Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Dziś kontynuujemy i kończymy temat świadomości Gniewu. Części 1-4 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► O Emocjach – Gniew (Część 1).
► O Emocjach – Gniew (Część 2).
► O Emocjach – Gniew (Część 3).
► O Emocjach – Gniew (Część 4).
Jako, że gniew znajduje w swojej jakości zaraz nad energią pożądania i pod dumą, zwykle występują razem. Może się to przejawiać jako zazdrość i nienawiść do tych, którzy mają to, czego pragniemy, może przejawiać się jako frustracja po porażce, może być to otwarty gniew na kobietę, która odmówi nam seksu po trzeciej randce, itd. Duma zaś nie pozwala nam wziąć odpowiedzialność za własny gniew, frustrację, nienawiść, które wydają się usprawiedliwione, bo przecież coś lub ktoś je w nas “wywołało”.
Musimy zrozumieć naturę emocji i wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Nikt w nas emocji nie wywołuje – albo je z nas wyciąga (co jest darem) lub emocje informują nas o naszym postrzeganiu danej sytuacji (co także jest darem – druga osoba stanowi więc dla nas nasze własne odbicie ryzykując przy tym nienawiść skierowaną względem niej).
Gniewem zazwyczaj ukrywamy bezsilność, smutek, wstyd. A to bardzo dużo mówi o wiecznie pogniewanych ludziach.
Istotne jest również to, emocje są ściśle powiązane z pracą umysłu i tzw. strefami komfortu. Jeśli nie pozwolimy sobie odczuć emocji, które ujawni działanie spoza aktualnej naszej strefy komfortu, nigdy nie podejmiemy się nowego działania (lub danego działania z nową jakością), a przez to nie mamy co oczekiwać innych, niż do tej pory rezultatów.
To samo w kwestii odpowiedzialności za emocje – gdy wyciągnie je z nas inna osoba, a my tego nie zrozumiemy i zaczniemy ją obwiniać (a więc przelejemy własne poczucie winy, a musimy wiedzieć, że obwiniając zawsze czujemy się jak ofiara, inaczej wzięlibyśmy odpowiedzialność i poradzili sobie wewnętrznie), to zmieniamy kierunek – zamiast zmierzać do celu, zdrowia, sukcesu, szczęścia (czego naturalną częścią jest wyciągnięcie z podświadomości zbędnego, zalegającego obciążenia), kierujemy się w stronę bycia ofiarą. Dlatego nieraz mówiłem, że ofiara nie osiąga sukcesów.
Bo kolejność jest taka BYĆ -> ROBIĆ -> MIEĆ. Wiele osób nieświadomie właśnie sabotuje swoje działania, gdyż podświadomie wiedzą, że ich kontynuowanie lub zwiększenie jakości wyciągnie z nas emocjonalne obciążenie, byśmy mogli się z nim zmierzyć i się z niego oczyścić (tak działa ludzki organizm wliczając psychikę). Dlatego ego tak chętne jest do obwiniania.
Poziomy ROBIĆ i MIEĆ nie mogą przekroczyć poziomu BYĆ. Jeśli zaś dzięki “szczęśliwym zbiegom okoliczności” nasz poziom ROBIĆ lub MIEĆ przekroczy BYĆ, to wyciągnie z nas zbędny bagaż. Unikając zmierzenia się z tym będziemy obniżać coraz bardziej poziomy ROBIĆ i MIEĆ, aż w końcu zrównają się z BYĆ.
Np. nagle facet zaczyna czuć, że nie zasługuje na tak piękną kobietę. Traci poczucie wewnętrznej radości, zaczyna dodawać do relacji poczucie braku, poczucie bezsilności, żal,  a przy tym oczywiście nie będzie odpowiedzialny za to, co czuje i nieraz zaczyna obwiniać partnerkę. To, co było darem ego zamienia więc w klątwę. Bo jeśli na bazie takiego doświadczenia stworzymy negatywne przekonania na temat relacji, przyszłe relacje będą dokładnym odzwierciedleniem tych przekonań. A to przecież podstawa zrozumienia jak działa ludzka ŚWIADOMOŚĆ i jaka jest dynamika związków. To działa niezależnie czy w to wierzymy – jak grawitacja. Co (do)dajemy – wraca do nas. Jak rzucony nad własną głową kamień.
