Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy serię na temat radzenia sobie z porażkami. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jak radzić sobie z porażkami (Część 1)?
► Jak radzić sobie z porażkami (Część 2)?
Im więcej uczę się od ludzi sukcesu, tym więcej widzę nacisku położonego na temat porażek.
Jedni podchodzą do tego – przygotuj się na 99 porażek i 1 sukces. Inni mówią – jeśli chcesz osiągnąć sukces, popełnij więcej porażek, niż ktokolwiek inny. Jeszcze inni – porażka przybliża nas do sukcesu.
Wow!
A ja sądziłem, że porażka źle o mnie świadczy! Tak jak miliony innych ludzi… no i tak faktycznie było dla mnie. Bo nie wyciągałem z porażek poprawnych wniosków i – przede wszystkim – nie usuwałem ich źródła – korzenia, przez który do nich dochodziło.
Tak naprawdę w kółko robiłem to samo. I usprawiedliwiałem to na różne sposoby. Tym samym rezultaty ciągłe miałem te same… tylko bardziej. A to stawało się dla mojego umysłu wystarczającym pretekstem do wciskania mi coraz więcej (i większych) głupot na mój własny temat, świata, innych ludzi, sukcesów, etc.
Do porażek dochodzi, bo pozwalamy działać sabotującym nas mechanizmom – żyjemy nieświadomie, nieodpowiedzialnie i podejmujemy decyzje nie mające doprowadzić nas do sukcesu, tylko by uciec od czegoś, co uznaliśmy za złe, negatywne. Np. zamiast dążyć do osiągnięcia sukcesu finansowego, my dążymy, by przestać odczuwać stres (oczywiście ego oczarowuje nas, że tak tak, gdy tylko zniknie stres, od razu weźmiemy się za obowiązki). Dlatego w wielu artykułach kładłem nacisk na temat intencji i odpowiedzialności.
Mówiłem już nieraz, że niechęć do tego, czego nie chcemy to PRZECIWNY kierunek niż dążenie do tego, czego chcemy.
Tym samym unikanie porażek to droga przeciwna, niż droga do sukcesu.
Jeśli chcemy uniknąć wpadki z pornografią – paradoksalnie zwiększamy prawdopodobieństwo wpadki! Bo opór, niechęć prowadzą do nich. To, co zabezpieczy nas przed wpadką to odpowiednie działanie w sobie. Czasem by je wykonać bardzo pomaga wykonanie jakiegoś działania w świecie – np. opuszczenie pokoju, w którym dochodziło do wpadek, wyjście na spacer i na spacerze zmierzenie się z oporem, wstydem, strachem.
Niechęć do czegoś to jedynie informacja jak skorygować kierunek. To wszystko. Tak samo jak uczucie głodu informuje nas o konieczności zorganizowania sobie posiłku. Nie mamy utrzymywać uczucia braku i liczyć, że ono coś nam da. Większy głód nie załatwi nam posiłku, tak jak większe chcenie nie załatwi nam tego, czego chcemy. Co ciekawe – im większe „niechcenie”, tym większe prawdopodobieństwo, że dojdzie do tego, czego nie chcemy.
Więc niechęć to jedynie informacja. Skoro już wiemy czego nie chcemy, tym łatwiej jest nam wybrać to, czego chcemy.
Zaś utrzymywane uczucie braku doprowadzi nas do dalszych braków.
Bo dojdziemy tam, co utrzymujemy w sobie.
Dlaczego działają w nas mechanizmy nas sabotujące? Bo zostaliśmy ich nauczeni przez innych. A potem nasz własny umysł sam już tego chronił.
Podświadomość zapamiętuje wszystko, co usłyszy, a następnie umysł racjonalny wykorzystuje to, by usprawiedliwiać i tłumaczyć nasze własne wybory (w większości nieświadomie) oraz osiągane rezultaty. Podświadomość pamięta nawet, gdy leżeliśmy sobie w kołysce i jakaś ciotka czy babcia pytała się czy już przechodziliśmy jakąś chorobę. Dziecko od razu zapamiętuje, że w danym wieku czy okolicznościach musi przejść przez jakąś chorobę. I przejdzie przez nią, gdy warunki zostaną spełnione – gdy np. nagromadzimy w sobie wystarczający ładunek wstydu.
Gdy dziecko się pyta czy tata może mu kupić zabawkę, a tata odpowiada, że ich nie stać, dziecko od razu programuje się, że go nie stać. I nie będzie go stać! Czy tata zrobił to specjalnie? Nie. Nie był zupełnie świadomy tego, że jego umysł tylko racjonalizuje opór, strach i negatywne programowanie, którym został niegdyś sam zaprogramowany.
