tym że jest więcej “prześwitów radości”, nadzieji i jestem naprawdę wdzięczny za to że powoli zmieniam kierunek, za to że poznałem te prawdy i emocje nie obciążają mnie już tak bardzo, kiedy świadomie je zaakceptuje.
##
I poprzez medytację masz to sobie uświadomić i utrzymywać stan nieoceniającej obserwacji.
##
Przyjąłem ;)
##
Dlaczego nie przełykasz śliny?
Medytacja to nie siedzenie w jakiejś pozycji na siłę?
##
Już przelykam śline, jak pisalem wyżej, wmówiłem to sobie.Przeczytalem instrukcję i widocznie dodalem do niej to jak zapamiętałem osoby medytujace z filmów,książek czy czego tam jeszcze.
Medytować można i nawet należy w dowolnej/każdej sytuacji.
To co zalecam na początek – medytacja samemu w pokoju to trening. Większość ludzi nawet z tym ma poważny problem – nawet minuta medytacji to dla nich za dużo.
Dlatego zaczynamy od tego.
Ale nie oznacza to, że trzeba usiąść czy zamknąć oczy, czy patrzeć się na trzecie oko.
Nawet oddychanie nie jest do niczego potrzebne, tylko jest bardzo pomocne i zdrowe, bo mało kto oddycha właściwie.
Kluczem jest bycie świadomym. A to można i należy utrzymywać także w trakcie prowadzenia samochodu.
##
No właśnie, ja jak nawet spaceruje po lesie, to trudno mi jest medytowac dłuzej niż minutke czy dwie, więc nad tą formą medytacjii powinnienem się teraz skupić, by to poprawić.
Wracając do mojego pytania.
Czym jest w takim razie medytacja z intencją?
brałem udział w programie WOP, Tam instrukcja medytacji była troszkę inna, tzn pisało właśnie o skierowaniu oczy na trzecie oko,(jesli pamietam było to opcjonalne) oraz skupieniu się na oddechu.
To wszystko jest pomocą, by ignorować myśli.
Esencją jest ignorowanie myśli i zaobserwowanie, że umysł myśli sam – że myślenie odbywa się samo i nie mamy nad nim żadnej kontroli.
Historie z nie przełykaniem śliny, brakiem ruchu podczas medytacji, wymyśliłem sobie sam,bo w instrukcii tego na pewno nie było, to prawda. Widocznie na bazie tego co widziałem, słyszałem na temat medytacji wstecz w moim życiu.
Twoje dotychczasowe życie jest rezultatem tego czym się kierowałeś.
Jeśli tego nie zmienisz, co ma się zmienić?
Pisałeś też oczywiście że najlepiej jest medytować w każdej sytuacji, nawet przy jedzeniu posiłku.
Tak. Bo medytacja to nie siedzenie na tyłku z zamkniętymi oczyma i ich wywracanie na siłę, by się patrzeć do góry.
To wszystko to tylko narzędzia, by stać się ŚWIADOMYM, czyli spokojnym radosnym i niezależnym od myśli i emocji.
Coraz bardziej zaczynam to dostrzegać
Jeśli w danej chwili nie jestem świadomy, skupiony, umysł szaleje.
Umysł może szaleń także, gdy jesteś świadomy.
Ty nie masz się zajmować umysłem! Nigdy nie powiedziałem, że trzeba go uspokajać, że ma się zamknąć.
On się nie zamknie.
Ty masz ignorować myślenie i skupić się na uwalnianiu tego, co myślenie zasila – emocje i opór.
Przykład sprzed godzinki.
Paląc paoierosa zobaczyłem na dachu mężczyznę, tak z plus minus 50m.
Mam problemy ze wzrokiem,czyli nie ma szans ze bym zobaczyl jwgo twarz ale umysł już mi ja podsunął, że jest to ktoś z mojej pracy, dalej miałem myśli że skoczy tego budynku, w pracy wszyscy będą o tym gadać, ja nie będę skupiony, jak im powiem co myślę na ten temat,
Nie Ty myślisz.
Ani jednego słowa, które napisałeś nie wymyśliłeś Ty.
Ty tylko przepisałeś to, co umysł sam wypaplał.
to nikt mnie nie zrozumie, dzisiaj go widziałem jak rano kupował bułki i zachowywał się normalnie…czyli jak to mówisz bełkot.
I momentem do stania się świadomym było to, gdy go widziałeś i gdy umysł bełkotał o tym, a nie ileś czasu, dni po tym.
Wczoraj podczas wiatru drzewo spadło koło tego budynku i prawdopodobnie dlatego chodził po dachu.
To dalej bełkot.
Powiedz mi – kiedy zaczniesz go ignorować?
Dziennie takich sytuacjii których umysł produkuje mi takie “filmy” jest masa.
Tak.
Dlatego człowiek żyjący nieświadomo zawsze ma/może mieć co robić i nigdy nic nie osiągnie.
W tym “filmie” ja widzę strach,wstyd,żal i takie jakości często mi towarzyszą, to prawda.
