Witam Cię serdecznie!
Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)
Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!
► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.
Część 1 tej serii znajdziesz klikając na poniższy link:
► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
Wszystko co nazywamy sukcesem powinno realnie wspierać życie. Aby dostrzec fakty, należy radykalnie uczciwie przyjrzeć się swoim dążeniom, podejmowanym działaniom oraz ich konsekwencjom oraz jeżeli trzeba – douczyć się jakie konsekwencje mają pewne czynności. Np. oglądanie porno czy picie wódki albo inwestowanie na giełdzie w stanie innym, niż spokój.
Nie możemy liczyć, że w naszym życiu będzie dobrze jeśli za sukces będziemy uznawać coś, co naszego życia nie wspiera. Tylko np. zatruwa nas i organizm zajmując się odtruwaniem, przestaje np. ciągle wałkować jakiś temat. A gdy już jako-tako sobie poradzi, znowu zacznie go wałkować. A my znowu stawimy opór, a potem zaczniemy uciekać od dyskomfortu problemu nie rozwiązując. Ile razy piliśmy, gdy czuliśmy głód zamiast zjeść?
Ludzie cały czas mówią, że porno pozwala im zapomnieć o problemach i uciec od nich. Obejrzenie pornografii jest w ich oczach sukcesem. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Nie.
Co się stanie jeśli zapomnimy i uciekniemy od cieknącego kranu? Po pewnym czasie będziemy mieli zalane mieszkanie. Zapewne też zalejemy je sąsiadowi. Jeśli woda dotrze na i pod panele, to zgniją. Więc rzekomy sukces w rzeczywistości jest poważnym zagrożeniem.
Już pół biedy nie rozwiązać jakiegoś problemu. Ale dlaczego potrzebujemy jeszcze pretekstu w formie np. upicia się czy zniszczenia sobie mózgu pornografią? Dlaczego nie możemy spokojnie i odpowiedzialnie zdecydować – “Nie mam zamiaru się zająć tym problemem” i dalej żyć spokojnie? Choć oczywiście konsekwencji doświadczymy.
Bo wcale nie chodzi o żaden problem. Chodzi o to jak go postrzegamy oraz konsekwencje tego – percepcję, emocje i myśli (oraz to jak postrzegamy emocje oraz myśli). A jeśli non stop hipnotyzujemy się nieprzerwanym mentalnym bełkotem oraz opieramy się temu, co czujemy, to non stop widzimy negatywne myśli oraz non stop czujemy to, co zapewne demonizujemy, a jedną z konsekwencji samego oporu jest ból. I co wtedy? No skoro doświadczamy tego cały czas, to jest tylko jedno rozwiązanie jakie znaleźliśmy – regularne wytłumianie emocji i odcinanie ich świadomości oraz zajmowanie się czymś, na czym będzie się mógł w pełni skupić umysł. Czyli oglądanie pornografii. Tylko nie zdajemy sobie sprawy z kolosalnie niebezpiecznych i nieuniknionych konsekwencji.
Ludzie mówią sobie – “pornografia mnie relaksuje/pozwala mi się zrelaksować”. Tak nie jest. Nikt po relaksie nie czuje się jak śmieć albo gorzej, nie ma energii, obwinia się, żali, itd. Gdybyśmy się relaksowali, to po obejrzeniu pornografii mielibyśmy masę energii, bylibyśmy gotowi do działania. A poza tym relaksowalibyśmy się po jakimś konstruktywnym wysiłku. To byłby element naszego czynnego, aktywnego życia, by je takim kontynuować. Zresztą uczciwa analiza swoich intencji pokazałaby nam do czego naprawdę dążymy.
Obecnie pracuję z mężczyzną, który mówi mi, że ogląda pornografię, by wypocząć. Totalnie nie rozumie z czego wynika zmęczenie, ani tego, że oglądając porno nie odpoczywa. I jeszcze ma problemy ze snem, bo tak się opiera temu, co czuje. Wręcz boi się zasypiać. Naturalnie po obejrzeniu pornografii nie jest wypoczęty, tylko jeszcze bardziej przybity. Ale wmawia sobie to kłamstwo już od niespełna 21 lat. I w kółko powtarza ten sam scenariusz. Tylko konsekwencje są coraz gorsze.
Pamiętajmy –
konsekwencje weryfikują to, w co wierzymy.
Dzięki konsekwencjom możemy dostrzec nasze błędy i dokonać korekt. Bo rzeczywistości zmienić nie możemy. Nie ma takiej możliwości. Ani nie unikniesz konsekwencji błędów. A błędem nazywam to co nie wspiera życia.
Np. nie możesz kontrolować myśli, ani zatrzymać myślenia. Bo nie jesteś jego autorem. Co więc możesz zrobić? Jakie masz opcje? Ignorować to i zająć się przyczyną mentalizacji – emocjami. A co robić z emocjami? Uwalniać. Jeżeli zamiast tego emocji się będziesz trzymać lub opierać – w różnych formach – np. projektować je, odgrywać, wytłumiać, to będą trwały i rosły. A wraz z tym negatywnym, racjonalizujący je mentalny bełkot nie ustanie.
Właśnie odpowiadam na wiadomość klienta, który wykombinował sobie tak – uwalnia opór, który się pojawia… Więc najpierw się czemuś opiera (ale dla niego opór to nadal coś, co się samo pojawia i przeszkadza), zaczyna uwalniać opór i to gwarantuje, że nie zajmie się tym, czemu zaczął się opierać. Sprytne? No przecież robi to, co zalecałem!
Sukcesem nigdy nie może być coś, co nie zawiera się w rzeczywistości. Czy sukcesem jest okłamanie kogoś, by np. ukryć niewygodne fakt? Tak może się wydawać tylko w ograniczonym kontekście. W nieograniczonym, który nazywa się Rzeczywistością, to sukcesem nie jest. I konsekwencje nigdy nie będą dla nas korzystne. A na tej planecie konsekwencji nie można uniknąć.
A doświadczając w kółko niekorzystnych konsekwencji nie będziemy szczęśliwi. Masa ludzi zaczęła na bazie tego tworzyć filozofie życiowe, uważać, że rzeczywistość jest zła, brutalna, niesprawiedliwa, itd. Ale żeby przyjrzeć się swoim postępowaniom, dążeniom, intencjom i ich konsekwencjom – to nie. ;)
Od groma ludzi chce robić co im się podoba i tylko szukają albo sztuczek, albo filozofii, które im powiedzą mniej więcej – “unikniesz konsekwencji/przy pomocy tego zmienisz konsekwencje”.
Albo chcą usłyszeć, że nie robią nic złego, więc nic złego nie może ich czekać. Ok, tylko nic nie jest złe, a ze wszystkim wiążą się konsekwencje. Nie ważne jak sobie przedstawisz picie wódki czy oglądanie porno. To nie zmieni konsekwencji, które są negatywne, czyli niesprzyjające życiu. Niektórzy nawet narzekają, że są ludzie, którzy mogą oglądać porno i nie czują się po tym jak wrak człowieka, a oni czują. Czyli nawet tu grają ofiarę i uważają to za niesprawiedliwe!
No ale dzięki temu, że po obejrzeniu porno czujesz się jak wrak, masz dużo lepszą sytuację, by przestać żyć w oczarowaniu i to zmienić. Trwale. Tyle, że większość uzależnionych wcale nie chce wyzdrowieć, nie chcą dojrzeć, rozwinąć się, nawet przyznać się do błędów. Chcą tylko sztuczki na ominięcie konsekwencji.
To nie jest możliwe. A jeśli znajdziesz kogoś, kto Ci to obieca – uciekaj.
Jednak zauważmy ciekawostkę w dążeniu do sukcesu – człowiek, który chce obejrzeć porno, wypić wódkę, nawet zdradzić czy uprawiać hazard – zawsze znajdzie sposób, by to zrobić. Jak nie będzie miał pieniędzy na pójście do kasyna, to je ukradnie. Zrobi niemal wszystko. Co ukazuje nam, że jeśli coś naprawdę wybraliśmy, nie ma nic co stanowiłoby problem, by ten cel zrealizować. Trzeba więc przyjrzeć się radykalnie uczciwie sobie, uświadomić sobie wewnętrzne problemy, z których najczęstszym jest niezdecydowanie. Czyli – brak decyzji, by dany rezultat osiągnąć.
To jest problem większości uzależnionych – wcale nie podjęli decyzji, by wyzdrowieć. To że ktoś przykładowo wziął udział w Programie Wolność od Porno czy poszedł na terapię, wcale jeszcze nie oznacza, że podjął decyzję, aby wyzdrowieć z uzależnienia.
Inny klient właśnie mi napisał – “(…) moją intencją jest lepsze samopoczucie przyznaje to w pełni!” A to nie jest prawda. Jego intencją jest ucieczka od gorszego samopoczucia, a nie lepsze samopoczucie. Niby to samo ale to tak jakby czując głód nie zjeść porządnego posiłku, tylko wypić wódkę, by odciąć świadomość głodu.
Pamiętaj – nie możesz liczyć na sztuczki. Mówimy o rozsądnym życiu.
7. Sukces jako szczęśliwość.
Sukces możemy i powinniśmy rozważać jako szczęśliwość. Dlaczego? Z trzech powodów:
1. Sama droga, którą musimy przejść, by sukces osiągnąć, zmierzy nas z tym wszystkim, czym ograniczyliśmy szczęśliwość. I z drugiej strony – szczęśliwość sama z siebie może być sukcesem, gdyż wymaga to od nas zmierzenia się i rozprawienia z nawet masą negatywności, które nam niepotrzebnie ciążyły.
2. Osiągnięcie sukcesu możemy celebrować – czyli sukces możemy wykorzystać jako pretekst, by pozwolić sobie na jeszcze większą szczęśliwość, dawać jej ekspresję, uczyć się tego.
3. Sam fakt, że realnie wybraliśmy dany rezultat – np. wyzdrowienie z uzależnienia – powinno być dla nas źródłem szczęśliwości. Bo wybór danego celu to niemalże gwarant jego osiągnięcia. Mało ludzi to rozumie. Sądzi się, że jak się czegoś pragnie, to znaczy, że się tego chce i się to wybrało. Tak nie jest. Fantazjowanie i pragnienie często się robi dla samego fantazjowania i pragnienia oraz jako pretekst, by nie ruszyć się do działania.
Nie powinno nas cieszyć unikanie problemów czy “uciekanie” od nich. Nie powinno nas cieszyć apatyczne nastawienie, choroby i to wszystko, dzięki czemu unikamy dyskomfortu. Tylko realne, śmiałe życie. Życie takie, by było wspierane przez nasze uczynki – najlepiej w formie cnotliwych wyborów i intencji.
Największy sukces powinniśmy postrzegać jako źródło szczęśliwości nie tylko naszej ale też dla innych. Bo jeśli Ty osiągnąłeś/osiągnęłaś coś znaczącego i ważnego, to możesz np. pomóc w tym innym. Unikniesz przy tym naiwności oraz akademickich rozważań, których nie da się przekuć na realne efekty, na polepszenie czyjegokolwiek życia.
Niejednokrotnie zwracałem uwagę jakim błędem jest zazdrość. Bo nie tylko pozostajemy ślepymi na to jaką drogę przeszły osoby, którym zazdrościmy, nie tylko odcinamy się od zasobów, by to osiągnąć ale też zbieramy w sobie negatywności, opieramy się temu jaka ta osoba jest, więc nie zrobimy tego, co ona jak i wierzyć będziemy w kłamstwa, urojenia na temat tego czym jest sukces i jak go osiągnąć.
