Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Dzisiejszy artykuł zainspirował nieżyjący już Jim Rohn – mówca motywacyjny, człowiek sukcesu w wielu dziedzinach – w tym zarówno biznesowej jak i relacji.
Jim Rohn – postać warta posłuchania i naśladowania.
Przedstawił on na jednym wykładzie coś, co nazwał chorobami charakteru.
Postanowiłem rozwinąć ten temat i zaprezentować go w kontekście mechanizmów prowadzących i utrzymujących uzależnienia. Bo dotyczy on większości ludzi na Ziemi. A ja wymienione choroby miałem wszystkie.
Jako, że tekstu jest dużo, artykuł ten podzielę na kilka części. Śmigamy z tym koksem!
Przede wszystkim – co to w ogóle jest choroba?
Najpierw odpowiedzmy na pytanie – jaką definicją choroby MY się posługujemy? Bo jeśli nasza definicja jest błędna, automatycznie nasze podejście do chorób będzie nieodpowiednie, a tym samym bardzo trudno będzie nam je wyleczyć. Lub nigdy tego nie zrobimy i uznamy to za nasz smutny los/geny/wychowanie, i tym podobne, powszechnie powtarzane bzdury.
A oto moja definicja choroby, która mi służy –
choroba to biologiczna informacja o utrzymywaniu w sobie dwóch rodzajów niskich jakości energii nazywanych emocjami i oporem oraz negatywnych programów zbudowanych/opartych o te energie.
Organizm zasilany/ograniczany oboma rodzajami blokad przez pewien, odpowiednio długi okres czasu tworzy tzw. choroby jako informację zwrotną odczuwaną w ciele.
Choroba, czyli disease w języku angielskim oznacza dosłownie brak spokoju. Zauważmy więc, że do choroby prowadzi utrzymywanie w sobie jakości, które w esencji oznaczają brak spokoju. A co robi większość osób – chorobą usprawiedliwia dalsze utrzymywanie w sobie braku spokoju i zrzuca to na chorobę!
Co zazwyczaj słyszymy od lekarza? “Proszę odpoczywać, nie męczyć się”. Słowem – “Proszę przywróć W SOBIE spokój”. Ta porada jest często ważniejsza od przepisanych leków. Co NIE oznacza, że leków mamy nie przyjmować, bo jakiś koleś napisał coś fajnie brzmiącego na internetowym Blogu.
Tworzenie/manifestowanie chorób dzieje się “samo” tak jak tworzone jest nasze życie. I działa też identycznie jak “mechanizm tworzenia” różnych sytuacji w naszym życiu (a przynajmniej jego część). Manifestują się one na podstawie tego, co nosimy W SOBIE. Nikt mi nie powie, że chorobliwa otyłość to efekt jakiejś bakterii, wirusa czy genu (niektórzy próbują to tak tłumaczyć). Chorobliwa otyłość to rezultat pożerania zbyt dużych ilości jedzenia, zazwyczaj by przestać czuć brak spokoju. Mylimy więc uczucie głodu z uczuciem oporu.
Ponownie przypomnę o tym jak ważne jest nauczyć się odczuwać.
Im “gorsza” choroba, tym silniejszy sygnał o konieczności dokonania ODPOWIEDNICH zmian – wyznaczenia nowego kierunku – jak i konieczności wewnętrznego oczyszczenia z tego, co już w nas zalega. A jak wyznaczyć odpowiednie zmiany? Uświadamiając sobie faktyczne źródło problemu.
Proste – jeśli nie zatankujemy to deska rozdzielcza samochodu poinformuje nas o tym w formie zapalonej lampki. Jeśli mimo to nie zatankujemy, pojawią się kolejne zaburzenia. W końcu samochód stanie.
Czy to katastrofa i nasz smutny los? Nie. To naturalna konsekwencja zaniedbania i ignorowania sygnałów – informacji – dawanych przez mechanizm w samochodzie. Zarówno nasz organizm, psychika i życie dają nam takie sygnały. Tylko oczywiście większość ludzi albo je kompletnie ignoruje i wypiera, albo błędnie interpretuje.
W kontekście zdrowia – jeśli utrzymujemy w sobie braki, w końcu nasz “samochód stanie”. Np. umrzemy “przedwcześnie”. Albo będziemy biedni, bez energii, samotni, często chorzy, itd.
Dlaczego nie dziwi nas to w przypadku samochodu, a odnośnie własnego życia nagle staje się niezrozumiałą tajemnicą, niepojętymi, pokrętnymi drogami, który rzekomo wiedze nas niesprawiedliwy Bóg, zły/smutny/tragiczny los czy cokolwiek innego? Ktoś się kiedyś nad tym zastanawiał? Jeśli posolimy sobie herbatę, to będzie paskudna i nikogo to nie zdziwi. Dlaczego więc dziwi nas, że życie mamy paskudne jeśli dodajemy do niego paskudne składniki? Nie zrobimy smacznej zupy ze starych ogórków jak i nie zrobimy zdrowego, radosnego życia z narzekania i użalania się.
Jeśli nasz samochód pokazuje nam brak benzyny to co robimy? Czytamy o oleju? Marzymy? Fantazjujemy? Chcemy? Pragniemy? Użalamy się nad przeszłością i tym jak setki razy sygnalizował nam brak benzyny?
