Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu.
Części 1-6 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 4) – Mail
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 5) – Urazy, złośliwość, zła wola, zazdrość
► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 6) – Zawiść, próżność, duma, żądze

Ta seria artykułów mówi o pewnych jakościach obecnych w BYCIU z poziomu tzw. “małego ja” – ego. Są to cechy normalne, częste, popularne, a nawet pochwalane przez ogół społeczeństwa NA TYM POZIOMIE i Z TEGO POZIOMU (lub niższych).

Ci, którzy dojrzeli na tyle, że dostrzegli w nich problem, nie wiedzą za bardzo co z tym dalej zrobić. Ani religie, ani rozsądek nie widzą rozwiązania. Bo ani opór, ani życie pozytywne na siłę, ani wypieranie nie powodują, że te negatywności znikają. Często wręcz przeciwnie – człowiek latami stara się być dobry, a potem pozornie niewielkie wydarzenie i szlag go trafia – więc ta cała iluzoryczna bańka pęka.

Bo nie w tych postawach jest problem ale w tym co je zasila i utrzymuje. Czyli w pozycjonalnościach.

Wystarczy, że jakieś/czyjeś zachowanie uznamy za złe i od tej pory zawsze w jego obliczu będziemy się frustrować, denerwować, obwiniać, etc. Dopóki nie rozprawimy się z tą pozycjonalnością, nigdy nie poradzimy sobie z frustrowaniem, denerwowaniem czy obwinianiem.

Badanie świadomości i duchowości mówi o krytycznie ważnej kwestii. Nie ma dualizmów, co już wspominałem w poprzedniej części.

Dlatego każda negatywność w naszym życiu zawsze wynika przynajmniej w jakiejś części z postrzegania świata z perspektywy urojenia – nieprawdy.

Niemniej ten mógł umknąć “pod radarem” – dualizm prawdy i fałszu. Nie istnieją dwie przeciwne sobie wartości – prawda i fałsz. To co nazywamy fałszem/kłamstwem, to brak prawdy. Więc i tu jest tylko jedna zmienna – prawda i jej poziom.

Co to oznacza?

Że wybór “fałszu” osłabia nas. Bo aby stworzyć coś, co nie jest rzeczywistością, co nie istnieje, musimy temu oddać własną energię i to sami utrzymywać.

Więc – im mniej prawdy, tym mniej energii. Tym słabiej rzeczywistość będzie nas wspierać. Jeśli więc wydaje Ci się, że życie Cię nie wspiera, to prawie na pewno dlatego, że utrzymujesz/wierzysz w masę nieprawd i się nimi kierujesz.

Nie ma “fałszu”, którego moglibyśmy się trzymać. Tak jak nie ma ciemności, zła, zimna.

Nie da się ze świata zabrać “zimna”, ani “zła”, tak jak nie da się z ciemnego pokoju zabrać ciemności. Można wyłącznie zwiększyć temperaturę, natężenie światła, (do)dać miłość.

Musimy ograniczyć jasność, dobro/miłość, ciepło, prawdę, by wystąpiła zdegradowana jakość nazywana dualistycznie ich przeciwieństwem.

Ale brak prawdy to nie przeciwieństwo prawdy. Brak wysokiej temperatury to nie przeciwieństwo wysokiej temperatury. Jednym nie wygramy z drugim.

Przeciwieństwa są w rzeczywistości urojeniem. Mentalnym wytworem, który nie jest realny.

Z tego samego też powodu opór niczego nie załatwi. Jeśli czegoś nie chcesz, to ani postrzeganie tego jako złe nie pomoże, ani opieranie się nie pomoże, ani walka nie pomoże. Pomoże przepracowanie urojeń i racjonalne podejście.

Już sama NIEchęć nas osłabia, często kolosalnie. Bo brak chęci wynika z ograniczonego kontekstu lub kłamstwa – wiary w iluzję. Czego nie chcemy? A tego, co uznaliśmy za złe. No ok, tylko po co ta niechęć? I czy to czego nie chcemy naprawdę jest złe?

Aby czegoś nie mieć w swoim życiu nie musimy tego ani oceniać jako złe, ani tym bardziej nienawidzić, ani się temu opierać.

Wystarczy nie brnąć w tym kierunku i tego unikać.

Wiele osób marzy, by mieć super sylwetkę ale na siłownię nie chodzą z uśmiechem. Czy to oznacza, że ćwiczenia są złe? Nie. Złe w ich oczach jest coś innego – czego chcą uniknąć nawet za cenę wstydzenia się swojego ciała i dalszego jego zaniedbywania. Wiele osób boi się oceny ze strony innych na siłowni. Co oczywiście nigdy nie następuje. Ludzie w większości są tam bardzo pomocni i akceptujący. Ale człowiek, który ocenia sam siebie sądzi, że oceniają go także wszyscy inni.

Jeśli coś faktycznie jest “złe”, czyli mające niskie “natężenie” dobra, to tego nie wybierajmy i unikajmy. Te nauki mają już tysiące lat – mówili o tym zarówno Jezus Chrystus jak i Buddowie. Wybierzmy coś “przeciwnego” spokojnie, radośnie, bez niechęci, bez wartościowania, bez nazywania tego czego nie chcemy złem czy grzechem.

Ale uwaga – jeśli sobie wmówisz, że wstyd jest zły, to z uśmiechem będziesz unikać tego, co uznałeś/aś za jego źródło – np. randkowania i wybierać będziesz to, dzięki czemu “pozbędziesz się” wstydu, czyli oglądanie porno. Co oczywiście jest już wielowarstwowym urojeniem, szaleństwem. Trzymając się tego pozostaniesz sam(a) do końca życia.

Dlatego powiedziałem – trzeba przepracować te iluzje, spojrzeć na fakty. Co jakie jest. Bez wartościowania i oceniania.

Trzeba przestać uciekać i odważyć się spojrzeć na fakty. Wtedy można zacząć wprowadzać pozytywne zmiany.

Jednak ludzie wolą wybierać niechęć – opierać się. I jeszcze oceniają to czemu się opierają jako złe i usprawiedliwiają tym obniżanie własnej energii, poziomu chęci, jakości postrzegania świata, etc. A potem narzekają, że nic im się nie chce, że nic ich nie cieszy, że nic nie ma sensu, wliczając samo życie, że wszystko ich boli, że się wstydzą, winią, że nie mogą rozwiązać swoich problemów, etc., etc.

Rozumiesz? Jeśli stawisz się w roli ofiary czegoś, to tego nigdy nie rozwiążesz.

A co jest “przeciwieństwem” grania ofiary? Wybór bycia autorem. Czyli za to pełnej odpowiedzialności.

Bycie ofiarą i odpowiedzialność, to nie przeciwieństwa. Jest tylko jedna zmienna – poziom odpowiedzialności. Jeśli jest niski, to gramy ofiarę, to czujemy się bezsilni. Wznosi nas branie coraz pełniejszej odpowiedzialności za swoje życie. Dlatego – jeśli nie bierzemy odpowiedzialności, automatycznie stajemy się ofiarą.

Ludzie tego w ogóle nie rozumieją i nie chcą. Wielu wierzy, że Bóg stworzył człowieka i to Bóg odpowiada za wszystko co człowiek robi. A to szaleństwo. Każdy człowiek stwarza sam siebie w każdej sekundzie. Wszystko to kim każdy jest to twór tej osoby.

To jaki/a jesteś, to Twoja kreacja, nie Boga.

To co nazywasz sobą to stek utożsamień, identyfikacji, przywiązań, przekonań, zwykłej wiary. A jakie są FAKTY?

Badania nad świadomością pokazują, że wszystko można poddać, dzięki czemu rzeczywistość wyłoni się sama.

Pytanie więc – czego się trzymamy i nie chcemy się puścić? Czego nie chcemy poddać?

Bo łatwo sobie wszystko wytłumaczyć – “Bóg stworzył mnie słabym/słabą i muszę z tym żyć”. No tak ale przede wszystkim widzimy tu granie ofiary. A gdybyśmy przyjrzeli się fundamentom tego przekonania “jestem słaby/a”, dostrzeglibyśmy nie tylko masę zasilających go pozycjonalności ale też korzyści dojenia tego przekonania.

Bo – uwaga – siła i słabość to też nie są przeciwieństwa. Tu także jest jedna zmienna. Słabość to brak siły wynikający najczęściej z braku wiary w to, że możemy być silni. Tak jak człowiek, który nie uwierzy, że może mieć super sylwetkę nie pójdzie na siłownię i o to nie zadba. To najprostszy sposób, by udowodnić sobie swoje przekonanie.

Bo czy da się zabrać małą masę mięśniową, by pojawiła się duża? Oczywiście, że nie. Tak samo z każdą słabością. Nie można zabrać słabości, tylko przepracować pozycjonalności i zacząć praktykować – dodawać jakość pozytywną.

Przykładowo – strach. Każdy sądzi, że strach to słabość, która paraliżuje lub coś, co chroni. A jedno i drugie to totalna bzdura.

Strach, jak każda emocja, to efekt naszego postrzegania czegoś. Jeśli dostrzeżemy lub oczekujemy w czymś niebezpieczeństwa – jak potencjalnego drapieżnika w ciemnej jaskini – to pojawi się strach. Strach WZMACNIA ALE NIE CHRONI. W jaki sposób wzmacnia? Serce zaczyna szybciej pompować krew. Dotleniony jest mózg i ciało. Umysł logiczny ogranicza swoją pracę, by możliwe było podjęcie szybkich decyzji. Ciało jest napięte – gotowe do działania. Czyli strach wspomaga decyzyjność i działanie. Ale w bardzo ograniczonym spektrum – wspomaga walkę lub ucieczkę od realnego niebezpieczeństwa.

I teraz pytanie – czy to zagrożenie jest realne? Czy stoimy z oszczepem w ręku naprzeciw ciemnej jaskini? Czy chcemy podejść do ładnej kobiety, porozmawiać i umówić się na randkę? Czy mamy stanąć przed grupą 100 osób i coś powiedzieć?

Jeśli czujemy strach, to znaczy, że widzimy w tym niebezpieczeństwo. Ale jakie by nie było, nie pomoże tu ani walka, ani ucieczka. Bo to niebezpieczeństwo to rzecz urojona. Dopóki się z nim nie zmierzymy, strach nie zniknie. A co jest potrzebne, by się zmierzyć z tym? Odwaga.

Już widzimy, że odwaga to nie przeciwieństwo strachu. Strach także nie wyklucza odwagi – zawsze możemy ją wybrać.

Pytanie więc – dlaczego jej nie wybieramy? To tylko nasza decyzja. Nikogo innego. Każdy może zacząć się użalać i powiedzieć, że nie może. Ale już setki razy mówiłem i psychiatria to potwierdza, że “Każde ‘nie mogę’ to nieuświadomione ‘nie chcę'”. Czego więc nie chcemy?

W ten sposób dochodzimy do faktów – przekraczamy, porzucamy iluzje jedna za drugą. Same nie znikną. Każdą negatywność utrzymujemy my sami.

Więc zwalanie odpowiedzialności na Boga za np. wojny i jeszcze oczekiwanie, że powinien reagować jest infantylne. Bóg nie ma z tym nic wspólnego. I to odpowiedzialnością człowieka jest, by zmienił to, co może zmienić i zaakceptował to, czego nie może. Od naszej mądrości i poziomu rozwoju zależy czy właściwie to rozpoznamy i co zrobimy.

Masz wolną wolę, korzystaj z niej mądrze.

A jeśli nie wiesz co jest mądre, to samo przyznanie tego to już mądrość.

Człowiek dumny – zarozumiały, pyszny, arogancki – nie przyzna tego nigdy. Zawsze będzie twierdził, że on wie, że on rozumie. Ale co? Jaki jest poziom tej prawdy? W jakie iluzje i urojenia wierzy? Nigdy tego nie przyzna. Bo racja jest ważniejsza dla niego od prawdy.

Niska świadomość sama siebie robi w jajo.

Ludzie siebie postrzegają i traktują jak złych, bo popełnili “zło”, “grzech”, etc. Nie dociekają “dlaczego?” Tylko poddają się mentalizacji, która zawsze dojdzie do tego samego wniosku – że z nami jest coś nie tak. A potem że albo więc należy skończyć ze sobą, albo sądzić, że Bóg powinien coś zrobić…

Próbują zabrać “zło” – grożą, karzą, zabraniają. I co? No i nic. Każda ludzka słabość jak była, tak jest i ma się dobrze.

Fundamentem religii jest to, że człowiek z gruntu jest grzeszny, nieczysty. Nawet na tym Blogu niejedna osoba wypowiedziała się, że wg niej ludzie w ogóle są źli…

Ale nikt jeszcze nie przedstawił mi definicji człowieka, ani tym bardziej nie wytłumaczył dlaczego wszystkich wrzuca do jednego worka. Zwierzęta i rośliny też wszystkie są takie same? Jak jedna roślina jest trująca to wszystkie są trujące i złe? To, że wszystkich naszej rasy nazywamy wspólnie ludźmi to tylko kolosalne uproszczenie. To jak nazwanie roślin roślinami i tyle. A potem mówimy – dzisiaj wąchałem roślinę, zjadłem roślinę, ukłuła mnie roślina. Wtedy każdy zapyta – “Ale jakie rośliny?

W przypadku ludzi, gdy np. mówimy “Ludzie są źli” nikt nie pyta – “Jacy ludzie?” Tylko “ludzie” i tyle. To prostackie i często wulgarne.

Oczywiście pominięte są miliardy ludzi, którzy się starają i chcą dobrze, a skupienie się jest na… no właśnie – jakim procencie? Na kilku procentach tych najmniej rozwiniętych? Jeśli 100 idiotów zamordowało 1000 niewinnych to znaczy, że popełnione w tym czasie setki tysięcy dobrych uczynków innych ludzi można zupełnie pominąć i rozpaczać nad losem tego tysiąca i sądzić, że ze wszystkimi jest coś nie tak? No można, tylko dlaczego?

To tak oczywista projekcja ale kompletnie niedostrzegalna przez jej autorów.

No ale jak ktoś zamiast “ludzie są źli” musiałby powiedzieć zgodnie z prawdą – “Te kilkanaście/kilkaset osób, o których myślę jest złe”, to nagle runąłby fundament dalszego użalania się nad sobą i nad światem. A tego ta osoba nie chce.

Niejeden tylko na tym Blogu widząc jakiś problem w świecie absolutnie nic z nim nie zrobił, tylko narzekał, użalał się, wartościował, obwiniał, itd. Bo negatywności w świecie zewnętrznym to dla wielu idealny pretekst, by zwalić na to własną emocjonalność i nic więcej nie robić.

Już mówiłem –

nienawidzenie “zła” nie czyni z nas dobrych.

Tylko naiwnych.

Aby dobro kwitło musi być pielęgnowane. Każda pozytywna cecha musi być przez nas praktykowana – wybierana. I rozpoznane oraz porzucone musi zostać to, co ogranicza swobodne praktykowanie tej cechy – czyli BYCIE w świecie z tą jakością.

Co się stanie z ogrodem, jeśli go zaniedbamy, jeśli nie będziemy wkładali wysiłku w dbanie o niego? Zarośnie chwastami. Czy chwasty są złe? Nie. Ale to konsekwencja nie wkładania pozytywności do swojego życia. Takie życie “zarośnie” tym, co niepotrzebne i często szkodliwe dla tego, co korzystne.

Co by nam dało nienawidzenie chwastów? Czy ludzie mający ogrody ich nienawidzą? Niektórzy pewnie tak ale to dlatego, bo gniewem wychodzą z bezsilności i/lub żalu. Pytanie – skąd ta bezsilność i żal? Po co ta nienawiść?

Natomiast ci, którzy wybierają troskę o to, co pozytywne – ogród – nie czują żadnych negatywności względem chwastów. Usuwają korzeń chwastu i w tym miejscu sadzą inną roślinę.

Jeśli jednak już się denerwujemy obecnością chwastów, zastanówmy siebie przede wszystkim – czy denerwowanie się jest konieczne? Dlaczego się denerwujemy? Jak postrzegamy chwasty, że denerwowanie się wydaje się nam odpowiednie?

Czy chwasty naprawdę SĄ takie, za jakie uważamy, jak je postrzegamy? Jakie są fakty?

FAKT to informacja niepodlegająca interpretacji, ani nie ulegająca wartościowaniu, niezależna od percepcji i stanu emocjonalnego.

A że wszystko zależy od kontekstu w jakim umieścimy daną informację i jak ją zinterpretujemy, no to praktycznie nikt nie kieruje się żadnymi faktami.

Stąd też pokora to fundament zdrowego życia na tej planecie.

Gdy odłożymy całe nasze emocjonowanie się chwastami, to co nam pozostaje – jakie informacje? W jakim kontekście je interpretujemy? Czy to fakty, czy zwyczajne przekonania?

No bo dla człowieka chwast to roślina niepożądana. No dobrze ale to, że dla nas jest niepożądana czyni ją złą? Czy trzeba się jej opierać, nienawidzić, emocjonować się jej występowaniem?

Na chwasty można spojrzeć z tej perspektywy – chwasty uczą nas, że aby to co pożądane mogło rosnąć i się rozwijać, trzeba o to zadbać i usuwać to, co niepożądane.

A jak usunąć chwast? Poprzez usunięcie jego korzenia.

Co jest korzeniem chwastów naszego życia?

Gdybyśmy przyjrzeli się sobie i to nasze “zło” rozłożyli na czynniki pierwsze, to dostrzeglibyśmy, że jest dokładnie tym, o czym piszę – brakami i próbami ich naprawy, wypełnienia czymś ze świata zewnętrznego i projekcjami naszej emocjonalności. Jest to po prostu błędne postrzeganie, błędne wybory – niedojrzałe, niskiej jakości, egoistyczne, pozbawione tych wysokich jakości jak troska, współczucie, akceptacja, zrozumienie, odwaga, śmiałość, odpowiedzialność, etc. zarówno dla siebie jak i innych.

Co więcej – jest to także infantylne.

Bo człowiek woli się użalać nad sobą, niż wziąć się za siebie i poprawić to, co może poprawić i zaakceptować oraz wybaczyć całą resztę. O czym pouczają grupy 12 kroków od wielu lat. Zamiast tego ludzie mówią sobie “nie mogę”. Ależ oczywiście mogą, tylko nie chcą. Bo wolą się emocjonować.