Co robimy więc sobie sami (uwaga, by nasze ego nie wykorzystało tego, by złapać się poczucia winy i użalania)? Jeśli nie zaakceptujemy samego gniewu, naturalnie będzie nam ciężko podejmować konstruktywne działania, szczególnie w temacie relacji z innymi ludźmi, gdy wskazana jest w nich radość, poczucie humoru. Bo trudno jest być radosnym/radosną nosząc w sobie od lat duży ładunek gniewu. Będzie się on ujawniał w trakcie działania i, szczególnie, jeśli nasze rezultaty nie będą zgodne z oczekiwaniami. Pojawi się wtedy poczucie winy – obwinianie (siebie) za te rezultaty, za jakość działań, a także za samo frustrowanie się. Więc na nieuznaną i nieoczyszczoną warstwę gniewu dołożymy sobie poczucie winy. Wraz z tym możemy jeszcze położyć poczucie bezsilności i żal. A to jeszcze mocniej nas obciąży i obniży jakość tych działań oraz zmniejszą się chęci, by tych działań się ponownie podjąć.
Jeśli opieramy się gniewowi i innym emocjom, to naturalnie opór również się ujawni przed podjęciem działania, co nasz umysł zazwyczaj interpretuje, że czujemy opór przed działaniem (a nie tym, co działanie z nas wyciągnie). Wtedy można sobie uświadomić, że nasz umysł faktycznie wie, co znajduje się w naszej podświadomości i pozwala nam robić tylko to, co z nas tego nie wyciągnie. Ego projektuje to na przyszłość – a więc wmawia nam, że emocje te, które już w sobie nosimy ale które jeszcze nie są uświadomione, poczujemy dopiero, gdy stanie się XYZ. I najczęściej do tego XYZ doprowadzamy z czasem, co dla ego stawowi dowód dla własnej, urojonej hipotezy, a dla naszej świadomości samospełniającą się przepowiednię (czym trzymanie się negatywności w istocie jest).
Niektórzy próbują zdusić w sobie pragnienia i pożądanie, by nie czuć tego, co naturalnie ta energia z nich wyciska – własnie te wszystkie niższe od gniewu emocje. Takie osoby uciekają do klasztorów, uciekają w pracoholizm, w poświęcanie się dla innych. Inni wybierają życie buntownika, zaczynają robić coś ekstremalnego, by adrenalina tłumiła niechciane emocje.
Ale te wszystkie osoby albo nie czują w tym radości, albo czują się wręcz puste. Dlaczego? Bo przecież to pożądanie, którego unikają cały czas w nich jest. Opierają się mu z ogromną siłą. Zaś opór to niechęć. Niechęć do odczuwania. Jakże więc spodziewać się, że będą coś czuły i to jeszcze coś wzniosłego, miłego, pozytywnego? Modlitwa wtedy niewiele zmieni, bo jeśli modlimy się o zdrowie, szczęście, radość, to musi wyjść z nas to, czym w sobie blokujemy właśnie zdrowie, szczęście, radość – a więc to, od czego uciekliśmy.
Człowiek czujący się jak ofiara może założyć firmę i odnieść sukces, by nie czuć się jak ofiara ale wkrótce coś się stanie lub sam doprowadzi do tego, że się tak poczuje. Tak jak każdy uzależniony ma dni, że czuje się po prostu normalnie, dobrze ale kluczowe jest przecież co zrobimy w te dni, gdy czujemy się najgorzej.