Ileż razy słyszałem zdania typu – “ten to miał farta”, “jej to się udało”, “no w życiu trzeba mieć szczęście”. Albo dotyczące tzw. “talentu” – “ona to ma talent, a ja nie”. Dużo ludzi nawet sądzi, że Bóg jednej osobie dał talent, a drugiej nie…
Każde z takich przekonań może się stać usprawiedliwieniem, by nie ruszyć z miejsca, nie dokonać korekt, nie rozwinąć się, nie zmierzyć z podświadomymi nagromadzeniami i się z nich nie oczyścić. Są badania pokazujące, że wraz z wiekiem NIE maleje zdolność nauki i rozwoju. Jeżeli dbamy o siebie, nie gorzkniejemy na własne życzenie, tylko żyjemy chętnie, to cały czas możemy być tak samo pojętni, chłonni i rozwijać się tak bardzo jak tylko wybierzemy.
Są na tej planecie żywe przykłady ludzi w wieku 60-70 lat, którzy chodzą na siłownię, podnoszą duże ciężary, którzy w tym wieku poszli na studia, etc. Był wywiad z kobietą, która koło 40 lat była bita i niemal gwałcona przez męża. Nigdy nie miał z nią seksu na trzeźwo. Chyba w wieku 60 lat go rzuciła i znalazła sobie 3 kochanków – bodajże 20-latka, 40-latka i 60-latka. Więc swoje życie seksualne zaczęła po 60-tce. I była szczęśliwa. Bo to wybrała. A równie dobrze mogła wybrać biadolenie i granie ofiary swojej przeszłości.
Dla nas samo dążenie do sukcesu może stać się źródłem szczęśliwości – bo np. wybraliśmy zmierzenie się z dyskomfortem, lękiem, poczuciem winy. Wybraliśmy własny rozwój. To wszystko przecież znamienite wartości! Ponadto wybór prawdy zawsze wyzwala, co samo w sobie odsłania w nas szczęśliwość.
Przykłady takich sukcesów – np. jesteśmy tydzień trzeźwi, być może pierwszy raz w życiu. Wybraliśmy, aby nie pić i tego dotrzymujemy. Wybraliśmy, by rozwiązać odkładany problem i postanawiamy go już nigdy nie odkładać, ani nie pić, by choć na moment odkleić się od myśli, które go dotyczą.
Podkreślę – masz wolną wolę i jeśli nie żyjesz szczęśliwie, jeśli nie doświadczasz szczęśliwości, to znaczy, że sam(a) ją od siebie odcinasz. Zamiast szczęśliwości wybierasz coś innego. Dopóki sam(a) nie wybierzesz szczęśliwości, nie doświadczysz jej.
A to wymaga rozwinięcia się jako istota ludzka. Jako świadomość. NIE oznacza to konieczności rozwinięcia jakichś umiejętności, zdobycia tajemnej wiedzy, itd. Choć oczywiście intencja by to zrobić, dyscyplina, dążenie, mniejsze sukcesy po drodze – to wszystko może nam pomóc wybrać szczęście.
Bez praktykowania dyscypliny w swoim życiu, ile czasu potrzebujesz, by wrócić do zamartwiania? No kto próbował przestać i jakie były tego efekty? Kwadrans nie zamartwiania się? Godzina? Jeden dzień i to niepełny?
Przypominam ważną prawdę –
czekając na kogoś/coś w świecie, czekasz na siebie samego/samą.
Jeżeli czekasz, by się zmieniło coś w świecie, np. w domu, w pracy, w związku, ze stanem zdrowia, to możesz się nigdy tego nie doczekać. Jeśli się to nawet zmieni, to szczęśliwość, której możesz doświadczyć nie jest efektem tej zmiany, tylko tego, że ją wybrałeś/aś. Ta zmiana to pretekst, którego nie potrzebujesz.
Dlatego nie sam sukces może być dla nas pretekstem do pozwolenia sobie na szczęśliwość, tylko już samo dążenie do niego. Bo jeśli wybierzesz sukces, naprawdę go wybierzesz, to masz praktycznie gwarancję, że go osiągniesz. Bo znajdziesz drogę, rozwiążesz każdy problem po drodze, nie poddasz się pokusom, nie sabotujesz się, a jak popełnisz błędy, to je naprawisz nie popadając w użalanie.
A równie dobrze możesz nie być szczęśliwym nawet jak się coś zmieni na lepsze, bo np. tak się zmagałeś/aś w sobie, czyli stresowałeś/aś, że nie pozwolisz sobie na szczęśliwość ze względu na nagromadzone negatywności, którym stawiasz opór i sądzisz, że się wzięły ze świata i tylko coś/ktoś ze świata może je usunąć.
8. Wizualizuj sobie pożądany rezultat.
Masa ludzi albo nie rozumie co to jest wizualizacja, albo mylą ją z fantazjowaniem. Czyli używają pozornej wizualizacji, która w rzeczywistości jest realną i ważną pracą wewnętrzną, jako ucieczki, jako pretekstu, by unikać faktycznej pracy w dążeniu do celu. A wizualizacja jest taką pracą.
Wizualizację przeprowadzamy z perspektywy pierwszej osoby. Przechodzimy wewnętrznie całą drogę od punktu, w którym jesteśmy obecnie do pożądanego rezultatu tak jakbyśmy go faktycznie wykonywali. Czyli np. wizualizujemy jak się ubieramy, wkładamy buty, idziemy do autobusu, jedziemy nim do klubu, jak wchodzimy, rozglądamy się, jak zaczynamy się bawić, tańczyć, jak podrywamy kobietę, jak się z nią bawimy, całujemy i następnie wychodzimy z klubu, wracamy do siebie lub do niej, uprawiamy seks, jak zasypiamy razem, jak się rozstajemy. Pomijamy to, co nie jest potrzebne – np. całą drogę autobusem, CHYBA ŻE problem pojawia się już w autobusie – np. zaczynamy się bać im bliżej klubu jesteśmy.
W żadnym z tych etapów nie pozwalamy sobie na ucieczkę w fantazjowanie, ani nie uciekamy od oporu i emocjonalności, których staniemy się świadomi.
Wizualizacja nie ma być milusim, przyjemniutkim sposobikiem, by się robić w jajo, tylko poważną robotą, poprzez którą mierzymy się z każdym dyskomfortem, którego unikaliśmy za wszelką cenę. A poza tym naszą intencją jest przejście przez każdy dyskomfort i po wizualizacji lub nawet w trakcie zabranie się za robotę. Fantazjowaniu brakuje choćby tej fundamentalnej intencji.
Wizualizowanie to nie jest fantazjowanie “jakby to fajnie było”. Tylko to wewnętrzny proces, w którym przechodzimy każdy etap, stawiamy każdy krok i mierzymy się z każdą nieuświadomioną blokadą, lękiem i innymi emocjami, wymówkami. To proces, w którym planujemy i przechodzimy realizację patrząc gdzie są pokusy, w których momentach zbaczamy z tej drogi, gdzie i jak się sabotujemy.
Najlepiej gdy podczas wizualizacji spotkamy się z problemem, to rozpocząć proces uwalniania oporu i przywiązania oraz natychmiast idziemy zająć się nim w rzeczywistości.
Jednak tutaj dr Hawkins skupia się, by wizualizować sobie już efekt końcowy. Co też nie stanowi bujania w obłokach. I robienie tego od niechcenia, niedbale nie przyniesie Ci żadnej korzyści.
Warto zorganizować sobie na to np. pół godziny lub godzinę. Zrelaksować się, upewnić się, że nikt i nic Ci nie przeszkodzi. Wyłącz telefon. Nie miej żadnych wymówek, by przerwać. Żadnych “przypomniało mi się, że coś muszę pilnie zrobić!” Możemy się spodziewać, że jednak próby odłożenia tej pracy się pojawią.
Od ćwiczenia tego typu, w którym miałem przeanalizować swoje prawdziwe pragnienia i cele, uciekałem ponad 2 miesiące. Co pokazało mi jak bardzo się opierałem. I jak wielu negatywności się trzymałem. I właśnie dlatego nie realizowałem tych pragnień i celów, bo wolałem tego unikać. A już to miałem w sobie. Taki byłem. Dlatego każdy proces zmiany czegoś w życiu, to przede wszystkim zmiana siebie względem tego. Poprzez oczyszczenie, korekty, a nie próby np. “znalezienia odwagi”. Odwagi nie można znaleźć, bo ona nie jest ukryta. Często właśnie próby “znalezienia” czegoś w sobie są taką samą strategią jak fantazjowanie – strategią uniku.
Przykładem takiej wizualizacji niech będzie np. “pewność siebie”. Wizualizujesz sobie jak się poruszasz, jak się czujesz, co mówisz, jak patrzysz na różne tematy, jak je rozwiązujesz. I nie wyobrażasz sobie, że robisz to raz, w jakiś nadzwyczajny, perfekcyjny dzień. Tylko to jest Twój nowy poziom. Standard. Tak żyjesz w każdej sekundzie, w każdej sytuacji. Bez wyjątków. Wizualizujesz sobie sytuacje, w których jesteś obecnie bardzo niepewny/a siebie, których się boisz, których się wstydzisz. W swoim umyśle korygujesz siebie, zmieniasz siebie.
Wizualizujesz to sobie odnośnie tematów w swoim życiu, wobec których nie jesteś pewny/a. Pamiętajmy, że nie ma czegoś takiego jak “pewność siebie”. To w ogóle błędne zestawienie słów i niezrozumienie. Nie można być pewnym siebie, ani niepewnym siebie. Jak to “siebie”? Doszło już do absurdu, że ludzie, szczególnie młodzi, nie są nawet pewni swojej płci…
Możemy być niepewni swoich intencji, dążeń, działań, ich konsekwencji, tego jak się z tym poczujemy, nadanych wartości, znaczeń, itd. Ale nie siebie. No bo jeśli wybralibyśmy radykalną uczciwość, to każdy doskonale oceniłby jak zareaguje, co zrobi w każdej sytuacji. Przykładowo – “będę się bać”. Przecież to pewność siebie! Będziemy się bać czy wstydzić. Jesteśmy pewni, że tak będzie. Albo nie chcemy poderwać kobiety, bo nie wiemy co powiedzieć… no to też pewność siebie – jesteśmy pewni, że nie wiemy co powiedzieć i na tej podstawie wybieramy, by się osądzać i tego użyć jako pretekstu, by do kobiety nie podejść.
Brak “pewności siebie” to tylko wygodna wymówka.
Nie jesteśmy niepewni siebie, tylko niepewni tego, co powiedzieć kobiecie, by zareagowała pozytywnie, bo chcemy uniknąć wstydu, winy, wyśmiania, oceny, osądu, etc. Bo doskonale wiemy, że jak powie nam “nie”, to poczujemy XYZ.
A wizualizacja nam to ukaże. Gdy przeprowadzimy ją poprawnie i uczciwie, dostrzeżemy, że z góry mieliśmy zaplanowaną każdą reakcję. To czego nie byliśmy pewni to okoliczności – kombinowaliśmy w umyśle, by tak się zachować, aby uniknąć okoliczności, w których np. poczujemy wstyd, winę, strach i postanowimy odpuścić, zrezygnować ze starań, itd.
No przecież każdy facet doskonale wie, bo sam to zaplanował – że jak np. obca kobieta powie mu “nie” to zareaguje X lub Y. Nie jest pewny tego co powiedzieć, by nie usłyszeć od kobiety “nie”.
