Witam Cię serdecznie!
Dzisiaj część szósta i ostatnia niezwykle ważnego tematu odczuwania (bycia). Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej:
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 1).
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 2).
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 3).
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 4).
Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 5).
Ach! Ostatnie dni dały mi wiele okazji do odczuwania przeróżnych emocji. Pamiętałem to, co Ci pisałem i zastosowałem to. Miałem również możliwość zaobserwować czy to wystarczy, czy o niczym nie zapomniałem. Mam dla Ciebie jeszcze jedną informację do poniższych.
Krok 1 – zaakceptuj niechciane emocje.
Krok 2 – pełna akceptacja chwili obecnej wliczając wszystkie nasze odczucia, myśli i doznania.
Krok 3 – nauka medytacji.
Krok 4 – stawanie się świadomym/świadomą odczuć płynących z ciała.
Krok 5 – rozróżnianie emocji od innych rodzajów odczuć.
Krok 6 – znajdź miejsce, w którym czujesz się bezpiecznie i swobodnie.
Krok 7 – zacznij eksplorację ekspresji swoich uczuć.
Krok 8 – idź do tego miejsca i wyrażaj swoje emocje za każdym razem, gdy je czujesz.
Nie unikniemy kontaktu z innymi ludźmi. I nie powinniśmy unikać tego kontaktu. Zaś jedną z bardzo istotnych ról ludzi w naszych życiach jest to, że ukazujemy sobie nawzajem nasze wnętrza. Nie cierpimy jakiegoś “rodzaju” zachowań czy ludzi? Czyli nosimy w sobie nienawiść – żrącą toksynę robiącą NAM krzywdę. Och, jak dobrze, że spotykamy ludzi, którzy wyciągają z nas tę niechęć, gniew, smutek i bezsilność. Dzięki nim możemy wreszcie się oczyścić – uzdrowić. Takich ludzi nazywam aniołami.
Każdy ma w życiu anioły. Zazwyczaj są nimi nasi najbliżsi.
Pamiętam taką historię:
Do mistrza przyszedł dorosły mężczyzna. Mówi, że jest gotów wejść na ścieżkę duchową. Zapytał więc mistrza co musi zrobić. Mistrz odpowiedział:
– Wybacz wszystkim ludziom w twoim życiu. To wystarczy.
Mężczyzna wrócił do siebie. Po miesiącu wrócił do mistrza.
– Mistrzu! Idzie mi bardzo dobrze. Wybaczam ludziom. Ale mam takiego sąsiada. No nie można go lubić. Jest po prostu straszny, zły. Wiele razy mnie oszukał, nawet w zeszłym tygodniu. Nienawidzę tego gościa. Wybaczę wszystkim ludziom ale jemu nie.
Na to odpowiedział mistrz:
– W takim razie zapomnij o wszystkich innych ludziach. I wybacz tylko jemu.
Współpracując na ten moment z około 150 osobami, słyszałem przeróżne historie. Zazwyczaj dotyczyły bliskich lub innych ludzi, którzy skrzywdzili moich podopiecznych i nieraz nadal ich krzywdzą. Są to naprawdę przykre historie chwytające za serce.
Ale zadajmy sobie pytanie – dlaczego trwają i dlaczego w ogóle/nadal mają miejsce?
Podstawa, by zrozumieć wszystko w naszym życiu – JESTEŚMY NIEWINNI. Każda inna osoba również jest niewinna. Jeśli przypomnisz sobie moje artykuły na temat poczucia winy, stanie się jasne, że sami wybieramy postrzegać siebie i innych jako winnych – kogoś jako kata i kogoś jako ofiarę. Wybieramy, by dostrzegać zło w tym, co się stało, z którego nie można się oczyścić. Wybieramy trzymać w sobie to doświadczenie, przekonania, historię i przede wszystkim – emocje cały czas.
Ludzkość wmawiała sobie od setek, jeśli nie tysięcy lat bezsilność. Dlatego jeśli coś nam się stanie – z ukrytą (nieświadomą) przyjemnością – zaczynamy postrzegać siebie jako ofiarę. Bo tego chce nasze ego. Nasz najmniej pozytywny aspekt, z którym utożsamialiśmy się od urodzenia. Całe życie nasze i naszych przodków od początku istnienia naszej linii. Nasze ego karmi się tym nektarem negatywności niczym ambrozją. No bo zapytajmy się kogoś, a najlepiej zapytajmy sami siebie – “Dlaczego nadal trzymamy się tej negatywności/urazy?” Co szybciutko odpowie nam umysł? A to tylko nasze ego walczy, by zachować te negatywności i nadal karmić się ich nektarem, np. poczuciem niesprawiedliwości.
Druga sprawa – niezwykle ważna! Jak zazwyczaj ludzie podchodzą do problemów w swoim życiu? Myślą o nich!
Jeśli na temat tych problemów mamy niską świadomość – niższą od Odwagi, czystą głupotą jest o nich myśleć!!!
Myślenie jest głupotą – wyobrażasz sobie powiedzieć to osobie, która np. zarabia swoim umysłem? Ale nie tylko – powiedzieć to osobie, która nie radzi sobie w życiu, której myśli są z grubsza negatywne również zostanie przez nią odebrane negatywnie (duma!). Nie dostrzeże problemu w myślach i swoich decyzjach, by słuchać się tych myśli i identyfikować się z nimi. Bo jest w niskiej świadomości i ego takiej osoby dba, by osoba ta nie wzrosła (ponad swój umysł) – nie obudziła się.
Myśleniem niczego nie rozwiążesz, dopóki nie zmienisz swojej świadomości. A żeby to zrobić, należy zaakceptować swoje odczucia. Np. niechęć, by podjąć się wysiłku, by coś zrobić, coś powiedzieć lub niechęć, by coś przestać robić. I co robią ludzie? Starają się myśleniem zmienić myślenie. To tak jakby liczyć, że książka którą czytamy sama się przepisze. A może obwiniamy innych, że przecież również czytają tę samą książkę i się utożsamiają z jej treścią? A może mówimy sobie – “No ta książka jest negatywna i czytanie jej szkodzi mi ale przecież inni też ją czytają, więc nie robię nic nienormalnego”.
Wróćmy więc do historii z początku tego artykułu. Uczeń mistrza nie chciał wybaczyć swojemu znienawidzonemu sąsiadowi. Dlaczego? Bo wybaczenie to przede wszystkim wyciągnięcie z siebie całej urazy:
-
Stłumionych emocji, a także świadomych emocji jak gniew, żal, poczucie bezsilności, wstyd, poczucie winy, strach i dumę.
-
Przekonań na temat tej osoby, siebie, tego co się stało (i nadal dzieje – na zewnątrz nas i wewnątrz nas), naszych emocji, naszych myśli.
Witam, czy jest możliwy kontakt z Panem?
Witaj Justyno!
Przepraszam za brak odpowiedzi, miałem ostatnio masę zajęć, trudno mi było dołożyć do tego cokolwiek jeszcze.
Postaram się jutro odpowiedzieć.
Pozdrawiam!
Witam,
Witaj Justyno!
u mojego brata znalazłam wydruk z instrukcją stosowania techniki uwalniania emocji, z którego wywnioskowałam że Pan na pewno współpracuje z moim bratem. I jest to ćwiczenie które codziennie wykonuje aby radzić sobie z emocjami. Mam nadzieję że jest w dobrych rękach.
Wiele osób (choć to malutki ułamek, kropla w morzu) słyszało o technice uwalniania oraz o doktorze Hawkinsie, bo zakładam, że o niego chodzi.
To nie oznacza, że współpracuję z Twoim bratem.
Natomiast samo “radzenie sobie z emocjami” to za mało. Emocje wystarczy przeżywać.
Mało ludzi natomiast jest na tyle dojrzała, by to robić.
Mało ludzi jest też do tego zdolna, bo to wymaga już poważnej pracy. Łatwo zauważyć, że często orientujemy się dopiero po fakcie, że znowu zareagowaliśmy emocjonalnie – np. zezłościliśmy się, choć sobie obiecaliśmy, że to zmienimy.
Same emocje wynikają z naszych postaw – tego, kim naprawdę jesteśmy.
Innymi słowy – emocje to konsekwencje.
Jeśli więc cały czas tylko próbujemy radzić sobie z konsekwencjami tego jak żyjemy ale nie zmieniamy tego jak żyjemy, cóż może to zmienić?
Brat się od jakiegoś czasu się zmienia i zainteresował się też jakimś Doktorem, od którego ma książkę z jego cytatami na każdy dzień. Ta książka nazywa się psychodelicznie “Na drodze do oświecenia” .
Oświecenie nie jest niczym psychodelicznym.
Natomiast ja sam niewiele mogę powiedzieć o Oświeceniu, bowiem Go nie doświadczyłem.
Ani nie jest Ono potrzebne, by zdrowieć i trzeźwieć.
Dr Hawkins powiedział, że usłyszeć o Oświeceniu jest czymś bardzo rzadkim, wybrać je – jeszcze rzadszym, a podążać tą najbardziej rygorystyczną ścieżką – najrzadszym na tej planecie.
Co samo w sobie wystarczy, by nietrzeźwy mógł się tym oczarować i używać jako wymówki do ucieczki od swojego, realnego życia.
Trudno wywnioskować coś z “zainteresował się doktorem”. Można interesować się wieloma sprawami ale nadal pozostać takim samym człowiekiem.
W szczególności jeśli jest się uzależnionym.
Co więcej – można fantazjować o zmianie siebie, wypierać to i udawać innego na siłę.
Jeśli Twój brat, Justyno, jest uzależniony, powinien przede wszystkim skupić się na tym, by trzeźwieć. A resztę rzeczy zostawić sobie na inny czas.
Bo zdrowienie i trzeźwienie wymagają pełnego zaangażowania.
Przejrzałam z ciekawości i są w niej filozoficzne rozważania o życiu, miłości i też o Bogu.
Jeśli to książka “Doświadczanie rzeczywistości”, to nie są to rozważania, tylko opis osobistych doświadczeń Doktora.
Jak sam tytuł wskazuje – to opis doświadczenia rzeczywistości przez Doktora. Zaś każde doświadczenie na tej planecie jest radykalnie subiektywne.
Słowem – nikt, aż do pewnego – bardzo poważnego – stopnia rozwoju nie doświadcza rzeczywistości, tylko wyłącznie swoich projekcji.
Gdybyśmy napisali książkę o naszych doświadczeniach wewnętrznych np. w pracy, miałaby podobną formę. Czy to filozofia?
Jeśli otworzyłaś swoją firmę i prowadzisz ją od 10-ciu lat i napisałaś o tym książkę, to dla kogoś, kto nigdy tego nie zrobił, to też może brzmieć jak filozofia biznesu.
Ale Ty w niej dzielisz się swoimi – radykalnie subiektywnymi – doświadczeniami. Możesz wplatać rozważania i filozofie ale generalnie książka skupia się na opisach tego, czego doświadczyłaś.
Czytelnik, który tego nie doświadczył różnie to może nazywać, wliczając fantazje, fantasmagorie, kłamstwa, wymysły, itd.
Tak jak człowiek, który wszedł na najwyższe piętro wieżowca widzi okolicę zupełnie inaczej, niż ludzie na piętrach niższych – zgadza się?
A jeśli Ty byłaś na każdym piętrze, wliczając ostatnie, to żadne doświadczenie nie będzie dla Ciebie filozoficzne, tylko zrozumiałe.
Sama nie wiem co o tym sądzić.
Ja również, bo jest tu za dużo niewiadomych.
Jeśli chodzi o uzależnienie, to nie ma istotniejszej sprawy, niż 100% przyznanie się do tej choroby, do własnej bezsilności i zrozumienie jej powagi.
Zdrowienie i trzeźwienie to sprawa życia i śmierci.
Wszystko co nas w tym rozprasza powinniśmy odłożyć na bok, aż nie upewnimy się, że jesteśmy na dobrej drodze, by zdrowieć.
Mnie długo już nie interesują religie.
Książka nie dotyczy religii, tylko subiektywności doświadczania i opisu takiej jakości tych doświadczeń, które są wysoko ponad to, na czym powinien się skupić uzależniony.
Szczególnie silnie uzależniony.
Czytanie cytatów może być motywujące ale generalnie odradzałbym. Bo jeśli ciągle musimy się motywować, by przestać się zabijać, to brakuje dobrej podstawy do pracy nad sobą i zdrowienia.
Mam tylko nadzieję że ten doktor czy filozof co ją napisał, to chyba nie jakiś, guru który omamia ludzi i pozbawia wolności, za którym trzeba iść i ograniczyć się tylko do tego co mówi, bo tylko to jest dobre reszta zla lub jakiś ekscentryczny doktor?
Wręcz przeciwnie. :)
Doktora Hawklinsa najlepiej opisują te słowa, które i tak nie oddają wszystkiego, co osiągnął:
“Dr nauk medycznych, znany psychiatra, klinicysta, nauczyciel duchowy i wykładowca. Był dożywotnim członkiem American Psychiatric Association (Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego),a swoją karierę w psychiatrii zaczął w 1952 roku. Od czasu kiedy zaniechał swojej intensywnej praktyki w Nowym Jorku, aby wieść życie naukowca, nadal zajmował się pacjentami o specjalnych potrzebach. W 1973 roku wraz z noblistą Linusem Paulingiem, napisał nowatorską książkę Orthomolecular Psychiatry. Jego wybitne dokonania jako terapeuty i nauczyciela zostały odnotowane w biograficznej publikacji Who’s who in America. Był dyrektorem The Institute for Advanced Theoretical Research (Instytutu Zaawansowanych Badań Teoretycznych). Jego prace jako badacza, który opracował Mapę Poziomów Świadomości oraz lekarza były pionierskie, a jego praktyka kliniczna była w latach 1968-1979 największą w USA. Opublikował setki artykułów i wykładów oraz kilkadziesiąt książek. Wykładał na największych uniwersytetach (Harvard, Oxford i inne),a także dla międzynarodowej dyplomacji. Swoje życie poświęcił podniesieniu ludzkiej świadomości.”
Osobiście dla mnie jest on najważniejszą postacią tego tysiąclecia.
Już niestety nie żyje. Nie jest to guru, tylko nauczyciel. Nie da się nawet w wielkiej wypowiedzi oddać ile mu zawdzięczam i jak wielu także.
Natomiast problemem jest oczarowanie osobą, treścią i niechęć, by siebie i swoje życie widzieć w pełni takim jakim jest.
Nie mówię, że tak jest w przypadku Twojego brata. Jednak wiemy, że np. możemy oczarować się Ferrari, fantazjować o nim, a nigdy nawet nie wejść jeszcze na rower.
Za pewne stąd brat zna tego doktora bo Pańska praca z moim bratem opiera się na dokonaniach tego Doktora.
Nie tyle na dokonaniach, co na zrozumieniu fundamentalnych aspektów niezbędnych do zdrowienia z uzależnienia.
Nie zmienia to w żaden sposób tego, co niezbędne na drodze trzeźwienia.
Zaczerpnąłem z pracy doktora Hawkinsa to, co mi pomogło i co uważam za bardzo pomocne i znaczące w procesie zdrowienia.
W szczególności temat emocji. Ale to tylko jeden z bardzo wielu aspektów, które są horrendalnie zaniedbane w życiu uzależnionego.
Ja książki dr Hawkinsa polecam ale po zakończeniu Programu WoP i gdy człowiek jest już na dobrej drodze trzeźwienia i zdrowienia.
Bo uzależnienie ma to do siebie, że człowiek wykorzysta każdy pretekst, by odpuścić tę niezbędną, codzienną i nieraz trudną pracę.
Zauważyłem na przestrzeni lat, że uzależniony zazwyczaj rezygnuje w 2 okolicznościach:
– Gdy wszystko wydaje mu się, że jest do kitu.
– Gdy wszystko wydaje się mu, że jest ok.
I co ciekawe – ta druga okoliczność jest częstsza, a tym samym – bardziej zwodnicza.
Bo to jakby twierdzić, że gdy jedziemy samochodem przez pewien czas po prostej drodze, to można zdjąć ręce z kierownicy i zainteresować się czymś innym, niż uważne prowadzenie samochodu.
Ale to też wtedy pokazuje na czym nam naprawdę zależało – na zdrowym, trzeźwym życiu czy np. tylko lepszym samym+poczuciu?
Ktoś ładnie zauważył, że gdy w życiu mamy ciągle z górki, to prawdopodobnie się staczamy.
Czy one są w pełni bezpieczne dla zdrowia psychicznego i fizycznego Pana klientów i w żaden sposób nie zaszkodzą im?
Ja mówię o tym w ten sposób – krzywdę można zrobić sobie i łyżeczką do herbaty.
Źle umiejscowiona szczerość może spowodować więcej zamieszania, a nawet bólu, niż pomóc.
Jeśli się nie rozgrzejemy przed treningiem, to w kilka minut można sobie zrobić kontuzję, której wyleczenie może zająć długie miesiące.
Nie w ćwiczeniach leży zagrożenie, tylko w tym, który je wykonuje – jak to czyni oraz w jakim celu. Zgadza się?
Zauważ, że nie każdy pijący alkohol staje się alkoholikiem, nie każdy się upija.
Każdy je, bo musimy, ale nie każdy staje się chorobliwie otyły.
Może się nam zdarzyć czegoś zazdrościć innym ale nie oznacza to, że zazdrość stanie się tym, co zacznie rządzić naszym życiem. A są na tej planecie ludzie chorobliwie zazdrośni.
Czy prąd jest bezpieczny dla zdrowia i życia? Nie.
A jednak korzystamy z niego bez wahania każdego dnia. Co więcej – zasilane są nim urządzenia szpitalne podtrzymujące życie.
Nie w prądzie leży problem, tylko w tym, co my z nim robimy. Jeżeli dotkniemy drutu pod napięciem, życie możemy stracić.
Jeśli ktoś skaleczy się nożem podczas krojenia chleba, problemu nie stanowił ani nóż, ani jego producent.
Codziennie dochodzi na świecie do tysięcy śmiertelnych wypadków samochodowych i wielu bez ofiar śmiertelnych, a jednak nie widzę marszy, by przestać produkować samochody.
Nie można sądzić, że problem leży gdzieś w świecie, bo na tej podstawie bylibyśmy przerażeni, by wyjść z domu.
Jeśli kogoś porazi prąd, to nie należy obawiać się prądu, ani go zakazywać.
Niemniej poruszasz temat bardzo poważny – jak odróżnić prawdę od fałszu? Jak odróżnić integralnego nauczyciela od kogoś, komu zależy tylko na kontroli nad innymi i władzy?
Dr Hawkins mówił o tym na swoich wykładach i pisał w książkach.
Jedną z cech człowieka uzależnionego jest to, że przestał odróżniać dobro od zła. Tak, nawet takie fundamentalne aspekty, czego zresztą oglądanie pornografii nieprzeliczone tysiące razy jest tego dowodem i przykładem. I zamiast tego wybrał trzecią opcję – swoją wolę. To co mu się podoba. Niezależnie od tego, co podpowiada rozsądek.
Uzależnienie to szalejąca samowola.
I wielokrotnie, szczególnie w temacie emocji, dwoję się i troję, by wszystko opisać, przedstawić, wyłożyć – co robić, jak, czego nie, dlaczego.
A mimo to nieraz jest to jak grochem o ścianę.
W szczególności, gdy mówię, by skupić się na zdrowieniu i trzeźwieniu – to praktycznie nigdy nie dociera. 99% uzależnionych dalej robi to, co robili do tej pory.
Wielu nawet, gdy czytają mój Program, nie uczą się. Dalej sądzą po swojemu – np. mówię wyraźnie, bo o tym jest cały Moduł – że każdy nawyk ma 4 elementy, a gdy pytam jaki nawyk wybrany został do zmiany, czytam – “oglądanie pornografii”. Ale oglądanie pornografii to tylko jeden element i co więcej – może być on wspólny dla 100 różnych nawyków.
Twierdzenie “Brat się od jakiegoś czasu się zmienia” jest dla mnie kapkę podejrzane. Bo nie wiem czy się zmienia, ani jak, czy tylko udaje – dopasowuje swoje zachowania do pewnego wyobrażenia samego siebie, którego jednak jeszcze realnie nie osiągnął. A może w pewnym stopniu wszystko z tego.
Fundamentem zdrowienia i trzeźwienia jest uczciwość. Nie udawanie, nie bujanie w obłokach. Tylko mówienie prawdy o sobie. Która jest trudna i bolesna. Bo prawdziwy, wewnętrzny obraz człowieka uzależnionego jest bardzo przykry.
Ale trzeba odrzucić fałsz i udawanie, jeśli mamy nadzieję na zdrowienie. Trzeba odrzucić wszelkie fantazjowanie o sobie. Trzeba stanąć w prawdzie.
Z tego też powodu nie zaleca się mówienie tego osobom bliskim, bo jak na lekarstwo jest ludzi gotowych przyjąć całą tę prawdę i nie zostać przez nią dotkniętą.
To jeden z tych przykładów, gdy nie powiedzenie prawdy jest ważniejsze od jej powiedzenia. I nie oznacza to kłamstwa.
Uzależniony bardzo łatwo też ulega wszelkim sugestiom – zarówno tym negatywnym jak i pozytywnym. Traci wtedy z oczu całą rzeczywistość. Słowem – łatwo się oczarowuje. Bo to jeden z mechanizmów ucieczkowych. Których, wraz z potężnym wyparciem, jest wiele. Jedne gra ofiarę, drugi gra świętego. Ale jedno i drugie to gra.
Często trudno jest odróżnić czy uzależniony mówi prawdę, czy tylko tak mu się wydaje.
Ja nie mam mocy zmiany kogokolwiek. Ani nie mogę za nikogo wziąć odpowiedzialności za to co robi, jak żyje.
Każdy odpowiada za swoje decyzje, wybory, postawy – za swoje życie i trzeźwienie.
Jednym z trzonów mojej pracy jest odczarowywanie klientów z ogromu fałszu jaki “łyknęli” przez lata. Szczególnie w tematach duchowości, niesłusznie utożsamianej z religijnością.
Jeśli duchem nazwiemy nasze postawy – np. odnośnie naszego ciała, pracy, myśli i emocji, to widzimy, że duch rzeczywiście jest aspektem wyższym od tych wymienionych i uwzględnianych przez np. klasyczną psychiatrię. Okazuje się, że myśli niczego nie determinują. Co więcej – to my determinujemy czym myśli są dla nas. I jest to oczywiście niewidzialne. Nikt nie może stwierdzić, ani odkryć, ani udowodnić żadnej naszej postawy, intencji, postrzegania czy nadanych wartości. Myśli także nie.
Oraz odnośnie samego uzależnienia. Jeśli ktoś nie chce pojąć prawdy, to nie ma człowieka, który mu pomoże.
Miałem kiedyś klienta, któremu przez 2 lata na kilkadziesiąt różnych sposobów starałem się wytłumaczyć co to jest nawyk – bardzo prostą kwestię ale szeroko rozumianą niepoprawnie. Za nic na świecie nie chciał odpuścić tego, co uznał za prawdę, a co było oczywistym fałszem.
Był tak dumny, że nic do niego nie docierało. Tylko potwierdzenia tego, co sam uważał. Kontynuował to, bo miał wielką frajdę z tej bezcelowej dyskusji, którą sobie doił przez ten czas.
To był błąd z mojej strony – dawno powinienem odpuścić, a jednak łudziłem się, że może do niego dotrę.
Nie było szans.
Uważam, że książki dr Hawkinsa są jednymi z najważniejszymi na tej planecie, ale wymagają ogromnej odpowiedzialności, dojrzałości i już wykonania wielkiej pracy, szczególnie jeśli jesteśmy uzależnieni.
Książki doktora Hawkinsa nie są skierowane do uzależnionych. Uzależniony ma inne zadanie – trzeźwieć i zdrowieć, zanim zacznie iść dalej. O ile w ogóle będzie to wskazane.
Musi przestać się okłamywać. Zanim zacznie myśleć o duchowości wyłożonej w tych znamienitych woluminach, ma fundamentalną powinność – przestać żyć tak jak żył do tej pory. I zacząć żyć dobrze.
Jest to zadanie na lata, a nieraz na całe życie. Dlatego większość łapie się czego popadnie, byle tylko tego uniknąć. Chcą niejako “przeskoczyć” to jak ich życie – zarówno zewnętrzne jak i to wewnętrzne – wygląda i próbować żyć jak człowiek, którym nie są.
Np. łatwo jest oczarować się fantazjami na temat miłości, a przy tym stracić z oczu brak fundamentalnej uczciwości – np. niechęć do przyznawania się do własnych błędów.
To jakby chcieć komenderować okrętem, a nie potrafić pływać.
Jeśli nie potrafimy dodawać, nie obliczymy całki. Człowiek bez podstaw matematyki nie zostanie dobrym inżynierem, niezależnie jak dobre chęci ma. Ja nie chciałbym jeździć samochodem zbudowanym przez człowieka, który źle dodaje.
Człowiek bez podstawowej uczciwości – pierwszych kroków w integralności – może mieć dobre intencje ale praktycznie zawsze kończy się to negatywnie.
Jest nawet takie powiedzenie – “dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło”. Bo człowiek nieintegralny niemal wszystko widzi odwrotnie, nie jest pokorny i często jego intencje wybiegają daleko poza to, co jest gotowy i chętny zrealizować – wykonać niezbędną pracę. Dlatego trzeba radykalnie uczciwie przyjrzeć się obecnemu punktowi naszego życia i zacząć pracę od niego.
Łatwo zastąpić własną rzeczywistość urojeniami z pięknie przedstawionego opisu tego, co nie jest jeszcze naszym doświadczeniem.
Są krytycznie istotne książki, które każdy uzależniony powinien przeczytać – i to wielokrotnie – zanim pójdzie dalej. I na nich oprzeć swoje postępowanie w życiu.
W szczególności są to tzw. “Biała księga” SA oraz “Wielka księga AA”.
Każdy kto je przeczyta nie powinien mieć wątpliwości co do ich ogromnego znaczenia i wartości ich treści.
Tak naprawdę każdy człowiek, nawet nieuzależniony, powinien zaznajomić się z tymi treściami, bowiem przedstawiają rzeczywistość ludzką, o której się nie mówi, a której zaniedbanie i niezrozumienie może przerodzić się w cierpienie – nie tylko samotne ale też w relacjach z innymi ludźmi.
I wystarczy się wtedy rozejrzeć i stanie się jasne jak ludzie żyją naokoło nas i czego brakuje, by konflikty zanikały, a nie się mnożyły. Wliczając w szczególności konflikty wewnętrzne.
Jednym z ograniczeń mojej pracy jest to, że ja nie jestem grupą. Trudne przypadki uzależnień wymagają wsparcia grupy. Poważny, wieloletni seksoholizm wymaga wsparcia grupy SA, a alkoholizm – wsparcia grupy AA.
Jeżeli Twój brat, Justyno, jest tym, o kim myślę, to staram się od prawie dwóch lat przekonać go, by dołączył do Wspólnoty dwunastokrokowej, bo tego wg mnie najbardziej potrzebuje.
O Wspólnocie SA możesz przeczytać tu:
https://sa.org.pl/o-nas/kim-sa-anonimowi-seksoholicy/
Nie ma się czego bać. Nie ma lepszego miejsca dla uzależnionego.
Poznałem ponad 100 osób SA i wielu AA, NA i z innych wspólnot. To wspaniali ludzie.
Nie ma człowieka, któremu poświęciłem tyle czasu, nawet w przybliżeniu Twojemu bratu. To było już chyba ponad 5, 6 czy 7 lat z długimi przerwami, wliczając jedną roczną. Z założenia ja współpracuję na moim programie przez 3-4 miesiące.
Obawiam się, że straszliwie się przywiązał i oczarował, zresztą mówił sentencje typu, że ja i mój program są jedynymi, które mogą mu pomóc, są najwspanialsze, etc. Od razu, ten szmat czasu temu i także wielokrotnie mówiłem, że nie jest to prawda. Co więcej – że jest to bardzo niebezpieczny fałsz.
A ja jestem tylko jednym człowiekiem z własnym doświadczeniem zdrowienia i tym, co zyskałem dzięki pracy z innymi. Jest to znaczące doświadczenie ale nadal nie czyni to ze mnie ani uzdrowiciela, ani cudotwórcy.
Bo nie ma uzdrowiciela tej choroby.
Tak jak nie ma uzdrowiciela analfabetyzmu czy nieszczerości.
Nie ma uzdrowiciela dla złodzieja. Złodziej sam musi podjąć decyzję, by przestać kraść.
Nie ma uzdrowiciela dla nieuczciwego pracownika.
Żadna ilość pięknie brzmiących filozofii nie zmieni człowieka. Bo to nasza decyzja jak żyjemy.
Uzależniony sam musi podjąć decyzję o życiu uczciwym, szczerym, o bezwzględnej realności, o bezsprzecznej autentyczności tego, kim jest. A nie mówić o tym, kim wydaje mu się, że jest lub chciałby być.
Gdy na pytanie “Czym jest miłość?” czytam odpowiedź “Miłość to prawdziwy ja”, wiem, że mam do czynienia z człowiekiem poważnie nietrzeźwym i nie widzącym tego ani trochę. Jego opisy z przeszłości wskazywały na coś bardzo dalekiego od tego. Co oczywiście nie jest ani złe, ani tragiczne. To po prostu fakt.
Nietrzeźwość nie występuje tylko jako odurzenie alkoholowe.
Bo to nie jest prawda. “Prawdziwy ja” nie jest miłością. Jeszcze nie i jeszcze długo nie będzie. Pierwsze kroki miłości to odwaga, a odwaga to m.in. odpowiedzialność i prawdomówność.
W tym odwaga, by stanąć w prawdzie o sobie – że wcale nie jesteśmy kochający, a często wręcz przeciwnie.
Pyta w ostatnich Raporcie także np. o “(…) jak zestroić się z odpowiednim polem kreatywności?”. – gdy po tak długim czasie starań, by przestał żyć fantazjami czytam takie słowa, widzę, że nie jestem w stanie się przebić do niego w pewnych kwestiach.
Może brzmi to bardzo negatywnie ale nie musi takim być. To tylko moje postrzeganie wynikające też ze zmęczenia.
Przez te lata dałem mu tysiące wskazówek, sugestii, korekt. To za dużo jak dla każdego.
Często wdrożenie jednej może wymagać miesięcy pracy tylko nad nią.
Dlatego twierdzę, że on potrzebuje niejako zacząć zupełnie od początku. We wspólnocie 12-krokowej. Zapomnieć o wszystkim czego się dowiedział i podejść do problemu swojego uzależnienia całkowicie na świeżo. I mieć codzienny kontakt z żywymi ludźmi, którzy go dobrze rozumieją.
I musi zacząć podejmować decyzje odpowiedzialne. Szukanie pracy jest z mojego zalecenia. Jeśli wykonuje treningi – także. Jeśli wrócił do malowania – także. I podejrzewam, że więcej także.
Jednak właśnie – ktoś mu to powiedział. Z tego co widzę, on się bardzo silnie przywiązuje i chce być prowadzony przez kogoś. Wielokrotnie się to powtarzało w jego opisach z przeszłości.
Wielu uzależnionych nie chce żyć odpowiedzialnie – cały czas opierają się na kimś i chcą, by inni kierowali ich życiem. Co w niedopowiedzeniu brzmi – by także byli odpowiedzialni za życie uzależnionego. A brak wzięcia odpowiedzialności za własne życie to być może najpoważniejsze ograniczenie możliwości zdrowienia.
Natomiast w kwestiach fundamentalnie istotnych nieraz odmawiał, odrzucał to. Np. sugestie terapeutki sprzed lat – np. co do kierunku studiów.
Jest więc w moich oczach bardzo selektywny i wybiórczy. Robi bardzo często to, co chce, a nie to co rozsądne i dopasowane do jego sytuacji. Np. praca jako informatyk – jest bardzo trudna. Ja mu radziłem, by znalazł pracę, w której będzie mu dobrze, w której pieniądze początkowo mogą nie być duże ale wystarczające, by spokojnie mógł się utrzymać i dalej trzeźwieć i rozwijać.
Wybrał jednak coś bardzo wymagającego, czego powodów mogę się domyślać.
Inny przykład – kilka tygodni temu napisał “uwalnianie naprawdę działa!” – mowa o technice postępowania z emocjami, którą poznał ode mnie lata temu. Wychodzi, że dopiero z niej skorzystał po tych 5 latach. Twierdził, że korzysta z niej cały czas.
Co powoduje, że uzależniony podejmuje prawdziwą decyzję, by zacząć realnie trzeźwiej i zdrowieć jest tajemnicą dla wszystkich. U każdego jest to radykalnie subiektywne i osobiste.
Miałem kiedyś klienta, który mój program przerabiał przez ok. 5-6 lat łącznie 5 razy, a nie raz. Dopiero po tym czasie przyznał, że nie chciał wyzdrowieć. Chciał tylko mieć wymówkę, że coś robi i liczył skrycie, że ja go zmienię za niego. Co stanowiło wielki postęp! Wreszcie stał się gotowy do przyznania tej prawdy, przez którą nie był w stanie zrobić żadnych postępów.