Nie – spokojnie szukamy stacji benzynowej i tankujemy. Bez żadnej dodatkowej i zbędnej filozofii. Naturalnie trzeba też zapłacić ale to bierzemy pod uwagę podczas kupna samochodu. A potem jedziemy dalej. A jak ktoś kupił sobie samochód licząc, że nie trzeba będzie już wydać ani złotówki i jeździć sobie nim przez 60 lat, no to im szybciej się rozczaruje, tym lepiej!
Natomiast od małego jesteśmy programowani drastycznie niepoprawną definicją czym są choroby. I ta jedna definicja powoduje, że nigdy tak naprawdę nie “tankujemy”. Zamiast tego walczymy z zapaloną lampeczką informującą, że pora się zatrzymać i uzupełnić paliwo. Walczymy z sygnałami, które nakierowują nas na to, co ważne! Nienawidzimy ich! Boimy się ich, wypieramy je, zwalamy na innych, zazdrościmy, że inni jadą bez tych sygnałów… a kto przy zdrowych zmysłach zazdrościł tym, co jadą, gdy sam musiał zatankować? Kto zjeżdżając na stację benzynową złorzeczył tym, co zasuwają po jezdni z pełnymi bakami?
To bardzo prosty i skuteczny mechanizm sabotowania ludzi – walka z sygnałami, z informacjami. Byśmy poświęcali czas, energię, pieniądze na robienie tego, co nic nam nie daje i nas nie rozwija! Co więcej – pogrąża nas coraz bardziej w iluzjach i nieprawdzie.
I wszystkim to pasuje! Bo państwo ma dzięki temu wiecznie nienasyconych, potrzebujących konsumentów, korporacje kontrolę nad ludźmi. A ludzie mogą się użalać, traktować jak ofiary i robić różne fajne rzeczy jak picie, palenie, oglądanie porno, telewizji, użalanie, etc. :)
I tylko niewielki procent ludzi wyrósł z tego i zaczął się rozwijać, służyć ludziom, pozytywnie wpływać na ten świat. Reszta można rzec to drapieżniki – stworzenia na bardzo niskim etapie rozwoju, bo nie dostrzegają W SOBIE źródła swojego przeżycia. Wierzą, że wszystko, co ważne jest w świecie, a nie w nich. Także źródło ich własnej wartości, akceptacji, etc. I, co najlepsze – nie żyją sprawiedliwie – nie dają od siebie przynajmniej tyle, ile chcą wziąć. Tylko dają minimum i chcą wziąć jak najwięcej. I mają na to różne usprawiedliwienia. Co jedno to lepsze.
Wielu zabiera i nazywamy ich bandytami, złodziejami, itd. Wiele osób samych siebie nazywa przeróżnymi i nieraz wulgarnymi określeniami. Bo to już działa ten mechanizm sabotowania siebie.
Zwykła krowa (która dla wielu jest głupim bydlęciem do zarżnięcia i zjedzenia) jest mądrzejsza od ponad 80% ludzkości! I sposób w jaki żyje jest o niebo bardziej dojrzały. Trawa, którą zjada odrasta bardziej zielona, bo ją nawozi. Nikomu nie odbiera życia, by przeżyć. Daje więcej, niż bierze. Jest spokojna, nikomu nie szkodzi. Nie oszukuje. Kocha swoje potomstwo i dba o nie. Nie ocenia. Nie wartościuje. Nie trzyma uraz. Daje radość, potrafi się bawić… A dla ludzi jest czymś do zarżnięcia i tyle… Oczywiście zaraz od kogoś usłyszymy, że bąki krów są bardzo złe… i koniec mojej argumentacji, a osoba ta dumnie rozsiada się i przybija sobie mentalnie piątkę jak mnie zagięła.
Niektórzy ludzie, którzy kochają krowy nazywają je “mlecznymi pieskami”. :)
Mówię to, by pokazać różne poziomy ludzkiego programowania prowadzące do wiecznego robienia tego, co tak naprawdę nic nam nie przynosi. A wszystko co robimy wiąże się na tym świecie z konsekwencjami. Więc niezależnie jak je usprawiedliwimy, konsekwencje i tak przyjdą. Zwykłe wmówienie nam, że krowa to głupie bydle już pozbawia nas postawy współczucia, zdrowej wdzięczności i wybaczania sobie, że nie potrafimy lepiej, niż zjadać mięso żywej, inteligentnej istoty. Niby taka pozornie niewielka rzecz, a przesłania nam niezwykle zdrową, korzystną postawę, która przyniosłaby nam ogromne korzyści we wszystkich obszarach życia.
Inny przykład – “rodzice nie wychowali mnie, bym walczył o swoje”. I przez to niewiele osiągnęliśmy, byliśmy nawet poniewierani przez rówieśników, a dziś mamy niewiele z tego, co pragniemy i tylko użalamy się, zazdrościmy innym i nienawidzimy tych, co to mają i/lub zrobili nam krzywdę nawet wiele lat wcześniej.
NIEZALEŻNIE jakie były przyczyny – użalanie prowadzi do obniżenia naszej energii, a nawet chorób. Zazdrość odpycha od nas to, czego pragniemy i czego nie mamy. A nienawiść spala nas od wewnątrz i przesłania nam rozwiązania i proste, a skuteczne odpowiedzi na nasze problemy. I co? Dalej wolimy obwiniać, nienawidzić, użalać się i sądzić, że my tacy niewinni, takie ofiary i nam się należy sprawiedliwość?
