Witam Cię serdecznie! Dzisiaj bardzo pomocny artykuł. Zobaczysz na przykładzie jednego z Uczestników WoP jak wygląda mentalizacja. Dzięki temu być może dostrzeżesz, że nie tylko Ty masz takie chaotyczne, szalone myśli. Bo czym innym jest usłyszeć, że myślenie to proces bezosobowy, ciągły i nieskończony, nie mający żadnego znaczenia, a faktycznie to zaobserwować w swoim życiu.… Przeczytaj
Wpis!
Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat świadomości Gniewu. Części 1-3 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► O Emocjach – Gniew (Część 1). ► O Emocjach – Gniew (Część 2). ► O Emocjach – Gniew (Część 3). Gniew nie zwalnia nas z odpowiedzialności ani za niego, ani za podjęte czując go decyzje. Jako, że gniew ma nas… Przeczytaj
Wpis!
Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy temat stanięcia w obliczu faktu o własnym uzależnieniu. Części 1-5 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 1) – Wstęp ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 2) – Lista nr 1 ► Jestem uzależniony/a. Co teraz? (Część 3) – Nienawiść, złość, chęć zemsty, wina ► Jestem uzależniony/a.… Przeczytaj
Wpis!
Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy serię na temat świadomości ofiary. Części 1-2 znajdziesz klikając na linki poniżej: ► Świadomość ofiary (Część 1). ► Świadomość ofiary (Część 2). Aby przekroczyć świadomość ofiary konieczne jest porzucenie soku, który z tego sączymy, tego nektaru, który spijamy z np. narzekania, obwiniania. Mamy zająć się KORZYŚCIAMI, a nie samymi czynnościami. Nie… Przeczytaj
Wpis!
Hej Piotrek, bardzo lubię czasem wracać do artykułów o samotności, szczególnie teraz, kiedy próbuję wziąć odpowiedzialność za swoje życie i coś zrobić z tym, że mam puste mieszkanie, a w nim tylko psa. Zwierzęta są super, ale nie pogadasz sobie z takim ziomem. No i mam brata, który generalnie bardzo mnie zawsze wspierał i też fajnie, że jest. Natomiast on ma już swoją rodzinę i dzieci, więc tylko czasem wpada. Trochę mu zazdroszczę tego, że ma rodzinę, tego jakim jest zajebistym ojcem i mężem. Może nawet zazdrość to złe słowo, bo jest bardzo negatywne. Bardziej inspiruje mnie to, że tak można. On był zawsze taką typową duszą towarzystwa, umiał z każdym porozmawiać, pożartować, swoją żonę poznał na studiach. Ja ten czas zmarnowałem, przesiedziałem przed komputerem oglądając wiadomo co, a teraz jak żyje się w trybie praca- mieszkanie, praca- mieszkanie i tak w kółko, to ciężko kogoś poznać. Ostatnio, jak ogarnąłem ile przez pornografię straciłem czasu, to okazało się, że kawał czasu przeszedł mi przez palce. I to te najlepsze lata młodości, gdzie ludzie szaleją, bawią się i nie mają żadnych zmartwień. Nawet w pracy nikt mnie nie lubi, bo nie umiem rozmawiać z ludźmi, bo cały czas mam wrażenie, że jestem oceniany, moje zachowanie jest przez każdego analizowane i boję się wyrazić opinię na jakikolwiek temat przed oceną nawet w absurdalnie błahych sprawach. Mruk, gbur, który już samą miną odstrasza. Dorosły chłop zbliżający się powoli do trzydziestki, co nigdy nie był na imprezie ani randce, totalnie aspołeczny. 3 albo 4 miesiące temu wpadłem na temat uwodzenia kobiet, ale gdzieś znalazłem takiego kolesia, który siedział w tym środowisku kilka lat i twierdzi, że jest to oszustwo. Opisał w jaki sposób są w społeczności pua przeprowadzone manipulacje w niesamowicie dokładny sposób, żeby ludzi w to wciągać, opisywał to w taki sposób jakby to było sekciarstwo totalne, aż mi się źle to czytało. Wydało mi się to mega wiarygodne, ale on też na końcu tego “raportu” zaprosił do zakupu jego cudownej książki o relacjach damsko-męskich, jaki to on niby nie jest inny od tych wszystkich “obrzydliwych” puasów, więc on też nie jest w tym bezinteresowny. Pisze tam, że jak ktoś chce robić z siebie idiotę przed kobietą i podchodzić na ulicy tylko po to, by usłyszeć “sp****alaj” to proszę bardzo. Z drugiej strony ja widzę tam jakieś światełko w tunelu dla siebie, może jestem naiwniakiem i frajerem, ale gdzieś mnie do tego ciągnie cały czas, mimo, że jest to strasznie szkalowana “branża” zarówno przez kobiety, jak facetów.
Jest taki trener, który jako jedyny wzbudził u mnie zaufanie, bo bardzo ładnie mówił o kobietach. Widać, że ma do nich ogromny szacunek i sam twierdzi, że on uwodzenia nie uczy, bo nie ma czegoś takiego, tylko uczy te dziewczyny poznawać i tworzyć z nimi relacje oparte na szacunku i szczerości. Zero manipulacji, zero sztuczek, tricków, tekstów, tylko sama praca wewnętrzna, z samym sobą. Bardzo podoba mi się, że dużo też mówi o rozwoju duchowym, jak ty i często powołuje się na Hawkinsa, normalnie niektóre rzeczy to z ust ci wyjął ( czasem mam wrażenie, że to jesteś ty i dorabiasz sobie po godzinach haha) . Prowadzi też sesje uwalniania emocji. Natomiast wszystkie kobiety, które gdzieś tak miałem okazję poznać i zapytać, czy to fajne, jakby podszedł obcy facet na ulicy, czy gdzieś indziej i chciał się poznać to wszystkie powiedziały do tej pory, że by się bardzo bały i czuły niekomfortowo, głównie dlatego, że mają bardzo negatywne skojarzenia lub doświadczenia z takim zjawiskiem. Jedną moją znajomą nawet śledził taki koleś i później kupiła sobie gaz pieprzowy. Czasem korci mnie, żeby się w końcu przełamać i zagadać do jakiejś kobiety, ale zawsze mi się wtedy ten gaz pieprzowy przypomina… Kobiety wydaje mi się, że nie doceniają takich rzeczy, bo dostają już tyle atencji od mężczyzn, że szok. Nie rozumiałyby, że ja jestem dużo bardziej przestraszony niż one. Im więcej się „edukuję” w temacie kobiet tym większy mam mętlik w głowie. Jeden mówi tak, drugi mówi coś innego i kogo tu słuchać. Nie mam kolegów, więc chciałem cię zapytać o kumpelską, szczerą radę. Jesteś bardzo mądrym człowiekiem, na pewno dużo bardziej ogarniętym ode mnie. Powinienem zacząć działać z tym uwodzeniem, czy dać sobie spokój?
Hej Piotrek,
Hej Adamie!
bardzo lubię czasem wracać do artykułów o samotności,
Moje pytanie brzmi – co w tym lubisz?
Czy nie jest to przypadkiem strategia unikania czegoś? Próby znalezienia jakichś tajemnic czy sposobów, by np. nie narazić się na “ośmieszenie”?
szczególnie teraz, kiedy próbuję wziąć odpowiedzialność za swoje życie
Nie można próbować wziąć odpowiedzialności.
Bo już jesteś odpowiedzialny za swoje życie i zawsze byłeś.
“Wzięcie odpowiedzialności” to tak naprawdę uświadomienie sobie odpowiedzialności.
No bo – dopóki nie weźmiesz odpowiedzialności, to nie jesteś odpowiedzialny? Jeśli nie, to kto inny odpowiada za Twoje życie, za Twoje decyzje?
Mama? Tata?
Pani Halina z warzywniaka? ;)
Rozumiesz?
To co próbujesz zrobić, to przestać grać ofiarę ale jeszcze w niektórych tematach, może całych obszarach życia jeszcze nie chcesz, bo masz z tego korzyści.
Tym samym – uświadomienie sobie, że odpowiadasz za swoje życie jako jedyny, wymaga zrezygnowania z każdej korzyści oraz urojenia, jak i grania ofiary – tego wszystkiego, co Ci się wydawało, że zależy od kogoś lub czegoś w świecie.
i coś zrobić z tym, że mam puste mieszkanie, a w nim tylko psa.
No więc właśnie – możesz próbować kupować drogie, wyjątkowe rzeczy, kombinować, wynająć za dużą kasę projektanta, itd.
A możesz przestać osądzać swoje mieszkanie, zacząć je doceniać, cieszyć się, że w ogóle je masz.
Szczególnie pieska!
Zwierzęta są super, ale nie pogadasz sobie z takim ziomem.
A po co Ci rozmowa?
Sama obecność nie wystarcza?
No i mam brata, który generalnie bardzo mnie zawsze wspierał i też fajnie, że jest. Natomiast on ma już swoją rodzinę i dzieci, więc tylko czasem wpada. Trochę mu zazdroszczę tego, że ma rodzinę, tego jakim jest zajebistym ojcem i mężem.
Zamiast zazdrościć, zacznij doceniać, być wdzięcznym i zacznij go naśladować.
Zazdroszczenie zupełnie nic Ci nie daje.
Może nawet zazdrość to złe słowo, bo jest bardzo negatywne.
Ale nie baw się w słówka.
Bardzo możliwe, że widzisz to negatywnie, bo widzisz siebie negatywnie, a tym samym to, że innym “powodzi się lepiej” możesz uważać za niesprawiedliwość losu czy życia.
Mów szczerze, a nie kombinuj ze słownictwem. Może właśnie to słowo idealnie oddaje jak to widzisz?
Bardziej inspiruje mnie to, że tak można.
Jeśli tak naprawdę jest, to super.
On był zawsze taką typową duszą towarzystwa, umiał z każdym porozmawiać, pożartować, swoją żonę poznał na studiach.
Też możesz to rozwinąć.
Aż nie przestaniesz grać ofiary, opierać się, osądzać siebie – trudno będzie Ci być “otwartym” na innych.
Ja ten czas zmarnowałem, przesiedziałem przed komputerem oglądając wiadomo co,
No tak ale gdy to wybierałeś, wydawało się dobrym pomysłem, zgadza się?
a teraz jak żyje się w trybie praca- mieszkanie, praca- mieszkanie i tak w kółko, to ciężko kogoś poznać.
Tylko dlatego, bo się opierasz zapewne dlatego, bo się boisz i wstydzisz tego, co masz, jak się widzisz, etc.
Ostatnio, jak ogarnąłem ile przez pornografię straciłem czasu, to okazało się, że kawał czasu przeszedł mi przez palce. I to te najlepsze lata młodości, gdzie ludzie szaleją, bawią się i nie mają żadnych zmartwień.
A uważasz, że zmartwienia są wpisane w rzeczywistość i wiek biologiczny?
Martwienie się to niedojrzałość – to emocjonowanie się dla samego emocjonowania się.
Ale widzisz też – kolejne elementy Twojego widzenia świata – uważasz, że są jakieś “najlepsze lata”, które można stracić i które już straciłeś. I nic już nie będzie takie wspaniałe jak mogło być – bo już to straciłeś.
A to biadolenie i użalanie się.
Najlepsze mogą być lata obecne i następne – bo to tylko zależy od Twojego poziomu rozwoju. Mowa o świadomości.
Nawet w pracy nikt mnie nie lubi, bo nie umiem rozmawiać z ludźmi, bo cały czas mam wrażenie,
Ach, “mam wrażenie” – słynne usprawiedliwienie uzależnionych.
Nie, nie masz żadnych wrażeń. Tylko wpatrujesz się nieustannie w mentalny bełkot, który racjonalizuje i projektuje wstyd, winę oraz żal.
Ty nie lubisz siebie i uważasz, że wszyscy inni też.
I nie rozmawiasz, bo się boisz od innych usłyszeć tego, co sam utrzymujesz na swój temat. Zgadza się?
Ale tego nie widzisz, bo wpatrujesz się w projekcje i uważasz, że to inni Cię osądzają, oceniają.
Powiedz mi – dlaczego ktokolwiek normalny i zdrowy miałby Cię nie lubić, bo czegoś nie umiesz??? Krzywdzisz kogoś brakiem swobody w rozmowach? Obrażasz kogoś?
że jestem oceniany,
Nawet jeśli byś był – co z tego?
Twoim problemem jest to, że sam siebie oceniasz.
moje zachowanie jest przez każdego analizowane i boję się wyrazić opinię na jakikolwiek temat przed oceną
O tym mówię.
Więc unikasz emocjonalności – to jest Twoje priorytetowe dążenie w życiu.
Z tego samego powodu oglądałeś pornografię, nie poznawałeś ludzi, nie bawiłeś się, etc.
Zawsze strach, zawsze wstyd, zawsze poczucie winy.
nawet w absurdalnie błahych sprawach.
Oczywiście, bo to nie ma różnicy czy sprawa jest poważna, czy trywialna.
Bo nieustanne wpatrywanie się w mentalny bełkot tak wygląda – byle co stanowić może pretekst, by np. włączyć pornografię czy sobie dowalać.
Mruk, gbur, który już samą miną odstrasza.
No i kto Ci każe tak żyć i odstraszać od siebie innych? :)
Dorosły chłop zbliżający się powoli do trzydziestki, co nigdy nie był na imprezie ani randce, totalnie aspołeczny.
Tak siebie widzisz.
I dopóki nie przestaniesz, cóż możesz zmienić?
Przede wszystkim przyznaj, że uwielbiasz się tak widzieć, osądzać i potępiać! Że masz z tego masę frajdy! I jakie to jest wygodne!