Więc je uwalniaj.
Bo umysł na bazie jednej emocji może wyprodukować dosłownie miliony myśli.
Teraz też tak żyje, z tym że jest więcej “prześwitów radości”, nadzieji i jestem naprawdę wdzięczny za to że powoli zmieniam kierunek, za to że poznałem te prawdy i emocje nie obciążają mnie już tak bardzo, kiedy świadomie je zaakceptuje.
Żadna emocja Cię nie obciąża.
Przestań powtarzać tę bujdę.
Jedyne co Cię obciąża to Twoja postawa odnośnie emocji – opór.
Już przelykam śline, jak pisalem wyżej, wmówiłem to sobie.Przeczytalem instrukcję i widocznie dodalem do niej to jak zapamiętałem osoby medytujace z filmów,książek czy czego tam jeszcze.
Czyli po prostu znowu nieświadomie posłuchałeś się swojego umysłu zamiast profesjonalnego programu.
Medytować można i nawet należy w dowolnej/każdej sytuacji.
Zgadza się.
No właśnie, ja jak nawet spaceruje po lesie, to trudno mi jest medytowac dłuzej niż minutke czy dwie, więc nad tą formą medytacjii powinnienem się teraz skupić, by to poprawić.
To nie jest trudne.
Ty nie masz walczyć z myślami.
Masz je ignorować. Nic z nimi nie robić Powiedz mi jak może być trudne nie robienie niczego?
Umysł paple sam, to się dzieje non stop i się będzie działo non stop.
A Ty masz przestać biegać za tymi myślami.
Wracając do mojego pytania.
Czym jest w takim razie medytacja z intencją?
Niczym innym, niż medytacja + intencja.
Intencja doprowadzi do tego, czym jest.
Np. możesz medytować, by poznać źródło jakiegoś problemu.
I gdy podczas medytacji zignorujesz wszelką mentalizację i uwolnisz opór i emocje dotyczące tego problemu, pojawi się odpowiedź.
Tak się zachwycasz tymi bobasami. A mi ostatnio taki bobas pokazał wstrętny jęzor błe! Wrzeszczy to na cały regulator nie może ustać w miejscu na chwilę. Ja przy takich bobasach ani chwili nie wytrzymuję musiałbym go zakneblować lub związać aby był spokój. Mnie dzieci zawsze brzydzą, wyglądają jak takie gollumy z Władców Pierścieni. Cieszę się że nie muszę mieć dzieci i nigdy ich nie będę miał. Uh co za ulga że to nie konieczność każdego człowieka! Przecież to jest jak kula u nogi.
Jedyne kule u nogi to Twoje postawy i przekonania, nic innego. Na pewno nie dzieci. I nawet dzieci z łatwością wyciągają z Ciebie dumę, gniew, niechęć, opór, winę, żal.
Witaj Piotrze mam taki problem,bo chodzi o to,że będąc na spotkaniu z dziewczyną obwiniam się,że np za mało mówie i za duzo wymagam od siebie.Ostatnio taka jedna dziewczyna powiedziała,że to nie jest to i możemy się przyjażnić,ja się zgodziłem lecz czułem ból wewnętrzny,bo Ona mi się podoba a ja jej nie przypadłem za bardzo do gustu,bo powiedziała,że mam inne podejście do zycie i ogólnie nie było tej takiej chemii.Z drugiej strony to mógłbym się z Nią przyjażnić, bo Ona nie ma nic przeciwko bym ją przytulał lub całował lecz mi czegoś brakuje i czuje się żle,bo chciałbym coś więcej,ale na siłe,przecież nie zmusze ją do związku.W ogóle jaką mam uwalniać emocje jeśli chodzi o tą sytacje?Niewystarczalność czy bardziej wstyd to jest według Ciebie Piotrze?Jak jestem przy tej dziewczynie to ciągle ją dotykam i łapie za ręke,bo tak mnie ciągnie do tego… ale nie chce wyjśc na nachalnego i potrzebującego;//
mam taki problem,bo chodzi o to,że będąc na spotkaniu z dziewczyną obwiniam się,że np za mało mówie i za duzo wymagam od siebie.
Po raz n-ty piszesz z tym samym tematem, który wałkowałem Ci już ze 30 razy.
To mentalizacja, którą masz ignorować i uwalniać to, co czujesz. Tyle.
Ostatnio taka jedna dziewczyna powiedziała,że to nie jest to i możemy się przyjażnić,ja się zgodziłem lecz czułem ból wewnętrzny,bo
Bo opierałeś się temu, co czułeś.