Bardzo inteligentna osoba powiedziała, że najlepszą formą zemsty jest odnieść ogromny sukces! A jednak ludzie nie tylko odmawiają sobie sukcesu ale utrzymują w sobie trucizny i jeszcze dumnie się z tego cieszą!
Jeszcze inny przykład bardzo skutecznego i niedostrzegalnego dla większości sposobu na nasze sabotowanie – poranne czytanie gazety! Wielu (większość) dorosłych ludzi czyta do śniadania, do porannej kawy gazetę z wiadomościami. No bo przecież “muszą wiedzieć, co się dzieje w świecie/w życiu”. Ale czy naprawdę to się dzieje w świecie o czym czytają?
Każdy dojrzały człowiek sukcesu uczy nas, że mamy w życiu to, co wybierzemy. Jakie więc gazety wybieramy? O czym w nich czytamy? O tragediach, porażkach, bólu, cierpieniu, mordowaniu, nienawidzeniu, urazach, zemstach, gniewie, pożądaniu, strachu, winie, problemach… i ktoś to powybierał z nieograniczonej rzeczywistości i nazywa “faktami” lub “światem”! Z milionów różnych zdarzeń wydarzających się każdego dnia  (z których większość jest pozytywna!) wybrano 100 negatywnych i 1-2 pozytywne! I przekonujemy się każdego dnia, że taki jest bilans rzeczywistości – negatywny. A to po prostu bezwzględne i niezwykle negatywne programowanie nieprawdą! Bardzo sprytnie wyselekcjonowaną.
Tak większość ludzi rozpoczyna KAŻDY swój dzień! Oglądają “wiadomości” i czytają gazety przesiąkając wizją tragedii, bezsensu, apatii, bezsilności, gniewu, przekonań, że osiągnięcie sukcesu jest trudne… ba! że wszystko jest bardzo trudne!
I sądzą, że poznają fakty na temat rzeczywistości. A potem ich własne doświadczenia stają się potwierdzeniem tego, o czym czytali. Ich dumne i nieświadome umysłu mówią – “No tak, w końcu jest jak uważałem(am)”. Ale jest zupełnie odwrotnie – jest tak, BO tak uważałeś(aś)!
Jesteśmy programowani tym, co negatywne, by zatrzymać nas w bezsilności i zależności od tego, co oferuje państwo (często też kościół). Państwo nie oferuje rozwiązań! Tylko rozpraszacze. Państwo oferuje znieczulenie na złamanie ale nie oferuje leczenia! Rozumiemy różnicę? Dlaczego więc liczymy, że znieczulenie nastawi nam złamaną kość?
Co to jest informacja? To jak znak drogowy – informuje nas (dla naszego dobra) czego możemy się spodziewać i jakich korekt dokonać – np. zmniejszyć prędkość, bo czeka nas ostry zakręt.
Czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach gniewałby się na znak ostrzegający przed ostrym zakrętem i uważał go za zły, a swój los za smutny, bo trzeba zwolnić, by nie wypaść z jezdni?
Oczywiście sztuką jest odróżnić informację korzystną od niekorzystnych. Najlepiej jest spojrzeć na swoje życie i jak odbiega od naszego wymarzonego ideału. Jeśli bardzo, no to wiemy, że pewnie przynajmniej 90% informacji jakie mamy i poznajemy oraz z jakich już korzystamy jest niekorzystnych! Więc warto zmienić przynajmniej 90% źródeł, z których bierzemy informacje! Kto jest gotowy na taką zmianę? A kto dalej będzie wybierał to samo? Nie mówię, że trzeba od razu zmienić te 90%. Może wystarczy 5% każdego roku? No ale nikt tego nie zrobi za nas.
Niesamowitym jest jak słyszę jakimi informacjami karmią się ludzie – a że nowa choroba, a że dieta wegańska szkodzi, a że wojna tu, a że nowa bakteria, a że wypadek tam, a że katastrofa jeszcze gdzie indziej! I oczywiście 500+, więc mimo wszystko jest wspaniale! No tak – jedna “dobra” wiadomość w gąszczu 100 niezwykle negatywnych i uważamy to za pozytywny bilans. Tak ślepi jesteśmy! Tak się zaniedbujemy!
Tylko wczoraj znajoma mi pisze – “Jestem z rodziną nad jeziorem – wszystko super, ciepło, jedzenie, tylko wkurzeni jesteśmy, bo niedaleko nas przyszli ludzie z wielkim psem”. I już skupiają się na tym psie, zamiast odpoczywać!  Jedna psinka psuje im cały dzień! Oczywiście dupy nie ruszyli nieco dalej jeśli przeszkadzał im ten pies. Siedzieli w tym samym miejscu i się denerwowali za każdym razem, gdy pies szczeknął. Czego się spodziewali? Że w piękny, słoneczny dzień nikogo nie będzie nad jeziorem? Że tylko oni są na świecie?
Każdego dnia programują się, że zależą od świata zewnętrznego, że są bezsilni wobec niego i mogą tylko apatycznie przyjmować to, co przychodzi. Że świat jest potężniejszy od nich, że ma nad nimi moc i kontrolę i byle co już potrafi zabrać im spokój, radość, harmonię. Ale tak nie jest. To tylko rezultat zaprogramowania negatywnością.