3 albo 4 miesiące temu wpadłem na temat uwodzenia kobiet, ale gdzieś znalazłem takiego kolesia, który siedział w tym środowisku kilka lat i twierdzi, że jest to oszustwo.
Nie wiem kto i nie ważne.
W każdym obszarze, temacie życia znajdują się ludzie uczciwi i nie.
Opisał w jaki sposób są w społeczności pua przeprowadzone manipulacje w niesamowicie dokładny sposób, żeby ludzi w to wciągać,
A to jest oczywiste.
Ale nie każdy robi to ze złą intencją.
Jednak wielu uczy bardzo dużo świetnych spraw – np. pomaga rekontekstualizować całe uwodzenie i poznawanie, uczy rozmowy, tańca, itd.
Jak znajdziesz dobrego nauczyciela, to możesz się nauczyć masę. Ja nauczyłem się bardzo dużo od kilku. I nie było w tym żadnej manipulacji.
opisywał to w taki sposób jakby to było sekciarstwo totalne, aż mi się źle to czytało.
To uważaj, byś nie trafił na kogoś, kto Ci powie, że supermarkety to też takie sekciarstwo, bo przestaniesz robić zakupy! ;)
Ale widzisz – jak mówiłem – miło Ci się czyta ode mnie artykuły, bo to gwarantuje, że nie działasz, bo się boisz, wstydzisz i jeszcze uważasz podrywanie za manipulację i sekciarstwo.
Dlatego też “próbujesz wziąć odpowiedzialność za swoje życie” – bo chcesz poznawać kobiety, potencjalnie pewnie stworzyć związek, a tu czytasz, że podrywanie to parszywa manipulacja i sekciarstwo. Jak żyć!? ;)
Wydało mi się to mega wiarygodne, ale on też na końcu tego “raportu” zaprosił do zakupu jego cudownej książki o relacjach damsko-męskich, jaki to on niby nie jest inny od tych wszystkich “obrzydliwych” puasów, więc
No widzisz. Więc to co Ci przedstawił to jego gadka marketingowa.
A nie rzeczywistość.
Masz odpowiedź. To co powiedział to w szerszym kontekście bzdura. Ale oczywiście znajdą się przykłady, że to co mówi jest prawdą.
on też nie jest w tym bezinteresowny.
Ok ale każdy ma prawo wymagać zapłaty za swój produkt czy usługę.
Mi jakiś czas temu jeden mężczyzna zarzucił, że powiedziałem, że nie wykonuję swojej pracy dla pieniędzy, a żądam zapłaty…
No tak – moją nadrzędnym celem nie są pieniądze, co nie znaczy, że nie będę oczekiwał normalnej zapłaty za Program WoP czy WoP + współpracę.
Pisze tam, że jak ktoś chce robić z siebie idiotę przed kobietą i podchodzić na ulicy tylko po to, by usłyszeć “sp****alaj” to proszę bardzo.
No jeśli taką masz intencję, a nie by miło spędzić z kobietą czas, rozwijać się – no to proszę bardzo.
Tylko po co?
Z drugiej strony ja widzę tam jakieś światełko w tunelu dla siebie, może jestem naiwniakiem i frajerem, ale gdzieś mnie do tego ciągnie cały czas,
Nic Cię nie ciągnie, bo nie jesteś rybką, która połknęła haczyk.
To zawsze wymaga radykalnej uczciwości – czego chcesz i dlaczego?
mimo, że jest to strasznie szkalowana “branża” zarówno przez kobiety, jak facetów.
To przestań patrzeć na to jak na jakąś “branżę” i patrz na to jako element, i to bardzo ważny element, człowieczeństwa – interakcje między mężczyznami i kobietami.
Czyli interakcje połowy ludzkości z drugą połową.
Jest taki trener, który jako jedyny wzbudził u mnie zaufanie, bo bardzo ładnie mówił o kobietach. Widać, że ma do nich ogromny szacunek i sam twierdzi, że on uwodzenia nie uczy, bo nie ma czegoś takiego, tylko uczy te dziewczyny poznawać i tworzyć z nimi relacje oparte na szacunku i szczerości. Zero manipulacji, zero sztuczek, tricków, tekstów, tylko sama praca wewnętrzna, z samym sobą.
No bo tym to jest!
A to “uwodzenie” to tylko etykietka przyczepiona temu, że nie boisz się i nie wstydzisz być szczery w tym co robisz i co próbujesz osiągnąć.
Jeśli sam seks – spoko. A jeśli chcesz poznawać kobiety, by mieć wybór i ostatecznie poznać jakąś szczególną dla Ciebie osobę – też spoko.
Co w tym strasznego?
Bardzo podoba mi się, że dużo też mówi o rozwoju duchowym, jak ty i często powołuje się na Hawkinsa, normalnie niektóre rzeczy to z ust ci wyjął ( czasem mam wrażenie, że to jesteś ty i dorabiasz sobie po godzinach haha) .
Nie, uwierz mi, nie miałbym nawet czasu prowadzić drugiego biznesu teraz. Jeśli miałbym to zrobić rzetelnie, musiałbym w to włożyć masę wysiłku, a teraz pochłania mnie nowy newsletter, cały czas artykułu, już się przymierzam do nowej wersji WoP – niewykluczone, że zacznę jeszcze w tym miesiącu, oczywiście praca z klientami. Sam ten biznes to masa czasu.
Jest miło bardzo słyszeć, że to co mówię “osiada” i “trafia”.
Prowadzi też sesje uwalniania emocji. Natomiast wszystkie kobiety, które gdzieś tak miałem okazję poznać i zapytać, czy to fajne, jakby podszedł obcy facet na ulicy, czy gdzieś indziej i chciał się poznać to wszystkie powiedziały do tej pory, że by się bardzo bały i czuły niekomfortowo, głównie dlatego, że mają bardzo negatywne skojarzenia lub doświadczenia z takim zjawiskiem.
Właśnie!
I dlatego jeśli Ty będziesz to brał pod uwagę, zadbasz o komfort kobiety – to już jesteś w ich oczach “łolaboga! kto to! nikogo takiego jeszcze nie poznałam!” Już jesteś “na czele peletonu”.
Ale to wymaga radykalnie uczciwego przyjrzenia się swoim intencjom.
Jedną moją znajomą nawet śledził taki koleś i później kupiła sobie gaz pieprzowy. Czasem korci mnie, żeby się w końcu przełamać i
No to polecam położyć sobie nogę na krześle i w nią napierdalać z całej siły. Po jakimś czasie powinieneś ją przełamać. A potem drugą. Potem ręce. Jeszcze tylko nie wiem jak przełamać drugą rękę. Może napierdalać w nią głową? ;)
Rozumiesz?
Nie masz “się przełamać”, tylko przestać się opierać, osądzać, wstydzić, trzymać lęku i zacząć do sprawy podchodzić dojrzale i odpowiedzialnie.
Usuń to co blokuje swobodę, a nie próbuj być swobodny siłą. Bo to się nie uda.
zagadać do jakiejś kobiety, ale zawsze mi się wtedy ten gaz pieprzowy przypomina…
To kup sobie koszulkę z napisem “mam dobre zamiary, proszę nie używaj na mnie gazu!” ;)
Kobiety wydaje mi się, że nie doceniają takich rzeczy, bo dostają już tyle atencji od mężczyzn, że szok.
Tak, zgadza się.
Wydaje Ci się.
A ja wiem, że kobiety tęsknią za realną, szczerą atencją, docenianiem, czasem nawet zwykłym komplementem. Ale nie od śliniącego się barana, tylko od fajnego faceta, który docenia siebie i szanuje.
Nie rozumiałyby, że ja jestem dużo bardziej przestraszony niż one.
A jak mają to zrozumieć, jeśli o tym nie wiedzą?
Odpowiedź brzmi – powiedz kobiecie, że się boisz.
Im więcej się „edukuję” w temacie kobiet tym większy mam mętlik w głowie.
Tak, bo to cały czas mentalny bełkot racjonalizujący to czego się cały czas trzymasz i opierasz – wstydu, winy, żalu, strachu.
Żadna ilość edukacji tego nie zmieni.
Jeden mówi tak, drugi mówi coś innego i kogo tu słuchać.
Ale przecież nikogo nie chcesz słuchać, bo jeszcze nie skorzystałeś z nawet jednej rady, zgadza się?
Tylko czytasz, by znaleźć jakieś magiczne zaklęcie, które usunie strach, wstyd, winę, żal, osądzanie, strach przed osądami, przed gazem pieprzowym, itd.
Nie mam kolegów, więc chciałem cię zapytać o kumpelską, szczerą radę. Jesteś bardzo mądrym człowiekiem, na pewno dużo bardziej ogarniętym ode mnie. Powinienem zacząć działać z tym uwodzeniem, czy dać sobie spokój?
Pewnie, że powinieneś.
Ale jak mówił ten trener, który wzbudził Twoje zaufanie – fundamentalnym elementem poznawania kobiet jesteś Ty sam.
To jak siebie widzisz, jak siebie traktujesz, jaki jesteś dla siebie, jaki jesteś dla kobiet, etc.
Jeśli to – czyli siebie – będziesz dalej zaniedbywał, osądzał, potępiał, to się wymęczysz w tym całym uwodzeniu i g*** osiągniesz. Co Cię oczywiście zniechęci i da kolejny pretekst do osądzania siebie.
Poznawanie kobiet postaw na równi z dbaniem o siebie.
Jedno podejście do kobiety + zrobienie czegoś dobrego dla siebie.
I.
Zrobienie czegoś dobrego dla siebie + jedno podejście do kobiety.
Na przykład tak. Albo w różnych proporcjach.
Tylko tym “zrobieniem czegoś dobrego dla siebie” niech nie będzie kupienie kebaba. ;)
A np. docenienie siebie, wysprzątanie w domu, trening, przygotowanie dobrego posiłku, kupienie kursu o rozmowach, o śmiałości, kupienie sobie ładnej koszuli, etc. Coś realnie dobrego.
Oraz – KORZYSTAJ z tych rad, które czytasz o uwodzeniu. Przeczytasz coś – ZRÓB TO Z 10-50 RAZY! Dopiero czytaj dalej.
Bo na razie czytasz – od jednego, drugiego, trzeciego, teraz mówisz, że jeszcze czytasz mój Blog, cholera wie co jeszcze.
I dziwisz się, że masz mętlik?
Najpierw skorzystaj kilkadziesiąt razy z każdej rady jednego trenera, potem drugiego. Zobacz co jest dla Ciebie lepsze i to kontynuuj.
Bo na razie to jakbyś wziął 5 pudełek puzzli, wszystkie wysypał i wymieszał i dziwował się, że trudno jest Ci cokolwiek ułożyć.
Jeden ma swoje puzzle. Ułóż je i zobacz co wyjdzie i czy Ci się to podoba. Drugi ma drugie.
Klocki wcale nie muszą do siebie pasować, choć wiele może być podobnych.
Bo z takim podejściem jak dotychczas nie ugotowałbyś nawet makaronu. Jeden w internecie mówi, by gotować 12 minut, drugi, że 14, a na opakowaniu w ogóle napisano 8-11! Koszmar! Jak ugotować ten cholerny makaron!? ;)
Odpowiedzieć na to tytanicznie trudne pytanie?
Gotuj makaron przez 8 minut i sprawdź czy Ci taki odpowiada. Jak nie – dogotuj jeszcze 3 minutki. Jeśli nadal nie, gotuj jeszcze 2-3. Aż będzie ok.
Sprawdź, który to był przepis i się go trzymaj.
Albo ugotuj w 3 garnkach ten sam makaron na 3 sposoby i przetestuj, który najlepiej pasuje do dania, które zamierzasz przygotować.
Przeanalizuj swoje życie i to jak widzisz siebie. Gdzie są problemy i jakie? Zacznij je rozwiązywać.
To pomoże Ci w korygowaniu estymy samego siebie – co wielu błędnie nazywa “brakiem pewności siebie”.
Pewnie też uważasz, że nie jesteś pewny siebie. Ale oczywiście jesteś bardzo pewny siebie! Tylko to jak widzisz siebie jest prawie zupełnie negatywne – “Mruk, gbur, który już samą miną odstrasza”, “Dorosły chłop zbliżający się powoli do trzydziestki, co nigdy nie był na imprezie ani randce, totalnie aspołeczny”. Tego przecież jesteś bardzo pewny, zgadza się? I wiele więcej, z czego pewnie 95-99% jest wyłącznie negatywne.
Zacznij się tego puszczać i zacznij robić dla siebie coś dobrego. Zacznij być swoim przyjacielem tak jak to opisuję np. tu w 16-tej drodze “wspierające relacje”:
http://wolnoscodporno.pl/blog/2023/01/100-drog-sukces-5/
O tym, by być swoim najlepszym przyjacielem napiszę w kolejnej części serii “100 dróg do Pokoju”.
Wszystko zrozumiałe?
Masz tu jeszcze na otrzeźwienie z liścia – *PLASK!* ;)
Oraz oczywiście zalecam Ci dołączenie do wspólnoty 12 kroków. Zmierzysz się ze wstydem, lękiem i poczuciem winy odpuszczając opór przed mówieniem o sobie.
Wyrobisz w sobie w ten sposób lekkość w mówieniu, przestaniesz się osądzać, wstydzić, bać, zaczniesz budować swoją estymę na solidnym gruncie i wiele, wiele więcej.
Oczywiście poznasz też liczne towarzystwo bardzo pozytywnych ludzi, którzy nie osądzają, więc nie musisz się bać, że dostaniesz gazem po oczach. ;)
Z tego wszystkiego od tego bym zaczął na Twoim miejscu.
Zacznij być dla siebie taki jak jesteś dla swojego pieska – bo podejrzewam, że traktujesz go lepiej od siebie, zgadza się? Traktuj go w najgorszym przypadku na równi ze sobą.