Podkreślę – to normalne i całkowicie spodziewane, że działanie spoza strefy komfortu wyciągnie z nas emocje. Bo właśnie dlatego mamy te ograniczające nas strefy!  Ale osoby sukcesu mówią nam, że działały pomimo ujawnianego strachu, oporu, niepewności. Upewniały się, że ich intencja jest właściwa i pozwalały sobie działać POMIMO odczuwanych emocji, z którymi nie walczyły. Akceptowali, że są i robili dalej swoje. Nie angażowali się w mentalizację, ani nie wybierali wewnętrznego oporu. Stąd też nie tracili poczucia pewności, radości, wiary, nie tracili też energii i czasu. Bo nie obciążali swojego wnętrza, stąd też zewnętrzne warunki nie musiały być takie, by to zbędne obciążenie wyciągnąć. Wszystko układało się harmonicznie.
Ale my na jakimś etapie naszego życia chwyciliśmy się emocji nie pozwalając sobie zrobić tego, przez co byśmy je poczuli.
Dlaczego tak jest? Bo jest to całkowicie zdrowy i bardzo ważny mechanizm (który w obecnych czasach łatwo jest doprowadzić do granic absurdu). Związany jest z poczuciem winy – wina miała i ma nas uczyć nie popełniać pomyłek na bazie naszych doświadczeń zewnętrznych (rezultatów) i doświadczeń wewnętrznych (odczuwanych emocji, w tym samej winy). Mówiąc językiem ego – wina miała nas uczyć, by nie zrobić czegoś złego lub nie zrobić tego ponownie. Oczywiście jeśli nosimy w sobie dużo stłumionej winy, to wszystko wydaje się nam złe, wliczając nas samych. To nie jest ten zdrowy mechanizm – to jest coś, z czego powinniśmy się bezpardonowo oczyścić.
Oczyszczenie, rzecz jasna (wbrew rozsądkowi) odbyć się może tylko dzięki akceptacji.
A to oznacza, że niezbędne do zmiany na lepsze jest zaakceptowanie siebie i swojego życia takim jakim obecnie jesteśmy/jest.
Wiedząc, że wina to tylko emocja dająca nam informację zwrotną możemy sobie pozwolić sobie ją zaakceptować i odczuć. Nie musimy z nią ani walczyć, ani jej unikać, ani jej wypierać i tłumić. Nie musimy też jej projektować w świat, na innych ludzi i wydarzenia i atakować za to siebie i innych. Możemy pozwolić sobie ją czuć i puścić ją. Inaczej będzie w nas narastała i nigdy nie poczujemy się jakby to było czuć się swobodnie i dobrze, a przed błędami nie będzie nas musiał już chronić bezkresny “ocean” poczucia winy, tylko subtelne ale wyraźne uczucie, które minie tak szybko jak się skorygujemy.
Niemniej warto wiedzieć, przestępcy, mordercy i inne osoby dopuszczające się złych uczynków nie czują w ogóle poczucia winy – nie ma w nich tego wewnętrznego szlabanu (świadomości, bo emocja jest, tylko jej nie odczuwają), który mógłby ich powstrzymać. Dlatego czują się usprawiedliwieni, bo dumę, gniew i pożądanie naturalnie czują. Stąd też gwałciciel czuje nienawiść i pożądanie seksualne do kobiet ale nie czuje w ogóle, że zrobienie im krzywdy jest czymś złym. Nie czuje też wstydu, ani żalu, że wyrządził komuś krzywdę. Nieraz czuje się dumny, że np. ukarał “złą kobietę”. Ten poziom przejawiała inkwizycja i wielu przedstawicieli świeckich. A więc całe rzesze ludzi, nie tylko pojedyncze jednostki. Oczywiście także terroryści, całe narody w czasie wojny i wiele, wiele więcej. W tym także osoba uzależniona nieraz tak właśnie traktuje siebie po wpadce.
