Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;)

Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmujemy się pokojem.

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Części 1-5 znajdziesz klikając na poniższe linki:

► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć wyrównań rachunki i odegrać się, Przestań chcieć mieć rację i osądzać innych, że są w błędzie.
► 100 Dróg do Pokoju (4-6) – Ćwicz roztropność, a nie osądzanie, Bądź skromny/a z opiniami, Dąż do perfekcji umiejętności dyplomacji oraz elegancji.
► 100 Dróg do Pokoju (7-9) – Bądź łaskawy/a, miłościwy/a, uprzejmy/a, serdeczny/a oraz taktowny/a, Utrzymuj pogodę ducha oraz łagodne usposobienie jako cel, To ok być “w błędzie” i być niezdecydowanym/ą.
► 100 Dróg do Pokoju (10-12) – Kalibruj opcje. Bądź elastyczny/a, Nie ma żadnej potrzeby mieć o wszystkim opinii, Unikaj pokojowych demonstracji.
► 100 Dróg do Pokoju (13-15) – Pamiętaj, że Sokrates był niski i brzydki, Ceń mądrość nad posiadanie “racji”, Szukaj mądrego wsparcia (każdy powinien mieć swojego psychoterapeutę).

Pokój to bardzo wysoki poziom i potencjał JAKOŚCI bycia w świecie. Nic już nie stanowi problemu. Wszystko widzimy w najgorszym przypadku zupełnie neutralnie. Bez ładunku emocjonalnego, bez oporu, bez napięcia.

Jest to stan bezcenny dla wszystkich ludzi. I dlatego zwierzęcość tak walczy, by nie dopuścić do życia w pokoju.

16. Uświadom sobie, że wpływasz na innych tym czym się stałeś, a nie tym co robisz (najlepsze co możesz zrobić dla świata, to usiąść i się zamknąć! Tylko utrzymywanie ciepłych, uprzejmych myśli czyni różnicę).

Kolejna droga, która zaczyna się słowami – “uświadom sobie”. A to wymaga często niemałej pracy nad świadomością, by faktycznie zdać sobie z tego sprawę. Gdyż oczywiście nie da się tego udowodnić, ani przebadać. Ale można to zaobserwować w swoim subiektywnym doświadczeniu.

Świata nie zmieniamy tym co robimy.

Świat zmieniamy poprzez to, kim się staliśmy.

To fundament zrozumienia. Kapkę szersze wytłumaczenia – świat, który próbujemy zmienić i tak nie istnieje. Bo to tylko nasza percepcja.

Co pokazuje w jakim poplątaniu ludzie żyją – próbują zmienić świat, który stanowi ich percepcję ale nie chcą zmienić swojej percepcji. Nie widzimy świata – widzimy tylko to jak go widzimy.

To jakbyśmy nie chcieli się ogolić i zamiast tego próbowali ogolić nasze odbicie w lustrze. Rozumiesz?

A większość ludzi widzi tylko myśli i emocje. Lub powtarzają to, co gdzieś zasłyszeli lub przeczytali. Nawet nie pamiętają skąd. Wielu klientów pisało mi zdania typu – “kiedyś gdzieś przeczytałem mniej więcej, że…” – i naprawdę uważa to za wartościową, obiektywną informację! Włosy stają dęba! Ba! Nawet po przeczytaniu Modułu zupełnie nie pamiętając informacji, mówią np. “ty pisałeś chyba, że XYZ” – a to XYZ jest zupełnym fałszem – nic takiego nie napisałem. Więc w źródle, które mają przed oczami – i tak nie szukają, nie upewniają się, nie weryfikują czy informacja, którą utrzymują w umyśle jest poprawna.

Jeszcze nie miałem klienta, który by mówiąc “o świecie” faktycznie mówił o świecie. Np. uznał, że “natura jest brutalna” i tyle. Wszystkie inne wnioski, obserwacje, nawet źródła informacji, z których korzysta – podporządkował temu odgórnemu przekonaniu. I nawet nie zdaje sobie sprawy, że zupełnie ignoruje i pomija nieprzeliczone ekspresje łagodności, czułości, troski, miłości u wszystkich zwierząt roślinożernych ale też u rzesz zwierząt mięsożernych. Skoro tak oczywiste rzeczy umykają “pod radarem”, to co jeszcze umyka?

Pamiętaj – każdą informację należy rozważać w świadomie rozumianym KONTEKŚCIE. Bo żadna informacja sama z siebie nie jest ani prawdą, ani fałszem. Tylko fantazją. Akademickim “bla bla bla”. ;)

Oczywiście jest kontekst, w którym twierdzenie “natura jest brutalna” jest prawdziwe. Ale jak powiedziałem – pomija on miliardy dowodów, że tak nie jest. W szerszym kontekście to zdanie już prawdą nie jest.

I znowu – ulubioną czynnością bardzo wielu ludzi, a szczególnie uzależnionych – jest rozmyślanie o całym świecie. Bo to gwarantuje, że nic nie zmienimy w swoim życiu. A i te rozważania nie mają żadnego sensu.

Zanim zaczniemy fantazjować o świecie, przyjrzyjmy się reprezentacji świata w naszym najbliższym otoczeniu – np. własnej rodzinie. Zastanówmy się co się zmieniło na przestrzeni ostatniego roku lub kilku lat? Ile z naszych działań – poziomu ROBIĆ – wpłynęło na rodzinę pozytywnie? Odpowiem – na 99% nic.

Natomiast każdy kto STAŁ SIĘ np. bardziej akceptujący i spokojny, dostrzegł, że to automatycznie przeniosło się na pewne, czasem dość subtelne zmiany, a czasem dość spore. A jeśli nie, to chociaż my sami jesteśmy dużo bardziej spokojni, opanowani wobec naszych bliskich, niezależnie jacy są i jak żyją. Ich zachowania już wtedy na nas nie wpływają w dużym stopniu oraz my już nie usprawiedliwiamy się nimi, nie gramy ofiary, nie rozpaczamy, nie sabotujemy własnego życia “przez kogoś/przez coś”.

Niejeden klient pisał mi, że poczytał sobie trochę WoP i od razu leciał ratować swoich bliskich… w jaki sposób? Próbami przekonywania ich, że żyją niezdrowo i chciał ich zmienić. Naturalnie nie tylko nic w ten sposób nie osiągał ale jeszcze zniechęcał te osoby do zmian i do siebie.

Więc bardzo możliwe, że każdy z nas sam doświadczył już prawdziwości tej drogi.

Inne przykłady – gdy ktoś jest zdenerwowany, a my mówimy tej osobie, by się uspokoiła – jaki to przynosi efekt? Pozytywny? Nie! Jeszcze bardziej rozwściecza to tę osobę oraz daje jej kolejny pretekst, by utrzymywała zdenerwowanie.

Przekonywanie uzależnionej bliskiej osoby, by podjęła się leczenia? Powoduje, że ona jeszcze bardziej nie chce, jeszcze silniej się wycofuje, skrywa swoje postępowanie, itd.

Powiedzenie samobójcy, że ma po co żyć, zwiększa prawdopodobieństwo, że się zabije.

Próby dyskusji z człowiekiem butnym, zarozumiałym, pewnym swojej racji – tylko daje mu paliwo, by dalej taki był. Dlatego funkcjonuje opinia, że nie dyskutuje się o gustach, polityce i religii. Bo mało ludzi traktuje, szczególnie religię, jako system wartości, którym się kierują w życiu (a jeśli to kolosalnie wybiórczo) i to jeszcze z szacunkiem. Najczęściej to tylko kolejna broń w arsenale narcyzmu i masy ludzi tylko czekają, aż ktoś “zrani ich uczucia religijne” (co w ogóle jest na poziomie dziecka w piaskownicy).