Zobacz, co napisał mi jeden, coraz bardziej odważny i uczciwy Uczestnik Programu WoP:

Cześć Piotr cały czas przerabiam program. Uswiadomilem sobie, że nie chce puścić porno zacytuję moje odczucia po seansie pornograficznym
!!! WAZNE
JA POPROSTU NIE CHCE SIE TEGO PUSCIC TO JEST MOJA DESKA RATUNKOWA TO JEST MOJ PRZYLADEK MOJA PRZYSTAN. NIKT NIE MOZE MI TEGO ODEBRAC. TO MOJ
!!!!!!!!SKARB!!!!!
MOJ OSOBISTY DOM ROZKOSZY I ZAPOMNIENIA. MOJ PARK DOZNAN WYCHODZENIA Z APATI. TO MOJ WULKAN ENERGETUCZNY. MOJE ZRODLO Z KTOREGO CZERPIE.

Widzimy tu chyba każde fundamentalne niezrozumienie i iluzję w jakie wierzą uzależnieni:

1. Porno to ratunek.

2. Porno to moja przystań.

3. Nikt nie może nam tego odebrać.

4. To nasz SKARB, czyli coś niezwykle cennego.

5. To coś, co daje nam rozkosz.

6. To coś, co daje nam zapomnienie.

7. To pomaga mi wyjść z apatii.

8. To daje mi energię.

9. To źródło czegoś cennego, z którego czerpię.

Już 5 lat prowadzę ten serwis i pomagam ludziom poznać rzeczywistość, przedstawiam fakty i sposoby, by samemu doświadczyć prawdy. Ale ludzie wolą dalej wierzyć w iluzje. Nadal nie chcą żyć w oparciu o fakty – o rzeczywistość. Bo dla nich rzeczywistość to myśli.

Dlatego pytam – po co nam myśli? Po co się w nie wpatrujemy? Po co się ich słuchamy?

Zajmijmy się każdym z tych punktów:

Ad. 1. Porno to ratunek.

Pierwszy powód, dla którego ludzie nie wychodzą z uzależnień. Pornografię, alkohol, narkotyki, papierosy postrzegają właśnie w ten sposób – jako ratunek, pomoc. W pewnych okolicznościach uważają korzystanie z tych używek za niezbędne.

Więc możemy sobie patrzeć na uzależnienie jak tylko nam się podoba – jako złe, straszne, paskudne, etc., a i tak będziemy dalej to robić, bo stanowi to dla nas ratunek od czegoś w naszych oczach jeszcze gorszego. Od czego więc?

To dla ludzi jest jak enigma – każdy non stop mówi, że “pracuje z Programem”, że “wychodzi z uzależnienia” – używa takich frazesów, które są bardzo popularne i pochwalane społecznie ale to urojenia. Co to jest uzależnienie? Co sugeruje ta nazwa? Że uzależniliśmy coś od czegoś innego.

A żeby to było możliwe, musi istnieć nieprawda, czyli brak prawdy.

Więc jeśli porno stanowi ratunek, no to musi istnieć zagrożenie. Co je stanowi? Nie ma o tym ani słowa.

Od czego jest to ratunek? Coś innego musieliśmy najpierw ocenić jako złe, więc porno automatycznie stało się WZGLĘDEM TEGO dobre. Więc już pojawiają się elementy niskiej świadomości.

Bez świadomości od czego uciekamy, jak to oceniamy i dlaczego wyjście z jakiegokolwiek uzależnienia nie jest możliwe. Bo w obliczu tego “zła” pornografia zawsze wypadnie w naszych oczach jak jedyny możliwy i realny ratunek. Czyli względem tego “zła” porno zawsze będzie dla nas “dobre”.

Możemy się opierać i walczyć z uzależnieniem ale nienawiść i opieranie się nie usuną chwastów z naszego ogrodu i o niego nie zadbają. Co jest korzeniem tego “zła”? Czy porno naprawdę jest “dobre”?

Ad. 2. Porno to moja przystań.

Człowiek, który żyje nieświadomie non stop gromadzi w sobie coraz większe emocjonalne obciążenie i opiera się mu. A jego umysł non stop projektuje je na świat.

Świat więc staje się w naszych oczach zły.

Umysł następnie racjonalizuje oraz usprawiedliwia to, co pomaga coś zrobić z tym, co czujemy na temat świata. I co najpierw na niego wyprojektowaliśmy. Czyli zaczynamy zmagać się z własnymi urojeniami. Zmagamy się też z tym, z czym nie możemy nic zrobić – z myślami.

W przypadku emocji, myśli i oporu jest to tłumienie – oglądanie pornografii niszczy nam mózg, przez co przestajemy to czuć. To absolutnie nic nie rozwiązuje i nie zmienia, a uzależniony sądzi, że nagle wszystko uległo zmianie… I nawet nie dostrzega, że wszystko zewnętrzne zaczyna postrzegać przez coraz bardziej negatywny pryzmat.

A przecież gdy oglądamy porno nic w świecie nie ulega zmianie, nie mija, nie zmienia się. Gdyby gonił nas wściekły niedźwiedź grizzly, to po włączeniu pornografii wyparowałby? Zapomniał o nas? A może się przestraszył tego “wulkanu energii”? Nie.

Jedyne co się zmieniło to to, że przestaliśmy coś czuć. Ale nie dlatego, że to zniknęło, tylko dlatego, bo zniszczyliśmy połączenia neuronalne odpowiadające za transmisję tych sygnałów z/do mózgu i z/do świadomości.

To nie minęło i cały czas w nas jest.

Dlatego i pornografia dla naszego umysłu cały czas wydaje się nam tą niezbędną przystanią.

Ale zauważmy – skoro nic się w świecie nie zmieniło, tylko przestaliśmy czuć strach, opór, wstyd, winę, etc. – i nagle uznajemy, że już wszystko jest dobrze, to dowód na to, że problemem nigdy nie było nic w świecie, tylko to, co czuliśmy na ten temat.

Zaś to kolosalnie niska dojrzałość emocjonalna.

W tym, co powiedział ten mężczyzna nie ma słowa po co nam jest ta przystań? Dlaczego tak postrzegamy to, co niszczy nam mózg, przekłamuje umysł, samo w sobie jest uprzedmiotowieniem ludzi, traktowaniem siebie wulgarnie, bez miłości, bez szacunku, bez akceptacji?

No bo coś innego musimy postrzegać jeszcze gorzej. I czujemy względem tego odpowiadające jakości postrzegania emocje.

Ad. 3. Nikt nie może nam tego odebrać.

Jako, że na pornografię wyprojektowaliśmy ogromną wartość, no to od razu zaczynamy jej chronić. Wszystko i wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób przeszkadzaliby nam ją obejrzeć czy w naszych oczach mieliby potencjał, by ją nam w jakiś sposób zabrać, stają się naszymi wrogami. Nie ważne kto – dzieci, żona, dziewczyna, rodzice, znajomi, przyjaciele, zupełnie obcy ludzie, etc.

Tak samo – ci wszyscy, którzy przyczyniają się do postawienia nas wobec tego, co uznaliśmy za złe, np. z jakąś emocją, również stają się w naszych oczach wrogami – “tymi złymi”.

W ten sposób cały czas wartość i znaczenie świata oraz innych ludzi maleje w naszych oczach, a wartość i znaczenie pornografii rośnie.

Ponadto – jako, że porno to dla nas jedyny znany nam sposób na radzenie sobie z np. kryzysem emocjonalnym czy pojedynczymi emocjami, no to jest dla nas cenniejsza od wszystkiego innego i nawet wszystkich ludzi. Tym bardziej, jeśli inni ludzie wyciągają z nas emocje.

Dlatego uzależnieni tracą nawet rodziny – no bo nie można z nich czerpać poczucia wartości, radości, spokoju. Próbują kontrolować bliskich, kłócą się, manipulują, gniewają się, obwiniają, użalają – żyją z poziomu tych nienawidzonych, wypieranych emocji. A to, co w sobie noszą i tak w końcu z nich wyjdzie. I w oczach osoby uzależnionej odpowiedzialni/winni za to są jego bliscy.

Za swoje postępowanie człowiek potem się obwinia, coraz bardziej wstydzi. Więc automatycznie rośnie potrzeba obejrzenia pornografii.

Gdy problem staje się już niebezpieczny, no to jedyne na co wpada uzależniony to obiecanie sobie, że obejrzał porno ostatni raz. Obiecuje to sobie i nieraz także partnerce/partnerowi. Ale dotrzymanie tej obietnicy praktycznie u nikogo się nie udaje.

Bo non stop się opieramy, non stop trzymamy w sobie emocjonalność, non stop ją projektujemy na świat, non stop wybieramy negatywne postawy i nastawienia, non stop żyjemy nieświadomie, non stop jesteśmy zahipnotyzowani mentalnym bełkotem. Non stop opadamy z sił.

Jesteśmy nadal takim samym człowiekiem.

A potem wystarczy jeden gorszy dzień w pracy i wracając zobaczymy np. ulotkę sex-shopu lub ładną dziewczynę na ulicy i to wystarczy, by nasza obietnica legła w gruzach.

Wobec tego porno nadal jest naszą przystanią, ratunkiem. I nawet jeśli nasi bliscy o tym wiedzą i chcą nam pomóc, my nadal nie pozwalamy im nam tego odebrać.

Człowiek uzależniony nie potrafi, często nie chce wybaczać. Bo jest jeszcze tak niedojrzały, jest w tak niskiej świadomości, że nadal obwinianie i wstydzenie się uważa za właściwe traktowanie siebie po nawet niedotrzymaniu tak ważnej obietnicy. Nie jest w stanie dostrzec, że jej nie dotrzymał, bo wina i wstyd rosły w nim cały czas, gdyż się im opierał. I ważniejsza była ucieczka, niż zmierzenie się z nimi.

Każdy uzależniony mówi, że wybiera porno, bo wobec niego nie czuje oporu, a wszystko inne w świecie wydaje się mu trudne. No tak ale to projekcja nieświadomie utrzymywanego oporu. Opór to nasz wybór. Możemy odpuścić opieranie się względem wszystkiego w naszym życiu i stanie się to tak samo proste i przyjemne jak obejrzenie porno. A nawet dużo bardziej, gdy uzdrowimy się, co oglądanie porno uniemożliwia.

Pytanie dlaczego tego nie chcemy zrobić? Dlaczego nie chcemy zacząć żyć świadomie, pozytywnie, odpowiedzialnie, chętnie?

Zauważmy, że rzucenie śmiecia na ulicę nie wymaga energii. Robimy to apatycznie kierując się beznamiętnością, brakiem energii, brakiem chęci, brakiem potrzeby porządku i czystości, brakiem poczucia piękna, etc.

Znalezienie kosza na śmieci wymaga od nas ochoty, by o to zadbać, włożenia wysiłku, by podejść do kosza. A to z kolei wymaga usługi wywozu śmieci i ich utylizacji.

Dbanie o porządek i czystość wymaga więc dużego nakładu pracy. Tylko czy trzeba się męczyć wykonując ją? Oczywiście, że nie. Ale jeśli ktoś nie pozwala sobie na to, by wyrzucić śmieci do kosza, no to wiele mówi o tym z jakiego poziomu żyje.

KAŻDY potrafi i może znaleźć w sobie energię, by podejść do kosza i nie rzucić śmiecia na ziemię. A skoro tak, to może znaleźć w sobie energię, by zadbać o swoje życie. Ale trzeba to wybrać.

Jeśli ktoś jest tak niedojrzały i wulgarny, że śmieci gdzie mu się podoba i sądzi, że ktoś posprząta za niego, to uzależnienie jest właśnie taką dolegliwością, która uczy nas m.in. sprzątania po sobie i odpowiedzialności za to, co robimy.

Ad. 4. To nasz SKARB, czyli coś niezwykle cennego.

Osoba uzależniona jest bardzo niedojrzała przynajmniej w kwestii emocjonalności.

A pornografia, alkohol i narkotyki to najbardziej brutalne i szybkie sposoby na niszczenie zdolności odczuwania i chwilowe wzniesienie w poziomie energii. To prowadzi do najpoważniejszych komplikacji, bo z ich korzystaniem związane są największe zniszczenia organizmu i psychiki.

Ale dla uzależnionego to nie ma znaczenia. Ewentualnie stanowić będzie kolejny pretekst do obwiniania się, że to robi.

Ten punkt pokazuje bezsens wartościowania pornografii – mówienia jaka to ona jest zła, grzeszna, straszna.

Ludzie dlatego nie rozumieją uzależnionych, bo nie mają kompletnie pojęcia jak oni patrzą na pornografię. Człowiek, który nie jest od niczego uzależniony nie wie kompletnie jak to wygląda od wewnątrz.

Ale każdy przywiązał się do czegoś lub kogoś. Jeśli jesteśmy rodzicem, to wyobraźmy sobie, że do pornografii jesteśmy przywiązani jak do naszych dzieci. Jakbyś zareagował(a), gdyby ktoś Cię namawiał, by je zostawić, porzucić? Kto zrobiłby to chętnie?

Umysł osoby uzależnionej racjonalizuje to przywiązanie tak jak umysł każdego innego człowieka racjonalizuje i usprawiedliwia jego przywiązania do czegokolwiek/kogokolwiek.

Można przywiązać się tak samo silnie do własnego dziecka jak i do starych spodni, względem których utrzymujemy sentyment. Można przywiązać się do gniewu i dumy. Można przywiązać się do jakiejś tradycji i sentymentów. Można przywiązać się do użalania nad sobą i narzekania. Można przywiązać się do biedy. Można przywiązać się do rozpadającej, zarośniętej grzybem chałupy.

Dla osoby nieprzywiązanej do porno nie obejrzenie jej, gdy np. są zestresowani nie stanowi żadnego problemu. Dla osoby uzależnionej to tak jakby mieli zostawić swoje ukochane dziecko same gdzieś w górach, gdzie są wilki i niedźwiedzie.

To krytycznie ważne, by zrozumieć –

to nie pornografia jest dla nas tak cenna, tylko KORZYŚCI jakie mamy z jej oglądania.

To te korzyści jest dla osoby uzależnionej skarbem. No bo jeśli ma w sobie masę stłumionych emocji, non stop się im opiera, non stop ma negatywne myśli, non stop jest pełna bólu i napięcia, nie czuje w ogóle spokoju, ani ulgi, cały świat postrzega przez pryzmat tej emocjonalności, no to nawet chwilowe stłumienie tego nawet za cenę zniszczeń w mózgu i tak wypada lepiej, niż zmierzenie się z tym “całym światem”.

Jeśli boli Cię ząb, to czy w Twoim oczach wtedy umycie samochodu ma jakiekolwiek znaczenie i wartość? Absolutnie nie. Jeśli jesteś spóźniony/a na egzamin, to czy niewyprasowanie koszuli ma jakiekolwiek znaczenie? Nie. Jeśli jesteś bardzo głodny/a, to czy równomierne posmarowanie kromki masłem ma jakiekolwiek znaczenie? Nie.

A uzależniony żyje tak jakby non stop bolały go wszystkie zęby. I wierzy jeszcze, że za ten ból odpowiada coś/ktoś w świecie. Dlatego tego będzie unikał i cały czas wracał do swojej “przystani”.

Rozwiązania są dwa (tak naprawdę jedno) – codziennie po kilka razy brać znieczulenie, by przestać czuć ból lub zająć się zębem – zadbać o niego, wyleczyć i nauczyć się dbać o jamę ustną, by już nie doszło do podobnych komplikacji.

Tego bólu, oporu, emocji nie ma poza człowiekiem. Nie ma ich w świecie. Nikt ich nigdzie nie znajdzie.

A zaniedbywane zarówno nasze wnętrze jak i zewnęrzne “zarasta chwastami”. O czym zaczyna nas informować ból.

Ad. 5. To coś, co daje nam rozkosz.

To kolejne dramatycznie niezrozumienie.

To co czujemy to nie rozkosz, tylko pożądanie. Orgazm po sesji z porno jest najbardziej płytkim możliwym doświadczeniem seksualnym pozbawionym wszystkich prozdrowotnych elementów.

To, co nazywa się rozkoszą w tej sytuacji, to osiągnięcie korzyści, do której dążyliśmy. Jako, że odczuwanie emocji, oporu i bólu dla uzależnionego jest jak przedsionek piekła, no to zaprzestanie odczuwania tego choć na moment oczywiście w porównaniu do nich będzie jak rozkosz.

Ale to z rozkoszą nie ma wiele wspólnego.

Rozkosz to pozytywna “strona” życia. Zaś emocjonalnosć, opór, walka, ucieczka, niszczenie psychiki, zaniedbywanie emocjonalności to “strona” negatywna.

Walka z “-5” nie da Ci “+5”.

Porno niszczy zdolność odczuwania i na moment wznosi nas na poziom pożądania. To nadal bardzo niski poziom. Człowiek w ogóle się nie rozwinął, nie oczyścił, nie odblokował. A rozkosz bierze się z wewnątrz, gdy oczyścimy się i uzdrowimy to, co ją ogranicza i naszą intencją będzie jej dodanie. Rozkosznie można wtedy myć brudne gary jak i zwiedzać egzotyczne miejsca na świecie – to wtedy bez różnicy.

Jeśli od wielu dni bardzo boli nas ząb, no to wzięcie znieczulenia również będzie dla nas rozkoszne. Ale czy to oznacza, że znieczulenie dało nam rozkosz? Nie. Tymczasowo usunęło świadomość bólu. Przestaliśmy się opierać i dzięki temu poczuliśmy się lepiej. RÓŻNICĘ między cierpieniem, a ulgą nazywamy rozkoszą ale to nie rozkosz.

Po wyczerpaniu znieczulenia, ból wróci. Więc to w kółko ucieczka. Czyli negatywna metoda do radzenia sobie względem negatywnego doświadczenia. I tylko tymczasowo.

Porno nic nam nie daje.

To co czujemy ma tylko jedno źródło – nasze wnętrze.

To co odczuwamy może zostać odsłonięte przez usunięcie świadomości tego, co to blokowało – na tym polega farmakologia i stosowanie używek. Jest nawet narkotyk o nazwie Ekstazy – bo przez czas jego działania usunięte zostaje ze świadomości to, co ograniczało ekstatyczny stan. Narkotyk nie dał tego stanu, bo jego źródło jest WEWNĘTRZNE. Są na świecie ludzie, którzy żyją w tym stanie permanentnie i są trzeźwi, dojrzali. Ta ekstatyczna radość to dla nich normalny stan bycia w świecie bez wypierania jaki świat jest i bez niedojrzałego fantazjowania.

Człowiek nie uzależnia się od narkotyku/porno, tylko od wysokiego stanu. Chce do niego wrócić za wszelką cenę.

Biorąc to wszystko pod uwagę widzimy w jakim stosie urojeń żyje uzależniony. Choć w tym przypadku także większość ludzkości.

Uzależniony sądzi, że pornografia jest źródłem tego, co uznał za dobre. Ale tak nie jest i nigdy nie było.

Nic nie daje nam tego, co określamy jako “dobre”, ani tego, co określamy jako “złe”.