Ludzie medytujący uczą nas, że NIE zależymy od świata zewnętrznego i każda taka zależność to negatywny program, który można (i powinniśmy) usunąć.
Innym typem niedojrzałego programowania jest przekonanie, że jeśli nie zostaliśmy złapani robiąc coś niedobrego, to uniknęliśmy odpowiedzialności. Tak nie jest, nie było i nigdy nie będzie. To dzieci uciekają od odpowiedzialności. Bo boją się kary.
I wcale nie mówię wyłącznie o dzieciach w kontekście wieku biologicznego. Mówię o dojrzałości świadomości. Można mieć 70 lat, a świadomość nadal na poziomie dziecka.
Czy narzekając unikniemy odpowiedzialności, bo nikt tego nie widział? Nie! Narzekając, czyli utrzymując w sobie bardzo niską jakość (energię/wibrację) przyciągamy, a raczej sami grawitujemy, w stronę tego, co koresponduje z tą jakością. Sami robimy sobie w jajo, a nasz umysł sądzi, że to inni nas ranią…
I w ten sam sposób – dziecinny – religia wprowadziła strach przed karą boską, która niczym nie różni się od dziecinnego strachu przed laniem na goły tyłek. Na tej planecie nie jesteśmy karani, tylko odpowiedzialni. I trzeba zarówno zrozumieć i nauczyć się różnicy jak i przestać przed tym uciekać. Bo uciec i tak się nie da. Im silniej “boli nas życie”, tym silniejszy jest to sygnał, że trzeba przestać uciekać! A ludzie uciekają jeszcze bardziej!
Inne porównanie odnośnie informacji – mierzenie temperatury termometrem. Jeśli termometr pokaże nam gorączkę, to czy termometr jest zły i chce naszego cierpienia? Nie. To bardzo ważna informacja, dzięki której możemy odpowiednio zatroszczyć się o siebie – podjąć się takich działań, dzięki którym wyzdrowiejemy. Są ludzie nazywani lekarzami, którzy potrafią odpowiednio zinterpretować tę informację (oraz inne, dawane przez nasze ciało) – postawić właściwą diagnozę i przepisać leki.
A gdyby termometr nie pokazał nam radykalnej prawdy, pewnego dnia po prostu upadlibyśmy i tyle, nie wiedząc nawet co się stało. Możliwe, że nawet byśmy umarli męcząc się niesamowicie tygodniami. I co większość ludzi by stwierdziła? Że Bóg się pogniewał, że los niesprawiedliwy zabił taką dobrą osobę. A to był zwykły idiota, który nie zmierzył sobie temperatury lub olał informację.
Od tego są biologiczne informacje zwrotne jak choroby i dolegliwości. Nieleczone będą się rozwijać. Proste. Są one jak chwasty w ogrodzie.
Odpowiednie podejście do nich – nie ignorujemy, tylko odpowiednio postępujemy. Bez zmagania ale mądrze. No bo czy jest sens rozpaczać nad chwastami? No, jeśli je usuwamy 40-ty raz, a one dalej odrastają, no to pewnie większość ludzi by się załamała i może nawet porzuciła swój ogródek. Ale mądrość nas uczy, by usunąć korzeń – zająć się przyczyną! Więc niekoniecznie będzie to szybkie czy łatwe ale na pewno jest proste!
To wszystko tyczy się chorób charakteru.
Przede wszystkim bardzo istotna informacja – FAKT (którego przeciwieństwem jesteśmy również programowani z bardzo wielu źródeł):
negatywności nie mają żadnej mocy nad tym, co pozytywne.
Tak jak ciemność nie ma żadnej mocy nad jasnością.
Największa ciemność znika w ułamek sekundy, gdy zapalimy zapałkę.
Ale dopóki nie zapalimy zapałki, będziemy żyć po ciemku.
A jednak większość ludzi sądzi, że z negatywnością można wygrać tylko jeszcze większą negatywnością! Np. zastraszeniem, zranieniem lub zabiciem! Skąd ten pomysł!? Który dojrzały człowiek odnoszący nadzwyczajne sukcesy przekazywał takie informacje? ŻADEN! Tylko bandyci! Dlaczego więc w nie wierzymy? Dlaczego wolimy swoją rację? Bo wierzymy, że bandyci unikną odpowiedzialności? Nie unikną!!!
Jezus uczył – “nadstaw drugi policzek”. A my – “Będę nienawidził(a) tych ch***w!” (albo siebie). A potem – “łeeee, życie mnie boli, łeeee!”
Co nam nasza racja kiedykolwiek coś dała? To, że przeżyliśmy? A jeśli przeżycie mieliśmy zagwarantowane, a sami tylko obniżaliśmy jakość naszego życia? Co jeśli by się okazało, że przeżycie mamy zagwarantowane od samego początku, nie musimy w ogóle się o nie martwić, tylko skupiać się na tym, co rozsądne i pozytywne? Co jeśli ŻADNA negatywność nie ma ŻADNEGO sensu?
Powtórzę – doświadczymy to, co utrzymujemy w sobie. A przecież banalnie możemy to sprawdzić. Więc jeśli utrzymujemy w sobie “strach przed śmiercią”, “strach przed biedą” czy “strach przed samotnością”, czyli tak naprawdę wibrację strachu i programy braków, no to czego się spodziewamy, że doświadczymy? Obfitości? Braków!