Przypominam – jabłko i gruszka nie są sobie przeciwne. Są INNE. To, że ktoś np. jest innej religii czy ugrupowania politycznego – w idealnym świecie wcale nie oznaczałoby to, że muszą być wrogami. Ba! Mogliby widzieć dany problem z różnych perspektyw i wspólnie znaleźć rozwiązanie, którego nie widzieli wyłącznie ze swojej perspektywy. Ale oczywiście nic takiego na świecie nie ma miejsca, bo ludzie nie są na tyle rozwinięci – homo sapiens jest zbyt prymitywnym zwierzem.

Nie mówię, że mamy nie rozmawiać. Sam przecież rozmawiam, piszę maile. Tylko chodzi o energię, która za tym stoi, o intencję. O to co niewidzialne. Oraz oczywiście o poziom świadomości ludzi.

Czym innym jest powiedzieć bliskiej osobie – “potrzebujesz pomocy” z oczami pełnymi łez, z wyrzutem, z gniewem, żalem, wstydem, winą, jako ofiara. A czym innym jest powiedzieć to z oczami pełnymi miłości. Efekty będą zupełnie inne.

Tym samym, aby w ogóle być do tego zdolnym, samemu potrzeba się solidnie rozwinąć.

Dlatego też zmianę świata zaczynamy od siebie.

Innym przykładem, który dobrze obrazuje problem jest np. nauczanie w szkole. Gdy nauczyciel JEST np. zawsze pogniewany, straszny, wredny, wścibski, nudny, itd., to jest mniejsza szansa, że dzieciaki będą się uczyły tego przedmiotu chętnie i zwiążą z nim swoją przyszłość, zgadza się? Nie mówiąc o traumach i innych problemach. ;) Informacje przekazywać może bardzo rzetelnie ale to nie będzie miało żadnego znaczenia. Z mojej klasy liceum nikt nie wybrał historii, geografii, języka polskiego czy matematyki jako fundamentu dalszego rozwoju. ;) Kumpel z ławki, którego inspirowałem do nauki matematyki (byłem najlepszy z klasy) jest teraz profesjonalnym, rozchwytywanym mówcą w tematach marketingu i innych. Ja sam raczej też rozwiązuję niewiele działań. ;)

I dlatego jest rozchwytywany, bo to kim się stał wpływa na ludzi – po pierwsze oczywiście dysponuje rzetelną wiedzą i rezultatami, które są efektem ok. 20 lat rozwoju, pracy, kształcenia. A wiem jak wiele włożył w to wysiłku, bo rekrutował mnie wraz z szefem na samym początku startu ich firmy. A ja… odmówiłem (więcej niż raz). ;) To możliwe, że był jeden z największych błędów jakie popełniłem (w pewnym kontekście) ale już pęknięcia czaszki po waleniu głową w ścianę się zrosły, więc luz. ;) Niemniej – opowiadał mi, że kilka pierwszych miesięcy to nauka, praca po 12-16 godzin na dobę, oczywiście również w wakacje i weekendy. Potem tempo wcale nie zwolniło. Śledziłem jego Facebooka i widziałem skrawki tego, co robił. OGROM. Ale to nie była dla niego praca, tylko przyjemność. Bo taki BYŁ wobec tego. W liceum nie był najlepszym uczniem ale był bardzo zdeterminowany, nie opierał się, nie grał ofiary, nie biadolił, wkładał ekstra wysiłek w tematy, które mu nie szły. Jego obecność nie osłabiała.

I dlatego też STAŁ SIĘ tym, kogo się przyjemnie słucha i chce się słuchać, chce się tych informacji. Chce się pracować z nim, zatrudniać go. Chce się jego obecności. Dlatego i pieniążki płyną do niego. Czapki z głów!

On zmienia świat. A i żyje mu się nie najgorzej. W życiu prywatnym jest bardzo miłą osobą.

I to co ROBI wynika z tego kim JEST. A jest masa mówców, których się wcale nie słucha przyjemnie, nie chce słuchać, informacje traktuje ew. jako ciekawostki i niewiele więcej. Robią to samo ale z kolosalnie mniejszymi efektami. Bo SĄ na dużo niższym poziomie świadomości.

Ja sam doświadczyłem jak nawet nie robienie czegokolwiek i tylko siedzenie w negatywności odpychało ode mnie pozytywne okoliczności i osoby; oraz przyciągało te negatywne. Nawet gdy próbowałem robić pozytywne rzeczy ale z niskiego poziomu, przynosiło to najczęściej negatywne skutki.

Dr Hawkins zwraca też uwagę, że najlepsze co możemy zrobić, to się zamknąć i utrzymywać pozytywne, uprzejme myśli – i to robi realną różnicę.

Masa ludzi np. modlenie się uważa, że przejaw imbecylności, nieróbstwa, naiwności i szaleństwa. Kalibracja jednak pokazuje, że modlitwa – np. o najwyższe dobro drugiej osoby – jest sprzyjająca. Pomaga. Ale nie o zmianę świata. Intencja modlitwy musi być integralna.

Każdy, kto tak postąpił – np. rodzic, którego dziecko bierze narkotyki, rodzic się smuci, rozpacza, gniewa, zakazuje, karze, próbuje zmienić swoje dziecko, również modli się z intencją zmiany – to nie przynosi nic dobrego, a jest nawet gorzej. Ale gdy odpuszcza ten cały bagaż emocjonowania się i krytyki, wybiera pokój, akceptację, miłość i zaczyna modlić się o ukazanie drogi, o pomoc W ZMIANIE SIEBIE – by kochać i wspierać swoje dziecko niezależnie co robi – sytuacja często ulega drastycznej zmianie na lepsze.

Jak trzeba być naiwnym, jakim trzeba być ignorantem, by to wyśmiewać? To “tylko” pokazuje czego człowiek najczęściej potrzebuje, by odpuścić swoje ukochane pozycjonalności. A gdy żyje w akademickich fantazjach – to co przyniosło kolosalne zmiany w życiach milionów – wydaje mu się naiwną ułudą. Bo czym innym miałoby mu się wydawać?

17. Unikaj aktywizmu i pedanterii.

Aktywizmu na tej planecie jest masa. Żaden nie przyczynia się do jakichkolwiek pozytywnych zmian. Co więcej – uczestnicy ruchów są często prześladowani, łapani przez policję, ani nie są lubiani. Aktywiści antyrządowi najczęściej są eliminowani, wliczając ich zamordowanie.

Ale właśnie dlatego potem mogą oni/inni doić z tego poczucie niesprawiedliwości, grają ofiarę, ściągają na siebie uwagę mediów, którym przecież w przeważającej większości nie zależy na prawdzie, na zmianie, na przekazywaniu faktów, tylko dojeniu afer dla emocjonujących się tłumów czy przekazywaniu swojej wizji, percepcji, agendy, niejednokrotnie politycznej. Przypominam – emocjonalność to samonapędzające się spektrum dążące do destrukcji. Swojej i wszystkiego czego się “dotknie”.

Aktywizm nie zaprowadzi Cię do pokoju. Ani nie zaprowadzisz nim pokoju.

Wiele osób wchodzi w to, bo uważają – mają takie UCZUCIE – że w ten sposób pomagają – przyczyniają się do jakiegoś dobra. Tak jak jeden z moich klientów pisze:

“Przypomnij sobie przyczynę przejścia na wegetarianizm – czy była to decyzja podjęta z wysokiej intencji, czy niskiej?”
Wysokiej. Ograniczenie cierpienia na świecie. Pewnie dlatego, że ja sam cierpiałem.

On uważa, że w ten sposób ograniczył cierpienie na świecie. Na pewno? Oczywiście, że nie. Ale potem mówi ciekawą rzecz – on sam cierpi (jak i cierpiał też wtedy – 5 czy 6 lat temu).