Jeśli własne emocje, czyli własną energię, uznaliśmy za złą, a to przez co przestajemy je czuć uznaliśmy za dobre, to kolosalnie niebezpieczne.

Zaś ból informuje o konieczności zwrócenia się do wewnątrz i dokonania korekt.

Im większy ból, tym silniejszy sygnał, że coś wymaga naszej uwagi. Jak na to właściwie spojrzeć i co z tym zrobić staram się wyjaśnić cały czas. Droga krok po kroku opisana jest dokładnie w Programie Wolność od Porno.

Nic nie daje, ani nie zabiera naszej emocjonalności.

To co czujemy to wyłącznie element naszej NAWIGACJI. Czujemy dokładnie to, co uznaliśmy, że doświadczamy/doświadczymy.

Jeśli nasi rodzice się kłócą, to jeszcze nic nie znaczy. Dopiero gdy my sami ocenimy to jako złe i że nie powinno to mieć miejsca, spowoduje powstanie poczucia winy i żalu. A jeśli jeszcze uznamy, że to przez nas, pojawi się wstyd.

Więc to nie kłótnia rodziców zabrała nam spokój i dała emocje, tylko my sami przez to jak podeszliśmy do tej sytuacji.

Tak sam z porno – oglądanie porno to okłamywanie siebie i swojego umysłu. Umysł sądzi, że widzi rzeczywistość. Ale tak nie jest. To tylko obrazy na ekranie, które błędnie interpretowane są jako realne sytuacje.

Tak jak patrząc na kłótnię rodziców co widzimy? Jakkolwiek to nazwiemy to nasze urojenia, nasze wyobrażenia, a nie rzeczywistość.

Co powinno pokazać nam z jak kolosalnie błędnych założeń wynika praca umysłu. Czy słuchalibyśmy się człowieka, który uznaje hamburgera na plakacie za faktyczny posiłek i oglądanie jak jedzą go inni oznacza, że sam się najada?

No to nasz umysł sądzi(ł) tak już setki, jeśli nie tysiące razy, a my nadal mu ufamy! Problemu więc nie stanowi to jak pracuje umysł, tylko, że my cały czas robimy się w jajo słuchając się mentalizacji.

Jako, że podniecenie czujemy zarówno oglądając nieruchome zdjęcia jak i filmy nagrane nawet lata wcześniej oraz czujemy je w realnych sytuacjach, stanowi to dowód, że podniecenie nie bierze się skądś. Bo czujemy je zarówno w sytuacjach urojonych oraz prawdziwych. Nic nam go nie daje.

Kobieta/mężczyzna, tak jak narkotyk Ekstazy, nie daje nam tego stanu. To my sami pozwalamy sobie na odrzucenie tego, co blokuje ten stan i on odsłania się spontanicznie. Oczywiście możemy też tego nie zrobić i nigdy nie poczuć radości nawet w trakcie seksu.

Bo gdyby seks był źródłem ekstazy, to czulibyśmy za każdym razem to samo. A ten kto miał seks wie, że za każdym razem czujemy się inaczej. Nieraz seks wcale nie jest niczym nadzwyczajnym. Bo czujemy to na co sobie pozwolimy. To nie bierze się skądś.

Ale osoba uzależniona ma problemy, by poczuć pożądanie nawet w normalnej, codziennej sytuacji, w której pozornie powinno wystąpić.

Ja sam pamiętam to z mojego życia. Poszedłem do klubu. Od razu zobaczyłem, że kobiety zwracają na mnie uwagę, że się podobam. Tańczyłem, cały czas wokół mnie były atrakcyjne kobiety. A ja nie czułem nic. Alkohol nie pomagał. Poszedłem do toalety. Wyjąłem penisa i próbowałem się podniecić. Nic to nie dawało.

Bo byłem wewnętrznie tak spięty, tak się non stop silnie opierałem – zarówno temu, co uznałem za złe jak i temu co uznałem za dobre, że moje ciało było jak kłoda.

A po włączeniu pornografii oczywiście doznawałem erekcji niemal natychmiast. Ba! Nawet tylko myśląc o porno potrafiłem się podniecić. Ale nie w towarzystwie atrakcyjnych kobiet.

Nie dziwne, że dla człowieka, który ma problemy w sferze własnej seksualności pornografia wydaje się być skarbem.

Tylko zauważmy, że jej oglądanie nie pomaga nam w naszym życiu. Gdyby była takim skarbem to po setkach lub tysiącach godzin jej oglądania coś wreszcie powinno się zmienić na lepsze, prawda? Ale się nie zmienia i jest coraz gorzej.

Gdybyś jakiś lek zażył(a) 100 razy, a nadal by Ci się nie poprawiło, a nawet pogarszało, to nadal byś go zażywał(a) mówiąc, że to Twoja przystań i super lek i wara tym, którzy namawiają nas, byśmy go odstawili?

Więc aby poradzić sobie z tą pozycjonalnością – “porno to skarb” – musimy uświadomić sobie co stanowi jej negatywny człon. Co w naszych oczach jest złem, źródłem cierpienia, niebezpieczeństwem, etc.?

Jeśli swoją sytuację nazywamy samotnością i oceniamy jako złą, no to wobec niej obejrzenie porno, by przestać czuć to, co jest konsekwencją takiego postrzegania, będzie wydawało się ważne i dobre. Ale czy faktycznie takie jest?

Uzależniony nie tylko nie zmienia swojego postrzegania, nastawienia, postępowania względem tej sytuacji – nie naprawia jej, nie polepsza. Ale względem swoich emocji także zachowuje się karygodnie. Siebie zaczyna postrzegać coraz gorzej i uważa, że źródłem tego jest m.in. ta sytuacja.

Ja sam lata temu żyłem pełen wstydu, winy, żalu, bólu, że jestem samotny i zawsze będę – samotny, smutny, bezwartościowy, nikt mnie nie zechce, etc. Nie widziałem kompletnie rozwiązania. Dlaczego? Bo non stop byłem wpatrzony w mentalny bełkot i non stop opierałem się temu, co czułem. Jedyne znaczenie miało tylko uciekanie od tego. Tak wygląda życie w niskiej świadomości. Nie dodawałem tego, co pozytywne do swojego życia, bo tego w sobie nie widziałem i nie miałem pojęcia, że to jest cały czas i że ja sam to przygruzowuję.

Jako że tak postrzegałem siebie i swoje życie, i świat w ogóle, no to moje wewnętrzne doświadczenie nie należało do budujących – było przykre, pełne napięć, bólu, strachu, winy, wstydu, żalu. I wszystko co robiłem, robiłem, by przestać to czuć. To była moja główna dyrektywa.

A ból to była informacja, by przyjrzeć się własnemu postępowaniu i je skorygować. A tego nigdy nie korygowałem. Tylko zmagałem się coraz bardziej.

Jeśli się uczyłem, to nie dlatego, by zdobyć wykształcenie, wiedzę, mądrość i przekuć je na karierę i fajne życie, tylko aby przestać czuć się winnym. Jeśli grałem na komputerze to nie dlatego, by fajnie spędzić czas, dobrze się bawić, ani aby podzielić się tym z kimś, tylko by uciec od nieprzemijających uczuć pustki, strachu, napięć, itd. Nie dodawałem radości do tego, co robiłem, więc jej nie czułem. A gdy w grze dochodziło np. do porażki, to reagowałem frustrowaniem się, a nawet gniewem i klnięciem. Bo porażki i błędy wyciągały ze mnie poczucie winy, od którego natychmiast uciekałem w gniew. A potem winiłem się za ten gniew. I tak w kółko.

Żyjąc w ten sposób nie dziwne, że porno wydawało się jedynym skarbem.

Ad. 6. To coś, co daje nam zapomnienie.

To bardzo istotny punkt. Przede wszystkim – po co nam zapomnienie? Czy jeśli zapomnimy o podatkach, to znaczy, że już nie musimy ich płacić? Absolutnie nie.

Ludzie chcą zapominać, bo nie znają innego sposobu, by przestać cierpieć w związku z tym, o czym pragną zapomnieć.

Praktycznie każdy uzależniony mówił mi, że wg niego myśli go napadają, dopadają, nie dają spokoju, nie dają żyć, przytłaczają, atakują, bombardują, itp. określenia.

Więc tu nie chodzi o zapomnienie, tylko o to, by zniknęły myśli i emocje.

Z tego też powodu bardzo ważne jest zrozumienie, że myśli nie znikną, bo nie my myślimy.

Myślenie to proces automatyczny, nieskończony, ciągły i bezosobowy. Zasilają go emocje – te świadome jak i te stłumione oraz wyparte – przechowywane w podświadomości.

Ale oczywiście uzależniony swoje emocje uznał za złe i jest w stanie oddać dosłownie wszystko, by ich nie czuć. Wliczając dosłowne oddanie swojego życia. Tym samym uniemożliwia sobie zajęcie się myślami u ich źródła – zajęcie się emocjami. Bo niezależnie ile wysiłku i czasu włożymy w zajmowanie się myślami, nic nie ulegnie poprawie.

Co człowiek zazwyczaj robi z myślami – opiera się im, stara się je zmienić, kontrolować lub się rozprasza – zaczyna coś robić, często na siłę.

Ale to jakby próbować opierać się, zmienić, kontrolować, rozproszyć wiatr…

Jako, że się opiera, blokuje przepływ energii emocji. Przez to emocje się gromadzą, więc rosną. Czyli coraz bardziej zasilają mentalny jazgot.

Jako, że nic nie pomaga, bo temat emocji jest całkowicie poza świadomością osoby uzależnionej (i ona chce, by tak było), no to pozostaje jedyny znany “ratunek” – pornografia “dająca zapomnienie”. Powrót do swojego “skarbu”, do tej jedynej “bezpiecznej przystani”.

Ale o niczym nie zapominamy, tylko niszczona jest zdolność świadomego odczuwania emocji – niszczony jest mózg. Przez to, że przestajemy na moment czuć emocje, to przestajemy się im opierać. Zniszczony mózg przeznacza energię na regenerację, więc myślenie jest mniejsze ale kosztem dramatycznie zaniżonego poziomu energii i oczywiście degradacji funkcji mózgu, a więc i całego ciała oraz psychiki.

Za cenę chwilowego braku myśli człowiek niszczy siebie i swoje życie.

A mówiłem –

myśli IGNORUJEMY. NIC Z NIMI NIE ROBIMY.

Pozwalamy im być. Niech sobie będą.

Bo robienie czegoś z myślami to praca bez końca i nie przynosząca absolutnie nic. Jedna emocja może zasilić milion myśli. Nawet gdy jakoś przegadasz tysiąc myśli, to w tym czasie pojawiło się kilka tysięcy następnych.

Robienie czegokolwiek z myślami to po prostu fatalny błąd. Nawet w religii mówi się, że człowiek grzeszy myślami. Ale to co znaczy? Ludzie kompletnie tego nie kumają.

Grzech to błąd.

Dosłownie “grzech” z greckiego to “chybienie”.

“Grzeszenie myślami” to błądzenie nimi lub w nich. Błędem jest zajmowanie się nimi, a największym słuchanie się. Bo w najlepszym przypadku to nam w niczym nie pomoże. W każdym innym popełnimy kolejny błąd – np. podejmiemy decyzją mającą bardzo negatywne konsekwencje – jak obejrzenie porno. Dlatego coś jest mniejszym lub większym błędem (“grzechem”), bo związane są z tym mniejsze lub większe negatywne konsekwencje. Więc lepiej ich unikać.

Na tej planecie konsekwencji nie da się uniknąć. A bez wzięcia odpowiedzialności za nie, nie można niczego poprawić.

Uzależniony non stop wpatruje się w mentalny bełkot, w którym w kółko jest powtarzane to samo z jakościami, które utrzymujemy w sobie. Jeśli stłumiliśmy dużo niskich emocji, to i jakość tego bełkotu będzie niezwykle niska. Dlatego też automatycznie to, co zatrzyma ten ściek chociaż na chwilę będzie w naszych oczach cenne. A słuchanie się tego nie doprowadzi nas w dobre miejsce.

Zauważmy jeszcze coś. Na co lub kogo w świecie patrzymy negatywnie? I co – chcemy o tym zapomnieć? Otóż nie. Praktycznie przy każdej okazji znajdujemy pretekst, by do tego wrócić.

Jeśli kogoś nienawidzimy, to przy każdej okazji zwalamy na tę osobę winę, doczepiamy się do tego, co zrobiła lub powiedziała. W ogóle nie chcemy zapomnieć! Rzucamy wszystko i emocjonujemy się nią.

Próby “zapomnienia” o tym, co jest bolesne to najgorszy możliwy wybór. Bo problem jest w nas i zaniedbywany będzie rósł.

Jeśli złamaliśmy rękę, to wzięcie znieczulenia pozwoli nam “zapomnieć” o bólu. Ale czy to oznacza, że możemy też “zapomnieć” o złamaniu?

Jeśli coś w świecie uznaliśmy za “złe” niezależnie jak sensowne nam się to wydaje, to w czym pomoże to “zapominanie o tym”? Absolutnie w niczym. To się nie zmieni, nie zniknie, a w nas będzie rósł opór, gniew, strach, rozgoryczenie, frustracja, wstyd, wina. Ludzie jeszcze mówią, że problemy ich przytłaczają… na pewno? Niby jak? Bo są?

Jeśli się jeszcze postrzegamy jako ofiarę tego, no to i będziemy czuli się coraz słabsi, coraz mniej ważni. Bo “to zło” w naszych oczach cały czas będzie rosło. Gdyż to nasze projekcje będą coraz silniejsze i coraz bardziej chętne.

Dopóki nie rozprawimy się z pozycjonalnością np. “ktoś uczynił mi coś złego”, to emocje i negatywny mentalny jazgot nigdy się nie skończą. Dlatego też możemy całe życie oddać na ucieczkę od tego, w tzw. “zapomnienie”. I oczywiście na walkę ze światem. A po tej walce będziemy wracać do naszej bezcennej, przynoszącej ulgę przystani…

Ad. 7. To pomaga mi wyjść z apatii.

To bardzo poważne urojenie.

Gdyby obejrzenie porno pomagało w wyjściu z apatii, to człowiek po sesji z porno miałby więcej energii, niż przed. A tak nie jest. Zazwyczaj po wpadce człowiek czuje się jak trup. Nie ma w nim ani energii, ani chęci, ani radości. Jest za to wstyd, wina, żal, strach. I zazwyczaj także sama apatia – czyli to, od czego człowiek uciekał.

Gdyby porno pomagało w wyjściu z apatii, to oznacza, że człowiek miał cel – gdyby poczuł się lepiej, co następuje już w pierwszych minutach seansu pornograficznego, to by tą energię spożytkował. Ale tak nigdy nie następuje.

Dlaczego? Bo apatia to rezultat tego jak żyjemy.

Apatia to jeden z rezultatów ciągłego stawiania oporu – czyli życia z nastawieniem niechęci i postrzeganiem się jako bezsilna ofiara.

To nie tylko niechęć do tego, co sami uznaliśmy za złe ale też do tego, co uznaliśmy za dobre. Bo oczywiście względem tego traktujemy się jak gorsi, niezasługujący. Ludzie wierzący np. nie chcą się poczuć dobrze, bo uważają, że skoro zgrzeszyli to teraz muszą pokutować – cierpieć. I cierpią.

Ponadto to, czemu opierają się najsilniej to ich własne emocje. A to nie znika, tylko jest tłumione i niszczona jest zdolność ich odczuwania.

A że emocje to nasza energia, no to niemądre zarządzanie nimi kolosalnie wpływa na nasz codzienny poziom energii, czyli też zdrowia.

Poziom energii, na który wskakuje osoba uzależniona w trakcie sesji z porno to pożądanie. Ale pożądanie to nadal niska jakość energii. Ona wspiera życie tylko wykorzystana w mądrym, konkretnym celu.

Pożądanie ogrzania się w zimę nic Ci nie da. Nie załatwi nic za Ciebie. Należy z tej energii skorzystać – iść, zgromadzić opał, upolować zwierzę i z jego skóry zrobić sobie ubranie, etc.

Natomiast uzależniony nie tylko ucieka od samej apatii, czyli konsekwencji tego jak żyje, ale też właśnie tego jak żyje nie zmienia. Uzależniony nadal nie chce żyć. Nie chce czuć. Chce tylko uciec, “zapomnieć”.

Nie zajmuje się PRZYCZYNAMI apatii i sądzi, że oglądanie pornografii go z niej wyciąga. To jakby sądzić, że znieczulenie “wyciąga” człowieka ze złamanej kości…

A to co czuje ma w sobie stłumione i to konsekwencja tego jak patrzy na siebie, na świat, ludzi, etc. Jako, że tym w ogóle się nie zajmuje, nie ulega poprawie to co czuje. Jest coraz gorzej, więc i porno jest coraz bardziej pożądane.

Człowiek nie ma dla energii pożądania zastosowania. W ogóle dlatego poczuł apatię, bo tak patrzy na siebie w np. kontekście pożądania i relacji – postrzega siebie jako niewystarczającego, by mieć kobiety i seks. Pojawia się więc wstyd i strach, którym od razu się opiera. Więc energii ma jeszcze mniej. Czuje się bezsilny, by sobie seks załatwić. Nie jest tego w ogóle świadomy, bo o to właśnie chodzi – o pozostanie nieświadomym.

Ale tak naprawdę nie jest bezsilny, tylko za wszelką cenę nie chce poczuć wstydu, winy i strachu. A że tak negatywnie patrzy na siebie, to je zawsze poczuje. Więc nie pozwala sobie na działanie nie rozumiejąc, że sam sobie to robi. Umysł racjonalny znajduje wyjaśnienie – “nie mogę” lub “jestem bezsilny/a”.

Po stłumieniu energii wstydu i strachu, pojawia się energia pożądania, bo dla umysłu to na co patrzy jest rzeczywiste (m.in. dlatego czujemy strach oglądając horry).

Ale osoba uzależniona nadal stoi w miejscu. Bo nadal dokładnie tak samo patrzy na siebie, na świat. A nawet z coraz większym wstydem i winą. Więc nie wykorzysta tej energii, by poznać kobietę. Bo to jak postrzega poznawanie kobiet już dla niego jest negatywne. Sądzi, że w tym jest niebezpieczeństwo cierpienia. Gdyż dla niej odczucie wstydu i winy = cierpienie.

Tak naprawdę więc nadal pozostaje w apatii, bo tego chce.

Apatia to nie tylko poziom energii, lecz przede wszystkim poziom naszej świadomości – to jak postrzegamy ogólnie siebie, świat, życie, etc.

Nic nas z tego nie wyciągnie, tylko zmiana swoich wewnętrznych postaw, nastawienia, intencji, interpretacji, porzucenie negatywnych pozycjonalności, wartościowania, oceniania, osądzania, obwiniania i uwolnienie już powstałych emocjonalnych nagromadzeń.