I tych braków nie “tankujemy” jak benzyny.  Tylko je uwalniamy, bo są nieprawdą. Są negatywnym programowaniem. Każdy brak można uwolnić, przestać cierpieć i zrealizować ten cel spokojnie i radośnie.
Możemy więc wybrać – pragnąć, utrzymywać w sobie brak, męczyć się, walczyć, a potem cieszyć się 5 minut i znowu wszystko od nowa. Albo uwolnić brak, wzrosnąć w energii do spokoju i radości i z tego poziomu określić cel, a potem go z tym spokojem i radością zrealizować.
Ktoś się mnie kiedyś zapytał – “Jaki jest sens w osiąganiu czegoś, jeśli przestanę tego pragnąć?” O! I w tym pytaniu masz odpowiedź dlaczego wiele/większość/wszystko w życiu przychodzi Ci z trudem! Bo nie robisz tego, by dawać światu, tylko by przestać czuć brak!
Proste – pożądanie jest na poziomie jakości braku. Tak po prostu jest i tyle. Jeśli sądzimy, że musimy czegoś pragnąć, by to mieć/osiągnąć, to po prostu już programowanie fałszem! Zrób listę rzeczy, które masz w swoim życiu i ich nie pragniesz! Setki, jeśli nie tysiące! I nie masz tylko tych, których pragniesz! Im silniej ich pragniesz, z tym większym trudem przychodzi Ci ich realizowanie. Nie tak?
Opadła kopara?
Ileż razy słyszałem określenie – “Musimy się bać XYZ”, “Obawiam się, że ABC”… słowem – “Zapraszam do siebie ABC i XYZ”.
Pamiętajmy, że nie możemy w sobie utrzymywać zarówno wysokiej jak i niskiej wibracji. Albo – albo.
Tak jak nie możemy naraz wybierać chęci i niechęci. Albo – albo. Albo chęć, radość, działanie, albo opór, niechęć, zmaganie.
Jeśli trzymamy się oporu, no to nie liczmy na chęć i energię! Nie trzeba wybujałej religijnej ani psychologicznej filozofii, by to sprawdzić.
Większość ludzi na pewno słyszała określenie – “rozwój osobisty”… i uważamy to za coś ważnego! Ale ja się pytam – na jakiej podstawie uważamy to za coś ważnego? Jeśli (nasza) osoba żyje i postępuje negatywnie, no to jej rozwój oznaczać będzie dalsze rozwijanie tego, co negatywne! Nie mamy więc tego rozwijać tylko dotrzeć do źródła negatywności i je usunąć! A NIE SĄ ONE NA ZEWNĄTRZ!
Nie rozwiniesz ogródka, w którym już są chwasty! Najpierw usuń chwasty, a zadbanie o ogródek stanie się sto razy łatwiejsze i przyjemniejsze!
Więc jeśli np. “boimy się samotności”, to nie mamy robić co w naszej mocy, by kogoś poznać, tylko mamy “zapalić zapałkę W SOBIE” i oświetlić ten strach nieoceniającą obserwacją. Przestać umieszczać go w świecie, bo jego w świecie po prostu nie ma i nigdy nie było. Dlatego nie znika – bo wierzymy, że jest w innym miejscu i tym miejscem się zajmujemy! Ale jest tylko w tym, gdzie jeszcze nie “zapaliliśmy zapałki” – w nas samych.
Jest taki kawał – wieczorem mężczyzna spotyka kumpla, który czegoś szuka. Pyta:
– Co robisz?
– Szukam portfela.
– Zgubiłeś go tu na ulicy?
– Nie, tam dalej, w parku.
– To dlaczego szukasz go na ulicy?
– Bo tu jest jaśniej.
Pewnie niejedna osoba pomyślała sobie wtedy – “Ale debil!”. A potem sama zaczęła tak robić w swoim życiu lub już robiła tak wiele lat :)
“Zapalenie zapałki” to nieoceniająca obserwacja i akceptacja. Bo jeśli oceniamy coś negatywnie, nie chcemy, opieramy się – no to światło zmniejszamy zamiast dodać. Nie uprzątniemy bałaganu i dalej będziemy się obijać o kanty.
A jeśli zapalimy światło, to co niedostrzegalne staje się dostrzegalne i możemy tego albo uniknąć, albo się tym zająć. Nie będziemy się już ciągle o to potykać, ranić lub próbować zająć się po omacku. Po ciemku trudno nam będzie zmienić program w telewizorze, a my mówimy o całym swoim życiu lub jakimś jego znaczącym aspekcie.
Każdy już dał się zaprogramować masą negatywności i negatywnych postaw. Dlatego na początku w głównej mierze nie mamy dokładać sobie nowych programów, nawet pozytywnych. Mamy się odprogramować i oczyścić z tego, co negatywne! Mamy przestać tego unikać!
W grupach 12 kroków już 4-ty krok mówi o konieczności zrobienia odważnego obrachunku moralnego – czyli m.in. uświadomienia sobie własnych wad charakteru. Bez tej świadomości żadnej nie zmienimy.
To co negatywne, to nawyki, a jak ktoś pouczył się o nawykach, to już wie (zresztą sam o tym mówiłem na tym Blogu), że –
nawyki działają niezależnie od naszej inteligencji, poziomu racjonalności, a nawet pamięci.