A im lepiej będziesz traktował siebie, tym lepszy będziesz dla wszystkich.
Pamiętaj – tego nie możesz zrobić na siłę, jak to określasz – “przełamać się”. Tylko uczciwie rozpoznać dlaczego taki nie jesteś swobodnie. Jeśli się boisz, to nie możesz “przełamać strachu”, tylko uwolnić jego energię i przestać się go trzymać (np. odpuścić przekonanie, że jak podejdziesz to kobiety, to Cię zagazuje ;) ) jak i przestać się mu opierać. Przyznaj, że się boisz i uczciwie odpowiedz – czy jesteś gotów przestać się bać?
Chociaż intelektualnie wiem już, że myśli to mentalny ściek i wszystkie nie mają żadnego pokrycia z rzeczywistością one wydają się tak realne i przekonujące, że masakra, aleeee… podszedłem! Zagadałem! Dałem radę. W kawiarni. Skorzystałem z kilku wskazówek, które usłyszałem na kanale Rafała Żubera. Podszedłem, dosiadem się na takiej kanapie do niej i powiedziałem, że nigdy takich rzeczy nie robię, ale chciałem jej powiedzieć, że nie mogę się przez nią skupić, bo bardzo ładnie wygląda . Może głupie, cringowe, nie wiem, zrobiłem to, co było ze mną integralne, to co miałem ochotę zrobić i powiedzieć. Na początku popatrzyła na mnie z takim zszkowanym wyrazem twarzy i przez 2-3 sekundy nic się nie odzywała tylko świdrowała mnie wzrokiem ( już w tamtym momencie szykowałem się na skrajnie negatywną reakcję i chciałem uciec) , a potem ten grymas zamienił się w taki szczery uśmiech i chichocik (ale taki sympatyczny, a nie sarkastyczny), podziękowała, powiedziała, że jestem bardzo miły i gadaliśmy później jakieś 10 minut. Powiedziała, że nie ma na co dzień takich miłych sytuacji. Że jedynymi osobami, które ją zaczepiają są jakieś żule, które chcą wyłudzić pieniądze. Byłem w szoku. Przecież ona z taką urodą mogłaby mieć każdego. Byłem tak zszokowany, że to się udało, że nawet zapomniałem jej zapytać o jakiś kontakt, dopiero uświadomiłem to sobie, kiedy sobie poszła. Miałem pustkę w głowie, leciałem na jakimś autopilocie, widziała, że się stresuję i sama później ciągnęła rozmowę. Nie śmiała się, nie powiedziała spierdalaj. Może to głupie, ale byłem z siebie tak kurewsko dumny, że miałem łzy w oczach, powaga. Dla kogoś takie coś to może być bzdeta, dla mnie coś mega dużego. Kupiłem też na sam początek jeden z produktów Rafała o fundamentach sukcesu z kobietami dla początkujących i zacząłem z nim pracować. Jutro będę miał luźny dzień, a będę na mieście, więc może uda mi się znowu zagadać do jakiejś dziewczyny, jeżeli będę czuł się na siłach. W tym środowisku pua poznałem też kilka osób, które mnie demotywowały, bo twierdziły, że od wielu lat zajmują się uwo i na sto podejść mają maksymalnie kilka randek, ale ja uważam, że powinienem najpierw sprawdzić to sam na sobie i nie będę rezygnował z czegoś, zanim sam się nie przekonam na swoim tyłku, jakie są realia. A co do pieska- tak, traktuję go dużo lepiej od siebie. To mój jedyny przyjaciel. Kocham go. Do siebie większość życia czułem wstręt, rozczarowanie, a nawet może pogardę. Każda okazja była dobra, żeby sobie podopierdalać w każdej możliwej sferze. A to, że głupi, małomówny, zakompleksiony, creep, a to że brzydki, większość życia pryszczaty, teraz że zakola mi się trochę robią, a to że wiele osób zarabia więcej, ma lepszy samochód bla bla bla. A to była mentalność ofiary i czerpałem z tego ogromną przyjemność, bo mogłem się nie rozwijać, tylko zwalać winę na ludzi, społeczeństwo, czasy, świat, itp. Co do 12 kroków- też skorzystam. Póki co poszedłem do psychologa.
D Z I Ę K U J Ę <3
Chociaż intelektualnie wiem już, że myśli to mentalny ściek i wszystkie nie mają żadnego pokrycia z rzeczywistością one wydają się tak realne i przekonujące, że masakra
Tak wygląda wieczne, nieprzerwane, przez całe życie hipnotyzowanie się mentalnym jazgotem.
Ponad 80% ludzkości nie ma nawet potencjału, by myśli zaobserwować, tylko od razu się identyfikują z myślami o treści zgodnej z poziomem świadomości danego człowieka oraz jego intencjami.
To Ty całe życie wszystkie te myśli uważałeś za realne i za doskonały pretekst oraz usprawiedliwienie.
aleeee… podszedłem!
Brawo!
Zagadałem! Dałem radę.
Oczywiście, że dałeś.
To nie jest kwestia dania/nie dania rady. Tylko decyzji i intencji.
Widzisz, że być może pierwszy raz podjąłeś decyzję POMIMO myśli jakie widziałeś.
TO jest przejaw dojrzałości i odpowiedzialności.
( już w tamtym momencie szykowałem się na skrajnie negatywną reakcję i chciałem uciec) ,
Właśnie.
I to jest powód, dla którego unikałeś tego i nawet gotowy byłeś uciec.
To nie ma nic wspólnego z kobietami, ani jej reakcjami. To tylko granie ofiary i traktowanie kobiet jak katów. Bo widziałeś takie myśli.
A cóż Ci taka kobietka może zrobić?
Odpowiadam – potwierdzić Ci Twoje własne osądy.
Powiedziała, że nie ma na co dzień takich miłych sytuacji.
Jak widzisz – dzięki integralności masz dobrą decyzję.
Oczywiście – nie można zakładać, że zawsze tak będzie ale prawdopodobieństwo pozytywności rośnie niebotycznie.
A i widzisz – że do kobiet wcale nie podchodzą fajni faceci. Pewnie 99% facetów podchodzi z głupimi tekstami, bo też kobiety uważają za jakieś robociki, którym się zrobi mokro, bo facet ma brodę i kwadratową głowę, itd.
Byłem w szoku.
Każdy, kto całe życie utrzymuje, że jest najgorszym kawałkiem ścierwa, cały świat jest zły, ludzie to same dzikusy i szaleńcy gotowi torturować przy każdej okazji, a tu się okazuje, że tak nie jest – jest w szoku.
Co pokazuje jak wiele negatywności sami utrzymujemy i szok wynika z kontrastu tego z rzeczywistości, gdy wybierzemy integralność.
Szok wynika właśnie z tej różnicy jaka jest rzeczywistość, gdy my tacy jesteśmy, a tym co uważaliśmy X lat.
Przecież ona z taką urodą mogłaby mieć każdego.
I takie podejście ma 99% facetów.
A pod tym jest wstyd, wina, strach, nienawiść do siebie, potępianie siebie i projektowanie tego na kobiety.
Ty też mógłbyś dużo, a jednak tego nie wybierasz.
Zaś to na bazie czego kobiety podejmują decyzje, jakie nadają wartości, sens, znaczenie, jakie mają dążenia, etc. – mało kto to rozumie. I równie mało w ogóle ma intencję to poznać.
więc może uda mi się znowu zagadać do jakiejś dziewczyny, jeżeli będę czuł się na siłach.
“Czuć na siłach” to urojenie.
Bo siły będziesz miał i zawsze miałeś.
Tylko nadal nie widzisz, że NIE CHCIAŁEŚ podchodzić, BO…
Tylko całe życie usprawiedliwiałeś się emocjami i brakiem sił. A to nie jest brak sił, tylko silny opór, który sam stawiasz (więc masz dużo energii, tylko ją trwonisz) i wynikająca z tego apatyczność.
Jak się będziesz opierał, zmagał z lękiem, itd. to Twój potencjał energii będzie niski.
I wtedy powiesz sobie – “nie czuję się na siłach”. Jak pewnie mówiłeś sobie setki razy.
Może to głupie, ale byłem z siebie tak kurewsko dumny, że miałem łzy w oczach, powaga.
Nie głupie – ale nawet teraz czujesz wstyd. Dlaczego głupie? Zrobiłeś coś, czego się bałeś i wstydziłeś całe życie, bo się tak osądzałeś i potępiałeś.
Nie dziwne, że chcesz płakać – bo to naturalny mechanizm oczyszczenia. Tylko, że się opierasz.
Pamiętaj – duma i wstyd to dwie strony tej samej monety.
Ty odrzuć całą monetę, a takie doświadczenia doceniaj, ciesz się z nich.
Po co Ci ta duma?
Duma poprzedza upadek. Doceniaj się, buduj zdrowo swoją estymę, ciesz się tymi doświadczeniami, ucz się z nich, idź dalej.
A duma minie.
zanim sam się nie przekonam na swoim tyłku, jakie są realia.
Nie możesz wiedzieć jakie są realia, bo nie wiesz ani z jaką osobą masz do czynienia, ani jaka ona jest danego dnia, etc. – ja też czasem jestem poirytowany i gdyby ktoś obraz mnie lub mężczyzn zbudował na tej jednej sytuacji, no to zupełny fałsz. Bajeczka, urojenie, bo to tylko pojedynczy epizod. Za pół godziny mogę już temat rozwiązać i znowu być radosny.
Jedyne co możesz stwierdzić uczciwie to to jaki TY JESTEŚ.
Reszta to prawdopodobieństwo. Nic, co mógłbyś nazwać “realiami” nie jest żadnymi realiami, tylko kapką subiektywnych doświadczeń.
W tym środowisku pua poznałem też kilka osób, które mnie demotywowały
Nikt nie może Cię demotywować i nikt nie mógł.
Motyw to coś, co sam utrzymujesz – element kontekstu.
Nikt nie może robić tego za Ciebie.
Ludzie mogą przedstawić swoją perspektywę lub kłamstwo ale to Ty wybierasz, by w to wierzyć lub nie.
A całe życie właśnie żyłeś tak, że nie tylko wybierałeś perspektywę innych osób i wierzyłeś w to, bo nie przeprowadzałeś świadomej analizy, ale też kleiłeś się do wszystkiego co negatywne, wliczając myśli.
Bo to zawsze bardzo wygodne i dzięki temu miałeś na wszystko racjonalizacje i usprawiedliwienia.
“On mnie zdemotywował!” – i już! Wielka ofiara czyjegoś motywu!
Miliardy ludzi tak żyje.
A co do pieska- tak, traktuję go dużo lepiej od siebie. To mój jedyny przyjaciel. Kocham go.
A siebie nie kochasz.
Dlaczego nie?
Czym się różni piesek od Ciebie? Jak widzisz pieska, że nie odmawiasz sobie kochania go?
Jak widzisz siebie, że sobie odmawiasz miłości?
Jak widzisz kobiety, że im odmawiasz miłości i boisz się ataku, zranienia, skrajnie negatywnych reakcji?
Do siebie większość życia czułem wstręt, rozczarowanie, a nawet może pogardę.
To nie są emocje.
Tego nie możesz czuć.
Ale to jest przykład jak właśnie usprawiedliwiasz się uczuciami i jak grasz ich ofiarę.
TY SAM DLA SIEBIE JESTEŚ TAKI.
To co czujesz to tego konsekwencje. Dlatego nie mijają. I dlatego podejmowanie o nie jakichkolwiek decyzji to kolosalny błąd.
Dojrzałość, zdrowie, normalność, trzeźwość – to wielki jakościowo wzrost ponad to.
A żeby wzrosnąć ponad to, niezbędne jest dostrzeżenie jak uwielbiasz się nienawidzić, widzieć wstrętnym, rozczarowywać sobą, gardzić, etc. – dostrzeż tę skrywaną przyjemność jaką z tego doisz.
Każda okazja była dobra, żeby sobie podopierdalać w każdej możliwej sferze.
Dokładnie.
Uważałeś to za dobre tyle lat, może całe życie. I nadal uważasz.
A to, że głupi, małomówny, zakompleksiony, creep, a to że brzdki, większość życia pryszczaty, teraz że zakola mi się trochę robią, a to że wiele osób zarabia więcej, ma lepszy samochód bla bla bla.
Nie bagatelizuj tego, bo to Twoje ukochane hobby – nienawidzenie, osądzanie, potępianie siebie przy każdej okazji.
A to była mentalność ofiary i czerpałem z tego ogromną przyjemność,
Była?
Czerpałeś?
Czas przeszły?
bo mogłem się nie rozwijać, tylko zwalać winę na ludzi, społeczeństwo, czasy, świat, itp.
Nadal możesz i przy odpowiednim pretekście, nadal będziesz.
TO jest właśnie uzależnienie – taka jakość życia. Takie BYCIE wobec siebie, wobec innych ludzi, wobec całego świata.
Co do 12 kroków- też skorzystam. Póki co poszedłem do psychologa.
Wg mnie psycholog pomoże Ci na razie minimalnie. Dużo ważniejsza jest wspólnota 12 kroków.
Psycholog nie wyciągnie Cię z tego. Potrzebujesz dużo wyższej energii, którą bardzo rzadko reprezentują terapeuci będący utożsamionymi z umysłem.
Wielu dlatego wybiera psychologów, bo wiedzą, że mają doskonałe usprawiedliwienie – terapia się będzie ciągnęła miesiącami, zawsze będą mogli powiedzieć, że przecież “chodzę na terapię”, potem zwalą brak efektów na terapeutę, itd.
Masę razy miałem z tym do czynienia.