Powiedz – jak człowiek cierpiący może przyczynić się do zmniejszenia cierpienia na świecie, jeśli sam nie chce przestać cierpieć? Nie rozumie czym jest cierpienie, nie rozumie co jest jego przyczyną. Nie może więc pomóc światu, ani nikomu innemu. Żyje tylko fantazjami, które nijak się mają do realnego życia. To że tak mu się wydaje czy że “ma takie uczucie” nie ma żadnego znaczenia.

Chory nikomu nie pomoże wyzdrowieć. Bo gdyby wiedział jak pomóc, to nie byłby chory. Zgadza się?

Gdy sam nareszcie dostrzeże dlaczego wybiera cierpienie, będzie wiedział co naprawdę można zrobić dla siebie i ewentualnie dla innych. Nikt, kto przeszedł na wegetarianizm z poczucia niesprawiedliwości, bo zwierzątkom dzieje się krzywda – nikogo nie przekonał do tego, nie zmienił nic na lepsze, ani nie żyje w pokoju.

Wiesz, że są osoby, które gdy usłyszą, że ktoś jest wegetarianinem, to zaczynają jeść jeszcze więcej mięsa? Tylko, by zrobić tej osobie na przekór. Więc można powiedzieć, że gdy ktoś rzuca jedzenie mięsa i próbuje do tego przekonać innych, rozpisuje się, prowadzi jakiś aktywizm, oni z przyjemnością zaczynają wprowadzać do świata jeszcze więcej cierpienia. Niewykluczone, że jego przejście na wegetarianizm przyniosło jeszcze większy popyt na mięso. Co więcej – mięsa i tak jest duży nadmiar i marnują się go nieprzeliczone tony.

Każdy rodzaj aktywizmu również ma się tak do faktów – na każdą grupę aktywistów powstaje grupa “przeciwnego aktywizmu”, która dąży jeszcze mocniej, by było inaczej. To zaś prowadzi do konfliktu, który ma tylko jeden cel – trwać.

Już nie mówiąc o całej biurokracji i beznadziejnemu obrotowi każdą oddaną “na szczytny cel” złotówką. Może 1-5% z tego trafia do potrzebujących. To nie działa, jest nieefektywne, nie zmienia świata, a czyniącym to nie przynosi pokoju. Może dumę. Aż nie dowiedzą się jakie są fakty. Co też pokazuje ciekawą rzecz – praktycznie nikt nie robi tego, by zmienić świat, tylko, by “poczuć”, że zmieniają świat. Gdyby chcieli zmienić świat, to przede wszystkim zbadaliby i przeanalizowali czy to co robią faktycznie go zmienia i jak.

Uczucia, a rzeczywistość to dwa zupełnie różne światy.

To że czujesz coś, nie oznacza, że tak jest – i nigdy tak nie jest (zazwyczaj jest zupełnie przeciwnie). Poza tym – nie ma uczuć “że” cokolwiek. To co czujesz i jak to interpretujesz to Twoje fantazje. Fantazje też nie zmieniają świata. Zmienia go odwaga, rozsądek i miłość. W tym przekroju jakości życia jest mniej, niż 20% ludzkości.

Większość aktywistów bardziej rozśmiesza społeczeństwo lub w oczach ludzi widziani są jak szaleńcy. Np. ci co przywiązują się do drzew, by “ratować” lasy. Ile lasów uratowano w ten sposób? Czy człowiek, który tak postąpił jest spokojny? Nie.

Najlepszym przykładem tego kolosalnego błędu “czucia, że” coś jest dobre – jest oglądanie porno, picie wódki czy palenie papierosów. Aż konsekwencje tego nie staną się dostatecznie bolesne, radośnie utrzymujemy to urojenie. Dopiero wtedy okazuje się, że opieranie życia o uczucia to kolosalny błąd.

Bo to powracający temat – ludzie nie wiedzą co to jest dobro, ani jak je osiągnąć. Nie rozumieją też realiów życia na tej planecie. Nie rozumieją w ogóle dlaczego dane uczucie wydaje im się takie dobre choć wcale nie jest.

Co więcej – ludzi, którzy rozumieją realia i naprawdę czynią cudowną robotę – np. medytujących mnichów – postrzegają jako szkodników, nierobów, darmozjadów. Ew. cudaczności jak jednorożce. ;) Przedsiębiorców widzi się powszechnie jako drani, złodziei, manipulatorów i sługusów diabła. ;) I nawołuje do ich okradania. A potem dziwota, że wielka inflacja i nikt nie zatrudnia lub za małe pieniądze. Czy ktokolwiek może ochronić zagrożony gatunek, bo tak mu będzie smutno, gdy wyginie? Oczywiście nie. Pomoc wymaga przynajmniej kolosalnej odwagi i masy rozsądnych działań. A nie biegania z ulotkami.

Przeczytałem dzisiaj ciekawy artykuł jak to ludziska zaczęli osiedlać się w mieszkaniach obiecanych jako kiełbasa wyborcza pewnej partii. Okazuje się, że np. a tu wanna przecieka, tam okna nieszczelne, ściana się rozpada, itd., a deweloper mówi, że to wina złego użytkowania mieszkań. Czynsz ogromny. Same problemy. Nie czytałem tego dokładnie i do końca, bo to jeden przykład z nieprzemierzonego morza absurdów i cyrku w tym kraju. Ale cudowny był komentarz zrozpaczonej “obdarowanej” kobiety – “Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle”.

Tylko niech mi ktoś powie – jak to “miało być pięknie”? Kto tak twierdził? Odpowiem – głupi człowiek, który całe zaufanie pokłada w swoich uczuciach. Jak się ekscytuje – czuje “się” pięknie – to uważa, że wszystko będzie pięknie. Że to co mówi polityk ziści się jakby ten polityk był świętym Mikołajem z opowiadań dla dzieci! Takich ludzi tylko w Polsce są miliony. Dorosłych. Z dziećmi. A tu zaraz będą jeszcze rozdawane laptopiki. Zaraz będzie rewaloryzacja 500+ i emerytur. Coś sądzę, że inflacja wzrośnie jeszcze grubo. A potem się zrzuci na opozycję, wojnę, itd. Czy ktokolwiek ufający tym ludziom jest spokojny? Nie. Jest zrozpaczony, sfrustrowany, patologiczny. Nigdy nie będzie lepiej, dopóki człowiek nie weźmie odpowiedzialności za swój los i zacznie wybierać PRAWDY. A nie swoje uczucia.

Nie dziwne, że tematy takie jak aktywizm umykają pod radarem. Bo dużo bardziej znaczącego “cyrku” odbywa się nieprzerwanie więcej.

Inny przykład – trzęsienie Ziemi w Turcji. Na dzień dzisiejszy ponad 9 tysięcy! Wszystkie media trąbią, ludzie płaczą. Przeczytałem tę wiadomość w dniu trzęsienia o godzinie 13. Okazało się, że do tej pory czasu polskiego było na Ziemi już ok. 70 innych trzęsień, w których zginęli ludzie. Poczytałem na różnych serwisach i dowiedziałem się, że dziennie na planecie są setki trzęsień, jak nie tysiące – od niewielkich po znaczące. Największe trzęsienie relatywnie niedawno pochłonęło 250 tysięcy ofiar. 10 lat temu było gorsze, niż to w Turcji.

To co się dzieje w Turcji to norma na tej planecie – periodyczne, częste wydarzenie. Niewielkie nieszczęście (w porównaniu do wielu innych). Dlaczego więc jest to rozdmuchiwane? Bo to robienie ludzi z mózgu wodogłowia.

Albo news, że ciężarówka potrąciła dziecko. A potem nagłówki “cała Polska żyła tą tragedią”. To strategie sprawdzania co ludzie łykają i czym się emocjonują – dzięki temu pozostaną ślepi na wszystkie kolosalne przekręty i wiele, wiele więcej. A wiesz co? Ciężarówki zabijają dzieci co kilka minut, jak nie sekund. TO NIE JEST NEWS. Jeśli rozpaczasz przez to jedno, to czy to dojrzałe? Porządny żal to nie rozpacz.