Osoba apatyczna powinna poszukać ludzi, którzy “wleją w nią” energię. Zalecam terapie i grupy 12 kroków. Jednak pamiętajmy, że jeśli poczujemy się lepiej, to nie koniec “roboty”. To nawet nie początek.

Musimy zająć się PRZYCZYNAMI apatii. Oraz “korzeniami” pozostałych problemów w naszym życiu.

Otaczanie się ludźmi wspierającymi, pozytywnie nastawionymi do życia jest kluczowe, fundamentalne w poprawie własnego życia.

Takich ludzi jest oczywiście pełno naokoło ale sami musimy zrezygnować z wyszukiwania wszędzie i w każdym tego, co negatywne. Bo w każdym jest coś negatywnego. Na tej planecie ludzi, których można uznać za świętych jest ok. 0,4%. Czyli ludzi w świadomości Miłości Bezwarunkowej. Reszta ma przed sobą jeszcze sporo do przepracowania, zrozumienia, poddania, przepracowania, uwolnienia, etc.

Kto ile z tego zrobi zależy wyłącznie od niego.

Oczywiście jeśli będziemy na świat i życie projektować wstyd i winę odczuwane teraz, no to każdą zmianę odrzucimy, uznamy za bezsensowną, niewartą. Bo tak postrzegamy samych siebie. Nie dziwne więc, że żyjemy apatycznie.

Ad. 8. To daje mi energię.

To wiąże się z poprzednim punktem.

Jest tylko jedno źródło energii – nasze wnętrze.

Emocje to także nasza energia, tylko dopasowana w ilości i jakości do tego jak podchodzimy do sytuacji, osób, siebie, świata, etc.

Człowiek uzależniony jest w głównej mierze dlatego, bo pewne aspekty siebie dysocjował – odrzucił, wyparł, nie chce ich, opiera się im. Za ich źródło uznał świat, życie, innych ludzi (zazwyczaj rodziców). Traktuje siebie jako ofiarę często bardzo wielu aspektów życia.

Człowiek dorosły aby już nie wydawało mu się to takie głupie na poziomie logicznym przestaje projektować to na rodziców i zaczyna np. na rząd. Wtedy ma to dla niego więcej sensu…

A że nie jest możliwe porzucenie emocji, myśli, ciała, to całe życie zmienia się w walkę, zmaganie.

Zauważmy – jesteśmy np. w związku małżeńskim, a czujemy pożądanie do innych kobiet – co wtedy? No każdy “rozsądny” człowiek uzna, że to coś złego i zacznie się temu opierać. Opór spowoduje, że to nie tylko nie minie ale jeszcze będzie rosło. Więc będzie się temu opierać coraz silniej. Jako, że non stop będzie o tym fantazjował, zacznie się tego wstydzić, obwiniać i bać. Tym emocjom też się oprze. Siła woli osłabnie więc jeszcze bardziej.

Osoba ta będzie czuła coraz mniej radości i będzie się wstydziła siebie oraz bła tych myśli. Zacznie oddalać się od partnerki/partnera. W końcu będzie już taka pełna wstydu i winy, że oczywiście albo sięgnie po porno, albo dojdzie do zdrady. Co jeszcze bardziej skumuluje wstyd i winę. A to już jak śnieżna kula.

Co więcej – kompletnie pominięte zostały przyczyny tych myśli.

Wobec degradującego się poziomu energii odczucie silnego pożądania może już wydawać się czymś bardzo dobrym.

Ale porno nie daje energii. Zniszczenie mózgu wytłumia niższe od pożądania emocje. Więc nie towarzyszą oglądaniu porno chyba, że ktoś zacznie się tego wstydzić i obwiniać już w trakcie seansu.

Pytanie więc – dlaczego nie mamy energii na co dzień? Czym ją sobie odbieramy?

Dla umysłu każde zdjęcie i film to nowa, realna sytuacja. Więc generowane są coraz to nowe sygnały seksualne. Porno ich nie daje. Organizm stara się sprostać tej niespotykanej w naturze sytuacji – że mamy możliwość “seksu” z tyloma kobietami. Tylko, że to nie seks, ani nie realne sytuacje…

Energia pojawia się tylko w tym jednym celu. Ale tego celu nie ma. Bo to nie jest realna sytuacja. Dlatego stoimy w miejscu, energia się kumuluje i nie ma ujścia, bo my tylko siedzimy na tyłku. Nie ma kobiet, z którymi moglibyśmy wymienić się energią, wzmocnić ją, wprowadzić w ruch. Ona się w nas blokuje. A wraz z nią przecież cały czas jest stłumiona energia innych emocji. Wszystko to się w nas blokuje.

Ponadto przecież naszą intencją nigdy nie było zrealizowanie czegoś w świecie.

Czy przypadkiem nie tak żyjemy względem innych obszarów?

Do apatii doszło, bo non stop się opieramy temu, co w sobie nosimy i cały czas sądzimy, że źródłem tego jest coś/ktoś w świecie. Postrzegamy się jako bezsilni, jako ofiary. Więc opieramy się również różnych sytuacjom i coraz bardziej ograniczamy naszą aktywność w świecie, w życiu.

Nic tak naprawdę nie robimy, do czego potrzebujemy energii. Bo uzależnieni odczuwają apatię nawet, gdy nie mają żadnych obowiązków (nie tylko uzależnieni).

Ludzie cały czas mi mówią, że jednymi z głównych przyczyn oglądania porno jest odczuwanie apatii i tzw. nudy. A apatia i nuda to konsekwecje tego jak te osoby pochodzą do siebie, świata, życia, obowiązków, problemów – non stop się opierają, wybierają niechęć.

Nie chcą się tym zająć. Dlatego czują apatię, bo apatia to rezultat wybierania postawy niechęci. Niektórzy naprawdę są tego nieświadomi i wierzą w urojenie, że nie mogą. Ale mogą, tylko nie chcą.

Inni naprawdę uznają świat i ludzi za złych, za źródło ich cierpienia i dlatego non stop się opierają sądząc, że opór i strach ich chronią. I dla nich najlepszym wyborem jest unikanie tego. Pozostaje zamknięcie się w pokoju i oglądanie porno. Bo wobec wszystkiego innego czują coś, co uznali za złe. Więc i to uznali za złe.

Dlatego też ich życiu non stop towarzyszy apatia. Bo to super wygodna racjonalizacja, by w świecie nic nie robić i go unikać.

A potem pytam jak sobie wyobrażają swoje nowe życie bez porno i czytam praktycznie jakby to za każdym razem pisała ta sama osoba – “chcę mieć więcej energii, chcę mieć więcej czasu”.

Ale co miałoby to im dać? No nic. Bo przecież jak każdy mają codziennie przynajmniej kilka godzin wolnego czasu. Są dni, że czują się lepiej. I jak to wykorzystują? Oczywiście na porno. A gdyby nagle pojawiła się ta energia i wolny czas, to co by z nimi zrobili? Coś w świecie? No ok, to dlaczego nie ma podanych ŻADNYCH konkretów?

Dlatego wierzą, że tylko porno jest problemem w tym kontekście – że gdy się uwolnią OD NIEGO, to nagle zaczną robić coś innego. No tylko nie chcą robić nic innego. I oglądają porno, bo tak negatywnie postrzegają siebie i świat, że nie chcą w nim nic robić. Nazywają to “niechęcią do narażania się” na jakieś zło. Ale czy to naprawdę jest zło?

Praktycznie nikt jeszcze nie napisał mi żadnych konkretów jak miałoby wyglądać nowe życie, zarządzanie wolnym czasem i energią. Np. w wolny weekend wstaję o 9:00 i robię A, potem B, potem C. Potem odpoczywam w sposób XYZ, a potem robię D, E, F. Nie ma żadnych celów, nie ma wyznaczonego kierunku.

Dlaczego? U każdego jest to troszkę inne ale generalnie wierzą, że sobie nie poradzą, że to czego pragną jest trudne i że się im nie uda, że będą cierpieć, zmagać się, wstydzić, winić, odczuwać ból. Sądzą, że i tak nie zasługują, że po co się starać, że to i tak nie ma sensu, że nawet jak to zrealizują, to i tak się będą nadal czuli tak samo, etc.

A to zamknięte koło.

Albo czują opór i to wystarcza, by już nie żyć rozsądnie.

Jeśli chcemy poczuć energię, to konieczne jest wyznaczenie sobie pozytywnego celu, ustalenie pozytywnej intencji, mądre nadanie znaczenia i sensu i podjęcie się działania.

Energia podąży ZA działaniem.

Aby to było możliwe, na początku trzeba zmierzyć się przynajmniej z częścią stłumionej emocjonalności i oporu. Więc TO NORMALNE, że wystąpią.

Natomiast ludzie zazwyczaj rezygnują właśnie już na starcie – bo wg nich skoro czują opór, to czują go WZGLĘDEM tego, co chcą zrobić. A to oznacza, że muszą z tego zrezygnować, aż opór nie zniknie. Ale opór nie zniknie. Ponadto w niczym nikogo nie ogranicza.

Czy nieprzyjemny zapach w czymkolwiek nas ogranicza? Jeśli w pomieszczeniu brzydko pachnie, to nie możemy do niego wejść? Oczywiście, że możemy. Tylko nie będzie to przyjemne doświadczenie.

Jeśli zaś w tym pomieszczeniu musimy przebywać, no to sugeruję w nim posprzątać.

Z emocjami i oporem jest tak samo – możemy czuć coś nieprzyjemnego ale to nas w niczym nie ogranicza.

I zawsze możemy te emocje uwolnić JEŚLI weźmiemy za nie odpowiedzialność.

Opór dlatego może wydawać się jako coś uniemożliwiającego ruszenie, bo tak nadal postrzegamy opór – jako “coś złego skądś” – z kogoś lub czegoś złego. A opór to nasze nastawienie, nasza postawa. Jeśli czegoś nie chcemy, to automatycznie nie pozwalamy sobie na to oraz nie chcemy tego wg nas może nas na to narazić.

Jako, że większość ludzi nie jest tego kompletnie świadoma, najczęstsze są 2 scenariusze:

1. Uważają, że “ściana” prze na nich. A nie oni na “ścianę”.

2. Próbują opór i myśli przegadać – zaczynają podchodzić do tego na poziomie logicznym, przez co nadal umyka im fakt, że to oni stawiają opór, a nie coś stawia opór im.

Największym błędem w kontekście jest (poza dalszym utrzymywaniem nieświadomości faktów) jest unikanie, odsuwanie, porzucanie działania, “wobec którego” czujemy opór. W ten sposób nigdy oporu nie odpuścimy i dlatego względem tej czynności, jak i wielu innych, zawsze będziemy odczuwali opór i będziemy zniechęcać się, by je wykonać.

Jeśli ktoś uważa, że jak w spokoju siądzie na tyłku i poczuje te wszystkie emocje, od których uciekał, no to spokojnemu siedzeniu na tyłku będzie się opierał. I zrobi wszystko, by spokojnie na tyłku nie usiąść.

Energia podążą ZA działaniem.

Więc jeśli nie chcemy czegoś zrobić, bo nie czujemy energii, to dopóki się za to nie weźmiemy, nasz poziom energii nie wzrośnie. I wtedy łatwo jest znowu wpaść w pułapkę oczarowania, że porno jest źródłem naszej energii. A my sami na energię sobie po prostu nie pozwalamy.

Ad. 9. To źródło czegoś cennego, z którego czerpię.

Jako, że człowiek uzależniony ucieka tylko od tego, co cały czas w sobie nosi, ucieczka nie jest możliwa.

Jako, że uznaje to za źródło całego zła – cierpienia, poczucia niewystarczalności, bycia kimś gorszym, nieczystym, no to jest gotów oddać wszystko, byle tylko zrobić to, co pozwala mu od tego “uciec” choć na moment.

No bo zaprzestanie cierpienia choć na moment zawsze będzie wydawało się sensowne, dobre, logiczne, właściwe – nieprawdaż?

Tylko musimy pamiętać, że cierpienie to konsekwencja naszego postępowania. Uciekając od tego uczucia jednocześnie pozostajemy ślepymi na jedyne jego źródło.

A że uzależniony cierpienie nieświadomie projektuje na świat i przez nie postrzega świat i ludzi – jako złych, wyrodnych, strasznych, trudnych, niesprawiedliwych, etc., to automatycznie ma usprawiedliwienie, by zamiast np. poznać nową osobę, rozwinąć się, zostać w domu i włączyć porno. No bo przecież “unika cierpienia”, więc robi coś dobrego…

A skoro “świat jest zły”, to wszystko co nie jest związane ze światem musi być dobre…

A potem co się dzieje – gdy człowiek zgromadzi w sobie dużo poczucia niezasługiwania, to stara się od niego uciec. Więc np. gromadzi coraz więcej różnych “cennych” rzeczy. Wydaje pieniądze na różne przedmioty. Kupuje, “cieszy się nimi” max kilka dni, czasem dosłownie kilka minut, znowu pojawia się poczucie braku i kupuje coś nowego. I tak w kółko nawet dziesiątki lat. Może więc pojawić się chciwość względem czego posiadanie lub zdobywanie powoduje powstanie adrenaliny (która wytłumia emocje). Chciwość w oczach takiej osoby może stać się cenna, bo usprawiedliwiona – “zło w dobrej sprawie”.

Jak widzimy każde “zło” bierze się z jakiegoś braku. Braku czego? Braku Miłości – jakiejś jej formy.

Wystarczy, że nagromadzimy w sobie wstyd, winę i żal i wyprojektujemy je na kogoś w formie urazy i już mamy dualizm – “oni/tamci” są źli, więc co jest dobre? Oczywiście to, co “pozwala o tym zapomnieć” – porno. Nienawidzenie “tych złych” też zaczyna wydawać się nam dobre.

Ale problemem jest nie tylko to, że postrzegamy innych i siebie bardzo niedojrzale ale i tłumimy w sobie emocje. Usprawiedliwiamy to, czym niszczymy sobie zdrowie i życie. Ale też dalej nie chcemy się zmienić. Często resztki energii poświęcamy na zmaganie z innymi, by to oni się zmienili, bo nadal wierzymy, iż cierpimy przez nich.

Praktycznie wszyscy uzależnieni trzymają się uraz do swoich rodziców. Ale gdyby uraza miała jakikolwiek fundament w rzeczywistości, to po śmierci rodziców, całe cierpienie by zniknęło. Ale tak nie następuje. Uraza nie wyparowuje. A zasilające je emocje – wstyd, wina, żal, gniew – znajdują ujście w inny sposób – np. w urazie do siebie, że nadal obwiniamy rodziców, którzy już nie żyją.

Bo to się nigdy nie skończy. I nie kończy. Dzisiaj szukanie winnych to ulubiona rozrywka miliardów ludzi.

A jeśli uzależniony chce wyzdrowieć, to musi dojrzeć ponad to. Nie ma się oglądać za innymi czy też to robią, czy to dobre, właściwe, czy powinien. Jeśli chcesz wyzdrowieć, to niezbędne jest dojrzeć.

Prawda jest jedna. Albo żyjesz rzeczywistością, albo urojeniami swoimi i urojeniami innych.

To, że miliard ludzi wierzy w kłamstwo nie czyni z kłamstwa prawdy. Tylko mamy miliard szalonych ludzi.

Dlatego podkreślę – rozwój świadomości jest sprawą najwyższej wagi.

Szaleniec uzna mordowanie innych za dobre, niezależnie od kontekstu. Czy człowiek zabijający lub gwałcący innych, który nie czuje przy tym winy, jest zdrową jednostką? Nie, to osoba bardzo, bardzo chora albo absolutnie nierozwinięta – jest w niskiej świadomości zwierzęcia, drapieżnika, dla którego inne życie służy wyłącznie zasilaniu jego. Plus oczywiście może być też szalony, co w żaden sposób nie usprawiedliwia czynów. Do takiej osoby trzeba podejść jak do drapieżnego zwierzęcia z rozwiniętym intelektem.

KAŻDY wszystko postrzega ze swojego poziomu. Pytanie – jaki jest to poziom?

Uzależniony chce się poczuć lepiej nawet za cenę niszczenia swojego życia, zdrowia, psychiki. Czego konsekwencją jest ciągłe obniżanie samopoczucia. A to i tak najmniej bolesna konsekwencja.

Jak widzimy – pod każdym z tych punktów kryje się poczucie jakiegoś braku, jakaś niedojrzałość, emocjonalność, ból, projekcja. Czyli coś do przepracowania W SOBIE.

Cokolwiek/ktokolwiek w świecie stanowi tylko pretekst, by się tym nie zająć w sobie – by uciec od tego w zmaganie z czymś/kimś w świecie. Zazwyczaj tylko w pasywne – apatyczne – narzekanie, użalanie się, obwinianie, frustrowanie, etc. A potem człowiek nie ma energii, chęci, radości, więc pozostaje mu tylko to, czym oszuka swoją psychikę, by pojawiło się na moment trochę energii i poprawił się nasz stan.

Bo nigdy nie chodziło nam o świat ale o to jak się czujemy. To jednocześnie infantyle jak i egoistyczne.

I gdy już w tego wszystkiego w sobie nagromadzimy masę, to co się zacznie coraz częściej pojawiać? Oczywiście gniew w różnych formach. Czyli to, o czym cały czas mówię w tej serii artykułów. A gniew to wyższa od reszty emocji energia, by się DO CHOLERY WRESZCIE ZAJĄĆ SOBĄ I SWOIM ŻYCIEM!!! GRRRRRR!!! A nie frustrować i użalać, czyli tłamsić w sobie tą energię.

Frustrowania się uczymy się jako dzieci, gdy rodzice mówią nam, że czegoś nie możemy. I my w to wierzymy – nie możemy i tyle. A gniew pojawia się właśnie, by nas wyciągnąć z apatii, która jest rezultatem wiary w to przekonanie. Dziecko czuje gniew, ma energię do działania ale działania się nie podejmuje, bo trzyma się przekonania “nie mogę”.

Gdy siebie traktujemy jako słabą, ofiarę, bezwartościowego robaka, gdy żyjemy pełni wstydu, winy, żalu i strachu, to oczywiście “ten bogaty” będzie w naszych oczach automatycznie “tym złym”, bo – i tu cała lista racjonalizacji – bo mu się udaje, bo ma szczęście, bo ma znajomości, bo oszukuje, bo życie jest niesprawiedliwe, gdyż ma bez problemu to, czego my nie możemy mieć i ma tego za dużo, bo Bóg to drań, etc.