Czasem takie podstawowe sprawy zajmują tak – relatywnie – wiele czasu. Mówię “relatywnie wiele”, bo większość uzależnionych na tej planecie nigdy tego nie przyzna. A większość tej większości w ogóle nie przyzna, że są uzależnieni.
A jeśli nawet to powiedzą (“powiedzieć” wcale nie oznacza “przyznać”), to nie powiedzą prawdy, tylko zawrą w tym jakąś swoją, pokrętną definicję uzależnienia czy “nałogu”.
Zaś jednym z elementów już od dawna nieistniejącej mojej pracy z Twoim bratem jest to, że ja zupełnie i totalnie nie wiem na czym to stoi.
Nie wiem co jest prawdą, a co nie. M.in. właśnie dlatego, że to tak długo trwa. Raport 1 powinniśmy omówić 2-3 miesiące temu, nie 5-6 lat temu.
To wielki wyjątek w skali mojej ponad 10-letniej pracy. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.
A druga rzecz, która zapala mi czerwone lampki, to to, że w początkowym okresie pracy wychodziło bardzo dużo poważnych negatywności, nie będę przytaczał przykładów. I choć ilość i natężenie były przytłaczające dla mnie oraz wiele było naprawdę nieprzyjemnych, starałem się pomóc.
To zawsze bardzo dobrze, gdy negatywność jest jawna – widoczna. Ale tu w pewnym momencie nagle nastąpił totalny stop. Nagle nie ma żadnej negatywności, tylko ta “miłość”. Tak wielkiego wyparcia i zaprzeczenia nie widziałem nawet w przybliżeniu u nikogo innego. To niemożliwe, że to nagle zniknęło.
On przede wszystkim potrzebuje grupy ludzi, w której może być w 100% sobą. Nie udawać, nie oddawać się fantazjom. Tylko mówić jak jest i jaki jest.
Od długiego czasu widziałem pogłębiające się wypieranie tego, co negatywne na rzecz nadmuchiwania “słodko” brzmiących opinii czy fantazji.
Podkreślę – to co widzę nie musi być zgodne z faktami. Ale intuicja podpowiada mi, że tak jest.
On musi się uwolnić od tego szalonego przywiązania i otworzyć na szerszą rzeczywistość. 5 lat to czas daleko poza granicą absurdu. I przez program nie przeszliśmy nawet raz.
Wymieniliśmy tysiące wiadomości.
Mówiąc pół żartem, pół serio – nie obawiaj się, że ktoś go tu próbuje kontrolować. Wręcz przeciwnie – to ja chcę się uwolnić od długiego czasu i chcę, by on zaczął podejmować decyzje odpowiedzialne.
Dobrze mu życzę, niemniej podtrzymywanie tego kontaktu, tylko jeszcze bardziej go zakleszcza w przywiązaniu i oczarowaniu.
Podejrzane było też, że pisał do mnie maile o bardzo różnych porach – wliczając np. 5 rano, 3 w nocy, 6:30, itd.
Jak mówiłem – korespondencja była monumentalnie wielka. Tysiące wiadomości. Wiele z nich o wielkiej objętości.
Ja nie jestem terapeutą, tylko jednym gościem, który pojął znacząco głęboko na czym polega problem uzależnienia ale to nadal tylko moje doświadczenie. Jednak dzięki temu doświadczeniu potrafiłem przekuć je na poprawę u wielu innych. Oczywiście – nie u każdego. Bo ostatecznie ten, od którego zależy zdrowienie, to sam uzależniony.
Regularnie czytałem wiadomości od klientów, że w jednej wiadomości mailowej przekazałem więcej konkretów i było to bardziej pomocne, niż nawet kilkuletnia terapia. Raz dostałem zwrotkę, że w pierwszym mailu ode mnie wyłożyłem problem uzależnienia lepiej, niż 5 lat terapii.
Co więcej – “sprzątałem po” niejednym terapeucie.
Prawdę mówiąc jestem zmęczony tą współpracą. I wydaje mi się to zupełnie zrozumiałe.
Zdrowienie może być procesem zajmującym wiele, wiele lat. A ja nie mogę żyć z kimś jego życiem i pomagać mu rozwiązywać wszystkie kwestie życiowe. W ten sposób nigdy nie zacznie rozwijać odpowiedzialności i samodzielności.
Nie było moim zamierzeniem, by odpowiedź brzmiała jakoś bardzo negatywnie. Może być bardzo dobrze i zmiana, którą zaobserwowałaś w bracie może być prawdziwa i zmierzająca w dobrym kierunku.
Trzymam kciuki, że tak jest.
Ale po takim czasie w moich oczach sprawiedliwym jest, że ja już podziękowałem.
Pozdrawiam serdecznie!
Witam, tak Pan współpracuje z moim bratem. Zapytałam go teraz i jest on obecnie na 7 module w tym programie. Ja jedynie bardzo Pana proszę, aby Pan z nim ukończył ten program do samego końca.
Panie Piotrze, skoro mój brat, który współpracuje z Panem, jest już na module 7, to zapewne zdał Panu relację ze swojej pracy. W związku z tym powinniście już pracować nad kolejnym modułem. Pańska wypowiedź zaniepokoiła mnie. Zapewne rozumie Pan, że bardzo martwię się o bliską mi osobę. Czy może Pan zapewnić, że mój brat ukończy ten cały program w profesjonalnych rękach?
Nad czym Pan teraz pracuje z moim bratem w tym module 7? Jeśli ma Pan jakieś pytania na temat mojego brata mogę odpowiedzieć jak jest.Znam go i to co Pan napisał o “poważnych negatywności” nie ma miejsca. Musiałby Pan podać przykłady tego.
Chciałbym bym Panu jeszcze dodać, że cieszy mnie to że brat pracuje nad sobą i jest na współpracy, z Panem i Pana programem. Tak podejrzewałam po zobaczeniu tej instrukcji uwalniania, że z kimś pracuje nad sobą bo widać zmianę na lepsze. Fajnie że dzięki internetowi, można teraz znaleźć pomoc na takie problemy. Skoro już jesteście na module 7 to chyba już daleko dotarł w tym programie. Ile jeszcze macie przed sobą modułów do ukończenia całego programu?
Panie Piotrze zapytałam z ciekawości brata, jak z tą technika uwalniania, czy jest tak jak Pan mi napisał. No i brat tak jak Panu powiedział, uwalnia codziennie, od czasu jej poznania w programie. A więc odczuwa ukryte emocje. Pracował ostatnio z lękami i dał Panu znać że jak zawsze technika u niego działa i uwolnił ten strach. Powiedziałam mu aby jeszcze bardziej się przykładał do programu, czyli do modułu 7 nad którym teraz jesteście i nie próbował rezygnować z pracy nad sobą. Ja Panie Piotrze Tego się najbardziej obawiam, że mój brat porzuci ćwiczenia z programu, spocznie na laurach i wróci do szkodliwych nawyków.
Jeśli jeszcze miałabym coś ze swojej strony powiedzieć Panu, o moim bracie to przecież nie chodzi o to że on jest przywiązany, jak Pan mi pisze. Tylko on sobie rzeczywiście pomaga Pana programem bo od tego on w końcu jest. Z tego co Pan zapewnia na swej stronie. To mnie samą mocno raduje że w końcu znalazł narzędzia do poradzenia ze swoim nalogiem. Przechodzi przez całość która jest w umowie jaką ma z Panem. Wyczytałam na Pana stronie że współpraca obejmuje przejście przez cały program. I mój brat właśnie wykonuje całość aby wyzdrowieć z nalogu. Mówił mi że jest na module 7 i na pewno chce ukończyć cały ten program. To co mnie pokrzepia to że zdrowieje i jest lepiej.
Witam, Pan mi napisał, że próbuje mojego brata przekonać od długiego czasu do Wspólnoty dwunastokrokowej SA. Mnie mówił, że ten sposób odpada, ponieważ w pobliżu nas nie ma tej organizacji. Dlatego pewnie mój brat wybrał Pański program ze współpracą aby sobie pomóc. Zresztą te wspólnoty przypominają sekty i zdarzają się w nich patologie.
Witam, u mojego brata znalazłam wydruk z instrukcją stosowania techniki uwalniania emocji, z którego wywnioskowałam że Pan na pewno współpracuje z moim bratem. I jest to ćwiczenie które codziennie wykonuje aby radzić sobie z emocjami. Mam nadzieję że jest w dobrych rękach.
Brat od jakiegoś czasu się zmienia i zainteresował się też jakimś Doktorem, ma książkę z jego cytatami na każdy dzień. Ta książka nazywa się psychodelicznie “Na drodze do oświecenia – 365 refleksji od doktora Davida R. Hawkinsa”. Przejrzałam z ciekawości i są w niej filozoficzne rozważania o życiu, miłości i też o Bogu. Sama nie wiem co o tym sądzić. Mnie długo już nie interesują religie. Mam tylko nadzieję że ten doktor czy filozof co ją napisał, to chyba nie jakiś, guru który omamia ludzi i pozbawia wolności. Za którym trzeba iść i ograniczyć się tylko do tego co mówi, bo tylko to jest dobre reszta zła czy może jakiś ekscentryczny doktor? Za pewne stąd brat zna tego doktora bo Pańska praca z moim bratem opiera się na dokonaniach tego Doktora. Czy one są w pełni bezpieczne dla zdrowia psychicznego i fizycznego Pana klientów i w żaden sposób nie zaszkodzą im?
Hej Piotrze. Jestem kierowcą ciężarówki i podjąłem decyzję, aby oczyścić zawartość swojego umysłu. Z porno nie mam już problemu bo rzuciłem to, ale widzę bardzo dużo programów i emocji, które często przejmują nade mną kontrolę. Do końca roku 2024, czyli ponad rok czasu będę cały czas sam w ciężarówce. Jest to świetne miejsce bo w ogóle nie zagłuszam już swoich myśli i emocji czy to np muzyka, filmami itd. Całe dnie spędzam w ciszy. Uwalniam regularnie od 1 miesiąca. Już teraz jestem w stanie zauważyć różnicę w patrzeniu na niektóre rzeczy. Aktualnie stworzyłem swoją listę marzeń i celów i wyobraziłem sobie , że to nigdy się nie spełni po to, aby zobaczyć przed czym uciekam. Wyszło bardzo dużo żalu, poczucia gorszości i wstydu.
Widzę naprawdę jaki to jest dar, że mogłem trafić na Hawkinsa i obudzić się.
Piszę i piszę tyle, chcę ciebie zapytać czy uwalnianie leżąc też jest skuteczne jak siedząc ? Pytam bo np w sobotę i niedzielę mam całe dnie na to. Trochę jest dla mnie męczące siedzenie w jednej pozycji bo kilka godzin. Uwalnianie leżąc to dla mnie super opcja, robię to często, ale czasami się zastanawiam czy pozycja ma tutaj znaczenie.
Hej Piotrze.
Hej Bartku!
Dzięki za komentarz!
Jestem kierowcą ciężarówki i podjąłem decyzję, aby oczyścić zawartość swojego umysłu.
To nie jest możliwe.
Bo myśli to nie jest zawartość umysłu.
To treść. Zawiera się w umyśle jak np. zapach zawiera się w pokoju. Natomiast co możesz zrobić?
Każdą cząsteczkę zapachu wziąć w ręce i wynieść za drzwi?
Nie. Wystarczy otworzyć okno i przewietrzy się samoistnie. Ty z zapachem nic nie musisz robić.
Myśli to strumień. On płynie bez końca, samoistnie, a umysł ludzki to nie jest miejsce, w którym coś się może znajdować – np. myśli.
On działa jak antena. Umysł to pole nie mające ograniczonej przestrzeni. Dlatego też nic nie można z niego usunąć, ani go oczyścić.
Tak jak nie możesz oczyścić anteny radia z fal radiowych.
Nie możesz oczyścić oczu z widoku tego, na co padł Twój wzrok. To byłoby zupełnie bezcelowe.
Zamiast tego możesz zwrócić oczy na coś innego.
Innymi słowy – porywasz się na zadanie, którego zrealizowanie jest niemożliwe.
Od czasu do czasu przypominam, że przez umysł przepływa KAŻDEGO DNIA nawet ponad 50 TYSIĘCY myśli.
Zamierzasz każdego dnia usuwać 50 tysięcy myśli?
Zróbmy szybki obrachunek – gdyby na pozbycie się jednej myśli potrzeba było 1 sekundy, to na usunięcie 50 000 myśli, potrzebne byłoby ok. 14 godzin każdego dnia. Dzień w dzień. Zaczynasz o 7 rano, kończysz o 21.
Pytanie – ile czasu potrzebujesz na pozbycie się choć jednej myśli? Ile wysiłku, ile siły woli to kosztuje?
Co dr Hawkins mówił o myślach w zakresie uwalniania? Co z nimi zrobić?
Z porno nie mam już problemu bo rzuciłem to, ale widzę bardzo dużo programów i emocji, które często przejmują nade mną kontrolę.
Więc przestałeś wybierać coś, czym osiągałeś pewne korzyści. Zapewne m.in. związane z emocjami i myślami.
Pytanie – czy miałeś ich świadomość i czym teraz będziesz te korzyści realizował?
Mówisz, że programy i emocje przejmują nad Tobą kontrolę. A w jaki sposób?
Gdy prowadzisz samochód, to jest niebezpieczeństwo, że coś nagle przejmie nad Tobą kontrolę? To wizja co najmniej koszmarna!
Nikt nie ma problemów z pornografią. To symptom – objaw. A nie problem sam w sobie.
Jak sam mówisz – uciekałeś np. w pornografię od żalu, poczucia gorszości, wstydu – które wiązałeś z wieloma celami i marzeniami, których nie realizowałeś.
Cóż więc rzuciłeś? Jedną ze strategii ucieczki. I co z tym dalej poczniesz? Jakie masz możliwości?
Uwalnianie?
Ale przecież sam siebie uważasz za gorszego. Nie ma takiego uczucia, a nawet jeśli by było – to tylko uczucie.
Jako że nie mijało i było nieprzyjemne – uważałeś to uczucie za gorsze, a siebie uważałeś za nie. A więc też jako gorszego.
Zauważ, że gdy boli Cię brzuch, to nie jesteś boleścią świata. To tylko uczucie. A precyzyjnie – pewna forma informacji doświadczana w umyśle. A doświadcza jej coś większego od umysłu.
Nie możesz usunąć tej informacji z umysłu. Jakie masz więc opcje?
Tym samym tym kto Cię potępia jesteś Ty sam. Nikt nie jest emocjami. Emocje to już konsekwencje naszego postępowania. Wyboru konkretnej percepcji czy tzw. pozycjonalności.
To elementy uzależnienia – np. widzenie siebie jako gorszego, a nawet gorszącego, niezasługującego na dobro, spełnienie, etc.
Nie wiem jak długo nie oglądasz pornografii ale weź pod uwagę, że czas nie ma znaczenia.
Ja sam byłem “trzeźwy” ponad rok, a potem cały problem i wszystkie z nim powiązane rozpędziły się jak kula śnieżna.
Literatura AA podaje przykłady ludzi trzeźwych przez 30 lat, którzy potem wpadli w taki cug, że popełnili samobójstwo.
“Rzucenie” porno czy wódki nie jest żadnym rozwiązaniem. I często jedna trudna sytuacja wystarcza, by człowiek wpadł w rozpacz.
Nie jest też rozwiązaniem, bo nie z nim był problem.
Tym samym nic nie zostało rozwiązane.
Do końca roku 2024, czyli ponad rok czasu będę cały czas sam w ciężarówce. Jest to świetne miejsce bo w ogóle nie zagłuszam już swoich myśli
Myśli nie są Twoje.
Tak jak muzyka grana przez radio nie jest Twoja.
To że ją słyszysz, nie czyni jej Twoją.
To jedna z fundamentalnych ludzkich iluzji – myśli uważamy za swoje, co więcej – wierzymy, że są w naszej głowie czy umyśle, więc “logicznym” wydaje się, że trzeba z nich oczyszczać umysł/głowę.
Tak jakbyśmy oczyszczali naszą lodówkę z przeterminowanych produktów.
Ale problem jest zupełnie inny.
Jednak jeśli wierzymy, że problemem są myśli – no bo przecież non stop jesteśmy w nie zapatrzeni, a są ciągle negatywne i nasze życie też; to jeśli je usuniemy i zmienimy na pozytywne, to automatycznie nasze życie też będzie musiało się stać pozytywne!
Tylko że to fatalna logika. A myśli zmienić i tak nie możemy. Czym innym jest nasze nastawienie, wiara, postrzeganie, a czym innym samoistny potok mentalny.
Ponadto – jeśli nie przepracujesz tematów związanych z emocjami i myślami, nie polecałbym Ci ryzykowania tego podczas wykonywania tak niebezpiecznej czynności jak prowadzenie auta, szczególnie ciężarówki.
Ja sam klientom mówię wyraźnie – uwalniać możesz zawsze i wszędzie Z WYJĄTKIEM sytuacji realnie niebezpiecznych – prowadzenia pojazdów czy obsługi narzędzi jak wiertarka.
Gdy pojawi się potrzeba uwolnienia lub dużo myśli – należy wyłączyć narzędzie/zjechać na pobocze i dopiero wtedy wykonać uwalnianie i/lub medytację.
Pierwszy krok uwalniania mówi – “nawiąż świadomy kontakt z emocją”. A Ty podczas prowadzenia samochodu masz być świadomy tego, co masz przed sobą, nie w sobie.
Oczy PRZED siebie, a nie do siebie.
Więc pozornie tak – to może się wydawać świetne, bo prowadzisz w ciszy.
Pytanie jednak dlaczego w takim razie nie pozwalasz sobie na ciszę poza pojazdem?
Nie możesz liczyć na zdrowie tylko w samochodzie. A co poza nim? Czy po otworzeniu drzwi i wyjściu na zewnątrz skażesz się na męczarnię, ucieczkę, zagłuszanie swojego wnętrza?
i emocji czy to np muzyka, filmami itd. Całe dnie spędzam w ciszy.
Więc widzisz, że żadne emocje, ani myśli, ani programy nie przejmowały nad Tobą kontroli.
Tylko Ty priorytetowo robiłeś wszystko, by nie czuć i nie widzieć tych myśli.
A wybierałeś to tak szybko i nieświadomie, że wydawało Ci się, że to emocja Cię kontroluje, zmusza do czegoś, etc.
Jak widzisz – porno było najbardziej “skutecznym” sposobem tego, co nadal próbujesz osiągnąć muzyką, filmami, itd.
Powiedz więc – kiedy rzucisz też muzykę i filmy oraz to “itd.”?
Nie piszesz nic o uzależnieniu. Powiedzenie “już nie mam problemu, bo rzuciłem” to bardzo częsta strategia wypierania całego problemu.
Bo widzimy go szczątkowo. Tak się boimy, wstydzimy, winimy. Tak jak mówisz o “poczuciu gorszości”. To wstyd.
Gdybyś opisał choć pokrótce swoją historię z pornografią, byłoby jasne czy takie oderwane od całego problemu postępowanie i liczenie, że uwalnianie wszystko rozwiąże, jest wielkim błędem, czy faktyczną pomocą.
Sam dr Hawkins mówił wprost, że uwalnianie może bardzo wspomóc proces zdrowienia z uzależnienia. Ale nim nie jest, ani go nie może zastąpić.
Nie mówił też, że uzależnienie można rzucić. To jest urojenie ludzi, którzy zupełnie nie rozumieją co to jest uzależnienie.
Zastanów się – czy można rzucić analfabetyzm?
Czy można wyjść ze słabej znajomości języka hiszpańskiego?
Uwalniam regularnie od 1 miesiąca. Już teraz jestem w stanie zauważyć różnicę w patrzeniu na niektóre rzeczy. Aktualnie stworzyłem swoją listę marzeń i celów i wyobraziłem sobie , że to nigdy się nie spełni po to, aby zobaczyć przed czym uciekam. Wyszło bardzo dużo żalu, poczucia gorszości i wstydu.
Ponowny wniosek – nie to Tobą kierowało, tylko Ty podejmowałeś w głównej mierze takie decyzje, by pozostać tego nieświadomym.
A gdy staje się to świadome, pojawia się opcja podjęcia świadomej decyzji.
Tym jest np. to, że nie żyjesz w ciszy poza samochodem – ciągle włączasz jakiś film, muzykę, etc.
By odwracać uwagę od tego co wewnętrzne.
Próby robienia tego podczas jazdy samochodem jest bardzo niebezpieczne.
Widzę naprawdę jaki to jest dar, że mogłem trafić na Hawkinsa i obudzić się.
Tak, to dar.
Ale też pamiętaj – sam dr Hawkins pokazał nam, że “przebudzenie” to proces, a nie coś binarnego jak włączenie światła w pokoju – *pstryk!* i z ciemności stała się jasność – śpiący się przebudził.
Dr Hawkins opisał poziomy świadomości. Jest to niewyobrażalnie szerokie spektrum jakości.
A to co duchowe źródła podają o faktycznym przebudzeniu się Ducha, to poziom 600+ i nazywa się Oświeceniem.
Na tym poziomie jest mniej, niż 0,1% ludzkości.
Piszę i piszę tyle, chcę ciebie zapytać czy uwalnianie leżąc też jest skuteczne jak siedząc ?
Ok, a czym jest uwalnianie, że siedzenie czy leżenie mogłoby na nie wpłynąć?
Zaobserwuj i sam się przekonaj. Dla jednego łatwiej będzie poddać kontrolę siedząc, dla innego leżąc.
Ja sam nie polecam klientom leżenia ze względu na łatwość z jaką człowiek potrafi wtedy zasnąć. A to przerywa proces uwalniania.
Jeśli nie zasypiasz i jest Ci się wtedy łatwiej zrelaksować i skupić wewnątrz – to jak najbardziej uwalniaj leżąc!
Bywało, że sam uwalniałem leżąc, szczególnie, gdy emocji opierałem się bardzo silnie, że aż całe ciało było napięte.
Ale uwalniałem także siedząc, idąc, pracując, ćwicząc.
Pytam bo np w sobotę i niedzielę mam całe dnie na to. Trochę jest dla mnie męczące siedzenie w jednej pozycji bo kilka godzin.
A czy jeżdżąc nie siedzisz cały czas w jednej pozycji? ;)
Może warto rozważyć np. wygodne krzesło lub kanapę – coś z oparciem, podgłówkiem, etc.?
Uwalnianie nie jest kolejną celą, na którą trzeba się skazać.
Gdy już zapewnisz emocji warunki, w których może trwać, możesz w tym czasie pracować, zajmować się czymś w domu.
Choć czasem może ujawnić się na tyle duży ładunek emocji, że warto przerwać to co robimy i całkowicie zaabsorbować się w poddawanie pragnienia zmiany i kontroli tego uczucia oraz opierania się mu.
Uwalnianie leżąc to dla mnie super opcja, robię to często, ale czasami się zastanawiam czy pozycja ma tutaj znaczenie.
Gdyby miała to dr Hawkins na pewno by o tym napisał. :)
Sam zobacz czy leżąc np. zasypiasz, czy zaczynasz fantazjować, a może leżeniem i “uwalnianiem” starasz się racjonalizować opór i lęk wobec podjęcia jakiegoś działania?
Pamiętaj – uwalnianie to nie jest magiczna sztuczka. To nie jest prawo fizyki.
Jest to usunięcie w sobie tego, przez co emocja była blokowana i/lub utrzymywana w świadomości.
Ja wykonując ćwiczenia kalisteniczne – stojąc na rękach – także uwalniałem opór czy lęk. Obrót ciała o 180 stopni nie miał znaczenia.
Tym bardziej nie ma obrót o 90 stopni. ;)
Witam Piotrze ponownie. Piotrze, czy w uwalnianiu to chodzi o odczuwanie emocji, wraz z ich przezywaniem, czy chodzi o to, zeby czuc jakas energie w ciele i pozwolic jej odejsc/przeplynac? Przykladowo, gdy czuje smutek i w tym samym czasie mam jakies odczucie w ciele, np. w brzuchu, to moge sie np. usmiechnac, ignorujac ten smutek i skupic sie tylko na tym odczuciu w ciele? Czy chodzi o to, aby ten smutek czuc i przezywac wraz z odczuciami temu smutkowi towarzyszacymi? Gdy jestem smutny, to mam byc smutny, czuc ten smutek i ignorowac mysli, czy mam ze tak powiem udawac ze nie jestem smutny i skupic sie na tych odczuciach w ciele? Czy nie za bardzo kombinuje? Troszke sie gubie w tym przyznam.
Kombinujesz i to porządnie.
Z jakiej instrukcji uwalniania korzystasz? Z “Techniki uwalniania”, “Metody Sedony” czy z WoP? A może z jakiejś jeszcze innej?
W każdym przypadku uwalnianie jest opisane krótko i konkretnie.
Mój artykuł jest o odczuwaniu, nie uwalnianiu.
Jest dla osób, które całe życie uciekały od odczuwania, by przestać uciekać i zacząć powoli się z nimi mierzyć, stawać się świadomym, przestać się opierać.
Niemniej instrukcja uwalniania jest rozwiązaniem problemu uwalniania, a artykuły o odczuwaniu są rozwiązaniem dla problemów z odczuwaniem.
Młotek jest do wbijania gwoździ, wiertarka do wiercenia dziur.
Nie wiem skąd to całe teoretyzowanie.
Jak czujesz smutek, to czujesz smutek.
Skąd wiesz, że to co czujesz to smutek? Skoro potrafisz nazwać to co czujesz, to wiesz co czujesz. A do uwalniania wcale nie jest potrzebne nazwanie tego, co czujesz.
W uwalnianiu “chodzi o to”, by stać się wobec emocji całkowicie neutralnym i pozwolić sobie odczuwać je bez oporu i z intencją wyczerpania ich energii.
A żeby to się mogło odbyć, należy stać się świadomym emocji, stawianego im oporu, projekcji poza siebie, czyli braku odpowiedzialności, przywiązania czy innych form nakręcania się emocjami, a więc trzymania się ich i zasilania – jak użalanie się w przypadku żalu.
Jeśli jesteś świadom jakichś cielesnych doświadczeń towarzyszących żalowi, to upewnij się, że nie stawiasz im oporu, nie osądzasz ich, nie demonizujesz, czyli w żaden sposób nie starasz się ograniczać, ani kontrolować doświadczenia żalu.
Zarówno artykuły jak i książki odnoszą się do bardzo konkretnych problemów. Aby je rozwiązać, należy więc problem sprecyzować.
Na razie nie sprecyzowałeś problemu. Mówisz, że się gubisz. Na to rozwiązaniem jest wybrać JEDNO źródło informacji, przyswoić je i zacząć działać z nim w praktyce.
Nie może być wtedy mowy o pogubieniu się.
Z tego co widzę też informacje o odczuwaniu odnosisz do uwalniania. Tak, uwalnianie bez odczuwania nie jest możliwe ale to jak z kwadratem i prostokątem. Nie każde odczuwanie jest uwalnianiem ale każde uwalnianie jest odczuwaniem.
Sugeruje sie dr. Hawkinsem, choc Metode Sedony tez znam. Nie bardzo rozumiem natomiast, co pan Hawkins mial na mysli mowiac o ” uwolnieniu z jednoczesnym odpuszczeniem”. O ile mniej wiecej zalapalem o co chodzi w uwalnianiu, to z tym odpuszczeniem mam dylemat. Ja to rozumiem tak: mam jakas sytuacje, ktora “wyzwala” jakas emocje. Gdy postanowie w tej sytuacji odpuscic, wtedy emocja sie nie pojawi. Dobrze to rozumiem? Ale z drugiej strony, gdy odpuszcze i emocja sie nie pojawi, wtedy nie bede mial szansy uwolnic tej emocji, gdyz jej nie bede czul, poniewaz jej nie bedzie. Czy dobrze kombinuje Piotrze?
Nie bardzo rozumiem natomiast, co pan Hawkins mial na mysli mowiac o ” uwolnieniu z jednoczesnym odpuszczeniem”.
Następny akapit zaczyna się słowami – “Dobrze zobrazuje to następujący przykład”. Więc masz podaną odpowiedź na Twoją wątpliwość.
Pytanie co zamierzasz w tej sytuacji odpuścić? Bo zakładasz coś ale nie mówisz co.
Powtórzę – emocje wynikają z pozycjonalności, z których postrzegamy i interpretujemy sytuacje czy wydarzenia. I mamy z tego korzyści.
Również możemy się opierać np. odwadze, spokojowi czy radości.
Nie wiesz co dr Hawkins miał na myśli mówiąc o odpuszczeniu, bo nie jesteś świadomy czego Ty się trzymasz w sytuacji, wobec której nie jesteś spokojny.
Ale z drugiej strony, gdy odpuszcze i emocja sie nie pojawi, wtedy nie bede mial szansy uwolnic tej emocji, gdyz jej nie bede czul, poniewaz jej nie bedzie.
Po pierwsze – emocje to konsekwencja percepcji. Jeśli percepcja jest mądra, to nie będzie konsekwencji w postaci emocji i pozostaniesz spokojny i/lub radosny. Do tego przecież dążysz. Przynajmniej tak zakładam. Jeśli już to osiągniesz w danej sytuacji – dlaczego szukasz dziury w całym?
Po drugie – szanse będą. O to się nie martw. Ty natomiast ucz się cieszyć własnym życiem, a nie rób z uwalniania jakiejś osobistej krucjaty czy sposobu na życie. To jakby całe życie przesiedzieć na siłowni i tak naprawdę nic nie zrobić z ciałem i z owocami treningów, tylko non stop dalej ćwiczyć i ćwiczyć.
W WoP już w 1 Raporcie proszę o podzielenie się wizją życia wolnego – bez uzależnienia. Cel ma być jasny od samego początku.
Czy dobrze kombinuje Piotrze?
Nie wiem.
Sam fakt, że kombinujesz jest alarmujący.
Witaj Piotrze. A czy moglbys wyjasnic, jaka jest roznica miedzy uwalnianiem, a odczuwaniem z ignorowaniem mysli? Przyznam, ze mam podobny problem jak kolega powyzej. Chodzi o to, ze tez gdy np. czuje smutek, to moge sie w ten smutek ze tak powiem zaglebic i w konsekwencji bede smutny, ale rowniez robie tak, ze tak jakby odpuszczam. Nie wiem jak to wytlumaczyc, ale gdy jestem smutny, to czuje rowniez cos w ciele, a gdy odpuszcze, to juz nie jestem smutny, tylko jedynie czuje cos w ciele. I gdy znowu ze tak powiem zaczne sie zaglebiac w smutek ( smutna mina itd) to znowu jestem smutny. Pogubilem sie w tym. Co robie nie tak? I chyba jest roznica miedzy byciem smutnym, a czuciem smutku, bo mi sie wydaje, ze wlasnie czucie smutku, bez zaglebiania sie w niego, czyli robienie smutnej miny itd, a jedynie czucie energii w ciele, czyli stanie sie tzw obserwatorem, to jest wlasnie czucie smutku. A zaglebianie sie w smutek, lapanie sie go, robienie smutnej miny itd, to jest bycie smutnym. Chyba przekombinowalem, prawda. I na koniec- czy mozna tlumic emocje, ze tak powiem w sobie? Bez uciekania w porno, uzywki itd. Tylko np. jakos zaciskajac miesnie w brzuchu i w klatce piersiowej? Bo mi sie wydaje ze ja tak caly czas robie. Czuje, ale sie opieram. W koncu sie to konczy sesja z pornografia. Dzieki.
Witaj Piotrze.
Hej Pawle!
A czy moglbys wyjasnic, jaka jest roznica miedzy uwalnianiem, a odczuwaniem z ignorowaniem mysli?
A po co chcesz jakiegoś wyjaśnienia?
To jakbyś pytał jaka jest różnica, między wierceniem dziury w ścianie, by powiesić obraz, a trzymaniem w ręku włączonej wiertarki.
Różnica jest oczywista.
Jeśli zadajesz takie pytanie to czytałeś instrukcję uwalniania (z jakiego źródła korzystasz?).
Nic więcej nie potrzebujesz. Żadnych wyjaśnień, żadnych różnic. Tylko stosuj uwalnianie zgodnie z instrukcją.
Zaś artykuł jest dla tych, którzy w ogóle mają problemy, by nawet pozwolić sobie czuć, bo tłumili to, wypierali, uciekali np. przez 20-30 lat.
Przyznam, ze mam podobny problem jak kolega powyzej.
Twoim problemem zapewne jest niechęć do odczuwania i uwalniania.
Dlatego zaczynają się bezcelowe pytania mające na celu odkładanie uwalniania. ;)
Obaj kombinujecie.
Tak jak Sebastian – on fantazjuje o tym wszystkim, a nie przeprowadza uwalniania. Np. “Ale z drugiej strony, gdy odpuszcze i emocja sie nie pojawi, wtedy nie bede mial szansy uwolnic tej emocji, gdyz jej nie bede czul, poniewaz jej nie bedzie.”