Słowa, których użył nieświadomie użył kiedyś zapewne jego tata. I dlatego obecnie rodzic ma problemy finansowe. I właśnie przekazał je nieświadomie swojemu dziecku tak jak jego tata przekazał je mu.
Większości zostaliśmy nauczeni przez naszych rodziców, którzy również posiedli tę wiedzę od swoich rodziców, etc. Dzisiaj to się trochę zmienia – bo mniej rozmawiamy ze sobą, izolujemy się i uciekamy w internet, telewizję, książki. Więc zmienia się źródło programowania ale samo programowanie pozostaje takie jak zawsze.
Niemniej nikt nie jest winny i wszyscy odpowiadamy za siebie. Powtórzę – jesteśmy niewinni i nieświadomi. To jedyny problem.
Twoje wychowanie nie ma żadnego wpływu na dzień dzisiejszy. Tylko Twoje OBECNE wybory na to wpływają.
Tego nie rozumie współczesna psychologia i psychiatria. Doszukują się przyczyn w wychowaniu. Jedyną przyczyną jest to, co utrzymujemy w sobie TERAZ i co wybieramy TERAZ.
Ludzie naprawdę dojrzali dostrzegli, że –
wszyscy cały czas kreujemy siebie. Zawsze tak było, jest i będzie. Nikt nie kreuje nas za nas.
Rozumiesz?

Dlatego kluczem do zmiany na lepsze jest wzięcie 100% odpowiedzialności za swoje życie, wliczając wszystkie niepowodzenia. Bo rolą niepowodzeń jest informować nas o naszym nieświadomym kierunku. To nie rodzice go wyznaczyli, nie społeczeństwo, nie ustrój, nie kultura. Sami go wyznaczamy w każdej sekundzie. I jeśli nie odpowiadają nam rezultaty nazywane życiem, to my odpowiadamy za jego zmianę. W jaki sposób? Przez zmianę kierunku w sobie. Jeśli nadal będziemy wybierać ucieczkę od tego, co uznaliśmy za negatywne – dojdziemy tylko tam, gdzie jest więcej negatywnego.
Uzależnieni uciekając od wstydu, winy, strachu, oporu, etc. docierają do takiego życia, w którym jest coraz więcej wstydu, winy, strachu, oporu.
A jeżeli utrzymujemy, że to ktoś inny musi się zmienić najpierw, byśmy my przestali cierpieć… to nasz wybór, by czekać. Czekając na kogokolwiek innego, czekamy na samych siebie.
Naturalnie utrzymujemy te niedojrzałe przekonania, bo wierzymy, że są prawdziwe. Ludzie naprawdę w to wierzą! Dlaczego? Bo ludzki umysł jest niewinny i nieświadomy jak dziecko. Zapamięta wszystko i będzie tego chronił.
Umysł zasilany dumą będzie utrzymywał za prawdę wszystko, nawet największe kłamstwo i głupotę.
Najlepiej widać to na przykładzie palenia papierosów. NIKT nie lubi palić papierosów! Nikt nie wyciąga papierosa z uśmiechem – nikt nie robi tego, bo to sprawia mu przyjemność. A jednak setki milionów ludzi powie nam, że to lubią. Nie zmienia to faktu, że WSZYSCY robią to, by uciec od tego, co uznali za negatywne. Bo rolą papierosów jest to tłumić. TO ludzie „lubią” – tego chcą, a nie palenia papierosów. Ludzie dążą do stłumienia tego, czego nie chcą czuć. Gdyby to zniknęło, gdyby nauczyli się tego pozbywać w zdrowy sposób, nagle zniknęłoby to całe „lubienie” papierosów. Umysł automatycznie przestałby tego pożądać i racjonalizować to „lubieniem”.
Dlatego wszelkie używki są tak niebezpieczne – bo z niczego nas nie oczyszczają, a to, co zostało stłumione nadal w nas jest. Ponadto każda używka sama w sobie ma dodatkowo jeszcze szkodliwy wpływ. I oczarowuje nas, że jest źródłem czegoś pozytywnego. Ale nigdy tak nie było.
Dlatego zważajmy na to, co sami chronimy.
Jak wiemy – współczesna historia Polski nie zależy do chlubnych. Większość odważnych, przedsiębiorczych i inteligentnych ludzi zostało wymordowanych lub zginęło w czasie wojen. Potem przyszła (i nadal jest) czerwona fala, która wyprała ludziom umysły jeszcze bardziej. Zasiano w ludziach ziarna negatywności, które cały czas kiełkują, a nasze umysły same tego chronią!