Więc dopóki się nimi nie zajmiemy, będą działać. Nie pomoże użalanie, narzekanie, obwinianie się, ani denerwowanie. Ani nie wymyślimy sobie lepszego życia.
Osoba może być niezwykle inteligentna, a kierować się przekonaniem, że nie zasługuje na szczęście! Może wygrać Nagrodę Nobla i dalej być nieszczęśliwa i będzie chodzić zaniedbana, w starych spodniach i wstydzić się spojrzeć innym w oczy.
Tak jak chwasty – chwasty w ogrodzie rosną sobie spokojnie dopóki nie zostaną usunięte. Możemy dbać o to, by rosły nam piękne pomidorki ale jeśli nie zajmiemy się chwastami dalej będą rosły i przeszkadzały, a może nawet uniemożliwią, by pomidorki wyrosły.
Możemy zainstalować na komputerze nowe, pozytywne programy ale dopóki nie usuniemy wirusów, to nowe programy będą działały dużo wolniej lub się po prostu nie włączą.
Błędem jest nie tylko ignorowanie “chwastów” ale też wieczne usuwanie rezultatów, gdy wystarczy ściąć je raz i usunąć ich korzenie – przyczyny.
Czy chwasty mogą z nami wygrać? Nie. Nie mają szans z nawet dzieckiem, które usunie ich korzenie. Ale trzeba się do tych korzeni dokopać. Trzeba je odkopać i usunąć. Bez tego każdy chwast odrośnie.
I walka, nienawidzenie, opieranie się chwastom i modlitwy do Boga, żeby zabrał chwaty NIC NIE DADZĄ! Nic. Bo praca jest banalna – usunąć korzenie i uciąć to, co już urosło. Módlmy się do Boga o usunięcie korzeni, a nie chwastów.
Zdziwimy się, gdy dostrzeżemy różnicę w np. nienawidzeniu ludzi. Modlitwy, byśmy przestali nienawidzić najprawdopodobniej nic nie dadzą (nie będę twierdził, że wiem lepiej od Boga). Ale jeśli zaczniemy się modlić, by Bóg pomógł nam zrezygnować z ukrytej przyjemności, którą doimy z nienawidzenia innych (i siebie) – ooooo, co innego! Nagle okaże się, że utrzymujemy negatywną cechę charakteru, bo mamy z tego korzyść! Gdy korzyść zniknie, automatycznie zniknie negatywne postępowanie. Korzeniem była więc korzyść.
Problem polega na tym, że ego tego nie chce. Ego za żadne skarby nie odda nawet centymetra swojego terytorium. Nazywa to “strefami komfortu”, przyzwyczajeniami, tradycjami, charakterem, genami, wychowaniem, etc. I “pozwala” nam żyć tylko w tych wąskich granicach.
Ale dlaczego tak postępujemy? Bo ktoś nas tego nauczył! Czy ta osoba była bogata i szczęśliwa? Jeśli nie – dlaczego się jej słuchamy!? Spodziewamy się, że słuchając rad nieszczęśliwych biedaków zajdziemy dalej od nich?
A potem jeszcze ich obwiniamy za słuchanie się ich rad! Paranoja!
Zauważmy, że to o czym mówię ja mówili Jezus, Budda i wielu innych największych Nauczycieli. Ja tego nie wymyśliłem, tylko przedstawiam “nowoczesnym” językiem i w kontekście uzależnień.
Niemniej tylko my odpowiadamy za nasze wybory i zaniedbania.
I dlatego tak często mówię o odpowiedzialności. I równie często słyszę, że dla kogoś “jestem odpowiedzialny za swoje życie” to coś przygnębiającego!
Przecież to stwierdzenie nie ma żadnego sensu i stanowi tylko projekcję oporu, strachu, wstydu, winy i dumy.
“Jestem odpowiedzialny” to fakt. To rzeczywistość. Niezależnie co na ten temat czujemy i sądzimy – tak jest od pierwszej sekundy naszego życia na tej planecie. I im szybciej to do nas dotrze, tym szybciej zaczniemy naprawiać i uzdrawiać to, co wymaga naprawy i uzdrowienia.
2 + 2 = 4. I możemy tego nienawidzić, bać się, nie rozumieć, “nie czuć”, etc., a nie zmieni to tego faktu ani trochę. 2 + 2 = 4 i tyle!
Jesteś odpowiedzialny za siebie i swoje życie i tyle!
Jesteś odpowiedzialny za to czy zjesz, położysz się spać, umyjesz zęby, pójdziesz do pracy, jak w niej będziesz pracował… to wszystko jest jasne… i nie ma od tego wyjątków! Dlaczego jest to przygnębiające??? To raczej byłoby przygnębiające, gdyby to, czy dzisiaj zjemy lub się podetrzemy zależało od kogoś innego! Np. od Boga. A Bóg stwierdza – “A dzisiaj mi się nie chce cię podetrzeć. Deal with it.” I co? Sorry – idziemy do pracy z brudnym tyłkiem. A jednak to my jesteśmy odpowiedzialni. I jest to wspaniałe!
Wolał(a)byś, żeby za to czy zjesz odpowiadał sąsiad? To dlaczego takie straszne jest zrozumieć, że jesteś odpowiedzialny(a) za wszystko w Twoim życiu? Napisz proszę w komentarzu, a zobaczymy co da się z tym zrobić.