A zmiana to rozwój przez wewnętrzne oczyszczenie, uczciwość, świadomość, szczerość. To decyzja, by zmierzyć się z problemem i go rozwiązać najpierw w sobie. Problemem nie jest wcale odmowa kobiety. Tylko cała nasza historia, którą z góry do tego przykleiliśmy. I jej też nie jesteśmy pewni, bo uznaliśmy ją za los, na który z góry jesteśmy skazani. Ten dramaty uznaliśmy za normę, za obiektywną rzeczywistość. Nie zauważamy jej tak jak nie zauważamy tlenu. Ale skrycie liczymy, że może się uda nam to ominąć. Tylko nie jesteśmy pewni jak.
Brak “pewności siebie” może też być mylona z brakiem pewności jak słowa, które chcemy powiedzieć czy zamierzenia, dążenia, etc. mają się na skali wartości i znaczenia. A od tego uzależniliśmy swoją wartość i znaczenie. Dlatego jeżeli inni ludzie zareagują negatywnie na np. chęć poznania ich, to dla nas to będzie informacja zwrotna, że nasza wartość jest niższa, niż mieliśmy nadzieję. Dlatego nie jesteśmy pewni czy np. to powiedzieć lub zrobić. Dlatego, bo nie jesteśmy świadomi jaką wartość nadaliśmy sobie i swoim dążeniom.
9. Buduj dobry balans karmiczny.
Ach, pojawił się temat karmy. Jest on nieunikniony w życiu osoby rozwijającej się, bo karma to radykalna rzeczywistość. Właściwe zrozumienie czym jest karma bardzo, bardzo się przydaje. Zrozumienie pewnych problemów jakie możemy mieć nie jest możliwe bez zrozumienia co to jest rzeczywistość. Cały czas na tym Blogu staram się wyjaśnić jak się mają sprawy – np. że nie istnieje nuda, że nie ma zła, ani dobra, itd. Bo to można przekuć na poprawę swojego życia. I jeśli mamy problemy, by coś zmienić, to dlatego, bo nie poruszamy się w rzeczywistości.
Karma to będzie jedyne egzotyczne słowo. Jeśli nas odstrasza, to znaczy, że rozumiemy to kolosalnie niepoprawnie, a egzotykę słowa traktujemy jako pretekst do niechęci, by coś zmienić.
Jeden z klientów, który kupił WoP solo, czyli nie wybrał współpracy, napisał mi kilka dni temu m.in.:
Bałem się Ciebie poprosić o pomoc bo wiedziałem, że możesz mi pomóc (a wtedy będę musiał zakończyć moje “wygodne” uciekanie od problemów, emocji, moje trwanie w uzależnieniu itp)
Ciekawe, prawda? Bał się, że mu pomogę. Kolejny dowód na to, że opieranie decyzji o emocje i myśli jest błędem. Ale jesteśmy gotowi uwierzyć w nawet takie absurdy, byle tylko pozostać w tym samym – “wygodnym” miejscu. Napisał również to:
Zastanawiam się nad tym, czy aby nie szukam wymówek (szukam bo boję się jak cholera tak radykalnych zmian w życiu – w obecnej sytuacji znajduje wygodę, choć jednocześnie nie mogę jej znieść)
No jest mu tak wygodnie, że aż nie może tego znieść… Na pewno? To nie żadna wygoda. To nie jest komfort. To urojenie. To tylko powtarzane powszechnie znane powiedzonko, a pod tym kryje się coś zupełnie innego. W tym wszystkie zaniedbania, od których uciekamy. Choć oczywiście uciec nie możemy. Dalsza część tego artykułu wyjaśni na czym polega problem i rozwiązania.
Dlatego ofiara tkwi w swoim życiu, nie rozwiązuje problemów i jest generalnie coraz gorzej – bo świadomość ofiary to urojenie. To nie jest rzeczywistość. Więc nic nie można zrobić. Ale ofiara sądzi, że właśnie dlatego, że nic nie może zrobić to dowód, że jest ofiarą. Patrzy na to zupełnie niepoprawnie.
Porzucenie świadomości “jestem ofiarą” na “jestem autorem, jestem odpowiedzialny/a” automatycznie umożliwia dokonanie korekt i rozwój.
I w temacie karmy nie podam Ci żadnych ezoterycznych głupot, by sobie fantazjować lub zapędzić się w “kozi róg”. Ale najpierw trochę ogólnych informacji.
Najczęściej karma mylona jest z reinkarnacją. Jedno i drugie to zupełnie coś innego.
Innym mylnym wyobrażeniem jest to, że różne istoty inkarnują jako inne stworzenia. Np. za złe uczynki człowiek urodzi się sarną czy babirussą. Tak też nie jest. Zresztą, gdybyśmy wykalibrowali niektóre osoby i sarny, to dla milionów ludzi urodzenie się sarną byłoby ewolucją. ;)
W umyśle osoby w ogóle niezainteresowanej tematami nieliniowymi, karma rozumiana jest jako “przyczyna i skutek”. Jednak jak mówiłem – na tej planecie każde zdarzenie ma nieskończoną ilość przyczyn. I to właśnie jest karma – nieskończona, perfekcyjna harmonia wszystkiego od początku istnienia. Dlatego też kalibracja paradygmatu newtonowskiego rzeczywistości – przyczynowości – kalibruje się dość wysoko (w pewnym kontekście na 460, w innym na 426). Z tego powodu większość ludzi na tej planecie uznaje go za obiektywną rzeczywistość, bo z łatwością można przyczynowość udowodnić, w pewnym spektrum nawet przebadać. Ale to dlatego, bo sam Newton kalibrował się na 499 – nie był jeszcze na poziomie świadomości nieliniowości – Miłości. Tak jak Einstein i wielu innych największych myślicieli tej planety, nie wybrał, by iść dalej.
Opisali więc rzeczywistość tak dobrze jak mogli i jak potrafili. Człowiek nie jest w stanie zrozumieć więcej, jeżeli nie przekroczy poziomu świadomości 499.
Zauważmy jednak znaczenie tej kalibracji i jej kontekstu – przyczynowość to poziom Rozsądku. A granie ofiary – “jestem gorszy/a”, “to przeze mnie”, “Bóg mnie nie kocha”, itp. wszystkie kalibrują się na poziom niższy od 100. Dopiero zrozumienie “jestem odpowiedzialny/a” kalibruje się na poziomy wyższe od 200. Są to poziomy zrozumienia – świadomości – sprzyjające życiu. Z tego powodu jeżeli człowiek trzyma się przekonania, że jest ofiarą, że mu los nie sprzyja, martwi się, opiera, itd., to w jego życiu lepiej nie będzie. Bo sam to wybiera, a nie dlatego, bo życie jest takie trudne, straszne.
Pułapką wiary w przyczynowość jest to, że gdy sądzimy, że uzależniliśmy się przez to co robimy i przestaniemy to zrobić, to przestaniemy być uzależnieni. Czyli – zmienimy przyczynę. Albo jeszcze gorzej – wierzymy, że jest nam źle tylko przez oglądanie porno i jak skończymy, to będzie lepiej (jak tylko wytrzymamy “symptomy odstawienia”). I ludzie się męczą nawet latami. Ogromnej większości się nie udaje.
Bowiem źle ocenili przyczynę. Przyczyną nie jest to co ROBISZ, tylko to jaki/a JESTEŚ. Czy jesteś gorszy/a? Nie. Czy jesteś winny/a? Nie. Czy jesteś przegrany/a? Nie. Czy Bóg/los Cię karze? Nie.
Jesteś odpowiedzialny/a.
I doświadczasz konsekwencji własnych decyzji, które w pewnych okolicznościach uznajesz za najlepsze.
To jest definicja uzależnienia. Mylenie sufitu z podłogą. Stosowanie tego co życiu nie sprzyja, by “radzić” sobie z tym, co stanowi konsekwencję właśnie decyzji, które nie sprzyjają życiu. A to stanowi spiralę niszczącą życie i zdrowie coraz bardziej. Oczywiście problem stanowi człowiek na niskim poziomie świadomości, który nie jest w stanie, bo nie chce, wydostać się z tej spirali.
Dlaczego akurat ja mam jakieś poprawne informacje na temat karmy, a nie tysiące innych, rozwiniętych osób?
Z kilku powodów – fundamentalny, to wiedza przekazana przez nieżyjącego już dr Hawkinsa. On sam, jak i ja, odniósł ją do każdej wzmianki o karmie z największych systemów wierzeń. Oraz, oczywiście – oparł ją o własne doświadczenia, które nazywają się Oświeceniem. Mało ludzi rozumie, że nawet Oświeceni to kolosalny, niewyobrażalny przekrój doświadczeń. Dr Hawkins był niemal u szczytu.
Od dr Hawkins nie usłyszałem od Niego nawet jednej informacji, która okazałaby się fałszywa. Wszystko co słyszałem na setkach godzin wykładów dr Hawkinsa oraz przeczytałem w książkach albo już doświadczyłem i znalazłem tego wyjaśnienie, albo po wykonaniu odpowiednich praktyk, doświadczałem. A to czego nie doświadczyłem, słyszałem z opowiadań innych, np. doświadczeń Jezusa, Buddy czy innych rozwijających się istot. Każda informacja od Niego przynosiła spokój, radość, zrozumienie. Także odnośnie karmy.
Dlatego mam pełne zaufanie względem tego, co przekazał. Sam zaś odnoszę to do perspektywy osób uzależnionych bardzo ostrożnie. Bo rozumiem jak istotne są to informacje oraz jak wielka jest odpowiedzialność tych, którzy postanawiają przekazywać je innym. Oraz rozumiem, że doświadczenia wszystkich są subiektywne.
Co można przedstawić w taki prosty sposób – jeśli zdrowiem, szczęściem czy spokojem jest np. dojechanie do Warszawy, to punkt docelowy jest jasny (dla wielu nie). Ale przecież równie istotne jest to, gdzie aktualnie się znajdujemy. Bo jak ktoś jest we Wrocławiu i pojedzie na zachód, to do Warszawy nie dojedzie. Natomiast ten z Gdańska musi jechać na południe. Jednak przecież zasady ruchu są wspólne dla wszystkich. Ale każdy ma nieco inną drogę.
Zanim zacznę cokolwiek mówić o karmie, kilka uwag i zaleceń dla Ciebie:
1. Szczera, uczciwa intencja. Chcesz coś nareszcie zrozumieć i przełożyć to z zyskiem na swoje życie, czy tylko gdakać w bezsensownej dyskusji i wytykać mi kolejne wyssane z palca lub jakieś hardkorowe przykłady rzekomo przeczące temu co powiem? Nie dojdziesz w życiu dalej, niż Twoje intencje. Dlatego troszcz się, by zawsze były pozytywne i nastawione na poznanie Prawdy.
2. Nie usłyszysz tutaj żadnych tajemnic odnośnie życia, żadnych magicznych sztuczek, ani bzdur, by sobie fantazjować w oderwaniu od swojego życia i problemów jakie w nim masz. Karma to radykalna rzeczywistość. Nie ma znaczenia czy w nią wierzysz, czy nie. Tak jak i grawitacja nie działa inaczej w zależności czy w nią wierzysz, czy nie. Grawitacja jest, jest jaka jest i lepiej mieć ją na uwadze.
To co przekażę właśnie odnosi się do namacalnej rzeczywistości. Są tylko fragmenciki tematu karmy, które błędnie postrzega się jako kompletny temat i zupełnie nie rozumie. Zazwyczaj jest to coś w stylu “Dlaczego małe dziecko rodzi się chore, przecież na to nie zasłużyło?” Sam fakt odnoszenia karmy do jednej inkarnacji to jakby próbować mówić o samochodzie ale ograniczyć się do kół.