Bo umysł nie potrafi odróżnić prawdy od fałszu. Jeśli coś usłyszał i zapamiętał, od razu zaczął to wyłuskiwać z rzeczywistości. I jak coś takiego znalazł, to od razu krzyknął – „Wiwat! Jest tak jak myślałem! Miałem rację!” Ale to tak jakby ktoś nam powiedział, że na szwedzkim stole jest samo chilli. My szukamy chilli, naturalnie je znajdujemy i na bazie tego stwierdzamy, że wszystkie dania są chilli. Lub nie zasługujemy na inne, tylko na ostre papryczki.
Musimy zrozumieć, że nasze umysły same chronią przekonań, które nie służą życiu – ani naszemu, ani nikogo innego. Bo umysł nie ma zdolności, by odróżnić to, co życiu sprzyja od tego, co mu nie sprzyja. Gdyby tak było, nikt nie paliłby papierosów, ani nie pił alkoholu i nie oglądał porno. Zniknęłyby narkotyki, kradzieże, zbrodnie, wojny, kłótnie, nienawiść. A jednak są, trwają i prosperują.
Przykładowo – przekonanie, że ból jest zły. I że dobre jest unikanie bólu oraz jego źródeł. A gdy ból się pojawi, to należy się mu opierać.
Co proszę??!!!1
To może jeszcze mycie tyłka jest złe?
Wiara w to niedojrzałe i kolosalnie szkodliwe przekonanie, że ból jest zły prowadzi nas w linii prostej do porażki i do jeszcze większego bólu.
Dzisiaj byłem w sklepie i na opakowaniu leku widniał napis – „Pomaga w walce z bólem stawów”. Jejku… przecież ból to już rezultat walki! To, co wspomaga walkę nie jest lekarstwem, tylko bronią! I to niebezpieczną!
Doszło też do takich absurdów, że całe rzesze ludzi myślą, że pieniądze są złe! Że nas korumpują i że trzeba je oddawać, pozbywać się ich. Że nigdy nie wolno sobie pozwolić na bogactwo! I kto nas tego uczy? Magnaci kościoła noszący złote łańcuchy… Wystarczy niepoprawna, często głupia interpretacja Biblii i już mamy przepis na porażkę dla setek milionów.
Do tej pory miliony ludzi sądzi, że przedsiębiorcy i ludzie sukcesu są źli, że to złodzieje.
Weźmy na przykład mnie – wyszedłem własnymi siłami z jednej z najcięższych chorób. Potrzebowałem na to wielu lat bezustannych prób. Poniosłem tysiące porażek. Przetestowałem mnóstwo podejść. W końcu nauczyłem się prosić o pomoc, brać odpowiedzialność. Zmierzyłem się ze swoimi ograniczeniami, które nosiłem od wczesnego dzieciństwa. Przekroczyłem strach. Założyłem firmę. Przez 4 lata pracowałem po kilkanaście godzin z ciężkimi przypadkami uzależnień i nauczyłem się pomagać innym. Nie tylko sobie.
I co? Jestem złodziej, miałem szczęście? Nie. Zapier***m ile sił. Sukces był naturalną tego konsekwencją. Był gwarantowany. Ale nie robiłem w kółko tego samego. Cały czas szukałem tego, co działa. I znalazłem.
Ciekawe, że nadal są ludzie, którzy sądzą, że ja urodziłem się w złotym beciku i że wszystko miałem jak na dłoni. Jeśli to utrzymujemy, jesteśmy dzieckiem, bo wierzymy w bajki.
Bardzo częstym przekonaniem, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością jest, że masturbacja jest zła, grzeszna, etc. Naturalnie sądzą tak wyłącznie ludzie, którzy za jej pomocą zniszczyli sobie zdrowie lub sami masturbowali się już czując wstyd. No ale przecież życie można sobie zniszczyć jedząc za dużo czerwonego mięsa, jajek, a nawet pijąc za dużo wody. Czy więc woda jest zła? No jeśli jesteśmy konsekwentni w swoich przekonaniach, wychodzi, że tak! Przecież można się w niej utopić! I pływają w niej rekiny!
Masturbacja nie jest zła. Złe są tylko nasze intencje – powody, przez które ją uprawiamy. To wszystko. Tak samo jak pieniądze – miliardy ludzi wykorzystują pieniądze mądrze, z troską, z miłością. Cieszą się nimi. A miliardy ludzi jednocześnie sądzi, że od pewnej kwoty (nikt nie wie na pewno od jakiej) pieniądze stają się już złe! I zaczynają niszczyć nas!