No ale jeśli nie czujemy energii, tylko wiecznie opór i strach i trudno nam jest wstać z łóżka, to nie dziwne, że inne czynności wydają się dla nas niemożliwe. Więc zamiast się zmagać może lepiej zająć się tym oporem i strachem? Nie zmagać się, wypierać i unikać, tylko je zaakceptować, przytulić jak starych przyjaciół i uwolnić?
Dlaczego zaniedbania są tak niszczycielskie? Bo nawet tylko tydzień zaniedbań nieraz trzeba odpracować przez rok.
Spóźnij się z zapłatą podatku, bo Ci się nie chciało, a mandat/karę będziesz spłacał(a) przez następne miesiące. A wystarczyło ruszyć tyłek i wykonać przelew.
To, na co nie poświęciliśmy 5-ciu minut, a może minuty, teraz odpracowujemy miesiącami.
Dlatego przestańmy zaniedbywać siebie i swoje życie. Poznajmy czym są choroby charakteru i jakie rozwiązania warto zastosować. Dzisiaj opiszę jedną, a resztą zajmiemy się w kolejnych częściach artykułu.
1. Obojętność. Brak zdecydowania.
Niezdecydowanie to plaga, szczególnie u mężczyzn. Bo inicjatywna, podejmowanie działań to cecha bardzo męska (nie oznacza to, że kobiety nie mogą jej przejawiać w zdrowy sposób).
Chodzi o to, że nie bez powodu mamy taką płeć, a nie inną. Mamy ją, bo to reprezentacja pewnych jakości, które SAMI WYBRALIŚMY, by praktykować w tym życiu. Podejmowanie decyzji, rozwiązywanie problemów – działanie w świecie zewnętrznym to aspekt męski. Bycie w sobie to aspekt kobiecy.
Co to jest niezdecydowanie? Brak zdecydowania! A kto decyduje? My! Bo jesteśmy za to odpowiedzialni.
Ludzie tego nie rozumieją kompletnie.
A co ja mówiłem? Nie można zabrać ciemności, tylko można dodać światło. Więc nie mamy zmagać się czy opierać niezdecydowaniu, tylko DODAĆ ZDECYDOWANIE. Wybrać coś. Zdecydować się na coś. Niezależnie co to będzie – ok! Pogódźmy się z tym, zaakceptujmy to. Zmaganie, opieranie, użalanie, obwinianie, wstydzenie NIE spowoduje, że podejmiemy lepsze decyzje.
Zaakceptujmy poziom, na którym obecnie jesteśmy, bo tylko wtedy możemy wzrosnąć na wyższy! Zaakceptujmy, że wybieramy ucieczkę, wstyd, strach, projekcję. Ale nie dodajmy do tego dodatkowego nienawidzenia siebie, wstydzenia się tego. Ok – nie chcemy porozmawiać z kobietą, nie chcemy zmierzyć się z oporem – ok! Trudno! Na ten moment tak może być. Ale jeśli tego nie zaakceptujemy, to ten moment nigdy nie zacznie wyglądać inaczej. Kto decyduje czy tak może być? My! Czy niechęć pomaga w zmianie? Nie!
No bo tak – z jednej strony chcemy np. poznać kobietę ale nie podejmujemy działania. Dlaczego? Bo w tym samym momencie opieramy się temu, co czujemy – co zostało ujawnione z naszej podświadomości – strachowi, wstydowi, oporowi. Próbujemy zabrać ciemność.
Więc tak naprawdę wewnętrznie podejmujemy decyzję czy przestać się opierać emocjom i zmierzyć się z nimi, czy nie. Większość oczywiście podejmuje decyzję, by niewygody uniknąć. Ale to była ich decyzja! Nie zrobiły tego emocje, tylko oni oparli własną decyzję o emocje i NATYCHMIAST wyprojektowali odpowiedzialność na emocje. Bez wzięcia odpowiedzialności niemożliwe jest zmienić decyzje, a wraz z tym rezultaty.
Więc nie można powiedzieć, że nie byliśmy zdecydowani! Ależ byliśmy, tylko nie na to, co rzekomo chcieliśmy z poziomu logiki – np. seksu. Nasza decyzja nie była świadoma! A decyzją tą była ucieczka od emocji i oporu.
Odpowiedzialność polega m.in. na tym, że zaczynamy zdawać sobie z tego sprawę.
Jakże mamy zmienić decyzję, którą podejmujemy jeśli nie wiemy, że ją podejmujemy i dlaczego?
Obojętność to nie akceptacja, o której mówię często.
Wiele osób nadal nie widzi różnicy i zarzuca mi, że namawiam do apatii, do braku działania.
Akceptacja oznacza, że porzucamy negatywne nastawienie i skupiamy się na tym co pozytywne. Np. akceptacji tego, co negatywne :)
Przywracamy W SOBIE spokój. Wznosimy się wysoko ponad problem i patrzymy jaka jest najlepsza droga wyjścia.
Jeśli więc widzimy piękną kobietę, to nie zaczynamy się zmagać. Stajemy się świadomi tego, co czujemy i akceptujemy to. Ok, jest strach i opór. To nic strasznego! Nie musimy udawać, że tego nie ma, ani się z tym zmagać. Nie musimy rozpaczać, że się pojawiły. Nic nam nie zrobią!