A pytanie dlaczego z tych dwóch opcji – terapia i wspólnota, wybrałeś terapię, a nie wspólnotę? Czy był to powód pozytywny?
Dwa tygodnie temu poczułem się bardzo samotny, kiedy siedziałem na randce z przepiękną dziewczyną ( obiektywnie dużo ładniejszą niż tamta, którą kiedyś kochałem do szaleństwa i która wymieniła mnie na kogoś innego po miesiącu). Ona wpatrzona we mnie jak w obrazek, rozpromieniona, widzę jak na siłę próbuje podtrzymać rozmowę, bo byłem trochę nieobecny. Niby moje marzenia o tym, że mogę regularnie poznawać piękne kobiety jak ona się spełniło. Odkąd wszedłem w PUA ponad 2 lata temu moje życie się sporo zmieniło. Porno też odeszło już kawał czasu temu, ale czegoś wciąż mi brakuje. W głębi serca wolałbym siedzieć na tej kawie z kimś innym. Dalej mam do siebie żal, że może gdybym był wtedy inny to z tamtą by nam się udało. Może wtedy nie zamieniłaby mnie na innego w niecały miesiąc po naszym rozstaniu. Teraz jest już z tym facetem ponoć zaręczona, a ja jestem dla niej tylko jakimś starym błędem, nic nie znaczącą drobnostką w życiorysie, o której już dawno zapomniała. Nigdy nie czułem do innej kobiety, tego co czułem do niej, mimo że poznałem przez ten czas sporo wyjątkowych dziewczyn. Na początku wchodziłem w to całe uwodzenie z poczucia braku, a nawet trochę zemsty do kobiet. Byłem nieszczęśliwy, sfrustrowany, moje poczucie własnej wartości taplało się gdzieś w gównie. Jak zacząłem odnosić pierwsze sukcesy trochę odbiła mi palma. Przez całe życie byłem odrzucany, a teraz nagle role się trochę odwróciły i to one czasem zaczynały zabiegać o mnie i to ja mogłem je odrzucać. Zawsze marzyłem by być w takiej sytuacji, że to ja mogę olewać kogoś. I byłem w takiej sytuacji, a nie czułem się ani trochę lepiej. Czułem się jeszcze gorzej. Można powiedzieć, że zazdroszczę temu facetowi, z którym jest zaręczona. Siebie też obwiniam za to, że miałem przez chwilę swoją szansę, którą spieprzyłem. W momencie kiedy ona pojawiła się w moim życiu myślałem, ( to co teraz napisze wyda się śmieszne) że sam Bóg zesłał mi anioła, który pomoże mi wyjść z depresji i z tego całego syfu, którym kiedyś żyłem. Że w końcu zsyła mi taką miłość na dobre i na złe. Nie pomogła. Dokopała mi jeszcze bardziej. Nie mam za to do niej żalu, chyba to mi było wtedy potrzebne. Sięgnąć takiego dna. Nie umiem w stanie zbudować trwałej relacji, moje znajomości z kobietami głównie do tej pory opierały się na zabawie i seksie. Po miesiącu się rozpadają, bo stwierdzam, że “to nie to” i urywam kontakt. Chyba ze strachu. Nie wiem, czego tak naprawdę szukam. Chyba kogoś kto nie istnieje. Zazdroszczę jej tego, że tak szybko o mnie zapomniała, że już dawno ułożyła sobie życie na stałe. Dom, praca, narzeczony. A ja nie mam nic. Nie mam nikogo. Żyję jak dzieciak, chociaż już jestem w takim wieku, że powinienem mieć stałą partnerkę i myśleć o założeniu rodziny i gdzieś w głębi serca właśnie tego pragnę. Nie wiem, czy jestem jeszcze w stanie coś do kogoś poczuć, czy umiem jeszcze kogoś pokochać. Chciałbym się zakochać, ale poza czystym pociągiem seksualnym nie czułem nic do tych kobiet. Czułem się jak chodzący wibrator. Nie wiem, czy dam sobie radę w stałym związku, bo przecież nigdy tak naprawdę nie byłem w prawdziwym.
Heja Kubo!
Dzięki za komentarz!
Złap się siodełka. ;)
Dwa tygodnie temu poczułem się bardzo samotny,
A widzisz. To ciekawe, że komentujesz pod artykułem, w którym piszę, że samotność nie istnieje, a jednak wolisz dalej tak twierdzić.
Samotność to nie jest uczucie.
Ani nie czujesz “się” jakkolwiek.
To powszechny i fundamentalny błąd. Dosłownie uważasz siebie za uczucia. Uważasz, że czujesz SIEBIE.
Nazywasz siebie w ten sposób.
Ale to nie jesteś Ty.
Cały artykuł miał pomóc, by spojrzeć na swoją sytuację poprawnie. A jednak tego nie widzę w Twoim przypadku.
Co może oznaczać, że nie chcesz jej poprawić i rozwiązać problemu. Dlaczego nie?
Zapewne dlatego, bo dalej chcesz wierzyć w niezwykłość tej jednej kobiety i że wszystko już stracone przez nią.
kiedy siedziałem na randce z przepiękną dziewczyną ( obiektywnie dużo ładniejszą niż tamta, którą kiedyś kochałem do szaleństwa i która wymieniła mnie na kogoś innego po miesiącu).
Skoro “kochałeś” i “do szaleństwa”, to nie była to miłość.
Miłość nie jest szalona, na co dowodem jest to, że niższym poziomem świadomości od niej jest poziom nazywany Rozsądkiem.
Zaś pod Rozsądkiem jest Ochota i Neutralność.
Ty zaś nie jesteś neutralny wobec niej i całej sytuacji.
Miłość nie nadyma niczyjego wizerunku, bo tego nie potrzebuje. Ani nie umniejsza.
Zaś Ty umniejszasz sobie i to od lat, a jej wizerunek wpisujesz wręcz w anielskie kontury.
Ona wpatrzona we mnie jak w obrazek, rozpromieniona, widzę jak na siłę próbuje podtrzymać rozmowę, bo byłem trochę nieobecny. Niby moje marzenia o tym, że mogę regularnie poznawać piękne kobiety jak ona się spełniło.
I niewiele to dało. :)
Próbowałeś w ten sposób rozwiązać temat uczuć, których jednak nie rozumiesz i za które się uważasz.
To z czego nie zdajesz sobie sprawy – jak większość – to to, że nigdy nie chodziło o piękne kobiety.
Dążenia są rozmaite, jednak możemy się domyślać, że mogło chodzić – to bardzo powierzchowne – o samo piękno.
Jednak widzisz, że nie chodziło o piękno fizyczne. Bo je “masz”, łasi się – a Ty co? Nieobecny, wolałbyś siedzieć gdzieś sam.
O jakie piękno chodzi? O doświadczenie. A jego nie może Ci dać nikt. Bo każde doświadczenie jest wewnętrzne.
Zaś wnętrze? Nieobecne, brak. Osądzane. Od niego uciekasz, nie doceniasz. Więc potencjał wewnętrznych doświadczeń jest niziutki i nie może go zastąpić żadne piękno fizyczne.
Piękno fizyczne może być potencjałem i pretekstem, by wybrać wobec niego np. radość, zachwyt, docenianie ale samo z siebie tego nie (z)robi.
Odkąd wszedłem w PUA ponad 2 lata temu moje życie się sporo zmieniło. Porno też odeszło już kawał czasu temu, ale czegoś wciąż mi brakuje.
Niczego Ci nie brakuje.
Cały problem polega na tym i wynika z tego, że WIERZYSZ, że jesteś wybrakowany. I próbujesz ten brak czymś/kimś wypełnić.
A to nie jest możliwe.
Zaś porno nigdzie nie odeszło. Zmieniłeś warunki na bardziej sprzyjające ale już obserwujesz, że frustracja rośnie, że obecność kobiet nie daje Ci tego, czego szukasz.
Z czasem “wrócisz” do pornografii.
W głębi serca
Nie “w głębi serca”, bo serce nie ma żadnej głębi. No chyba, że mówisz o tętnicach i przedsionku. Ale ciało nie jest zdolne do odczuwania, ani doświadczania.
Używasz tego twierdzenia, bo uważasz, że problem jest gdzieś ukryty – w jakiejś głębi.
Ale nie jest i tylko Ty NIE CHCESZ go widzieć. M.in. dlatego uciekasz np. w ekscytację poznawaniem nowych kobiet, która tak jak w przypadku oglądania kolejnych stron pornograficznych – szybko mija.
wolałbym siedzieć na tej kawie z kimś innym.
Nie chodzi o nikogo innego.
Sam napisałeś – “BYŁEŚ nieobecny”. Problem jest wewnętrzny.
Nie rozwiążesz go obecnością nikogo.
Bo z kimś innym szybko pojawi się to samo.
Dalej mam do siebie żal, że
Nie ma “żalu, że” cokolwiek.
Najpierw jest ten osąd “że”, a żal jest potem.
I, oczywiście, żal już masz stłumiony.
Żal to konsekwencja widzenia, że straciliśmy coś lub kogoś, czemu nadaliśmy dużo, nieraz ogromną wartość, sens i znaczenie. Najczęściej wyprojektowaliśmy na to w ogóle źródło wartości i sensu własnego życia.
może gdybym był wtedy inny to z tamtą by nam się udało.
Jaką “tamtą” kobietą?
Jaka historia się za tym kryje? Jaką wartość, sens i znaczenie jej nadałeś?
Co jest wpisane w “TAMTA kobieta”?
Cóż miała ona czego nie mają inne?
Bo na razie mówisz tylko o swoich uczuciach. :)
Może wtedy nie zamieniłaby mnie na innego w niecały miesiąc po naszym rozstaniu.
Widzisz? Tak wygląda narcyzm.
Uważasz, że chodzi o Ciebie.
Że Cię ona zamieniła. Że Ty JESTEŚ XYZ. I to przez nią.
Ale na pewno to było przyczyną rozstania?
Skąd wiesz czego ona potrzebowała? Co było przyczyną Waszego rozstania?
Czy przypadkiem nie to, co kontynuujesz teraz – Twoja nieobecność, wieczna wiara w to, że czegoś Ci brakuje, że jesteś wybrakowany?
A może utrzymywałeś, że na to nie zasługujesz?
Może jeszcze jakieś inne braki i problemy projektowałeś na nią?
Teraz jest już z tym facetem ponoć zaręczona, a ja jestem dla niej tylko jakimś starym błędem, nic nie znaczącą drobnostką w życiorysie, o której już dawno zapomniała.
Nie.
Ty dla siebie jesteś starym błędem, nic nie znaczącą drobnostką, o której szybko się zapomina.
Od tego uciekasz.
Jaki jesteś dla niej – tego zupełnie nie wiesz.
Nigdy nie czułem do innej kobiety, tego co czułem do niej,
Uczucia nie mają żadnego znaczenia.
Ale dla Ciebie mają, bo:
– Dosłownie uważasz siebie za uczucia.
– Na wszystko i wszystkich projektujesz uczucia.
– Kierujesz się uczuciami.
– Tylko one mają znaczenie – co czujesz. A nie np. kto jaki realnie JEST.
Uczucia to temat WEWNĘTRZNY. Nie ma NIC wspólnego ze światem zewnętrznym. Tylko to ewentualnie konsekwencja jak postrzegasz świat zewnętrzny.
mimo że poznałem przez ten czas sporo wyjątkowych dziewczyn.
“Sporo wyjątkowych”.
Nie widzisz absurdu? :)
Każdy człowiek jest wyjątkowy. Ale Ty, tak jak uzależniony szukający “tego specjalnego filmu”, do którego by doszedł, też szukasz kogoś jeszcze bardziej specjalnego.
By znaleźć to “wyjątkowe” uczucie i je podtrzymać.
Bowiem sądzisz, że jego źródłem jest ktoś. A tak nie jest i nigdy nie było.
Na początku wchodziłem w to całe uwodzenie z poczucia braku,
To jest przykład jak obraz siebie budujesz o uczucia.
Jak nie ma uczucia, któremu nadałeś wielkie znaczenie, to uważasz, że jest brak – że Ty JESTEŚ wybrakowany.
W PUA wszedłeś ze wstydu, winy i żalu.
A nic i nikt nie ma mocy, by je od Ciebie zabrać.
a nawet trochę zemsty do kobiet.
Oczywiście – bo zabierają Ci te Twoje cenne uczucia. :)
Byłem nieszczęśliwy, sfrustrowany,
Nigdy nie BYŁEŚ taki. Tylko za takiego się uważałeś, bo to czułeś.
A to czułeś, bo tak widziałeś siebie i swoje życie.
I jak widzisz – dopóki nie dojrzejesz wewnętrznie, nawet obecność ładniutkich babuszek, które się łaszą – za co niejeden dałby się pokroić ;) – niewiele zmieniła.
Pora zacząć kochać siebie, mój Drogi. :)
moje poczucie własnej wartości taplało się gdzieś w gównie.
Nie.
Ty siebie widziałeś jako gówno, swoją wartość opierałeś m.in. o uczucia, które też demonizowałeś – np. wstyd nazywasz gównem.
Wartość to NIE jest uczucie.
Konsekwencja tego jest fechtowanie swoją wartością, uzależnienie jej np. od kogoś innego. Straciłeś osobę, której wizerunek nadmuchałeś do absurdalnych rozmiarów, więc jej strata naturalnie jest bolesna, żal, wina i wstyd duże.
Więc i swoją wartość widzisz jeszcze niższą, niż była.
Tylko nie dostrzegasz tego, że np. dla bardzo ładnej kobiety Twoja wartość jest zupełnie inna. Bo CHCE być z Tobą. A ty nie chcesz być ze sobą. Bo siebie widzisz jako gorszego.