Jako, że gniew jest silniejszy od poczucia winy i ją “nadpisuje”, łatwo jest dopuścić się odczuwając gniew tego, czego potem żałujemy – np. powiemy bliskiej osobie coś, czego w innej sytuacji byśmy nigdy nie powiedzieli. Dlaczego? Bo czując gniew, czujemy także dumę, zaś podejmując się czegoś z niskiej jakości, nawet nie czując winy, ona w nas narasta. Nie będąc świadomymi i odpowiedzialnymi, zachowujemy się w pewnym stopniu jak taki niepohamowany złoczyńca – nie czujemy w sobie ograniczeń. Nie czujemy tych wewnętrznych drogowskazów.
Bo nie jesteśmy dojrzali w kwestii odczuwania. Więc jeśli tak jest/było w naszym życiu czy nie powinno stać się dla nas istotne, by dopełnić to, czego brakowało w naszym rozwoju i wykształceniu? Jeśli uznamy to za odpowiednie, od razu możemy poczuć wstyd, a wraz z tym usłyszeć ego, które mówić nam będzie, że skoro musimy dopełniać jakieś podstawowe braki, to jesteśmy do niczego, że wszyscy będą się z nas śmiać, pokazywać palcami, uważać za niedojrzałych, itd. Musimy zrozumieć, że odczuwamy wstyd, który racjonalizuje nasze ego, przez które dopuściliśmy się zaniedbań. To tylko ego chroniące samo siebie. Do niczego takiego nie dojdzie CHYBA ŻE nie odpuścimy tego przekonania. Bo – przypomnę – na tym świecie znajdziemy to, czego szukamy.
Dlatego kluczem jest odpowiedzialność za to, w co wierzymy i jak postępujemy w obliczu własnych emocji i myśli.
Słyszeliśmy o ogromnej ilości molestowań w Stanach Zjednoczonych chłopców przez księży. Mi zwierzali się z tego mężczyźni, z którymi współpracowałem, że byli molestowani przez duchownych w wieku nastoletnim. Proceder, który w teorii nigdy nie powinien mieć miejsca, rozciąga się na cały świat.
Jest to właśnie efekt tłumionego pożądania (do którego przecież religia jakoś dziwnie ma swoje “ale”) wraz z tak silnie stłumionym poczuciem winy, że osoba nie jest ani odpowiedzialna, ani dojrzała w swoim postępowaniu. Osoba, która przecież w swojej profesji powinna “prowadzić zbłąkane owieczki” sama jest zbłąkana dużo, dużo bardziej, niż większość tych, którzy jej słuchają.
Nie ma w sobie żadnej samokrytyki, ani refleksji odnośnie tego, co robi. Szczególnie jeśli sobie to jeszcze racjonalizuje, że jest “w służbie Boga”. Niektórzy mylą ego z “głosem Boga” mówiąc potem “Bóg mi kazał” lub “błogosławiłem tego młodzieńca, gdy go dotykałem”. Wielu morderców było święcie przekonanych, że słuchali się Boga czy anioła, a było to ich własne ego. Duchowe ego.
Niska świadomość zwierzęca potrzebuje emocji. Jak ich nie czuje – ma pełne usprawiedliwienie wszystkiego. Zresztą – jak je czuje, to także (a może nawet bardziej). Są ludzie, którzy dopuszczają się bardzo negatywnych uczynków, ABY coś poczuć – np. polują, by “poczuć dreszczyk emocji”. Czyli adrenalinę, bo nie są na tyle dojrzali, by czuć radość, troskę, współczucie i połączenie z innymi żywymi organizmami. Słowem – miłość. Dzięki adrenalinie i dopaminie w ogóle czują cokolwiek. Czy to dojrzałe? To gorzej, niż przedszkole.