To zupełne urojenie, czyli mentalizacja na temat emocji i uwalniania.
Też jedna z wielu strategii unikania całego procesu.
Zauważ też, że już nic nie odpisał. Gdy więc jego kombinowanie zostało ujawnione, uciekł. Bo wcale nie chciał uwalniać, tylko zadawać w nieskończoność pytania, chciał “wyjaśniania” – wszystko, byle unikać uwalniania.
I zauważ u siebie jest tak samo – TO jest ten sam problem.
I jeszcze sam powiedziałeś, że przekombinowałeś ale korekt nie dokonujesz. Skoro wiesz, że jest problem i jaki, to dlaczego go nie rozwiążesz, tylko chcesz jeszcze bardziej się pogubić?
Chodzi o to, ze tez gdy np. czuje smutek, to moge sie w ten smutek ze tak powiem zaglebic
Nie masz “że tak mówić” nic, tylko przeprowadzić uwalnianie zgodnie z instrukcją.
Teraz próbujesz kombinować, by nie uwalniać.
i w konsekwencji bede smutny,
A czy chociaż raz tak zrobiłeś i doświadczyłeś konsekwencji?
ale rowniez robie tak, ze tak jakby odpuszczam.
Co to znaczy “tak jakby odpuszczam”?
Nie wiem jak to wytlumaczyc,
A czy choć raz zrobiłeś tak jak próbujesz to wytłumaczyć?
ale gdy jestem smutny, to czuje rowniez cos w ciele, a gdy odpuszcze, to juz nie jestem smutny, tylko jedynie czuje cos w ciele. I gdy znowu ze tak powiem zaczne sie zaglebiac w smutek ( smutna mina itd) to znowu jestem smutny.
Rób tak jak tłumaczy to instrukcja uwalniania.
A teraz widzisz – robisz po swojemu i jest pomieszanie z poplątaniem.
A ja Ci nie będę wyjaśniał różnic, bo to nie ma żadnego sensu.
Mogę powiedzieć tyle – jak uwalniasz, to jest coraz lepiej, choć nieraz oczywiście uwalnianie może trwać godzinami i często po uwolnieniu jednej warstwy emocji ujawni się kolejna, nawet niższa. Dlatego niektórym się wydaje, że przez uwalnianie jest coraz gorzej ale to wynika z fundamentalnego niezrozumienia.
A jak nie uwalniasz, to lepiej nie będzie na pewno i nigdy.
Pogubilem sie w tym. Co robie nie tak?
Nie uwalniasz, bo się opierasz i kombinujesz. ;)
Gdybyś czytał instrukcję jak złożyć krzesło z Ikei i było w niej napisane, że należy użyć śrubokrętu krzyżaka, a Ty zamiast tego bierzesz kombinerki i jedziesz do Ikei, by zapytać pracownika, by Ci wytłumaczył jaka będzie różnica między użyciem kombinerek, zamiast śrubokrętu… powiedz mi – po co? A nie lepiej użyć instrukcji i złożyć krzesło raz-dwa?
I chyba jest roznica miedzy byciem smutnym, a czuciem smutku, bo mi sie wydaje, ze wlasnie czucie smutku, bez zaglebiania sie w niego, czyli robienie smutnej miny itd, a jedynie czucie energii w ciele, czyli stanie sie tzw obserwatorem, to jest wlasnie czucie smutku.
Nie dziwne, że się pogubiłeś, bo się wpatrujesz w bezsensowny potok myśli, który ma tylko jeden cel – racjonalizować opór.
Przypominam – mówienie prawdy to pierwszy krok do zdrowia.
Jeśli nie chcesz uwalniać, to nie. Trudno. Zajmij się tym. Ale tego nie wypieraj, nie kombinuj, nie gub się, bo to bieganie za własnym ogonem.
Albo to jakbyś zaciskał jedną dłoń, a drugą ją próbował otworzyć siłą. To się nie uda.
Nie pytaj o jakieś różnice, tylko zajmij się oporem.
A zaglebianie sie w smutek,
A kto Ci kazał czy zalecał “zagłębiać się w smutek”?
lapanie sie go, robienie smutnej miny itd, to jest bycie smutnym.
Sam widzisz – łapiesz się smutku. Czy to uwalnianie?
Chyba przekombinowalem, prawda.
Skoro to widzisz i wiesz, to dlaczego zadajesz te pytania, zamiast dokonać korekt?
I na koniec- czy mozna tlumic emocje, ze tak powiem w sobie?
A gdzie indziej można je tłumić?
Bez uciekania w porno, uzywki itd. Tylko np. jakos zaciskajac miesnie w brzuchu i w klatce piersiowej?
To że napinasz ciało, to elementy towarzyszące stawianiu oporu.
Bo mi sie wydaje ze ja tak caly czas robie. Czuje, ale sie opieram. W koncu sie to konczy sesja z pornografia. Dzieki.
Zgadza się, opierasz się i to powinno być pierwsze co powinieneś przyznać, zaakceptować, stać się świadomym i zacząć odpuszczać.
A nie próbować kombinować z jakimś “zagłębianiem się”, gdy sprawa jest prosta – opierasz się, czyli NIE CHCESZ uwalniać.
Sebastian mówi, że nie rozumie stwierdzenia “uwolnienie z jednoczesnym odpuszczeniem”.
Najpierw uwolnij. Sebastian tego nie zrobił. Próbuje sobie wymyślić rzeczywistość po wykonaniu tego kroku ale nie chce go wykonać.
Następnie zajmij się percepcją, z której dana emocja wynika – rozpoznaj ją, odpuść przywiązanie do niej jak i uwolnij opór przed korektą tej percepcji – wyborem sprzyjającej alternatywy. O tym dr Hawkins mówi w książce “Przekraczanie poziomów świadomości”, a ja to wyjaśniam w Module 5 WoP.
Cały Twój problem zawiera się w tym – “Czuję ale się opieram”. Cała reszta nie ma znaczenia.
Cześć, mam pytanie. Czy można odczuwać kilka różnych emocji na raz? Nie pytam po to by na siłę przyspieszyć ten proces. Pytam, ponieważ kiedy przystępuję do uwalniania to mam wrażenie jakbym czuł jakiś dziwny miks emocji. Z reguły wstydu, winy i żalu. Czasami czegoś jeszcze. Jak to dokładnie jest z tym odczuwaniem pod tym względem? W trakcie tego wszystkiego przychodzi mnóstwo różnych myśli, z których wiele tak jakby ujawniało inne emocje, przez co po jakimś czasie czuje właśnie taki miks. I co mam z tymi myślami robić? Wiem z jednej strony że powinienem je ignorować, a z drugiej żeby nie stawiać im oporu. Jak to pogodzić? Czuję się w tym strasznie pogubiony.
Czy można odczuwać kilka różnych emocji na raz?
Oczywiście!
Tak naprawdę zawsze czujemy więcej, niż jedną emocję ale zazwyczaj jedna przeważa w energii.
Bo emocje to energia.
Wyobraź sobie to jak prądy w oceanie. Nigdy nie ma tylko jednego prądu ale zazwyczaj przeważa jeden.
Nie pytam po to by na siłę przyspieszyć ten proces. Pytam, ponieważ kiedy przystępuję do uwalniania to mam wrażenie jakbym czuł jakiś dziwny miks emocji.
Jeśli dopiero zaczynasz uwalnianie, to nic dziwnego, gdyż organizm i psychika od razu zaczęły wyrzucać z siebie wiele powierzchownych warstw.
Z reguły wstydu, winy i żalu. Czasami czegoś jeszcze. Jak to dokładnie jest z tym odczuwaniem pod tym względem?
Że to najzupełniej normalne.
W trakcie tego wszystkiego przychodzi mnóstwo różnych myśli,
Myśli nie przychodzą.
Myślenie odbywa się samo. To się dzieje cały czas, bo to proces nieskończony.
z których wiele tak jakby ujawniało inne emocje,
Myśli nie ujawniają emocji, tylko myśli to rezultat stanu energetycznego.
Jeśli uwalniasz emocje, jeśli je odczuwasz, to umysł będzie myślał sam na bazie tego, co usłyszałeś o tych emocjach.
przez co po jakimś czasie czuje właśnie taki miks. I co mam z tymi myślami robić?
Nic!
Kompletnie je ignorować, bo nie mają żadnej wartości i, co najważniejsze – każda myśl powstała w niskim stanie emocjonalnym kłamie.
Wiem z jednej strony że powinienem je ignorować, a z drugiej żeby nie stawiać im oporu. Jak to pogodzić?
A co tu jest do pogodzenia?
Ignorowanie i nie stawianie oporu to jedno i to samo.
Czuję się w tym strasznie pogubiony.
Nie czujesz się pogubiony, bo nie ma takiego uczucia.
Twój umysł mentalizuje, że jesteś pogubiony ale jak mówię – każda myśl kłamie.
Nie jesteś pogubiony, tylko dałeś się oczarować mentalizacji i sądzisz, że to prawa.
To co czujesz to pragnienie kontroli, poczucie braku, czyli opór. Bo ten opór stawiłeś niegdyś odczuwanym emocjom.
I to wszystko najzupełniej normalne. Kontynuuj uwalnianie i się tym wszystkim nie przejmuj.
No dobrze, dzięki. A co jeśli podczas medytacji, czy próby uwalniania odczuwam intensywne swędzenie skóry w różnych miejscach na ciele, ale głownie twarzy. Mam wtedy przemożną chęć by się podrapać, co utrudnia, a czasem nawet przerywa powyższe czynności. Czy to również świadczy o emocjach, oporze itd? I co mam zrobić? Również ignorować, nawet jeżeli kosztowałoby mnie to dużo wysiłku? Poza tym widzę ogólnie, że postrzegasz problemy zdrowotne jako silnie związane z emocjami. Co w związku z tym myślisz o Tradycyjnej Medycynie Chińskiej i jej stosowaniu? Ja miałem w przeszłości wrażliwy układ pokarmowy, i przez przygody z narkotykami oraz alkoholem w przeszłości szybko nabawiłem się bardzo przykrej przypadłości (IBS – i to była dość łagodna forma), która przez kilka miesięcy uniemożliwiała mi wychodzenie z domu. Dzięki TCM (międzynarodowy skrót) pozbyłem się tego, jednak muszę teraz niezwykle uważać na to co jem. W dodatku zawsze miałem problem z wagą, w zasadzie przez całe życie mam niedowagę, i to niezależnie od tego ile kalorii przyjmuję. Ani nie byłem w stanie przybrać na tkance tłuszczowej kiedy piłem i ćpałem, oraz odżywiałem się fast foodami, ani na mięśniowej kiedy intensywnie siłowo trenowałem, dbając o to by spożywać odpowiednio wysoką ilość kalorii i białka. Widzę że byłeś w stanie komuś w komentarzu napisać skąd się biorą problemy ze stawami, czy możesz mi w takim razie powiedzieć skąd mogą się brać problemy takie jak moje? Znaczy co może być przyczyną różnych problemów z układem pokarmowym (nie będę pisał dokładnie jakich, bo w zasadzie to przerobiłem co najmniej większość z nich, w tym łagodną formę IBSu z czym właśnie pomogła mi medycyna chińska, ale czuję że nie do końca). Oraz co może być przyczyną takich problemów z wagą, czemu nie jestem w stanie zbliżyć się do optymalnej wagi pomimo pochłaniania ogromnych ilości jedzenia i treningów siłowych?
No dobrze, dzięki.
Za co?
A co jeśli podczas medytacji, czy próby uwalniania odczuwam intensywne swędzenie skóry w różnych miejscach na ciele, ale głownie twarzy.
Przede wszystkim – jak ten temat ma się do artykułu?
Czy artykuł był o dolegliwościach skóry?
Jaka była Twoja intencja tego komentarza?
Co do pytania – nie wiem. Może chodzi Ci po skórze mrówka?
Czy odczuwasz to wyłącznie w trakcie medytacji?
Mam wtedy przemożną chęć by się podrapać, co utrudnia, a czasem nawet przerywa powyższe czynności.
Bo się temu opierasz, dlatego nie mija.
Oceniasz to jako negatywne i dlatego “przemożna chęć” nie znika. To czemu się opieramy trwa i rośnie.
Poza tym – nic nie przerywa czynności, tylko Ty wybierasz, że ważniejsze jest podrapanie się i to na podstawie czego dokonałeś tej oceny, niż medytacja i jej esencja.
Ty to robisz, bo masz z tego korzyść.
Czy to również świadczy o emocjach, oporze itd?
Tak.
Wszystkie dolegliwości ciała to rezultat wewnętrznych nagromadzeń, czyli zaniedbań.
I co mam zrobić?
Rozpoznać przyczyny swędzenia i się nimi odpowiednio zająć.
Pani Louise L. Hay w książce “Lecz swoje ciało” o swędzeniu w ogóle mówi co następuje:
Przyczyna:
Pragnienia niezgodne z własnym usposobieniem. Brak satysfakcji. Wyrzuty sumienia. Korcąca chęć, żeby się wydostać lub odejść.
Afirmacja:
Jestem spokojny tu, gdzie jestem. Akceptuję moje dobro, wiedząc, że wszystkie moje potrzeby i pragnienia będą spełnione.
Więc do uwolnienia jest opór, poczucie braku (m.in. radości), poczucie winy, wstyd, strach.
Porównaj proponowaną afirmację z tym jak postrzegasz siebie, życie, swoje doświadczenia.
Również ignorować, nawet jeżeli kosztowałoby mnie to dużo wysiłku?
Ignorowanie nie kosztuje wysiłku. Wysiłek kosztuje wyłącznie opór.
Ty nie masz tego ignorować w Twoim rozumieniu, tylko ZAAKCEPTOWAĆ. Przestać się opierać, negatywnie oceniać, a nawet nazywać.
I zająć się PRZYCZYNAMI.
A one nie zostały dotychczas rozpoznane.
To, co czujemy w ciele INFORMUJE nas o przyczynie. Niezależnie czy jest to widoczne jak krosta czy niewidoczne jak napięcie, emocja lub ból.
Poza tym widzę ogólnie, że postrzegasz problemy zdrowotne jako silnie związane z emocjami.
Nie tylko z emocjami ale zbudowanymi na ich podstawie świadomością – postrzeganiem różnych aspektów życia oraz – przede wszystkim – siebie.
I nie chodzi o emocje, tylko o STŁUMIONE emocje – czyli to, co nosimy w sobie często nawet kilkadziesiąt lat.
Nawet najzdrowsze i najsmaczniejsze jabłko włożone na kilkadziesiąt lat do plecaka stanie się trucizną.
Co w związku z tym myślisz o Tradycyjnej Medycynie Chińskiej i jej stosowaniu?
Nic nie myślę.
Ale mogę sprawdzić jej poziom.
Pytanie zadałeś bardzo ogólne, bo każda medycyna ma bardzo wiele aspektów.
Akupunktura kalibruje się na 405, więc BARDZO wysoko (ale nadal nie na poziom miłości). Natomiast Qi Gong dużo niżej – 240.
Więc pomogą na problemy kalibrujące się niżej O ILE NAJPIERW usunięte zostaną przyczyny.
No bo jeśli kupisz super sekator do ucinania chwastów, a nie usuniesz ich korzenia, to mógłbyś je ścinać sekatorem za 1000 dolarów i za 25 zł, a one odrosną w tym samym czasie.
A jeśli kupisz sekator do ścinania włosów no to troszkę nieodpowiednie narzędzie do danego problemu.
Ja miałem w przeszłości wrażliwy układ pokarmowy, i przez przygody z narkotykami oraz alkoholem w przeszłości szybko nabawiłem się bardzo przykrej przypadłości (IBS – i to była dość łagodna forma), która przez kilka miesięcy uniemożliwiała mi wychodzenie z domu.
Nie nabawiłeś się tego przez narkotyki, ani alkohol tylko przez nagromadzenie tego od czego uciekałeś w narkotyki i alkohol.
Oczywiście te używki dodały swoje oddziaływanie.
Układ pokarmowy symbolizuje naszą zdolność do trawienia doświadczeń życiowych, przyjmowania tego, co korzystne i wydalania tego, co już niepotrzebne.
Uwaga do Ciebie i do innych osób, które coś napiszą o swoich doświadczeniach czy przypadłościach. Piszesz IBS i co ja z tego wiem? Nie jestem lekarzem, nie studiowałem medycyny 20 lat.
Mam szukać informacji na Wikipedii?
Może opisałbyś coś więcej, a nie liczył, że ja z dziesiątek możliwych objawów wymyślę te, które AKURAT odnoszą się do Ciebie? Wszystkie dotyczyły Ciebie? A jeśli tak, to jak silnie, jak często?
Troszkę wysiłku jeśli prosisz kogoś o pomoc lub liczysz na nią nie prosząc.
“Wrażliwy układ pokarmowy” – ale co? Piecze Cię język jak coś jesz czy tyłek jak siedzisz na kiblu?
Chcę Ci pomóc ale nie będę na każdą prośbę kalibrował wszystkiego – Twojej intencji, chęci pomocy sobie, gotowości do posłuchania mnie, wdrożenia uzyskanych informacji czy odwagi do zmierzenia się z prawdą, ani o co w ogóle Ci chodzi. Bez dojrzałej, otwartej komunikacji co można zdziałać? Mogę Cię co najwyżej pobłogosławić i zostawić sprawę Bogu.
Pani Louise L. Hay we wspomnianej książce mówi o jelitach:
Symbolizują wyzwolenie od tego, co niepotrzebne.
Proponowana afirmacja:
Proces wyzwalania się jest łatwy.
Dzięki TCM (międzynarodowy skrót) pozbyłem się tego, jednak muszę teraz niezwykle uważać na to co jem.
Ja widzę to tak, że nie pozbyłeś się, skoro nadal musisz uważać. Pozbyłeś się objawów, a nie przyczyn.
Bo to, co jest przyczyną problemu nadal w Tobie jest. Negatywne przekonania oraz zasilające je energie. Dlatego dalej musisz uważać, a nie cieszyć się jedzonkiem.
No chyba, że jesz bardzo niezdrowe żarcie, robione mechanicznie, no to zapewne najwyższy czas przestawić się na zdrowe, ręcznie przygotowywane posiłki.
Mógłbyś również napisać co KONKRETNIE zrobiłeś. Wtedy dopiero można porównać faktyczne przyczyny do zastosowanej metody i na bazie uzyskanych rezultatów (o których praktycznie nic nie powiedziałeś) można zbadać co jest do korekty.
W dodatku zawsze miałem problem z wagą, w zasadzie przez całe życie mam niedowagę, i to niezależnie od tego ile kalorii przyjmuję.
Czuję, że m.in. dlatego, bo nie robiłeś tego z miłości, tylko by uciec od poczucia wstydu.
Ani nie byłem w stanie przybrać na tkance tłuszczowej kiedy piłem i ćpałem,
To mnie akurat najmniej dziwi.
oraz odżywiałem się fast foodami, ani na mięśniowej kiedy intensywnie siłowo trenowałem, dbając o to by spożywać odpowiednio wysoką ilość kalorii i białka.
Więc widzisz, że jesteś chodzącym przykładem, że to, co się powszechnie uważa za przyczyny nie są nimi.
Widzę że byłeś w stanie komuś w komentarzu napisać skąd się biorą problemy ze stawami, czy możesz mi w takim razie powiedzieć skąd mogą się brać problemy takie jak moje? Znaczy co może być przyczyną różnych problemów z układem pokarmowym (nie będę pisał dokładnie jakich,
Liczysz więc na sensowną, merytoryczną odpowiedź, a nie chcesz nawet napisać odnośnie czego ma być to pomoc?
“Mam problemy z układem pokarmowym. Pomóż.” – jak to w ogóle brzmi?
Dlaczego ja mam wkładać ekstra wysiłek, a Ty nie?
bo w zasadzie to przerobiłem co najmniej większość z nich,
“Przerobiłem problemy z układem pokarmowym” – to dla mnie nie ma żadnego sensu.
w tym łagodną formę IBSu z czym właśnie pomogła mi medycyna chińska, ale czuję że nie do końca).
Skoro nadal musisz uważać, to tego nie “przerobiłeś”, cokolwiek to znaczy.
To tak jakby mi ktoś napisał, że wyzdrowiał z uzależnienia ale nadal musi uważać, by nie zobaczyć zdjęcia nagiej kobiety np. na ulotce.
To, że unikasz jedzenia, które powoduje, a tak naprawdę UKAZUJE problem nie oznacza, że cokolwiek załatwiłeś.
Oraz co może być przyczyną takich problemów z wagą, czemu nie jestem w stanie zbliżyć się do optymalnej wagi pomimo pochłaniania ogromnych ilości jedzenia i treningów siłowych?
Przyczyn może być bardzo dużo. O nich nic nie napisałeś. Użyłeś tylko ogólnego stwierdzenia “problemy”.
Nie wiem czy byłeś u dietetyka lub trenerów personalnych. Oni mają profesjonalną wiedzę na ten temat.
Najpierw trzeba zbadać faktyczne przyczyny braku przyrostu masy. Wiem na 100%, że pomoże CAŁKOWITE odstawienie cukrów prostych – słodyczy, słodzenia herbaty, kawy, itd.
W temacie emocji i świadomości powiedziałem co wiem.
Z książki pani Hay jeszcze czytamy o mięśniach:
Mięśnie: Opór wobec nowych doświadczeń. Mięśnie symbolizują naszą umiejętność aktywnego życia.
Afirmacja: Doświadczam życia jak radosnego tańca.
Ty zapewne ćwiczyłeś, by czerpać z tego poczucie wartości, a nie ćwiczyłeś z szacunku, troski o siebie. Wzrost odbywa się od wewnątrz na zewnątrz.
Ponadto w artykule wprost napisałem, że aby zmienić jakikolwiek obszar naszego życia najpierw trzeba go w 100% zaakceptować. Czyli zmierzyć się z utrzymywanymi odnośnie niego oporem, emocjami, negatywnymi przekonaniami, itd. i je uwolnić, odpuścić, skorygować. A już wiemy, że chociażby swędzenia nie akceptujesz.
— zanik mięśni: Nieakceptowanie własnej wartości. Wyrzeczenie się sukcesu.
Afirmacja: Wiem, jak jestem cenny. Bezpiecznie jest odnosić sukcesy. Kocham życie.
Zauważ jeszcze, że dzięki temu, że nie dostałeś tego, czego oczekiwałeś – przyrostu masy, gdy piłeś i ćpałeś spowodowało, że zacząłeś szukać innych rozwiązań.
To bardzo istotna obserwacja dla wszystkich.
A gdybyś dostał, no to byś utknął na dobre, szkodził sobie i zaniedbywał siebie coraz bardziej.
Więc nic tak naprawdę nie jest złe.
Warto też zapamiętać, że “każda strata jest nieuświadomionym zyskiem”.
“Czy odczuwasz to wyłącznie w trakcie medytacji?”
Odczuwam śwędzenie kiedy jestem w bezruchu. Głównie podczas medytacji, ale takze np. podczas wspomninej przez Ciebie akupunktury.
“Mógłbyś również napisać co KONKRETNIE zrobiłeś. Wtedy dopiero można porównać faktyczne przyczyny do zastosowanej metody i na bazie uzyskanych rezultatów (o których praktycznie nic nie powiedziałeś) można zbadać co jest do korekty.”
To byla akupunktura połączona z ziołolecznictwem stosowanym w TCM. Receptury były przygotowywane indywidualnie dla mnie, przez lekaży profesjonalne zajmujących się TCM.
““Mam problemy z układem pokarmowym. Pomóż.” – jak to w ogóle brzmi?
Dlaczego ja mam wkładać ekstra wysiłek, a Ty nie?”
Okej, dobra. Napisałeś chociaz co symbolizują jelita. Z nimi właśnie mam problem – ibs to zespół jelita drazliwego. Poza tym miałem uszkodzoną wątrobę, czego objawów już w zasadzie nie ma, bo to ponoć szybko się regeneruje.
“Nie wiem czy byłeś u dietetyka lub trenerów personalnych. Oni mają profesjonalną wiedzę na ten temat”
Miałem kontakt z wieloma osobami zajmującymi się takimi problemami – wliczając trenerów i dietetyków.
“Ty zapewne ćwiczyłeś, by czerpać z tego poczucie wartości, a nie ćwiczyłeś z szacunku, troski o siebie.”
Cóż, jak zaczynałem to była w 100% prawda. Teraz? Trudno powiedzieć, ale po części także coś w tym jest.
“Zauważ jeszcze, że dzięki temu, że nie dostałeś tego, czego oczekiwałeś – przyrostu masy, gdy piłeś i ćpałeś”
Nieporozumienie – napisałem o tym aby lepiej zobrazować to jak szybki mam metabolizm. Generalnie osoby prowadzące bardzo niezdrowy tryb życia szybko przybierają na wadzę – rośnie głównie poziom tkanki tłuszczowej. Nie, nie oczekiwałem już wtedy przyrostu masy. To było już po tym jak dałem sobie spokój z próbami przybrania na masie, bo wtedy już zrezygnowałem. Ale dalej – od piwa i fast foodów powinienem przytyć. Nie przytyłem. Wygląda na to że nie ważne co zrobię, i jaki tryb zycia prowadzę moje ciało wygląda mniej więcej tak samo. Ot, ostatnio jak wróciłem do ćwiczeń, to mi kaloryfer wyskoczył, bo tkankę tłuszczową bardzo szybko palę. Taki chudzielec z kaloryferem. Tylko że zdaje sobię sprawę że w przypadku takiego chudzielca oznacza to że albo mój poziom tkanki tłuszczowej zbliża się do dolnej granicy normy, albo już ją przekroczył (i tak btw. to mieżyłem sobie ten poziom metodą stosowaną przez US Navy – i zgodnie z nią norma została mocno przekroczona) – czyli w dowolnym momencie mogę zacząć borykać się z problemami związanymi ze zbyt niskim poziomem tego rodzaju tkanki. I o ile takie np. obnizenie poziomu testosteronu, czy spadek libido mogę zignorować, (bo i tak ani nie mam z kobietami żadnej styczności, ani perspektywy na zmianę tego stanu rzeczy), to problemów neurologicznych (układ nerwowy i mózg przeciez składają się z tłuszczu) wolałbym uniknąć. Tak więc mam niedobór masy ciała, na co składa się zarówno zbyt mała ilosć masy mięśniowej, jak również zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej.
Odczuwam śwędzenie kiedy jestem w bezruchu. Głównie podczas medytacji, ale takze np. podczas wspomninej przez Ciebie akupunktury.
Widzisz więc, że zajmowanie się ciałem to praca bez końca.
To co się dzieje w/z ciałem to nie przyczyna czegokolwiek, tylko informacja.
Po zajęciu się tym, o czym nas informuje, dolegliwości znikną.
Oczywiście sugeruję modlitwę do Boga niezależnie co będziesz dalej z tym robił.
To byla akupunktura połączona z ziołolecznictwem stosowanym w TCM. Receptury były przygotowywane indywidualnie dla mnie, przez lekaży profesjonalne zajmujących się TCM.
Żadna medycyna nie rozwiązuje przyczyn chorób. To jest zajmowanie się wyłącznie efektami. Oczywiście jeśli same dolegliwości postrzegamy za przyczynę, no to będzie “leczyła”.
Czasem oczywiście choroba nie wraca, bo są 2 rodzaje:
– Choroba aktywowana/trwająca. Czyli to, czego doświadczamy to pierwszy/kolejny raz i będą następne (np. nawroty raka). To tak jakbyśmy w kółko oglądali ten sam film i nigdy nie wyłączyli telewizora.
– Choroba dezaktywująca się. Czyli doświadczamy objawów po raz ostatni, bo zajęliśmy się przyczynami. Następuje więc pełne oczyszczenie z nagromadzeń. Taka choroba bywa nawet silniejsza, niż do tej pory.
Najlepiej to widać z wymiotowaniem – możemy zwymiotować raz i jeśli poprzez to wyrzucimy z organizmu wszystkie toksyny i już nie przesadzimy z alkoholem, to zwymiotowaliśmy ostatni raz.
A jeśli nie zwymiotowaliśmy wszystkiego lub wypijemy znowu, no to czekają nas kolejne sesje nad toaletą.
Poza tym miałem uszkodzoną wątrobę, czego objawów już w zasadzie nie ma, bo to ponoć szybko się regeneruje.
Ale przyczyna pozostała.
To, że się wątroba szybko regeneruje to dar – doceń go, bo przez to jak traktowałeś siebie już byłoby po Tobie, gdyby nie mądrość stojąca za kreacją ludzkiego ciała.
Natomiast wątroba to organ przechowujący głównie gniew. Biorąc pod uwagę uszkodzenie wątroby wiemy już czego nosisz w sobie ogromne ilości.
Cóż, jak zaczynałem to była w 100% prawda. Teraz? Trudno powiedzieć, ale po części także coś w tym jest.
Trudno powiedzieć? Trudno powiedzieć jak traktujesz siebie i z jakich intencji robisz to, co robisz?
To jest banalne – wystarczy kartka papieru i uczciwość.
Poza tym – co zmieniłeś? Konkrety. Wypisz co zmieniłeś i będzie Ci bardzo łatwo powiedzieć.
Bo to główny powód Twoich poważnych dolegliwości, z którymi zmagasz się do lat. Więc warto do tego przysiąść.
Plus modlitwa.
Pytanie kiedy to zrobisz? Twierdzenia typu “trudno powiedzieć” pokazują jasno podświadomy opór – ego robi co może, byś nie wzrósł w świadomości nawet w kwestiach zdrowotnych.
Bo im dłużej żyjesz i im lepszym zdrowiem się cieszysz, tym większe prawdopodobieństwo duchowego wzrostu.
Ludzie dziesiątki lat w kółko robią to samo i nie chcą spróbować niczego nowego.
Nieporozumienie – napisałem o tym aby lepiej zobrazować to jak szybki mam metabolizm. Generalnie osoby prowadzące bardzo niezdrowy tryb życia szybko przybierają na wadzę – rośnie głównie poziom tkanki tłuszczowej.
Wiem i dlatego napisałem, że dobrze, że do tego nie doszło, bo zacząłeś szukać gdzie indziej.
Zaś poziom tkanki tłuszczowej rośnie, gdy osoba je. A wiele osób uzależnionych nie je. Zaniedbuje posiłki lub je głównie rzeczy tłuste i/lub słodkie. Dlatego odkłada się dużo tłuszczu.
Bo nigdy nie robili tego, gdyż naprawdę ciało potrzebowało jedzenia, tylko mylili uczucie wewnętrznej pustki z głodem. W odczuciach są podobne ale to dwa zupełnie inne sygnały. Dlatego nauka odczuwania jest tak ważna.
Nie, nie oczekiwałem już wtedy przyrostu masy. To było już po tym jak dałem sobie spokój z próbami przybrania na masie, bo wtedy już zrezygnowałem. Ale dalej – od piwa i fast foodów powinienem przytyć. Nie przytyłem.
Powtórzę – bo przyczyna nie jest tą za którą ją uważasz.
Wygląda na to że nie ważne co zrobię, i jaki tryb zycia prowadzę moje ciało wygląda mniej więcej tak samo.
Bo nie zmieniłeś się za bardzo wewnętrznie.
Ot, ostatnio jak wróciłem do ćwiczeń, to mi kaloryfer wyskoczył, bo tkankę tłuszczową bardzo szybko palę. Taki chudzielec z kaloryferem. Tylko że zdaje sobię sprawę że w przypadku takiego chudzielca oznacza to że albo mój poziom tkanki tłuszczowej zbliża się do dolnej granicy normy, albo już ją przekroczył (i tak btw. to mieżyłem sobie ten poziom metodą stosowaną przez US Navy – i zgodnie z nią norma została mocno przekroczona) – czyli w dowolnym momencie mogę zacząć borykać się z problemami związanymi ze zbyt niskim poziomem tego rodzaju tkanki. I o ile takie np. obnizenie poziomu testosteronu, czy spadek libido mogę zignorować, (bo i tak ani nie mam z kobietami żadnej styczności, ani perspektywy na zmianę tego stanu rzeczy), to problemów neurologicznych (układ nerwowy i mózg przeciez składają się z tłuszczu) wolałbym uniknąć. Tak więc mam niedobór masy ciała, na co składa się zarówno zbyt mała ilosć masy mięśniowej, jak również zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej.
“Spadek libido mogę zignorować”. WSZYSTKO co dzieje się z/w Twoim ciele to informacja o Twojej świadomości i podświadomości.
Jeśli chcesz coś ignorować, to tak naprawdę ucieczka od tego, co doskonale przeczuwasz co znajduje się za tym objawem.
Wstyd, wina, strach, opór, duma.
Chcesz przybrać na masie – chcesz, by było Cię więcej. Ale nie pozwalasz sobie na życie, na siebie. Dlatego nie rośnie Twoje ciało, bo nie rośniesz Ty.
Przypominam Twoje własne słowa – “gdy trzeba było nawiązać pozytywną znajomość z dziewczyną, płonąłem ze wstydu”.