Jak zacząłem odnosić pierwsze sukcesy trochę odbiła mi palma.
Nie.
To dosłownie to samo co w przypadku porno – skakanie ze strony do strony, by coś podtrzymać jak najdłużej.
Ekscytacja – ten stan – jest dużo wyższy, niż Twoja codzienność.
Przez całe życie byłem odrzucany,
Na pewno?
A nie kryje się za tym coś innego, z czego nie chcesz zdać sobie sprawy?
a teraz nagle role się trochę odwróciły i to one czasem zaczynały zabiegać o mnie i to ja mogłem je odrzucać.
No widzisz?
Mówisz, że jesteś taki samotny, a odrzucasz ludzi.
Bo się mścisz za uczucia.
To kapkę dziecinne. ;)
Ale nigdy nie było żadnych ról. Tylko jedna osoba grała rolę – Ty. A tą rolą jest “ofiara”.
A teraz mścisz się za własną niedojrzałość.
Silna sugestia – rekontekstualizuj przeszłe i obecne doświadczenia oraz swoje dążenia, bo się nigdy z tego nie wyplączesz.
Zawsze marzyłem by być w takiej sytuacji, że to ja mogę olewać kogoś.
Wow, czyli marzyłeś o sprawianiu innym przykrości?
No i to osiągnąłeś.
Co teraz? Co dalej? Zaciągniesz się do jakiegoś kultu lub ugrupowania terrorystycznego i zaczniesz fizycznie krzywdzić ludzi?
I byłem w takiej sytuacji, a nie czułem się ani trochę lepiej. Czułem się jeszcze gorzej.
Oczywiście.
Bo zupełnie nie rozumiesz swojej sytuacji, ani swoich dążeń, ani co osiągasz.
Można powiedzieć, że zazdroszczę temu facetowi, z którym jest zaręczona.
Nie “można powiedzieć”, tylko tak jest.
A czego mu zazdrościsz? Uważasz, że osoby. Ale tak nie jest.
Nie widzisz esencji problemu, patrzysz tylko na formę – np. na konkretne osoby.
O zazdrości napisałem artykuł. Tylko proszę przeczytaj go, a nie fantazjuj o słowach. Bo np. to, że ja używam słowa “samotność” nie oznacza, że rozumiemy to tak samo.
http://wolnoscodporno.pl/blog/2022/12/zazdrosc/
Siebie też obwiniam za to, że miałem przez chwilę swoją szansę, którą spieprzyłem.
To kolejny element całego problemu. To jak widzisz siebie. Czego się trzymasz na swój temat.
Kolekcjonujesz urazy, zamiast je wybaczać.
W momencie kiedy ona pojawiła się w moim życiu myślałem, ( to co teraz napisze wyda się śmieszne) że sam Bóg zesłał mi anioła, który pomoże mi wyjść z depresji i z tego całego syfu, którym kiedyś żyłem.
Tak jak uzależniony sądzi, że porno czy wódka jest takim aniołem.
Nie rozumiejąc czym jest ta “depresja” nie rozumiesz, że ani Bóg nie ma z tym nic wspólnego – m.in. nikomu nie zsyła anioła do pomocy, ani nikt Cię z niej nie może wyciągnąć.
Ale widzisz – “ten cały syf” – tak widziałeś siebie i swoje życie. I nadal tak widzisz.
Zamiast to doceniać, mścisz się cały czas.
I jako, że poczułeś “się” inaczej – lepiej – uznałeś, że to dzięki innej osobie i to TAK WYJĄTKOWEJ, TAK NIEZWYKŁEJ, że sam Bóg musiał się nareszcie nad Tobą ulitować i zesłał Ci anioła.
Ale wiesz co? To wszystko wewnętrzne. To wszystko jest w Tobie, tylko to przesłaniasz tymi urazami, żalami, zazdrością, wstydem.
Ta dziewczyna pomogła Ci zobaczyć to w sobie ale Ty natychmiast to wyprojektowałeś na nią. I teraz zmagasz się, by tego doświadczyć ponownie.
Tak jak alkoholik wraca do alkoholu, a uzależniony od pornografii wraca do pornografii. Tylko, że tego nie osiągasz. CZEGOŚ doświadcza. Ale to nie jest to.
Tak jak i Ty teraz – doświadczasz czegoś przyjemnego ale to nie ta JAKOŚĆ. Zgadza się?
Że w końcu zsyła mi taką miłość na dobre i na złe. Nie pomogła.
Bo to nie była miłość.
Bóg nikogo nikomu nie zsyła.
A nie pomogła, bo to tylko Twoja fantazja, nie rzeczywistość.
Gdybyś kochał, to byś nie cierpiał.
Dokopała mi jeszcze bardziej.
Czyli rozczarowała – a każde rozczarowanie to coś dobrego.
Bo byłeś i nadal jesteś solidnie oczarowany.
Nie mam za to do niej żalu,
Na pewno?
Jeśli nie masz to pewnie tylko z tego powodu, bo liczysz, że być może ona jeszcze jakimś cudem wróci, zostawi tego gościa, gdy zobaczy jak cierpisz i jakie uczucia dla niej żywisz.
Ale przestań je żywić i zacznij drogę dojrzałości.
chyba to mi było wtedy potrzebne. Sięgnąć takiego dna.
Większość ludzi dopiero zaczyna czegokolwiek szukać, prosić o pomoc, etc., gdy dostatecznie mocno zaboli.
Co też pokazuje, że ból nie jest niczym złym.
Ale powiedz mi – jaki jest Twój obecny kierunek? Mówisz, że było Ci to potrzebne. Ale do czego?
Skoro mówisz, że teraz jest Ci źle, nikogo nie doceniasz, nie cieszysz się obecności innych ludzi i jeszcze się mścisz.
Nie umiem w stanie zbudować trwałej relacji, moje znajomości z kobietami głównie do tej pory opierały się na zabawie i seksie.
Czyli oczywiście umiesz, tylko nie chcesz.
To że nie budujesz trwałych relacji NIE oznacza, że to dlatego, bo nie umiesz.
Poza tym – ta “zabawa” – czy towarzyszy jej radość? Czy raczej coś jakościowo niższego?
Po miesiącu się rozpadają, bo stwierdzam, że “to nie to” i urywam kontakt.
Ale nawet nie zdajesz sobie sprawy czym jest to “to”.
Uważasz, że chodzi o uczucie, o np. “zakochanie”, które Ci wypełni pustkę.
Ale tak nie jest, jak widzisz na wielu przykładach. I tylko tym bardziej niestety oczarowujesz się tamtą dziewczyną.
Swoja dążenia nadal ukrywasz. Wcale nie chcesz się bawić. Potajemnie szukasz. I się rozczarowujesz. A potem mówisz sobie “nie potrafię”.
Nie zbudujesz związku z kobietą, jeśli Twoją intencją jest ta “zabawa” – czyli tylko seks.
Chyba ze strachu.
Czego się boisz?
Nie wiem, czego tak naprawdę szukam.
100% się zgodzę.
A skoro nie wiesz, to jak możesz to znaleźć?
Poza tym – czy szukasz tego we właściwym miejscu?
I jeszcze jedno pytanie – czy jest to ukryte? Czy “szukanie” to właściwe dążenie, by sobie to uświadomić?
Czy przypadkiem to szukanie to nie jest tylko sposób, by nie odczuwać lęku i nic więcej?
Chyba kogoś kto nie istnieje.
A widzisz. Mówisz, że szukasz “czegoś”, a zaraz mówisz o sobie.
Więc powiedziałeś wprost – szukasz nie “kogoś”, tylko szukasz “czegoś”, co nazywasz brakiem.
Ale tego nie możesz osiągnąć.
Zazdroszczę jej tego, że tak szybko o mnie zapomniała,
A skąd wiesz, że zapomniała?
A może docenia ten czas, pamięta go i jest wdzięczna?
Moje byłe relacje, jakie nie były, zawsze słyszałem od kobiet, że bardzo doceniają ten czas, że nauczyły się wiele, etc.
Pamiętaj – Twoja percepcja mówi tylko o Tobie. O nikim innym. Nie masz pojęcia jak ona widzi czas spędzony z Tobą.
I czytając Twoje słowa obstawiam, że widzi go dużo lepiej od Ciebie. ;)
Zresztą – skoro swoje życie rozwija i ono kwitnie, to znaczy, że nie trzyma uraz, żalu, itd.
A Ty tak i dlatego Twoje życie nie idzie dalej i głębiej.
że już dawno ułożyła sobie życie na stałe. Dom, praca, narzeczony. A ja nie mam nic.
Na pewno nie masz nic? To jest prawda?
Więc widzisz, że to jaki jesteś, co masz, etc. – to dla Ciebie nie ma wartości.
Piszę właśnie bardzo ważny dla Ciebie artykuł – kolejne drogi do szczęścia. Jest w nich droga o nazwie “Uświadom sobie, że każda wartość jest arbitralna.”
Sporo Ci to uświadomi.
Możliwe, że dzisiaj go udostępnię. A jeśli nie, to na pewno na przestrzeni najbliższych dni.
Nie mam nikogo. Żyję jak dzieciak, chociaż już jestem w takim wieku, że powinienem mieć stałą partnerkę
A kto kategorycznie twierdzi, że tak powinieneś?
Skoro nie wiesz czego szukasz, to dlaczego miałbyś realizować jakieś założenie?
I co oznacza – “żyję jak dzieciak”? A co znaczy “żyję jak dorosły”?
Wiesz, ja pracuję z masą ludzi w związkach, małżeństwach bez dzieci i z dziećmi i często jakość tego życia wcale nie jest jakoś specjalnie wyższa, niż ludzi żyjących bez partnerek/partnerów.
Gdyby ludzie w związkach i małżeństwach automatycznie stawali się dojrzali, to żylibyśmy w kraju mlekiem i miodem płynącym.
i myśleć o założeniu rodziny i gdzieś w głębi serca właśnie tego pragnę.
Nie ma żadnego “głębi serca”.
I nie TEGO pragniesz. Pragniesz tego, co uważasz, że to – np. założenie rodziny z odpowiednią osobą – Ci da.
Teraz jeszcze doszedł uraz do siebie, że żyjesz jak dzieciak i to, co to zmieni będzie dopiero związek czy rodzina. Ale tego nie chcesz, bo nie ma tej wyjątkowej kobiety.
Ale sam powiedziałeś, że poznałeś już wiele wyjątkowych kobiet.
No bo podejrzewam, że jak pewnie z 99% facetów – kobiety widzą jako amalgamat jakichś biologicznych mechanizmów, a nie żywe osoby.
I gdy zaczynasz rozmawiać z kobietami, okazuje się, że to już nie “kobieta”, tylko np. Małgosia, Basia, Justyna – osoby, z których każda jest inna i wyjątkowa. Tak jak wcześniej męscy znajomi – Mariusz, Radek, Jacek.
Nie wiem, czy jestem jeszcze w stanie coś do kogoś poczuć, czy umiem jeszcze kogoś pokochać.
Miłość to nie jest uczucie.
Miłości towarzyszyć mogą przyjemne uczucia ale nie są one związane z nikim konkretnym.
Bo miłość to to jaki JESTEŚ. To to jaki JESTEŚ np. wobec kogoś. Zaś to jaki JESTEŚ nie zmienia się za pstryknięciem paluszkami. Nie zmienia się też wraz ze zmianą uczuć.
Gdy uczucia przeminą, miłość nie ulega zmianie.
Tak jak Ty możesz się poekscytować i to minie. I czy Ty się zmieniłeś?
Możesz się poużalać i przestać. I czy to oznacza, że się zmieniłeś?
Możesz się na kogoś gniewać i to też minie. I czy jesteś przez to innym człowiekiem?
A emocjonalność to niedojrzałość. Tym bardziej jeśli o nie opierasz swój wizerunek jak i budujesz wizerunek innych.
Tak jak z budowaniem trwałej relacji – skoro tego nie robisz to uważasz, że dlatego bo nie potrafisz – teraz uważasz, że skoro nie czujesz niczego przyjemnego, to nie jesteś w stanie.
Z wielu fundamentalnych błędów:
– Uczucia są dla Ciebie najważniejsze.
– Uważasz siebie za uczucia.
– Jednocześnie uważasz, że uczucia biorą się ze świata – np. dają/wzbudzają je inni ludzie – kobiety.
– Wartość opierasz o uczucia.
– Niechciane uczucia demonizujesz, nie bierzesz odpowiedzialności, opierasz się im, grasz ofiarę, projektujesz na świat – np. żal, wstyd, poczucie winy projektujesz na “utratę tej wyjątkowej kobiety”.
I więcej.
Tym samym bardziej pozytywne stany są niedostępne. Bo to tak jakbyś przepocone i pomięte koszule wrzucał do szafy na stertę ładnych, czystych koszul.
Potem otwierasz tą szafę, patrzysz, a tam “same brudne koszule”! Nie widzisz żadnej czystej. Więc nie chcesz już zaglądać do tej szafy. I cały czas wrzucasz tam kolejne brudne koszule, bo skoro jest już kilka brudnych, to co szkodzi dorzucić? ;)
Ale te ładne, czyste – nadal tam są. Tylko trzeba najpierw powyjmować te brudne i je wyprać.
Chciałbym się zakochać, ale poza czystym pociągiem seksualnym nie czułem nic do tych kobiet.
Nie ma uczuć “do”.
Wszystkie uczucia to temat stricte wewnętrzny, który narzucamy na świat.
I widzisz – pociąg seksualny nazywałeś do tej pory miłością, zakochaniem. Ale to było co najwyżej pożądanie.
Przywiązałeś się do tego, opierasz się stracie. I dlatego teraz masz problemy.