Pożądanie jest bardzo istotne – bo czując je, gdy pozwolimy mu przez nas przepływać, ono będzie wyciągało z nas wszystkie stłumione od lat toksyny. To tak jakbyśmy w zapchanym wężu ogrodowym puścili wodę. Woda zacznie powoli przepychać węża, przez który zanim będzie mogła przepłynąć woda, wypłyną nieczystości. To ludzie odczuwają jako dyskomfort, napięcie, ból. Są przecież kobiety, które po seksie płaczą. Dlaczego? Bo silniejsze od żalu pole energii naturalnie pomaga oczyścić te kobiety ze stłumionego smutku. Jest wielu mężczyzn, którzy po seksie nie chcą być więcej dotykani przez kobietę. Tutaj mamy wstyd i poczucie winy (także żal i opór względem tych emocji), co rozumiemy jako zranienie.
Stąd też dojrzałe kobiety testują mężczyzn, nim pójdą z nimi do łóżka. Stąd też flirt jest tak ważny – kobieta może zaobserwować, co pożądanie wyciągnie z mężczyzny i czy mężczyzna akceptuje swoje pożądanie, czyli siebie, czy akceptuje swoje potrzeby – czy ma świadomość, że robi coś złego i czy potrafi dodać do tego radość, wrażliwość, cierpliwość. Nie dziwne, że na tym niedojrzałym emocjonalnie świecie coraz bardziej popularne stają się “szybkie numerki” – bo wtedy unikamy tego jakże istotnego ŚWIADOMEGO BYCIA ze sobą nawzajem.
Niestety mało osób staje się wtedy świadoma i akceptuje swoje uczucia.
Wiele osób po seksie pali – właśnie dlatego, by stłumić ujawniane emocje – by ten stan haju, “zaspokojenia” został dłużej. Ludzie nie pozwalają sobie się oczyszczać. Nie pozwalają sobie czuć. Gniew i pożądanie dla wielu to najsilniejsze stany jakie czuli kiedykolwiek. Zaś radość i miłość są dużo, dużo, duuuużo wyżej nad nimi. Wiele osób pomimo, że mówiła, że kochają kogoś czy są szczęśliwi, nigdy się tak nie czuli, bo nigdy nie mieli na to szans. Nie dali ich sobie.
“Spokój” indukowany sztucznie przez używki, papierosy, narkotyki, alkohol to nie spokój. To stan otępienia i zatrucia. To stan stłumienia i dlatego też zazwyczaj stłumiona jest ekspresja, zdrowie, zaś nasze życiowe doświadczenia albo są stłumione, niezmienne od lat (w tym także towarzystwo) lub doświadczamy w nim wypadków i innych niebezpiecznych sytuacji – bo one są po to, by nas otrzeźwić, otworzyć, wyciągnąć z apatii odnośnie swojego wnętrza.
Słyszałem od niektórych młodych, “szalonych” osób, że wolą umrzeć zanim się zestarzeją, nawet w wieku 20-30 lat. Dlaczego? Bo nie chcą czuć się bezsilni na starość. Bo widzieli starość innych ludzi i nie chcą tak żyć. Jak się pytam – jak żyć? Przecież starszy wiek i jego jakość jest absolutnie zależny od naszego wnętrza – poziomu jego zadbania oraz świadomości. Jako, że ludzie są niezwykle zaniedbani, nie liczmy, że widzimy w innych obiektywny przykład starszego wieku. Życie jest całkowicie subiektywne – w 100%! Widziałem wywiad ze starszą kobietą w wieku około 60-tki mającą 3 kochanków – 20-latka, 40-latka i 60-latka. Zadbana kobieta, zdrowa, radosna, szykowna. A, muszę dodać, że przez 40 lat była gwałcona przez męża (brał seks nieraz siłą, zero czułości, zero miłości, akceptacji i szacunku). Była również bita. Taka kobieta puściła winę, wstyd i żal i zaczęła żyć dopiero blisko 60-tki. Da się?