Twoje własne słowa.
Dlatego i masz problemy z organami wewnętrznymi – bo płoną. I dalej chcesz to ignorować…
Dlatego zacząłeś w poprzednich komentarzach uciekać w pogadankę o poprzednich wcieleniach i inne intelektualizowania zamiast zająć emocjami, które zaniedbujesz od podstawówki.
Możesz kolejne lata chodzić po specjalistach i uważać się za ofiarę, a możesz zaakceptować, że jesteś w Czyśćcu, czyli w Duchowej Szkole i zacząć nareszcie duchowy wzrost.
Podejść chociaż przez miesiąc, dwa na poważnie do tego, oczyścić się, skorygować świadomość i zobaczyć co się stanie.
Dla Ciebie Duchowa Szkoła to m.in. otworzenie się na kobiety.
Uważasz, że niskie libido to efekt czego? A tego jak postrzegasz siebie, kobiety, wzajemne relacje, działania, etc. Twój organizm nie produkuje męskich hormonów, bo nie pozwalasz sobie na to, co męskie – podejmowania odważnych, śmiałych działań, inicjatywy. Można się łatwo pomylić – “Przecież działam w życiu”. Ale wraca temat intencji – z jakich intencji działasz? Wzrostu, rozwoju, uzdrowienia czy robienia czegoś na obrzeżasz komfortu, by mieć wymówkę?
Od lat masz poważne problemy ze zdrowiem, z uzależnieniem i relacjami z kobietami. I tym wszystkim obszarom towarzyszą te same emocje i opór. Łatwo, jeśli chcemy faktycznie spojrzeć na fakty, to powiązać.
“Trudno powiedzieć? Trudno powiedzieć jak traktujesz siebie i z jakich intencji robisz to, co robisz?”
Trudno powiedzieć, ponieważ częściowo udało mi się zaakceptować to że nigdy nie będę przypominał kulturysty. Jestem ektomorfikiem, wysportowanym, ale ektomorfikiem. Porzuciłem próby wyglądania jak mezomorfik – czyli typ somatyczny najbardziej gloryfikowany przez media i społeczeństwo jako “ideał mężczyzny”, albo “inne coś” w tym stylu. Wiesz w dzieciństwie interesowałem się przyrodą co nauczyło mnie obserwacji (niestety bardziej innych niż siebie). Nigdy nie widziałem kota, który miałby problem z tym że nie jest tygrysem. Co więcej tygrys nigdy nie wbiegnie na ścianę 10 razy wyższą niż on sam. Kot nie ma z tym problemu. Po przygodach z dragami nie wróciłem już na siłownie, trenuję kalistenikę – czyl sport siłowy do którego predyspozycje mają osoby szczupłe i raczej niewysokie, problemem dla mnie jest tutaj po prostu niedobór masy mięśniowej (co innego być szczupłym, a co innego chudym – profesor TCM z Chin sterdził że mam co najmniej 5 kg niedowagi i to jak na osobę o mojej strukturze kostnej, pomimo tego że BMI to u mnie dolna granica normy argumentując, że dolna granica normy tego wskaźnika dotyczy kobiet a nie mężczyzn). Więc trudno powiedzieć w tym przypadku znaczy że częściowo zmieniłem podejście do siebie i swojego ciała, ponieważ z jednej strony nie próbuję być tym kim nie jestem, z drugiej buduję swoją wartość na zasadzie “on ma to czego ja nie mam, ale ja mam to czego on nie ma”. Widzisz chyba że nie ma w tym śladu bezwarunkowości.
“Uważasz, że niskie libido to efekt czego? A tego jak postrzegasz siebie, kobiety, wzajemne relacje, działania, etc. Twój organizm nie produkuje męskich hormonów, bo nie pozwalasz sobie na to, co męskie – podejmowania odważnych, śmiałych działań, inicjatywy. Można się łatwo pomylić – “Przecież działam w życiu”. Ale wraca temat intencji – z jakich intencji działasz? Wzrostu, rozwoju, uzdrowienia czy robienia czegoś na obrzeżasz komfortu, by mieć wymówkę?”
Nie pisałem że mam niskie libido, czy problemy natury hormonalnej, tylko ze w każdej chwii mogę zacząć je miec przez zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej w organizmie, czego nie mogę zmienić prowadząc sportowy tryb życia, bo zwiększenie poziomu tej tkanki musiałoby towarzyszyć przyrostowi masy mięśniowej aby zachować sprawność fizyczną. Z resztą jak się ćwiczy to się potrzebuje mięśni i organizm osoby która nie może przybierać na masie zrobi wszystko żeby nie zmniejszyć tej masy mięśniowej która już jest w skutek czego ciągle pali tłuszcz. Nie mam problemów z hormonami ani libido na ten moment. Pisałem jedynie że mogą nastąpić, ale mnie to nie martwi. Martwią mnie ewentualne neurologiczne problemy. Bardzo zastanawiające jest to co napisałeś, bo do niedawna gdybym miał niskie libido i poziom męskich hormonów to bym się cieszył. Do niedawna uważałem libido i testosteron za przyczyny mojego nieszczęścia. Bo uważałem że mnie torturują. Nienawidziłem mijania się na ulicy (albo gdziekolwiek indziej) z pięknymi kobietami, nienawidziłem uczucia które temu towazyszyło. Pragnąłem tego aby wreszcie były mi obojętne, dlatego nienawidziłem swojego libido, w zasadzie całej swojej seksualności. Gdybym mógł wybrać orientację seksualną, do nie dawna bez zastanowienia zostałbym osobą aseksualną. Teraz już nie jestem do końca pewien. Ale wydaje mi się że po zastanowieniu się mógłbym wybrać to samo. Kiedy chwaliłem się tym kolegom, to nawet najbarzydsi, mający najgorsze możliwe doświadczenia z kobietami twierdzili że bredzę.
“Od lat masz poważne problemy ze zdrowiem, z uzależnieniem i relacjami z kobietami. I tym wszystkim obszarom towarzyszą te same emocje i opór. Łatwo, jeśli chcemy faktycznie spojrzeć na fakty, to powiązać.”
Twierdzisz że poprawa relacji z kobietami miałaby mi pomóc, gdzie indziej pisząc że nie należy szukać szczęścia na zewnątrz. To jak w zasadzie jest. Przecież jeżeli szczęście jest we mnie, a nie na zewnątrz, to znaczy że nie potrzebuję kobiety, a libido jest tylko siłą przyrody której zadaniem jest zrobienie ze mnie niewolnika latającego za spódniczkami, zmierzającego do tego by życie spędzać na utrzymywaniu kobiety i jej potomstwa, a niekoniecznie swojego, 8 – 20 % dzieci jest wychowywanych i utrzymywanych przez mężczyzne któremu tylko wydaje się że jest ojcem, ale kobieta zrdadziła i dziecko zrobił inny facet. Nie rozumiem czemu miałym marnować czas (i zazwyczaj pieniądze) na kobiety, jeżeli i tak nie są w stanie dać mi szczęścia, bo szczęście jest we mnie. Wiesz z tym stwierdzeniem że szczęście nie jest kwestią czynników zewnętrznych zapoznałem się dawno temu, i byłem uradowany tym faktem, że mogę być szczęśliwy i nie muszę mieć dziewczyny.
Więc trudno powiedzieć w tym przypadku znaczy że częściowo zmieniłem podejście do siebie i swojego ciała, ponieważ z jednej strony nie próbuję być tym kim nie jestem, z drugiej buduję swoją wartość na zasadzie “on ma to czego ja nie mam, ale ja mam to czego on nie ma”. Widzisz chyba że nie ma w tym śladu bezwarunkowości.
Ano nie ma, więc do tego trzeba dążyć.
Codziennie wykonuj ćwiczenie przed lustrem. I mierz się z emocjami w różnych, codziennych sytuacjach.
Twoja intencja jest krytyczna. Nie masz szukać źródła akceptacji i szczęścia na zewnątrz, tylko poprzez różne sytuacje masz pozwolić sobie na wydobycie z Ciebie to, czym ograniczałeś własną akceptację, radość i miłość.
Przykładowo zapewne dość szybko spotkasz osoby odnoszące się do Ciebie negatywnie. To wyciągnie z Ciebie opór, gniew, winę, etc.
Więc zacznie się detoks.
Ale jeśli nie ruszysz w życie, niewiele się zmieni.
Twoje ciało odzwierciedla Twoją świadomość.
Jeśli masz niedowagę, to masz “niedowagę świadomości”. Nie pozwlasz sobie na rozwój, rozkwit świadomości. Pozostajesz w starych schematach i Twoje ciało to odbija.
Nie pisałem że mam niskie libido, czy problemy natury hormonalnej, tylko ze w każdej chwii mogę zacząć je miec przez zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej w organizmie, czego nie mogę zmienić prowadząc sportowy tryb życia, bo zwiększenie poziomu tej tkanki musiałoby towarzyszyć przyrostowi masy mięśniowej aby zachować sprawność fizyczną.
Bo jesteś na granicy.
Granicy, której nie chcesz przekroczyć – nie chcesz zacząć robić tego, co faktycznie wymaga od Ciebie hormonów m.in. odpowiedzialnych za libido.
Twoja świadomość ogranicza zarówno Twoje działania jak i odpowiednią produkcję w organizmie.
Stan ciała i masy różnych tkanek to jedna reprezentacja tego.
Z resztą jak się ćwiczy to się potrzebuje mięśni i organizm osoby która nie może przybierać na masie zrobi wszystko żeby nie zmniejszyć tej masy mięśniowej która już jest w skutek czego ciągle pali tłuszcz.
Zajmowanie się w tej sytuacji ciałem to jak zajmowanie się odbiciem w lustrze.
Ciało to biologiczna maszyna dająca informacje zwrotne.
A nie problem sam w sobie.
Nie mam problemów z hormonami ani libido na ten moment.
Problem nie leży w hormonach ale Twoich intencjach i świadomości.
Pisałem jedynie że mogą nastąpić, ale mnie to nie martwi. Martwią mnie ewentualne neurologiczne problemy. Bardzo zastanawiające jest to co napisałeś, bo do niedawna gdybym miał niskie libido i poziom męskich hormonów to bym się cieszył.
Radość to wybór.
Aby ją poczuć należy uwolnić wszystko, czym ją ograniczamy.
Do niedawna uważałem libido i testosteron za przyczyny mojego nieszczęścia.
No to jak to jest?
Kobiet nie chcesz poznawać, bo rzekomo wierzysz, że w nich nie ma źródła szczęścia, a jednak źródło szczęścia umieściłęś w hormonach i tkankach swojeg ciała…
To ja już nie wiem w co wierzysz na temat radości…
Bo uważałem że mnie torturują.
Hę?
Jedyna osoba, która Cię torturuje to Ty sam siebie.
Nienawidziłem mijania się na ulicy (albo gdziekolwiek indziej) z pięknymi kobietami, nienawidziłem uczucia które temu towazyszyło.
I już wszystko wiadomo.
Nie tylko opierałeś się wstydowi i strachowi ale jeszcze dodawałeś do tego nienawiść.
Więc powiedz mi jak Twoje ciało ma kwitnąć i różne jego elementy być w perfekcyjnej harmonii jeśli tak podchodzisz do siebie i jeszcze do innych ludzi?
Pragnąłem tego aby wreszcie były mi obojętne,
Nie.
Pragnąłeś nie czuć tego, co czułeś.
Opierałeś się i nadal się opierasz.
Obojętność to apatia, czyli opór.
dlatego nienawidziłem swojego libido, w zasadzie całej swojej seksualności.
Więc powiedz mi czy Twoje decyzje na temat kobiet wynikają z akceptacji i rozsądku, czyli wstydu, winy, żalu, strachu, oporu, gniewu i dumy?
Uważasz, że dalsze zaniedbywanie tego obszaru to mądry wybór?
Gdybym mógł wybrać orientację seksualną, do nie dawna bez zastanowienia zostałbym osobą aseksualną.
Widzisz więc, że uciekasz i projektujesz to na kobiety, swoją seksualność i ciało.
I zamiast zająć się przyczyną, zajmujesz się rezultatami.
Teraz już nie jestem do końca pewien. Ale wydaje mi się że po zastanowieniu się mógłbym wybrać to samo. Kiedy chwaliłem się tym kolegom, to nawet najbarzydsi, mający najgorsze możliwe doświadczenia z kobietami twierdzili że bredzę.
Tak, bo Ty masz z nich najwięcej oporu dotyczącego siebie i swojego ciała.
Nie bredzisz, tylko robisz co możesz, by uniknąć zmierzenia się ze wstydem i oporem. I innymi emocjami.
“Od lat masz poważne problemy ze zdrowiem, z uzależnieniem i relacjami z kobietami. I tym wszystkim obszarom towarzyszą te same emocje i opór. Łatwo, jeśli chcemy faktycznie spojrzeć na fakty, to powiązać.”
Twierdzisz że poprawa relacji z kobietami miałaby mi pomóc, gdzie indziej pisząc że nie należy szukać szczęścia na zewnątrz. To jak w zasadzie jest.
Na takiej zasadzie, że dopóki nie podejmiesz działań spoza Twojej strefy komfortu, to nie ujawnią się głębsze warstwy stłumionych oporów i emocji. Czyli tych najważniejszych w kontekście zdrowia i szczęścia.
Sam piszesz, że zwykłe minięcie pięknej kobiety już wyciągało z Ciebie tyle wstydu, że aż wybrałbyś askeksualność, by tego nie czuć…
Ty nie masz liczyć, że kobieta da Ci szczęście, tylko to, co zrobisz W SOBIE i poprzez regularne działania ujawni to wszystko, dzięki czemu możliwe będzie oczyszczenie się z tego.
Siedzenie na tyłku i wizualizowanie sobie oczyści Cię co najwyżej z warstw powierzchownych, czyli zmiany będą bardzo niewielkie.
Przecież jeżeli szczęście jest we mnie, a nie na zewnątrz, to znaczy że nie potrzebuję kobiety,
Nie potrzebujesz.
Ale to, że nie szukasz partnerki/kochanki to nie jest wybór dokonany w spokoju i radości, tylko z niechęci, ze strachu – na bazie oporu.
Czyli tak naprawdę służy to uniknięciu zmierzenia się z negatywnościami, które JUŻ SĄ W TOBIE. A nie jest wyborem racjonalnym. I na pewno nie wyborem dokonanym na bazie akceptacji siebie i swojego ciała.
a libido jest tylko siłą przyrody
Co to w ogóle znaczy?
Libido to nie żadna siła, tylko jedna z ekspresji zdrowego organizmu.
której zadaniem jest zrobienie ze mnie niewolnika latającego za spódniczkami,
A to taka bzdura, że aż mnie oczy zabolały, gdy to czytałem.
Sam z siebie zrobiłeś niewolnika.
Projektujesz na przyrodę (której nie rozumiesz ani trochę) w niezwykle niedojrzały sposób to, co sam sobie robisz – utrzymujesz siebie “w celi” swojego umysłu, mentalizacji.
Nawet, gdybyś miał ogromne libido to NIKT nie zmusza Cię do niczego. Bo energia seksualna to energia życia. Nie trzeba jej przeznaczać na zapładnianie setek kobiet.
Możesz mieć jedną partnerkę, a energię przeznaczać na setki różnych czynności.
zmierzającego do tego by życie spędzać na utrzymywaniu kobiety i jej potomstwa, a niekoniecznie swojego, 8 – 20 % dzieci jest wychowywanych i utrzymywanych przez mężczyzne któremu tylko wydaje się że jest ojcem, ale kobieta zrdadziła i dziecko zrobił inny facet.
Bla bla bla.
To dalsze racjonalizacje Twoich decyzji podjętych na bazie nieuświadomionego oporu, strachu i wstydu.
Nie rozumiem czemu miałym marnować czas (i zazwyczaj pieniądze) na kobiety,
Jeśli tak to postrzegasz to nie dziwne, że nie chcesz nic z tym zrobić.
jeżeli i tak nie są w stanie dać mi szczęścia, bo szczęście jest we mnie.
A czujesz je?
Nie.
Sam sobie też nie potrafisz dać szczęścia i marnujesz i pieniądze, i czas. I racjonalizujesz to, projektujesz na kobiety.
Kobieta da Ci więcej na starcie, niż sam sobie dajesz od lat.
Zwykły uśmiech spowoduje, że poczujesz w sobie tyle radości, której nigdy nie czułeś.
Wiesz z tym stwierdzeniem że szczęście nie jest kwestią czynników zewnętrznych zapoznałem się dawno temu, i byłem uradowany tym faktem, że mogę być szczęśliwy i nie muszę mieć dziewczyny.
Tak, byłeś uradowany, bo to dla Ciebie oznaczało, że możesz siedzieć na tyłku i racjonalizować tym swój opór, czyli nigdy się z nim nie zmierzyć i go nie odpuścić.
Szczęścia NIGDY nie poczujesz nie podejmując normalnych, zdrowych działań.
A skoro wraca temat kobiet, to oczywistym jest, że jednym z obszarów, który niezwykle zaniedbałeś jest temat kobiet.
Skoro pojawiła się myśl o aseksualności i to wszystko co napisałeś o swojej seksualności, swoim podejściu do tego i emocjach, to oczywistym jest, że jedną z kluczowych spraw W CAŁYM TWOIM ŻYCIU jest zajęcie się tym obszarem – seksualności i relacji z kobietami. Bo to wyciągnie z Ciebie najwięcej stłumionych toksyn. A może też to JEDYNY sposób, by je wyciągnąć. A przy okazji naprawi się Twoje ciało.
Zaś Ty latami zajmujesz się ciałem, badasz je, próbujesz naprawić, a unikasz tego, co tak w oczywisty sposób jest źródłem m.in. problemów z ciałem.
Po przeczytaniu tego co napisałeś postanowiłem wyjść na “spacer” by zmierzyć się ze stłumionymi emocjami, oporem i zacząć poznawać kobiety. Niestety momencie w którym na horyznoncie pojawiały się atrakcyjne panie pojawiało się tyle tego na raz że nie byłem w stanie nic zrobić. Słowem nie podszedłem do żadnej kobiety. To jest ponad moje siły Piszesz o tym aby się nie zmagać, tylko wybrać chęć i radosne działanie. Jak można wybrać chęć i radosne działanie mając taki bagaż emocjonalny? Wciąż tego nie rozumiem, jak w praktyce można zrobić coś radośnie i bezwysiłkowo odczuwając jednocześnie tyle oporu i stłumionych negatywnyh emocji. Coś czuję że jak tak dalej pójdzie to po 40tym roku zyca nadal będę prawiczkiem.
Jak można wybrać chęć i radosne działanie mając taki bagaż emocjonalny?
Nikt Ci nie każe nosić – “mieć takie bagażu emocjonalnego”.
Ale też nikt nie oczekuje, że on zniknie w jeden dzień.
Wciąż tego nie rozumiem, jak w praktyce można zrobić coś radośnie i bezwysiłkowo odczuwając jednocześnie tyle oporu i stłumionych negatywnyh emocji.
Od tego jest uwalnianie, by się tego bagażu pozbywać sukcesywnie, warstwa za warstwą.
Tego nie zrzucasz od razu, tylko rozładowujesz poprzez odczuwanie, akceptację i intencję.
Jednocześnie widzisz jak faktyczne działanie z łatwością i w jakiej ilości wyciąga stłumione negatywności.
Dopóki będziemy unikać działania, nigdy nie wyjdzie z nas wszystko i zawsze podświadomie się sabotujemy, by uniknąć odczuwania tego.
Na Twoim miejscu bym się cieszył, że jesteś w stanie aż tyle i z taką łatwością ujawnić. Bo z tego wszystkiego możesz się oczyścić.
Coś czuję że jak tak dalej pójdzie to po 40tym roku zyca nadal będę prawiczkiem.
Nie “coś czujesz”, tylko czujesz opór i zamiast robić to, co doskonale wiesz, że jest do zrobienia, zaczynasz uciekać w mentalizację umysłu.
Mówiłem już wielokrotnie, że na pełne rozładowanie – uwolnienie – jednej emocji potrzeba nawet do 100 godzin jej uwalniania.
Ale nawet taka ilość podświadomego bagażu to nadal żadne ograniczenie. Nawet pomimo tego mógłbyś podejść, porozmawiać i umówić się na randkę. Albo przynajmniej powiedzieć “Cześć, ładnie wyglądasz/podobasz mi się”. To zajmie 5 sekund.
Emocje, ani opór Cię w tym nie ograniczają.
Tylko Ty nie wybierasz podejścia do kobiet, tylko zamiast tego zmaganie i niechęć odnośnie własnej emocjonalności. Nie chcesz tego czuć – to nadal Twoja priorytetowa intencja.
A nie poznanie kobiet. Twoją intencją jest unikanie dyskomfortu, cała reszta to wymyślona racjonalizacja.
To możesz rozładowywać idąc, prowadząc samochód, rozmawiając z kobietą, umawiając się na randkę, wracając po rozmowie, a także nie podchodząc, tylko siedząc na ławce w ciszy.
Ale żeby to rozładować, trzeba to poczuć.
Opór to niechęć. Twoja własna. To energia. Możesz ją zmniejszać akceptując ją, nie oceniając jej, nie atakując siebie, że go czujesz.
(No bo niechęć to opór. Nigdy nie rozładujesz oporu wybierając go.)
I jednocześnie mając na uwadze, że to tylko uczucie i ta energia przepłynie, gdy podejmiesz działanie.
Tylko zapewne przez większość życia przekonywałeś sam siebie, że to co czujesz Cię w czymkolwiek ogranicza. A tak NIGDY nie było.
To Twoja wiara nadała temu moc ale samo z siebie nie ma żadnej mocy. Bo są ludzie, których nie ogranicza żadne uczucie w niczym. Bo w to nie wierzą.
To stało się nawykiem – nieuświadomionym działaniem. Co następnie racjonalizuje umysł. Przeznaczasz całą energię na opieranie się emocjom – a poza tym na tym się skupiasz – TO wybierasz.
Dlatego nie możesz zająć się czymś innym i to czymś, co wymaga pełnej akceptacji tych emocji i intencji ich uwolnienia. A skoro nieświadomie robisz coś przeciwnego, to umysł musi podać jakąś racjonalizację dlaczego nie podchodzisz do kobiet. I mówi, że TYLE SIĘ TEGO UJAWNIŁO. Ale pamiętaj, że aby TO WSZYSTKO nosić w podświadomości, Ty musiałeś się temu cały czas opierać, czyli TYLE energii temu przeznaczałeś i nadal przeznaczasz.
No bo – jak niby to miałbyś nosić w podświadomości jeśli nie napierać na to cały czas? To Twoja energia. Jeśli TYLE OPORU i TYLE stłumionych negatywnych emocji (przypominam, że nie ma negatywnych emocji!) nosisz w sobie, to TYLE energii przynajmniej masz – TAKĄ ILOŚCIĄ energii dysponujesz, by się temu opierać. Czyli całkiem pokaźną ilością.
A jak zmieniamy nawyki? To wymaga czasu – przynajmniej 3 tygodni regularnej, nieoceniającej obserwacji, świadomości i korygowania siebie.
Więc jeszcze przynajmniej 21 codziennych wyzwań tego typu. PRZYNAJMNIEJ. I O ILE będziesz wtedy uwalniał to, co się ujawni.
Więc spokojnie – krok po kroku.
Codziennie wychodź, mierz się z tym dyskomfortem, uwalniaj ile możesz i wkrótce zobaczysz, że to co wyolbrzymione będzie maleć i w końcu “nie mogę” przerodzi się w “może”, a potem w “ok, spróbuję”. I jeśli będziesz kontynuował, to wkrótce zobaczysz – “w sumie to nie jest tak źle jak sądziłem!” i “nie mogę się doczekać jakie kobiety dzisiaj poznam!”
Nawet jakbyś miał na to poświęcić rok… no to w następne wakacje będziesz innym człowiekiem! I innym, którzy Cię znali szczęka opadnie jak zobaczą co wyczyniasz.
Ale jeśli zatrzymasz się teraz to tak jakbyś chciał jechać z prędkością 100 km/h, a nie pozwolił sobie na jechanie z prędkością 10 km/h i powolne rozpędzanie się.
No bo jeśli nie pozwolisz sobie na 10, a nawet na prędkość 1 km/h, no to setki nigdy nie osiągniesz niezależnie ile tego będziesz pragnął i opierał się niższym prędkościom.
Zaciśniętą pięść też trzeba najpierw otworzyć. I jeśli ściskaliśmy ją np. przez godzinę, to nie otworzysz jej od razu, bo mięśnie będą zastane. Mógłbyś to zrobić siłą ale to bez sensu.
Tak samo człowiek, który leżał tydzień, dwa, bo np. był chory może wstać od razu ale to nierozsądne. Wstawać powinien powoli i powoli zacząć wykonywać wszystkie czynności.
Ale jeśli pięść czy mięśnie by zabolało i byś nigdy pięści nie otworzył czy nie wstał z łóżka…
No bo jak możesz rozładować baterię urządzenia elektronicznego (np. telefonu) jeśli nie pozwolisz mu działać?
Rozładowujesz baterię i gdy ładunek będzie odpowiednio mniejszy, zmieniasz swoje nastawienie do sytuacji/działania/osoby i robisz to, co wydawało się niemożliwe wcześniej, bo pozwalasz sobie na to.
Więc nie wymagasz od siebie niemożliwego ale wymagasz od siebie prawdy, uczciwości. “Nie mogę” ZAWSZE oznacza “nie chcę” w kontekście odczuwanego oporu.
Pamiętaj o intencji – jeśli Twoim priorytetem będzie będzie unikanie dyskomfortu, to nigdy nie powiesz jednej kobiecie nawet jednego słowa.
Spodziewaj się go – wiesz już co będziesz czuł. Możesz przestać się temu opierać, przestać traktować to jako negatywne, bo nie jest negatywne.
To tylko projekcja umysłu tego, że przez lata zrzucałeś na uczucia odpowiedzialność za swoje nieświadome wybory.
A ja mam pytanie, poniewaz wspominales Piotrze w ktoryms z artukulow, a nawet chyba w nie jednym, ze miesnie nie urosna bez treningu, oraz ze cialo fizyczne jest ograniczone. Pan dr.Hawkins uwazal inaczej. Uwazal, ze fizyczne cialo to rowniez jest system wierzen i przekonan i ze za pomoca zmiany tych wierzen i przekonan, mozna zmieniac cialo fizyczne. Jako przyklad podal swoja osobe, gdzie za pomoca zmiany przekonan naprawil sobie Trabke Eustachiusza, poprzez przesuniecie i przebudowe kosci itd za pomoca mysli, oraz podal przyklad kobiety, ktora chciala byc baletnica, czy tancerka, ale nie nadawala sie, z powodu zbyt duzej pupy. Za pmoca zmiany przekonan zmienila rozmiar swojej pupy. I to wszystko opisal dr. Hawkins. Bardzo to stoi w sprzecznosci do tego, o czym ty piszesz. Jak odniesiesz sie do tego?
A ja mam pytanie, poniewaz wspominales Piotrze w ktoryms z artukulow, a nawet chyba w nie jednym, ze miesnie nie urosna bez treningu, oraz ze cialo fizyczne jest ograniczone.
A nie jest tak?
Uważasz, że może odrosnąć Ci ręka jak bardzo będziesz tego chciał? Lub urosną Ci skrzydła, gdy będziesz utrzymywał to w umyśle?
Pan dr.Hawkins uwazal inaczej.
Na pewno?
Uwazal, ze fizyczne cialo to rowniez jest system wierzen i przekonan i ze za pomoca zmiany tych wierzen i przekonan, mozna zmieniac cialo fizyczne.
Tak ale tylko w obrębie problemów, które wynikły z już błędnych przekonań.
Zmiana tych przekonań to nie żadne magiczne manipulowanie ciałem, tylko korekta percepcji, co wiąże się z korektą problemów w ciele, które manifestowały się jako odpowiedź fizyczności na negatywne programowanie jak np. “rzecz X wywołuje objaw Y”.
Oczywiście nie sama zmiana przekonań jest ważna, co uwolnienie kryjącej się za nimi energii. Bo zdrowie już jest obecne w polu. Nie trzeba go szukać, budować. Trzeba uwolnić to, co niepotrzebnie zebraliśmy.
Wliczając hipnotyzowanie się myślami, przyklejenie się do przekonań, oporu, pewnych jakości energii, etc.
Dr Hawkins mówił też, że każdy problem występuje na płaszczyznach – fizycznej, mentalnej, emocjonalnej i duchowej.
Oznacza to, że jeśli problem powstał głównie np. na płaszczyźnie fizycznej – bo upadłeś i obtarłeś sobie skórę do krwi, to oczywiście praktyka duchowa pomoże, uwolnienie emocji pomoże, nie grafie ofiary pomoże. Ale jeśli nie wyczyścisz miejsca przetarcia i go nie zabezpieczysz i jeszcze będziesz je drapał, to problemu nie rozwiążesz, a może nawet pogłębisz.
Żadna ilość fantazjowania o magicznym zniknięciu tego nic nie da, jeśli utrzymywać będziesz warunki, w których ten problem może istnieć – jak brak higieny.
Jako przyklad podal swoja osobe, gdzie za pomoca zmiany przekonan naprawil sobie Trabke Eustachiusza, poprzez przesuniecie i przebudowe kosci itd za pomoca mysli,
Nie za pomocą myśli, tylko potężne pole świadomości wspierające życie i zdrowie to automatyczny i spontaniczny efekt utrzymywania wspierających percepcji.
Przypominam też, że dr Hawkins był na poziomie świadomości, na którym w tym momencie na planecie jest może kilkanaście osób.
Ograniczasz swoją wiedzę znacząco względem tego, co mówił dr Hawkins. Żaden człowiek nie jest zdolny do żadnej naprawy, bo to się dzieje samo, spontanicznie.
To tylko ograniczenie percepcji i duma w formie pychy nakazują się nam podawać za autorów tego. Najlepszym przykładem tego jest na całym świecie przyjęte przekonanie, że myślimy. Choć nie ma na to żadnych dowodów, niczego co wskazywałoby, że to człowiek jest autorem myśli i myślenia.
Innymi słowy – zdrowie potrzebuje odpowiednich warunków, tak jak i choroby, dolegliwości, etc.
Czytałeś książkę “Przywracanie zdrowia”? Jest tam kapkę więcej, niż tylko “naprawa za pomocą myśli”.
Pomijasz również temat karmy. Masa ludzi za nic na świecie nie chce zrozumieć tego tematu. Powtarza się tylko bzdury typu “karma wraca”.
Karma to Ty i Twoje życie. Bo Twoje życie to konsekwencja tego jaki się stałeś przez całe swoje istnienie od początku do teraz. Naturalnie większość z tego jest nieuświadomiona, przez co ludzie bardzo chętnie grają ofiarę tzw. “genów”, rodziców, wychowania, czasów, itd.
Niektóre dolegliwości mogą być konsekwencją karmicznych obciążeń i wtedy trzeba zająć się nimi – wtedy utrzymywanie pozytywnych przekonań, ani uwalnianie nie wystarczy.
Więc jeśli stało się coś z kością, to nie zrobiła tego magiczna moc ludzkiego umysłu, tylko nieograniczone pole energii zostało aktywowane brakiem utrzymywanych ograniczeń i intencją. Nie było już nic, co ograniczałoby uzdrowienie.
Intencja poprawy danego obszaru życia czy konkretnego problemu zawsze ujawni przyczyny. W ludzkim życiu to może się objawiać nasileniem się problemów, pojawieniem się chorób, itd., gdy ujawniać się będą stłumione niskie energie.
Tak jest z każdym uzależnionym, gdy jego intencją naprawdę będzie wyzdrowienie. Zacznie kierować się w stronę zdrowia, co automatycznie zacznie wyciągać z niego i stawiać go w obliczu wszystkiego od czego uciekał. Nie można sobie wymyślić zdrowia. Trzeba się z tym wszystkim zmierzyć. Bo zdrowie to zdrowie, a nie fantazjowanie o zdrowiu. Jeśli wiesz, że zdrowie to wolność, to dlaczego miałbyś się np. bać zagadać do pięknej kobiety? Dlaczego miałbyś się tego wstydzić? Dlaczego miałbyś się obwinić za to, że tego nie zrobiłeś? Dlaczego miałbyś tego nie zrobić? Dlaczego miałbyś to zrobić?
Tego nie zharmonizujesz fantazjowaniem o tym. Dopiero gdy się z tym zmierzysz masz możliwość uwolnienia się całkowicie.
Tak jak i nie wyjdziesz z uzależnienia fantazjowaniem. Powtórzenie milion razy “nie potrzebuję oglądać pornografii” nic Ci nie da.
Należy zmierzyć się z prawdą – tymi wszystkimi sytuacjami, których się bałeś, wstydziłeś, za które obwiniałeś siebie i innych, z energią gniewu, dumy, etc. i dopiero mierząc się z nimi powiedz mi czy naprawdę wybierasz nie potrzebować pornografii i czy oraz jak zajmiesz się tym w inny sposób.