Nagle w naszych oczach np. chciwość wydaje się usprawiedliwiona – no bo “zły” ma, to dlaczego “dobry” ma nie mieć? A skąd najlepiej mieć? Ano okraść “złego”! A że w praktycznie każdym filmie bogaty jest albo draniem, albo kimś skorumpowanym, no to oczywiście w rzeczywistości też tak musi być… A zabranie złemu przecież musi być dobre…!

Tylko czy tu ktokolwiek jest zły? Czy nienawiść/niechęć do nich czyni z nas dobrych?

Gdy wzmacnia nas już tylko to, co negatywne (negatywne nie oznacza “złe”), to już bardzo poważny sygnał, by się sobie przyjrzeć.

Gniew nie jest zły ale nie jest też dobry. Jest pewną jakością korzystną wyłącznie w pewnym, ograniczonym spektrum jakości. I to nie sam gniew, tylko jego energia. Jeśli energii gniewu nie spożytkujemy produktywnie i twórczo, to co nam zostaje? Tłamsić go w sobie, dusić się nim i ostatecznie wyprojektować na świat w różnych formach.

Naprawdę nie musimy zasilać się w kółko gniewem i pożądaniem, by czuć się lepiej. Kiedy zaczniemy dodawać radość do swojego życia? Kiedy zaczniemy żyć nie negatywnymi motywacjami, tylko pozytywnymi?

Ale oczywiście i tu ludzie znaleźli problem. Mówią np.: “A z czego niby mam się cieszyć?” Czyli dalej wybierają utrzymywanie niedojrzałości, że można się cieszyć tylko z czegoś – czyli wierzyć, że radość nie tylko ma źródło zewnętrzne ale też istnieją warunki, które uniemożliwają jej odczucie. A potem te same osoby nic w życiu nie robią, bo im się nie chce, bo nic ich nie cieszy, bo nic dla nich nie ma sensu, itd.

Czyli ludzie narzekają, że nie są szczęśliwi, że jest im trudno, a na pytanie – “chcesz być radosny/a?” odpowiadają – “nie”…

Żyć radośnie, a cieszyć się z czegoś to dwa zupełnie różne światy.

Pamiętajmy “nie chcę czuć XYZ” nie oznacza życzenia, by czuć szczęście, radość.

Nie bez powodu istnieje powiedzenie, że tonący chwyta się brzytwy. Tylko, że w tym przypadku to oglądanie porno powoduje, że toniemy. Wszystko inne to iluzja. Bo np. samotność to nic innego, niż tylko nasza interpretacja, na którą zwalamy naszą emocjonalność, której nie chcemy i z którą nie chcemy nauczyć się sobie radzić. Wiele osób nie potrafiło i robiło w kółko coś niewłaściwiego ale też bardzo dużo ludzi zwyczajnie nie chce.

A jeśli nie odkleimy się od emocjonalności nie pozwolimy sobie na jakości pozytywne, sprzyjające życiu, wzmacniające, to pozostaje nam co najwyżej gniew, który życiu nie sprzyja. Gniew z dumą zawsze prowadzą do pogardy, zadufania, nienawiści i agresji.

Spróbuj czując to załatwić coś na poczcie, w sklepie czy urzędzie. Zobaczysz czy będzie Ci łatwo, czy trudno.

Jak mówiłem na początku – weźmy za nasze “małe ja” odpowiedzialność. Ono po prostu takie jest. Nie wywalajmy tego z siebie na świat, tylko nauczmy się tego puszczać, rozpuszczać w akceptacji, zrozumieniu – w nieoceniającej świadomości i dawajmy światu tylko to, co pozytywne, budujące.

Fundamentem zdrowej polityki jest – “Jeśli nie masz o kimś nic dobrego do powiedzenia, to nie mów nic”.

Nazywanie ego grzesznym czy złym jest po prostu głupie, naiwne. Czy wilk jest zły? Czy grizzly jest zły? Czy wąż jest zły? Czy sęp jest zły? Czy mewa zjadająca żywcem małą kaczuszkę jest zła? Nie. Tak wygląda jakość życia na tym poziomie.

Zależność, zabieranie, walka, kradzież, zabijanie.

Widzimy, że są zwierzęta, które żyją w taki sposób ale są też zwierzęta, które aby przeżyć nie muszą odbierać życia. Co więcej – to jak żyją dodatkowo wzbogaca otoczenie. Trawa, którą zjedzą odrasta bardziej zielona. Potrafią się też bawić, opiekować, kochać, troszczyć. Lgną do tego co pozytywne, do miłości.

Czy takie zwierzę jest słabe? Widziałeś/aś kiedyś pędzącego łosia? Albo wściekłego byka? Jak trzeba, takie zwierzę potrafi spuścić łomot ale musi być do tego sprowokowane. Takie zachowanie to nie jest dla niego norma. A na co dzień spokojnie skubie sobie trawkę.

Mówię o tym, bo każde ludzkie zachowanie pochodzi ze świata zwierzęcego. Co więcej – część pierwotna mózgu ludzkiego jest gadzia! Po raz kolejny podkreślę – nie oznacza to, że nienawiść czy wojny są w ludzkiej naturze, bo nie są. Człowiek w niskiej świadomości wybiera je, prowadzi do nich, utrzymuje i nadaje im skalę niespotykaną w świecie zwierząt.

To jest normalne dla i z niskiego poziomu rozwoju. Co nie znaczy, że nie ma nic ponad nim. Podkreślę – dobro jest wyższym natężeniem tej energii, której niższe formy nazywamy agresją, gniewem. Dobro nie tylko jest wyższe ilościowo ale przede wszystkim jakościowo. Dobro nie jest słabe. To ewolucja ponad słabość.

Osoba słaba nie jest dobra dla siebie i dlatego jest słaba. Opiera się swojej sile – boi się jej lub wstydzi. Nie jest odpowiedzialna. Życie jak słaby robak nie jest dobre. Traktowanie się jak ofiara nie jest dobre.

Trzeba w końcu z tego wyrosnąć.

CHCIWOŚĆ

Chciwość to także nasza zwierzęca spuścizna.

Od zawsze człowiek myślał, że im więcej czegoś ma, tym lepiej. Samiec alfa, król, papież – ci co mieli najwięcej byli najwyżej.

Ale dlatego, BO mieli najwięcej?

Ludzie w tym kontekście nadal są bardzo zacofani. Żyjemy już w zupełnie innym świecie, niż np. Średniowiecze. Dzisiaj łatwiej jest mieć więcej ale to nadal nie czyni nas bardziej bezpiecznych, ani wartościowych. Co więcej – człowiek, który ma więcej automatycznie staje się źródłem zazdrości, ataków, kradzieży.

Na chciwość można patrzeć w ten sposób – jeśli cały czas czegoś potrzebujemy i nawet zgromadzimy tego dużo, to znaczy, że jesteśmy bardzo wybrakowani i biedni w innym aspekcie.

No bo jeśli mamy na koncie 20 milionów, to po co nam kolejne 20? Oczywiście jeśli pieniądze są konsekwencją mądrej pracy na rzecz ludzi, zwierząt, roślin, etc., to ok. Ale jeśli wciąż skupiamy się tylko na pieniądzach, to coś nie gra.

Mówiłem, że akceptacja i pokora czyni nas kuloodpornymi na tym świecie. Chciwość jest jedną z trucizn, która wnika do słabej, obciążonej psychiki.

Chciwość może mieć wiele różnych podstaw ale w esencji polega na nadaniu temu, co gromadzimy ogromnej wartości i znaczenia. Większych od nas.

Dlaczego tak się dzieje?

Rozważmy to na przykładzie lęku i poczucia braku bezpieczeństwa. Człowiek może być chciwy i gromadzić pieniądze, bo nigdy nie czuje się bezpieczny. Cały czas boi się jakiejś katastrofy, utraty. Sądzi więc, że gromadzenie pieniędzy go zabezpiecza.

Ok, tylko w czym jest problem? W realnej sytuacji, czy projekcji własnych lęków na potencjalną sytuację, która jeszcze nie miała miejsca? Jeśli 10 000 zł na koncie nie zabrała lęku, to jaka kwota to zrobi? 100 000 zł? A może milion? Odpowiem – nie ma takiej kwoty. Uczucie braku i lęku będzie trwało, dopóki się go będziemy trzymać.

Ktoś może mi powiedzieć, że dobrze, że się boi, bo dzięki temu ma motywację do zarabiania pieniędzy i do pracy. No ok – ale właśnie w tym problem. Naprawdę potrzebujemy lęków, by się motywować do działania? A nie lepiej pracować spokojnie, ze zdrowego rozsądku i radośnie? Nie byłoby nam wtedy lepiej i łatwiej?

Dlaczego brak lęków miałby spowodować, że przestaniemy dbać o siebie, swoje życie, pracę, zarobki? Przecież to nie ma żadnego sensu! To szalone!

Ale to wygodna racjonalizacja – urojenie – na bazie której ludzie postanawiają dalej się bać.

Człowiek może stać się chciwy i kolekcjonować drogie, markowe ubrania, bo pod chciwością ma dramatycznie niskie poczucie wartości, które sobie w ten sposób kompensuje.

Chciwość wynika i zawiera się w niskiej świadomości – wiecznego poczucia braku. Chciwiec nie dzieli się z innymi, bo wierzy, że straci. Nawet jeśli ma dużo dóbr materialnych, to wychodzi z założenia, że świat nie jest obfity, że go nie wspiera, że życie polega na zabieraniu, a nawet wydzieraniu innym i gromadzeniu w swojej jaskini, dziupli, etc.

Wysoka świadomość natomiast cechuje się m.in. przedsiębiorczością. Człowiek w wysokiej świadomości wie, że nawet jeśli znajdzie się na nieznanym lądzie bez grosza przy duszy, bardzo szybko otworzy sklep lub fabrykę/manufakturę, zbuduje dom, ożeni się – ułoży sobie życie. Bo wie, że jest rozwiązaniem i zawsze znajdzie oraz otrzyma to, czego potrzebuje.

Człowiek chciwy zupełnie inaczej wszystko postrzega. Lepiej? No, to może pokazać wyłącznie kalibracja. Ochota to poziom 310. Akceptacja to poziom 350. Rozsądek to poziom 400.

Chciwość to poziom 125.

Chciwość nie sprzyja więc życiu – co ludziom w niskiej świadomości, patrzącym na wszystko z poczucia braku, w tym braku miłości i spokoju, wyda się nielogiczne. No ale rozsądek to poziom 400. Emocjonowanie się to poziomy < 200. “Logiczne” myślenie z poziomu 125 da nam wnioski co najwyżej takiej jakości.

Wierzymy, że nasze przetrwanie, szczęście, zależą od tego, co gromadzimy, do czego się przywiązaliśmy, czym się nie dzielimy. No ale chociażby żebracy pokazują nam, że przeżycie nie zależy od pieniędzy, ani posiadania dóbr. Ewentualnie jego jakość.

Była sytuacja w trakcie wojny, że noworodki chronione w sierocińcach masowo umierały pomimo, że miały wszystko – pożywienie, ciepło, odpowiednią ilość snu, bezpieczeństwo, opiekę lekarską. Ale brakowało jednego krytycznego elementu – miłości. Dopiero gdy sprowadzono pielęgniarki, które dawały dzieciom miłość, dzieci zaczęły rozwijać się zdrowe i silne.

Dzięki miłości. Nie dzięki dobrom materialnym, sytuacji zewnętrznej, etc.

Raz jeszcze powtórzę – dzięki miłości. Nie obecności ciała, tylko energii, która emanowała z człowieka. Uzależnieni jak i większość ludzi zaś tego kompletnie nie rozumie. Dlatego sądzą, że np. obecność fizyczna pięknej kobiety da im szczęście, poczucie wartości, męskości i rozwiąże wszystkie ich problemy. Ale tak nie jest, nigdy nie było i nie będzie.

Ale jeśli ktoś jest piękny zewnętrznie nie oznacza, że kocha. To że my się “zakochaliśmy”, czyli zwyczajnie oczarowaliśmy się własną projekcją, nie oznacza, że ta osoba to doceni, ani że powinna.

Dziecko na niskim poziomie rozwoju potrzebuje fizycznego kontaktu rodzica. Jest to normalne. Nie mówię, że to źle świadczy o dziecku. Bo bez kalibracji nie da się stwierdzić na jakim poziomie świadomości jest noworodek. Zaś te na wysokim potrzebują energii miłości, niekoniecznie cielesności matki.

Uzależniony też chce cielesności i uważa, że przez cielesność naprawi swoje życie. Jednak w sobie utrzymuje jakości najbardziej odległe od miłości – wstyd, winę, opór, żal, strach, poczucie braków, pożądanie, gniew, dumę – projektuje je na świat. A potem widzi piękną, radosną kobietę i albo jej zazdrości, nienawidzi i skrycie pożąda albo się oczarowuje (co dla ludzi oznacza zakochanie) i dokonuje projekcji wartości.

Jest wiele ludzi, którzy przeżywają i są szczęśliwi podróżując po świecie, nie mając nic przy duszy. Świat zapewnia im wszystko czego potrzebują. Bo taką te osoby mają z nim relację.

Zaś człowiek na niskim poziomie nigdy nie ma wystarczająco. Bo taką ma relację ze sobą i ze światem.

Jaką relację my mamy sami ze sobą i ze światem?

Dlaczego np. podjadamy i nigdy nie czujemy się nasyceni? Bo jak nie podjemy to stanie się coś złego? Czy potrzebujemy podjadać? Na logikę – nie. Ale czujemy COŚ – jakiś brak, pustkę, często myloną z uczuciem głodu. A jeśli znika na moment, bo coś zjedliśmy, no to jedzenie musi być dobre…

Coraz więcej ludzi rozumie, że takie podjadanie psuje sylwetkę, nie jest zdrowe i należy się zająć zarówno tym problemem jak i jego podłożem. Więc nawet tak prosta sprawa jak podjadanie ciasteczek nie jest zdrowe i prowadzi do problemów. Chciwość ma kolosalnie większy wymiar.

A jak sądzimy o jakim braku mowa? Oczywiście o braku miłości.

Osoba, która je za dużo – co WYDAJE SIĘ, że powinno sprzyjać życiu – staje się otyła. A czy otyłość sprzyja życiu? Nie. Czy to oznacza, że jedzenie nie sprzyja życiu? Oczywiście, że nie. Czyli ludzie otyli są zdrowsi od reszty? W większości nie.

Dlaczego więc jedzą tak dużo? Bo tak się kochają? Wręcz przeciwnie. A może tak kochają jedzenie? No nie.

Jedzą, gdy nie czują się dobrze sami ze sobą. A jeśli jedzą za dużo, to znaczy, że czują się tak często lub cały czas.

Człowiek, który się kocha, sam ze sobą czuje się dobrze, a nawet fantastycznie. Nie potrzebuje towarzystwa ale lubi innych ludzi, bo na nikogo nie projektuje swoich zaniedbań. Więc nie stroni od innych i w grupie wspiera wszystkich. Nie ocenia, nie wartościuje, bo nie ma takiej potrzeby. Za swoje niedoskonałości i wady wziął odpowiedzialność, zaakceptował je, więc nie ma podstawy do projekcji.

Jeśli towarzystwo jakiejś osoby mu nie odpowiada, to spokojnie z niego rezygnuje.

Jest radosny, akceptujący, nie wymaga tego od nikogo, więc w jego otoczeniu nikt nie czuje presji, napięcia. Nie czuje się oceniany, więc sam nie ocenia. Taką osobę praktycznie każdy lubi. No chyba, że ktoś tak silnie opiera się własnej sympatycznej, wspierającej, nieegoistycznej stronie, że gdy ktoś przejawia to bez wysiłku, to pojawia się ból.

Dlaczego nie? Bo sądzimy, że jak tacy będziemy to coś stracimy?

Ludzie ogólnie wychodzą z kolosalnie błędnego założenia – że coś posiadają, mają, że coś jest ich. Ale w rzeczywistości stajemy się tylko tymczasowymi zarządcami. To są fakty. Przywiązanie się i nazywanie czegoś “MOIM”, a tym bardziej traktowanie czegoś jako części siebie jest po prostu błędem. Ewentualne umowy własności to tylko umowna zgoda, a nie rzeczywistość. Nic tak naprawdę nigdy nie jest nasze.

Jedyne co “jest nasze” to to jacy jesteśmy – jacy wybieramy BYĆ.

Dlatego chciwość jest jednym z grzechów głównych – czyli jednym z najpoważniejszych błędów jakie możemy popełnić. To nie sprzyja naszemu życiu, ani nie chroni przed żadną katastrofą, ani stratą.

To wiara w urojenie na temat rzeczywistości.

Jeśli samochód nazwiesz SWOIM, to nie czyni rzeczywistości, ani samochodu lepszymi (Ciebie też nie), a w przypadku uszkodzenia lub kradzieży będziesz cierpieć… Zaś mądrze zarządzać i cieszyć się z jego użytkowania możesz bez przywiązywania się i bez projekcji.

Oto 7 grzechów głównych, czyli 7 fundamentalnych i niebezpiecznych błędów życia ludzkiego: pycha, chciwość, nieczystość, łakomstwo, zazdrość, gniew, lenistwo lub znużenie duchowe.

Ja sam byłem edukowany, że popełnienie czynu zawierającego 2 lub więcej grzechów głównych jest niewybaczalne i skończy się piekłem, czyli bezlitosnym osądem Boga…

Ale jest to żenująco niski poziom zrozumienia. Kierowanie się tymi postawami doprowadzi do jakości życia, które w swojej jakości będzie pełne zmagania, cierpienia, poczucia braków, samotności, porażek, itd. Czyli tego, co dla większości ludzi jest tożsame z piekłem.

Kto wychodzi z założenia, że świat jest nieskończenie obfity i dostarczy nam wszystko czego potrzebujemy? Pewnie nikt. Zapewne dlatego, bo nie mamy na to żadnych dowodów. Ani w naszym życiu, ani życiu naszych rodziców, bliskich, znajomych. Media też nie pomagają. Dowodem wręcz czegoś przeciwnego może być nasze własne życie.

Ale tutaj pytanie z mojej strony – czym się w swoim życiu dotychczas kierowałeś/aś? Brakami, strachem, oporem, winą czy radością, rozsądkiem, miłością? Czym kierowały się te osoby?

Przedsiębiorcy i ludzie mądrzy na szczęście dostrzegli znaczenie edukacji. Lepiej jest człowiekowi dać wędkę i nauczyć go łowić, niż dać dużo ryb. Bo ryby się skończą i problem wróci. Gdyż to człowiek się nie zmienił.

Jeśli więc chcesz zmienić swoje życie, zmień siebie.

Wracając do mojego pytania – czy edukowaliśmy się w problemach, które mieliśmy? Czy UCZYLIŚMY się je rozwiązywać? Skąd czerpaliśmy wiedzę? Czy tylko zmagaliśmy się, walczyliśmy, mentalizowaliśmy, chcieliśmy, pragnęliśmy, fantazjowaliśmy, robiliśmy w kółko to samo? A może opychaliśmy się wiedzą i tyle?