No gdyby tak było, to wszyscy bogaci byliby skorumpowani (do czego oczywiście chcą nas przekonać media). Wliczając głowy wszystkich religii. Oznaczałoby, że wszyscy wierzący słuchają się skorumpowanych złodziei. No ale przecież każdy z nas wie, że nie wszyscy są skorumpowani. Więc o co chodzi? Może geny jakoś chronią przed złymi pieniędzmi?
A może po prostu jedni wybrali dojrzałość, a inni nie…?
Każde dziecko, o ile nie zdążyły już się dorwać do niego jakieś bałwany, zaczyna poznawać swoją seksualność od dotyku swoich okolic intymnych. Zaczyna odczuwać przyjemność, zaczyna dostrzegać, że można cieszyć się własnym ciałem i czerpać z niego przyjemność. Powiedzcie mi moi Drodzy – co w tym złego?
Kto ma jakiś sensowny argument przeciwko temu?
Aaaaa, bo można wpaść w uzależnienie! No to podpowiem – w uzależnienie nie wpadamy robiąc coś. W uzależnieni wpadamy robiąc coś Z NEGATYWNYCH INTENCJI!
Jeśli dziecku poznającemu własną seksualność poprzez jedyny możliwy sposób wmawiamy, że robi coś złego – jesteśmy głupcami najgorszego sortu. Bo dopóki tego nie powiedzieliśmy dziecku, jego przyszłość była świetlana. Dopiero dokonując własnej, negatywnej projekcji, spowodowaliśmy, że ono z miłości wejdzie na drogę wstydu, winy, żalu, strachu i nienawiści do siebie samego. Bo nas kocha i wierzy w nasze bzdurne stwierdzenia.
Aby pomóc dzieciom, należy poznać jaką mają świadomość i wiedzę na temat masturbacji i seksualności. Bo przecież rodzice to nie jedyne źródło wiedzy na te tematy. Dzieci bardzo łatwo ulegają otoczeniu, swoim rówieśnikom. Z doświadczenia każdy wie, że większość nie jest dojrzała (i postrzega masturbację jako tabu, jako coś zawstydzającego, złego, grzesznego) i ich opiekunowie również. Więc o ile my możemy do własnych dzieci podchodzić dojrzale i tak znajdą się źródła szkodliwe. Dlatego też regularne, spokojne rozmowy w atmosferze akceptacji są niezbędne, by kierunek naszej pociechy doprowadził ją w stronę zdrowia.
Ponadto musimy mieć pewność, że nasze dziecko nie gromadzi w sobie toksyn emocjonalnych, nie walczy ze sobą, nie utrzymuje w sobie negatywności. Bo będzie zamykać się na świat zewnętrzny i jedynym źródłem przyjemności stanie się tłumiąca adrenalina uzyskiwana poprzez np. samogwałt czy robienie czegoś społecznie (lub tylko w danej rodzinie) uznanego za złe, grzeszne, czasem niebezpieczne, etc. Adrenalina bardzo silnie tłumi niskie emocje, przez co na moment przestajemy je czuć. Ale z niczego nas nie oczyszcza.
Ja np. próbowałem pozbyć się strachu skacząc na bungee, którego śmiertelnie się bałem. I o ile przestałem już bungee postrzegać jako niebezpieczne, zagrażające życiu, niewykonalne, o tyle nagromadzony strach nigdzie nie zniknął.
Nikt nie uzależnił się od masturbacji, bo tak ją polubił. Ludzie uzależniają się od masturbacji, bo wykorzystują ją, by stłumić wstyd, winę, opór, apatię, żal, strach, gniew, ból. Czyli wykorzystują ją, by uciec od tego, co uznali za złe. TO – ich INTENCJA – prowadzi ich do porażki. A nie niewinna masturbacja.
Dlatego setki milionów ludzi pijących alkohol nie uzależniło się od niego, a setki milionów tak. Bo mieli różne intencje.
Ten, kto masturbuje się naprawdę szczerze, by dać sobie przyjemność nigdy się nie uzależni od masturbacji. Bo nie będzie miał takiej potrzeby. Gdybyśmy raz doświadczyli miłości z samym sobą, zobaczylibyśmy, że to wspaniałe doświadczenie, które energetyzuje nas, wzmacnia, odkrywa w nas nieskończone źródło energii. Nie obciąża nas, nie zamyka, nie wzmacnia urojenia, że pozbawia nas negatywności. Dlatego przestajemy tak naprawdę masturbacji potrzebować – bo oczyszczamy się wewnętrznie, a nie obciążamy.