Inny news – jakaś szalona kobieta utopiła czy udusiła swoje dziecko. Rodzice zabijają swoje dzieci na tej planecie też co minutę. To też nie jest news!

Nie mówię, że nie jest mi przykro, że zginęli ludzie w Turcji. Tylko mówię w kontekście tego, co nazywamy “wiadomościami” – jakimiś informacjami, które są pozbawione prawdziwego kontekstu.

To ma na celu tylko to, by ludzie się bez końca emocjonowali, widzieli świat jako straszne miejsce i coraz gorsze, choć na dzień dzisiejszy jest najlepiej na tej planecie, niż było kiedykolwiek. To co nadmuchują media to odwieczna norma (nie mylić z normalnością). Naturalnie pomijane są wszystkie cudowne informacje – bo z nich nie ma jak doić emocjonalnej pożywki.

Więc jeśli np. zastanawiasz się czy nie zacząć jakichś pochodów – np. o pokój na świecie – odradzam. To nic nie da. A ludzie i tak uwielbiają prowadzić wojny. Zresztą – co drugi klient pisze mi, że całe życie “walczy sam ze sobą” (już pomijając fakt, że walka ze sobą nie jest możliwa – próbujemy walczyć z tym, co uważamy za siebie, a tym nie jesteśmy). I uważa, że to słuszne, prawe, właściwe…

Ludzie są zakochani w wojnach. Aktywizm względem nich to żart. Ciekawym jest też zaobserwować, że ludzie, którzy stracili wszystko np. w wyniku wybuchu wulkanu, który wybuchł już kilka razy na przełomie ostatnich kilkudziesięciu lat, następnego roku odbudowują dom w tym samym miejscu. A potem znowu rozpacz, że wszystko stracili… Jeśli wulkan ich nie przekonał, by się zastanowić nad swoim postępowaniem, to uważasz, że Ty ich zmienisz jakimś transparencikiem czy pisaniem w internecie? ;)

Taka mała rada – jeśli chcesz, by Twoje życie było lepsze, podpowiadam – zacznij żyć lepiej! I mówię całkiem serio. Bo jeśli będziesz żyć głupio, to w Twoim życiu lepiej nie będzie. A na świecie tym bardziej.

Wspomniałem o mnichach. Wiesz dlaczego oni zmieniają świat? Bo się do niego nie pchają. To ludzie gotowi zmienić siebie idą do nich. Które dziecko uczy się i dostaje piątki? Które samo nadało edukacji i wykształceniu wartość. Rodzic mógł je zmusić, by poszło do szkoły. Ale jak wiemy – nie każde dziecko zdaje klasy na piątkach.

Ciekawostka – gdy rozmawiam z wieloma, w większości inteligentnymi ;) osobami np. na temat lesbijek i gejów, to większość mówi praktycznie jednym głosem – “Niech sobie są, żyją, życzę im wszystkiego najlepszego, w niczym mi nie przeszkadzają. Denerwuje mnie tylko to, że robią z siebie pośmiewisko, robią te różne pochody, na którym pokazują się z najgorszej strony”. Więc intuicyjnie widzą i rozumieją, że te formy aktywizmu nie są integralne.

Poznałem na przestrzeni lat też trochę gejów i lesbijek i ci, co się z tym nie obnosili, byli normalni, fajni, inteligentni. Często dużo bardziej normalni od ludzi naokoło. Żadnych flag, żadnych kolorowych koszulek, żadnych bzdur, symboli, dziecinady i kretynizmów. Żadnego aktywizmu. Żadnego “kochaj mnie!” Tylko normalne, spokojne, zadowolone życie. Więc i tu to jaki jest człowiek zależy od poziomu świadomości. Od niczego innego.

Ale widzisz? Nawet spokojni ludzie widzą w aktywizmie kolosalny problem. Masa osób wręcz szuka wrogów, daje innym pretekst na srebrnej tacy, by ich nie lubić, drwić, szydzić, bać się, gniewać, nawet atakować. Gdy robi się z tego aferę – przyczyny tego nie są zdrowe. W mediach widzimy tylko to, bo oczywiście ludzie chcą tych wszystkich precedensów, burd i sensacji. Z grania ofiary jest masa korzyści. Ale to wszystko to nie jest normalność. Ignorujemy przy tym to co zdrowe, normalne i prowadzące do spokoju. Ponownie – jak odróżnić mądrość/normalność od szaleństwa i głupoty – ktoś wie?

Czy mnich to mędrzec, czy głupiec?

Praktycznie każdy aktywizm ma polityczną agendę – nie ma nic wspólnego z człowieczeństwem – np. faktycznym szacunkiem, pomocą czy chęcią zmiany czegoś na lepsze. Dla wielu “lepsze” to najczęściej eliminacja tego, co im się nie podoba. Przypominam – jeśli lubisz jabłka, nie musisz nienawidzić pomarańczy i chcieć ich eliminacji. Tak jak i nienawiść do porno nie pomoże Ci wyzdrowieć – identycznie nienawiść do pomarańczy nie pomoże Ci bardziej doceniać jabłek.

Drugi temat – pedanteria. Inne słowo, częściej używane – perfekcjonizm.

Już pomijam fakt, że masy ludzi zupełnie nie rozumieją co to jest perfekcjonizm i wcale tacy nie są. Jednak – uważają, że to cnota. A tu się okazuje, że to błąd. Najlepiej tego unikać. Bo inaczej trudno nam będzie żyć spokojnie.

I każdy klient, który nazywał się perfekcjonistą, naturalnie spokojny nie był. Był bardzo niespokojny. Pełen winy, żalu, wstydu, frustracji. I żadnej perfekcji nie osiągał.

Co o pedanterii mówi nam słownik – to człowiek PRZESADNIE dokładny, przywiązujący ZBYT DUŻE ZNACZENIE do porządku. Nawet słownik rozumie, że znaczenie jest tym, co my sami nadajemy światu. I może być przesadne.

Ale widzisz – nie ma tu mowy o tym, by nie być dokładnym, ani nie dbać o porządek. Tylko żeby nie traktować tego jako czegoś niezwykle istotnego.

Oczywiście – dokładność jest ważna w pewnych zagadnieniach – np. gdy jesteś inżynierem i budujesz samolot, to dokładność jest tu tematem krytycznie istotnym.

Jednak w codziennym życiu miliardów ludzi przejawia się to kolosalnie niedojrzale. Znajomy mówił mi, że nawet jak idzie na jakieś drobne zakupy, to “wszystko musi być perfekcyjne”. Naturalnie nic to nie ma wspólnego z perfekcją, tylko pragnieniem kontroli. A cóż może być perfekcyjnego z pójściu na zakupy? Jest jakaś perfekcyjna godzina na to? Perfekcyjna droga? Perfekcyjny sposób stawiania kroków? Perfekcyjne ubrania? Perfekcyjna fryzura? Perfekcyjna kwota? Perfekcyjne produkty? Perfekcyjne słowa wypowiedziane pani za kasą? Perfekcyjny samochód, by zakupy przywieźć? Perfekcyjna lista zakupów? Gdzie ta perfekcja, do której można dążyć? Nie ma! A on tego w ogóle nie widział.

Unikanie pedanterii ma bardzo wiele zalet. Np. jeśli “wyliżemy” dom z poziomu dumy, to prawie na pewno będziemy oczekiwać, że inni to zauważą, pochwalą, pogłaszczą nas. Gdy tego nie dostaniemy, stajemy się smutni. Może nawet zaczynamy żywić urazy. A nie daj Boże ktoś np. pobrudzi! Szlag nas trafi od razu.

Punkt ten mówi nam, byśmy nauczyli się odróżniać DBANIE o pewne aspekty np. pracy czy porządku w domu od przesadnego wyolbrzymiania ich znaczenia. MĄDRZE NADAWAJ ZNACZENIE. Zacznij się tego uczyć.