Warto więc zastanowić się czy to, co robimy to nie projekcja uczucia bezsilności i żalu, które czujemy już teraz? Wiele osób jest całkowicie szczęśliwa w starszym wieku. To po prostu inna jakość, inne rodzaje doświadczeń. Ani gorsze, ani lepsze. Ale zawsze subiektywne i sami za nie odpowiadamy. Teraz, w tym momencie.
Właśnie szukam zdjęć Hugha Hefnera i ciekawym jest, że widzę głównie dwa rodzaje komentarzy – tych, którzy mu zazdroszczą (projektują swoje poczucie braku i dokładają ogromną wartość do tego, co robi i ma Hugh, jakby odczucie szczęścia zależało od tego czy to mamy i robimy) oraz tych, którzy go nienawidzą (skrycie także mu zazdroszcząc). Pamiętajmy, że nienawiść do czegoś lub kogoś to nasza odpowiedzialność. Dlaczego nienawidzimy? Czego nienawidzimy? Musimy dostrzec jak to poczucie niesprawiedliwości, jak święte oburzenie doi nasze ego. Jak stawia się na piedestale i jak stara się zrzucić z niego tych, którzy w jego mniemaniu się na nim umieszczają. Więc to wewnętrzna gra. Ego uważa, że walcząc ze światem naprawia go. Ale ślepe jest na prawdziwe przyczyny – ludzie nie “są” ale “nie są”. A “nie są” z jakichś powodów. Zaś tych powodów nie uleczymy negatywnościami.
Energia pożądania wyciąga z ludzi gniew, poczucie bezsilności, żal, a także napędza samo poczucie braku, które zazwyczaj towarzyszy energii pożądania. Tłumiony gniew szybko przeradza się we frustracje, zdenerwowanie, zazdrość, wybuchy agresji i nienawiść do innych, nawet tych, którzy nic nam nigdy nie zrobili.
Jeśli zaczynaliśmy od Playboya, a skończyło się na uzależnieniu od pornografii i niszczeniu swojego życia, to nie jest winny Hugh Hefner (ani my – my tylko jesteśmy odpowiedzialni co z tym zrobimy). Nienawiść, czyli gniew, któremu towarzyszy poczucie winy i żal, nie mają być skierowane, czyli wyprojektowane na kogoś, kogo uznaliśmy za naszego kata i za ofiarę kogo się sami uznaliśmy. To nie ma także być skierowane na nas! To energie (emocje), które mamy powitać, zaakceptować, bo to od odczuwania ich uciekaliśmy w fantazjowanie na bazie zawartości magazynów dla dorosłych i pornografii. Tak naprawdę “magazyny dla dorosłych” powinny nazywać się “magazynami dla dojrzałych” (czego wiek biologiczny w żaden sposób nie gwarantuje).
Poczucie winy nie jest do niczego potrzebne. Gdy je czujemy, dajmy mu akceptację, a minie – wyczerpie się. Nie szukajmy winnych, bo w ten sposób w naszym życiu pojawią się faktyczni “winowajcy” – czyli ci, którzy odbiją nam nasze wnętrze. A może już mamy w nim takich ludzi?
Powody, przez które regularnie oglądaliśmy te czasopisma, a potem pornografię są tymi samymi powodami, dla których tego, co oglądaliśmy z wypiekami na twarzy nie mamy w swoim życiu. Sygnał seksualne tłumiły nasze emocje, które w nas narastały, przez co coraz mocniej ograniczaliśmy własne strefy komfortu, a wraz z tym poziomy ROBIĆ i MIEĆ.