Wszystko zależy z jakich intencji to robimy i co inwestujemy – dodajemy – w daną czynność. To samo tyczy się pieniędzy, seksu i wszystkiego innego.
Ale jeśli żyjemy nieświadomie, niedojrzale i nasze rezultaty są przez to niskiej jakości, nasz umysł nie ma wyjścia, tylko zaczyna szukać ku temu wytłumaczenia.
Przed sekundą przeczytałem na Youtube komentarz pod filmem pewnego Youtubera. Youtuber ten otrzymał 3 dni przed premierą produkt od firmy w celach zrecenzowania. Naturalnie bardzo wysoko ocenionym komentarzem był – „Pofarciło się draniowi i może on potestować to przed wszystkimi innymi!”. A teraz spójrzmy na fakty – Youtuber ten ma ponad pół miliona subskrypcji. Ma ponad 5 500 filmów z czego wiele ma 3-8 godzin. Swój kanał prowadzi od lat. Udziela się, jest pozytywny, ma swój styl, jest rzetelny. Nie dziwne, że firma z radością wysłała mu swój produkt przed premierą. A jednak ludzie dalej bełkoczą – „On to ma szczęście”. Bo utrzymują dziecinne przekonanie, że aby odnieść sukces trzeba mieć szczęście. I jak ktoś sukcesu nie odniósł to znaczy, że nie ma szczęścia, że życie jest niesprawiedliwe. Że to zależy od czegoś z zewnątrz. Ano nie. Pamiętam, że nieraz Youtuber ten nagrywał filmy nawet będąc chorym.
Jedziemy dalej.
Powstały całe filozofie na temat sensu cierpienia!
To tak jakby powstały filozofie na temat sensu pieczenia tyłka, gdy go nie podcieramy po załatwianiu się. Naturalnie możemy jakoś sobie wytłumaczyć pieczenie dupska i nadać temu jakiś metafizyczny sens. A możemy dostrzec, że jesteśmy idiotą, bo się nie podcieramy dokładnie.
I powstały takie filozofie na temat biedy, wychowania, miłości, seksu, sukcesu… tysiące, jeśli nie miliony urojeń, często szaleńczych.
Gdybyśmy wybrali 100% szczerości, dostrzeglibyśmy, że nasz umysł chce w nie wierzyć, by uniknąć odpowiedzialności za własne wybory. No bo łatwo powiedzieć, że nas rodzice nie wychowali, nie nauczyli. To ja się pytam – skoro coś nam nie odpowiada, to dlaczego tego nie zmienić? Ile jeszcze będziemy narzekać, użalać się i obwiniać? Nie lepiej ten czas przeznaczyć na skorygowanie siebie samego?
Dajmy spokój innym.
Ale dla wielu wystarczy takie ziarenko plus racjonalizacja dla umysłu – że Bóg wynagrodzi nasze poświęcenie i cierpienie – i już sami zadbamy, by nadmiaru pieniędzy się pozbywać. Bo wierzymy przy okazji, że nadmiar pieniędzy jest grzeszny, niebezpieczny.
Pełno ludzi mówi, że to świat jest zły, pełen pułapek, zła… Naprawdę? Dlaczego? Bo to pokazują w telewizji co wieczór? No ja też co wieczór mogę zajrzeć do lodówki i patrzeć wyłącznie na czosnek. Czy to oznacza, że mam tylko czosnek i muszę go jeść codziennie i zniszczyć sobie nerki? Ludzie tak właśnie robią – niszczą sobie nerki tylko dlatego, bo patrzą wyłącznie na czosnek. A potem obwiniają czosnek, Boga, samych siebie. Ale żeby wziąć odpowiedzialność na co patrzą i co wybierają to już nieeeee.
No to skoro to wiemy, to możemy tego unikać i kierować się tam, gdzie jest dobro, piękno, radość. A jak nie widzimy – sami to stwórzmy. Jeśli faktycznie mamy tylko czosnek, co za problem, by to zmienić?
Więc zamiast wziąć odpowiedzialność za pieniądze i na co je wydajemy, zamiast nauczyć się nimi mądrze zarządzać, my wolimy oddać odpowiedzialność za nie (np. rządowi, tzw. gospodarce) i same pieniądze przy okazji (np. na papierosy). A potem jeszcze będziemy się cieszyć, że tak szlachetnie cierpimy, że bieda nadaje nam wartość, że jesteśmy tak bardzo duchowi, etc.
Ludzie wierzący oddadzą je na kościół, ludzie niewierzący na programy samorozwojowe, używki, bilety do kina, leki.