Z doświadczenia – widzę, że wszyscy ludzie, którym znam i są pedanteryjni – są też wrażliwi na każdą krytykę, podatni na gniew, nie żyją spokojnie i byle pretekst wystarczy, by się wściekli lub zasmucili.

Powiedz mi – co za różnica jak wisi obraz? Albo czy zasłony są dobrze dobrane do dywanu? Jakie to ma znaczenie? Minimalne, pomijalne. Jak ktoś się uniesie – “NO ALE DLA MNIE MA TO ZNACZENIE” – to ten punkt właśnie mówi, że to błąd. I sam fakt uniesienia się już pokazuje, że nie jesteśmy spokojni.

18. Bądź wdzięczny/a za swój kapitał (najważniejszy kapitał, którym dysponujesz to zaintrygowanie duchowością, dążenie duchowe).

Zacznijmy od rozważań, cóż to jest ta “duchowość”.

Większość ludzi duchowością nazywa różne ezoteryczne praktyki lub myli ją z religijnością. Ogólnie odbiór ludzi zakochanych w umyśle jest taki – “duchowość = ktoś ma kuku na muniu”. ;)

Aż nie siądziemy, nie zaczniemy się modlić, medytować, odpuszczać – i bum!

Ja ludzi wprowadzam “do” tego tak (a raczej rekontekstualizuję ten temat) – zastanów się – czy odwaga jest czymś widzialnym? Czy można ją udowodnić, przebadać? Czy człowiek biegnący na linie wroga jest odważny czy może szalony? Czy jest jakieś narzędzie do zbadania czy ktoś jest odważny i czy odwaga jest realna? Nie.

A jednak – nie negujemy odwagi. Nikogo, kto posługuje się słowem “odwaga” nie uważa się za szaleńca, pozera, ani szarlatana. Zgadza się? Nawet sadyści cenią odwagę. Nawet Twoi wrogowie docenią Cię jeśli jesteś odważny/a.

Coś więc jest na rzeczy. Ta niewidzialna jakość wzbudza u większości ludzi pozytywne reakcje wobec Ciebie. A jednak – jest to aspekt totalnie nieuchwytny i niepodlegający ani badaniom, ani dowodom. Mamy też masę przykładów na świecie jak kolosalnie ważna jest odwaga – to ona wysłała człowieka w kosmos i zbudowała ogromne królestwa przemysłowe. Odwaga wygrywała bitwy i wojny, które wydawały się przegrane. Duma ucieka z pola walki. Tak jak dumny uzależniony pozostanie uzależniony, a człowiek, który wybrał odwagę zaczyna zdrowieć.

Mamy więc pierwszy przykład funkcjonującego w powszechnym obiegu konceptu, którego nikt nie neguje pomimo totalnego braku naukowych dowodów. I który ma ogromne znaczenie dla życia – zarówno osobistego jak i społeczeństwa, kraju oraz świata.

Zauważ – nie ma także jak tego opowiedzieć, przekazać innym. No bo co obserwujemy – np. ktoś pozornie spokojnie robi coś, wobec czego my odczuwamy strach – podchodzi do kobiety. Ale gdzie jest ta odwaga? Czy to dowód na nią? Bardzo możliwe, że tak. A może już ta osoba nie potrzebuje odwagi, by spokojnie, śmiało i radośnie poznawać kobiety?

To samo wobec biznesu, nowych obowiązków, nowych wyzwań, etc.

Masa ludzi uważa odwagę za uczucie i jak “się” tak nie czują, to uważają, że nie SĄ odważni. Bo dosłownie uważają siebie za uczucia – za emocje. Uważają, że są dokładnie tacy jak uczucia. A odwaga to NIE jest uczucie. To JAKOŚĆ BYCIA ponad uczuciami.

Dlatego ludzie żyjący w spektrum emocjonalności pozwalają sobie na odwagę dopiero, gdy coś już ich zaboli lub przerazi tak bardzo, że będą widzieli, że dalsze klejenie się do emocjonalności jest szalenie niebezpieczne. Wtedy się od emocji odklejają chociaż na chwilę.

Zresztą, ja uwielbiam posługiwać się innym przykładem – nie ma jak przekazać komukolwiek smaku czy zapachu koperku. No nie ma i już. Jeśli zjadłeś/aś koperek, to jest to Twoje subiektywne doświadczenie, którym podzielić się nie możesz. Nie możesz go przekazać. No bo jak opisać smak koperku? Prosto! “Koperek!” ;)

Każdy kto zje koperek natychmiast zyskuje to doświadczenie i ta wielka niewiadoma, niemożliwa do analizy, zbadania, udowodnienia – staje się jasna i klarowna. Nagle smak koperku staje się zrozumiały. Bo ten człowiek STAŁ SIĘ tym, kto zjadł/doświadczył smaku koperku. Nie ma uczucia “zjedzenia koperku”, ani nie ma uczucia “koperek”, którym możemy zastąpić realne doświadczenie. Dlatego czekanie na nie – to czekanie bez końca. Jeśli będziesz czekać na uczucie zjedzenia koperku, nim się zdecydujesz na jego zjedzenie – to się nie doczekasz.

To samo z odwagą. Ten kto stanie się odważny – rozumie to już bez słów. Bo JEST/STAŁ się tym. I wystarczy, że spojrzy na kogoś i od razu wie czy ktoś jest odważny, czy nie. Kto czeka aż “poczuje się” odważny, nigdy tego nie doświadczy.

Z miłością jest identycznie. I każdym kolejnym stopniem rozwoju od Odwagi, po Miłość.

Błąd polega na tym, że ludzkość jest zakochana w swoich definicjach oraz akademickich rozważaniach – rozmyślaniach – i do tej pory 99% tego, co nazywane jest powszechnie miłością, nie stoi nawet po stronie integralności.

Jeden z klientów napisał mi, że wg niego to, że może być kimś innym to mrzonki. Jednak jakoś tak umykało mu, że wszystko co uważał na swój temat – co oczywiście było praktycznie tylko negatywne – on sam się tego trzymał. Nie było nikogo, ani niczego co definiowałoby jaki jest za niego. Co to oznacza? Że to jaki jest – to jego wybór. A to za kogo się uznaje – to TREŚĆ myśli. Zaś treść myśli odzwierciedla emocjonalność. Więc to co on mówi – “JESTEM myślami i emocjami”. Mówi też – “To mrzonki, że się kiedykolwiek tego puszczę”.

Jako, że emocje to konsekwencje percepcji, a on percepcji nie koryguje, od emocji i myśli się nie odkleja – JEST i żyje tak samo od kilkudziesięciu lat oraz widzi, że zmiana nie jest możliwa. Dlaczego nie? Bo on liczy, że zmiana najpierw pojawi się w myślach i emocjach. Próbuje sobie ją wyobrazić. Ale to zupełnie błędny kierunek i błąd. Bo to niemożliwe. Pamiętaj – jeśli twierdzisz – “czuję, że” cokolwiek, to najpierw utrzymujesz to “że”, a uczucie jest tego konsekwencją.

Nie możesz wymyślić tego, czego nie ma. Bo myśli o latającym słoniu, to wymyślenie latającego słonia? Ok, to opisz mi konstrukcję jego skrzydeł – od kości, po nerwy, mięśnie, skórę oraz świadomość słonia, który doświadcza latania. Jak się ten słoń urodził? Skąd się wziął? Da się? W urojeniach wszystko jest możliwe, tylko że tego nie ma.

Tym bardziej nie zrobi tego mentalizacja. A że ten mężczyzna jak i ponad 80% ludzkości nie myśli, tylko hipnotyzuje się samoistnym bełkotem – jeszcze bardziej tym bardziej. ;)

Jednak są ludzie, którzy już żyją inaczej od Ciebie – na wyższym poziomie. Poszukaj ich i ZAINSPIRUJ się nimi. Niech ich życie, zachowania, rezultaty będą treścią Twojego umysłu – niech to będzie pokarmem dla Twojego umysłu, bo jest to bardzo wartościowe. A nie ta mentalna papka, którą się “żywisz” od lat. I wtedy za tym podążaj.