Czułem się jak chodzący wibrator.
Nie można czuć “się”. Ani tym bardziej nie można czuć “się jak”.
Nie ma takich uczuć.
To Twoje osądy siebie, które były ZANIM pojawiły się te uczucia.
I jako, że pożądanie pomyliłeś z i nazwałeś miłością, no to to osiągałeś. A zresztą przecież sam mówisz, że chcesz się z kobietami bawić i je zostawiać. No to nie dziwne, że sobie bzykasz, warcząc jak wibratorek bzbbbbzbzbzbzzz. ;)
Nie wiem, czy dam sobie radę w stałym związku, bo przecież nigdy tak naprawdę nie byłem w prawdziwym.
Ależ każdy związek jest prawdziwy.
Nie odpowiada Ci jakość tych relacji. I nie dziwne jeśli siebie tak widzisz.
A “nie dam sobie rady” – związek to nie jest maraton. To coś co budujesz i utrzymujesz każdego dnia.
Każdy problem można rozwiązać. Najważniejsze, by relacja była i trwała to – najlepiej to brzmi po angielsku – “alignment”.
Hmm, tłumacząc to na związki – równoległość dążeń, wartości, znaczenia, sensu. Najlepszym przykładem jest – by szczęście drugiej osoby było źródłem Twojego szczęścia. I dla niej również.
W ten sposób np. to, że możesz rano zwolnić dla niej łazienkę na godzinę, by się spokojnie wyszykowała do pracy jest dla Ciebie źródłem radości, a nie frustracji.
Dla większości związków jest to źródło frustracji. Bo brakuje właśnie tego zestrojenia. Ludzie wchodzą w związki właśnie z poczucia braku oraz z pożądania, które nadyma się i nazywa różnie – najczęściej właśnie miłością.
Tak jak seks nazywa się “uprawianiem miłości”, choć praktycznie nigdy w tym miłości nie ma.
Tak naprawdę nie mówisz “czuję ‘się’ samotny”, tylko “JESTEM samotny”. Widzisz siebie jako odseparowanego.
Od czego? Od kobiet? Nie. Sam mówisz, że nie ma już problemu, a nawet bardzo ładne kobiety chcą z Tobą kontaktu.
Wiadomość zacząłeś słowami, że “2 tygodnie temu poczułeś się bardzo samotny”. Nie. 2 tygodnie temu uznałeś, że pomimo wszystkich starań NADAL JESTEŚ samotny i nadal czujesz to samo. Zgadza się?
A czułeś to, co nazywasz “samotnością” od lat. I zmieniło się tylko na czas tej ekscytacji czy pożądania podczas seksu, randek, flirtu. Ale poza tym – nadal jest to samo.
Bo nadal Ty JESTEŚ taki sam.
Na razie Twoje dążenie jest niemożliwe do spełnienia, bo próbujesz światem zewnętrznym zastąpić zaniedbania jak i konsekwencje niedojrzałości oraz urojone braki.
Więc nie jest możliwe, byś znalazł kobietę, której dobro będzie dla Ciebie źródłem szczęścia. I odwrotnie też. Bo teraz jest ładniutka kobieta, która się stara ale Cię to nie obchodzi.
Wierzę, że mówisz prawdę – szczerze przedstawiasz to jak widzisz temat.
To bardzo ważny krok. Natomiast drugi, to odwaga, by przyjrzeć się czy to faktycznie jest prawda.
Bo to w co wierzysz – to jedno. A jak jest naprawdę – to drugie. Zaś zrobić coś możesz przecież tylko z tym, co jest realne, zgadza się?
Podaję przykład np. cienia – to, że przyczepiamy czemuś etykietkę “cienia” NIE oznacza, że to istnieje. Miliardy ludzi powtarzają “cień, cień, cień” ale żadnego cienia nie ma.
Co to jest ten “cień”? To jest tylko kontrast między poziomem natężenia światła. Co oznacza, że nie można nic zrobić z cieniem – czyli mniejszym natężeniem światła. Bo nie ma osobnego “cienia”. Jest tylko jedna zmienna – światłość.
To samo z ciepłem i zimnem – używamy dwóch określeń ale przecież nie ma osobnego zimna. Tak jak nie ma osobnej ciemności. To tylko etykietki.
Posługujemy się nimi dla wygody. Bo wygodniej powiedzieć “ciemność”, niż “niskie natężenie światła/brak światła”. Prawda?
Jednak – jeśli wierzysz, że ta etykietka sama z siebie jest realna i próbujesz coś z nią zrobić – skazujesz się na zmaganie. Bo tego nie ma, więc nic z tym nie możesz zrobić.
To błąd każdego uzależnionego, człowieka wierzącego, że jest “samotność”, “niskie poczucie własnej wartości”, nuda i wiele więcej. W tym – każdy brak.
Uważasz, że brak jest realny?
No to spróbuj usunąć brak – np. usuń brak sera z lodówki, by pojawił się ser. Możesz? Nie. Co możesz zrobić? Kupić ser. :)
Więc – po pierwsze – należy uczciwie i rozsądnie przeanalizować problem – jaki faktycznie jest brak. Oraz zrozumieć co jest jego realnym źródłem. Bo na razie uważasz, że wewnętrzne braki mają źródła zewnętrzne. A tak nie jest.
No bo próbowałeś je zdobyć, zdobyłeś i co? I nadal brak. Ale nadal twierdzisz, że źródłem nie jest np. ładna dziewczyna, tylko “brzydsza” ale ta wyjątkowa, by przy niej CZUŁEŚ coś. Jednak żadne uczucie nie ma źródła zewnętrznego.
Swoją drogą czytam ten artykuł o samotności. Napisałem go 3 lata temu. Ale mam polewkę – dobry jest. :)
A co w sytuacji, w której głównym problemem są rodzice? Generalnie sprawa wygląda tak, że obsesyjnie kontrolują moje życie i to z kim się zadaje. Od najmłodszych lat to oni wybierali mi znajomych, generalnie są to dzieci ich znajomych “z wyższych sfer”. Synowie prawników albo lekarzy, tylko z takimi ludźmi pozwalają mi się zadawać. Ze znajomymi ze szkoły zabraniali mi się zawsze zadawać, chociaż wolałem spędzać czas z nimi. Nigdy po szkole nie dali mi spędzać z nimi czasu, bo cytując ” to jest patologia, od której się trzeba trzymać z daleka, prostackie towarzystwo” z tym, że to nieprawda, bo to normalni, inteligentni, rozrywkowi ludzie, tylko nie z takim statusem społecznym jak ich znajomi. Generalnie całe liceum przesiedziałem w domu, bo nie pozwolili mi iść nawet na żadną osiemnastkę moich znajomych, bo tak im najwygodniej. Ojciec nie miał ochoty mnie nigdy podwieźć, a matka zawsze mówi ” nie, nigdzie nie idziesz, to są prostaki. Opiją cię, a potem nagrają i wrzucą to do internetu. Chcesz być pośmiewiskiem na całą Polskę? Albo się tam narkotyków jeszcze nażrecie i umrzesz.” Żadne rozmowy, żadne tłumaczenia, nic na nich nie działa, tłumaczę im, że moi znajomi są normalnymi ludźmi, że nie są patologią. Raz puścili mnie na imprezę jakimś cudem, ale wcale mi się nie podobało, bo potem robili mi przez tydzień awanturę, że się martwili i przeze mnie nie zmrużyli oka, a ojciec dzwonił do mnie, co godzinę, żeby dowiedzieć się, czy żyję. Nikt mi nie powie, że to jest normalne zachowanie. To nie jest troska, tylko osaczenie. Kiedyś zabronili mi się zadawać z moim najlepszym kolegą z klasy tylko dlatego, że cierpi na depresję. Pozwolili mi się z nim przyjaźnić tylko wtedy, jak tłumaczył mi matematykę. Całe dotychczasowe życie przesiedziałem w domu, nie byłem na żadnej wycieczce szkolnej nawet. Przez całe wakacje mogę się spotkać maksymalnie dwa razy z kolegami i w sumie tyle. Większość relacji jestem zmuszony tworzyć przez internet pisząc ze znajomymi, ale to nie to samo przecież. Całe życie szkolne, imprezy, fajne wydarzenia ominęły mnie, byłem z boku. Tylko szkoła, dom, szkoła, dom. Jeśli chodzi o jakąkolwiek dziewczynę to tutaj nawet mowy nie ma. Za każdym razem, kiedy jakąś poznawałem i się o tym dowiedzieli zmuszali mnie, żebym zakończył coś, co się nawet jeszcze nie zaczęło. Tamta niedobra, bo nie jest abstynentką, tamta zła bo się za bardzo maluje, kolejna nie wchodzi w grę, bo czasem przeklina, więc jest “prostaczką”, a inna nie, bo po prostu jej źle z oczu patrzy, chociaż nigdy nie poznałem bardziej wrażliwej i ciepłej dziewczyny, do tej ostatniej naprawę coś poczułem i przepłakałem kilka nocy, że muszę zerwać z nią kontakt. Czepiają się bzdet tylko po to, że “jestem za młody na związki, jestem w wieku, w którym nauka powinna być dla mnie najważniejsza, a nie jakieś wstrętne dziewuszyska. Skończysz studia, pójdziesz do pracy, będziesz planował rodzinę to ci ZNAJDZIEMY żonę, żebyś przedłużył rodzinę.” Rozumie Pan? ONI mi ZNAJDĄ żonę, z moim zdaniem wcale się nie liczą, najprawdopodobniej postawią mnie kiedyś przed faktem dokonanym i przyprowadzą jakąś córcię państwa profesorów habilitowanych, która będzie miała zeza, okulary albo będzie miała nadwagę, ale zmuszą mnie do małżeństwa, tylko dlatego, że ” wygląd się nie liczy, tylko klasa i intelekt.” Dla nich się fajnie mówi, ale to nie oni będą zmuszeni spać z tą kobietą w jednym łóżku. Oni nawet twierdzą, że całowanie się, czy seks to obrzydliwe rzeczy i robią to tylko zwyrodnialcy i zboczeńcy, a seks jest tylko narzędziem, żeby przedłużyć rodzinę. Jedyny kontakt bliższy na jaki mi pozwolili z dziewczyną to próba zeswatania mnie kilka miesięcy temu z córką kolegi mojego ojca, tylko dlatego, że ten gość ma kancelarię notarialną i to “bardzo dobra partia”. Naprawdę miałem dobre i szczere intencje, próbowałem być dla tej dziewczyny serdeczny, bo nawet o dziwo była całkiem ładna i miła, ale była chorobliwie nieśmiała i przez całe spotkanie wydukała może z 5 zdań, nic się odzywała, a jeśli już to jąkając się albo mówiąc tak cicho, że nie dałem rady nic zrozumieć. Wtedy zrozumiałem, dlaczego sama nie może znaleźć sobie chłopaka i dlaczego ojciec musi ją swatać z dziećmi znajomych. Była przerażona i zakłopotana tak samo jak ja. Nie wiem, co mam robić, jak tak dalej pójdzie to mi zniszczą życie, kiedy pójdę na studia, chciałem się usamodzielnić, otworzyć na ludzi, bawić się, trochę wyszaleć, zdać egzamin na prawo jazdy, nadrobić kontakty towarzyskie, ale jestem przekonany, że oni mi tego nie pozwolą zrobić. O wyprowadzce mowy nawet nie ma, musiałbym chyba uciec z domu. Zauważyłem, że każda kłótnia z moimi rodzicami jest zapalnikiem potrzeby obejrzenia pornografii i już nie wiem, jak sobie z tym problemem poradzić. Nie zdziwiłbym się jakby Pan Panie Piotrze wcale mi nie uwierzył w to, co tu napisałem, no bo to co oni wyrabiają to się w głowie nie mieści. Jak mam z nimi rozmawiać? Co robić? Nie starcza mi już siły na te ciągłe awantury. :(
A co w sytuacji, w której głównym problemem są rodzice?
No, taka sytuacja nie jest realna. Bo nigdy głównym problemem nie są inni ludzie.
Generalnie sprawa wygląda tak, że obsesyjnie kontrolują moje życie i to z kim się zadaje.
No i?
A ja kontroluję prognozy pogody. Czy to wpływa na pogodę?
Od najmłodszych lat to oni wybierali mi znajomych, generalnie są to dzieci ich znajomych “z wyższych sfer”. Synowie prawników albo lekarzy, tylko z takimi ludźmi pozwalają mi się zadawać.
A, pozwalają Ci…
A Ty, rozumiem, że nie masz nic do gadania?
Ile masz lat? 12?
Przestaną Ci dawać kieszonkowe, gdy spotkasz się z kimś, kogo oni nie przeanalizowali?
Ok, można ich zrozumieć – jeśli są majętni, dużo wysiłku włożyli w wykształcenie, to i oczekują tego od Ciebie i próbują Cię chronić.
I jednocześnie widzimy jak oni widzą innych ludzi, relacje. Głównie negatywnie.
Możesz ich kochać, że chcą dobrze, a jednocześnie nie być we wszystkim posłusznym.
Bo to, że chcą dobrze i to co uważają za dobre, wcale nie musi przekładać się na faktyczne dobro.
Jeśli Ty to rozumiesz, a oni nie i nie chcą zrozumieć, no to w Twojej kwestii jest, byś kierował się swoim realnym dobrem.
Uzależnionemu też się wydaje, że robi dobrze pijąc wódkę czy oglądając porno. Tylko czy tak faktycznie jest?
Ze znajomymi ze szkoły zabraniali mi się zawsze zadawać, chociaż wolałem spędzać czas z nimi. Nigdy po szkole nie dali mi spędzać z nimi czasu, bo cytując ” to jest patologia, od której się trzeba trzymać z daleka, prostackie towarzystwo” z tym, że to nieprawda, bo to normalni, inteligentni, rozrywkowi ludzie, tylko nie z takim statusem społecznym jak ich znajomi.