Obfitość jest w świecie ale droga do niej nie prowadzi przez to jak żyliśmy do tej pory. Tak jak z przykładem bycia w klatce i napierania na pręty celi. Napieramy, wyciągamy ręce, by dosięgnąć to, czego pragniemy, a nadal pozostaje to poza naszym zasięgiem. Więc napieramy jeszcze silniej, przez co pręty naciskają na nasze ciało coraz mocniej. Zaś wyjście jest z drugiej strony – wystarczy przestać napierać na kraty i wyjść.

No ale to jest właśnie przykładem tego, co ludzie określają – “życie mnie przytłacza” albo coś w życiu. Bo to wiara, że ściana/pręty napierają na nas. Ale to my napieramy na ścianę/pręty i nie chcemy przestać

Osoba chciwa wychodzi z jeszcze jednego, bardzo poważnego błędnego założenia – że coś w świecie jest ważniejsze, niż ona sama.

Może się to wydawać sensowne, gdy np. uważamy, że bez pieniędzy staniemy się żebrakami i umrzemy pierwszej zimy – zamarzniemy bez schronienia i ciepłych ubrań. Mając taką wizję świata i samych siebie, gromadzenie pieniędzy, nawet chciwe, wydaje się mądre. Ale pytanie – czy nie mądrzejszym byłoby znalezienie ludzi pozytywnych, dojrzałych, wspierających, stworzenie z nimi przyjaźni, pomaganie i wspieranie siebie nawzajem, dzielenie się, współpracowanie? No bo jeśli ciężko zachorujemy, to na co nam te wszystkie zgromadzone dobra?

A poza tym ile razy w naszym życiu chciwość popłaciła?

Łatwo spojrzeć na to, co mamy, co pozornie “zyskaliśmy dzięki chciwości”. Ale co w tym czasie straciliśmy?

Co ukrywa się pod maską chciwości ukaże się, gdy znajdziemy się w sytuacji, w której nie możemy jej nasycić.

Więc – gdybyśmy teraz stracili pracę, znajomych, dom/mieszkanie – jakie znaczenie nadalibyśmy tej sytuacji? Tragedia, koniec świata, pozostaje tylko cierpienie, a świat jest zły i niesprawiedliwy?

A gdybyśmy już teraz wiedzieli doskonale, że znaleźlibyśmy nową pracę w przeciągu miesiąca, mieszkanie w tydzień, wrócilibyśmy szybko na tory i wrócili do randkowania po załatwieniu tych tematów – czy utrata tego wszystkiego, co ludzie postrzegają jako najcenniejsze, bo “zapewniające” bezpieczeństwo nadal stanowiłaby tak wielki problem? Co najwyżej niedogodność.

I wtedy także chciwość w naszych oczach nie miałaby kompletnie sensu. Także te wszystkie pozornie rozsądne “zabezpieczenia”.

Gdy nas ktoś okłamie, wykorzysta, a my wyciągniemy lekcję i już nie popełnimy tego błędu, będziemy ostrożniejsi, to zamiast żalu i rozgoryczenia poczujemy się wspaniale, silniej i bezpieczniej!

To pokazuje jak wszystkie negatywności przestają mieć sens, gdy na wszystko patrzymy z wyższej perspektywy – z szerszego kontekstu.

Chciwość może też wynikać z błędnego założenia i percepcji świata – z dualizmu wygrany/przegrany. Słowem – jak ktoś wygrał, to ktoś musiał przegrać! Albo inaczej – aby ktoś wygrał, ktoś inny musi przegrać.

Czy to nie pokazuje bezsensu kłótni – kłótnia wynika ze świadomości separacji – podziału, wartościowania? Kłócimy się, by wygrać – by udowodnić swoją rację albo ją wymusić. Jeśli zależy nam na relacji, to nie ważne kto wygrał kłótnię. Bowiem ktoś bliski ją przegrał. W tej sytuacji w konsekwencji przegrały obie strony. Bo już sam fakt, że były 2 strony, a nie jedna, prowadziło do upadku.

Czy sukces w pracy to nie dążenie do sytuacji win-win – klient ma od nas super produkt lub usługę, a my godziwie zarabiamy? Wtedy wszyscy są zadowoleni.

Nikt nie musi przegrać.

Chciwość to także gromadzenie, to niechęć do dzielenia. Nie tylko dobrami materialnymi ale też radością, poczuciem humoru. Wtedy stajemy się nie radośni, a np. sarkastyczni. A to jest nieprzyjemne. Dlatego w naszym otoczeniu inni ludzie też nie pozwalają sobie na wyższe, wspierające jakości. I albo będą przy nas i/lub wobec nas nieprzyjemni lub będą nas unikać.

Możemy nie chcieć się dzielić swoimi troskami, problemami, marzeniami, celami, lękami, etc. Gromadzimy ich w sobie coraz więcej i ukrywamy je przed innymi. Nie chcemy, by poznali je inni, bo wierzymy, że nam to ktoś zabierze, zgarnie przed nosem lub wykorzysta przeciw nam, a my stracimy.

Pamiętajmy – każdy sekret, każda tajemnica, każde przewinienie, którym się z kimś nie podzielili będzie nas dusić od wewnątrz.

To też prowadzi do podziału – jeśli nie powiemy partnerce/partnerowi co nas boli, to ani nie będą mogli nam pomóc, ani nie skorygują tego w sobie, jeśli to wychodzi od nich.

Niejeden uzależniony pisał mi, że nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o jego problemie. Dlaczego?

Bo też wychodzi z takiego założenia, co chciwiec – że jak się czymś podzieli, to straci. Twarz, akceptację, szacunek, etc.

Nie mówię, że trzeba o tym wszystkim mówić. Ale niezbędne jest puszczenie się wstydu, traktowanie siebie jako gorszego, bo jesteśmy uzależnieni, i banie się tego faktu.

A poza tym jeśli chcesz wyzdrowieć, to nie zrobisz tego samemu. Musisz o tym komuś powiedzieć – sobie przede wszystkim. A także terapeucie, członkom grup(y) 12 kroków. Możesz też anonimowo powiedzieć o tym mi. Zobaczysz jaką ta otwartość przyniesie ulgę.

Uzależnienie wymusza na nas wzrost ponad chciwość, zamknięcie się w sobie – wymusza na nas dojrzenie. Tu nie wystarczy o tym poczytać, ani zgromadzić informacje. Tylko to pora na ich zastosowanie, wdrożenie – pora na praktykę.

Jak poczytasz, że strach nie chroni, to jeszcze nic nie zmieniło. Gdy następnym razem poczujesz strach “przed tym”, że nigdy z tego nie wyjdziesz, TO JEST TEN MOMENT, by zastosować tę informację – “strach nie chroni i powinienem/powinnam się go teraz puścić”.

Intelekt z natury jest chciwy. Pożeramy nie tylko pożywienie ale też wiedzę, informacje.

Chciwość informacyjna ma również tę wadę, że każda informacja jest/może być prawdziwa tylko w pewnym kontekście.

Więc wszystko czego się nauczymy, co zgromadzimy intelektualnie również może się przeterminować. Świat nadal jest badany, różne rzeczy stają się przedawnione, nieprawdziwe, gdy poznawane są nowe fakty. Tym samym przywiązanie się nawet do tego, co wydaje się ze wszech miar rzeczywiste, ostatecznie może stać się nieprawdą, a więc zbędnym obciążeniem.

Zauważmy, że jeśli jesteśmy chciwi informacji, to zazwyczaj nic z nimi nie robimy. Tylko gromadzimy. Napychamy umysł wiedzą i już. Pytanie więc – dlaczego tylko je gromadzimy i wiecznie nam mało? Boimy się? Opieramy?

Są informacje, których pełne zastosowanie i wdrożenie wymagać może nawet lat pracy! Podstawowe tematy – akceptacja i wybaczenie. Zaakceptowanie i pełne wybaczenie jednej urazy może zająć miesiące nawet codziennej pracy! Dlatego człowiek, który się boi zmierzyć z urazą, będzie cały czas szukał nowych książek racjonalizując, że się uczy, by zrobić to lepiej. Ale jego intencją jest ucieczka. Nie chce wybaczyć, bo nie chce zmierzyć się z emocjonalnością lub puścić się pozycjonalności.

Chciwość naturalnie wynikać może także z błędnego przekonania, że znaczenie, wartość, szczęście, radość, bezpieczeństwo biorą się z różnych rzeczy – z zewnątrz. Być może dlatego je gromadzimy.

Ale warto się zastanowić – czy zamknięte drzwi i alarm chronią nas przed włamaniem? Czy złodziej nie włamuje się do nas, bo zamykamy drzwi? Absolutnie nie. Robimy to wyłącznie, by stracić pretekst do trzymania się strachu.

Podłożem chciwości może również być brak widzenia innego sensu dla życia, niż ROBIĆ i MIEĆ. Osoba chciwa w ogóle nie widzi sensu w BYĆ. No bo co z tego będzie miała? Co jej da np. radość czy uprzejmość?

Osoba chciwa nie chce być uprzejma, bo mówi sama sobie – “Co ja z tego będę mieć?” Uważa, że np. uprzejmością pomoże komuś, komuś innemu będzie lepiej, a ona z nic z tego nie zyska. A przecież nawet jeszcze straciła energię dla tej uprzejmości! Widzimy jak chciwość wynika i zasilana jest egoizmem, poczuciem braków, postrzeganiem siebie jako małego robaczka?

Żyjemy tak, frustrujemy się, jest nam ciężko. Staramy się coś zmienić, coś ugrać i nic nam się nie udaje. Kobiety nie chcą się umawiać, w pracy non stop się męczymy za “psi pieniądz”. A potem widzimy w klubie jak wchodzi uśmiechnięty, radosny, hojny (hojny nie oznacza, że wszystkim kupuje drinki i obiady) facet i “zgarnia” jedną kobietę za drugą, które lgną do niego jak misie do miodu. Dlaczego? Bo już wyrósł z egoizmu przynajmniej w kwestii relacji damsko-męskich.

I co się wtedy dzieje w nas? No wychodzi ta małość, pojawia się rozgoryczenie, ból, nienawiść, zazdrość. Zamiast wzorować się na tej osobie, poznać ją, postawić piwo, pogadać, wolimy skrycie nienawidzić, obwiniać i użalać się. Jeszcze tego mężczyznę postrzegamy przez naszą chciwość.

A my nawet stawiając kobiecie kolację robiliśmy to z poczucia braku, z egoizmu, z chęci ugrania, zagarnięcia czegoś dla siebie. Non stop drenowaliśmy drugą osobę, by wypełnić własne braki. To nie wspierało życia, więc życie nie wspierało nas. Ostatecznie nic nie zyskaliśmy i straciliśmy.

A potem to nasze głupie poświęcanie się nazwaliśmy hojnością i uznaliśmy ją za głupotę… No ok, tylko to z hojnością nie miało nic wspólnego.

Pamiętajmy – to co ROBIMY nie zmieni nas, czyli nie zmieni poziomu BYĆ. Aby pojawiły się efekty, to co ROBIMY, czyli nasze zewnętrzne musi być SPÓJNE z naszym wnętrzem, czyli tym jacy JESTEŚMY.

Życie zdrowe, dojrzałe to m.in. życie bez żalu do/za przeszłość i bez strachu odnośnie przyszłości. Życie rozsądne. Chciwość jest bardzo daleka od rozsądku. Bo całe jej podłoże jest już efektem kolosalnego zaburzenia rzeczywistości.

CHCENIE

Niejedna osoba pisała mi jak to ona bardzo chce wolności, zmienić się, żyć odważnie, radośnie, zmienić swoje życie. Ok ale –

chcenie to ani ROBIENIE, ani BYCIE.

Każdy może powiedzieć jak to czegoś chce. I to ooooo taaaaak baaaaaaaaaaardzo. I co z tego? Czy chcenie się jest do czegokolwiek potrzebne? Absolutnie nie. Zdziwiony/a?

Czy chcesz iść w poniedziałek o 7 rano do pracy? Większość ludzi nie chce, a i tak idzie. Nie muszą tego chcieć. A nawet robią to nie chcąc…

Rozumiesz? Chcenie to robienie się w jajo. Chcenie nic za Ciebie nie zrobi. Wymagana jest decyzja, podjęcie jej wraz z wzięciem odpowiedzialności za to, co wybraliśmy. Wymaga to także odpuszczenia oporu, czyli zmiany nastawienia z niechęci na chęć. Bo nie można czegoś wybrać bez nastawienia chęci względem tego.

Zauważmy, że jest nam źle tylko z tym, czego nie wybraliśmy, na co zgodziliśmy się apatycznie.

Człowiek apatyczny nie tworzy aktywnie swojego życia, tylko bezwolnie zgadza się na to, co się w nim mu przydarzy.

Dlaczego się nie starasz w pracy, nie chodzisz do niej chętnie, nie awansujesz, nie czujesz się w niej dobrze? Bo jej nie wybrałeś/aś. Zgodziłeś/aś się na nią apatycznie, bo się akurat trafiła, bo ktoś Cię przyjął.

Odrzucasz ją, opierasz się, negatywnie oceniasz. Przez to w tę część Twojego życia wkrada się coraz większe zmaganie.

Trzeba też odkleić się od strachu. Bo to nie strach stanowi problem ale to, że się go trzymamy i nie chcemy puścić.

Chcenie to najczęściej bujanie w obłokach bez jakiejkolwiek intencji podjęcia się niezbędnego działania. Każdy chce mieć dużo pieniędzy, a ile osób ma dużo pieniędzy? Ile osób zdobyło niezbędną edukację na temat pieniędzy, zarabiania, inwestowania, zarządzania nimi? Kto wie co jest w kontekście pieniędzy wskazane, pozytywne, zdrowe, wzmacniające, pomnażające sukces i pieniądze, a co nie?

Większość ludzi sądzi, że już wszystko wie i tylko z życiem jest coś nie tak… że np. zarabianie pieniędzy jest trudne i można się tylko przy tym męczyć, stresować, konkurować z innymi, etc.

Problem chcenia jest taki, że ludzie sądzą, że to ostatni krok. Ale ostatnim krokiem jest decyzja i zrobienie tego. Chcenie to nawet nie pierwszy krok.

Dlatego w uwalnianiu emocji i oporu ostatni krok nie brzmi “czy chcesz to zrobić?”, tylko “czy zrobisz to?” i “kiedy?”

Bo “chcieć coś zrobić”, a zrobić to, to dwa zupełnie różne światy.

Ludzie uwielbiają odpowiadać na pytanie “kiedy?” w przenajróżniejsze sposoby, które nigdy nie doprowadzą ich do zmiany. Np. “jak poczuję się pewniej”, “w najbliższym czasie”, “gdy rozwiążę inne problemy”, etc.

Mnóstwo ludzi nawet nie mówi “chcę”, tylko “chciałbym/chciałabym”. Więc nawet nie chcą, tylko chcą chcieć… Tak naprawdę nie chcą, tylko myślą o tym. A tak naprawdę nie myślą, tylko hipnotyzują się bezosobowym myśleniem – widzą w myślach słowo “chcę” i sądzą, że chcą.

Czy widząc taką myśl naprawdę chcesz? Ale gdybyś to chciał(a), to byś to (z)robił(a). A robisz to? Dążysz do tego każdej sekundy, każdej wolnej chwili, wszystko podporządkowujesz temu, by to zrealizować?

Chcenie nie zwalnia nas ze zdrowego rozsądku. Jedno i drugiego zawsze powinno iść w parze. Jeśli czegoś/kogoś chcesz, to co wymagane jest, by to siągnąć? Czy wiesz?

Większość ludzi popada w mentalizowanie i emocjonowanie się. Tylko niewielki procent podchodzi do tego na spokojnie, a jeszcze mniej chętnie.

Niech mi ktoś powie – co kogokolwiek powinno obchodzić, że czegoś/coś chcesz? To Twoja sprawa. Jak tego chcesz, to zrób to, co niezbędne, by to osiągnąć.

A jeśli zamiast tego wolisz przeżywać wewnętrzne dramaty, emocjonować się, mentalizować, no to Twoja decyzja. Najwyraźniej to lub coś innego jest dla Ciebie ważniejsze, niż osiągnięcie tego, czego rzekomo “chcesz”.

Jak często o czymś fantazjujemy? W jakich tematach czegoś chcemy i na chceniu się kończy?

A jakich tematów unikamy jak ognia? O jakich nawet nie chcemy myśleć? Myśli o jakich sprawach “nie dają nam spokoju”?

Kto takie myśli uważa za dobre? Przecież to informacje, by zadbać o to, co jest zaniedbane! No ale jeśli oceniamy je jako złe, jako źródło niepokoju, to tak jakbyśmy jechali samochodem nigdy nie tankując, fantazjując, że nasz samochód nie potrzebuje ani przeglądów, ani uzupełniania płynów, a migające lampeczki na desce rozdzielczej traktowali jak nie dające nam spokoju…

Mówię wyraźnie – nie myślami mamy się zajmować, tylko problemami, o jakich nam sygnalizują.

Jeśli się martwimy o coś, to zróbmy wszystko co możemy, by o to zadbać. Po cholerę nam to martwienie się? Informacja już przyszła, teraz pora z niej skorzystać.

Chcenie, martwienie się, stresowanie, użalanie, żalenie, frustrowanie, pożądanie, etc. – to wszystko nic nie daje. Tylko nakręca samo siebie.

POŻĄDANIE

Pożądanie to dla zwierzęcia fundament podejmowania działań w świecie.

Przeżycie zwierzęcia zależy od “zdobycia tego” – czegoś w świecie.

Bez tej energii człowiek na niskim poziomie świadomości żyłby w apatii i lęku. Bo jak mówiłem – do podejmowania się działań potrzebuje negatywnych motywacji. Można powiedzieć, że do troski o swoje życie zmusza go dopiero ból lub strach przed bólem.

Jeśli idzie zima, to czy strach nas ochroni przed zamarznięciem? Oczywiście, że nie. Strachem możemy się zmotywować do działania ale nie pomoże nam strach przed mrozem, tylko pragnienie przeżycia, pragnienie ciepła, pragnienie bezpieczeństwa i ruszenie tyłka, by zrobić to, co realnie nam to pragnienie zrealizuje.

Ale oczywiście nie trzeba ani się bać mrozu, ani pragnąć ciepła, by żyć rozsądnie i o to zadbać w odpowiednim czasie.

Większość ludzi na razie nie jest do tego zdolna. Dlatego tak wielkim błędem jest wypieranie swoich pragnień, potrzeb, w tym także zachcianek.