Swoją drogą – czy jest choć jeden przykład – jeden człowiek, który może potwierdzić, że Bóg nagradza cierpienie i poświęcenie? Hmm?
Mało kto INWESTUJE SWOJE pieniądze W SIEBIE.
Bo od małego zaszczepiane w nas jest przekonanie, że egoizm jest zły. Zastanówmy się troszeczkę – czy możemy dać komuś coś, czego sami nie mamy? Nie. Więc jeśli nie zadbamy o siebie, jakże możemy zadbać o kogokolwiek innego?
Dlatego też należy przyjrzeć się naszej definicji egoizmu. Właściwie rozumiany egoizm oznacza nadawanie mądrych priorytetów. Najpierw zadbajmy o źródło naszych dochodów – by były wystarczające do życia na godnym poziomie, a nadmiar możemy wtedy oddać na np. cele charytatywne. Oddawanie pieniędzy, których brakuje nam nie uszlachetnia nas, tylko świadczy o tym, że jesteśmy idiotami. Nieświadomymi, niewinnymi ale jednak idiotami. Nasze poświęcenie jest idiotyczne. Jest głupie, niedojrzałe i nic tak naprawdę nie zmienia. Bo nie zmienia nas na pozytywne, bardziej dojrzałe, tylko utrzymuje nas coraz silniej w niedojrzałości i iluzjach.
Tak samo z akceptacją i miłością. Najpierw zadbajmy o nie dla siebie. No bo kto zainwestuje w brak? Czy jakakolwiek kobieta uzna za mądrą inwestycję oddanie, zaangażowanie w mężczyznę, który utrzymuje braki w kluczowych aspektach dotyczących relacji? Czy ktokolwiek widział, by ktokolwiek dolewał wody do studni? To studnia ma być źródłem wody! Dlatego, jeśli wody nie ma, należy znaleźć blokadę i ją usunąć.
A jeśli liczymy, że ktoś da nam miłość i akceptację to tak jakbyśmy liczyli, że ta osoba będzie dolewać wody do naszej pustej studni. Taki związek nie rozkwitnie. Dlatego dojdzie do jego rozpadu. Bo ta „porażka” ma zakończyć głupi mechanizm, który nie daje nikomu nic dobrego. Przynajmniej jedna osoba traci. Dlatego to, co nie sprzyja życiu, kończy się.
Z tego samego powodu dochodzi do chorób. Jeśli nie sprzyjamy swojemu życiu poprzez utrzymywanie w sobie negatywności, niedojrzałych, nieraz bardzo wrogich dla siebie i innych postaw, pojawia się choroba. Bo to informacja, że albo my zakończymy to co nie sprzyja życiu, albo zostanie to zakończone za nas.
Niczym się to nie różni od jeżdżenia samochodem nie tankując. W pewnym momencie nasz samochód stanie i tyle. Jeśli nie uzupełnimy benzyny, olejów i innych płynów, zaczną psuć się różne układy i samochód również stanie. A jeśli dodatkowo dolewalibyśmy wody do benzyny – do uszkodzeń doszłoby dużo szybciej.
Dlatego też należy nauczyć się poprawnie odczytywać sygnały płynące ze świata i z naszego ciała. Myśli to nie takie sygnały. Myśli należy kompletnie ignorować.

Poszukaj pomocy

Ważne, że wyzdrowiałeś Piotrek. Co byśmy zrobili. Chcę Ci powiedzieć, że jesteś potrzebny mi, czy innym oczywiście. :) Nie wierzę w żadne zabobony boskie, ale uświadamiasz mnie, że człowiek może być czymś więcej, niż tylko istotą fizyczną. Jestem w stanie doświadczyć duchowości? Co to jest w ogóle?
Porażki są rezultatem naszych błędnych działań, ale również przede wszystkim, jak spostrzegamy siebie w środku. Bo powiedzmy sobie szczerze, co osoba nienawidząca się osiągnie w życiu? Rozpisze kroki przybliżające do celu i specjalnie spieprzy sprawę, aby tylko nie skosztować przypadkiem życia na wyższym poziomie, ponieważ na to nie zasługuje. Pójdzie po alkohol i będzie siedział przed telewizorem cały dniami…
Ważne, że wyzdrowiałeś Piotrek.
Ale co to jest zdrowie?
To nie oznacza, że cały czas czuję się jak mistrz świata. Nie.
To stan, w którym akceptujemy siebie takimi jakimi jesteśmy i kierujemy się pozytywnymi intencjami wobec siebie i innych.
Co byśmy zrobili.
Jakoś beze mnie świat dawał sobie radę i każdy też.