Zauważmy – człowiek nigdy nie pomyślałby o lataniu, gdyby nie zainspirował się tym, że robią to inne żywe istoty. Zgadza się? Gdyby nie ptaki, nie mielibyśmy samolotów. Bo nikt nawet nie wpadłby, że to jest możliwe. Ani tym bardziej jak.

Ale większość ludzi, pomimo wielu – milionów przykładów wyzdrowień, nadal nie chce uwierzyć, że mogą być zdrowi, że mogą wyzdrowieć, mieć lepiej, żyć lepiej, etc.

Co więcej – jest bardzo dużo ludzi, którzy negują osiągnięcia innych – np. mówią, że miał szczęście, ma lepsze geny, że mu/jej się udało, że im się chce (w domyśle – chcenie to takie kapryśne uczucie, które jednym się pokazuje, innym nie), itd. Albo ludzie wymyślili sobie – “talent”. On/ona ma talent, a ja nie! Ileż ja tego czytam w korespondencji. Pokażę Ci “talent”, pokażę Ci “szczęście”.

Pewna osoba zaprezentowała ewolucję swojego “talentu” rysowania na przestrzeni 9-31 lat życia.

Oryginalny link:

imgur.com/gallery/oLJTcMq

Oto jak zmieniały się – ewoluowały – jej rysunki:

I efekt w wieku 31 lat:

Gdyby ktoś zignorował zupełnie 22 LATA PRAKTYKI, i spojrzał tylko na tygrysa, od razu krzyknąłby – “Ta osoba ma talent dany od Boga! Kto to widział rysować zwierzęta jak żywe!?!?!?!!?” Tak samo – można by spojrzeć na rysunek lwa narysowany przez 15-letnie dziecko i też głowić się – “Skąd ono ma taki talent!? To dziecko jest niezwykłe!” Ale to już jest efekt 6 lat praktyki. 6 lat to 2200 dni. Jeśli to dziecko rysowało średnio 2 godziny dziennie, to poświęciło w zaokrągleniu 4500 godzin (cztery i pół TYSIĄCA godzin) na rozwój tej jednej umiejętności. A mi ludzie mówią, że nie mogą się nad czymś skoncentrować przez pół godziny. Ba! Nie dają rady medytować pięciu minut!

Obraz tygrysa to efekt 22 lat codziennego rysowania, łącznie tysięcy rysunków i portretów. TO jest talent. Talent to wieloletnia praktyka, wykonywana chętnie, z ogromnym zaangażowaniem i nieprzerwanym dążeniem do BYCIA coraz lepszym/lepszą.

Ta osoba zaczynała jak każdy inny. Ale dzięki dyscyplinie, dążeniu – osiągnęła fantastyczny rezultat, który zostanie z nią na całe życie. Właśnie o tym mówi ten punkt. Co więcej – ja doskonale wiem, że ta osoba jest bardzo wdzięczna. Nie wstydzi się, ani nie obwinia. Dlatego zachowała te rysunki, pokazuje je światu. A jej dążenie było nieprzerwane, a efekty coraz lepsze.

Co pokazuje nam jak wygodnym jest biadolić, że nie ma się talentu.

Tak też wygląda zdrowienie z uzależnienia jeśli ktoś naprawdę to wybierze.

Ale oczywiście nie brakuje ludzi, którzy I TAK będą próbować to negować. Takich ludzi zupełnie ignorujemy. Wiemy, że są i że chcą tacy być, bo mają masę korzyści z sabotowania innych. Dlatego – jeśli na takiego człowieka trafimy, to porzucamy jego towarzystwo, nie słuchamy, ignorujemy ale i nie próbujemy go zmienić, przekonać, nie walczymy z nim, bo to zupełnie nic nam nie da, a jemu doda energii, by jeszcze silniej nas obciążać.

Skoro widzimy, że cnotliwe działania przynoszą tak cudowne efekty – np. w formie sztuki – to co może wydarzyć się w sferze ewolucji świadomości? Dlatego dr Hawkins mówi, że to najważniejszy kapitał – jeśli jesteśmy zaintrygowani duchowością tak jak ta osoba jest zaintrygowana sztuką rysowniczą.

Uzależnieni żyją jakością jak rysunki 9-latki. Zdrowienie to ewolucja JAKOŚCI – jak tych rysunków. To może być nadal ten sam ołówek, nadal te same kartki ale jaka zmiana! Co z tym zrobimy – to nasz wybór. Może otworzymy galerię? Może będziemy rysować portrety i je sprzedawać? Opcji zaczyna pojawiać się masa.

Tylko Ty odpowiadasz za to, co utrzymujesz na swój temat. Gdyby ten człowiek uznał, że nie potrafi rysować, bo nie ma talentu, to wiesz co? Nigdy by się nie rozwinął! Miałby rację! Ale uznał, że BĘDZIE coraz lepszy. I wiesz co? JEST coraz lepszy! Gdyby biadolił, to też by stwierdził, że to mrzonki, że może tak dobrze kiedykolwiek rysować. MOŻE. A to wymaga cnotliwego życia. Ta ewolucja jakości rysowania to konsekwencja cnotliwego życia. To jest MOC cnót.

Ciekawym może być, gdy dostrzeżemy ile korzyści mamy z utrzymywania wszystkiego na swój temat, nawet jeśli jest to umniejszające, uwłaczające, poniżające. To bardzo wygodne!

Naturalnie – nie wiemy nic o doświadczeniach tej rysującej osoby. Na pewno były dni zwątpienia, na pewno była krytyka ze strony innych ludzi, może nawet dłuższe przerwy, kilka(naście) złamanych ołówków, podartych kartek. To normalne i spodziewane. Nie wiemy jak sobie z nimi poradziła. Ale na pewno skutecznie.

Tak czy siak – gdy to zrozumiemy, zaczynamy widzieć jak ludzie projektują to wszystko, co wolą, niż ewolucję. Np. próbują sabotować innych mówią – “Ja to nie wiem JAKIM CUDEM Ty to osiągasz!?” Taki człowiek zakłada, że to nie jest efekt starań, tylko cudu! Czegoś zupełnie niezależnego od tej osoby. Jeden doświadczył cudu, a drugi nie… Ale w ogóle nie mówi o tym jak sam żyje – uczciwie, odważnie, przedsiębiorczo, rozwija się, uczy, wyciąga wnioski, próbuje setki razy – tysiące… Oczywiście – nie. Ci, którym “się udaje” – oczywiście tak.

Podobnie było w moim przypadku – gdy poszedłem na studia w wieku 19 lat, sam nic nie potrafiłem. Szczególnie gotować. Jeden z moich pierwszych posiłków to było ugotowanie kilku parówek, ułożenie ich w słoneczko naprzemiennie z pokrojoną czerwoną papryką. Kolega z pokoju w akademiku ładnie to opisał – “przerost formy nad treścią”. :) Pierwszy raz, gdy smażyłem naleśniki, nad kilkunastoma spędziłem w kuchni ponad 3 godziny! :D Bo smażyłem je na małym ogniu, więc z każdym schodziło się tak z 5-10 minut (nie doczytałem, że wystarczy minutka, a ogień można zwiększyć). Jednak z czasem uczyłem się coraz więcej, stawałem się coraz bardziej sprawnym kucharzem. Ale i tak błędów było masa. Pamiętam, gdy raz smażyłem racuszki na głębokim oleju i gdy obracałem ciasto, spadło mi na olej, który mnie ochlapał. A ja byłem wtedy bez koszulki. ;) Albo niosłem sobie obiad – usmażoną pierś kurczaka z frytkami – na folii aluminiowej. W drodze do pokoju, folia się rozerwała i całe żarcie poooooszło!