Bo czy oglądaliśmy przykładowo Playboya czując zachwyt do kobiet, CIESZĄC się widząc ich piękno, podziwiając je, czując wdzięczność, że tak cudowne kobiety żyją i inspirują nas, by porzucać apatię i podejmować się wzniosłych (nawet przesadnie melodramatycznych) działań? Czy raczej oglądaliśmy, by dać upust pożądaniu, którego energii nie wykorzystywaliśmy na twórcze działanie? Czy oglądaliśmy, by usprawiedliwić swoją zazdrość na faceta, który ma tysiąc razy więcej, niż my (dlaczego by się nie dowiedzieć jak to osiągnął i powtórzyć jego sukces?)? Może tłumiliśmy poczucie bezsilności, strach i wstyd względem kobiet, których nigdy nie pozwoliliśmy sobie pokochać, tylko użalając się pragnęliśmy ich jakby miały nas zbawić od zła i brudu, które wierzyliśmy, że w sobie nosimy?
My jesteśmy odpowiedzialni. Czując do kogoś nienawiść nie jesteśmy w żaden sposób usprawiedliwieni.
Skąd te wszystkie kłopoty? Bo po prostu uwierzyliśmy, że jesteśmy naszym umysłem. A umysł to taka mała, niewinna część, która chętnie uwierzy we wszystko. Że jest do niczego, że my jesteśmy niegodni miłości, że Bóg to kawał fiuta, że kobiety to suki i trzeba je palić na stosie, a przy okazji gwałcić, że wszyscy faceci to świnie, że sukces jest trudny, że sukces jest łatwy. Na tym świecie widzimy ludzi, którzy doświadczają wszystkiego. Każdy doświadcza to, jaki jest i w co wierzy. Życie jest subiektywne ale prawa zarządzające tą planetą są wspólne dla wszystkich. Kiedyś je przybliżę. I zamiast wątpić, wystarczy zacząć obserwować siebie i swoje zewnętrzne reprezentacje – trochę odwagi, uczciwości i samoświadomości i stanie się to dla nas szokująco oczywiste.
Ale teraz jest istotne, by poruszyć ostatnią niską świadomość – Dumę. I na jej temat napiszę kilka kolejnych artykułów.
Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
100 Dróg do Pokoju (1-3)

100 Dróg do Pokoju (1-3)

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;) Rozpoczynamy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Dzisiaj zajmiemy się pokojem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej! ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Aby uniknąć komentarzy nie na temat, nie wypiszę wszystkich dróg od razu. W każdym artykule opiszę kilka i przedstawię swoją perspektywę… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3
Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 1) – Wprowadzenie

Gorsze dni [WAŻNE!] (Część 1) – Wprowadzenie

Witam Cię serdecznie! Dzisiejszym artykułem rozpoczynam krótką serię o arcyważnym temacie gorszych dni. Najpierw trochę ogólników, a potem konkrety. Na świecie istnieje jakieś niewypowiedziane przekonanie, że jeśli nie czujemy się cały czas ok (lub czujemy się gorzej dłużej, niż przysłowiowe 3 minuty), to znaczy, że coś jest nie tak i zaraz trzeba coś z tym… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
Symptomy odstawienia pornografii i tzw. “flatline”

Symptomy odstawienia pornografii i tzw. “flatline”

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj poruszę temat, o którym jeszcze nie mówiłem wprost. Postanowiłem stworzyć ten artykuł na podstawie kilku maili, które otrzymałem ostatnio od klientów. Zobaczyłem w nich, że niezależnie jak wiele tłumaczę o uzależnieniach, ludzie nadal wierzą w jakieś bajania na tak niesamowicie poważny temat. Jak z nudów powtarzane przez praczki fantazje od ucha… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 11
Nofap – dlaczego nie działa? I dlaczego działa? (Część 2)

Nofap – dlaczego nie działa? I dlaczego działa? (Część 2)

Witam Cię serdecznie! To drugi artykuł na temat nofap. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link: Nofap – dlaczego nie działa? (Część 1) Wszystko, co w życiu robimy ma pewien potencjał. Tak jak światło – od całkowitego braku, nazywanego ciemnością do całkowitej jasności – iluminacji. Jest to jedna zmienna – światło. Ciemność to jedynie brak… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2

WOLNOŚĆ OD PORNO