3. Określ precyzyjnie sukces jaki chcesz osiągnąć. Wszelkie rozważania odnoś do tego. Inaczej, pozbawione kontekstu, pozbawione celu nie będą w ogóle miały przełożenia na sukces. Akademickich, bzdurnych, bezsensownych dyskusji jest na tej planecie aż nadto.
Jak wybrnąć z takiej akademickiej dyskusji? Odnosząc ją twardo do doświadczeń (najlepiej swoich, bo o doświadczeniach innych nie mamy pojęcia) i radykalnie uczciwie i precyzyjnie określając kontekst, w którym te doświadczenia będziemy rozpatrywać.
4. Twoją intencją musi być prawda. Nie ma innej drogi. Jak wybierzesz jakąś swoją rację czy pozycjonalność, to nie dojdziesz dalej, niż to. Co też jest dowodem na karmę. Bo jeśli w jakichkolwiek rozważaniach nie idziesz dalej, niż to, co poznałeś/aś do tej pory, nie poszerzasz kontekstu, nie poddajesz krytyce własnych informacji i wniosków, to staniesz w miejscu. Więc jesteś w miejscu, które sam(a) wybrałeś/aś. Nikt inni nie jest tego autorem, tylko Ty.
5. Wystrzegaj się sugestii typu “taka jest prawda”, “takie jest życie”. Nic nie jest obiektywną prawdą. Jeśli coś chcesz określić jako prawda, to tylko w parze z kontekstem, w którym dokonujesz takiej oceny. Bez kontekstu żadna informacja nie ma żadnego znaczenia. Każdy kontekst, każdą informacją można wykalibrować i sprawdzić jak ma się do Rzeczywistości. Czyli jak ograniczony czy zaburzony został kontekst, by można było tę informację uznać za prawdziwą.
Znaczenie wszystkiego wynika z kontekstu.
Podobnie – moc wynika z kontekstu. Im szerszy kontekst, tym więcej miłości. Bóg to Nieograniczony Kontekst.
Dowód – ogranicz kontekst dowolnego doświadczenia, a momentalnie doświadczysz jak zaczniesz opadać z sił, energii, chęci, radości, spokoju. Zacznij kontekst poszerzać, doświadczenie się odwróci. Im szerszy kontekst, tym więcej zrozumienia przynoszącego spokój, radość, miłość i energię.
Więc jeśli wobec jakiegoś doświadczenia brakuje radości i spokoju, uświadom sobie kontekst, w którym to postrzegasz.
W jakim kontekście patrzysz na swoją pracę lub jakiś problem? Twój poziom energii, radości, spokoju wobec pracy jest perfekcyjnym odzwierciedleniem właśnie tego. Jeżeli będziesz się usprawiedliwiać i zwalać odpowiedzialność na pracę – “w mojej pracy szef jest gnojkiem, nikt nie jest uprzejmy i jeszcze co chwila się coś psuje” – sam(a) odrzucasz możliwość poprawy swojej sytuacji.
6. Doświadczenia na tej planecie są stricte subiektywne. Czego fundamentem jest m.in. karma. Tego samego może doświadczać 100 osób i będzie tego 100 różnych wyników. Każdy jest inny = każdy ma inną karmę/jest inną karmą.
Co też przecież można sobie udowodnić w mig. Bowiem karma=Ty=kontekst=świadomość.
Nawet w przypadku wypadków samolotowych bywało, że przeżyła jedna osoba. Co z logicznego punktu widzenia nie jest możliwe.
Ok, jedziemy.
Najpierw kilka fundamentalnych informacji (a nie jakichś teoretycznych założeń science-fiction):
1. Każdy kto się rodzi, ma już jakiś poziom świadomości. Można ten poziom wykalibrować. Co oznacza, że każdy z nas jest na jakimś poziomie własnej ewolucji. Co dalej informuje nas o dwóch sprawach (tak naprawdę to jedna z najbardziej fundamentalnych informacji i wniosków z tego płynie tysiące):
– Odpowiedzialności za swoje życie i tzw. “los”. Bo to jaki poziom świadomości mamy, sami do tego doprowadziliśmy. I na jakim poziomie świadomości zakończymy ten żywot, również leży w 100% w naszej kwestii.
– Karma to my – to to jak się rozwinęliśmy do tej pory. Tym samym czas, miejsce, rodzina, kultura, kraj, etc. naszych narodzin jest tego konsekwencją. Kontynuacją naszej drogi. Podkreślę – NASZEJ drogi. Nikt nie odpowiada za nasze wybory. Nie Bóg, nie jakiś duszek, nie geny, nie losowość. My. Gdy pracuję z ludźmi, to nie jest potrzebna kalibracja, by zobaczyć, że poziom świadomości ich rodziny, a nawet znajomych jest zazwyczaj niemalże identyczny jak ich. Nie spotkałem się jeszcze z osobą na wysokim poziomie świadomości urodzoną w rodzinie w niskiej świadomości i odwrotnie.
Czyli Ty=karma=Twoje życie. To jedno i to samo.
Bóg Ci nie wybrał rodziców, ani miejsca narodzin, ani ciała. To wszystko to konsekwencje Twojej indywidualnej drogi. I to wszystko służy Ci. Przykładowo – człowiek, który osądza swoje ciało, ma właśnie doskonałe ciało do tego, by porzucić osądzanie, porzucić uzależnianie radości, własnej wartości od ciała i nareszcie ewoluować ponad to. Gdyby miał ciało, które się powszechnie ocenia jako atrakcyjne, nie miałby tej wspaniałej możliwości ewolucji.
Bo jak możemy ewoluować ponad jakiś problem i go rozwiązać? Mając ten problem.
Karma to energia mająca różne ekspresje i formy. Przykład – jakie emocje towarzyszą Ci głównie w życiu? Jakie masz opinie o życiu, sobie, ludziach, świecie, Bogu? Gdy to uczciwie przeanalizujemy, porównamy jakościowo z własnymi doświadczeniami, zobaczymy, że jest to dokładnie to samo.
A co to są emocje? Energia. Twoja energia. To konsekwencja świadomości – np. pozycjonalności. Wystarczy, że wobec pracy wybierzesz pozycjonalność “muszę pracować” i już pojawia się poczucie winy, już zaczynamy się opierać, bo przecież wybraliśmy niechęć wobec pracy, obowiązku. Już dysponujemy niższą ilością i jakością energii. Ciało się napina. Może pojawić się też drażliwość, dolegliwości jak migrena czy choroby fizyczne.
Zapytaj siebie jaka energia dominuje w Twojej świadomości? Jakich emocji doświadczasz najczęściej i najwięcej?
Mówiąc o energii nie mam na myśli strzelania piorunami jak w bajkach. Jeżeli ktoś się krzywi na słowo energia, to jak mam inaczej nazywać stan jakościowy świadomości i ciała? Używanie stwierdzeń typu “nie mam energii” jest na porządku dziennym. Ale chcę, byśmy dobrze zrozumieli czym jest energia i czego konsekwencją są jej braki.
Przykład – gdy się czegoś boisz, to masz mniej energii, niż gdy jesteś pogniewany/a ale więcej, niż gdy się wstydzisz lub obwiniasz. Zgadza się? Gdy się puszysz z dumy to też masz więcej energii, niż gdy np. czegoś pragniesz lub się użalasz. Żyjąc odważnie masz jeszcze więcej energii. Ale już kolosalnie zmienia się jej jakość. Odwaga to już nie emocja. Dlatego nie może się wyczerpać i będzie nas wspierać, bowiem sami już postrzegamy np. dany temat czy problem wspierająco.
Masy ludzi grają ofiarę emocji. Uważają, że emocje ich blokują, a nawet męczą, czyli pozbawiają energii.
Ale jeśli zrozumiemy, że emocje to reprezentacja świadomości, czyli jej konsekwencje, to zrozumiemy, że takie patrzenie na sytuację jest błędne. Dlatego nic nie możemy zmienić. Jeśli zrozumiemy co to jest opór, również dostrzeżemy, że nic w świecie nas nie może męczyć.
Jednak nie pomoże nam “wiem o tym, bo o tym przeczytałem/am”, tylko ewolucja.
Tylko realny rozwój pokaże nam, że tak jest.
2. Dr Hawkins zwraca uwagę na to, by budować dobry bilans karmiczny. No bo każdy z nas ma zarówno dobrą jak i negatywną karmę. Dowodem na istnienie dobrej karmy jest sam fakt narodzin na tej planecie. Bo to planeta, na której możliwy jest dowolny wzrost. Nie ma żadnych ograniczeń. Dlatego narodziny tutaj to ogromny dar, na co zwracał uwagę i co podkreślał każdy Awatar ludzkości. Niezależnie jak negatywną karmę mogłeś/aś zebrać, to nadal nie odebrało Ci możliwości jej przepracowania i wzrostu. Narodziny na tej planecie to także dowód, że mamy złą karmę. :)
Przypominam, że karma to nie jest jabłko, które nosisz w kieszeni, tylko karma to to jaki/a jesteś. To pole świadomości = energii, którą reprezentujesz swoimi wyborami. To również konsekwencja wszystkich poprzednich wyborów, których nie pamiętasz.
Dowodem na istnienie negatywnej karmy jest to, że zapewne nie żyjesz spokojnie i szczęśliwie w małym domku wśród przyrody, zwierzątek, roślin w pełnym zdrowiu, szczęściu, spokoju.
Być może to, co postrzegaliśmy jako element dobrobytu jak sprzęt elektroniczny – komputer, telefon, etc., wcale nie musi być niczym dobrym. Przecież pogoń za pieniędzmi, by kupować kolejne nowinki techniczne, może przerodzić się w obsesję, więzienie, a w rezultacie przynieść nam cierpienie. Nie mówiąc o zanieczyszczeniu środowiska, które jest konsekwencją wzmożonej produkcji na niekończący się popyt.
Patrzenie na rzeczywistość może ulec zmianie, gdy zrozumiemy, że nic nie musi być takim jakim uważaliśmy, że jest. Gdyby pieniądze były dobre, to nikt by się nie zabijał o nie. Jednocześnie nie są złe, bo umożliwiają bardzo wiele. Ich nadmiar może stać się źródłem ataku na nas, nienawiści, zazdrości. Ich brak może przerodzić się w zmaganie, bezdomność. Oczywiście pieniądze to nie jest coś, co nam magicznie daje świat jak mu się uwidzi.
Więc nawet pieniądze nie są żadne. My czynimy pieniądze dla nas tym, czym są dla nas. Podobnie ciało, seks, dowolne wydarzenie w świecie. My nadajemy im wartość, sens i znaczenie. I to jakie każdy z nas je nadał jest fundamentalnym czynnikiem naszych doświadczeń z pieniędzmi – wliczając ich ilość, swobodę ich zarabiania, jakość zarządzania, etc. I w ten sposób także tworzymy swoją karmę – życie, doświadczenia. Bo to jaki nadajemy sens, wartość i znaczenie wszystkiemu w świecie to nasz wybór. A jakość tych wyborów odzwierciedla nasz poziom ewolucji.
Gdy uczciwie przyjrzymy się naszej percepcji np. pieniędzy, a także intencji, nastawieniu wobec pieniędzy i ich zarabiania, zarządzania, wydawania, stanie się jasne dlaczego nasza sytuacja finansowa jest taka, a nie inna.
Gdy sprawdzimy kalibrację pieniądza, zrozumiemy dlaczego tak łatwo jest wykorzystać je z korzyścią dla siebie i innych, a również szkodzić innym, a także sobie – np. dokonać złych inwestycji, popaść w długi, stracić dom, etc. Kalibracja pieniędzy wynosi 205. Czyli jest niedużo ponad granicą pozytywności. Co oznacza, że bardzo łatwo jest wejść w spektrum nieintegralności.