Jeśli czegoś chcesz, to to zrób. Nie baw się w wartościowanie, ocenianie siebie, osądzanie, zazdroszczenie. Po prostu to zrób. Just do it! – rzekłbym nawet…

Ale większość ludzi na swoje pragnienia projektuje stłumioną winę i wstyd. Mówią sobie wtedy, że “nie zasługują”. Albo “im się nie należy”. Albo projektują apatię – “Po co mi to? I tak się nie zmieni. I tak nic to nie da.”

Wypierane pragnienia mogą przerodzić się w obsesję, chciwość oraz wprowadzić do naszego życia zbędną frustrację. Często też prowadzą do apatii i depresji.

Jako, że energia pożądania jest już relatywnie wysoka, to opieranie się jej i przechowywanie stłumionej w podświadomości kosztuje nas OGROMNE ilości energii życiowej i mentalnej. Dlatego zazwyczaj mężczyzna nierealizujący swoich seksualnych pragnień, ograniczający, opierający się swojej seksualności nie radzi sobie finansowo. Nie tylko ze względu na niski poziom energii i niski poziom chęci ale też dlatego, że negatywnie postrzega jeden z fundamentalnych aspektów człowieczeństwa. Rodzimy się dzięki seksualności i jesteśmy istotą seksualną.

Jeśli już u fundamentów traktujemy siebie jako kogoś gorszego/złego, no to automatycznie wszystko co zrobimy także tak będziemy postrzegać. A także to, co chcielibyśmy osiągnąć.

BYĆ -> ROBIĆ -> MIEĆ

Więc to jak traktujesz to co masz i robisz, prawie na pewno tak traktujesz siebie.

Jeśli pracujemy tylko po to, by odzyskać/zyskać wartość, znaczenie, to marna szansa, że to nastąpi. Raz – dlatego, że nigdy ich nie straciliśmy, więc zyskać, ani odzyskać ich nie możemy. Dwa – nie zajęliśmy się przyczynami niskiego poczucia własnej wartości. Trzy – naszej pracy nadaliśmy bardzo nierozsądne znaczenie. Generalnie sukces finansowy to rezultat wysokiej jakości wniesionej do życia innych ludzi (im większej ilości ludzi i wyższej jakości, tym większy sukces finansowy).

A czy wysoką jakość do życia wielu osób wniesie człowiek, który siebie nie postrzega jako wartościowego?

Każdy mądry przedsiębiorca zdaje sobie sprawę, że nie odniesie sukcesu w biznesie, w robieniu, dostarczaniu czegoś lub sprzedaży czegoś, co nie uważa za wartościowe, pomocne – dobre. Nie ma szans.

Dlatego też należy przewartościować to co robimy, jeśli wyprojektowaliśmy na to własną emocjonalność i braki.

No czy nie to jest główną wymówką ludzi bojących i wstydzących się podrywać – “Co mogę dać kobiecie?” Jako, że taki mężczyzna nie widzi wartości w sobie, to automatycznie nie widzi jej w tym, co (z)robi. Dlatego też sukcesu nie odniesie lub będzie mu trudno go odnieść.

Bo problemu nie stanowi wyłącznie to, co kobiecie damy ale w tym, czego oczekujemy od niej w zamian. I jeśli siebie postrzegamy jako bezwartościowego, no to automatycznie zakładamy, że nikt i tak nie doceni tego, co zrobimy i nam tego nie wynagrodzi.

Boimy się też popełnić błąd – by kobieta nie zabrała nam już na zawsze źródła tego, czego brak odczuwamy. A tak przynajmniej zawsze możemy fantazjować, że może kiedyś los się nad nami ulituje (albo jakaś kobieta)…

Jeżeli względem tego utrzymujemy wstyd i winę, czyli sądzimy, że jest z nami coś nie tak pod tym względem, no to jakościowo dramatycznie obniżymy nasze doświadczanie życia. Nie mówię, że seks magicznie nam odmieni sferę finansów. Ale uwolniona energia będzie mogła nas wesprzeć i “ciężka praca” może dzięki temu przerodzić się w pracę swobodną, radosną, efektywną. Ponadto nie będą nas rozpraszać niekończące się seksualne fantazje czy dowolne inne. Poza tym nie będzie potrzeby fantazjować, bo już będziemy w tym aspekcie spokojni, a także uwolniliśmy masę wstydu i winy, więc i one nie będą nas obciążać.

A nawet jak popełnimy błąd, to nie zatrzymamy się na użalaniu i obwinianiu. A jak na sukces trzeba będzie popracować parę miesięcy, to też nie będzie w tym dla nas problemu i będziemy pracować chętnie przez ten czas. Ani jakość, ani ilość naszej pracy się przez to nie zdegradują.

Problemu nie stanowi samo pożądanie ale to gdy ciągle go potrzebujemy, by podejmować się działań w świecie.

No bo niech mi ktoś powie – czy naprawdę, NAPRAWDĘ potrzebujemy pragnąć zegarka, by sobie go kupić? Czy potrzebujemy pożądać awansu, by na niego zapracować i pójść pogadać o tym z szefem?

Oczywiście, że nie potrzebujemy tego wszystkiego pragnąć.

A teraz ktoś może zadać pytanie – “No to po co mi awans, skoro go nie pragnę?” Ano właśnie – po co? To fundamentalne, super ważne pytanie.

A nie po to, by lepiej zarabiać, godniej żyć, więcej zwiedzić, doświadczyć, cieszyć się tym wszystkim? A może przeznaczać większe kwoty na cele charytatywne?

Niech każdy mi powie po co mu to, czego pragnie?

To my nadajemy wszystkiemu sens i znaczenie dla nas. Jeśli awans w pracy jest tylko po to, byśmy poczuli się lepiej, to oczywiście jeśli znajdziemy coś innego, dzięki czemu poczujemy się lepiej (porno), to przestanie nam zależeć na awansie.

No ale dwa pytania:

1. Dlaczego nie czujemy się dobrze? Czy nie lepiej się zająć przyczyną złego samopoczucia, niż niszczyć sobie zdrowie i psychikę nazywając to “odstresowaniem się” lub “zrzuceniem napięcia”?

2. Dlaczego nie zmienić sensu i wartości awansu, czyli motywacji dla jego osiągnięcia?

Pragniemy go dla samego pragnienia? No to nigdy go nie osiągniemy, bo wtedy przestaniemy pragnąć i z czym pozostaniemy? No z uczuciem pustki, rozczarowania – a przynajmniej tego się spodziewamy.

Dlaczego uzależnieni są zazwyczaj samotni i cierpią? Bo chcą związku dla poprawy swojego samopoczucia i wartości. A jeśli o tym wszystkim “zapominają” oglądając porno, no to związek przestaje mieć dla nich znaczenie i sens. No bo po co ryzykować? A jak jeszcze trafimy na nieodpowiednią osobę, to już w ogóle… Więc “sensowne” wydaje się nie podejmować ryzyka.

Jeśli pragniemy dla naszych dzieci lepszego życia, to czy potrzebujemy tego pożądać, by to zrealizować? Nie. Potrzebuje podjąć się np. dodatkowego zajęcia, by zarobić większą kwotę.

Pożądania warto się puścić jak najszybciej i wybierać rozsądne działania z poziomu chęci.

Gdy zobaczymy wspaniały samochód, to możemy go zapragnąć – powiedzieć sobie “Wow! Chcę go mieć!” Ale czy nawet tytaniczne pragnienie samochodu przybliży nas do jego posiadania? Oczywiście, że nie. Natomiast możemy to wykorzystać jako inspirację, by przewartościować np. swoją pracę – już nie pracujemy w nudnej robocie i nic z tego nie mamy. Teraz zarabiamy, by kupić sobie ten samochód.

Dzięki temu, że pragniemy samochodu, możemy zacząć chodzić do pracy, chętnie, bardziej się przykładać, wychodzić z inicjatywami, brać dodatkowe obowiązki i zadania, pracować dłużej, w tym w weekendy, etc. TAK korzysta się z energii pożądania, a nie trzyma jej dla samego trzymania.

Wtedy pracować będziemy z radością i nawet trudniejsze dni nie będą już dla nas żadnym problemem, bo istotne dla nas jest osiągnięcie sukcesu, by zarobić na samochód, a nie uciekać od gorszego samopoczucia. Wtedy błyskawicznie znajdziemy rozwiązania na zaistniałe problemy, bo nie zatrzymamy się na użalaniu i biadoleniu.

Więc czym się różni dojenie emocji od uwalniania i wykorzystania ich energii? Ano tym, że uwalnianie to ignorowanie mentalnego bełkotu. Nie dorabiamy do emocji żadnych historyjek. Zajmujemy się uwalnianiem ich energii. Całą resztę ignorujemy. Skupiamy się na wzroście do pozytywności. Nie szukamy pretekstu, by się na czymś zatrzymać. Wszystko poddajemy i odpuszczamy jak leci.

Zaś dojenie emocji to nakręcanie się tą energią i nakręcanie tej energii. To branie udziału w niekończącej się mentalizacji. To (od/do)dawanie temu energii. To dorabianie kolejnych “rozdziałów” do tego, co widzimy w swoim umyśle. I – przede wszystkim – nie mamy intencji wykroczenia ponad ten stan.

Pożądanie służy więc, jak wszystko inne, tylko w pewnym ograniczonym spektrum. Ale bez intencji podjęcia działań, samo pożądanie nic nie daje. Tak było, jest i będzie. I tak jest, było i będzie w życiu każdego człowieka.

Powtórzę – emocje to nasza energia. Ale energia sama w sobie nic nam nie da. Potrzebna jest intencja, wykorzystanie jej – cel, podjęcie działania. Wtedy energia popłynie, bo zaczniemy z niej twórczo korzystać.

A co się dzieje z korytem rzeki, w którym woda nie płynie? Zaczynają gromadzić się w nim śmieci i woda z czystej robi się zabrudzona, gęsta, zarasta i staje się niezdatna do picia.

Co różni tych, którzy czegoś pragnęli, a osiągnął to tylko jeden z nich? Ano to, że pierwszy tylko pragnął, a drugi ruszył dupę, by to zrealizować. Podkreślę – TO zrealizować – cel. Nie szukał pretekstu, by przestać, tylko szukał rozwiązań dla napotkanych problemów. Zawsze wiedział co i dlaczego to robi.

W każdej sekundzie mamy wybór – np. zacząć doić emocjonalność z jakiejś sytuacji i zostawić za sobą zdrowy rozsądek lub wybrać rozsądek.

To że czujesz lęk lub opór nic nie znaczy. Nic.

Każdy sam nadaje temu znaczenie.

Jeśli chcesz związku, to sam(a) wybierz czy zapłacisz za to cenę – odkleisz się od lęku, oporu, przestaniesz traktować się jak bezwartościowa glista? Pozwolisz sobie na błędy ale też na wybaczenie i ciągły rozwój? Porzucisz małostkowość i egoizm na rzecz zdrowej współpracy, współżycie?

Możesz to zrobić każdego dnia.

Jak zaradzić temu wszystkiemu w tej serii?

Zrozumieć, że to wszystko to natura ego – zwierzęcej spuścizny człowieka. Wystarczy to wiedzieć, wziąć za to odpowiedzialność, spodziewać się tego, uznać za normalne i kierować tym “statkiem” odpowiedzialnie.

Przestań to wypierać, udawać, że tego nie ma. Przestań to osądzać, traktować jak ułomność i grzech (grzech to błąd, a nie skaza na duszy, którą może zmagać tylko kapryśna natura arbitralnego Boga!).

Przestań to projektować na świat!

Zacznij patrzeć na to z poczuciem humoru.

Oczywiście nie da się do tego zmusić, ani tym bardziej prawie na pewno nie zrobisz tego w minutę. Ale obierz ten kierunek.

Gdy tylko zrozumiesz, że np. pożądanie wszystkich kobiet, gdy masz partnerkę jest normalne, nie będziesz się czuł z tego powodu winny. Zrozumiesz, że to tylko ego – jeden z aspektów niskiej świadomości. Weźmiesz za to odpowiedzialność mówiąc np. “Ok ego, oczywiście, że chcesz przelecieć wszystkie kobiety mając gdzieś to, że przysięgaliśmy wierność do śmierci” – czyli spojrzysz na to z wyższej świadomości. Ale jeśli tym usprawiedliwisz mimo wszystko zdradę, no to pamiętaj, że odpowiadasz za to. Prawie na pewno Twoja partnerka tego nie pochwali.

Natomiast warto przyjrzeć się odważnie i uczciwie czy przypadkiem nie uciekamy od jakiegoś aspektu własnej rzeczywistości, własnego życia i właśnie o tym informuje nas pożądanie innych kobiet.

To wszystko jest bezosobowe i wynika z natury ego – z niskiej świadomości. Zawiera się w niej i opieranie, walka, wstydzenie, banie, wypieranie, projektowanie tego nie zmieni.

Dopiero my dajemy temu energię, bierzemy w tym udział, utożsamiamy się z tym, uważamy za część nas, uważamy za rzeczywistość, poza którą nie ma nic innego.

Niejeden mi mówił, że nie można podchodzić do kobiet i dawać im radości nie oczekując niczego w zamian. Święcie przekonani byli, że nie da się inaczej. Ależ da ale nie z niskiego poziomu świadomości.

Jeśli zależy nam na wzroście, to niezbędne jest uczciwe i spójne życie ze swojego obecnego poziomu.

Nie możemy udawać, że jesteśmy wyżej, niż jesteśmy. Jeśli coś komuś dajesz i czujesz się stratny/a, to to zaakceptuj! Ok, tak na razie jest. A czy możesz uwolnić to uczucie straty? Czy możesz uwolnić oczekiwania? Czy możesz skorygować swoje intencje? Kiedy to zrobisz?

No ale jeśli powiemy sobie – “to tylko ego, to normalne” i się zdecydujemy na podryw innych kobiet, to miejmy świadomość konsekwencji. Bo odpowiadamy za swoje wybory. Już widzimy, że to nasz wybór, a nie zrządzenie losu, ani coś, względem czego jesteśmy bezsilni.

A jeśli się na coś decydujemy, to coś z tego mamy.

Ostatnio na Youtube widziałem filmik o tytule, że jakiś mężczyzna przekonał swój mózg, by polubił pewien dyskomfort… Wow. Czyli jest to tak nieświadoma osoba, że nawet stawia się w roli ofiary własnego mózgu! Sądzi, że mózg – czyli w sumie plazma – ma swoje preferencje! Coś lubi, a czegoś innego nie! I trzeba go przekonać, żeby coś zacząć lubić!

No to sugeruję zacząć przekonywać swoje ręce, by zaczęły lubić podnosić ciężary! Albo zacznijmy błagać swoje oczy, by zaczęły lubić czytać i uczyć się!

Niektórzy próbują z tym wszystkim walczyć, a inni zakazywać – jak religie. Ale nie tylko religie. Mówią, że coś jest złe i następnie tego zakazują. Ale czy to ochroniło kogokolwiek przed uzależnieniem się od masturbacji, porno, seksu, narkotyków, etc.? Nie. A za to stało się pretekstem do wstydu i obwiniania się za robienie tego. Czy zakazanie kradzieży rozwiązało ich problem? Czy nikt nie kradnie? Czy zakazanie spożywania alkoholu przed 18-tym rokiem życia zapobiegło temu problemowi?

Jeden nie zrobi tego ze strachu przed karą. Ale głupiec, który w tym przypadku nie będzie ani rozsądny, ani nie poczuje strachu, zrobi to. I często konsekwencje tego są bardzo przykre.

Negatywne ocenianie i zabranianie nie pomaga. Tylko EDUKACJA prowadząca do wzrostu świadomości.

Bo możemy powiedzieć, że np. porno jest złe. Czyli edukujemy. Ale to błędna informacja – błędna w szerszym kontekście. A ten ograniczony kontekst nie prowadzi do wzrostu świadomości. Dlatego problem nie zostanie rozwiązany przy jej wykorzystaniu. Człowiek, który wychodzi z uzależnienia postrzegając je jako złe kompletnie nie rozumie co uzależnienie oznacza i dlaczego do niego doszło. Ani tym bardziej jak “z niego” wyjść.

Początek tego artykułu powinien stanowić wystarczające wyjaśnienie dlaczego to błędna informacja.

Ja nie mówię, że porno jest złe i go nie zakazuję. Ale uczę dostrzegać fakty – przyczyny sięgania po porno, uczę odpowiedzialności za to, uczę jak sobie poradzić z tymi przyczynami, by wybór porno stał się zbędny.

Uczę o konsekwencjach jego oglądania. Uczę podejmować odważne, mądre, rozsądne wybory mające jak najbardziej kochające intencje. Pokazuję drogę rozwoju świadomości – jej wzrostu. A to nie opychanie się wiedzą.

Pamiętaj, że jeśli ktoś zniszczył sobie zdrowie, poczucie wartości i w konsekwencji życie chorobliwym obżarstwem, to czy pomoże mu nazwanie jedzenia złym i jego zakazanie? Absolutnie nie. Ta osoba będzie cierpieć katusze odmawiając sobie tego, czego i tak potrzebuje. Droga jest zupełnie inna.

Jeśli np. rząd zablokowałby pornografię w kraju, to nie rozwiązałoby żadnego problemu. To od czego ludzie uciekali w porno znalazłoby ujście w inny sposób. A poza tym społeczeństwo nadal pozostałoby kompletnie nieświadome tego problemu, mechanizmów uzależnienia, ludzkiej podatności i wiele, wiele więcej. Pozostaliby nieświadomi, nikt nie wzrósłby w świadomości. Wręcz ludzie jeszcze silniej zakleszczyliby się w świadomości ofiary i zależności. I nadal zgadzaliby się na coraz większe ograniczenia w coraz szerszym spektrum obszarów.

Warto wiedzieć, że zawsze jest więcej – ponad tym, czego się trzymamy, co projektujemy na świat uważając to za obiektywne i ostateczne.

Zawsze możemy poznać i doświadczyć czegoś, co wzniesie nas dzięki poszerzeniu kontekstu.

Bo moc bierze się z kontekstu.

A jeśli swoją sytuację umieścisz w kontekście jak ten mężczyzna z początku artykułu, to odbierzesz sobie moc i umieścisz ją w pornografii. A wobec świata i swoich problemów będziesz odczuwać niemoc. Także niemoc będziesz odczuwać na myśl o rzuceniu pornografii.

Dlatego raz jeszcze –

niemoc, a więc brak mocy, również wynika z kontekstu, w jakim coś/kogoś postrzegamy.

Wystarczy postawić się w roli ofiary kogoś/czegoś i już nie mamy mocy.

Bez mocy co nam pozostaje? Wyłącznie siła – ograniczona, wymagająca ciągłego zasilania. I jej używanie zawsze tworzy przeciw-siłę. Dlatego życie na takim poziomie wydaje się trudne i jakby nas nie wspierało. No bo takie jest ale NA TYM POZIOMIE.