Chcę Ci powiedzieć, że jesteś potrzebny mi, czy innym oczywiście. :)
To tymczasowe. Wkrótce zaczniesz kierować się tym, co wewnętrzne i dobre dla Ciebie.
Nie wierzę w żadne zabobony boskie,
I dobrze. Bo zabobon to zabobon.
Natomiast czym innym jest doświadczalna Rzeczywistość.
ale uświadamiasz mnie, że człowiek może być czymś więcej, niż tylko istotą fizyczną.
Nie może, tylko jest niezależnie czy w to wierzymy, czy nie.
Jestem w stanie doświadczyć duchowości? Co to jest w ogóle?
-> Moduł 11 i 12.
Porażki są rezultatem naszych błędnych działań, ale również przede wszystkim, jak spostrzegamy siebie w środku.
Nie.
Porażki są rezultatem działania z negatywnej intencji.
Wtedy porażką może być nawet sukces, który staje się rozczarowaniem na oczarowanie.
Bo powiedzmy sobie szczerze, co osoba nienawidząca się osiągnie w życiu?
To co wybierze.
Wiele osób, które się nienawidzą ma pełno seksu, mnóstwo pieniędzy, nawet poważanie i szacunek.
Ale wewnętrznie czują się puści.
Rozpisze kroki przybliżające do celu i specjalnie spieprzy sprawę, aby tylko nie skosztować przypadkiem życia na wyższym poziomie, ponieważ na to nie zasługuje. Pójdzie po alkohol i będzie siedział przed telewizorem cały dniami…
To tylko jedna z wielu możliwości.
Są ludzie, którzy się nienawidzą, a zapierdalają każdego dnia po kilkanaście godzin i mają pozytywne rezultaty. Ale to jak je sami odbierają to zupełnie inna sprawa.
Zacząłem chodzić na spotkania SLAA.
Mam za sobą 3 meetingi. Najtrudniej było się przełamać za pierwszym razem, aby powiedzieć o swoim problemie. Potem było znacznie lżej. Opowiadałem jak uzależniłem się od pornografii i jak wyglądało mniej więcej moje życie. Kilka osób mnie słuchało. Zauważyłem, iż przez to, że się wygadałem po raz pierwszy w życiu o tym, co mi dolega, automatycznie spowodowało obniżenie się bólu psychicznego.
Spotykamy się raz w tygodniu, jak się okazało jestem najmłodszy w grupie. Od dziecka zawsze miałem problem, aby coś o sobie powiedzieć wśród obcych mi ludzi, po prostu nie potrafiłem się otworzyć i zawsze zapominałem języka w gębie. Nienawidziłem po prostu mówić o sobie. Tutaj było całkiem inaczej, bo nie dość, że o sobie mówiłem, to wylałem z siebie rzeczy, o których nigdy bym nie wyrzekł wśród grupy przypadkowych ludzi. Bardzo się ucieszyłem, że znalazłem grupę, która mnie nie potępia i nie naśmiewa się ze mnie.
Dziś idę znowu i już nie mogę się doczekać, dlatego każdemu polecam spotkania SLAA, bo uzależnienie od porno jest rodzajem uzależnienia od seksu.
Zacząłem chodzić na spotkania SLAA.
Mam za sobą 3 meetingi.
Brawo!
Najtrudniej było się przełamać za pierwszym razem, aby powiedzieć o swoim problemie.
Właśnie dlatego było Ci trudno, bo zamiast odpuścić opór, Ty próbowałeś go przełamywać.
Potem było znacznie lżej. Opowiadałem jak uzależniłem się od pornografii i jak wyglądało mniej więcej moje życie. Kilka osób mnie słuchało. Zauważyłem, iż przez to, że się wygadałem po raz pierwszy w życiu o tym, co mi dolega, automatycznie spowodowało obniżenie się bólu psychicznego.
Obniżenia bólu psychicznego nie spowodowało to, że opowiedziałeś o tym ale to, dzięki czemu w ogóle pozwoliłeś sobie na mówienie o tym – puszczenie się oporu i wstydu.
Spotykamy się raz w tygodniu, jak się okazało jestem najmłodszy w grupie. Od dziecka zawsze miałem problem, aby coś o sobie powiedzieć wśród obcych mi ludzi, po prostu nie potrafiłem się otworzyć i zawsze zapominałem języka w gębie.
Ależ oczywiście, że potrafiłeś!
Ale nie chciałeś.
I zamiast swobodnej ekspresji, Ty skupiałeś się na wewnętrznej walce z tym, co czułeś.
Nienawidziłem po prostu mówić o sobie.