Takich błędów i sytuacji miałem setki. Potem przyszła zmiana na wegetarianizm i znowu była masa nauki ale poznałem i nauczyłem się jeszcze więcej! Dziś jestem w kuchni bardzo sprawy i niektórzy moi znajomi mówią, że żarcie, które zrobię, gdy mi upadło na podłogę, to i tak by je zjedli. ;) Naturalnie nie brakuje i takich osób, którzy wegetarianizm postrzegają jako chorobę psychiczną. ;)

Teraz przechodzę na odżywianie ketogeniczne – dużo zmian całego sposobu odżywiania, który miałem przez całe życie! Ale jestem wobec nich bardzo chętny! Sporo się edukuję, jestem bardzo czujny, by nie popełnić błędów. I nie zamierzam się zatrzymać. Rezultaty już są dla mnie kolosalne. A i popełniłem kilka błędów ale od razu je zrozumiałem.

I też słyszę, że mam talent gotowania. Jaki talent!? Ja zaczynałem od nauki gotowania wody na herbatę! ;) Gdy pierwszy raz smażyłem ryż z przyprawą curry, to go tak wysmażyłem, że stał się twardy jak przed gotowaniem! Smażyłem go ze 20 minut! :D Nie mam żadnego talentu “do” gotowania. Talent to ma osoba, która kiedyś w pralni w akademiku wywaliła swoje brudne ciuchy na podłogę i posypała je proszkiem do prania licząc, że się wypiorą! ;D

Mój “talent” to tysiące godzin włożone w przygotowanie tysięcy posiłków na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Ale robiłem to chętnie, non stop szukałem nowych przepisów, szukałem nowych składników, eksperymentowałem. I setki razy jedzonko wychodziło niesmaczne. Trudno! I z tego wyciągałem konstruktywne wnioski. Nigdy nie byłem na warsztacie kulinarnym ale możliwe, że poszukam sobie kogoś, szczególnie od diety keto. Ja jestem cały czas gotowy i chętny do nauki. Gdy ekspert mówi, ja siadam i słucham.

I to samo tyczy się każdego aspektu, w którym coś potrafię zrobić i osiągnąć. Włożyłem w to przynajmniej setki godzin chętnego zaangażowania.

Mało ludzi to rozumie, szczególnie wobec świadomości. Bardzo dużo klientów narzeka, że ich rodzice nie byli kochający, ani wspierający. Pytam wtedy – “A dlaczego tego od nich oczekiwałeś/aś? Dlaczego nadal to robisz? Czy Twoi rodzice ewoluowali, by być do tego zdolnymi?”

Ludzie całe życie noszą urazy i oczekiwania, rozczarowania, żale, gniew, frustracje, rozgoryczenie z lat dziecięcych. Nadal się tym kierują! To jakby nadal bawili się lalkami.

Powszechnie ZAKŁADA SIĘ, że każdy rodzic kocha swoje dzieci. TAK NIE JEST! Wielu rodziców dopiero stawia pierwsze kroczki w miłości – np. śmielej pracują, by zarobić na utrzymanie dodatkowej osoby w rodzinie, otwierają serce na wrażliwość, itd. Jednak szczególnie w rodzinach, gdzie już są uzależnieni – najczęściej nie może być mowy o miłości i dziecko rzadko było efektem dojrzałej i odpowiedzialnej decyzji. Niemniej na pewno były przejawy odwagi, nawet poświęcenia (które niekoniecznie musi świadczyć o miłości). Dowodem na to jest, że rozmawiam z człowiekiem dorosłym. Czyli przeżył – jego rodzice o to zadbali. Często jednak czytam, że rodzice oczekują teraz odwdzięczania się za ich poświęcenie – np. w formie dawania im pieniędzy.

Musimy zrozumieć, że ponad 80% ludzkości jest w swojej jakości BYCIA jak rysunki z wieku 9 lat. Miłość dla porównania to poziom w wieku 31 lat. Odwaga to poziom w wieku 20+ lat.

Bardzo wielu ludzi, gdy dowiaduje się, że partnerka jest w ciąży lub w przypadku kobiety – ona jest – pojawia się panika! “Nie jestem gotowy/a!”, “Nie umiem!” Tak naprawdę mówimy – “Nie chcę!” Zaś to – “Nie wiem czy dam radę być dobrym rodzicem!” To racjonalizacja lęku i oporu. Tak jak ten rysownik – lepszym rodzicem możemy stać się tylko, gdy najpierw w ogóle nim zostaniemy. :) I wiem to z każdym znajomym, kto pierwszy raz ma bobaska. Nawet gdy utrzymywał pokerową twarz, a potem z nim rozmawiam – przyznaje się, że wielu nocy nie przespał i to nie przez płacz dzidziusia, tylko lęk i stres. ;) A potem już luuuuuz! I kolejne! :) Zazwyczaj po kilku latach od pierwszego dziecka. No to policzmy. Np. 3 lata opieki nad dzieciątkiem. To 1100 dni razy 24 godziny, bo opieka to nieraz praktycznie cały czas – daje nam to, w zaokrągleniu 25000 godzin doświadczenia. Dwadzieścia pięć TYSIĘCY godzin. Aż wreszcie zajmowanie się dzieckiem staje się łatwe – intuicyjne. :) A oczywiście są to zazwyczaj 2 osoby, więc ten czas można jeszcze pomnożyć razy 2. Już wiesz skąd się bierze “talent”? :)

To są pojedyncze aspekty – np. konkretne czynności, z którymi jednak wiążą się pewne cechy, jakości wynikające z tego kim JESTEŚMY. Np. dyscyplina, odwaga, śmiałość. Ewolucja świadomości zaś, to ewolucja całościowej JAKOŚCI ekspresji jaką JESTEŚMY.

Człowiek, który mówi, że “nie wierzy, że może żyć lepiej/inaczej” tak naprawdę NIE CHCE. I tylko liczy, że mu to wymyślą myśli, że opór “przestanie się pojawiać”. Nie zauważa, że sam się opiera, bo nie chce. I umysł wymyśla masę racjonalizacji.

To jakbym ja nie chciał lepiej gotować, bo “nie poradzę sobie” lub “przytłoczy mnie ilość składników w kuchni”. :) Brzmi zabawnie? Pewnie! Dokładnie tak jest ze wszystkim. Jak kogokolwiek może “przytłoczyć” np. życie śmiałe i ochocze? Nie może! Ale to człowieka biadolącego nie obchodzi. Bo on jest zakochany w swoim “telewizorku” mentalnym. Jak widzisz myśl, że go “przytłacza życie”, no to tak przecież musi być! I jest zakochany w tej myśli, bo wtedy nie widzisz, że to on się opiera. Problemu nie ma w świecie.

A jak już STANIESZ SIĘ np. odważny/a, to już taki/a JESTEŚ! I wręcz przeciwnie – to co zdawało się Cię “przerastać”, stanie się w Twoich oczach wykonalne. Bo już widzisz, że to jaki jest dla Ciebie świat zależy od Ciebie, nie od świata.

Zaś fantazjowanie o życiu o wiele wyższej jakości ze swojego – obecnego, niskiego poziomu – to oczywiście wizja przerażająca. Dlatego to jest błąd. To jakby człowiek, który nigdy nie siedział za kółkiem hipnotyzował się bełkotem, że pędzi po autostradzie pełnej innych samochodów 110 km/h! Przecież by padł i trząsł się ze strachu! A jednak – masy ludzi gnają na lekcje jazdy. Co jest kolejnym z milionów przykładów jak MYŚLI NIE MAJĄ ZNACZENIA. Znaczenie ma to jakie my im przypisujemy znaczenie.