Więc znowu – karma=Ty=Twoje życie.
Karmę wyznacza intencja.
Jak wydasz pieniądze to Twój wybór. Możesz mieć tysiąc złotych i wydać je tak, że zniszczysz sobie zdrowie – np. kupisz narkotyki. Albo wydasz je na fajną wycieczkę, na której poznasz swoją przyszłą partnerkę/partnera.
Karma nie zależy od czynników zewnętrznych. Dlaczego nie? Bo każdy czynnik Ty postrzegasz, interpretujesz, wybierasz wobec niego takie, a nie inne nastawienie. Nawet przysłowiowy ból palca można wykorzystać jako pretekst, by podjąć się działania B, a nie A. Zaś konsekwencją działania B nie będą pieniądze lub ich mniejsza ilość.
Masa ludzi wierzy, że są ofiarą świata zewnętrznego. Np. mówi się – “jest kryzys” i dla większości ludzi to fantastyczny pretekst, by na to zwalić poczucie bezsilności, żal, gniew, frustrację, wstyd, winę. A w każdym “kryzysie” są ludzie (i nie mówię o milionerach), którzy mają 3-4 prace i zarabiają bardziej, niż godziwie.
Więc dla jednej osoby to będzie wymówka i usprawiedliwienie nie podejmowania rozsądnych działań, a dla drugich nic to nie zmieni. Dalej będą sobie świetnie radzić.
O dobrym bilansie karmicznym porozmawiamy nieco dalej.
3. Wolna wola. Wszyscy mamy wolną wolę. Jednak wolna wola wiąże się z tym, że aby miała sens, to w tu i teraz jest ważne co uznajesz za dobre, odpowiednie, właściwe. Co mam na myśli – rodzimy się z amnezją. Amnezja nie oznacza, że nie mamy karmy. Wręcz przeciwnie. Jednym z elementów karmy jest właśnie amnezja.
To że masz kaca i nie pamiętasz co robiłeś/aś poprzedniego wieczoru nie oznacza, że Cię nie było i czegoś nie zrobiłeś/aś. Byłeś/aś, coś robiłeś/aś i m.in. kac to tego konsekwencja. Kto wie jakie jeszcze?
Zauważmy, że niektórych rzeczy przecież nie chcemy pamiętać! Czy chcemy pamiętać jak się wygłupiliśmy, jak się ośmieszyliśmy tańcząc po pijanemu w klubie? Większość ludzi nie chce tego pamiętać. A czy chcielibyśmy pamiętać jak np. zginęliśmy? Chcielibyśmy to pamiętać tak jakby to się wydarzyło wczoraj? Amnezja ma sens. Jeśli nie jesteśmy na tyle rozwinięci, by wziąć odpowiedzialność za swoje błędy, za popełnione głupoty nawet dzień wcześniej, to nie dziwne, że w swojej łasce Bóg tak ustanowił sprawy (stwierdzenie “Bóg tak ustanowił sprawy” jest bardzo nieprecyzyjne – chcę tylko pokazać, że każdy aspekt rzeczywistości ma swoją rolę). Jeśli boimy się naprawić jakiś prościutki problem w swoim życiu, czy pogadać z bliską osobą o jakimś problemie i go rozwiązać, to chcielibyśmy pamiętać jak umieraliśmy powoli z oderwaną nogą na polu walki? Jeśli obwiniamy się za oglądanie pornografii, winimy się, traktujemy jak śmiecia, to chcielibyśmy pamiętać, że być może zamordowaliśmy z zimną krwią 30 ludzi i możliwe, że zamęczyliśmy jakieś zwierzęta na śmierć? Pamiętajmy z jakiego pułapu ewoluuje ludzkość.
Czy pamiętasz co zrobiłeś/aś 27 dni temu o 14:19? A rok temu? A 5 lat temu? Pewnie nie. Czy to oznacza, że Cię wtedy nie było? Że nie było tej chwili? Że nie ma tego konsekwencji? Oczywiście są. To że tego możesz nie pamiętać, nie czyni tych doświadczeń nierealnymi.
Masz bliznę? Jeśli jakąś masz, to jest to konsekwencja tego, co zrobiłeś/aś. Jakiegoś przeszłego doświadczenia. Twoje ciało będzie już takie do śmierci. Co to oznacza? Że nasze ciało to również konsekwencja naszych wyborów. A nie prezent lub kara od arbitralnego Boga, kapryśnego losu czy całkowitej losowości genów. Jeżeli jako dziecko solidnie się poparzyliśmy, to przecież nasza skóra pozostanie już taka. Ta konsekwencja nie zniknie tylko dlatego, bo dorośliśmy i zrozumieliśmy, żeby uważać przy ogniu. Możemy nawet nie pamiętać tego wypadku. Ale nasze ciało będzie nosiło tego ślady.
Amnezję tę można przyrównać do limitera częstotliwości w odbiorniku radiowym. Gdyby nie limiter, to każde radio odbierałoby setki różnych fal. Nie dałoby się nic zrozumieć. Wyobraź sobie, że nagle przypominasz sobie wszystko z setek przeżytych lat. To przyniosłoby więcej problemów, niż pożytku. Dlatego ten limit obejmuje obecne życie. Tu i tak masz co robić.
W każdym momencie masz możliwość wyboru. Masz pełen wachlarz możliwości. I właśnie karmę buduje to, że masz ten wybór i jakiego dokonasz. Bo karma to Ty. Konsekwencją tego jaki/a jesteś są Twoje decyzje i ich konsekwencje.
W przypadku gdy po raz kolejny ktoś zajedzie Ci drogę, a Ty 100 razy przeklinałeś/aś, wygrażałeś/aś, masz możliwość podjęcia innej decyzji. Gdy nareszcie sam(a) dostrzeżesz, że dalsze przeklinanie, frustrowanie, obwinianie nie przynosi Ci nic dobrego i wybierzesz np. zrozumienie, Twój wewnętrzny ładunek ulega zmianie.
Masa ludzi, gdy przesadzi z piciem mówią kłamstwo – “od dzisiaj nie piję”. Bo prawda brzmi – “nie piję od dzisiaj do następnej dobrej okazji”. I jak będzie przy następnej dobrej okazji? Dokładnie tak samo. Bo nie dokonaliśmy zmiany. Przede wszystkim nie wybraliśmy szczerości. Nadal korzyści z picia przeważają nad konsekwencjami.
Podobnie z pornografią. Dopóki będziemy się trzymać korzyści i opierać zmianie, będziemy oglądać porno. Nawet gdy konsekwencje już będą nie do wytrzymania. Praktycznie każdy uzależniony miał doświadczenia, że po sesji z porno czuł się podle, pytał siebie w żalu dlaczego to znowu zrobił? A po kilku dniach postąpił ponownie tak samo. Tak jakby zrozumienie nie mogło się przebić przez nieuświadomiony “pancerz” oporu.
Niektórzy czując się fatalnie po sesji z porno obiecywali sobie, że już nigdy go nie obejrzą. Niektórzy “wracali” po np. tygodniu czy dwóch, miesiącu, a niektórzy po kilku dniach. A potem co robili? Obwiniali się, wstydzili, zaczynali coraz bardziej nienawidzić, odzierać się z szacunku. Bo przecież nie dotrzymali danego słowa. Nie wytrzymali w postanowieniu, itd. I też w kółko to samo.
Dobrą karmę buduje wybaczenie sobie, zrozumienie błędów ale nie używanie tego jako pretekstu do usprawiedliwiania się. Konsekwencji nie unikniesz. Jednak na dobrą drogę wyprowadzi Cię przyznawanie się do błędów, wzięcie za nie odpowiedzialności, mówienie prawdy – że np. chcieliśmy obejrzeć pornografię, a nie zająć się niekomfortowym problemem.
4. Jesteś człowiekiem. To zarówno pozytywna karma jak i negatywna. Bo tak naprawdę karma nie jest ani pozytywna, ani negatywna. Stanowi dar, którego pełne zrozumienie jednak przynosi pokój. Tak jak żadne wydarzenie nie jest ani złe, ani dobre. Nawet wygranie miliona złotych mogłoby się dla nas skończyć tak, że popadlibyśmy w długi, narobili sobie wrogów, stracili znajomości, etc.
Niemniej – bycie człowiekiem to bardzo poważny temat. Jak wiemy z historii – homo sapiens to taka istota, która dąży do destrukcji. Dlatego potrzebna jest ewolucja.
A za swoją ewolucję odpowiadamy my.
Człowiek w swojej pysze i ignorancji twierdzi, że jest najbardziej rozwiniętą istotą na tej planecie. Co oczywiście jest bzdurą. Jakiś procent ludzi jest rozwinięty w pewnych aspektach bardziej od zwierząt. Ale pozostałe 7 miliardów ludzi ma jeszcze daaaaaaleką drogę, by móc siebie nazwać rozwiniętymi. Nie ma niczego, co byśmy robili lepiej od innych istot. Możemy umrzeć przez zwykłe zadrapanie. A mała jaszczurka może zregenerować odgryzioną kończynę.
Jednym z argumentów, że jesteśmy tak bardzo rozwinięci jest posiadanie umysłu racjonalnego. No i kto z niego korzysta mądrze? To że mamy umysł racjonalny mówi tyle jakbyśmy mieli drogi samochód. No mamy go i co? Drogi samochód czyni nas mistrzem szos? Nie. Samochód to narzędzie, tak jak i umysł. A można kupić sobie drogi samochód i go rozbić lub bać się jeździć. Drogi samochód nie jest wyznacznikiem niczego. Kupno drogiego samochodu również nie czyni Cię innym człowiekiem. Ale może stać się pretekstem, by porównywać się z innymi, puchnąć z dumy, etc.
Umysł to narzędzie. Z każdego narzędzia należy NAUCZYĆ się korzystać.
Czy rozumiemy na czym polega korzystanie z umysłu?
Innymi słowy – czy kiedykolwiek uczyliśmy się myśleć? Czy ktokolwiek tego uczy? Nie! Z góry zakładamy, że bezosobowy i samoistny proces mentalizacji, który nie jest twórczy, to właśnie myślenie i my jesteśmy jego autorem. Tak nie jest.
Pewnie z 95% ludzi nie ma tej świadomości, że nie myślą, tylko hipnotyzują się samoistnym, bezosobowym procesem. 80% ludzi nie ma nawet potencjału, by to sobie uświadomić. Nie mówiąc o korekcie swojego podejścia, wyborze pokory.
Większość ludzi staje się niewolnikami mentalizacji, którą mylą z myśleniem i stawiają się w roli autora mentalizacji. I znajdują w niej tylko racjonalizacje i projekcje wszelkich zaniedbań podświadomości i negatywności. Dlatego nie mają szans nic zmienić na lepsze. Bo to tak jakbyś siadł(a) na karuzelę i uznał(a), że jedziesz do celu.
A czy wiemy jak sobie coś przypomnieć? Ktoś nas tego nauczył? Czy tylko próbujemy to zrobić siłą? Czyli chcemy siłą kontrolować myśli, tak jak siłą próbujemy zmusić np. osiołka, by ruszył z miejsca. A ten bidulka co? Stoi jeszcze bardziej uparcie.
Albo ludzie próbują “wyrzucić myśli z głowy”. Przykład – np. w głowie w kółko widzą słowa jakiejś piosenki. I opierają się, próbują to zatrzymać. I co? I nic. Mentalizacja trwa sobie dalej. Tak samo z każdą myślą – wliczając najbardziej negatywne i destrukcyjne jak myśli samobójcze.