Nie.
Nienawidziłeś tego, co czułeś, gdy miałeś coś mówić.
Intencja, by opowiedzieć coś o sobie ujawniała nagromadzone obciążenia – wstyd, winę, opór, żal, gniew, dumę.
I Ty zamiast to uwolnić, walczyłeś z tym, opierałeś się.
I nienawidziłeś tej walki ale umysł projektował to na czynność mówienia.
Wierząc, że nienawidzisz mówić o sobie, opierałeś się temu jeszcze bardziej. Czyli jeszcze bardziej opierałeś się temu, co czułeś.
Tutaj było całkiem inaczej, bo nie dość, że o sobie mówiłem, to wylałem z siebie rzeczy, o których nigdy bym nie wyrzekł wśród grupy przypadkowych ludzi. Bardzo się ucieszyłem, że znalazłem grupę, która mnie nie potępia i nie naśmiewa się ze mnie.
A ile osób Cię do tej pory potępiało i naśmiewało się z Ciebie.
Pół procenta z tych, które poznałeś? 0,1%? Mniej?
Ty trzymałeś w sobie całe życie wstyd, winę, żal, opór, strach i nie pozwalałeś sobie ich odpuścić, bo umysł Cię przekonywał, że np. ktoś Cię wyśmieje.
No i co z tego?
Przecież prędzej czy później zawsze spotkamy jakiegoś idiotę.
No ale taka sytuacja wyciągnęła by z Ciebie wstyd, winę, strach, opór, etc.
A tego nie chciało Twoje ego.
Dziś idę znowu i już nie mogę się doczekać,
Widzisz jak wygląda wzrost świadomości?
Najpierw opór, wstyd, strach.
Potem ego walczy, by tego nie odpuścić.
A potem nie tylko opowiadasz chętnie, mniej Cię boli ale nawet nie możesz się doczekać kiedy kolejny raz będziesz mógł to zrobić.
Tak samo może być w KAŻDYM obszarze Twojego życia.
dlatego każdemu polecam spotkania SLAA, bo uzależnienie od porno jest rodzajem uzależnienia od seksu.
To dwa zupełnie inne uzależnienia.
Osoba uzależniona od porno ma w sobie tyle wstydu, że nie pozwala sobie na kontakt z żywą osobą.
Uzależniony od seksu przynajmniej potrafi do seksu doprowadzić.
Więc o ile mechanizmy uzależnienia są identyczne, to to co je zasila jest zgoła inne i potrzebne jest nieco inne podejście.
Witam Piotrze dodam, że oczyszczam się codziennie przez ponad miesiąc z napięcia w ciele i nadal jeszcze ono jest lecz zostały resztki w okolicach serca.Pomyśl ile musiałem stłumić emocji skoro cały mój organizm był pełen napięć/oporu.Weż tu żyj normalnie skoro całe wnętrze choruje i naprawde trzeba się oczyszczać każdego dnia, żeby były zamiany.
Witam Piotrze dodam, że oczyszczam się codziennie przez ponad miesiąc z napięcia w ciele i nadal jeszcze ono jest lecz zostały resztki w okolicach serca.
Przynajmniej na razie tak to wygląda.
W całym tzw. ciele subtelnym – emocjonalnym ciele aurycznym – są nagromadzenia wszystkich niskich energii, które w sobie zamknęliśmy.
Na razie oczyszczasz się z obecnych warstw. Ale jeszcze są kolejne i kolejne.
Nie oznacza to, że musisz najpierw wszystko oczyścić, by żyć swobodnie.
Już zaczynasz żyć coraz bardziej swobodnie i radośnie. Mówię to w kwestii, by ego nie wykorzystało Twojego zaskoczenia, że tyle się nauwalniałeś, a tu znowu czujesz to samo np. za rok.
Pomyśl ile musiałem stłumić emocji skoro cały mój organizm był pełen napięć/oporu.
Wiem dobrze, bo sam to przechodziłem i każdy Uczestnik WoP też się z tym mierzył.
Weź tu żyj normalnie skoro całe wnętrze choruje i naprawde trzeba się oczyszczać każdego dnia, żeby były zamiany.
Bo uwalnianie rozładowuje nagromadzone ładunki emocji i oporu. A gromadziliśmy je przez lata i każdego dnia walczyliśmy, by pozostały stłumione – nieświadome.
Dlatego teraz uwalniają się w trybie przyspieszonym.
Dokładnie każdego dnia po troszku i będzie coraz lepiej.Zrobiłem coś czego bym nie zrobił przed uzależnieniem więc jest dobrze i to dopiero początek drogi.