I to nasza i tylko nasza decyzja wyznacza dalszy kierunek.
Zrzucanie odpowiedzialności na strach, że nas rzekomo sparaliżował to wulgarne kłamstwo! Strach nigdy nic takiego nie zrobił nikomu na tej planecie! To też negatywne programowanie, któremu ulegliśmy! Sami byliśmy niezdecydowani – czy złapiemy się strachu i uznamy, że w podejściu do kobiety jest jakieś zagrożenie (czy to nam zrobił strach?), czy przestaniemy zajmować się strachem i skupimy się na jak najbardziej pozytywnym nastawieniu do podejścia.
Bo między strachem i ekscytacją jest bardzo cienka granica. Po której stronie się znajdziemy decydujemy my.
Bez “wysokiego podejścia” możemy utknąć na wiele godzin w korku, bo nie byliśmy świadomi, że można było uniknąć korka jadąc inną drogą.
Akceptacja oznacza, że szukamy rozwiązania – innej drogi do celu – a nie zmagamy się z korkiem. Jest korek – ok! Ale nie oznacza to, że musimy w nim utknąć.
A jeśli nie ma innego wyjścia lub już utknęliśmy, to akceptacja oznacza, że się z tym nie zmagamy, nie denerwujemy, nie wrzeszczymy na innych, nie trąbimy, nie nienawidzimy. Tylko spokojnie akceptujemy to, co jest. Trudno. Zdarza się. Jednak zadbajmy o swoje życie najlepiej jak potrafimy i jak to jest możliwe w tej sytuacji – zadzwońmy do pracy i powiedzmy, że stoimy w korku. Zadzwońmy do znajomych i powiedzmy im, że raczej nie pojawimy się na imprezie, bo będziemy musieli odrobić spóźnienie. Trudno! Nie musimy cierpieć z tego powodu!
Ale zapamiętujemy, by następnym razem sprawdzić czy nie ma innej drogi, by korek ominąć.
Cała filozofia.
Obojętność więc to postawa zupełnie inna od akceptacji.
Obojętność to brak sprawdzania czy jest inna droga. To zawsze ładowanie się w te same problemy i wiara, że taki jest nasz los. A potem zwolnią nas z pracy za kolejne spóźnienie, którego mogliśmy łatwo uniknąć ale nie włożyliśmy w to nawet minimum wysiłku.
Mamy dwie drogi:
– Inspiracji, planowania, działania, korygowania się, rozliczania z rezultatów. Czyli droga samodzielności i odpowiedzialności.
– Bólu, cierpienia, zmuszania się, strachu przed negatywnymi konsekwencjami zaniedbań. Czyli droga ofiary i zrzucania odpowiedzialności.
Rozwiązanie dla tej choroby charakteru – wkładaj max w to co robisz NIEZALEŻNIE co robisz (tylko oczywiście ma być to pozytywne, a nie np. oglądanie porno). Nie ma być żadnych wyjątków. Gdy myjesz zęby – myj je z największą dokładnością, starannością, szacunkiem. Wybierz świadomie robienie tego i rób to dokładnie.
Jeśli prasujesz, rób to jakbyś prasował koszulę cesarzowi, który jak zobaczy pognieciony fragment to utnie Ci głowę. Nie masz się tego bać, tylko upewnić się, że zrobiłeś to perfekcyjnie.
Zacznij od najprostszych czynności i zaczynaj to nastawienie przenosić na rzeczy coraz bardziej ważne i odpowiedzialne.
Bo jeśli najprostszej i “najmniej ważnej” rzeczy nie zrobisz z miłością w sercu, to nie zrobisz żadnej innej.
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
Dzień kobiet!

Dzień kobiet!

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj króciutki artykuł w formie przypomnienia kilku istotnych informacji. Każdy “dzień” jak Dzień Kobiet czy Dzień Nauczyciela oraz święta nie są w rzeczywistości w żaden sposób specjalne. Te daty nie mają żadnego znaczenia. Bo to znaczenie nadali im ludzie. W rzeczywistości każdy dzień może być świętem i specjalnym dniem, w którym skupimy… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 13
Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, Złość, Chęć zemsty, Wina

Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, Złość, Chęć zemsty, Wina

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2)- Lista nr 1 Dzisiaj zajmiemy się pierwszą częścią listy nr 2, rzucenie elementów której jest niezbędne do wyzdrowienia z uzależnienia… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6
Opór

Opór

Witam Cię serdecznie! Pod jednym z artykułów otrzymałem króciutki komentarz, który zainspirował mnie do napisania tego artykułu (a raczej siłą przyparł do ściany i wrzeszczał, aż się zgodziłem go napisać). Oto wspomniany komentarz: “Ciężko coś robić czując niechęć. A co zrobić, żeby pojawiła się chęć? Długo trzeba czekać, by pojawiła się chęć?“ Jako, że był… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
100 Dróg do Pokoju (1-3)

100 Dróg do Pokoju (1-3)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Rozpoczynamy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Dzisiaj zajmiemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Aby uniknąć komentarzy nie na temat, nie wypiszę wszystkich dróg od razu. W każdym artykule opiszę kilka i przedstawię swoją perspektywę… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3

WOLNOŚĆ OD PORNO