Próby robienia czegoś z myślami to też błąd wynikający z kolosalnego niezrozumienia natury mentalizacji i myśli. Nic z głowy nie można wyrzucić. Nie można “skasować przekonań”. To wszystko urojenia, mity. No ludzie miesiącami próbują skasować przekonania. A te co? W kółko “wracają”.
Jak ważne jest zrozumienie tematu myśli pokaże nam odpowiedź na pytanie – “Na bazie czego dokonujemy w życiu wyborów”? Na bazie myśli, emocji czy zdrowego rozsądku, spokoju, nauk i inspiracji ludźmi sukcesu?
No bo jak jedna myśl wystarcza nam, byśmy zaniedbywali całe życie, np. “jestem gorszy/a” czy “nie zasługuję”, to nie powinniśmy tego bagatelizować.
Chciałem pokazać, że może i mamy umysł racjonalny ale to jeszcze żaden dowód na to że jesteśmy rozwinięci. Nazywanie wszystkich ludzi wspólnie ludźmi to jak nazywanie wszystkich zwierząt zwierzętami. Jednak spędzenie nocy pod pierzynką z owcą lub wężem skończy się zupełnie inaczej.
Ja nie jestem drapieżnikiem, ani padlinożercą, bo już wyrosłem z tego. Jak zobaczę ranną osobę lub osłabioną, to nie napadnę jej, nie ograbię i nie ogryzę ciała do kosteczek. Raczej kupię coś ciepłego, może pomogę ułożyć ciało w wygodną pozycję, zadzwonię po pomoc, chwilę zostanę. Gdy zobaczę, że ktoś zostawił otwarte drzwi samochodu i kluczyki w stacyjce, to tego samochodu nie ukradnę. Może nawet zostanę i go przypilnuję. Bo to jak żyję już wspiera i moje życie, i innych. Co pokazuje jak ludzie gubią się nawet w klasyfikowaniu tego, co jest bardziej rozwinięte – drapieżnik czy zwierzę roślinożerne. Naprawdę to, że okradłbym człowieka, który nie zamknął domu oznaczałoby, że jestem wyżej w drabince ewolucji od człowieka, który by tego nie zrobił??? Innymi słowy – przestępca jest bardziej rozwinięty, niż człowiek uczciwy??? To może zacznijmy karać uczciwość, a promujmy przestępczość? Heh, już w niektórych miejscach nawet w Polsce tak się postępuje.
Albo mamy pionową postawę, kciuki. I jak z tego korzystamy? Przejrzyjmy to co napisaliśmy na komputerze i telefonie przez ostatni miesiąc. Jakiej jakości są to wiadomości? Jakie jakości dominują? Użalanie? Biadolenie? Narzekanie? Frustracje? Zazdrość?
Jeżeli nie mamy ani świadomości, że nie myślimy, ani nie chcemy tego zrozumieć, to gdzie ta “super rozwinięta istota – człowiek – homo sapiens”? No gdzie? Ano fantazjuje sobie jak dziecko. Fantazjuje o tym jaka jest super, fantazjuje o swojej wyjątkowej roli, o swojej nadzwyczajności, wyjątkowości. I ignorujemy przy tym wspaniałość całego świata. Człowiek, który nie widzi niczego poza końcem własnego nosa naprawdę nie jest zbyt rozwinięty.
Co bardziej religijni jeszcze dodają, że sam Bóg nas wybrał… Ponoć Bóg dał nam we władanie tę planetę. Na pewno? No i jakimi zwierzętami władamy? A może władamy roślinami? Czyli? Jednym psem lub trzema kotami? Na pewno? A nawet jeśli, to jeszcze kapkę za mało. Może jest z jeden człowiek na tej planecie, który rządzi tysiącem zwierząt? No ok ale na Ziemi są nieprzeliczone miliardy zwierząt. I te, które są z nami robią to z miłości, a nie dlatego, bo ktoś nimi rządzi.
“Nasz” pies nas nawet pogryzie jeśli nie będzie nasz szanował. Nie rządzimy żadnymi zwierzętami. Ani tym bardziej planetą. To megalomania, to narcyzm, to urojenie, to szaleństwo tak sądzić.
Nie mamy żadnej wyjątkowej roli. Żaden organizm nie jest wyjątkowy. Bo każdy jest wyjątkowy. Natomiast mamy możliwości – potencjał rozwoju.
Zmieniamy siebie poprzez intencję oraz poddanie.
A nie przez opór, walkę, zmaganie. Możesz robić coś na siłę, czego nie chcesz. Ale to nie zmieni Ciebie na lepsze.
Ludzie sądzą, że jak się wycierpią, zrobią coś ooooogrooooomnym wysiłkiem, zrealizują coś ważnego, osiągną i dzięki temu ich życie się zmieni, a wraz z tym oni. Bardzo rzadko doświadczają takiego scenariusza.
Bycie człowiekiem to też karma. A co to jest człowiek? Jakie ma cechy? Jakie ma ograniczenia? Jakie są jego silne strony? Jakie są elementy istnienia jako człowiek i jak z nimi właściwie postępować? Ktoś odpowiadał sobie na te pytania?
Kto w ogóle bierze pod uwagę poziom świadomości? Człowiek na poziomie świadomości 100, to zupełnie inna istota, niż człowiek na poziomie świadomości 110. Tak jak zebra to zupełnie inna istota, niż wilk. A wilk to zupełnie inna istota, niż hipopotam. I nie mówię tylko o formie – ciele.
Masa ludzi podchodzi do tego tak – “jestem jaki/a jestem” i tyle. Ewentualnie dodają jeszcze “gdyby Bóg chciał, żebym był(a) inny/a, to by mnie stworzył kimś innym”…
Czyli rozumiem, że gdyby Bóg chciał, żebyśmy potrafili chodzić, to by nas stworzył już potrafiącymi chodzić? A jednak tak nie jest. Rodzimy się nie mogąc stanąć na nogi. Dlaczego więc się tego uczymy? Musimy postępować wbrew woli Boga! Najwyraźniej Bóg nie chce, żebyśmy chodzili! Przecież np. żyrafy od razu po urodzeniu wstają i chodzą, a ludzie nie! Dostrzegamy absurd i urojenie, że Bóg nas jakimiś stworzył? Nie, Bóg nas nie stworzył jakimikolwiek. “Tylko” wolnymi. Kalibracja tego ostatniego zdania przekracza 500.
Niemal każdy sobie wierzy w to, w co mu wygodnie i z czego ma korzyści. Naprawdę niewiele osób dąży do prawdy.
Jednak jesteś na tej planecie, więc przed Tobą możliwość rozwoju.
To, że urodziliśmy się człowiekiem wiąże się z karmą bycia człowiekiem. Czyli jesteśmy tymczasowymi zarządcami ciała, umysłu, systemu emocjonalnego, energetycznego zwanego czakralnym lub akupunkturowym i więcej. Nie jesteśmy tego właścicielem! Natomiast to nasze narzędzia, za które jesteśmy odpowiedzialni.
A poza tym to mądre nie traktować ciała jako swojego. Tylko traktować to jako bezosobowy konstrukty. Nie mówimy “moje ciało”, tylko “to ciało”. Samo to zabezpiecza nas przed cierpieniem, gdyby np. ktoś to ciało osądził. Jak osądzi, to jego problem, nie nasz.
Wiemy, że gdy np. zatniesz ciało, będzie krwawić. Nie da się tej konsekwencji uniknąć. A intencja rozwoju zawsze wyciągnie z Ciebie to, przez co już taki/a nie byłeś. Zarówno przywiązania jak i to czemu się opierasz.
Jako istota duchowa swój los budujesz intencjami, decyzjami, aktami woli.
Walenie głową w ścianę przyniesie Ci co najwyżej migrenę, a nie sukces. Nie wszystko da się osiągnąć waląc w to głową, maczugą czy strzelając do tego z pistoletu.
Kiedyś być może było inaczej – i faktycznie ludzie rozwiązywali pewne sprawy zabijaniem. Ale jeśli nie żyjesz w raju, to raczej sprowadziłeś/aś na siebie więcej kłopotów takim życiem, niż realnych zysków.
Rozwiązanie problemów wiąże się z naszym rozwojem. Bo to jedno i to samo. Zamiast męczyć się, próbować rozwiązać problem jaki powstał w konsekwencji życia na dotychczasowym poziomie świadomości, wzrośnij w świadomości, a problem automatycznie zniknie. Bo czy można coś nazwać problemem, gdy jesteśmy wobec tego spokojni i radośni, podekscytowani? Ludzie nawet w oglądaniu porno nie widzą problemu, gdy są podekscytowani tym, że je zaraz obejrzą! Choć mogli już cierpieć przez to tysiąc razy. Co jest kolejnym dowodem jak kierowanie się emocjonalnością jest niebezpieczne. To że się z czymś czujesz dobrze może być bardzo, bardzo niebezpieczne. To że jest Ci tak dobrze siedzieć przed telewizorem z paczką czipsów i piwem to kolosalne zagrożenie. Dlaczego jest Ci dobrze z tym, co nie sprzyja, ani nie wspiera Twojego życia? A czy jest Ci dobrze z wstawaniem o 6 rano i uprawianiem aerobiku? Czy jest Ci dobrze z mówieniem prawdy, z realizowaniem swoich prawdziwych pragnień?
“Problem” to najczęściej tylko projekcja niechcianych emocji jak wstyd, wina, poczucie bezsilności, frustracja, żal, strach. Mówimy sobie, że coś jest problemem, bo umieściliśmy w tym źródło własnej emocjonalności i sądzimy, że unikając tego problemu, unikniemy emocjonalności.
Ale dowód, że tak nie jest, stanowi np. zamartwianie się. Utrzymujemy stan lęku, często poczucia bezsilności wobec czegoś, co jeszcze nie nastąpiło. A skoro nie nastąpiło, to jak może być źródłem czegokolwiek?
Dużo ludzi zadaje mi pytanie – “Jak poddawać”? Odpowiedź brzmi – “Co zamierzasz poddać?” Gdy uświadomimy sobie, że sami trzymamy się tego, co zamierzamy poddać, stanie się jasne, że należy się tego puścić. Gdy uświadomimy sobie, że stawiając czemuś opór utrzymujemy to w naszym życiu/doświadczeniu, stanie się jasne, że powinniśmy przestać się temu opierać.
Dlatego nie masz próbować “skasować negatywnych przekonań”. Ty się ich przestań trzymać! Przestań się nimi usprawiedliwiać. I przestań opierać się zmianie, pozytywności – np. docenianiu siebie.
Tylko że masy ludzi opór stawiają cały czas. Jest to dla nich jak woda dla ryby. Ryba nie jest świadoma wody, bo jest w niej non stop. I gdy człowiek się non stop opiera, to też tego nie zauważa. I dlatego, gdy usłyszą o oporze, to nadal w ogóle nie zauważają, że to ich wybór. Tylko stwierdzają, że “opór nagle się pojawił” albo “zacząłem czuć napięcie”.
Podobnie z użalaniem się, graniem ofiary, narzekaniem, umniejszaniem sobie, frustrowaniem, martwieniem się, itd. Jeśli robimy to cały czas, no to tracimy to z oczu.
A jest to dla nas niezauważalna, rozumiejąca się sama przez siebie norma, bo tacy WYBIERAMY być.
Zaczęliśmy to wybierać zapewne już w wieku dziecięcym, bo usłyszeliśmy to od rodziców, którzy wypowiedzieli to w gniewie czy będąc zdenerwowanymi. Od tamtej pory zaczęliśmy sami tak uważać. Ale to tylko nasz własny osąd, nic więcej.