No to pogadaj z nimi – porozmawiaj, a nie kłóć się, postaw na swoim, tylko nie jak sfrustrowana nastolatka.
Pokaż im, że jesteś inteligentny, nie jesteś taki naiwny jak oni sądzą.
Aby przeprowadzić taką rozmowę, musisz przede wszystkim rozwiązać swoje problemy wewnętrzne – uwolnić całą związaną z tym emocjonalność, byś stał się spokojny i akceptujący, rozumiejący, odpuścić granie ofiary, opór.
Do tego konieczne jest dojrzenie – wzięcie odpowiedzialności za swoje decyzje, konsekwencje, za swoje życie.
Ustalenie granic, wliczając to na co rodzicom pozwolisz, a na co nie.
I więcej.
A jeśli tylko się będziesz próbował wykłócać z poziomu na jakim jesteś, to rezultaty będą niezmienne, wliczając Twoją rosnącą frustrację, zrezygnowanie i zmęczenie.
Generalnie całe liceum przesiedziałem w domu, bo nie pozwolili mi iść nawet na żadną osiemnastkę moich znajomych, bo tak im najwygodniej.
Naprawdę całe liceum przesiedziałeś w domu, bo oni Ci nie pozwolili? Na pewno to oni byli problemem?
Nawet widząc, że się mylą i tak się ich słuchasz.
No, żyjąc tak nieodpowiedzialnie nie dziw się, że Cię trzymają pod kloszem.
Ojciec nie miał ochoty mnie nigdy podwieźć, a matka zawsze mówi ” nie, nigdzie nie idziesz, to są prostaki. Opiją cię, a potem nagrają i wrzucą to do internetu. Chcesz być pośmiewiskiem na całą Polskę? Albo się tam narkotyków jeszcze nażrecie i umrzesz.”
hahaha :D
No widzisz. Nie chcą, byś popełnił jakikolwiek błąd. Niby chcą dobrze dla Ciebie ale w naiwny sposób. Poza tym oni mówią o sobie – nie chcą, by się śmiano z nich, ich wytykano palcami, etc.
To oni boją się cierpieć, gdybyś Ty zrobił coś w ich oczach nie tak.
A Ty już cierpisz. Czyli już doświadczasz tego, przed czym im się wydaje, że Cię chronią.
Pora na zmianę. A zmiana, jak wiemy, zaczyna się od nas.
Żadne rozmowy, żadne tłumaczenia, nic na nich nie działa, tłumaczę im, że moi znajomi są normalnymi ludźmi, że nie są patologią. Raz puścili mnie na imprezę jakimś cudem, ale wcale mi się nie podobało, bo potem robili mi przez tydzień awanturę, że się martwili i przeze mnie nie zmrużyli oka, a ojciec dzwonił do mnie, co godzinę, żeby dowiedzieć się, czy żyję.
Nie wiem jakie rozmowy przeprowadzałeś i jak tłumaczyłeś ale widzę, że mówisz tylko o innych ludziach.
Ale sam jesteś bardzo nieodpowiedzialny, uwiązany. Nie dziwne, że się tak boją o Ciebie. Nie widzą w Tobie siły.
Nikt mi nie powie, że to jest normalne zachowanie. To nie jest troska, tylko osaczenie.
W ich oczach to jest troska.
A moje pytanie brzmi – jak do tego doszło?
Bo do tego nie doszło z dnia na dzień.
Naturalnie nie jest normalne. Ale w ich oczach jest.
Pytanie jak Ty postępujesz – normalnie? Posłuszeństwo wobec ludzi, którzy nie wiedzą co jest dla Ciebie dobre, przez co cierpisz, Twoje życie się degeneruje, tracisz wszystko co dla Ciebie ważne i więcej – jest normalne?
Uważanie, że problem leży w innych ludziach jest normalne? Jest powszechne ale nie jest normalne.
Kiedyś zabronili mi się zadawać z moim najlepszym kolegą z klasy tylko dlatego, że cierpi na depresję. Pozwolili mi się z nim przyjaźnić tylko wtedy, jak tłumaczył mi matematykę. Całe dotychczasowe życie przesiedziałem w domu, nie byłem na żadnej wycieczce szkolnej nawet. Przez całe wakacje mogę się spotkać maksymalnie dwa razy z kolegami i w sumie tyle.
Ich zachowanie wynika z nieświadomości emocjonalności i myśli. Mają masę stłumionego lęku, wstydu i winy.
Gdy tylko je czują, od razu następuje projekcja na Ciebie.
Ale Ty też masz masę stłumionego lęku, wstydu i winy. Dlatego w ich oczach ta projekcja jest mądra i nic innego się nie liczy “dla Ciebie”.
Zaś Ty odpowiadasz za swoje życie, za swoje decyzje. I Ty doświadczasz ich konsekwencji.
Problemem nie jest to, co oni robią, tylko co Ty robisz.
Ich lęk, wstyd, wina są konsekwencjami tego, co oni robią.
Twoje lęk, wstyd, wina są konsekwencjami tego, co Ty robisz.
Większość relacji jestem zmuszony tworzyć przez internet pisząc ze znajomymi, ale to nie to samo przecież.
Ok ale możesz mi wyjaśnić na czym polega to “nie mogę”, “jestem zmuszony”?
No tata i mama mówią “nie możesz” i nagle pojawia się wokół Ciebie stalowa klatka?
Nie.
Grożą Ci pistoletem?
Wyjaśnię – sam czujesz się winny. Nie chcesz ich zranić, nie chcesz, by im było źle. Rzekomo przez Ciebie. I dlatego wybierasz, by to Tobie było źle.
Swoje dobro oddajesz na z góry przegraną sprawę. Bo co byś nie zrobił, oni nie przestaną się bać, nie przestaną widzieć wszędzie zagrożeń, zła, patologii.
Całe życie szkolne, imprezy, fajne wydarzenia ominęły mnie, byłem z boku.
I uważasz, że to przez rodziców?
Ja kiedyś żyłem podobnie, bo w ogóle nie miałem nawet perspektywy tego, co się dzieje.
I wielkim szokiem było dla mnie jak kolega z klasy powiedział mi, co zrobił, gdy jego rodzice próbowali go kontrolować.
Oczywiście nie wiem czy to była prawda ale biorąc pod uwagę jego charakter, mogło tak być. Powiedział, że krzyknął, by się pier***li, wyszedł trzepiąc drzwiami za sobą.
Tylko kilka uwag. Nie mówię, że to jakaś fantastyczna metoda, ani właściwy sposób na “wyrobienie” sobie rodziców. Jednak już wtedy, za moich szkolnych lat, niektóre śmiałe dzieciaki mówiły, że rodziców trzeba sobie wychować.
Ale w jaki sposób? Najskuteczniejsze wychowanie to wychowanie PRZEZ PRZYKŁAD.
Ten chłopak pełen buty co wyszedł z domu, nie zrobił sobie krzywdy, nic mu się nigdy nie stało. Kontrolował się na tyle.
Był przykładem tego, że jego decyzje są dobre, a przynajmniej mu nie szkodzą. Tym samym rodzice się powoli uspokajali.
Ja pamiętam natomiast, że jak zniknąłem z widoku rodziców na więcej, niż pół godziny, to potrafili nawet mnie szukać.
Raz się spóźniłem na kolację też koło pół godziny, bo się doskonale bawiłem ze znajomymi, to mi zrobili awanturę, mama ponoć płakała. Paranoja i neurotyczne zachowania.
Naturalnie dostałem karę, bo to oni się źle czuli i sądzili, że przeze mnie. :) Musiałem obiecać, że już nie wrócę później, niż jakaś tam godzina.
Kojarzę, że nie mogłem pojąć o co chodzi, dlaczego mnie karzą, dlaczego odbierają mi to, co dobre dla mnie, ważne, co nie czyni nikomu nic złego.
Gdy po latach wybrałem odpowiedzialność, to też reakcja była negatywna. Cały czas prośby, telefony, by robić to, z czym im będzie dobrze.
Gdy się nie zgodziłem, przestali mi dawać kieszonkowe, etc.
Dobrze. To powoli odcinało pępowinę.
Tylko szkoła, dom, szkoła, dom. Jeśli chodzi o jakąkolwiek dziewczynę to tutaj nawet mowy nie ma. Za każdym razem, kiedy jakąś poznawałem i się o tym dowiedzieli zmuszali mnie, żebym zakończył coś, co się nawet jeszcze nie zaczęło.
Jak wyglądało to “zmuszanie”?
Tamta niedobra, bo nie jest abstynentką, tamta zła bo się za bardzo maluje, kolejna nie wchodzi w grę, bo czasem przeklina, więc jest “prostaczką”, a inna nie, bo po prostu jej źle z oczu patrzy, chociaż nigdy nie poznałem bardziej wrażliwej i ciepłej dziewczyny, do tej ostatniej naprawę coś poczułem i przepłakałem kilka nocy, że muszę zerwać z nią kontakt.
No to jeśli takie masz podejście do własnego życia – pozwalasz na tą całą toksyczność – to trudno by Ci się żyło jeszcze z kimś.
Powiedz mi szczerze i uczciwie – MUSISZ zerwać z nią kontakt? Naprawdę MUSISZ?
Czepiają się bzdet tylko po to, że “jestem za młody na związki, jestem w wieku, w którym nauka powinna być dla mnie najważniejsza, a nie jakieś wstrętne dziewuszyska. Skończysz studia, pójdziesz do pracy, będziesz planował rodzinę to ci ZNAJDZIEMY żonę, żebyś przedłużył rodzinę.” Rozumie Pan?
Rozumiem. Pytanie czy Ty rozumiesz?
Powiedz mi jak wyobrażasz sobie dalsze życie – np. w wieku 40 lat dzwoni “zatroskana” mama, pyta co będziesz robił w weekend. Ty mówisz, że jedziesz z żoną i grupką znajomych w góry. A ona przerażona krzyczy do słuchawki, że to wykluczone, bo w górach jest niebezpiecznie, są niedźwiedzie, wilki, lawiny i możesz zginąć! A Ty się zgadzasz? Piszesz znajomym, że nie możesz jechać, bo Ci mama zabroniła?
Kacprze, pora odciąć pępowinę.
Nie oznacza to, że masz zerwać z nimi wszelki kontakt. Ale potrzebujesz odseparować się na tyle, by stworzyć swoje życie samemu i pokazać im, że nie potrzebujesz ich ciągłej warty nad Tobą, by przeżyć.
Kłótnie, argumentacja logiczna nic tu nie dadzą. Bo w ich oczach oni Cię chronią przed całym złem świata, w które wierzą. Bo nie chcą widzieć niczego innego. Grają ofiarę i uważają, że to wszystko się im przytrafi, gdy odpuszczą kontrolę, gdy przestaną być czujni.
To dla nich główna dyrektywa – pragnienie kontroli i ochrony.
Ale Ty masz inną perspektywę i widzisz, że nic nie zyskujesz i tak wiele tracisz. Oni tej perspektywy nie mają i nic nie wskazuje na to, że są gotowi tą perspektywę poszerzyć.
Dlaczego? Bo gdyby sobie uświadomili ten błąd i ile dobrego oddali, ile się wycierpieli i Ty, to by pewnie pogrążyli się w samoobwinianiu, nienawiści, żalu.
ONI mi ZNAJDĄ żonę, z moim zdaniem wcale się nie liczą, najprawdopodobniej postawią mnie kiedyś przed faktem dokonanym i przyprowadzą jakąś córcię państwa profesorów habilitowanych, która będzie miała zeza, okulary albo będzie miała nadwagę, ale zmuszą mnie do małżeństwa, tylko dlatego, że ” wygląd się nie liczy, tylko klasa i intelekt.”
Jeśli się na to zgodzisz, no to jesteś jedyną osobą, która do tego doprowadziła – bo zgodziła się na to wszystko i nie kiwnęła palcem, by to zmienić.
A na razie co próbowałeś? Mówić.
Dla nich się fajnie mówi, ale to nie oni będą zmuszeni spać z tą kobietą w jednym łóżku. Oni nawet twierdzą, że całowanie się, czy seks to obrzydliwe rzeczy i robią to tylko zwyrodnialcy i zboczeńcy, a seks jest tylko narzędziem, żeby przedłużyć rodzinę.
No to kolejne tylko argumenty, by nie we wszystkim się ich słuchać.
Jedyny kontakt bliższy na jaki mi pozwolili z dziewczyną to próba zeswatania mnie kilka miesięcy temu z córką kolegi mojego ojca, tylko dlatego, że ten gość ma kancelarię notarialną i to “bardzo dobra partia”. Naprawdę miałem dobre i szczere intencje, próbowałem być dla tej dziewczyny serdeczny, bo nawet o dziwo była całkiem ładna i miła, ale była chorobliwie nieśmiała i przez całe spotkanie wydukała może z 5 zdań, nic się odzywała, a jeśli już to jąkając się albo mówiąc tak cicho, że nie dałem rady nic zrozumieć. Wtedy zrozumiałem, dlaczego sama nie może znaleźć sobie chłopaka i dlaczego ojciec musi ją swatać z dziećmi znajomych. Była przerażona i zakłopotana tak samo jak ja. Nie wiem, co mam robić, jak tak dalej pójdzie to mi zniszczą życie, kiedy pójdę na studia, chciałem się usamodzielnić, otworzyć na ludzi, bawić się, trochę wyszaleć, zdać egzamin na prawo jazdy, nadrobić kontakty towarzyskie, ale jestem przekonany, że oni mi tego nie pozwolą zrobić.