Zdrowie to realna zmiana. Rozwój. Ewolucja.
W każdym przykładzie zmian, nawet sporych fizycznych, które podawał doktor Hawkins, stała zmiana świadomości na coraz bardziej pozytywną, czyli kochającą; poczynając od odwagi.
W żadnym przykładzie osoba, która zdrowiała, nie pozostawała takim samym człowiekiem, który sobie tylko wymyślił np. brak jakiejś dolegliwości.
Dr Hawkins zawsze mówił o potrzebie podejścia do tematu holistycznie. Czyli nie tylko na poziomie biologicznych (a więc fizycznym), nie tylko mentalnym i emocjonalnym. Ale również duchowym.
A może raczej – przede wszystkim duchowym.
W największym skrócie – życie bez oporu i bez przywiązania. Wtedy wszystko przychodzi nam swobodnie i spontanicznie, bo jesteśmy zestrojeni z rzeczywistością.
oraz podal przyklad kobiety, ktora chciala byc baletnica, czy tancerka, ale nie nadawala sie, z powodu zbyt duzej pupy. Za pmoca zmiany przekonan zmienila rozmiar swojej pupy. I to wszystko opisal dr. Hawkins.
A możesz podać, w której książce opisał to dr Hawkins lub podać pełną treść tego opisu?
Na pewno ta tancerka zmieniła rozmiar pupy myślami czy raczej odpuściła ograniczające przekonania i wzięła się za trening, zmieniła dietę, etc.?
A dr Hawkins nie podał też co było przyczyną jej zbyt dużej pupy?
Bardzo to stoi w sprzecznosci do tego, o czym ty piszesz. Jak odniesiesz sie do tego?
Po pierwsze – piszesz komentarz pod artykułem zupełnie niezwiązanym z Twoim pytaniem i treścią Twojej wypowiedzi.
Nie podajesz dokładnie tego, co napisałem i pytasz o coś. Czy Ty zdajesz sobie sprawę, że samych artykułów już jest 200, z czego wiele ma objętość 40-tu stron worda?
Skąd ja mam wiedzieć do czego Ty się odnosisz?
Na pewno to co mówię bardzo stoi w sprzeczności?
Czy moje słowa sobie przedstawiasz w jakimś kontekście, a słowa dr Hawkinsa w innym?
Proszę, znajdź mi przykład jednej osoby, która bez ćwiczeń i diety zmieniła swoje ciało z chudzielca lub tłuściocha na elegancko wysportowaną sylwetkę.
Nawet misi buddyjscy trenują sztuki walki. Ciało wymaga stymulacji. I oczywiście odpowiedniej diety.
Ciało, jak wszystko również jest na poziomie fizycznym, mentalnym, emocjonalnym i duchowym.
Pokaż mi trenera, który w ogóle nie ćwiczy i jego podopieczni też nie, a mają ciała porównywalne z tymi, co trenują.
Sugeruję ze świata fantazji żyć w świecie rzeczywistym.
A życie w świecie rzeczywistym oznacza życie – w tym dbanie o swoje życie, rozwiązywanie problemów, mierzenie się z nimi, itd.
To wznosić nas będzie w polu energii – polu świadomości.
Bo to nie myśli mają moc, o w której mówisz. Moc to moc. Nie my mamy nad nią kontroli. My możemy się jej poddać, nasza intencja będzie samoistnie kreowana w polu. Jednak jeśli pole jest małej mocy – bo np. jesteśmy na poziomie świadomości lęku, no to dużo czasu potrzeba aż cokolwiek się zamanifestuje. Tym bardziej, że życie na niskim poziomie świadomości samo z siebie oznacza, że trzymamy się wielu fałszów i bardzo silnie się opieramy. Generalnie nie ma co liczyć na fajerwerki jeśli chodzi o zdrowie.
Bo to tak jakby budować blok nosząc cegiełkę po cegiełce. A gdy wzrastamy w świadomości, to już zaczyna to w tym porównaniu wyglądać, że nosimy po kilka cegieł naraz, następnie obejmujemy sporo cegieł, używamy taczek, potem jedziemy spychaczem.
Dlatego też jeśli choroba, dolegliwość lub uszkodzenie kości jest efektem takiego “budowania” negatywnego obrazu siebie i świata przez lata niską energią wstydu i winy, to nadal przebywanie w tym polu będzie wymagało od nas masy czasu. Trzeba więc wznieść się w polu, by wyższa energia dużo sprawniej regenerowała, uzdrawiała, harmonizowała, etc.
Poza tym – mówiłem o karmie. Karma to to czym jesteś. Czyli też ciałem fizycznym. Co ma naturalne ograniczenia – nie masz błon między palcami i nie będziesz miał. Nie masz skrzeli, skrzydeł, kopyt. Nie widzisz w ciemnościach tak dobrze jak niektóre zwierzęta. Etc.
Mówisz, że moje słowa stoją w sprzeczności ze słowami dr Hawkinsa.
Moją intencją jest to, by nikt nie wykorzystał żadnej informacji jako kolejnej strategii do unikania jakichś bolesnych, wstydliwych tematów w swoim życiu.
A już wielu, naprawdę wielu “odleciało”. Po części z mojej naiwności, bo nie sądziłem, że człowiek mający przed nosem rozwiązanie nie wybierze go, tylko fantazjowanie i dalszą ucieczkę.
O karmie napisałem tylko po to, by dać do zrozumienia, że patrzymy na świat w kolosalnie ograniczonym kontekście i dlatego nie rozumiemy dlaczego pewne wydarzenia mają miejsce. Chciałem, aby ludzie czytający to wzięli pod uwagę, że ich percepcja jest bardzo, bardzo ograniczona, co nie powinno jednak stanowić pretekstu do użalania się, grania ofiary, nienawiści, etc.
Niewielu wzięło to sobie do serca.
Wyjście z uzależnienia wymaga holistycznego podejścia do swojego życia oraz tego jak żyjemy.
Nie pomoże żadna technika oderwana od życia. Żadna ilość mantrowania, “medytacji” (co najczęściej nie jest w ogóle medytacją) i kombinowania różnymi technikami.
Bo gdy zrozumiesz, że emocje to konsekwencja percepcji, to bez zmiany percepcji, z uwalniania zrobisz sobie syzyfową pracę.
Gdy zrozumiesz, że medytacja to świadomie istnienie, czyli m.in. nie wpatrywanie się w mentalny bełkot, gdy nie ma takiej potrzeby, no to rozumiesz, że medytacja to nie jest jakaś ezoteryczna technika na uspakajanie umysłu, tylko to nazwa dla takiego życia, które nie ucieka przy każdej okazji w myśli, nie hipnotyzuje się nimi, nie stawia się dumnie w roli ich autora, nie próbuje ich kontrolować, zmieniać, ani używać, gdy myśli nie mają zastosowania. Rozumie też jak korzystać z umysłu – przede wszystkim intencjonalnie, świadomie i z odpowiednią intencją.
A jeśli tak nie żyje – to pytanie – dlaczego nie?
Więc chcę się upewnić, że żaden Uczestnik WoP czy osoba, która czyta mojego Bloga, nie zacznie próbować wymyślić sobie innego życia, niż ma. Bo już sama intencja za tym to ucieczka, niechęć do czegoś i kryjąca się za tym najczęściej bardzo duża energia lęku, wstydu, winy, apatii, etc. I właśnie bardzo dużo osób bardzo chętnie wybierała takie fantazjowanie.
Gwarantuję Ci, że dr Hawkins nigdy niczego nie robił w oderwaniu od realnego życia.
Czy Ty jesteś już gotowy całkowicie porzucić opór względem jakiegoś problemy czy dolegliwości/choroby, którą masz?
Ilu tak naprawdę jest gotowa zmierzyć się z całą energią stojącą za jakimś przekonaniem lub sytuacją jak zbyt duża pupa czy zbyt duży brzuch?
Zdajesz sobie sprawę jak ludzie totalnie nie rozumieją miłości? Bo nigdy nie byli w tej energii, nigdy jej nie doświadczyli.
Miłość to dla nich uśmiechnięta dziewczyna, która pozwala się przelecieć. Która ich litościwie wybiera do związku – która pozwala ze sobą być.
Nawet seks nazywa się uprawianiem miłości.
Ten, kto nigdy nie wybrał odwagi nigdy tak naprawdę nie doświadczył miłości. Bo lekcje miłości zaczynają się od odwagi.
Zauważ, że w tym co mówi doktor Hawkins – aby cokolwiek uzdrowić, potrzebna jest pole wysokiej energii. A od czego się zaczyna? Zaczyna się od szczerego, uczciwego przyjrzenia się problemowi i wzięcia za niego odpowiedzialności. Zaś synonimem odpowiedzialności jest odwaga. A odwaga to pierwsza lekcja miłości.
Mówienie prawdy to już pole sprzyjające życiu, czyli pole co najmniej odwagi.
Jeśli więc zobaczysz, że nie sierść kota wywołuje uczulenie, tylko Twoje przekonanie o tym, to już mówisz prawdę, już wziąłeś odpowiedzialność, czyli jesteś na poziomie odwagi.
TO zaczyna leczyć, a nie to, co sobie możesz próbować powtarzać w umyśle.
Leczy realna zmiana świadomości. Z grania ofiary sierści na wzięcie odpowiedzialności za przekonanie – wybór bycia autorem tego, w co wierzysz.
Nie zwalasz też odpowiedzialności na umysł. Bo umysł niewinnie powtarza to, w co Ty niewinnie uwierzyłeś.
Moim celem jest klarowność. Już niejeden powoływał się na słowa doktora Hawkinsa ale całkowicie je przeinaczał, rozumiał w niepoprawnym kontekście, a i intencją tego nie było realne rozwiązanie jakiegoś problemu, tylko uciekanie.
Poza tym błędem jest też sądzić, że jak ktoś pozna te informacje, to od razu chętnie zacznie je stosować do rozwiązania swoich problemów.
Dr Hawkins pouczał, że wszystko czego się trzymamy i wybieramy, robimy to, bo mamy z tego korzyści.
I tak zaiste jest.
Szczególne uzależnieni, mają masę korzyści z grania ofiary i choć wiedzą, rozumieją na poziomie logicznym, że odpowiedzialność jest niezbędna do zdrowia, to i tak jej nie wybierają. Boją się, kombinują, oszukują, niektórzy kłamią.
Większość w ogóle nie wybiera zdrowia ale chętnie korzystają z każdej techniki bez intencji realnego uzdrowienia, tylko aby mieć wymówkę, że coś tam próbowali zrobić – np. jak jeden ostatnio napisał “pouwalniać trochę” i potem dalej użalać się nad swoim losem, że nic się nie zmienia.
Wiesz co jest główną przyczyną uzależnienia? To taka niechęć do życia pozytywnego, w spektrum sprzyjającym życiu, w dążeniu do prawdy, że pojawia się problem, który zaniedbany doprowadzi do sytuacji – “albo całkowita zmiana, albo śmierć”. Tak jak choroba jest wezwaniem ducha do wzrostu, do rozwiązania stojących za daną chorobą problemów, uzależnienie jest wezwaniem do generalnego i poważnego rozwoju duchowego. Niektórzy stracili pracę, rodziny, zdrowie, a nadal się temu opierają.
Jako, że uzależnienie wymusza zwrócenie się w stronę Boga, upewniam się, że nikt nie zrobi z tego religijnej bzdury, takiej papki do memłania.
Wszystko jest duchowe – od płacenia podatków po głęboką modlitwę. Całe nasze życie jest duchowe, bo stanowi konsekwencję tego kim jesteśmy. Czyli świadomości – jej poziomu.
Innymi słowy – wszystko co masz, czego nie masz, co robisz, jak, czego nie robisz, dlaczego, etc. to konsekwencja tego, w co uwierzyłeś, w co nie, co uznałeś za najlepsze, etc. To konsekwencja utożsamień, decyzji, korzyści, pozycjonalności – generalnie paradygmatu jaki utrzymujesz na temat życia.
Czyli każda realna zmiana na lepsze w życiu stanowić będzie konsekwencję rozwoju duchowego – np. zrezygnowanie z opierania się, odklejenie się od jakichś emocji czy myśli, poddanie jakiejś pozycjonalności czy skrywanej przyjemności z np. grania ofiary.
Moimi klientami często są ludzie, dla których medytacja jest nawet nie do zniesienia. 2 minuty dłuży się im w nieskończoność i męczą się. Boją się odpowiedzialności, niektórzy nawet nie chcą poprawnie medytować, tylko sobie znajdują jakieś medytacje prowadzone, co ma się nijak do tego, co zalecam i co jest ważne. Zaś np. zrośnięcie kości wymaga BYCIA w pozytywności i utrzymywania pozytywnego obrazu siebie, swojego ciała często nawet wiele godzin przez wiele dni.
Ludzie w ogóle nie chcą odczuwać. Zaś dr Hawkins raz uwalniał bardzo silne przywiązanie przeze bodajże 11 dni non stop.
Dlatego też zalecam, by każdy przede wszystkim skupił się na swoim poziomie, bo wielu jest gotowych odlecieć.
Fantazjowanie o tym, że Ci się zrasta kość to fantazjowanie, a nie realna duchowa praca.
Ja pracuję z ludźmi, którzy nie tylko są chorzy ale którzy też nie żyją ani zdrowo, ani nie chcą tak zacząć żyć. Bo np. uważają się za gorszych, za niezasługujących na nic dobrego. Niektórzy uważają, że w ogóle są tu za karą czy sami są jakimś smutnym żartem. Każdy przypadek jest inny. Nie ma żadnego scenariusza, który wystarczy wykonać od A do Z i wszystko będzie fajnie. Człowiek żyjący na poziomie apatii to zupełnie inny człowiek, niż żyjący na poziomie lęku, gniewu, dumy, a tym bardziej odwagi.
To, co mówi dr Hawkins odnośnie uzdrawiania wiąże się też z głębokim poddaniem wstydu, winy, oporu, grania ofiary i wszelkich pozycjonalności, z których w ogóle wynika dana dolegliwość. Mało kto jest gotów na poddanie tego.
Żadna ilość wpatrywania się w myśli nie przyniesie Ci nic dobrego.
Jeśli chcesz zrozumieć co dr Hawkins mówił przez “za pomocą myśli/umysłu” weź pod uwagę wszystko co napisał/powiedział do tego momentu.
Bo czy Ty już jesteś w stanie w ogóle dostrzec różnicę między wpatrywaniem się w samoistny mentalny bełkot, a intencjonalnym, odpowiedzialnym myśleniem, czyli konstruktywnym używaniem umysłu?
Jak długo jesteś w stanie spokojnie skupiać się na jednym temacie bez rozpraszania się?
Jeśli krótko, to sugeruję nie starać się “przeskoczyć kanionu” w tym jak żyjesz, a tym, co mówi dr Hawkins, tylko skupić się na tym jak żyjesz obecnie i zacząć korygować to, co możesz realnie skorygować.
Zauważ też, że baletnica, o której piszesz to osoba, która jest zdyscyplinowana od małego. Wiele lat ćwiczy, praktykuje taniec, robi to zupełnie bez oporu, chętnie, odważnie. A wiem, że nie są to proste treningi. Są często bolesne. A jednak to nie powstrzymuje takiej osoby. Dlatego też jest zestrojona z zupełnie innym polem, niż osoba, która chodzi do pracy niechętnie i jak ofiara.
I raz jeszcze prośba – podaj źródło, na które się powołujesz. Zarówno dr Hawkinsa jak i moje słowa, które kontrastujesz.
Ksiazka nosi tytul:”Giving Up Illness and Not Recognizing Death Through A Course in Miracles by David Hawkins”
Prosze przeczytac panie Piotrze, poniewaz nawet nie wie pan jak bardzo sie pan myli. Pozdrawiam.
Jeszcze chcialbym spytac w kontekscie chorob. Pan Hawkins w “Przywracaniu zdrowia” pisze, ze aby wyzdrowiec, trzeba m.in. uwolnic sie od negatywnych emocji. Czyli ja to tak rozumiem, ze uwolnic sie uwalnianiem ich. Ale co to znaczy uwolnic sie od nich. Nie trzymac sie ich, nie lapac itd, czyli zrezygnownac z nich? Z negatywnosci. Ale co w przypadku, gdy juz zrezygnowalem w duzej mierze z negatywnosci, ale ciagle czuje te emocje dzien dnia, a one nie chca odejsc? Jesli mam je ciagle w swoim ciele, to rozumiem ze one caly czas oddzialowuja na moj system akupunkturowy itd? Wiec jak sie od nich uwolnic? Technike uwalniania stosuje tak, ze zamykam oczy i odczuwam te energie. Ale zabieram sie za ta technike z nastawieniem pozbycia sie tych energii. A to chyba blad. I tutaj tez pytanie: czym sie rozni intencja uwolnienia emocji, od checi pozbycia sie jej? I tak jak jest w Metodzie Sedony, otwieranie drzwi i wyobrazanie sobie, ze emocja opuszcza nasze cialo, to czy takie wlasnie wyobrazanie sobie, to nie jest opór? Tak jakby specjalne naciskanie na emocje, aby opuscila cialo. Ja nie potrafie tego pogodzic- akceptacji emocji z proba pozbycia sie jej, wiedzac ze zeby wyzdrowiec, trzeba sie od niej uwolnic. Jak to zrobic Piotrze?
Jeszcze chcialbym spytac w kontekscie chorob. Pan Hawkins w “Przywracaniu zdrowia” pisze, ze aby wyzdrowiec, trzeba m.in. uwolnic sie od negatywnych emocji.
Między innymi.
To często warunek konieczny ale nie jedyny.
Czyli ja to tak rozumiem, ze uwolnic sie uwalnianiem ich. Ale co to znaczy uwolnic sie od nich.
To znaczy to, co zostało napisane.
Jeśli problemem są stłumione emocje – to je uwalniamy warstwa po warstwie.
Jeśli jakieś postawy wynikające z emocji, to zmieniamy te postawy.
Itd.
Nie ma tu jednego “hasła” dla każdego problemu, jak krzyżówki.
Potrzebna jest analiza, konkretna, dokładna, precyzyjna, uczciwa. Często odważna. Szczególnie wobec cech i aspektów siebie, które najsilniej potępiamy i wyparliśmy.
Wtedy można dobrać nie tylko narzędzia i wiedzę ale też kolejność stosowania tego, odpowiednie intencje.
Pytania tego typu “co to znaczy?” wynikają zazwyczaj z niechęci, by spojrzeć na jakiś problem w naszym życiu, którego dane zagadnienie, np. właśnie emocjonalne, się tyczy.
Dlatego tak chodzimy tak “naokoło” tego problemu i tylko próbujemy zajmować się bez końca konsekwencjami posiadania go.
Np. nie zajmujemy się naszymi postawami wobec czegoś, tylko ciągle próbujemy zajmować się myślami i emocjami. Ew. też próbujemy “uwolnić opór”, choć wcale tego nie chcemy zrobić.
Wtedy ego robi z uwalniania syzyfową pracę. Której też szybko zaczyna używać do użalania się, nadmuchiwania swoich problemów, szczególnie uzależnienia.
Próbuje “zrozumieć” uwalnianie, itd.
Przykładowo – wielkim krokiem do wyzdrowienia może być “paradoksalnie” przyznanie, że wcale nie chcemy wyzdrowieć.
Albo nasza definicja “wyzdrowienia”, to było tylko “mniej cierpieć ale nadal cieszyć się pornografią”. U wielu to jest “nauczyć się kontrolować swoje popędy”.
Nie trzymac sie ich, nie lapac itd, czyli zrezygnownac z nich? Z negatywnosci. Ale co w przypadku, gdy juz zrezygnowalem w duzej mierze z negatywnosci, ale ciagle czuje te emocje dzien dnia, a one nie chca odejsc?
Emocje nie mają swojej woli.
To bezosobowa, zupełnie neutralna energia. Jest jak wiatr. Ale wewnętrzny.
Wielokrotnie mówiłem, dr Hawkins też przed tym ostrzegał, że ego zrobi wszystko, by nie uwalniać.
A proces zdrowienia z uzależnienia nie zaczyna się od uwalniania emocji, tylko od przyznania własnej bezsilności i niekierowalności własnym życiem.
Pamiętaj, że dr Hawkins pisał książki nie skierowane bezpośrednio dla uzależnionych. Tylko dla poszukiwaczy duchowych.
Rzadko uzależniony jest poszukiwaczem duchowym. Bardzo rzadko. I zanim się stanie, często musi naprawdę dużo stracić, by zwrócił się na tą ścieżkę i podążał nią przez resztę życia.
Uzależniony ma sytuację bardzo poważną. Samym uwalnianiem tu niewiele zdziałamy, choć oczywiście może bardzo pomóc. I pomaga.
Ale skoro twierdzisz, że emocje nie chcą odejść, to czegoś jeszcze nie pojmujesz.
Jesli mam je ciagle w swoim ciele, to rozumiem ze one caly czas oddzialowuja na moj system akupunkturowy itd?
Tak i nie.
Zanim nie wzrośniesz do Odwagi, to nawet nie czytaj o systemie akupunkturowym.
Ciało reprezentuje wyższe poziomy, wliczając emocjonalny. Najwyższym jest zaś świadomość.
Gdy wejdziesz na poziom Odwagi – czyli już INTEGRALNOŚCI – samoistnie zacznie się proces harmonizacji.
Odwaga to mówienie prawdy, branie odpowiedzialności, podejmowanie działań, szczerość i uczciwość.
Bez podjęcia się tego i tylko zajmowanie się jakimiś ezoterycznymi technikami, pozostaniemy w miejscu. A nawet nie w miejscu, tylko staniemy się coraz bardziej sfrustrowani i zmarnujemy bardzo dużo czasu.
Tak jak wielu na tym Blogu przeczytało wszystkie artykuły, siedzą tu od lat i nic to nie daje. Tylko coraz bardziej wmawiają sobie, że albo to wszystko jest ściema, albo ich problem jest wyjątkowy, albo są wyjątkowo głupi.
Nic z tego nie jest prawdą.
Wiec jak sie od nich uwolnic?
Zdrowieniem z uzależnienia.
A nie próbami tylko pozbywania się emocji.
Technike uwalniania stosuje tak, ze zamykam oczy i odczuwam te energie. Ale zabieram sie za ta technike z nastawieniem pozbycia sie tych energii. A to chyba blad.
Tak, błąd. I jak widzisz – nie dostrzegalny do tej pory.
A co dr Hawkins mówił w instrukcji? Właśnie NIE próbujemy się ich pozbyć. Zupełnie poddajemy się im i pozwalamy im trwać w takiej formie, w jakiej są.
Uwalnianie to lekcja pokory. A nie kontroli.
To trening puszczania/odpuszczania, a nie siły.
I tutaj tez pytanie: czym sie rozni intencja uwolnienia emocji, od checi pozbycia sie jej?
Tym samym, co miłe spędzenie popołudnia z bliskimi, którzy następnie się ciepło z Tobą żegnają dziękując za wspólnie spędzony czas.
A próbami pozbycia się gości jak najszybciej.
I tak jak jest w Metodzie Sedony, otwieranie drzwi i wyobrazanie sobie, ze emocja opuszcza nasze cialo, to czy takie wlasnie wyobrazanie sobie, to nie jest opór?
Tu widzimy akademickie teoretyzowanie.
Tylko Ty możesz stwierdzić czy się opierasz, czy nie.
To co ROBIMY ma drugorzędne znaczenie. Pierwszorzędne ma intencja.
Tak jakby specjalne naciskanie na emocje, aby opuscila cialo.
Jeśli tak właśnie robisz, to są próby kontroli, czyli m.in. opór – niezgoda.
Metoda Sedony mówi – odpuszczamy pragnienie zmiany i opór. Poddajemy się.
Uwalnianie to poddanie, a nie ROBIENIE czegoś.
Ja nie potrafie tego pogodzic- akceptacji emocji z proba pozbycia sie jej, wiedzac ze zeby wyzdrowiec, trzeba sie od niej uwolnic. Jak to zrobic Piotrze?
Zapraszam do WoP, przejdziemy przez ten proces wspólnie.
Bo to nie jest kwestia “JAK” to zrobić, co też wielokrotnie na blogu podkreślałem.
To jest kwestia zorientowania się co właśnie robimy i przestać to robić. Zaś kluczowa w korekcie jest zmiana intencji.
Bo najczęściej doskonale wiemy co/jak możemy zrobić, tylko NIE CHCEMY tego zrobić i/lub nie chcemy przestać robić to, co robiliśmy dotychczas.
W WoP o intencjach jest Moduł 6.
I najlepiej uwalnianie stosować do konkretnych zagadnień we własnym życiu, wobec których możemy też podejmować twórcze czynności.
To automatycznie pokazuje nam czy technikę w ogóle stosujemy i poprawnie, czy nie i mamy też natychmiastowy dowód skuteczności oraz aktywne działanie z intencją dbania o swoje życie harmonizuje cały proces.
A takie próby “pozbywania się emocji”, gdy emocje są przecież konsekwencją tego jak żyjemy, to jakbyśmy próbowali pozbywać się konsekwencji, a nie je akceptować i brać za nie odpowiedzialność.
Emocje to nasza energia.
Próby pozbycia się emocji, to próby pozbycia się własnej energii. Co możliwe nie jest. Można ją tylko tłumić, wypierać lub pożytkować, zużywać. Nie ma możliwości jakiegoś mentalnego “pozbycia” się własnej energii.
Zarówno emocjonalnej jak i fizycznej.
Instrukcja uwalniania dr Hawkinsa brzmi mniej więcej – “nawiąż świadomy kontakt z uczuciem, ustal intencję uwolnienia, przestać robić X, przestać robić Y, przestań robić Z”. Odpuszczamy wszystko co próbowaliśmy robić z emocjami i pozwalamy całemu procesowi odbywać się samoistnie. To jest też proces poddania. Kluczowy w zdrowieniu.
Tak jak proces oddychania jest samoistny. My go nie czynimy. On się dzieje sam. Na tym oczywistym przykładzie możemy się zorientować jak ego – zwierzęcość – narcystycznie przypisuje sobie sprawczość.
Naprawdę możemy sądzić, że my oddychamy. Ale to jest urojenie. Na co dowodem jest każda noc. Ciało oddycha wtedy samoistnie. Gdy jesteśmy świadomi – także.
I tego człowiek dumny, który nadal jeszcze sobie mówi, że swoje życie kontroluje, nigdy nie pojmie. Bo ciągle opiera swoje życie o myśli, w których nigdy nie znajdzie pokory, ani tym bardziej prawdy.
Odwaga to też odklejenie się od myśli i decyzja, by widzieć fakty, a nie myśli o faktach.
Czesc Piotrze. A czy jest moze znana ci ksiazka “Kod emocji” dr. Bradleya Nelsona? Pytam w kontekscie chorob, poniewaz ta ksiazka jest wlasnie o leczeniu chorob poprzez uwalnianie emocji. Sa tam opisane testy kinezjologiczne, oraz przypadki osob, ktore wyleczyly sie nawet z raka, poprzez uwalnianie emocji. Dziwi mnie jednak metoda uwalniania emocji opisana w tej ksiazce, poniewaz tam sie uwalnia poprzez “przykladanie magnesu” do czola i przesuwanie go do tylu, az do kregoslupa. Dziwne jest to dla mnie, poniewaz tak jak ty pisales, ze do uwolnienia jednej emocji potrzeba 100 godzin, a tutaj cyk, pyk magnesik i emocja uwolniona. Jesli znasz ta ksiazke, to na ile jest ona i te metody w niej opisane prawdziwe? A jesli nie znasz, to czy twoim zdaniem mozliwe jest w ogole uwolnic emocje magnesem? Bo mi sie wydaje ze nie.
Czesc Piotrze.
Hej Tomku!
A czy jest moze znana ci ksiazka “Kod emocji” dr. Bradleya Nelsona?
Nie czytałem jej ale słyszałem od różnych ludków.
Pytam w kontekscie chorob, poniewaz ta ksiazka jest wlasnie o leczeniu chorob poprzez uwalnianie emocji. Sa tam opisane testy kinezjologiczne, oraz przypadki osob, ktore wyleczyly sie nawet z raka, poprzez uwalnianie emocji.
Uwalnianie emocji to tylko jeden aspekt leczenia chorób.
Choć oczywiście może to być element krytyczny, by np. dokonała się remisja choroby.
Często jednak to wymaga jeszcze pracy duchowej – zmiany postawy, wybaczenia, wyjścia ze świadomości ofiary, etc.
Samo uwolnienie niekoniecznie może oznaczać uzdrowienie korzenia choroby.
Remisja nie oznacza uzdrowienia.
Wiedzą to np. chorzy na raka, u których badania pokazały brak komórek rakowych. Jednak po kilku miesiącach czy latach znowu mogą się pojawić.
Dziwi mnie jednak metoda uwalniania emocji opisana w tej ksiazce, poniewaz tam sie uwalnia poprzez “przykladanie magnesu” do czola i przesuwanie go do tylu, az do kregoslupa. Dziwne jest to dla mnie, poniewaz tak jak ty pisales, ze do uwolnienia jednej emocji potrzeba 100 godzin, a tutaj cyk, pyk magnesik i emocja uwolniona.
Uwolniona zostaje warstwa.
Emocje ułożone są warstwami.
Być może opisane zostały przypadki bardzo pozytywne, by ukazać możliwości.
Jednak większość ludzi na tej planecie wcale nie chce odpuszczać emocji. I właśnie wielu potrzebowało dopiero np. nieuleczalnej choroby, by zacząć odpuszczać i zdecydować się na zmianę wewnętrzną, która towarzyszy uwalnianiu/terapii.
100 godzin to absolutne minimum, by mieć choć nadzieję, że uwolnimy dużą część stłumionych warstw emocjonalnych jednej z emocji.
Nie czytałem tej książki, więc nie wiem czy naprawdę jest tak jak opisujesz – “cyk, pyk i emocja uwolniona”.
Samo dopuszczenie do siebie pewnych warstw emocji może być bardzo kłopotliwe, tak się tego boimy.
Bywało, że spory ładunek emocji udawało mi się odpuścić naprawdę momentalnie. Ale bywały długie godziny nieprzyjemnego doświadczania bez ustanku danego stanu.
Niemniej zaciekawiłeś mnie i przeczytam tę książkę. Żebym nie gadał na ślepo. ;)
Jesli znasz ta ksiazke, to na ile jest ona i te metody w niej opisane prawdziwe?
Patrz na owoce.
Jeśli owoce są realne, to metody działają.
A jesli nie znasz, to czy twoim zdaniem mozliwe jest w ogole uwolnic emocje magnesem? Bo mi sie wydaje ze nie.
Niekoniecznie magnes oddziałuje na samą emocję. Emocja to energia. Napieramy na nią mentalnie, jest przechowywana w ciele i wpływa na ciało.
A raczej to ciało fizyczne zawiera się w wyższych, subtelnych ciałach jak mentalne i emocjonalne. Dlatego jest to ciągłe przenikanie.
A my zaś ciało non stop nieświadomie napinamy, tak jak i psychikę.
Oddziaływanie magnesem może mieć wpływ na odpuszczenie napięć i nieuświadomionego oporu w częściach ciała, w których są blokady.
Magnes może pomóc na uwolnienie blokad, a następnie uwolnienie emocji odbywa się już samoistnie.
A wraz z tym ciało może przechodzić przez różne stany. Czasem nawet nasilenie objawów. To się często zdarza w uwalnianiu.
Jeśli wtedy zaczniemy na to napierać, możemy zablokować cały proces lub nawet pogorszyć swój stan.
Trochę jakbyś usunął liście i inne zanieczyszczenia z rynny. Gdy to zrobisz, woda spłynie samoistnie. Nie oznacza to, że rękami spowodowałeś, że woda popłynęła.
Tylko zająłeś się tym, przez co woda w rynnie nie płynęła spontanicznie.
A jeśli płynie za dużo? :) Lepiej nie stać wtedy pod rynną.
Skupienie się na samym procesie fizycznym, psychicznym i emocjonalnym to też nie jest cały obraz sytuacji.
Jest jeszcze cała tzw. “karma”, a to samo w sobie to może być monumentalny zestaw rozmaitych uwarunkowań.
Książka zapewne opisuje, że te same dolegliwości mogły wymagać przynajmniej pewnych wariancji tej metody.
Na pewno mogę powiedzieć, że ludzkość cały czas się rozwija, uczy, poznaje nowe możliwości.
Warto korzystać z tego, co działa.
To jedno z często nierozumianych spraw – nie wszystko zadziała u każdego. Często z nieznanych przyczyn. Jednak fundamentem jest tu rzetelność, szczerość, uczciwość, właściwa intencja.
Bo zbyt często mam do czynienia z kimś, kto twierdzi, że w jego przypadku coś nie działa. A gdy to analizuję, okazuje się, że dana technika nie została w ogóle poprawnie zastosowana.
Lub zastosowana do problemu, którego przynajmniej w danym momencie nie można nią rozwiązać.
Zauważ, że nawet kanapki nie zaczynamy od smarowania masłem. Zanim zaczniemy nakładać masło, potrzebna jest kromka chleba lub bułeczka.