Inny przykład: “Ktoś odniósł sukces? A to szczęściarz!” – I już możemy sobie nie zdać nawet sprawy, że sukces postrzegamy przez urojone “szczęście”. Zupełnie ignorując uczciwie wyznaczony cel, szczerą, pozytywną intencję, dyscyplinę w działaniu, konstruktywne, rozsądne działanie, popełnione błędy, ich analizę, wyciągnięte wnioski, uczciwość w rozliczaniu się z postępów, etc.
Być może już czytając powyższy akapit zacząłeś/zaczęłaś się opierać i to jest dla Ciebie norma – że jak jest wizja włożenia w coś wysiłku, od razu odcinasz się od energii, by mieć usprawiedliwienie – “No poczułem przed tym opór”.
Bardzo dużo ludzi odcina się od energii i cały czas grają ofiary zrzucając odpowiedzialność poza siebie. Np. na pracę.
Powiedz mi – jak można zmęczyć się psychicznie pracując jeśli umysł w każdej sekundzie wykonuje miliony skomplikowanych obliczeń i analiz? Tym się nie męczy, a rozmyślaniem jaka praca jest fe już się męczy? Widzisz jakie to popularne, bzdurne i fałszywe przekonania?
Twój poziom energii reprezentuje Twoje nastawienie, intencje, poziom gotowości.
Twój poziom energii odzwierciedla to, kim wybierasz być. Jeśli ofiarą, to nie licz na wysoki poziom energii.
Jeśli wchodzisz do zimnej wody, nie licz, że będzie Ci ciepło.
Kolejne kłamstwo – “potrzebuję kawy, aby mieć energię, aby się rozbudzić”. Nie! Sam fakt, że LUBISZ, CHCESZ napić się kawy podnosi Twój poziom energii. Bo dostosowuje się on do CHĘCI. Kawa nie daje energii. Ja wielokrotnie miałem w pracy tak, że po wypiciu kawy stawałem się coraz bardziej senny. Są różne kombinacje problemów z neuroprzekaźnikami i hormonami, w których jak się napijesz kawy, to wręcz można zasnąć.
Zaczynasz rozumieć co to znaczy dbać i budować dobry balans karmiczny?
Męczenie się, poświęcanie, granie ofiary i skryte szukanie uznania u innych nie jest dobrą karmą.
Ludzie mówią – “no łatwo Ci mówić ale w rzeczywistości bardzo trudno jest się zmienić”. Niektórzy sądzą, że po okresie dziecięcym już “po ptokach”. Albo że w ogóle się nie da zmienić.
Raz, że to też bardzo wygodna wymówka i tak naprawdę mówimy – “JA nie chcę się zmienić”. Bo oczywiście łatwo jest mówić o innych, a nawet zaciągnąć do tego logikę i powiedzieć – “No wszyscy ludzie jakich znam są cały czas tacy sami, więc człowiek się nie zmienia”. No ale przyjrzyjmy się sobie. Własnej gotowości do zmiany. Jeśli nie jesteśmy chętni, by ewoluować, to oczywiście, że wybraliśmy sobie do grupy znajomych ludzi z takim samym nastawieniem. Bo gdybyśmy spotkali ludzi, którzy cały czas się zmieniają, doświadczają nowych rzeczy, to czulibyśmy się przy nich gorsi, niewystarczający, wyciągaliby z nas masę strachu, winy, którym byśmy się opierali tak jak opieramy się zmianie.
Codziennie byśmy się osądzali – “No on(a) znowu pojechał(a) w nowe miejsce, a ja przesiedziałem/am weekend w domu”. Aby tego uniknąć, w naszym gronie znajomych nie ma zapewne osób aktywnych, chętnych nowych doświadczeń.
A dwa – zmiana to efekt poddania, a nie prób zmiany tego, czego nawet nie akceptujemy. Gdy poddasz opór i przywiązanie, zmiana to będzie efekt samoistny.
Wystarczy wybrać jeden obszar naszego życia, jeden temat, wobec którego jesteśmy niechętni. I dostrzeżemy, że naturalnie możemy się zmienić, tylko opieramy się czemuś i trzymamy się czegoś innego. Rzeczywistością nigdy nie było “nie mogę”, tylko “nie chcę”.
Gdy przyjrzymy się sobie, dostrzeżemy, że może 100 razy na minutę wybieramy “nie chcę!” Albo – “nie chce mi się”.
No zmusza nas ktoś do tego?
Dobry bilans karmiczny czyni to, co jest naprawę dobre. Czyli to, czego kalibracja wynosi ponad 200.
Oraz krytycznie ważna jest INTENCJA.
Zauważmy, że 12 kroków nie mówi, że unikniemy błędów. Wręcz przeciwnie – miejmy świadomość, że każdego dnia będziemy popełniać błędy i to potencjalnie poważne. Ale z miejsca mamy się do nich przyznawać. Mówić prawdę. Dzięki temu nie spadniemy w świadomości.
Ludzie tego nie rozumieją – że nie da się uniknąć błędów. Nie na tej planecie. I dlatego tak wielu, praktycznie 3/4 uzależnionych, z którymi pracuję i pracowałem nazywa siebie “perfekcjonistami”. Tylko że nie są perfekcjonistami, tylko tak się boją popełnić błąd i odczuć wstyd i winę, że pozostają w sferze teorii i nie przekuwają jej na praktykę, by się za żadne skarby nie pomylić. Co stanowi największy błąd.
Z kilku ostatnich przypadków były takie określenia:
– “(…) przypomina mi się mój stary schemat działania i bycia świętszym od papieża, perfekcyjnym.”
– “Może też chodzi o dume, perfekcjonizm. Ciągle tylko planuje, analizuje, ale jak już coś robię to na ostatnią chwilę.”
– “Jestem też starszym egoistą – zresztą w tym uzależnieniu to powszechna sprawa. Zdarza się też popadanie w przesadny perfekcjonizm, szczególnie w pracy, każdemu staram się przypodobać, przez co nie jestem sobą.”
– “Jak byłem mały zawsze jak chciałem zrobić coś nowego, ojciec mnie wyręczał albo gdy popełniłem błąd, to zaraz go wytykał i mówił że zrobi lepiej. Przez to chyba wrósł we mnie ten perfekcjonizm. Pozatym nowa czynność wymaga znacznie większego skupienia, zaangażowania i energi poświęconej na działanie. Zawsze też może się nie udać, a ja przecież uciekam od porażek. Ja jestem ekonomiczny w działaniach, mało zrobić a zarobić. Po co się nadwyrężać, nie? Co mi się jak widzę czkawką odbija :)”
(Słownictwo zostawiłem tak jak zostało napisane)
Takich przykładów mógłbym podać dziesiątki. Ale widzimy, że tu nie ma mowy o perfekcjonizmie. Nie ma rozwoju, nie ma budowania dobrego balansu karmicznego. Jest tylko uciekanie od odpowiedzialności i korekt. Można rzec, że szala karmiczna przechyla się na stronę negatywną. Czego dowodem są życiowe doświadczenia – przypominam – stricte subiektywne.
Gdzie tu jest ten perfekcjonizm? Nie ma. I nigdy nie było. Mógłbym się zgodzić, że ktoś dąży do perfekcji, gdyby podał przykład, że np. w poniedziałek stał w korku i się mocno frustrował, przeklinał. A w środę też stał w korku i już czuł dużo większy spokój, trochę narzekał w myślach ale już nie przeklinał na głos. Zaś w sobotę już był całkiem spokojny, a nawet radośnie włączył sobie interesujący podcast i w ogóle nie odczuwał żadnej negatywności przez cały ten czas. Ale i wtedy doradziłbym, żeby nie używać jakichś takich dziecinnych określeń jak “perfekcja”. No bo co jest perfekcją w takiej sytuacji? Jest jakaś perfekcja? Nie ma. Nie ma jakiegoś idealnego scenariusza, który można zawsze odegrać.
“Perfekcja” to tylko opinia. Nic więcej. A opiniami można do woli manipulować i robić się w jajo. No bo ilu uzależnionych sądzi, że perfekcyjnym zakończeniem dnia czy tygodnia jest obejrzenie porno z ulubioną aktorką czy napicie się wódki? Albo powiedział jeden z moich klientów we fragmencie wypowiedzi, które podałem wyżej sądził, że perfekcją będzie takie zachowanie w pracy, by się wszystkim podobało. Czy to dążenie do perfekcji? Nie. Bo co jeśli komuś podoba się to, że nikomu się w życiu nie powodzi?
Żeby czynić to, co naprawdę pozytywne, samemu trzeba zrezygnować z negatywności. Bo łatwo nawet to, co pozornie pozytywne robić ze szkodą dla siebie. Przykład – pracoholizm. Praca jest jak najbardziej pozytywna. Ale jeżeli wykonujemy ją z negatywną intencją i/lub w sposób nierozsądny, pojawią się negatywne konsekwencje.
Zaś do czynienia tego co pozytywne i/lub korekty nie potrzebujesz ani nikogo, ani niczego z zewnątrz.
Intencja jest kluczem.
Robienie nawet czegoś rzekomo pozytywnego ale z negatywną intencją może być poważnym błędem.
Jeżeli coś Ci się nie podoba w Twoim życiu i chcesz to zmienić, to weź za to odpowiedzialność. Czyli weź odpowiedzialność za siebie. Przestań to osądzać, przestań się opierać, przestań grać ofiarę, przestań się martwić i trzymać się jakiejkolwiek negatywności. Stań się świadomy/a sytuacji, w których to wybierasz i że to wybierasz.
Jeśli będziesz próbować coś zmienić – np. “siebie” bez całkowitej akceptacji tego jaki/jaka aktualnie jesteś, to skazujesz się na syzyfową pracę. Bo akceptacja to próg wyjściowy w stronę pozytywności. Jeśli go nie przekroczysz, to jak możesz osiągnąć cokolwiek zza tego progu? Zaś akceptacji nie możesz sobie wymyślić, uroić. Bo to stan naturalny. Jest tylko jedna zmienna! A jak jest zimno, to co można zrobić? Zabrać zimno czy dodać ciepło? Czego się trzymasz, czemu stawiasz opór? Trzymasz się jakiejś negatywności, czyli urojenia, oraz opierasz się pozytywności. Dlatego ta zmienna jest niskiej wartości. A trzymamy się przekonania, bo w ten sposób tłumaczymy sobie nieprzyjemne uczucia jak i opierając się im lub przerzucając na coś/kogoś w świecie, opieramy się odpuszczeniu i zmianie.
Dlatego nawet te wszystkie rzekome dążenia do perfekcji, mogą być tylko strategią uniku. Tak jak “kasowanie negatywnych przekonań”. Ludzie zajmują się myślami, co nie ma szans powodzenia, a intencją jest unikanie wstydu, winy, żalu, które są fundamentem procesu mentalizacji, którego elementem jest to negatywne przekonanie. Mentalizacja racjonalizuje stan emocjonalny. Jeśli nie zajmiesz się emocjami, mentalizacja nie ulegnie zmianie.
Jak jest Ci w pokoju zimno, bo jest przeciąg, to nie włączaj grzejnika na maksa, tylko zamknij okno. ZAJMUJ SIĘ PRZYCZYNAMI. Myśli to nie przyczyny.
Nikt nie rodzi się gorszy, nikt nie staje się gorszy. Nikt nie rodzi się zasługujący i nie staje się niezasługujący. To wszystko urojenia. To wszystko powtarzany w kółko, bezosobowy bełkot. To sieczka, którą skądś usłyszeliśmy. Ale to że ktoś powie, że Taj Mahal zbudowano z masła, nie oznacza, że Taj Mahal zbudowano z masła.