Jak możemy wykorzystać siłę? Do walki lub ucieczki. A większości problemów w życiu, wliczając uzależnienie, nie rozwiążesz ani jednym, ani drugim. A dodatkowo praktycznie wszystko i wszyscy będą wyglądali jakby Ci jeszcze przeszkadzali. Bo siła tworzy przeciw-siłę.

Konieczne jest porzucanie pozycjonalności, dualizmów, oporu, projekcji i tego, co z nich doimy. Oraz wybór tego co pozytywne.

Ludzie liczą na siłę woli. Ale nie wiedzą, że siła woli również jest ograniczona i wymaga regeneracji. Zaś jej górna granica odpowiada poziomowi świadomości. Czyli u około 80% ludzkości jest bardzo niska.

Są sytuacje, do których trzeba się zmusić, użyć siły woli. Ale powinny być rzadkie.

Pytanie – dlaczego cały czas musimy się zmuszać? Przecież niechęć to nasz wybór. Dlaczego go nie zmienić?

Porównaj to jak mogłeś/aś do tej pory podchodzić do swoich problemów oraz jak postrzegałeś/aś uzależnienie z informacjami przedstawionymi w tej serii.

W następnych częściach zajmiemy się elementami listy tego, co jest do zaakceptowania. Co także wystawi na próbę powszechne społeczne przekonania, urojenia, iluzje.

Jeśli zaś i to dalej będziemy traktować jako pożywkę dla naszej intelektualnej chciwości, której podłożem jest strach przed podjęciem działania, no to nie liczmy na żadną poprawę.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
9 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz

Mam problem, którego chyba nie da się rozwiązać dopiero po kilku latach pracy nad sobą doszedłem jaki jest u mnie główny problem.Otóż brak bezwarunkowej miłości w dzieciństwie i teraz szukam tego w kobietach nawet jak miałem dziewczynę to do innych podchodziłem i nie mogę nad panować.Jak widze kobiete, która mi się podoba to mam obsesje.Już kilka kobiet pisało mi, że jestem psychopatą.Od 10 sierpnia ide na psychoterapię nie chce się załamywać chociaż wiem, że może być ciężko.

Wojtek

Doskonale cię rozumiem przyjacielu. Czytając twoj wpis odnajduje w nim siebie. Również chciałbym żyć bez kobiety u boku zająć się bezgranicznie tym co kocham. Sama myśl związania się z kimś do końca życia nie napawa mnie optymizmem i również to jak przyjdzie na świat nowy członek rodziny. To jak strata kontroli. Boże czy ja tego chce czy muszę iść za utartymi szlakami uznane za standard przez cały świat. Kto nas wplótł do świata żądz cielesnych ja chcę KURWA wysiąść, ale nie mam odwagi. Czuję wewnętrznie że życie to coś więcej niż rodzina wychowanie dzieci, ale ten standard postępowania mam głęboko zakorzeniony w głowie i nie potrafię inaczej, czy na pewno!?

Mateusz

Praktycznie nikt jeszcze nie napisał mi żadnych konkretów jak miałoby wyglądać nowe życie, zarządzanie wolnym czasem i energią. Np. w wolny weekend wstaję o 9:00 i robię A, potem B, potem C. Potem odpoczywam w sposób XYZ, a potem robię D, E, F. Nie ma żadnych celów, nie ma wyznaczonego kierunku.”
Ok, ja mogę napisać. Szczerze mówiąc nie wiedziałem że to istotne, ale od samego początku, odkąd pojawiły się tutaj moje wpisy, byłbym w stanie to napisać – jak wyglądałby każdy mój dzień bez porno (no i po ukończeniu studiów, które trwają dłużej niż powinny i wciąż nie mogę ich skończyć, bo z jakiegoś powodu po prostu nienawidzę się uczyć):
6.00 – wstaję, 8.00 – idę do pracy, 16.00 – kończę pracę, 17.00 – idę na trening, 18.30 – doskonale swój warsztat gitarowy, tworzę i nagrywam piosenki, 22.00 – idę spać. W planie nie wyszczególniłem czynności związanych z jedzeniem, higieną i transportem – zamierzam je wykonywać w przerwie w pracy oraz w okienkach pomiędzy wyszczególnionymi przeze mnie czynnościami.
Jako, że energia pożądania jest już relatywnie wysoka, to opieranie się jej i przechowywanie stłumionej w podświadomości kosztuje nas OGROMNE ilości energii życiowej i mentalnej. Dlatego zazwyczaj mężczyzna nierealizujący swoich seksualnych pragnień, ograniczający, opierający się swojej seksualności nie radzi sobie finansowo. Nie tylko ze względu na niski poziom energii i niski poziom chęci ale też dlatego, że negatywnie postrzega jeden z fundamentalnych aspektów człowieczeństwa. Rodzimy się dzięki seksualności i jesteśmy istotą seksualną.”
Podobno Nikola Tesla nigdy nie uprawiał seksu, a jest najgenialniejszym wynalazcą historii. Ma na koncie dwucyfrową liczbę rewolucyjnych wynalazków. Nie interesowały go kobiety, podczas pracy potrafił nie jeść i nie spać całe dnie. Jedyną relację jaką posiadał to była relacja z pewnym… gołębiem Nie będę ściemniał – chciałbym tak samo. Z resztą wyżej podałem swój wymarzony plan dnia, i nie ma w nim miejsca na jakiekolwiek relacje. Czasu snu nie mogę skrócić bo trenuję siłowo, i potrzebuję 8 godzin snu. Odkąd dowiedziałem się o Tesli, był jedną z moich inspiracji. A starym kawalerem zamierzałem być od dziecka, oczywiście zanim go poznałem. Fakt Tesla prawdopodobnie był tak zafascynowany fizyką, że świata poza tym nie widział. Ja natomiast tak bardzo nienawidziłem swoich rodziców że byłem gotów spędzić całe życie samotnie wiedząc że będąc zależnym od nich 8latkiem tylko w ten sposób mogłem im dokopać nie będąc za to karanym. Nie chcę mieć partnerki, bo chce im pokazać że to ja miałem rację, że zostanę starym kawalerem i świetnie sobie poradzę. Chciałem żeby patrzyli na to jak odnoszę sukcesy, żyjąc dokładnie odwrotnie niż oni, aby cierpieli z mojego powodu, tak jak ja cierpiałem patrząc jak moi koledzy dostawali ciągle jakieś nowe zabawki, klocki, komputery, a dostawałem tylko kary za byle co, bo z jakiegoś powodu akurat mi zamiast normalnych rodziców musiała się trafić para nadmiernie surowych i wymagających skompiradeł. Ale coś średnio mi idzie, moje życie pod wieloma względami jest bardzo odległe od tego co chciałbym mieć. I faktycznie, zupełnie nie radzę sobie finansowo, mam 27 lat, pracowałem wielokrotnie (i prawie tyle samo razy swoją pensję przepiłem lub/i przećpałem), ale mając ogromne problemy ze zdawaniem egzaminów rzuciłem to, żeby móc w końcu skończyć studia – tak to sobie tłumaczyłem. Od co najmniej 3ch lat nie pracuję, a mój majątek oscyluje w granicach 100 zł (co pomimo drobnych wydatków nie ulega zmianie, bo co i raz coś rodzicom podbiorę, np. nie oddając reszty po zakupach itd.). Nie mogę sobie pozwolić na bliskie relacje z kobietami, bo finansowo nie jestem w stanie pozwolić sobie nawet na regularne stawianie komukolwiek głupiej kawy. Chciałbym zafascynować się czymś w takim stopniu jak Tesla – wtedy mógłbym zrealizować swoje plany. Chciałbym zapomnieć o ludziach, zwłaszcza o kobietach, i cały swój czas i energię przeznaczać tylko i wyłącznie na pracę i swoje pasje.

Mateusz

„Jako, że energia pożądania jest już relatywnie wysoka, to opieranie się jej i przechowywanie stłumionej w podświadomości kosztuje nas OGROMNE ilości energii życiowej i mentalnej. Dlatego zazwyczaj mężczyzna nierealizujący swoich seksualnych pragnień, ograniczający, opierający się swojej seksualności nie radzi sobie finansowo. Nie tylko ze względu na niski poziom energii i niski poziom chęci ale też dlatego, że negatywnie postrzega jeden z fundamentalnych aspektów człowieczeństwa. Rodzimy się dzięki seksualności i jesteśmy istotą seksualną.”
Jeszcze odnośnie tego mam pewne pytanie. Skąd się biorą bogaci mężczyźni, którzy dla kobiet pełnią funkcję bankomatu? Dlaczego ci świetnie radzący sobie finansowo mężczyźni, nie radzą sobie z kobietami? Przecież skoro nie radzą sobie z kobietami, to powinni także klepać biedę, zgodnie z tym co napisałeś. Wielu bogatych mężczyzn trafia wyłącznie na kobiety które wykorzystują ich finansowo, i powiedzmy sobie szczerze – gdyby nie ich pieniądze, to nie mieliby żadnych kobiet w swoim życiu. Przykłady? Mike Tyson, Axl Rose, Slash, Lars Ulrich, nawet uznawany za “przystojniaka” Johnny Depp. Przykładów mógłbym wymieniać więcej. Co ich łączy? Każdy z nich został wykorzystany finansowo przez kobietę, poznaną już jako odnoszący finansowe sukcesy mężczyzna. Kobiety zawierają małżeństwa z mężczyznami, aby później móc się rozwieść i dostać dużo pieniędzy. Skąd się to bierze? Przecież skoro tak się dzieje to pewnie także opierają się swojej seksualności, a jednak bardzo dobrze radzą sobie finansowo.
Nie wiedziałeś, że wybór, zaplanowanie i realizowanie obowiązków i celów w życiu jest istotne?”
Nie wiedziałem że jest istotne w aspekcie wychodzenia z uzależnienia.
“Oglądałeś sobie filmiki na Youtube…”
To jest wynik testu kinezjologicznego, czy zgadujesz? Miałem w swoim życiu momenty w których wykonywałem ćwiczenia które osobiście polecił mi pewien muzyk, przez 4-5 godzin dziennie. Nie byłem w stanie utrzymać tego reżimu na długo. Zabrakło samodyscypliny. I nie powiem że nie mógłbym zrobić w swoim życiu więcej, dla realizacji tego celu. Mógłbym i to zdecydowanie więcej. Ale na pewno nie ograniczyłem się do obejrzenia paru filmików na YT.
“Nic o nim nie wiesz, a mówisz „podobno”. Więc masz gdzieś fakty.”
Używam słowa “podobno”, ponieważ sam nie wiem na ile “fakty” przedstawiane przez historyków są wiarygodne.
A skąd ten pomysł?
To, że się tym nie obnosił jak inni, nie oznacza, że go nie interesowały.”
Zdaniem osób specjalizujących się w jego “biografii”, twierdził że “jedyną miłością wynalazcy powinna być jego dziedzina nauki”.
“Relacji głębokich i na różnych poziomach miał setki.”
Był uznawany za dziwaka. I zdaniem wielu historyków nie miał wielu znajomych (nie wspominając o bliższych relacjach).
“A, poznałeś Teslę? To nie wiedziałem! Gratulacje! Zazdroszczę!”
Chodziło mi o moment w którym dowiedziałem się że istniał, ktoś taki i kim był.
“Za to wiesz, że jak zniszczysz sobie życie i całkowicie zaniedbasz siebie – wtedy będziesz mógł im zarzucić prosto w oczy – „Widzicie!? TO PRZEZ WAS!!!””
Już nie muszę, bo już to zrobiłem.
“Powiem Ci jaka jest różnica między Teslą, a Tobą – Ty jesteś na poziomie gniewu i strachu – tak sobie oscylujesz między nimi. Czyli między 125, a 150.
Tesla był na poziomie świadomości 460.”
Spodziewałem się niższego wyniku. Zarówno dla siebie, jak i dla Tesli. Dla siebie nie muszę mówić dlaczego. Natomiast w życiu Tesli było mnóstwo niefortunnych przypadków. Czytając o jego historii ciężko uwierzyć w to że był w aż tak wysokiej świadomości. Dodam że zmarł będąc biedakiem.
A co – skąpi rodzice nie dają Ci kieszonkowego?”
Nie dają, i nigdy nie dawali.
Tak nawiasem mówiąc to pragnienie odegrania się na rodzicach jest tylko jednym z “powodów”, dlaczego unikam kobiet. Na ten moment (bo cały czas odkrywam nowe powody dlaczego tak robię) mogę poza chęcią odegrania się na rodzicach wymienić brak akceptacji rozmiarów swojego ciała, który przeprojektowałem na swoją przeszłość (i teraz zamiast braku akceptacji swojego ciała, zmagam się z brakiem akceptacji swojej przeszłości), brak akceptacji roli mężczyzny, tzn. nie lubię być stroną która rozpoczyna relacje. Ze wszystkich relacji które miałem w całym swoim życiu zainicjowałem tylko 3-4 z nich. Nie więcej. I mówię o relacjach koleżeńskich z mężczyznami. Z kobietami nie miałem żadnych. Z czego nigdy się nie całowałem, nigdy nie trzymałem kobiety za rękę, tylko raz powiedziałem jakiejś kobiecie że mi się podoba (i tak prawdę mówiąc okłamałem ją, chciałem tylko zrobić coś spoza swojej strefy komfortu, więc powiedziałem dziewczynie którą miałem w dupie że mi się podoba, liczyłem że jak to zrobię to będę mógł zrobić to samo względem dziewczyny która mi się podoba – myliłem się), byłem na randce z pewną dziewczyna (akurat taką co mi się podobała) ale tak się wstydziłem, że nie przyznałem się dlaczego się z nią spotkałem, przez cały czas nie byłem w stanie się do niej odezwać. Z dalszych powodów mogę wymienić to że padłem ofiarą dyskryminacji ze względu na płeć – jako małe dziecko. Rodzice zostawiali mnie i moją siostrę z dziadkami. A dziadkowie traktowali ją dużo lepiej ode mnie. Mam wrażenie że cała cywilizacja europejska dyskryminuje mężczyzn i uprzywilejowuje kobiety. Nienawidzę tych społecznych regułek typu “panie mają pierwszeństwo”, nienawidzę społecznego przyzwolenia na przemoc w stosunku do mężczyzn, przy jednoczesnym ogólnospołecznym potępieniu przemocy wobec kobiet. Dlatego do około 25 roku życia byłem mizoginem i dosłownie nienawidziłem kobiet, przy czym od około 15 roku życia zostało to zepchnięte do mojej podświadomości i totalnie nie zdawałem sobie z tego sprawy, starałem się nie nienawidzić i nie dyskryminować kobiet, ale czułem już po prostu taką niechęć do kobiet i wszystkiego co kobiece, zupełnie nie wiedząc dlaczego. Dalej jest fakt tego ile mam lat i to że nie posiadam żadnych doświadczeń w tym aspekcie. Nie wiem jak się całować, nigdy nie uprawiałem seksu i obawiam się że nie jestem i nie będę w stanie zaspokoić kobiety seksualnie. Nie potrafię nawet rozmawiać z kobietami. W interakcji z nimi zawsze wychodzę albo na nudziarza który potrafi rozmawiać jedynie o pracy i studiach, albo na chama który próbuje tanio imponować swoją bezczelnością i brakiem poszanowania jakichkolwiek zasad i reguł, przechwalając się przy okazji swoimi narkotykowymi ekscesami oraz problemami z prawem. Jestem także uzależniony od pornografii, więc mój mózg jest zniszczony, a ja sam chyba nie jestem zdolny do nawiązywania głębokich relacji.

Mateusz

Bo to dwa zupełnie różne obszary życia, wobec których można mieć zupełnie różny poziom świadomości, nawet o setki punktów, inne intencje.”
Z jednej strony twierdzisz że mężczyzna, który tłumi swoją seksualność nie radzi sobie finansowo, a teraz że to dwa zupełnie różne obszary życia. To jak w końcu jest?
“Moje pytanie brzmi – po co nienawidzić cokolwiek/kogokolwiek?”
Teraz już nie wiem. Kiedyś widziałem w tym sens.
“No bo próbujesz udawać z niskiego poziomu świadomości poziom wyższy.”
A co, mam nie udawać? Jaki sens ma podchodzenie do kogokolwiek będąc na moim poziomie i nie udawanie? Kto chciałby chcieć mieć relację z takim człowiekiem? Jak miałbym skutecznie nawiązywać relacje nie udając?
“Nawet ćwiczyć przestałeś, bo uznałeś, że to bez sensu.”
Nie, bo zepsułem swoją gitarę – doprowadziłem do stanu nieużywalności. Można powiedzieć że zużyło się kilka części, ja próbowałem coś polutować, ale wyszło gorzej niż było, i koleś który naprawia takie sprzęty stwierdził że naprawa się nie opłaca. Na razie nie stać mnie na kolejną.
“Czy patrząc na swoje odbicie w lustrze masz ochotę powiedzieć sobie – „Kocham Cię przyjacielu, chcę dla Ciebie jak najlepiej, choć przytulę Cię, wyściskam i zaraz poradzimy coś mądrego na Twoje troski!”?”
Raczej coś w stylu – “Jak mogłem takiego ładnego chłopca doprowadzić do takiego stanu?”
“Chyba warto zmienić ten poziom?”
Nie powiem że nie.

Podobne Wpisy:
Świadomość ofiary (Część 1)

Świadomość ofiary (Część 1)

Witam Cię serdecznie! Pragnę rozpocząć serię artykułów, które zajmą się tematem świadomości bycia ofiarą (postrzegania siebie jako ofiarę) – z czego to wynika i jak to przekroczyć. Słowem – pomóc przywrócić świadomość na tory zdrowia, wiary, nadziei, zrozumienia, energii. Na pewno nie wyczerpię tematu i nie podam uniwersalnych kroków, by się z tego oswobodzić. Przedstawię… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 17
100 Dróg do Pokoju (4-6)

100 Dróg do Pokoju (4-6)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmiemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Część 1 znajdziesz klikając na poniższy link: ► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Opór

Opór

Witam Cię serdecznie! Pod jednym z artykułów otrzymałem króciutki komentarz, który zainspirował mnie do napisania tego artykułu (a raczej siłą przyparł do ściany i wrzeszczał, aż się zgodziłem go napisać). Oto wspomniany komentarz: “Ciężko coś robić czując niechęć. A co zrobić, żeby pojawiła się chęć? Długo trzeba czekać, by pojawiła się chęć?“ Jako, że był… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie

Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat cnót charakteru! Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość. ► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga. ► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość. ► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny. ► Cnoty (Część 5) – Rozważność,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6

WOLNOŚĆ OD PORNO