W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby w tej książce wspomniano czy ukazano, że ludzie, którzy przyszli na terapię, bo np. bliska im osoba o to ich poprosiła, a nie była to ich własna decyzja, skuteczność metody malała.
Być może ta metoda harmonizuje pole energetyczne, co automatycznie udrażnia przepływ.
Pamiętaj – najpierw poznaj definicję używaną przez autora – zarówno “emocji” jak i “uwalniania”.
Bo tylko dlatego, że dwoje ludzi używa tego samego określenia, nie oznacza, że mówią o tym samym. Choć oczywiście mogą.
Ok. Dzieki za odpowiedz. A czy znana jest ci moze metoda opukiwania meridianow EFT( Emotional Freedom Technique)? Jest ona podobno dowiedziona naukowo w redukcji stresu i uwalnianiu emocji. Czytalem i ogladalem duzo pozytywnych historii i opinii na temat tej metody. Chcialbym jeszcze abys obejrzal ( posluchal) tego pana, ktory specjalizuje sie w leczeniu traum i opowiada niesamowita historie, jak przezyl ciemna noc duszy i doznal odmiennego stanu swiadomosci, uczucia milosci i wolnosci i o roznych dziwnych rzeczach, ktorych doswiadczyl. Wspomina takze o “cudownych” uzdrowieniach u ludzi, ktorzy przezyli podobne doswiadczenie. I on rowniez stosuje ta metode EFT. Jestem ciekaw twojej opinii, co o tym sadzisz. Czy to prawda jest. Film jest dosyc dlugi, ale wystarczy pierwsze 20 minut obejrzec.
https://youtu.be/om_1RLsa1gk?si=7LUxQhaRZVF6JaTB
Pozdrawiam.
Uwaga! ;)
Odpowiedź długa, potencjalnie nieprzyjemna. Ale może pchnie nieco we właściwym/szym kierunku.
To jest ten moment, kiedy mówię “nie”.
Z różnych powodów.
Jednym z nich jest to, że pytasz najpierw o jedną metodę. Wyjaśniłem.
Za chwilę pytania o kolejną. W sumie w tym samym duchu. Zapewne “czy to mi pomoże”. Ale wiesz co Ci pomoże.
A co z tą pierwszą? Czy już używałeś magnesów i nie pomogły, że oglądasz filmiki o czymś innym?
To w moich oczach jest kompulsja. To jest karmienie choroby. Co kryje się/stoi za tymi pytaniami? Ciekawość? Czy raczej lęk?
Pytasz o moją opinię – tego jesteś ciekawy, jak mówisz. Nie ciekawi Cię ta metoda, bo byś z niej już korzystał – był chętny to przetestować, badać, doświadczać.
Właściwa definicja “ciekawości” to CHĘĆ POZNANIA. A chęć to nie jest uczucie. To nasza postawa – to wybór.
A wyborów i postaw się nie zaspokaja, tylko obiera i realizuje.
Tak nie można postępować. W ten sposób można pytać o dania w restauracji, jeśli nie możemy się zdecydować.
Ale to co nam przyświeca, to “zjeść”. Co Tobie przyświeca?
W przypadku uzależnienia rozwiązania są. I trąbię o nich non stop. Nie trąbię o stuku-puku, ani o magnesach. ;)
Ludzi z różnymi przeżyciami jest ok. 8 miliardów.
Zaś wykonanie obrachunku moralnego, analizy strefy śliskiej i czerwonej choroby to często tygodnie wielkiego zaangażowania tylko jednej osoby i np. sponsora.
Ja z każdym pracuję miesiącami, by w ogóle choć przejść przez cały program raz. To dopiero nauka, pierwsze kroczki.
Gdyby w uzależnieniach pomagało opukiwanie, to by na świecie nie było wspólnot 12 kroków, tylko fight cluby. ;)
Każdy ma swoją historię, bowiem życie na tej planecie jest radykalnie subiektywne.
Jednak daleko nie każdy z nich jest uzależniony, ani tym bardziej zdrowiejący.
Moglibyśmy o jednym człowieku rozmawiać miesiącami. I nic to nie zmieni. A i moglibyśmy się totalnie mylić, bo rozważalibyśmy czysto teoretycznie.
A teoretyzowanie, gdy problem jest jasny, jego konsekwencje też i rozwiązanie jest znane, jest oczywistym błędem. Z potencjalnie bardzo poważnymi następstwami.
Najlepiej zacząć od pytania – po co?
Co nie jest jeszcze jasne, że pojawiają się pytania. Następne. I następne.
To wszystko jest diablo interesujące ale to też nic nie zmieni. Ja takich filmików oglądałem setki, pewnie tysiąc lub więcej.
I nic to nie zmieniło. I było coraz gorzej.
Wpadłem w pułapkę chłonięcia wiedzy i jedyne co z tego miałem to napuszenie. Myśli mnożyły się w nieskończoność, rósł też głód pochłaniania wiedzy.
To się stało kompulsywne i nie miałem nad tym kontroli.
Nie tylko u mnie, a u wielu. Którzy ciągle wpatrzeni są wyłącznie w myśli i emocje i szukają na zewnątrz. I znaleźliśmy kiedyś to słowo “ciekawość” i ten pozorny cel – “zaspokajanie ciekawości”.
I się temu oddajemy jak porno na “odstresowanie”, itd.
Korektą tego było, że zacząłem testować to i znalazłem to, co pomogło w moim problemie. Przetestowałem to i pomogło w problemach innych.
Moim celem nie była już ta kompulsja ale rozwiązanie problemu. Natomiast problem zdefiniowałem poprawnie. To nie było tylko oglądanie porno.
Oglądanie porno to objaw – jak kaszel w przypadku grypy. Jeden kaszle trochę, drugi bardzo, a trzeci jeszcze kicha i się poci.
Jednak ciągłe zajmowanie się objawami nie rozwiąże problemu. Problem może się też pogłębić, bo nieleczona grypa staje się niebezpieczna.
A co to jest stres?
Stres to nasza wewnętrzna batalia z emocjami, którą projektujemy na świat.
Co więcej – uzależniony nie potrafi już odróżnić dobra od zła.
Opukiwanie, jak wszystko, może pomóc ze stresem, gdy na czas opukiwania przestajemy się opukiwać wewnątrz z emocjami. ;) A co gdy skończymy korzystanie z tej techniki?
Wielu właśnie uważa, że coś im pomogło ze stresem. Ale tylko dlatego, bo tylko na czas stosowania tego przestali stawiać opór, odwrócili uwagę, itd.
I są zadowoleni. Ale to szybko okaże się, że nie pomogło. “Półśrodki nic nikomu nie dały”. Nie w przypadku uzależnienia.
Nieraz mówiłem, że czasem zastosowanie jednej informacji, nawet jednego zdania może wymagać tygodni, nawet miesięcy pracy.
Zaś człowiek jest zdolny dziennie pochłonąć tysiące takich twierdzeń i zupełnie nic z tym nie zrobić. Co z tego, że potrafimy recytować wiedzę z pamięci, jeśli nadal pozostajemy na nią zupełnie ślepi w realnym życiu?
To jakbyś poznał teoretycznie wszystkie manewry autem, a nie wykonał żadnego i liczył, że jak w końcu siądziesz za kółkiem, to będziesz mistrzem kierownicy. Natomiast efekt tego może być opłakany, o ile nie uznamy pokornie, że tylko “wiemy” ale nic nie potrafimy.
Bo nie JESTEŚMY człowiekiem posiadającym doświadczenie. Tylko teoretyczne koncepty.
Każdy manewr zaś trzeba przećwiczyć osobno.
Nie ma manewru, który przećwiczy wszystkie inne manewry.
Radykalna zmiana jaka musi się odbyć jest wewnętrzna i nie załatwimy jej upajaniem się wiedzą, ciekawością, niczym takim.
To wymaga wglądu wewnętrznego, któremu tak się opieramy, że nieraz musi go siłą wymusić nawet choroba śmiertelna. A i to nieraz jest za mało.
Nikt nie może Ci powiedzieć jak żyjesz, ani jakim człowiekiem jesteś.
To mogę np. ja aproksymować przez moje doświadczenie. Ale ostatecznie gdybym Ci to zasugerował, choroba użyje tego znowu jako “wiem”. Ale pominięta będzie przy tym cała niezbędna praca wymagająca pokory i uczciwości.
Ten kto chce wyzdrowieć musi te cnoty zacząć przejawiać. Nie można ich przejawić za nikogo.
Jeśli ja będę ćwiczył manewry, to ja będę w nich lepszy, nie Ty.
Natomiast mogę być obok i na bieżąco mówić jak Ci idzie i czy wykonujesz to poprawnie. Samemu mamy kolosalnie mniejszy i węższy ogląd. Nawet jeśli jest poprawny.
Fajnie słuchać o jakichś cudownych uzdrowieniach. Ale zazwyczaj te cudowne uzdrowienia poprzedzone były ogromnym przebytym “dystansem” rozwoju duchowego, w tym porzuceniem pychy i przyznaniem swojej bezsilności oraz powierzeniem się Bogu. Głębokim powierzeniem.
Często te zmiany nie są ilościowe, tylko jakościowe. W sposób monumentalny. Np. przestajemy nienawidzić ludzi i zaczynamy współczuć (nie mylić z litością).
Na zewnątrz niewiele może się zmienić. Ale przed oczami będziemy mieli już zupełnie innego człowieka.
Ci wszyscy ludzie w takich filmikach najczęściej nie są uzależnieni i nie znają natury tego problemu.
To co działa dla “zwykłych” ludzi zazwyczaj nie działa, lub nie od razu, dla uzależnionych.
Z wielu powodów.
Uzależniony przede wszystkim musi się oddać całym sercem duchowemu programowi zdrowienia, który MUSI być stricte skupiony na tej chorobie. Bo jest to choroba śmiertelna i nieuleczalna ale zaleczalna.
Problem musi być poprawnie zdefiniowany, bo jeśli problemu nie rozumiemy, to nie zastosujemy do niego odpowiedniego rozwiązania.
Z problemami z oczami nie idziemy do laryngologa.
Jeśli słabo się widzisz w lustrze, to nie idziesz do producenta luster, zgadza się.
Poprawnie określasz jaki masz problem. Ok, problemem też może być np. stłuczone lub zabrudzone lustro. Ale nawet jak tym się zajmiesz, nadal nie będziesz widział swojego odbicia. Bo to z oczami jest główny problem.
Dlatego – z czym do mnie przychodzisz i kim jestem w Twoich oczach? Opiniodawcą? :) Może tak być. Ale w takim razie pukasz pod niewłaściwe drzwi.
Jak mówi literatura zaakceptowana na całym świecie i pokrywają się z tym moje doświadczenia – “półśrodki nic nikomu nie dały”.
Takie metody to półśrodki w odniesieniu do uzależnienia. Mogą być środkiem na jakieś pojedyncze objawy ale uzależnienie to nie jest pojedynczy objaw/problem.
Uzależnieni od 20-30 lat nie są nawet świadomi, że “oglądanie porno” to nie jest nawyk, a tym bardziej jeden.
Może się wydawać, że taki środek przyniósł jakieś duchowe odmienienie.
Ale to pozory. Za tym zazwyczaj stoi ogrom pracy duchowej. Ludzie jednak ignorują to i skupiają się tylko na tym, co poprzedzało rezultat. Przypisujemy wtedy ten rezultat tej jednej praktyce, którą następnie nazywamy źródłem tego rezultatu.
A to jest fantazja.
Na drodze rozwoju duchowego nie ma skrótów, nie ma technik, które go zastąpią. Mogą wspomóc pewne etapy rozwoju czy pomóc poradzić sobie z różnymi aspektami tej podróży.
Ale nie ma techniki, która zbuduje wiarę. Nie ma techniki, która doda odwagi. Bo to wszystko akty woli. Wybory.
Np. jeśli jesteśmy zamknięci w sobie, to rozwiązaniem jest codzienny kontakt z innymi ludźmi. Nie ma techniki, która ten kontakt zastąpi.
Ale można dobrać różne techniki, by poradzić sobie z tym, przez co nie chcemy tego kontaktu zacząć nawiązywać.
Jeżeli jedna skupimy się na technice, a z oczu zgubimy cel, to nawet najlepiej wykonana technika nie da nam żadnego kontaktu.
I jest różnica między doniosłym doświadczeniem tzw. “ciemnej nocy duszy”, która stanowi nie tylko znaczący efekt naszej pracy ale też znaczący potencjał do dalszego rozwoju.
A ciągłą depresją, zdenerwowaniem, apatycznością, stanami lękowymi, etc. W tym drugim przypadku nie ma żadnej pracy, tylko ciągłe utrzymywanie destruktywnego kierunku.
Tak jak często czyjś sukces finansowy przypisuje się tzw. “szczęściu”. A przy tym ignoruje tysiące godzin ciężkiej pracy (nie mylić “ciężkiej” z “męczeniem się podczas jej wykonywania”), wiele porażek, niezliczone ilości błędów, itd.
Ciągły, często wieloletni postęp, który za tym stał, doprowadza nas do położenia, że w końcu podjęta decyzja przynosi sukces.
Niezbędna była też praca, by ten cel w ogóle obrać, precyzyjnie opisać, etc.
A żeby utrzymywać taki kierunek latami i ciągle dokonywać mniejszych i większych korekt kursu, gdy poszerzamy nasze doświadczenia, wymaga już często znamienitych zmian wewnętrznych – w szczególności rozwoju pokory, dyscypliny, szczerości, odwagi – by np. cały czas przyglądać się własnej pracy, jej owocom, dokonywać inwentury, etc.
Jest to zmiana, przed którą uzależniony ucieka jak szalony. I choć jego życie już prawie nie istnieje, on nadal ucieka. Bo obliczem “monety”, której pierwszym z obliczy jest pokora, drugim jest pycha.
Pycha jest śmiertelnie niebezpieczna dla uzależnionego. Zresztą jest to informacja znana od długiego czasu. Nawet figuruje na 1 miejscu listy siedmiu grzechów głównych – czyli siedmiu głównych błędów jakie możemy popełniać.
Dlatego są główne, bo wiążą się z potencjalnie najbardziej szkodliwymi konsekwencjami. W SZCZEGÓLNOŚCI dla kogoś już uzależnionego.
Dla człowieka “normalnego” urazy to często nawet pewien entertainment. Dla uzależnionego ten entertainment jest już okupiony śmiertelnym niebezpieczeństwem. Urazy zabiły więcej alkoholików, niż cokolwiek innego.
Seksoholicy najczęściej mają urazy do siebie, swoich bliskich i generalnie do przedstawicieli drugiej płci. Czyli tak do połowy ludzkości. ;)
Miałem kiedyś klienta, który 5 razy podchodził do mojego programu WoP. Chyba w sumie trwało to 5 lat.
Dopiero po tych 5 latach powiedział mi prawdę, że wcale nie chciał wyzdrowieć. Chciał robić dla samego robienia ale nie trzeźwieć.
Chciał wymówki, że niby coś robi i tym usprawiedliwiał dalsze uruchamiania. I dopiero po takim czasie się zorientował. Powiedział prawdę.
Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy – “nareszcie!” (kciuk w górę!)
Gdyby nie podjął się tej pracy, nigdy by tego nie przyznał. To dla niego wielki postęp – przyznać, że nie chce trzeźwości. I “paradoksalnie” to wyznanie stanowi wielki postęp w dążeniu do trwałej trzeźwości. Bo odrzucił dużą część pychy w formie zaprzeczania.
Gdyby ciągle tylko robił jakieś techniki “naokoło” całego problemu, poświęciłby na to całe życie (ale bardziej prawdopodobne, że poddałby się bardzo szybko) i pewnie niemało pieniędzy. A nigdy nie postawiłby tego fundamentalnego kroku.
Stosowałby coraz więcej sądząc, że w końcu znajdzie coś, co nie działa. I/lub użalałby się, że w jego przypadku żadna technika nie działa. Wielu tak postępuje.
Ale prawda brzmi – wcale nie chce, by zadziałały. Robi je dla samego robienia. To jakby nagrzewać patelnię dla samego nagrzewania patelni. Ale nigdy nic na niej nie usmażyć.
Uwalnianie też należy stosować do konkretnych tematów.
Moim celem jest pomoc. A nie “zaspokajanie ciekawości”.
Bo to nie jest ciekawość. To najczęściej chwilowe oczarowanie, które nigdy nie mija. A nawet pomnaża się.
Ponadto uczuć się nie zaspokaja. To że mijają NIE oznacza, że cokolwiek zostało zaspokojone – czyli, że osiągnęliśmy jakiś nasz cel. Najczęściej nastąpiło coś zupełnie innego i wcale nie służącego życiu.
Ciekawość to nie jest uczucie. To jest myśl.
A to my tej myśli nadajemy takie znaczenie, sens i wartość, że wraz z taką myślą zaczynamy odczuwać ekscytację. To wszystko razem nazywamy “ciekawością”. I uważamy, że musimy ją zaspokoić.
Ważne jest, by zacząć uczciwie obserwować WŁASNE życie. Nie czyjeś.
Jeśli jesteśmy uzależnieni, jesteśmy chorzy nieuleczalnie i śmiertelnie. Na tej drodze mamy tylko 2 możliwości – szaleństwo i śmierć (co może wymagać kilkudziesięciu lat coraz większego zmagania) lub oddanie się całym sercem rozwojowi świadomości.
Opukiwanie sobie części ciała jest techniką, która być może ma zastosowanie do pewnych aspektów na tej drodze. Ale nią nie jest i nie może jej zastąpić. To jest pomoc, nie rozwiązanie.
Ja przetestowałem MASĘ różnych technik i narzędzi. 99% nic mi nie dała.
Opukiwanie było jedną z tych rzeczy.
I nie słyszałem o żadnym uzależnionym, który by tego używał, ani że mu to pomogło. Ani u moich klientów, ani u pozostałych, z którymi mam kontakt.
Może teraz przyniosłoby to jakiś efekt. Ale na razie mam inne zajęcia. Pomaga mi co innego.
Ja sam przeżyłem ciemną noc duszy i więcej niż raz. Też doznałem różnych mniej lub bardziej wzniosłych doświadczeń i tych bolesnych i trudnych też.
To jest normalne na tej drodze. A wręcz informuje o realnych postępach.
Jeśli zależy Ci na zdrowiu, to bądź na to przygotowany. Postęp w zdrowieniu nie jest liniowy. Postęp w zdrowieniu nie oznacza, że przestajemy np. odczuwać lęki. Tylko już sobie z tym radzimy w zdrowy sposób, nie zaniedbując przy tym swojego życia.
I trzeba mieć kogoś, kto rozumie czy następuje postęp czy upadek.
Tak jak wielokrotnie mówiłem, że sam fakt, że czujemy emocje NIE oznacza, że zostały w nas ujawnione, wyciągnięte, etc. Równie dobrze możemy je zasilać swoimi postawami.
Aspiryna może pomóc na ból głowy. Ale jeśli ból głowy jest spowodowany pobiciami czy wypadkami, do których sami doprowadzamy, to oczywistym jest, że czytanie opowieści ludzi biorących różne leki przeciwbólowe nie przyniesie nam wiele dobrego.
Bo NASZ problem leży gdzie indziej.
A zajmowanie się w kółko tylko konsekwencjami to syzyfowa praca. I wcale nie oznacza, że po tym jest ok. Jednego może boleć głowa z powodu A, drugiego z powodu B.
A z jakiego powodu głowa boli NAS?
To jakbyśmy przepraszali partnerkę po każdej kłótni ale kłócili się nadal. Wcale nie musi być lepiej. Może być coraz gorzej i w końcu relacja może się zakończyć. Co z tego, że poznaliśmy jakąś technikę na łagodzenie zdenerwowania po kłótni?
To że jeden się pogodził ze swoją partnerką i przestali się kłócić, nie oznacza, że jest to jakieś uniwersalne remedium, które i nam pomoże. W szczególności jeśli my jesteśmy uzależnieni, a ten człowiek nie.
Za przeprosinami powinna iść zmiana. Zmiana NAS. Wzięcie odpowiedzialności za wszystko, co my uważamy za pretekst, by się kłócić. Kłótnie kończy najczęściej pokora. Pokora uzdrawia. A jej nie można zdobyć z książek.
Nie można jej wykłócić, ani ona nie występuje samoistnie po bolesnej utracie trzeźwości.
Na etapie jeszcze wypierania swojego problemu, ciekawość wbudowana w zdrowo funkcjonujący umysł, która sama z siebie może być wykorzystana pozytywnie, jest kontrolowana przez wypaczone instynkty, na które tylko przylepiamy zdrowo brzmiące etykietki.
A za tym stoi choroba.
Odpowiedź na “co sądzisz o…?” nie jest potrzebna dla Twojego zdrowia.
Mówiłem też, że dopóki nie zaczniesz żyć odważnie – integralnie – to nie ma co zajmować się energetyką ciała, bo to jest tak zablokowane, zatkane, nie płynie, że byś musiał nie robić nic innego – i podkreślam – NIC, żadnego obwiniania, wstydzenia, bania, stresowania, denerwowania, itd. – i tylko stosować te techniki pewnie 20 godzin na dobę. By po iluś miesiącach przyniosły jakikolwiek efekt.
A do tego potrzebne jest otwarcie na życie, podejmowanie twórczych działań, etc. – by energia zaczęła płynąć.
Ciało <- myśli <- emocje <- świadomość. A nie odwrotnie. Świadomość jest polem o nieograniczonym potencjalne. Nie ciało. Opukiwaniem nie zmienisz świadomości. Sam fakt, że wybieramy np. opukiwanie czy cokolwiek innego, a nie rozwój świadomości już ukazuje, że sam kierunek tego procesu nie jest integralny, więc nie przyniesie poprawy. Gdy następuje postęp w rozwoju świadomości, być może intuicyjnie przyjdzie faktyczne poszukiwanie dodatkowych pomocy do różnych problemów. Np. gdy u mnie zacząłem czuć poważne mdłości i blokady na gardle, znalazłem samoistnie kilka technik, które mi w tym pomogły. Jednak fundamentalna praca to było mówienie. Gdy moja mowa była zdrowa, energetyka to odzwierciedlała - następowało zdrowienie. Gdy mówisz prawdę, nie doświadczasz lęku czy wstydu. Tylko podniesienia na duchu. Oczywiście jeśli mówisz to odpowiedniej osobie i robisz to już z pewną wrażliwością, m.in. uwzględnieniem dobra drugiego człowieka. Podejrzewam, że uważasz, że główny problem uzależnienia dotyczy emocji i dlatego szukasz technik na to. Ale to nie jest główny problem. Emocje to konsekwencja. Co robić z emocjami wyjaśnione jest w książce "Technika uwalniania" doktora Hawkinsa na pół strony. W czym innym jest problem. Ja sam jestem w przygotowaniu programu dotyczącego wszystkich aspektów dotyczących emocji. Będzie miał ok. 400 stron, z czego wyczerpujący opis emocji to pewnie kilkanaście. Zaś to wszystko co stanowi przyczynę emocji i niechęć, by naprawdę emocjonalność przekroczyć zajmuje resztę. Gdyby jakiekolwiek techniki tego typu rozwiązywały problem uzależnienia, nie byłyby to problemy o skali pandemicznej i zabójczej. Niezbędny jest odpowiedni KONTEKST danego problemu czy zagadnienia, by można je było uzdrowić. Ciekawość nie ma tylko pozytywnych stron. Ma też negatywne. Wszystko na tej planecie ma swoje miejsce i czas. Niewłaściwy środek zastosowany w niewłaściwej rzeczy czy w niewłaściwym celu - np. rozlanie wody na urządzenie elektryczne - może nawet zabić. I choć woda może nawet uchronić przed śmiercią, może też zabić. Woda. Rozgrzany tłuszcz wlany na zimną wodę nic nie uczyni. Ale zimna woda wlana na rozgrzany tłuszcz to już zupełnie inna sytuacja. Z ciekawością jest tak samo. Niektórzy nawet zauważyli to w słowach - "ciekawość to pierwszy stopień do piekła". Właśnie z tego powodu. Prąd może uratować życie i również może je odebrać. Jednym z wielu problemów uzależnionego jest to, że większość z tego, co używa, robi to w niewłaściwym celu. Lub w sposób kompulsywny, niepohamowany. Np. chce dobrze - bo uzależniony zazwyczaj ma dobre intencje - ale g*** z tego wychodzi. Więc przestaje dobrze chcieć. "Bardziej" nie zawsze oznacza "lepiej". A "lepiej" nie zawsze oznacza "dobrze". Jednym z kluczowych sloganów zdrowienia z uzależnień jest - "Najpierw rzeczy najważniejsze". Pytanie - czy w TWOJEJ sytuacji odpowiedź na Twoje pytania jest najważniejsza? Czy może coś innego? Z innej strony - dlaczego uznałeś zadanie mi tego pytania jako ważne? Dlaczego akurat to, a nic innego? Bo "byłeś ciekawy"? A ile razy z tego samego powodu włączyłeś pornografię? Odpowiadam 20 razy "za dużo", bo to, czego chce uzależniony rzadko jest tym, czego potrzebuje. I chciałem wyjaśnić dlaczego. Gdybym kierował się pragnieniami uzależnionych, nigdy nikomu bym nie pomógł. Np. właśnie poznawanie opinii na różne tematy. A cóż to może zmienić? Jedna z dróg do pokoju przedstawionych przez dr Hawkinsa, które opisałem brzmi - "nie ma potrzeby mieć o wszystkim opinii". I ja nie mam, ani nie mam potrzeby, by mieć. Zamiast opinii najlepiej mieć własne doświadczenie. Tym można się już dzielić. A kiedy mamy własne doświadczenie i pokorę, to opinie nie są już do niczego potrzebne. Dlatego - jeśli za pytaniem o moją opinię stoi tak naprawdę - "czy to mi pomoże, czy tego potrzebuję?" - to dzieląc się moim doświadczeniem oraz moich klientów, mogę odpowiedzieć, że nie. Być może jest jakiś uzależniony, który ma inne doświadczenia. Czy to prawda? - pytasz. Dla tych osób z filmiku to może być prawda. Ale nie dla nas. Bo ani magnes, ani opukiwanie nie są rozwojem duchowym. Korzystanie z różnych technik może być jednym z przejawów pewnego rozwoju - bo stajemy się coraz bardziej otwarci, elastyczni, tolerancyjni, zaczynamy eksplorować co świat ma do zaoferowania. Ale na tej drodze - a w szczególności dla uzależnionego - jest masa pułapek, błędów, ślepych zaułków, rozczarowań. I tego co zwyczajnie nie zadziała, bo nie dotyczy tego problemu. Ale może zostać wykorzystane przez ten problem, by problem mógł trwać tak długo, zanim nie zorientujemy się co robimy. To może nieraz trwać latami. Ludzie w zaprzeczeniu żyją nawet dziesiątki lat. Czego nie życzę nikomu. Dlatego mówię, że nieraz bardzo bolesny upadek czy wielka strata może być tym właśnie ukrytym darem, który "zmotywuje nas" lub na tyle otrzeźwi, że przyznamy prawdę. Jeśli chcesz pomocy i prowadzenia - zapraszam do WoP i współpracy!
To nie moja ciekawosc. Ogladam na youtube specjaliste od uzaleznien- pana Gabora Mate-a. On rowniez byl uzalezniony z tego co pamietam ponad 20lat. I wyszedl z tego i pomaga innym. I duzo z tego co mowi, pokrywa sie z tym co ty Piotrze mowisz. I ten wlasnie pan mowi, ze kazde uzaleznienie ma swoje korzenie glownie w przezytej jakiejs traumie w dziecinstwie. Wiec idac tym tropem zupelnie “przypadkiem” natrafilem na filmik tego pana, ktory leczy ludzi z traum opukiwaniem. Wiec polaczylem kropki i myslalem ze opukiwanie pomoze mi z uleczeniem mojej traumy i tym samym bede blizej wyjscia z uzaleznienia. I jeszcze jezeli chodzi o te magnesy i opukiwanie, to dodatkowo szukam sposobu na uwolnienie emocji, poniewaz nie potrafie pojac o co chodzi w uwalnianiu wg dr. Hawkinsa. On mowi zeby czuc emocje, ale jednoczesnie je uwolnic. Np. zeby sie nie gniewac, ale uwolnic gniew. A jak uwolnic gniew? Odczuwajac go. Ale przeciez jak sie gniewam, to juz czuje gniew. Wiec czemu on sie nie uwalnia? Dla mnie ta technika to maslo maslane. Pan Hawkins pisze zeby sobie pozwolic na smutek i placz, ale jednoczesnie pisze ze trzymamy sie smutku poprzez “wyplakiwanie oczu”. Czyli czujac smutek i placzac uwalniam go, ale jednoczesnie sie go trzymam. Przeciez to nie ma sensu. I dlatego szukam sposobu na uwolnienie sie od tych negatywnych energii. Stad te magnesy i opukiwania. No i pan Gabor Mate i traumy.
I jeszcze zeby nie bylo, to nie teoretyzuje, tylko probowalem dziesiatki razy tej techniki i nigdy nie wiedzialem czy ja poprawnie wykonuje. Czy np. mam plakac czy nie, jesli jednoczesnie plakanie jest uwalnianiem i trzymaniem sie emocji. Pisales ze odczuwanie emocji nie uwalnia jej. Ale jednoczesnie odczuwanie uwalnia. Za malo inteligenty chyba na to jestem. I to chyba zbyt, zbyt malo. Mozna rzec ze jestem tumanem, bo podobno technika bardzo prosta. Wszystkiego dobrego Piotrze.
“Mówiłem już wielokrotnie, że na pełne rozładowanie – uwolnienie – jednej emocji potrzeba nawet do 100 godzin jej uwalniania.
Ale nawet taka ilość podświadomego bagażu to nadal żadne ograniczenie. Nawet pomimo tego mógłbyś podejść, porozmawiać i umówić się na randkę. Albo przynajmniej powiedzieć “Cześć, ładnie wyglądasz/podobasz mi się”. To zajmie 5 sekund.”
Moze Piotrze dla ciebie to zadne ograniczenie, ale ja tak mam, ze jak mam rozmawiac z kobieta, ktora mi sie podoba, to jezyk mi kolkiem staje, zaczynam sie jakac, robie sie czerwony itd. Nie wiem czy to przez ten bagaz, czy przez cos innego.
To nie moja ciekawosc. Ogladam na youtube specjaliste od uzaleznien- pana Gabora Mate-a. On rowniez byl uzalezniony z tego co pamietam ponad 20lat. I wyszedl z tego i pomaga innym.
A co dla Ciebie oznacza “pomaga”?
Słuchanie nie oznacza, że następuje jakaś pomoc.
Realna pomoc wymaga zaufania, słuchania się, wykonywania tego, co zaleca specjalista.
A nie robienie tego, co się podoba i jak się podoba.
Zaś oglądanie filmików jakie sam wybrałeś, czytanie tego, co sam wybrałeś, to nie jest słuchanie się specjalisty.
To słuchanie co specjalista mówi generalnie.
Ja np. mówię, by nie zaczynać od uwalniania.
Tylko od przyznania swojej bezsilności, niekontrolowalności własnym życiem.
I tego, że mamy chorobę nieuleczalną zwaną uzależnieniem. Ty powiedziałeś, że to rzuciłeś czy wyszedłeś z tego, bo ileś tam tygodni nie oglądasz?
Więc najważniejsze sprawy leżą.
Słuchasz ale nie w znaczeniu “stosuję się posłusznie”. Tylko słuchasz.
Tak samo – “czytasz” ale nie stosujesz tego, co napisano. Tylko czytasz. Starasz się coś tam robić ale to nie ma wiele wspólnego z instrukcją.
Więc – samowola.
A i tu zapewne nie ma intencji zdrowienia, tylko sam określiłeś co stanowi u Ciebie teraz problem i sam szukasz dla niego rozwiązania.
Nie mówię tego, by Cię jakoś atakować czy ośmieszać.
Tylko na to mi wygląda.
I duzo z tego co mowi, pokrywa sie z tym co ty Piotrze mowisz. I ten wlasnie pan mowi, ze kazde uzaleznienie ma swoje korzenie glownie w przezytej jakiejs traumie w dziecinstwie.
Nigdy tak nie mówiłem.
I to jest szalenie niebezpieczne stwierdzenie.
Uzależnienie nie ma swojego źródła – korzeni.
Coś mogło być pierwszym trudnym doświadczeniem, od którego uciekliśmy. I od tamtej pory uciekaliśmy. Ale to coś z przeszłości nie stanowi żadnej przyczyny, ani tym bardziej nie należy się tym zajmować.
To że uciekliśmy pierwszy raz, a potem uciekaliśmy tysiące razy nie oznacza, że te tysiące ucieczek ma jakiś korzeń.
Cały czas trzymamy się projekcji, że cierpimy dziś, bo kiedyś coś się stało.
To bardzo wygodne uznać, że przez ostatnie 20 lat żyliśmy jakoś – podejmowaliśmy takie decyzje – bo przed tym stało się coś, co to zdeterminowało.