Dostrzeż, że jeżeli się opierasz, to opierasz się tak naprawdę temu, co czujesz wobec tej sytuacji lub spodziewasz się poczuć. A przyczyny mogą być dwie:
1. To jak postrzegasz tę sytuację. Więc dopóki nie skorygujesz swojej percepcji, nie zmienią się Twoje uczucia. A wtedy opierać się możesz nawet latami temu, co konstruktywnym działaniem rozwiązać można nawet w godzinę.
2. Projektujesz na tę sytuację już stłumione uczucia. Zazwyczaj takie, którym opierasz się już od dziecka. Dlatego pewne sytuacje czy osoby uwielbiamy osądzać, bo to dla nas perfekcyjne, ukochane cele do projekcji tych emocji, wobec których gramy ofiarę może już nawet kilkadziesiąt lat. I znowu – bez odpowiedzialności za swoje uczucia oraz bez decyzji, by je uwolnić, zostajemy w martwym punkcie. Bo uczucia same nie miną nawet przez resztę życia.
Ludzie narzekają – “Dlaczego mnie TO spotkało” nie zauważając, że problemu nie stanowi TO, tylko ich osąd TEGO, niechęć, opór względem TEGO. I tylko dlatego, bo czują wobec czegoś np. gniew. Zapisz co kryje się pod tym “TO”. Bo to “TO”, to najczęściej cała historia.
Albo często słyszę – “Dlaczego mnie zawsze spotyka coś złego?” Wiesz dlaczego? Bo się opierasz, bo nadal jesteś tym samym człowiekiem, który dokonuje takich decyzji, że doprowadza do takich okoliczności. One Ci się nie przytrafiają. To my potrzebujemy, szukamy takich sytuacji, by zwalać na nie wszystkie stłumione, wyparte, niechciane, demonizowane uczucia, które zgromadziliśmy od małego. Np. poczucie winy, strach i żal, gdy nasz pijany tata krzyczał na mamę. Potem jako osoba dorosła wolimy w kółko widzieć w kimś lub czymś te cechy, niż się z tym zmierzyć w sobie.
Dlatego szukanie przyczyn w dzieciństwie to też droga donikąd. Bo nie w dzieciństwie leży przyczyna, tylko w tym, że TERAZ nie chcemy zmierzyć się z nagromadzonymi emocjami.
Gdy zrozumiemy, że karma to radykalna rzeczywistość – to perfekcyjna harmonia wszystkiego, to zrozumiemy, że jeśli np. nosimy w sobie masę wstydu, to doprowadzimy do sytuacji, w których tego wstydu doświadczymy. Jeśli trzymasz się przekonania “mi zawsze się przytrafia coś złego”, to przecież pod tym “coś złego” są konkretne przekonania. I Ty do nich dążysz. Graniem ofiary, oddawaniem odpowiedzialności, uciekaniem od czegoś w sobie.
To nie może nie nastąpić. Bo jesteś jak opiłek żelaza w polu elektromagnetycznym. To gdzie się w tym polu znajdziesz zależy od Twojego ładunku. A jak unikasz zajęcia się tym ładunkiem – uwolnienia nagromadzonych negatywności – to nie ulegnie on zmianie i niezależnie ile wysiłku włożysz w zmianę, cały czas meandrować będziesz w te same rejony.
Ok, czyli już wiesz, że karma to Ty, to Twoje życie, to energia.
Oznacza to, że aby dążyć do dobrego balansu karmicznego, należy wprowadzać do tego świata to, co realnie pozytywne oraz uwalniać to, co negatywne (negatywne nie oznacza złe).
Nie to co nam się wydaje pozytywne, z czym się dobrze czujemy, co jest dla nas komfortowe. Idealnie byłoby, aby każdy kalibrował np. swoje zamierzenia i ich intencje. Ale jeśli nie jesteśmy w stanie, nie chcemy, nie rozumiemy tego, etc., to pozostaje nam radykalna uczciwość.
Tak jak przykład z próbami przypodobania się wszystkim w pracy. Pozornie wydaje się to pozytywne. Ale karmę budujemy intencją. Jaka intencja stoi za tymi próbami? Pozytywna? Prawie na pewno nie. Bo zazwyczaj chcemy, by lubili nas inni, gdyż sami siebie nie lubimy. Inaczej nie szukalibyśmy poza sobą.
A jeśli punktem wyjścia będzie negatywność, to jak możemy liczyć, że dojdziemy do pozytywności? Dojdziesz tam, dokąd zmierzasz. I jednocześnie każdy jest dokładnie tam, gdzie zmierzał. Gdy wybierzemy radykalną uczciwość, dostrzeżemy, że faktycznie tak jest.
Jak budować pozytywny balans karmiczny – miej dobrą wolę dla każdej ekspresji życia. Bez wyjątku. A jeśli dla kogoś lub czegoś chcesz popełnić wyjątek – to jest najważniejsze dla Ciebie, byś tego wyjątku nie popełnił(a).
Dobrą wolą NIE jest – “Ta kobieta to nierządnica! Lepiej ją zabić, niż pozwalać jej dalej kalać siebie i zwodzić mężczyzn”. To szaleństwo, to jakieś demoniczne ukrywanie nienawiści pod masą czynienia dobra.
Co to jest dobra wola? Masz jakieś zwierzątko? Masz coś ulubionego, o co dbasz, wkładasz wysiłek, by było zawsze zadbane? To może być nawet robienie sobie manicure. O, tak właśnie postępuj względem WSZYSTKIEGO I WSZYSTKICH.
Jeden z moich klientów użył określenia – “Dbać o siebie pozytywnie”. A czy można dbać o siebie inaczej?
Im bardziej względem kogoś masz urazy, gniew, winę, frustrację, ból, to tym więcej zyskasz na wybaczeniu i wyborze dobrej woli względem tej osoby. Więc czyniąc wyjątek dla takiej osoby, odzieramy się z największego daru jaki możemy sobie wręczyć. Czyli z najbardziej znaczącej zmiany naszego wewnętrznego ładunku.
Co też pokazuje jak ludzie są pogubieni w uczuciach i ich nie rozumieją. Uważają, że jak się na kogoś gniewają, obwiniają czy wstydzą, to nie należy mieć z tymi osobami nic do czynienia, to ich wina i w ogóle najlepiej codziennie opluć ich wizerunek, kupić laleczkę voodoo i ją dźgać. ;) Jest zupełnie odwrotnie.
Przypominam – jest jedna zmienna. Nie ma dwóch. Nie można jednej ignorować i nadrabiać drugą. Jak zaniedbujesz siebie, zaniedbujesz całą resztę.
Rozwój, by wybaczyć tym, kogo np. osądzamy i kochać (co nie znaczy zapraszać na piwo czy urodziny) będzie dla nas niewysłowionym błogosławieństwem.
A jaka jest Twoja wola dla samego/samej siebie?
Karma to Ty. ROBIENIE może ew. ujawnić kolejny warstwy zaniedbań czy pozycjonalności, których się trzymasz i/lub opierasz. Zmiana Ciebie to zmiana karmy, zmiana swojego “losu”, życia. Robienie Cię nie zmieni. Może dzięki praktyce staniesz się lepszym inżynierem. Ale czy będziesz bardziej kochający? To nie zależy od Twojego zawodu, ani tego jak dobry w nim jesteś. Można być doskonałym inżynierem i wkurzać się, frustrować, zazdrościć, nienawidzić, męczyć, a można być doskonałym inżynierem i spokojnym, radosnym, pomocnym.
No bo jak masz dług i wielkimi trudami go spłacisz, a za jakiś czas znowu zaciągniesz dług, to Twój los nie uległ poprawie, zgadza się? Bo Ty się nie zmieniłeś/aś. Natomiast ludzie popełniają poważny błąd – zaczynają robić coraz mniej, żyć coraz mniej odważnie. Uważają to za mądre. Zamiast znaleźć sposób, by więcej zarabiać lub nauczyć się je lepiej inwestować i mądrzej zarządzać, cały czas tylko obcinają wydatki. Nie dziwne, że tak boli ich to, że są ludzie postępujący inaczej i którym się powodzi.
Zmiana zaczyna się od akceptacji (często wymaga to wybaczenia) i odpowiedzialności. Następnie intencji, poddania i działania.
Niektórzy piszą mi, że biorą leki przepisane przez terapeutę i czują się dzięki nim lepiej. A ja się wtedy pytam – “Ok, a czy żyjesz lepiej?”
No bo skoro poprawiło się ich samopoczucie, skoro nie czują już tego “przytłoczenia” emocjami, to powinni robić to, co odkładali, unikali, etc. Tak zazwyczaj nie jest. Co pokazuje, że uczucia nigdy nie były problemem, ani powodem zaniedbań, tylko wygodnym wytłumaczeniem, wymówką i usprawiedliwieniem.
Nie możesz liczyć na pozytywne zmiany, jeśli jak w tym znanym kawale – szukasz zgubionych kluczy pod latarnią, bo tam jest jaśniej, choć zgubiłeś/aś je dalej w krzakach.
Doskonałym przykładem tego i wielu innych problemów jest mój klient, który od kilku lat chodzi na terapię, mówi, że mu bardzo pomaga, a w skali 1-10 poziomu wiedzy o uzależnieniu podał wartość 7. Zapytany co to jest zdrowie, odpowiedział “nie wiem”.
W ogóle rozważmy co to jest balans? Balans to nie popadanie w skrajność. To droga środka. Czyli nie zbaczasz za dużo w jedną stronę i w drugą. Ale że już jesteś uzależniony/a, to bardzo silnie wskazuje, że balans nie jest zachowany i jest nadmiar negatywności. Należy więc zacząć to kompensować pozytywnością.
Pamiętaj, że jest jedna zmienna. Nie ma osobnego zła, które można wyeliminować i osobnego dobra. Dlatego też jeśli wobec jakiegoś tematu, aspektu lub osoby nadal wybierasz negatywności, to konieczna jest zmiana wobec tego. Zmiana wewnętrzna. Jeśli ten temat czy problem będziesz zaniedbywać, pozostaniesz w życiu niezbalansowanym. Czyli niespokojnym, w którym są cały czas braki. I nawet jak się zdarzy raz na jakiś czas coś pozytywnego, to szybko znowu wypadniesz z harmonii.
Niejeden uzależniony uważał, że idzie mu tak dobrze, bo nie oglądał porno przez 2 tygodnie. A tu nagle jedno negatywne wydarzenie, trochę stresu i jedna wpadka, potem druga, trzecia. I pełno wstydu, winy, obwiniania, żalu. To właśnie jest ten brak balansu.
To czemu najsilniej się opierasz ma największe znaczenie. Bo tam ukrywasz najwięcej negatywności.
Tylko tak wprowadzisz balans. Dbaniem, odwagą, troską, pracą nad tym, co wymaga korekty.
Dodatkowo zacznij bezwarunkowo dawać to co dobre. Tylko szczerze i uczciwie. Nie możesz ukrywać intencji np. zyskania pochwały. Najlepiej czynić małe gesty anonimowe ale też nie anonimowe – np. powiedzieć komuś szczery komplement, pomóc przy czymś i nie oczekiwać niczego w zamian.
Nie dlatego, bo ja tak powiedziałem. Nie dlatego, bo oczekiwać będziesz nagrody od Bozi. Tylko dlatego, bo to świadomie wybrałeś/aś, dostrzegłeś w tym znaczenie, wartość.
Zauważmy, że nie ma uzależnionych, którzy wyzdrowieli, bo im ktoś kazał wyzdrowieć. Znasz jakichś? Ja nie. Dopóki sami nie wybrali zdrowia i życia odpowiedzialnego, nie było szans, by wyzdrowieli.