Inną strategią unikania zmian jest powszechne – “No ale to musi się człowiekowi chcieć”. Chęć to wybór. Więc tak naprawdę taka osoba mówi – “Człowiek musi podjąć decyzję”. I co? I nie podejmuje. Bo uważa się, że ta “chęć” to jest jakiś kaprys losu, taka mała wróżka jak z baśni – raz się pojawia, raz nie, raz znika, innym razem nie znika, itd. A ile razy mówiliśmy w formie usprawiedliwienia – “nie chce mi się”? Setki? Tysiące? Tylko że nie ma żadnego “się”. Prawda brzmi – “Ja nie chcę”. Aż nie zmienisz decyzji, nie będziesz chętny/a.

Pierwszym krokiem rozwoju w stronę integralności jest mówienie prawdy.

A nie powtarzanie utartych frazesów bez żadnej pozytywnej intencji. Tak jak intencja przejścia na wegetarianizm, by “ograniczyć cierpienie na świecie”, szczególnie gdy sami cierpimy – nie jest pozytywna. Nie bez powodu funkcjonuje powiedzenie – “dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło”. Dlaczego? Bo ludzie nie wiedzą co to jest dobro. Ani tym bardziej co do niego prowadzi.

Możemy zobaczyć, że nawet nasi bliscy, gdy opowiadamy im, że chcemy zrobić coś nowego, odpowiedzą nam np. “I po co?” Oni mówią o sobie – to oni nie nadają żadnego sensu, ani wartości, ani znaczenia zmianom, nowym doświadczeniom. NIE CHCĄ. Jeśli to usłyszymy nawet od członka rodziny, najlepsze co możemy zrobić, to NIE dzielić się z tą osobą swoimi zamiarami, ani osiągnięciami. Bo oni będą to sabotowali i często będą przekonani, że czynią coś dobrego, że nas chronią. To niedojrzałość. A naszą odpowiedzialnością jest, aby nie modyfikować nadawanego naszym dążeniom i celom znaczenia, sensu i wartości na podstawie słów takich ludzi.

A jeżeli my tacy jesteśmy wobec ludzi przedsiębiorczych i śmiałych – to jesteśmy tacy wobec samych siebie.

A’propos – oglądałem dzisiaj warsztat jednego bardzo dobrego przedsiębiorcy i marketingowca. Opowiadał bardzo ciekawe rzeczy – że tylko ok. 1% ludzi (mówił konkretnie o prowadzących firmy) robi to, czego nie chce robić absolutnie nikt, aby żyć tak jak chcą żyć absolutnie wszyscy.

Następnie mówił nawet na przykładzie swoich dzieci ale też rzesz swoich klientów – że większość dostaje informacje, wskazówki, wytyczne, instrukcje, ostrzeżenia, a i tak wolą robić po swojemu. Podsumował to tak:

Następne pokolenie jest mądrzejsze od poprzedniego o może 1-2%.
Chociaż powinno być mądrzejsze o przynajmniej 100% – bo rodzice/nauczyciele przekazują im całe swoje doświadczenie, mądrość, wiedzę, etc., to jednak każdy chce być mądrzejszy, spróbować po swojemu.

Ten przedsiębiorcza dostrzegł dzięki pracy z ludźmi to, co pięknie też pokazuje badanie ludzkiej świadomości – średnia wzrostu podczas jednego życia ludzi to 5 punktów.

A biorąc pod uwagę, że to skala logarytmiczna, to znaczy, że gdy jedna osoba na poziomie Miłości (500) wzrosła o 5 punktów, to ona już równoważy miliony innych ludzi w świadomości z przekroju 1-200.

Czyli jeden człowiek mógł wzrosnąć i jest to kolosalny wzrost, a 2 miliony innych ludzi nie wzrosło i/lub spadło. To też jest bardzo ważne w kontekście pierwszej drogi w tym artykule – “Uświadom sobie, że wpływasz na innych tym czym się stałeś, a nie tym co robisz”. Miłość równoważy ogromną negatywność. I tego też potrzebuje uzależniony, by wyzdrowieć.

A miłość to nie coś, co ktoś robi, tylko to jaki JEST.

Moi klienci podobnie – chociaż otrzymują wszystko czego potrzebują – i tak w dużej części nie chcą tego stosować. Wielu wchodzi w dyskusję, udowadnia mi swoje racje, zadaje masę niepotrzebnych pytań, by odwrócić uwagę od sedna, niektórzy się obrażają, itd., itd. Ale ci, co wybrali pokorę i zdrowie – śmigają jak na autostradzie. Nawet nie 100%, tylko 500%. Bo ja przekazuję DUŻO więcej, niż tylko 100%. I widzę tytanicznie więcej, niż moi klienci. Jeden mężczyzna raz mi nawet powiedział, że dostrzegł u siebie gniew na mnie, że nic nie może przede mną ukryć. :)

Cóż to jest duchowość? Dążenie do PRAWDY. Wiedzie przez integralność. To coś, czego wcale nie chce ponad 80% ludzkości. I jak tego ludzie nie chcą najlepiej ukazują uzależnienia – człowiek może stracić wszystko, a nadal twierdzić, że kontroluje swoje życie i może przestać pić/palić/oglądać pornografię kiedy zechce. Tylko wiesz co? Wcale nie chce. I woli sobie strzelić w głowę czy zaćpać na śmierć, niż przyznać się do błędu. Woli nienawidzić, niż wybaczyć. I tysiące innych “grzechów”.

A potem twierdzi, że jest spokojnym człowiekiem, tylko inni go denerwują. :D Tak, tak. :)

Twoja racja może wydawać Ci się prawdą, bo w kontekście, w którym widzisz tę rację faktycznie może być ona prawdą. Ale czy zdajesz sobie sprawy z tego kontekstu? Jest on po stronie integralności czy nie?

Jesteś po stronie duchowości czy zwierzęcości?

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Podobne Wpisy:
100 Dróg do Szczęścia (1-6)

100 Dróg do Szczęścia (1-6)

Witam Cię serdecznie! Rozpoczynamy drugą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Dzisiaj zajmiemy się szczęściem. Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej: ► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie. Jako, że już w serii “Cnoty (Część 17) – Szczęśliwy, Racjonalność” mówiłem dużo o szczęściu, dzisiaj spojrzymy na to pod względem konkretnych dążeń, konkretnych… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 4
O Emocjach – Poczucie Winy (Część 2)

O Emocjach – Poczucie Winy (Część 2)

Poszperałem sobie nieco w internecie, by zobaczyć co o poczuciu winy mówią inni ludzie oraz jakie rady dają. I znalazłem krótki film bardzo znanego polskiego tzw. coacha, którego radą jest zyskanie perspektywy dzięki zadawaniu sobie pytań. Proszę Cię – nie zadawaj sobie żadnych pytań! Umysł przesycony niskimi emocjami to domena ego, w której to ego… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 3
Z życia wzięte 1 – fundamenty

Z życia wzięte 1 – fundamenty

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj jeszcze jeden artykuł. Pod jednym z poprzednich wpisów dotyczących niezwykle ważnego tematu kontekstu, świadomości i subiektywności pewien mężczyzna napisał bardzo, bardzo wymowny komentarz. Uznałem, że jest tak praktyczny, odnosi się do tak realnych i powszechnych kwestii, że nie mogę zaniedbać odpowiedzi na niego. Postanowiłem napisać artykuł będący pełną i mam nadzieję… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 93
“Ja po prostu chcę czuć się dobrze”

“Ja po prostu chcę czuć się dobrze”

Witam Cię serdecznie! Niedawno w mailu przeczytałem “fantastyczne” zdanie. To jedno twierdzenie pokazuje OGROM problemów – niezrozumienia, grania ofiary i braku odpowiedzialności – oraz oczywiście jeden z fundamentów samego uzależnienia. Dlatego – jeśli się trzymamy tego przekonania, nie mamy szans wyzdrowieć z uzależnienia. Oto to zdanie: “Ja po prostu zawsze tylko chciałem czuć się dobrze”.… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6

WOLNOŚĆ OD PORNO