I masz rację. Nie pozwolą Ci na to wszystko.
No i? :)
Przypominam – synonimem odpowiedzialności jest odwaga. A raczej odwaga i odpowiedzialność to jedno i to samo.
Bo można być odważnym i popełnić błędy. Ale jeśli weźmiesz za nie odpowiedzialność, to sobie z nimi poradzisz.
Niemniej – dopiero odwaga jest poziomem, który realnie sprzyja życiu. Oczywiście, że można popełnić błędy, nawet bardzo poważne. Ale to normalne na tej planecie.
I popełnisz błędy. I na pewno nieraz usłyszysz od rodziców, że oni mieli rację, że trzeba się było ich słuchać, etc. Na 100% to usłyszysz.
No i?
O wyprowadzce mowy nawet nie ma, musiałbym chyba uciec z domu.
Znajdź robotę, zacznij zarabiać, wynajmij miejsce w akademiku lub jakąś kawalerkę.
Ustal granice, zasady. Bo na razie tego jest totalnie brak.
Ok, to Twoi rodzice ale widzisz, że posłuszeństwo nie służy Ci.
Zauważyłem, że każda kłótnia z moimi rodzicami jest zapalnikiem potrzeby obejrzenia pornografii i już nie wiem, jak sobie z tym problemem poradzić.
Nie kłótnia z rodzicami, tylko uciekasz od wstydu, winy, żalu, poczucia bezsilności, lęku.
Tłumisz je, a one rosną. Próbujesz je przerzucić na rodziców, a nic to nie daje. Nic dobrego.
Poza tym przecież właśnie dlatego się z nimi zgadzasz – by uniknąć winy, lęku, wstydu. Nie wybierasz odwagi, śmiałości, odpowiedzialności, tylko cały czas pozorny komfort.
I to właśnie jest to co robią rodzice – zapewniają Ci pozorny komfort.
Wyobraź sobie sytuację, że faktycznie na imprezie się upiłeś. Rano się budzisz, a tu nie ma telefonu, portfela, na czole masz narysowanego kutasa. ;)
I znalazłeś na Facebooku u kogoś swoje zdjęcie z tym kutasem na czole. Ludzie się z tego śmieją. Ktoś wysłał te zdjęcia Twoim rodzicom.
Co wtedy?
Jeśli wszystko ok, nie cierpisz, wyciągniesz wnioski, nawet się będziesz z tego śmiał i szybko rozwiążesz sprawę telefonu i straconych dokumentów – ok. Jeśli wyciągniesz wnioski pozytywne, a nie negatywne, to super.
Ale jeśli w takiej sytuacji cierpiałbyś, wstydził się i marzył, żeby się zapaść pod ziemię, to nie dziwne, że Cię rodzice trzymają jak w celi.
Nie zdziwiłbym się jakby Pan Panie Piotrze wcale mi nie uwierzył w to, co tu napisałem, no bo to co oni wyrabiają to się w głowie nie mieści. Jak mam z nimi rozmawiać? Co robić? Nie starcza mi już siły na te ciągłe awantury. :(
Mów mi “na ty”, plis.
Ja to rozumiem bardzo dobrze. I ja nie takie rzeczy słyszałem od klientów. :)
To co robią Twoi rodzice jest jeszcze dość znośne. Tak, to nie jest jak oni uważają troska, ani opieka, ani rozsądek, ani miłość. Ale też gdy zrozumiesz, że zapewne sami byli trzymani pod takim kloszem i uważali unikanie wszystkiego, co oceniają jako złe jako poprawne, to możesz im wybaczyć. Wcale nie musisz widzieć w nich dziwolągów, katów, oprawców, etc. Jak miliardy ludzi mylą podłogę z sufitem, bo nie mają zdolności odróżnienia co wspiera życie, od tego, co nie wspiera.
Nie mówię tego, by bagatelizować Twój problem. Nie mówię tego, by mu umniejszać.
Tylko widzisz, że robisz w kółko to, co nieskuteczne. Ani problemu nie widzisz takim jakim jest. Wobec siebie mówisz tylko – “nie mogę”. A to kłamstwo. Oczywiście, że możesz.
Co to są kłótnie? To widzenie problemu w innej osobie – uznanie jej W+INNYM.
Pytanie czy na pewno problem jest W+INNYCH? Ja uważam, że nie.
Musisz zacząć żyć trzeźwo. Widzisz, że nie ma na świecie ani dobra, ani zła. Inna osoba może uznać, że dobrym dla nas jest to, co nas ogranicza, więzi, nawet rani. Nawet nasz rodzic może uważać się za dobrego i że postępuje wobec nas dobrze, choć jest nam z tym bardzo, bardzo źle.
Zrozum, że każdy robi to, co uważa za dobre ze swojego poziomu.
Ty ze swojego poziomu za dobre uważasz zgadzać się z nimi i być posłusznym. Tak, rozpaczasz, obwiniasz, denerwujesz się, frustrujesz. Ale mimo to zgadzasz się i jesteś posłuszny.
Dlaczego?
Czy takim strasznym byłoby wybrać swoje realne dobro? Czy to by zaszkodziło Twoim rodzicom?
A nawet gdybyś popełnił jakiś błąd – czy to też takie straszliwe?
Wciągnąłem się w ten wpis (super robota z Twojej strony!), bo ogólnie zagłębianie tematu samotności mnie interesuje. Tak, tak luz Piotr, nad Programem Wolność od Porno głównie się skupiam. Mnie mega interesują Twoje artykuły i lubię je czytać. Proszę napisz w przyszłości książkę, a ja się wezmę za reklamę hehe. ;) Sprawia mi to przyjemność, a że zostawię przy okazji komentarz, to raczej nic złego. Chyba dzięki temu masz większe zasięgi i widzą ludzie, że się udzielają osoby. Jeszcze co niektóre wpisy udostępnię w mediach społecznościowych, byś dotarł do większej liczby osób, a ewentualnych hejterów mogę zdissować za Ciebie heh. Moją serdeczną pomoc masz w zasięgu ręki. :3 Nie bierz proszę pod uwagę tego, że zwlekam z pracą z Programem, bo jest to dla mnie priorytet, a bloga czytam sobie na tzw. boku.
Poza tym udzielając się do tematyki samotności. Miałem zawsze taki wiesz strach przed stratą bliskiej osoby i co to będzie, że zostanę sam i sobie nie poradzę w tym życiu. Nie mam znajomych, jestem kompletnie sam… co to będzie później?! Będąc nastolatkiem z tego, co pamiętam padały (kiedyś o żonie, związkach nie chciałem słyszeć) do mnie słowa typu “przecież całe życie nie będziesz sam. Musisz kogoś znaleźć.”
A dlaczego w sumie mam się dobrze nie czuć sam ze sobą? Oczywiście dążenie do relacji jest bardzo ważne, o ile nie najważniejsze, ale podjąć taką decyzję w sobie, że ok – czuję się świetnie ze sobą i moja obecność sprawia mi przyjemność. To jest podejście jak najbardziej okej. Nie czując się wtedy jakiś “niedowartościowany”, tylko z takiego rozumowania dążyć do relacji międzyludzkich.
Wciągnąłem się w ten wpis (super robota z Twojej strony!),
Dziękuję.
Ale to, w co powinieneś się wciągnąć to w przyczyny problemów w Twoim życiu.
Do nich masz szukać rozwiązań i informacji, które pomogą je rozwiązać.
bo ogólnie zagłębianie tematu samotności mnie interesuje.
Wszystko już zostało napisane.
Teraz pora wprowadzić to w swoje życie i rozwiązać problem samotności.
Zastanów się czy naprawdę chodzi o “zgłębianie tematu samotności”, czy o ucieczkę od emocjonalności związanej z Twoją samotnością?
Tak, tak luz Piotr, nad Programem Wolność od Porno głównie się skupiam.
Skupiasz się nad Programem? No to fajnie.
A może zacznij się skupiać na swoim życiu?
Jak idziesz w góry, to skupiasz się na mapie czy na tym gdzie idziesz?
Gdy wbijasz gwóźdź to skupiasz się na młotku czy całej czynności?
Mnie mega interesują Twoje artykuły i lubię je czytać.
Zapewne dlatego, bo czujesz się lepiej.
Ale inteligencja emocjonalna oznacza, że robimy to co NIEZBĘDNE niezależnie jak się czujemy bez jednoczesnej walki z własną emocjonalnością.
Proszę napisz w przyszłości książkę, a ja się wezmę za reklamę hehe. ;) Sprawia mi to przyjemność,
Dokładnie.
Czyli prawie na pewno uciekasz w tą przyjemność od dyskomfortu w Twoim życiu.
Dopóki się z nim nie zmierzysz, niewiele zmienisz.
Robienie w życiu tylko tego, co przyjemne i komfortowe nie zaprowadzi Cię daleko.
a że zostawię przy okazji komentarz, to raczej nic złego.
Nic złego ale patrz uczciwie na rezultaty w Twoim życiu.
Jeśli się nic nie zmienia, to też nic złego. No ale nic się nie zmienia.
Chyba dzięki temu masz większe zasięgi i widzą ludzie, że się udzielają osoby.
Ja to piszę, by ludzie zajmowali się sobą.
Proszę skup się na sobie, a nie myśl o reklamie i zasięgach.
Najpierw zacznij żyć świadomie, odważnie, chętnie, wolny od uzależnienia bez zmagania się i wtedy ewentualnie pogadamy o czymś innym.
Jeszcze co niektóre wpisy udostępnię w mediach społecznościowych, byś dotarł do większej liczby osób, a ewentualnych hejterów mogę zdissować za Ciebie heh.
Dziękuję.
Ale jeśli chcesz, by to odniosło pozytywny efekt, to Ty stań się wzorem do naśladowania. Wtedy inni sami zapytają co zrobiłeś.
I będziesz mógł ewentualnie ich nakierować na ten Serwis.
Niejeden już chwalił się wiedzą, którą poznał, a w oczach swoich bliskich i znajomych był nadal tą samą nieśmiałą osobą. Nikt nie brał jego słów na poważnie.
Ludzi interesują rezultaty, a nie wiedza.
Moją serdeczną pomoc masz w zasięgu ręki. :3
A Ty moją.
I czy z niej korzystasz w praktyce?
Nie bierz proszę pod uwagę tego, że zwlekam z pracą z Programem, bo jest to dla mnie priorytet, a bloga czytam sobie na tzw. boku.
Masz pracować ze swoim życiem. Program to pomoc jak tą “pracę” wykonywać właściwie.
Poza tym udzielając się do tematyki samotności. Miałem zawsze taki wiesz strach przed stratą bliskiej osoby i co to będzie, że zostanę sam i sobie nie poradzę w tym życiu.
Jakoś jesteś sam i sobie radzisz z jakością odpowiednią do swoich działań.
To nie strach przed stratą osoby (szczególnie, gdy nie masz nikogo bliskiego przy sobie), tylko to strach przed tym, co poczujesz, gdy stracisz taką osobę.
A te emocje, których się boisz JUŻ W TOBIE SĄ.
Nie mam znajomych, jestem kompletnie sam… co to będzie później?!
Zapewne w jakimś stopniu to, co teraz.
I co? Żyjesz.
Będąc nastolatkiem z tego, co pamiętam padały (kiedyś o żonie, związkach nie chciałem słyszeć) do mnie słowa typu “przecież całe życie nie będziesz sam. Musisz kogoś znaleźć.”
Nic nie musisz.
Ale dopóki nie stworzysz z kimś relacji, no to będziesz sam.
Natomiast bycie samemu, a bycie samotnym to dwie zupełnie różne sprawy.
Jedna to efekt wyboru (świadomego czy też nie), a druga to efekt własnej niedojrzałości emocjonalnej.
A dlaczego w sumie mam się dobrze nie czuć sam ze sobą?
A kto tak powiedział?
Oczywiście dążenie do relacji jest bardzo ważne, o ile nie najważniejsze,
Najważniejsze? Niby dlaczego?
ale podjąć taką decyzję w sobie, że ok – czuję się świetnie ze sobą i moja obecność sprawia mi przyjemność. To jest podejście jak najbardziej okej. Nie czując się wtedy jakiś “niedowartościowany”, tylko z takiego rozumowania dążyć do relacji międzyludzkich.
Tak, tylko tego nie da się wymusić, tylko zmierzyć z tym, przez co samemu ze sobą nie było ok i to uzdrowić/oczyścić/przepracować.
Uwalnianie emocji to nie zjedzenie pączka, by się poczuć lepiej, tylko zmierzenie się z emocjami, w trakcie czego z dużym prawdopodobieństwem będzie skręcać, będzie krzyk, będzie płacz, będzie dygotanie całego ciała, będzie mdliło, będzie mroziło. I mimo to zmierzyć się z tym, zaakceptować i odpuścić. Potem ewentualnie można iść na pączka.
Mogę brzmieć szorstko ale chcę postawić sprawę jasno.
Ostatnio zdarzyło się w kilku przypadkach, którzy “pracują z Programem” od roku lub nawet dłużej, że piszą mi – “nie wiem już czy chodzi o porno, czy o coś głębszego”… Czy oni mieli zamknięte oczy? Już w 2 Module jest jasno powiedziane – “rozpoznaj PRZYCZYNY sięgania po porno oraz KORZYŚCI z tego”…
Więc jeśli wychodzi, że uciekają od stresu w pracy, to w czym jest problem? Z porno czy stresem w pracy, czyli tak naprawdę własnym podejściem do pracy i nieświadomością w niej?
Prosto w punkt, mi się świetnie czytało, szukałem i znalazłem. Warto prostować tą bzdurę pozytywnosci na siłę, to droga z deszczu pod rynnę.
Dziękuję Piotrze, Ave! :)