Tylko że to nie jest prawda.
Korzeniem naszych decyzji dzisiaj są nasze postawy, które dzisiaj obraliśmy. Co z tego, że wczoraj też je obraliśmy? Albo tydzień temu, albo miesiąc?
Wczoraj już nie istnieje. Rok temu już nie istnieje.
Dziś znowu to wybieramy. Dlaczego DZIŚ to wybraliśmy kolejny raz?
Nie jesteśmy ofiarą jakiegoś korzenia. Pierwsze kroki zdrowienia to mówienie prawdy i branie odpowiedzialności.
Jeśli w wieku 30-40 lat żyjemy tak jak w wieku 10-20 lat, to NIE znaczy, że trzeba “wracać do przeszłości” i tam coś naprawiać.
“W dzieciństwie przydarzyło mi się XYZ” to nie jest branie odpowiedzialności, tyko stwierdzenie jakiegoś faktu.
Tylko ten fakt był X lat temu, nie dziś.
Tylko dlatego, bo widzimy myśli o przeszłości, to uważamy, że przeszłość jest realna.
Tak jak mamy myśli o porno i uważamy, że musimy obejrzeć porno, że to nasza potrzeba.
Problem polega na tym, że ciągle wpatrujemy się w ten mentalny jazgot i tylko to ma dla nas znaczenie.
Źródło uzależnienia jest jedno – to jest to jakim człowiekiem jesteśmy. A jesteśmy takim, bo utrzymujemy takie, a nie inne pozycje na temat świata, mamy z tego korzyści, takie decyzje uważamy za najlepsze.
TERAZ.
Nie kiedyś.
Jeśli teraz napiłeś się kawy, a pijesz kawę od 40-tu lat, to nie szukaj przyczyny w przeszłości. Tylko odpowiedz sobie dlaczego TERAZ napiłeś się kawy?
Powód był TERAZ. Nie kiedyś.
To, że pewne postawy obraliśmy w wieku dziecięcym NIE oznacza, że jest tego jakieś ezoteryczne źródło i to jeszcze znajdujące się w przeszłości i dzieciństwie, które w tej przeszłości było.
Wybieramy je, bo cały czas uważamy to za wybór dobry, z którego mamy korzyści.
Źródłem tego jest WYBÓR dokonywany TERAZ. Tak, możemy go dokonać, bo ciągle sądzimy, że kiedyś coś się stało. Ale to tylko myśl.
Ale że dokonaliśmy go tysiące razy, stał się wyborem nieświadomym. Tzw. nawykowym. Nie oznacza to, że są jakiegoś głębokie korzenie w przeszłości.
Tylko się tym usprawiedliwiamy.
To że nie widzimy przyczyny, nie oznacza, że jest ona gdzieś w nas głęboko zakopana. Tylko tak silnie się opieramy – NIE CHCEMY się do niej przyznać i jej wyznać.
Jeśli teraz miałbyś wypadek samochodowy (oby nie!), to źródła tego nie ma w dzieciństwie, niezależnie do jakiego karambolu doszło.
Karambol ma miejsce teraz. Jest teraz taki jaki jest, bo teraz były ku temu takie warunki.
Teraz dokonałeś takiego manewru, a nie innego, teraz nie zaobserwowałeś tego, co się działo na ulicy i nie dałeś rady zareagować.
Kto przy zdrowych zmysłach szukałby źródła ileś lat temu? Jeśli np. nie zadziałał hamulec i dlatego zderzyłeś się z innym samochodem, nie oznacza, że źródło jest w przeszłości, gdy hamulec się zepsuł.
Zepsuł się kiedyś. No i? Teraz go trzeba naprawić, przyjrzeć się. Każdego dnia można było sprawdzić czy hamulec działa.
Kierując mogłeś koncentrować się na myślach dotyczących przeszłości ale znowu – koncentrowałeś się na nich TERAZ.
Jeśli teraz się gniewasz czy użalasz, to robisz to teraz. I teraz się temu możesz przyjrzeć.
Co z tego, że zacząłeś pierwszy raz użalać się np. 20 lat temu? To nie ma znaczenia.
Jeśli się obżerasz, a zacząłeś 20 lat temu, to nie ma jakiegoś magicznego korzenia, który można usunąć, byś przestał sie obżerać.
Mogłeś zacząć pochłaniać kompulsywnie jedzenie, bo 20 lat temu poczułeś wstyd. I ten wstyd nadal w sobie nosisz i gdy go czujesz, dalej jesz.
Znowu – problem jest TERAZ, nie w przeszłości.
Jeśli 20 lat temu do plecaka włożyłeś cegłę i ona Ci dziś ciąży, to jak ją z tego plecaka wydostać? Wrócić do przeszłości w myślach i w myślach tę cegłę usunąć?
To przecież czyste szaleństwo lub żenująco oczywisty sposób, by cegły nie wyjąć, bo nie chcemy.
KONSEKWENCJE dawnych wyborów mogą nadal w nas być – np. poczucie winy, żal czy wstyd.
Ale nikt tego nie uwolni wracaniem do przeszłości. Bo to zazwyczaj tylko unik, by problemem nie zająć się teraz. Np. tak jak mówi 12 kroków – wybaczyć tym, których skrzywdziliśmy.
Nie możemy wybaczyć w przeszłości. Możemy to zrobić w chwili obecnej. A nadal nas boli coś z przeszłości, bo nadal widzimy to tak samo, nadal gramy ofiarę, nadal ma to dla nas to samo znaczenie co od X lat, itd.
TERAZ.
I ta osoba też może w chwili obecnej przyjąć przeprosiny, odpuścić lub nie.
Gdyby mi ktoś próbował wybaczyć czy przeprosić i wracał na terapii do przeszłości podczas hipnozy, gdy coś miało miejsce, to co mnie to obchodzi?
Dlaczego ze mną nie rozmawia teraz? Mnie nie boli kiedyś. Nie noszę sobie winy 10 lat temu.
Noszę ją teraz.
I teraz ktoś może stworzyć sprzyjające warunki, w których odpuszczę urazę.
Powrót do przeszłości ma tylko sens taki, że uświadamiamy sobie, co mogliśmy zapoczątkować i co robimy przez ten cały czas.
Dziś możemy mieć takie same powody jak kiedyś. Ale DZIŚ je mamy.
Np. rodzice powiedzieli nam, że jesteśmy do niczego. Uwierzyliśmy w to kilkadziesiąt lat temu.
Ale nadal w to wierzymy, każdego dnia. Zaczęliśmy kiedyś.
Każdy zaczął kiedyś coś robić, co robi. Ale jeśli robisz to dzisiaj, to dzisiaj to wybrałeś, bo dzisiaj nadal uważasz to za dobry wybór.
Wrócenie w myślach do tego wydarzenia może nam pomóc obrać nowy kontekst, spojrzeć na to inaczej, uświadomić sobie swoją niewinność, ich niewinność, itd.
Możemy się zastanowić ile lat minęło od tego czasu i dlaczego przez ten czas się tym nie zajęliśmy?
Ano dlatego, bo każdego dnia byliśmy na tyle nieświadomi i pyszni, że nie chcieliśmy. Tysiące dni, dziesiątki tysięcy godzin.
Wiec idac tym tropem zupelnie “przypadkiem” natrafilem na filmik tego pana, ktory leczy ludzi z traum opukiwaniem. Wiec polaczylem kropki i myslalem ze opukiwanie pomoze mi z uleczeniem mojej traumy i tym samym bede blizej wyjscia z uzaleznienia.
Jak mówiłem – to może wspomóc przepływ emocji/energii.
Ale trauma to jeszcze nasza postawa wobec tego, ta cała nadana temu historia, znaczenie, sens oraz opór, który stawiamy.
Zaś łączenie kropek, które sam sobie stawiawsz, nie oznacza, że dokonujesz poprawnej analizy.
Opukiwanie jest tylko elementem leczenia traumy.
Te kropki postawiłeś sobie sam tam, gdzie Ci to pasowało. A jakie są fakty?
I jeszcze jezeli chodzi o te magnesy i opukiwanie, to dodatkowo szukam sposobu na uwolnienie emocji, poniewaz nie potrafie pojac o co chodzi w uwalnianiu wg dr. Hawkinsa. On mowi zeby czuc emocje, ale jednoczesnie je uwolnic.
Szukasz na zewnątrz, zamiast uczciwości wobec pełnej, wystarczającej instrukcji.
Np. zeby sie nie gniewac, ale uwolnic gniew.
Właśnie to jest różnica między odczuwaniem, emocjami, a naszą postawą wobec tego.
A jak uwolnic gniew? Odczuwajac go.
Jak cierpliwie mówię – instrukcja jest podana.
Jeśli z niej nie korzystamy, to nie zadziała.
Jak zjeść obiad? Mając go na talerzu? I to wszystko? Obiad na talerzu = jego jedzeniu?
Ktoś może słuchać “rzewnej” piosenki i płakać. Ale nie ubędzie mu żalu.
Bo żal jest tylko chwilowym ładunkiem powstałym, bo tak widzi ten utwór.
Tu się często słyszy, że “poruszyło” się coś w nas czy “zostało poruszone”. Jeszcze niektórzy mówią, że to taaaak głęęęęęęboko ich poruszyło, że aż sama dusza została dotknięta.
Taki to “romantyzm duchowy” zostaje na to narzucony. Taki nimb dla tych myśli. Tylko dlatego, bo tłumione od lat uczucia poczuliśmy przez dłużej, niż mrugnięcie okiem, od razu ego dorabia do tego filozofie i to przystraja swoimi fantazjami.
Emocje to emocje. Nie mają nic wspólnego z duszą. Ale to my im nadajemy takie znaczenie – są najważniejsze i ich przeżywanie to esencja naszego życia. Że utożsamiamy je z duszą. Tak zwierzę się chroni i nadyma.
Jak ktoś ryczy, to zwierz ryczy, nie dusza.
To zwierz dorabia do tego całą bajeczkę. A potem głowi się dlaczego nie może się uwolnić. No dlaczego? Bo dalej woli bajeczkę.
Bo jak słowa piosenki mówią o dziewczynie, która odeszła, a my się babramy w takich opowieściach, to pewnie, że się będzie emocjonować jakby świat się kończył.
Nie, nic nie zostało poruszone. Tylko tak widzimy np. treść tej piosenki, takie znaczenie nadaliśmy słowom, widzimy to np. przez sentyment (sentyment jest nieintegralny).
Żalu nie ubędzie, a przybędzie. A my poczuliśmy ulgę, bo wreszcie znaleźliśmy sobie doskonałą racjonalizację dla stłumionego żalu. I się mu możemy oddawać przez resztę życia.
Żalu nie ubędzie, a przybędzie za każdym razem, gdy będziemy go czuć.
Ale przeciez jak sie gniewam, to juz czuje gniew.
Naprawdę nie wiem skąd już niejeden wziął twierdzenie, że “uwolnić oznacza odczuwać”.
Nie.
Tak jak “jeść” nie oznacza “ruszać szczęką”.
Możesz ruszać żuchwą i nie jeść.
Wiec czemu on sie nie uwalnia?
Bo wcale nie chcesz tego uwolnić. Chcesz żeby to jakaś technika zrobiła za Ciebie. Ale ta technika to korekta naszej postawy wobec emocji. Reszta dzieje się automatycznie.
Nadal utrzymujesz pozycje, z których gniew wynika.
No i nie wykonujesz uwalniania.
Jedną z cech uzależnienia jest niechęć, by się temu przyjrzeć, wielka duma – pycha, by to przyznać i bardzo silny opór, by dokonać korekt.
Przepracowanie tego to krytycznie istotny proces.
Dla mnie ta technika to maslo maslane. Pan Hawkins pisze zeby sobie pozwolic na smutek i placz, ale jednoczesnie pisze ze trzymamy sie smutku poprzez “wyplakiwanie oczu”. Czyli czujac smutek i placzac uwalniam go, ale jednoczesnie sie go trzymam.
No właśnie to jest to, o czym mówiłem – poczytać to jedno.
Ale uczciwy, rzetelny wgląd wewnętrzny to drugie.
Nie mamy świadomości co robimy.
Nie mamy świadomości naszych postaw, bo tak jesteśmy do nich przywiązani.
To jest “być albo nie być” dla zwierza w nas. Dlatego robi co może, kombinuje, byśmy nie doszli do samego sedna i zatrzymali się na zabawach w słówka.
A o tym wszystkim jest w WoP, bo to szalenie ważne.
Wypłakiwanie oczu to nasza postawa, z której żal wynika. Utrzymywanie tej pozycji to zasilanie żalu, więc możemy go sobie czuć i przeżywać i 100 lat i nie minie, a nawet urośnie.
To jest właśnie jedna z rozmaitych spraw, z której ludzie zupełnie nie zdają sobie sprawy, bo sobie to nazywają jak im się podoba.
Naklejają na rzeczywistość etykietki i zastępują prawdę własnymi widzimisie.
A potem dziwują się, że “nie działa”.
“Wypłakiwanie oczu” to jest pozycja. Płakanie może towarzyszyć uwalnianiu, a może towarzyszyć utrzymywaniu pozycji.
To nie jest jedno i to samo.
Ale właśnie pokazuje kolosalne zagięcie na formie. I formie dorabia się znaczenie.
No to zapytaj siebie – ile się już obwiniasz i wstydzisz za jakieś błędy? Ile czujesz te emocje? I jak? Minęły? Czy trwają i rosną?
Bo obwinianie to pozycjonalność, z której wina wynika. A odczuwanie winy to coś zupełnie innego.
Przeciez to nie ma sensu.
Ależ ma.
Tylko nie widzisz co sam robisz. Brakuje uczciwości.
Przeczytałeś jedno zdanie, a nie całą instrukcję. Zastąpiłeś uwalnianie jednym słowem.
I dziwisz się, że nie ma sensu.
Tak, to co robisz i czego oczekujesz sensu nie ma.
Ale instrukcja jak najbardziej ma.
I dlatego szukam sposobu na uwolnienie sie od tych negatywnych energii. Stad te magnesy i opukiwania. No i pan Gabor Mate i traumy.
Mówiłem – to jest kompulsywne, bo ciągle zapatrzeni w myśli, nie widzimy faktów.
Nie jesteśmy w stanie nawet spojrzeć czy to co robimy pokrywa się z instrukcją. Myśli twierdzą jedno ale fakty to drugie.
I jeszcze zeby nie bylo, to nie teoretyzuje, tylko probowalem dziesiatki razy tej techniki i nigdy nie wiedzialem czy ja poprawnie wykonuje.
Bo, jak wyjaśniałem nieraz na blogu, brakuje rzetelnego wglądu co naprawdę robimy.
Jak widzimy – brakuje rozróżnienia między odczuwaniem gniewu, a gniewaniem się.
To jakby nie widzieć różnicy między pieczeniem skóry, a drapaniem się po skórze, gdy/bo piecze.
Czy np. mam plakac czy nie, jesli jednoczesnie plakanie jest uwalnianiem i trzymaniem sie emocji.
“Wypłakiwanie oczu” to utrzymywanie pozycji, z których żal wynika i granie ofiary.
Wielu płacze ale nie ma intencji odpuścić pozycji, więc i żal trwa nawet przez całe życie.
A gdy pragnąłeś obejrzeć porno, to samo czucie pragnienia powodowało, że pragnienie malało? Czy raczej rosło bez końca?
Ile lat to już trwa?
Pisalea ze odczuwanie emocji nie uwalnia jej. Ale jednoczesnie odczuwanie uwalnia.
SAMO odczuwanie to nie jest uwalnianie.
To element uwalniania.
To jeden z warunków, w których uwalnianie może się odbyć. Bo to jest proces samoistny.
Wystarczy przyjrzeć się przez minutę dowolnej sytuacji ze swojego, REALNEGO życia i odpowiedzi stają się oczywiste.
Zdrowia naprawdę nie ma poza realnym życiem.
Jak unikamy życia, to cóż ma się zmienić?
Za malo inteligenty chyba na to jestem. I to chyba zbyt, zbyt malo. Mozna rzec ze jestem tumanem, bo podobno technika bardzo prosta. Wszystkiego dobrego Piotrze.
Tak wygląda uzależnienie – gdy coś nie wychodzi, acz “podobno jest to proste”, zaczynamy się nad sobą użalać.
Dr Hawkins przestrzegał, im coś prostsze, tym człowiek ma w naturze tendencję do komplikowania tego.
Ciągle głowię się jak ktoś musi czytać tę instrukcję i przeczytać tylko “czucie emocji”.
Tam naprawdę jest więcej. Aż mi się przypomina klasyczna scena:
https://www.youtube.com/watch?v=XElQLXXyblk
W książce jest podana instrukcja, a nasz “wewnętrzny tłumacz” przekazuje nam jakieś generalne jedno twierdzenie.
A potem – “BOBA-SAN, czy my się nie rozumiemy!?” ;)
Gdzieś na blogu można znaleźć komentarz mężczyzny, który też twierdził, że uwalnia. Ale tak naprawdę próbował cały czas “pozbyć się emocji”.
Bo dla niego to było jedno i to samo – bo przecież “o to chodzi – by pozbyć się emocji”.
Choć w instrukcji jest jak wół napisane, by nie próbować się emocji pozbyć. Ale on tego nie widział.
Nie widział, że nie widział. Oczywiście obraził się na mnie, zaczął próbować obrażać, itd.
Po drodze też użalanie się, że może jest jakiś głupi czy gorzej. Ale instrukcji nie stosował.
Jak się ktoś uprze, że wszystko robi dobrze, tylko ze światem jest problem, no to cóż można poradzić?
Możesz wykonać listę – wypisz wszystko, co uważasz, że jest nie tak ze światem.
Być może ilość tego uświadomi Ci, że jednak jest nieco inaczej, niż sądzisz?
Tak, technika jest prosta i jest opisana na pół strony.
W WoP uwalnianie rozpisałem na 8 kroków, by mieć jasno, jak na dłoni, przedstawione czego nie robimy.
Bo wiem, że z tym najczęściej jest ogrom kłopotów. Bo próbujemy się pozbywać czegoś, czego wcale nie chcemy się pozbyć.
Przeczytaj instrukcję uwalniania na głos. Przepisz ją sobie ręcznie na kartkę papieru. Przeczytaj raz jeszcze.
I porównaj z tym, co teraz napisałeś.
Czy to 1 do 1?
Czytaj to co napisałeś codziennie na głos. To da Ci wgląd jak łatwo jest patrzeć i nie widzieć.
Na swoim przykładzie mogę opisać czym się różni przeżywanie emocji od emocjonowania się.
Np. gdy miałem poważne problemy, tak się bałem, że chciało mi się płakać.
Zanim zacząłem uwalniać i brać odpowiedzialność – dojrzewać – emocjonowałem się. Czyli ciągle brałem udział w dramacie oferowanym przez myśli i choć czułem emocje, to one trwały i rosły.
Co z tego, że czułem lęk? No czułem, bo go stłumiłeś “tony” i tak widziałem swoją sytuację. A za tym stała pycha, w tym niechęć, by podejmować działania.
Ciągle stawiałem opór i grałem ofiarę. Ciągle próbowałem to kontrolować. Dlatego trwało i rosło, nawet latami.
Bo ciągle uważałem emocje za wrogów, za przeciwników, którzy coś mi robią i których się muszę pozbyć, z którymi albo muszę wygrać lub od których muszę uciec. I za ich źródło uważałem coś w świecie.
I oczywiście mówiłem sobie “nie mogę”. Ależ mogę. Tylko trzeba się odkleić od emocji i nadawać im magiczne właściwości.
Jest różnica między “czuć gniew”, a “denerwować się”. Odczuwanie gniewu jest neutralne. Denerwowaniu się towarzyszy projekcja, brak odpowiedzialności, zapewne też opór i osądzanie.
Zazwyczaj uciekałem od razu. Nawet nie próbowałem walczyć. Nakręcałem się emocjami i nakręcałem emocje cały czas utrzymywaniem negatywnych postaw.
Bo bezustannie wpatrzony byłem w myśli, które racjonalizowały emocjonalność.
Aż w końcu, gdy zacząłem uwalniać…
Dopuściłem do siebie lęk i pozwoliłem mu trwać.
Dopuściłem do siebie też żal. Zacząłem płakać.
To trwało swoim torem.
Jednocześnie nie kontynuowałem dramatu jaki odbywał się w myślach. Rozróżniłem fakty zewnętrzne od okoliczności wewnętrznych.
Nie “bałem się” niczego, tylko “czułem lęk”. Nie użalałem się, że mam problem, tylko pozwalałem sobie czuć żal.
Moją intencją było przestać przerzucać te emocje na świat i zająć się problemem – PODJĄĆ DZIAŁANIE. Bo to nie problem jest źródłem emocji. Tylko moje nastawienie. Zanim więc zająłem się problemem, zająłem się swoim nastawieniem wobec niego.
I byłem gotowy podjąć działanie, gdy emocje już będą się wyczerpywać – co nie oznacza, że miną. Bowiem ułożone są warstawmi. Ale to już nie ma znaczenia. Znaczenie ma to jakim ja jestem człowiekiem.
Już się nie trzymałem emocji. Już nie utrzymywałem, że ich źródłem jest coś w świecie. Nie mówiłem “nie mogę, bo jestem zbyt zdenerwowany/przestraszony”. Pozwalałem im być zawsze, gdy się ujawniały.
A nawet zapraszałem ich więcej i wyrażałem wdzięczność, że mogę wreszcie się od nich uwalniać.
Żalem mogę przykrywać strach, a strachem jeszcze coś innego.
To tylko neutralna energia wynikająca a naszych postaw.
W pewnym momencie stawało się jasne, że mogę podjąć działanie. A to co akurat czuję nie ma znaczenia. Raz to, raz to, raz to i to. I co z tego?
I sam w trakcie zacząłem przyglądać się swoim postawom ignorując przy tym zupełnie mentalny bełkot.
Byłem gotowy je porzucić i podjąć działanie.
Czyli zmieniać siebie.
Ale widzimy – gdy próbujemy coś robić i przez nierzetelność nic z tego nie wychodzi, od razu znajdujemy sobie wytłumaczenie.
Np. renomowanego specjalistę, który mówi, że nasze dzisiejsze życie jest jakie jest, bo kiedyś się coś stało.
Ale nic się kiedyś nie stało, że teraz nie pojmujesz, że odczuwanie emocji to tylko jeden element uwalniania. Tak jak smakowanie jedzenia to tylko jeden element konsumpcji.
“No przecież czuję smak jedzenia, dlaczego więc cały czas jestem głodny?”
“Przecież mówiłeś, że jak jem, to czuję smak, więc dlaczego nie jem!?”
Odpowiedź brzmi – bo nie jemy.
A jeszcze nawet nie doszliśmy, że ciągle możesz utrzymywać postawy, z których wynikają emocje.
Dlatego w WoP zawsze zalecam, by stosować uwalnianie nie generalnie wobec emocji, tylko wobec konkretnego problemu, który mamy i który jesteśmy gotowi lub chcemy stać się gotowi, rozwiązać.
Gdy mamy dobry punkt odniesienia, to nie ma mowy o tym, żeby nie zaobserwować owoców naszej pracy.
Oczywistym wtedy się staje, że emocje to tylko powierzchowny problem. Istotne jest nasze nastawienie.
A uwalnianie emocji zrzuca z naszych barków wielki ciężar, który ułatwia nam ten wewnętrzny wgląd. Bo nadal jesteśmy bardzo niedojrzali i pełni pychy, by go wykonać, gdy czujemy dużo emocji.
A jeśli od ręki bierzemy się za traumę, to jakby człowiek, który przebiegł może 100 metrów w życiu, próbował wystartować w maratonie. No bo przecież bieg na 100 metrów i maraton to bieg, czyli to samo.
To tylko pozornie to samo i wymaga kolosalnie innego przygotowania. Innej postawy. 100 metrów przebiegniesz nawet na kacu. Maratonu już nie.
Czy np. medytowałeś już i zorientowałeś się ile czasu jesteś w stanie ignorować mentalny bełkot, po czym znowu wracasz do wpatrywania się w niego? Zazwyczaj są to 2-3 sekundy. 5 sekund to już orzeł. ;)
Jak długo możesz utrzymywać spokojną, niewymuszoną koncentrację na jednym zajęciu?
Czy potrafisz zupełnie nic nie robić i być zrelaksowanym, spokojnym bez fantazjowania o czymkolwiek?
Mówiłem, że piszę program o emocjach.
Tam np. będę wyjaśniał różnie w “czuciu” emocji, a emocjonowaniem się.
Można czuć lęk i być spanikowanym, nieostrożnym, wręcz szalonym.
A można czuć lęk i być ostrożnym ale też spokojnym. Bo mamy świadomość, że istnieje potencjalne niebezpieczeństwo.
Np. saper czuje lęk, gdy rozbraja czy przenosi ładunek. Ale nie panikuje. Nie walczy z lękiem, ani go nie kontroluje. Nie nacila lęku, nie nakręca się nim.
Pozwala lękowi trwać i robi swoje. Bo nie jest tym lękiem. Więc nic z nim nie musi robić.
A lęk wynika z przeświadczenia, że jeśli się pomyli, to ładunek może wybuchnąć i go zabić. Skoro śmierć widzi jako złą, no to będzie lęk.
A inny tak się będzie lękał np. usłyszenia “nie” od dziewczyny czy nawet sukcesu z podrywu dziewczyny, że gdyby go do tego przymusić to uderzy z pięści w twarz. Lęk w moment urośnie do paniki, bo tu nie ma w ogóle odpowiedzialności.
W obu przypadkach tych dwóch ludzi czuje lęk.
I to taki sam lęk, tylko o innym natężeniu.
Albo czym innym jest odczuwać wstyd – naturalny, normalny i zrozumiały – gdy uświadomimy sobie, że mogliśmy kogoś skrzywdzić czy byliśmy bardzo niesprawiedliwi.
Ale nie nakręcamy tej historyjki. Od razu bierzemy odpowiedzialność, akceptujemy to i zastanawiamy się co możemy zrobić, by zadośćuczynić. A wstyd sobie będzie trwał i się wyczerpie. Bo go nie podtrzymujemy jak grecki Atlas całej planety.
A czym innym jest zacząć to sobie jeszcze wypominać, obwiniać się, dodatkowo się za to potępiać, dowalać sobie. Też będziemy czuli wstyd.
Ale w pierwszym przypadku on się wyczerpie, a w drugim będzie rósł do nawet absurdalnie ogromnych ilości, że jedyne co zobaczymy jako sensowne dla nas to jakaś sadystyczna kara za to. Za to, co pierwszy mógł zadośćuczynić np. szczerą rozmową i przeprosinami.
Kolejnym problemem może być sama etykietka – “jestem pogniewany”. Raz, że mówisz “JESTEM”. Czyli uważasz siebie za emocje.
Uwalniamy energię od nas. Ale jeśli uważasz się za ten stan, no to już to blokujesz.
Co więcej – na pewno za tym stoi cała historia.
Dr Hawkins radzi, by zrezygnować z jakichkolwiek etykietek i jak mówi “nawiązać świadomy kontakt z uczuciem”. A nie ma uczucia zdenerwowania. Nie ma. To tylko etykietka.
Co czujesz? Nie pytam o myśli jakie masz na temat uczucia/uczuć.
Co NAPRAWDĘ czujesz?
Czy możesz się na to zgodzić? Czy możesz pozwolić temu być dokładnie takim jakim jest?
I czy możesz przestać się temu opierać?
Czy możesz przestać się tego trzymać i pozwolić temu odejść, wyczerpać się?
Czy możesz choć na trochę odpuścić wpatrywanie się w myśli na temat tego, co czujesz i skupić się tylko i wyłącznie na uczuciu i gotowości, by pozwolić mu odejść?
Jak widzisz – jeśli uważamy, że znaczenie jest wpisane w słowo – np. “odczuwam” to jest tylko jedna możliwość, to nie dziwne, że pojawiają się problemy z najprostszymi rzeczami.
Dlatego nieraz “prosty” nie znaczy “łatwy”.
Kolejna rzecz – a co, gdybyś miał już nigdy się nie zdenerwować z tego powodu?
Dlaczego się denerwujesz? Co z tego masz?
Uwalnianie to proces prosty i samoistny. My tylko musimy usunąć to, co postawiliśmy na jego drodze.
A tego usunąć nie chcemy. Np. naszej ukochanej pozycji, iluzji kontroli, oporu, grania ofiary, itd.
“Mówiłem już wielokrotnie, że na pełne rozładowanie – uwolnienie – jednej emocji potrzeba nawet do 100 godzin jej uwalniania.
Ale nawet taka ilość podświadomego bagażu to nadal żadne ograniczenie. Nawet pomimo tego mógłbyś podejść, porozmawiać i umówić się na randkę. Albo przynajmniej powiedzieć “Cześć, ładnie wyglądasz/podobasz mi się”. To zajmie 5 sekund.”
Moze Piotrze dla ciebie to zadne ograniczenie, ale ja tak mam, ze jak mam rozmawiac z kobieta, ktora mi sie podoba, to jezyk mi kolkiem staje, zaczynam sie jakac, robie sie czerwony itd. Nie wiem czy to przez ten bagaz, czy przez cos innego.
Nic Ci się samo nie dzieje. Powtarzasz tylko zasłyszane racjonalizacje.
To co robisz, to natychmiast stawiasz lękowi wielki opór, bo też wstydzisz się odezwać, otworzyć, powiedzieć, że dziewczyna Ci się podoba.
Bo gdybyś odpuścił lęk, to pozostaje coś powiedzieć. A jak to widzisz? Np. że zrobisz z siebie debila i ona Cię wyśmieje, opowie znajomym i już na drugi dzień wszyscy będą o tym słyszeli i będą o Tobie mówić w telewizji, zgadza się? :)
Za tym też może stać masa przekonań – że jesteś gorszy, że można Cię zranić (np. odrzucić, wyśmiać – zawstydzić).
To zapewne problem o większej skali, niż tylko odezwanie się do dziewczyny i lęk.
To też pewnie lęk przed mówieniem prawdy, wstyd wobec mówienia o swoich potrzebach, niechęć, by mówić o swoich lękach i bólach, to też opór wobec swobody wyrażania generalnie siebie i więcej.
Tylko wszystko pewnie przerzucone na kobiety.
“Robię się czerwony” to zawsze wstyd, czyli efekt potępiania siebie, któremu stawiasz bardzo silny opór. Tak silny, jakbyś próbował wstrzymać się od oddychania i już nie mógł wytrzymać, bo nie ma tlenu, tylko trujące opary i jak tylko pozwolisz sobie na wdech, to się zatrujesz.
O tym wszystkim jest w WoP. I dlatego mówię – jeśli nie mamy świadomości tego, co robimy, to nie wykonamy tej prostej techniki.
Zauważ, że komentujesz pod artykułem o tytule – „WAŻNE – Jak i dlaczego zacząć odczuwać? (Część 6)”.
Powiedz – czy stosowałeś się do tej instrukcji?
Czy znalazłeś sobie bezpieczne miejsce na przeżywanie wybranej emocji? Czy czytałeś to uważnie i praktykowałeś?
Bo widzę, że masz bardzo duże problemy z tym, by nie opierać się emocjom, by je dopuszczać do świadomości bez oceniania, osądzania, bez wartościowania.
I masz też trudności, by odróżnić uczucie od całej tej historii, którą sobie przedstawiasz na różne tematy.
Oraz też nie odróżniasz, przynajmniej pewnych, myśli od uczuć. “Zdenerwowanie” to myśl, nie uczucie. Za tym “zdenerwowaniem” mogą stać różne emocje jak gniew, wina, duma, żal.
No i tona różnych jeszcze pozycji, opinii, osądów, itd.
Nazywanie tego wszystkiego zgrabnie “uczuciem zdenerwowania” i następnie próba uwolnienia tego “uczucia” oczywiście, że się nie uda.
Bo to jakbyś wrzucił 10 brudnych talerzy do worka i próbował umyć worek. Ok, worek i może będzie czysty ale nie talerze, które się w nim znajdują.
Nie wiem czy to przez ten bagaz, czy przez cos innego.
Przez opór, z którego nie zdajesz sobie sprawy.
I przez tą całą historię jaka za nim stoi.
Brakuje właśnie postawienia pierwszego kroku uwalniania – nawiązania ŚWIADOMEGO kontaktu z uczuciem.
Innymi słowy – jesteś uzależniony. Chory.
Między innymi tym się przejawia życie jako osoba uzależniona.
Przypominam, że to choroba nieuleczalna, tylko zaleczalna.
Nic się w przeszłości nie stało, że teraz tak się opierasz wstydowi, że aż robisz się czerwony na twarzy.
To, że się robisz czerwony na twarzy to wynik tego, że stawiasz opór wstydowi. I robisz to TERAZ. Nie kiedyś.
Wstyd to konsekwencja tego, że został stłumiony. Czujesz go TERAZ. Co z tego ile czasu go nosisz i kiedy go stłumiłeś? To nie ma znaczenia.