Ona mi się podoba
Bo widzisz w niej coś, czego nie widzisz w sobie. Uznałeś ją za źródło tego i opierasz się “stracie” tego źródła, gdy tak naprawdę tracisz jedynie iluzję.
a ja jej nie przypadłem za bardzo do gustu,bo powiedziała,że mam inne podejście do zycie i ogólnie nie było tej takiej chemii.Z drugiej strony to mógłbym się z Nią przyjażnić, bo Ona nie ma nic przeciwko bym ją przytulał lub całował lecz mi czegoś brakuje i czuje się żle,bo
Bo tego nie zaakceptowałeś.
chciałbym coś więcej,ale na siłe,przecież nie zmusze ją do związku.W ogóle jaką mam uwalniać emocje jeśli chodzi o tą sytacje?
Taką jaką czujesz.
Niewystarczalność czy bardziej wstyd to jest według Ciebie Piotrze?
Nie powiem Ci co czujesz, bo to co czujesz odzwierciedla Twoje podejście do tej sytuacji.
Jak jestem przy tej dziewczynie to ciągle ją dotykam i łapie za ręke,bo tak mnie ciągnie do tego…
Nie ciągnie Cię “do tego”, tylko poprzez to chcesz ją kontrolować, by dała Ci to czego brak odczuwasz.
ale nie chce wyjśc na nachalnego i potrzebującego;//
Nie być takim.
Przestałem oczekiwać od Niej i zgodziłem się na przyjażń,a Ona sama mi napisała,że zaczynam jej się coraz bardziej podobać.Umysł już miał takie czarne scenariusze,a jak uwolniłem emocje to nagle niemożliwe staje się możliwe,bo nawet sama mnie nakręca zboczonymi wiadomościami.Zauważyłem,że warto być cierpliwym i nie obrażać się na kobiete jak od razu się jej nie spodobamy.
Więc po raz n-ty widzisz, że umysł nie zna rzeczywistości, a Ty jesteś w niego zapatrzony, zahipnotyzowany i cały czas mu ufasz i wybierasz przez to negatywne postawy.
Racja tylko nie wiem czemu tak przeżywam relacje z kobietami może przez to ,że w rodzinie nigdy nie zaznałem miłości i nawet nikt mnie nie przytulił.Chodzi o to,że np radze sobie z problemami wszystkimi oprócz z tymi z kobietami.Wszystko jakoś znoszę ,a w relacjach małe rozczarowanie bardzo biorę do siebie i czuje ból.
Racja tylko nie wiem czemu tak przeżywam relacje z kobietami może przez to ,że w rodzinie nigdy nie zaznałem miłości i nawet nikt mnie nie przytulił.
Nie wiesz, bo nie przenosisz wiedzy z WoP na swoje życie.
Nie wiesz, bo nie podszedłeś jeszcze do tego tematu z nową wiedzą.
Chodzi o to,że np radze sobie z problemami wszystkimi oprócz z tymi z kobietami.Wszystko jakoś znoszę ,a w relacjach małe rozczarowanie bardzo biorę do siebie i czuje ból.
Nic nie masz znosić.
Masz w sobie jeszcze emocji na setki godzin uwalniania. Któreś tematy silniej, niż inne były rezultatem tych nagromadzeń.
Jednym z takich obszarów jest temat relacji z kobietami. Odnośnie niego masz w sobie zapewne stłumione najwięcej wstydu, winy, żalu, apatii, gniewu, oporu.
A opór boli.
Uwolniłem oczekiwania wobec tej dziewczyny aż łzy puściły,a jak zaakceptowałem z Nią przyjaźń to na drugi dzień sama mi napisała ,że chce coś więcej ze mną i chce się spotykać w romantyczny sposób ,bo nie spełniałem jej wymagań lecz napisała ,że sprawiłem jej mokro samym pocałunkiem.Warto być cierpliwym ogólnie w życiu i też z kobietami.Sam nie wierze,że w niecały rok osiągnąłem więcej niż przez całe życie.Już nie chodzi tylko o dziewczynę,ale też o inne rzeczy typu samochód itd.Skoro dla umysłu było to niemożliwe kilka miesięcy temu wiec zapewne teraz jakbym chciał zostać milionerem to umysł nie mógł by sobie tego wyobrazić,ale jest to realne.Oczywiście nie chce zostać milionerem lecz dałem przykład.
Sam nie wierze,że w niecały rok osiągnąłem więcej niż przez całe życie.
Bo zacząłeś stosować wskazówki z Programu – czyli tak naprawdę żyć tak jak sugerowali już Budda i Jezus. A więc dopiero teraz zacząłeś żyć tak jak uczono nas już tysiące lat temu. I od razu zmieniły się Twoje rezultaty.
Oczywiście nie chce zostać milionerem lecz dałem przykład.
“Oczywiście nie chcę zostać milionerem…” – czy to coś złego?
Każdy tak czy siak musi być milionerem.
Jeden milion złotych pozwoli Ci przeżyć za 4000 zł miesięcznie przez 20 lat. Czyli np. w przedziale 20-40 lat. A potem potrzebny jest kolejny milion.
A co, gdy pojawią się jakiekolwiek wydatki, np. dziecko czy choroba? A urlopy, wycieczki, prezenty, leki, ubezpieczenia, podatki?
Cokolwiek niespodziewanego i już ta kwota maleje.