I nie ma różnicy od kiedy się potępiasz i wstydzisz zagadać do kobiety. Bo nadal to wybierasz TERAZ.
TERAZ jest “korzeniem”.
Czy “Wyższe Ja” to nie jest po prostu kora przedczołowa, “nieskażona” działaniem hipokampu??
To jest taki sam temat jak to naukowcy zaobserwowali, że miłość jest jak zjedzenie tabliczki czekolady.
Co może powiedzieć o sukcesie człowiek, który nigdy go nie osiągnął? No będzie racjonalizował swoje nieujawnione oporu, lęk, wstyd, etc. Powie, że to trudne, niemożliwe, że w sumie to mu na tym nie zależy, że pieniądze go mogą potem skorumpować, więc w sumie dobrze, że nie osiągnął sukcesu, że bogaci ludzie są źli, że to ćwoki, etc.
Co może powiedzieć o miłości człowiek, który jej nigdy nie poczuł w sobie? Albo będzie ją wypierał – nie istnieje, jest tylko dla romantyków, dla słabych, dla kobiet, bo one takie emocjonalne głupiutkie istoty, a twardym trzeba być, itd. Lub pomyli ją, co robi miliardy ludzi z odurzeniem, z romantyzmem, z projekcją, z pożądaniem, etc.
Co może powiedzieć o Wyższym Ja człowiek, który nigdy nie nawiązał z nim kontaktu? Co może powiedzieć o Bogu? A to, co już o tym wie – co przeczytał od innych, którzy nigdy tego nie doświadczyli w sobie. Że nie istnieje, że działa w tajemniczy sposób, że trzeba zasłużyć, przypodobać sobie, że tylko specjalnym ludziom się to przydarza, że zrobiliśmy coś źle, że to tylko chemia, działanie jakiś tam hormonów, itd. I potem taki “światły” człowiek wraca do domu, do żony i nawet nie poczuje trochę ciepła w sobie do niej (do siebie), tylko pracuje dalej, mówi do rodziny, a nie czuje w związku z nimi nic (bo tłumaczy to sobie, że jest zbyt zmęczony, by jeszcze poświęcić im czas i energię). Nie bliża się do miłości, wybiera ucieczkę w nieświadomość, w brak odpowiedzialności za swoje wnętrze – no bo przecież MUSI pracować, by utrzymać rodzinę (intencja strachu, oddzielenia, wstydu). Jakże ma doświadczyć Boga/Wyższego Ja, jeśli nawet nie chce doświadczyć w pełni świadomie swojego wnętrza, a jeszcze co mocniej wskazuje na wewnętrzną niechęć do siebie – nie chce połączyć się ze swoją rodziną. Tylko mówi do nich umysłem. To tak jakbyśmy pisali smsy zamiast rozmowy w 4 oczy. Czy może trwać taka relacja?
To kwestia wyboru – wybrać połączenie, wybrać, by porzucić wszelkie informacje jakie mamy o Wyższym Ja czy Bogu (zwał jak zwał), porzucić uprzedzenia, wątpliwości, strach i wstyd i otworzyć się.
Ale jak ktoś jest w ego i słucha każdej swojej myśli jak najświętszego zbioru przykazań – no to ego zadba, byśmy się bali, czuli niechęć, wmawiali sobie, że jak to poczujemy to skąd mamy być pewni, że to to, a może to po prostu trochę chemii w moim mózgu, może to choroba będzie, w ogóle co ja robię, powinienem skupić się na tym, co normalne, a nie bawić się w czary-mary. No i dalej utrzymujemy świadomość małej istotki niekochanej przez świat, w którym musimy się zmagać i walczyć o swoje.
A Bóg co robi? Cierpliwie czeka z otwartymi ramionami.
Pamiętajmy, że jeśli my czekamy na kogoś lub na coś, czekamy na samych siebie. Bez naszej szczerej intencji, będzie tak jak wybieramy. To nasza droga, nasze lekcje, nasza nauka, nasze wybory. Nikt miłujący nas za nie nie obwini, nie ukarze i nie oceni. I nie będzie próbował nas zmienić. Bo kocha nas takimi jakimi jesteśmy i za jakich się uważamy.
Jak ma się ego do strefy komfortu?
U większości ludzi strefa komfortu to miejsce w swojej psychice, gdzie ego nie stawia oporu. Wszystko poza robimy lub nie z poczucia winy, strachu, winy, gniewu. Zmuszamy się, mamy niską intencję, szukamy w świecie zewnętrznym czegoś co zabierze nam nasz strach, niechęć, uczucie braku bezpieczeństwa, itd. Więc możemy chwilowo opuścić tę strefę ale szybko do niej wrócimy, bo nie zmieniliśmy poziomu świadomości. Jeśli uważamy, że poza tym, co znane jest niebezpiecznie, no to zrobimy wszystko, by tego niebezpieczeństwa uniknąć.
Wszystko jest w naszym umyśle – bo tylko umysł stawia opór i tłumaczy on sobie, że jest na to jakieś wytłumaczenie psychiczno-psychiatryczne. Ano nie – jest tylko jedno – poziom świadomości. Im niższy, tym silniejsze ego. I ego upewnia się, byśmy nadal postrzegali wszystko poza tym, co znamy i na jakimś poziomie zaakceptowaliśmy jako niebezpieczne, jako zagrożenie, jako straszne, jako niepotrzebne lub zrzuca winę na nas – “Nie chce mi się”, “I tak mi się nie uda”, “Są lepsi”.
A to tylko nieuświadomione emocje, z którymi się identyfikujemy i powstałe na ich bazie myśli.
Cześć Piotrze, trochę Cię nie było! ;)
1. Kroki 4. i 5.
czym one się właściwie różnią? Jakie są inne rodzaje odczuć?
2. ,, Och, jak dobrze, że spotykamy ludzi, którzy wyciągają z nas tę niechęć, gniew, smutek i bezsilność”
Wiesz, miałem podobne przemyślenia. Od kilku tygodni nauczyłem się nie reagować emocjonalnie na parę rzeczy które do tej pory mnie doprowadzały do szału np korki w ruchu ulicznym i wydaje mi się że moje bóle stawowe zmniejszyły się o 10-20% od tego czasu.
3. ,,Jeśli na temat tych problemów mamy niską świadomość – niższą od Odwagi, czystą głupotą jest o nich myśleć!!!”
Oj, zgodzę się, Cóż może wymyślić umysł nisko zasilany? Jedynie coś niskiego. Dopisze ,,sensowną historyjkę” do negatywnej emocji.
4. ,,A żeby to zrobić, należy zaakceptować swoje odczucia. Np. niechęć, by podjąć się wysiłku, by coś zrobić, coś powiedzieć lub niechęć, by coś przestać robić.”
hmm, wydaje mi się że tak ,,półświadomie” parę razy tak zrobiłem że np nie chce mi się, poczuję w sobie że mi się nie chce i po jakimś czasie robię to czego się nie chciało
5. ,,Najpierw pozwalamy sobie w pełni poczuć i wyrazić swoją urazę.”
Jak się wyraża urazę? Czuć to czułem nie raz, ale żeby to jakoś umieć sformułować to nie za bardzo
6. ,,Nasza zgoda na coś powoduje (wbrew temu co podpowiada “logika”), że to minie”
Jaja. Wczoraj pisałem z człowiekiem który pomaga mi w uzdrawianiu i mówił że pierwszym krokiem w uzdrawianiu jest ,,non-resistance”. Nie walczyć z chorobą.
7. “Ok, nie jestem winny. Ale wiem, że mam moc, by to zmienić. Poszukam informacji jak. Bo na pewno nie pomaga mi obwinianie kogokolwiek, wliczając siebie”
Powiedziałbym że raczej jestem już w tej fazie ;) choć to jeszcze nie jest wszystko takie kolorowe hop siup
8. ,,Nie musimy iść do tej osoby i mówić jej “Wybaczam ci”. Nie. To zazwyczaj jest tylko teatrzyk.”
Masz na myśli zrobienie Radykalnego Wybaczania?
9. ,,A im głębiej się oczyścimy, tym większą moc mamy, z którą nie może mierzyć się żaden “demon”.”
nie wiem już czy jestem normalny, ale jak dochodziłem do tej świadomości Odwagi(o ile w niej jestem) to raz czy dwa obudziłem się w nocy z takim dziwnym poczuciem mocy, w sensie, że ile ja mogę w dzisiejszych czasach itp ale nie na zasadzie ,,hurr durr jestem lepszy od innych” tylko tak inaczej, i przyznam szczerze że byłem taki jakby zdumiony, zaskoczony tym ,,poczuciem mocy”
10. ,,. Nie mamy wybaczać osobom, które lekko “nas drażnią”. Ich potencjał do naszego uzdrowienia jest niewielki”
no to wspominałem, nie ,,męczę się” już takimi ludźmi i mi się poprawiło o te 10-20%. Niby coś, warto być wdzięcznym i się cieszyć, ale to jeszcze nie to.
11. ,,w sytuacji, gdy musimy przebywać z osobą-“demonem”, skupiajmy się na swoich emocjach. Nie na interakcji, słowach, gestach. To nasze WEWNĘTRZNE doświadczenie. Nie angażujmy się w to co się dzieje, nie opierajmy się temu, nie unośmy się dumą, nie nakręcajmy siebie i tej osoby”
Od razu przypomniała mi się kłótnia z matką(o której kiedyś pisałem), że ja wtedy ,,chciałem byc w porządku, być szczerym itp” i to nic dobrego nie przyniosło
Cześć Piotrze, trochę Cię nie było! ;)
Hej hej! Tak, zniknąłem, potrzebne mi to było. Ale już myślę, że będę regularnie(j).
1. Kroki 4. i 5.
czym one się właściwie różnią? Jakie są inne rodzaje odczuć?
Krok 4 to w ogóle bycie świadomym, że coś czujemy. Np. drżenie ręki, nieprzyjemne uczucie w żołądku, migrena, emocja strachu, etc.
Świadome bycie z tym uczuciem. A nie – “Ku*wa, boli mnie głowa, pora na tabletkę”, a potem robimy coś, by unikać odczuwania.
Krok 5 natomiast to już selekcja – świadomość czy to co czujemy to jakaś emocja czy np. napięcie w karku. Słowem – stajemy się bardziej doinformowani, co przekazuje nam nasze ciało.
Jak mamy napięty kark to już wiemy, że nasze ciało informuje nas, że jesteśmy mało elastyczni w naszym myśleniu (postrzeganiu) lub po prostu siedzimy niewygodnie i pora się rozprostować.
2. ,, Och, jak dobrze, że spotykamy ludzi, którzy wyciągają z nas tę niechęć, gniew, smutek i bezsilność”
Wiesz, miałem podobne przemyślenia. Od kilku tygodni nauczyłem się nie reagować emocjonalnie na parę rzeczy które do tej pory mnie doprowadzały do szału np korki w ruchu ulicznym i wydaje mi się że moje bóle stawowe zmniejszyły się o 10-20% od tego czasu.
Stawy również symbolicznie ukazują nasze postrzeganie życia i samych siebie.
Staw ogólnie odpowiada za zginanie, ruch, zdolność podnoszenia ciężaru, etc. Słowem – jeśli gdzieś utknęliśmy przez właśnie takie negatywne postrzeganie życia (za duży ciężar, nie mogę się zmienić, ruch w życiu boli, a może po prostu jesteśmy dumni i twardzi jak stal) – wtedy to, co giętkie w ciele da o sobie znać.
Np. korków dlaczego nienawidzisz? Co Ci robią? A no blokują Twój ruch, zabierają czas, odbierają możliwości zmiany, bo nie możesz dotrzeć tam gdzie chcesz.
Ale czy taka jest rzeczywistość czy Twoja historia na temat korków? Korki uczą, by być akceptującym. By kochać siebie w każdej sytuacji. By nie odbierać sobie spokoju, gdy dzieje się na zewnątrz coś niezaplanowanego. Oraz, oczywiście, wyciągnięte są z nas negatywne przekonania o korkach i innych kierowcach.
3. ,,Jeśli na temat tych problemów mamy niską świadomość – niższą od Odwagi, czystą głupotą jest o nich myśleć!!!”
Oj, zgodzę się, Cóż może wymyślić umysł nisko zasilany? Jedynie coś niskiego. Dopisze ,,sensowną historyjkę” do negatywnej emocji.
Zgadza się.
Tylko, że nie ma negatywnych emocji. Emocje to sygnały pełne miłości. A “negatywna” emocja to tylko sposób ego, by nie chcieć czuć tej emocji (czyli tłumić ją) i kogoś za nią obwinić.
4. ,,A żeby to zrobić, należy zaakceptować swoje odczucia. Np. niechęć, by podjąć się wysiłku, by coś zrobić, coś powiedzieć lub niechęć, by coś przestać robić.”
hmm, wydaje mi się że tak ,,półświadomie” parę razy tak zrobiłem że np nie chce mi się, poczuję w sobie że mi się nie chce i po jakimś czasie robię to czego się nie chciało
Bo przestałeś się temu opierać, więc naturalnie opór zmalał.
Ale i tak potrzebna była siła woli. Brakuje pełnej akceptacji niechęci, świadomego odpuszczenia jej i wyboru nowej intencji, np. “Zrobię to z wielką radością dla siebie i dla innych, by wszystkim było lepiej”.
5. ,,Najpierw pozwalamy sobie w pełni poczuć i wyrazić swoją urazę.”
Jak się wyraża urazę? Czuć to czułem nie raz, ale żeby to jakoś umieć sformułować to nie za bardzo
Urazy nie wyrażamy częścią racjonalną umysłu, bo umysł będzie zaprzeczał, że jesteśmy tak mocno pogniewani. Umysł podpowie “nie no, przesadzam, aż tak źle nie było”.
Urazę wyraża ego. Bo ego jak da się mu pozwolenie, wysadzi szkolny autobus pełen dzieci. I właśnie ego wyciągnie z nas wszystko.
Najlepiej wyrazić urazę na kartce papieru. Pozwolić sobie napisać wszystko, choćby nie wiadomo jak było wulgarne i brutalne.
Pozwolić sobie na wszystko na tej kartce papieru. I wtedy z tym zaczynamy pracować.
6. ,,Nasza zgoda na coś powoduje (wbrew temu co podpowiada “logika”), że to minie”
Jaja. Wczoraj pisałem z człowiekiem który pomaga mi w uzdrawianiu i mówił że pierwszym krokiem w uzdrawianiu jest ,,non-resistance”. Nie walczyć z chorobą.
No pewnie :)
Jak mówiłem już ze 100 razy – “To czemu stawiamy opór trwa i rośnie”.
Niechęć do emocji powoduje, że są w nas i ich przybywa. Niechęć do choroby powoduje, że choroba trwa dłużej i jest coraz cięższa w odczuwaniu i leczeniu.
Niechęć do np. migreny powoduje, że bez tabletki czujemy jakby nam miała eksplodować głowa. Ale wystarczy w pełni zaakceptować ból i daną sytuację, której nie chcemy w naszym życiu i nagle migrena minie sama.
7. “Ok, nie jestem winny. Ale wiem, że mam moc, by to zmienić. Poszukam informacji jak. Bo na pewno nie pomaga mi obwinianie kogokolwiek, wliczając siebie”
Powiedziałbym że raczej jestem już w tej fazie ;) choć to jeszcze nie jest wszystko takie kolorowe hop siup
Zazwyczaj nie jest to “hop siup”.
Uzdrowienie to droga sama w sobie, a nie zrobienie czegoś, jakiś przystanek. Ból nogi może być informacją o problemie, który jest “w głowie”. Tak jak Twoje stawy.
Więc tutaj też niezbędna jest cierpliwość – akceptacja i otwartość. Wszystko przyjdzie tym szybciej im bardziej jesteśmy akceptujący.
8. ,,Nie musimy iść do tej osoby i mówić jej “Wybaczam ci”. Nie. To zazwyczaj jest tylko teatrzyk.”
Masz na myśli zrobienie Radykalnego Wybaczania?
Może być radykalne wybaczanie, może być Praca (The Work) Katie Byron. Te 2 narzędzia znam, korzystałem i polecam z całego serca.
9. ,,A im głębiej się oczyścimy, tym większą moc mamy, z którą nie może mierzyć się żaden “demon”.”
nie wiem już czy jestem normalny, ale jak dochodziłem do tej świadomości Odwagi(o ile w niej jestem) to raz czy dwa obudziłem się w nocy z takim dziwnym poczuciem mocy, w sensie, że ile ja mogę w dzisiejszych czasach itp ale nie na zasadzie ,,hurr durr jestem lepszy od innych” tylko tak inaczej, i przyznam szczerze że byłem taki jakby zdumiony, zaskoczony tym ,,poczuciem mocy”
Jesteś bardziej normalny, niż większość ludzi naokoło.
Otwierasz się na to, co ludzie próbują ogarnąć na setki różnych sposobów – od badań, psychologii, po samorozwój, etc.
Wystarcza intencja i odpuszczenie.
10. ,,. Nie mamy wybaczać osobom, które lekko “nas drażnią”. Ich potencjał do naszego uzdrowienia jest niewielki”
no to wspominałem, nie ,,męczę się” już takimi ludźmi i mi się poprawiło o te 10-20%. Niby coś, warto być wdzięcznym i się cieszyć, ale to jeszcze nie to.
To jest dokładnie to.
Na Twoim miejscu bym był podekscytowany, bo zrobiłeś “niewiele”, a ból zmniejszył się o 10-20%. To mało? Uważaj, bo zaraz zjadą się do Ciebie lekarze z całej Europy i będą pytać jak to zrobiłeś. ;)
11. ,,w sytuacji, gdy musimy przebywać z osobą-“demonem”, skupiajmy się na swoich emocjach. Nie na interakcji, słowach, gestach. To nasze WEWNĘTRZNE doświadczenie. Nie angażujmy się w to co się dzieje, nie opierajmy się temu, nie unośmy się dumą, nie nakręcajmy siebie i tej osoby”
Od razu przypomniała mi się kłótnia z matką(o której kiedyś pisałem), że ja wtedy ,,chciałem byc w porządku, być szczerym itp” i to nic dobrego nie przyniosło
Tak, bo nie było akceptacji jej dokładnie taką jaka była.
Zapewne intencją była Twoja duma, pragnienie przyznania Tobie racji.
Szczerość nie jest dobra, gdy nie bierzemy pod uwagę poziomu świadomości drugiej osoby oraz własnej intencji względem niej.
Pomyśl – jakbym teraz zacząć podchodzić do każdego człowieka i mówić mu o Wyższym Ja to ile osób by z tego skorzystało, a ile popukało się w głowę i jeszcze bardziej stawiło opór tej świadomości?
Tak naprawdę moja szczerość i “dobra” intencja spowodowała by więcej zamieszania i globalnego oporu, niż pożytku.
Pamiętajmy, że wybaczenie kończy się w momencie, gdy zrozumiemy, że nie było czego wybaczać i że czujemy już tylko wdzięczność, radość i życzymy tej osobie jak najlepiej w życiu CZUJĄC to w sobie, a nie tylko myśląc o tym.
A jak działamy z poziomu niskich emocji, niskiej świadomości – takie będą rezultaty. Zachowają obecny stan lub go pogłębią.
,,Stawy również symbolicznie ukazują nasze postrzeganie życia i samych siebie.
Staw ogólnie odpowiada za zginanie, ruch, zdolność podnoszenia ciężaru, etc. Słowem – jeśli gdzieś utknęliśmy przez właśnie takie negatywne postrzeganie życia (za duży ciężar, nie mogę się zmienić, ruch w życiu boli, a może po prostu jesteśmy dumni i twardzi jak stal) – wtedy to, co giętkie w ciele da o sobie znać.
Np. korków dlaczego nienawidzisz? Co Ci robią? A no blokują Twój ruch, zabierają czas, odbierają możliwości zmiany, bo nie możesz dotrzeć tam gdzie chcesz.
Ale czy taka jest rzeczywistość czy Twoja historia na temat korków? Korki uczą, by być akceptującym. By kochać siebie w każdej sytuacji. By nie odbierać sobie spokoju, gdy dzieje się na zewnątrz coś niezaplanowanego. Oraz, oczywiście, wyciągnięte są z nas negatywne przekonania o korkach i innych kierowcach.”
Możliwe że tak jest, staram się być akceptujący i kochający ale różnie z tym jest. Szczególnie w gorsze dni(jak dziś) jest ciężej.
,,Brakuje pełnej akceptacji niechęci, świadomego odpuszczenia jej i wyboru nowej intencji”
Czyli jest jeszcze kwestia wyboru pozytywnej intencji za każdym razem. No ok. Kurde wszystko to skomplikowane..
,,Najlepiej wyrazić urazę na kartce papieru. Pozwolić sobie napisać wszystko, choćby nie wiadomo jak było wulgarne i brutalne.
Pozwolić sobie na wszystko na tej kartce papieru. I wtedy z tym zaczynamy pracować.”
W momencie jak się ujawni? Tzn wyrzucam z siebie co mnie boli i pamiętam aby zapisać?
,,Na Twoim miejscu bym był podekscytowany, bo zrobiłeś “niewiele”, a ból zmniejszył się o 10-20%. To mało? Uważaj, bo zaraz zjadą się do Ciebie lekarze z całej Europy i będą pytać jak to zrobiłeś. ;)”
Nie no cieszę się ale to trochę mało, dalej ze mnie taki kaleka do niczego jest. Akurat zjechałem do domu to już słyszę że: ,,mówiłeś że miało być super a widzę jak chodzisz/siedzisz itp”(chyba uszkodziłem dodatkowo plecy na tym złym łóżku w domu rodzinnym)
Tak właśnie myśle czy po prostu nie mam lepszego materaca w Warszawie i po prostu jak tam trochę pospałem to mi się poprawiło. W sumie nie wiem ile jest z tego a ile z tej psychosomatyki
,,Zapewne intencją była Twoja duma, pragnienie przyznania Tobie racji.”
Najprawdopodobniej tak.
Możliwe że tak jest, staram się być akceptujący i kochający ale różnie z tym jest. Szczególnie w gorsze dni(jak dziś) jest ciężej.
Nie staraj się być akceptujący i kochający dla innych ludzi czy wydarzeń zewnętrznych.
Bądź akceptujący i kochający dla tego, co dzieje się w Tobie! Gniew, uraza, unoszenie dumą, wstyd, obwinianie, etc. to tylko przenoszenie na innych naszych wewnętrznych trucizn, których w sobie nie akceptujemy. One w nas rosną przez naszą niezgodę – stawiany im opór. Dlatego – jeśli skupisz się na sobie w tych krytycznych sytuacjach i sobie i swoim emocjom dasz pełną akceptację i miłość – nie będzie różnie. Przestaniesz dawać to innym, a wraz z tym przestaniesz otrzymywać to z powrotem.
Nawet jeśli będziesz miał wpadkę – daj sobie dokładnie akceptację i miłość. Nic więcej nie jest potrzebne.
Gorsze dni to tak naprawdę lepsze dni – bo dają nam potencjał dostrzeżenia w sobie tego, czego nie chcieliśmy nawet widzieć w sobie od lat. Im gorzej się czujemy, tym głębiej zeszliśmy w siebie i oglądamy to, co już w nas było i czemu się opieraliśmy kosztem ogromnej energii, a także sukcesów, szczęścia, a nawet zdrowia.
Przestańmy się temu opierać i stawać na drodze. Zaakceptujmy to i pozwólmy się temu dziać swoim torem.
Czyli jest jeszcze kwestia wyboru pozytywnej intencji za każdym razem. No ok. Kurde wszystko to skomplikowane..
Co jest skomplikowane?
Twój umysł szuka racjonalizacji niechęci do odpuszczenia oporu. Nic więcej się nie dzieje.
Bo umysł sądzi, że akceptacja to BARDZIEJ. Nie. Akceptacja do odpuszczenie stawiania oporu. Tylko opór można stawiać bardziej.
Akceptacja to porzucenie robienia czegokolwiek, starania się, by zrozumieć, by coś zrobić.
Intencja to tylko nasza świadomość tego co robimy i dlaczego przestajemy to robić, robimy dalej lub korygujemy. To nasz wewnętrzny stan, który znajdzie odwzorowanie poza nami.
Intencja to powód – “dlaczego?”. Nic więcej. “Bo jestem ofiarą”, “Bo ludzie są źli” – czyli tego doświadczymy. Naszej świadomości.
Co w tym jest skomplikowanego? Pamiętanie o tym? Skomplikowane jest bycie świadomym? Akceptacja i intencja są skomplikowane? Proszę Cię :)
Skomplikowane jest myślenie cały czas o tym, zadawanie kolejnych pytań komuś, bo cały czas słyszymy nowe pytania w umyśle. Skomplikowane i męczące jest mówienie innym wszystkiego, co pojawi się w naszym umyśle i czekanie, aż ktoś coś z tym zrobi. Skomplikowane jest sądzenie, że kolejne pytania oznaczają kolejne problemy i zagmatwanie. Skomplikowane jest sądzenie, że to jest skomplikowane. Spokój jest skomplikowany? Cisza jest skomplikowana? Nic nie robienie jest skomplikowane? Zaprzestanie robienia czegokolwiek, wliczając obwinianie i opieranie się jest skomplikowane?
W momencie jak się ujawni? Tzn wyrzucam z siebie co mnie boli i pamiętam aby zapisać?
Wystarczy wybrać chęć oczyszczenia się z trzymanych toksyn dla kogoś.
Wziąć kartkę papieru i zapisać, co ego podpowie. Co nas spotkało od tej osoby, co nam zrobiła, czego przez nią nie osiągnęliśmy, w czym nam przeszkadza, itd.
Nie czekaj do ujawnienia się urazy.
Gdy już się ujawni – pozostaje akceptacja i intencja dla swoich emocji. Nie zrzucamy za nie odpowiedzialności, tylko sami decydujemy co z tym zrobić, gdy już to czujemy. Nic nie jest ani winny. Tylko my jesteśmy odpowiedzialni, bo możemy albo postrzegać sytuację jako negatywną i zacząć walczyć z innymi lub stawić opór temu, co inni w nas ujawnią. Tylko my decydujemy jak daleko zajdziemy.
Jeśli chcesz czekać – ego będzie się temu opierać – ujawnieniu emocji.
Ustal intencję wewnętrznego oczyszczenia, przypomnij sobie bolesne sytuacje i zapisz urazę pozwalając sobie czuć to, co się ujawni.
A jak intencja doprowadzi do jakichś wydarzeń z udziałem innych osób – wtedy nie damy rady nic zapisać. No bo co – powiemy np. naszym rodzicom “Słuchajcie, przestańcie na chwilę na mnie krzyczeć, muszę zapisać swoje myśli i uczucia względem was”? Tylko nasza świadomość naszych emocji, obwiniania, użalania, postrzegania jako ofiary może coś zmienić – albo wybierzemy tak postrzegać sytuację albo to zmienimy w trakcie trwania tej sytuacji.
Nie no cieszę się ale to trochę mało, dalej ze mnie taki kaleka do niczego jest.
A jak kaleka do niczego to sory. Nie wiedziałem.
To po co mi czas zabierasz?
Akurat zjechałem do domu to już słyszę że: ,,mówiłeś że miało być super a widzę jak chodzisz/siedzisz itp”(chyba uszkodziłem dodatkowo plecy na tym złym łóżku w domu rodzinnym)
I jak się z tym poczułeś? Jak wybrałeś, by postrzegać siebie i tą osobę w momencie, gdy to usłyszałeś? Co zrobiłeś z odczuwanymi emocjami?
Nie plecy masz uszkodzone ale swoją świadomość na temat tego, co “trzyma Cię w pionie”, a także uszkodzone masz swoje postrzeganie “pleców”, czyli przeszłości, tych, którzy Cię wspierają, świata, itd.
Tak właśnie myśle czy po prostu nie mam lepszego materaca w Warszawie i po prostu jak tam trochę pospałem to mi się poprawiło. W sumie nie wiem ile jest z tego a ile z tej psychosomatyki
Ach, psychosomatyka. No pewnie, jak mógłbym zapomnieć, że chodzi o psychosomatykę i lepszy materac!
No to wydaj teraz 2-3 tysiące złotych na doskonały materac. Na pewno wszystko załatwi.
Btw. nie bez powodu byłem szorstki. Co zrobiłeś z ujawnionymi emocjami czytając moje odpowiedzi?
,,Nawet jeśli będziesz miał wpadkę – daj sobie dokładnie akceptację i miłość. Nic więcej nie jest potrzebne.
Gorsze dni to tak naprawdę lepsze dni – bo dają nam potencjał dostrzeżenia w sobie tego, czego nie chcieliśmy nawet widzieć w sobie od lat. Im gorzej się czujemy, tym głębiej zeszliśmy w siebie i oglądamy to, co już w nas było i czemu się opieraliśmy kosztem ogromnej energii, a także sukcesów, szczęścia, a nawet zdrowia.
Przestańmy się temu opierać i stawać na drodze. Zaakceptujmy to i pozwólmy się temu dziać swoim torem.”
Ok, wydaje mi się że przez ten czas to jakoś do mnie dotarło.
,,Intencja to powód – “dlaczego?”. Nic więcej. “Bo jestem ofiarą”, “Bo ludzie są źli” – czyli tego doświadczymy. Naszej świadomości.”
A ok, czyli chodzi o, jak to nazywam, ,,czujność” po co coś robię. Pamiętam jak np kiedyś chciałem sie zapisać na sztukę walki, nie pasowała mi, ale byłem taki zrozpaczony i myślałem ,,a zrobię coś byle by coś w życiu zrobić” ale jednocześnie pojawiło się takie- nie no, nie mogę robić czegoś czego nie chcę, tylko żeby dostac jakieś ochłapy cudzej akceptacji. Znaczy to był przykład niskiej intencji i połapania się przeze mnie, tak?
,,Skomplikowane jest sądzenie, że kolejne pytania oznaczają kolejne problemy i zagmatwanie. Skomplikowane jest sądzenie, że to jest skomplikowane. Spokój jest skomplikowany? Cisza jest skomplikowana? Nic nie robienie jest skomplikowane? Zaprzestanie robienia czegokolwiek, wliczając obwinianie i opieranie się jest skomplikowane?”
No jest, albo się czymś zajmę, tak żeby uwaga była w pełni zaangażowana, albo jest właśnie to co opisałeś.
,,Wystarczy wybrać chęć oczyszczenia się z trzymanych toksyn dla kogoś.
Wziąć kartkę papieru i zapisać, co ego podpowie. Co nas spotkało od tej osoby, co nam zrobiła, czego przez nią nie osiągnęliśmy, w czym nam przeszkadza, itd.”
Akurat dziś rano zrobiłem coś takiego że postanowiłem nagle zapisywać wszystkie negatywności jakie mi przejdą przez głowę podczas medytacji.
,,Btw. nie bez powodu byłem szorstki. Co zrobiłeś z ujawnionymi emocjami czytając moje odpowiedzi?”
To z kaleką mnie tknęło że się po prostu użalałem jak ofiara
Reszta jakoś nic nie poruszyła
Swoją drogą akurat czytam książkę jednego amerykańskiego lekarza, Johna Sarno, twierdzącego, że bóle placów(i inne, bardzo szczegółowo opisał symptomy i się tam odnalazłem) to zamknięte w nieświadomości negatywne emocje, w szczególności gniew(to ma być najbardziej destruktywne) i także lęk. Wygląda na to że mówi to co Ty tylko że jakoś nie lubisz terminu psychosomatyka a ten doktor ciągle go używa xD
P.S.
Dzięki za odpowiedź, mam nadzieję że terapia w tej książce będzie na tyle dobrze opisana żebym mógł to jako tako zastosować(poprzednia to były ogólniki)
Ok, wydaje mi się że przez ten czas to jakoś do mnie dotarło.
Zrozumienie to jedno. Wiedza nic sama nie zmieni.
Dopiero świadome zastosowanie wiedzy w niezbędnych sytuacjach przyniesie oczekiwaną zmianę.
Świadomość i podjęte działanie da rezultaty. A nie “wiem”. Pamiętaj o tym.
Znaczy to był przykład niskiej intencji i połapania się przeze mnie, tak?
Zgadza się.
Ale czy rozpoznałeś źródło tej niskiej intencji i je skorygowałeś?
Bo jeśli tylko nie wykonałeś działania z niskiej intencji, również niewiele się zmieni.
To z kaleką mnie tknęło że się po prostu użalałem jak ofiara
To powiedziało Twoje ego – “O! To prawie mnie tknęło! Prawie ujawnione zostało moje utożsamianie się z rolą ofiary! Uff!
Na szczęście szybko przystąpiłem do działania, do myślenia i nie ujawniłem poczucia winy i się z niego nie oczyściłem.”
Wygląda na to że mówi to co Ty tylko że jakoś nie lubisz terminu psychosomatyka a ten doktor ciągle go używa xD
Bo psychosomatyka nie rozróżnia psychiki od świadomości. Czyli utożsamia umysł ze świadomością.
Słowem – jak większość dzisiejszych nauk – identyfikuje człowieka z ego.