Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!
Kontynuujemy serię o cnotach charakteru.
Części 1-16 znajdziesz klikając na linki poniżej:
► Cnoty (Część 1) – Wstęp i szczerość.
► Cnoty (Część 2) – Ciężka praca, Odwaga.
► Cnoty (Część 3) – Moralność, Ciepło, Pracowitość/Pilność, Niefrasobliwość.
► Cnoty (Część 4) – Wytrwałość, Dobry/uprzejmy, Bycie pomocnym, Pozytywny.
► Cnoty (Część 5) – Rozważność, Łagodność/życzliwość, Rozważny/roztropny, Dyplomatyczny.
► Cnoty (Część 6) – “Sól Ziemi”, Otwartość, Tolerancyjność, Elastyczność, Wspieranie.
► Cnoty (Część 7) – Skromny, Uprzejmy/grzeczny, Stanowczy/zdecydowany, Spokój.
► Cnoty (Część 8) – Niezawodność/bycie słownym, Budzący respekt, Miły, Cierpliwy.
► Cnoty (Część 9) – Stabilny, Honorowy, Serdeczny/ciepły, Prawdziwość/autentyczność, Zadowolenie/bycie przyjemnym.
► Cnoty (Część 10) – Humanitarność, Dostępność, Ochrona, Przyjazny.
► Cnoty (Część 11) – Dojrzały, Odpowiedzialność, Niezawodność/można na nas polegać, Troskliwość.
► Cnoty (Część 12) – Przyzwoitość, Idealistyczny, Uporządkowany/zdyscyplinowany, Normalny.
► Cnoty (Część 13) – Zdrowy rozsądek-świadomość, Sprawiedliwość.
► Cnoty (Część 14) – Etyczność, Balans/zbalansowany, Respekt.
► Cnoty (Część 15) – Uradowany/radosny, Poczucie humoru, Lojalność, Zdrowie.
► Cnoty (Część 16) – Słuszność/godziwość, Wierność, Mądrość.

Woohooo! Część 17 i ostatnia! Ale jazda! :)

Napisanie tej serii zajęło mi 9 miesięcy, niektóre artykuły pisałem miesiąc – są obszerne jak niewielkie książeczki! A pewnie gdybym jeszcze się im przyjrzał, sporo bym dodał. Jednak seria ta jest tak ważna, że nie mogła być napisana skrótowo ani po łebkach ale też nie mogłem nad tym siedzieć w nieskończoność.

Włożyłem masę wysiłku, by były jak najbardziej pomocne i odnosiły się do realnego życia, a nie wyssanych z palca wyobrażeń i fantazji. Oraz by przekładały się na namacalne, pozytywne zmiany.

Poruszone tematy są fundamentem jeśli zależy Ci na zdrowiu i uzdrowieniu uzależnienia – czyli generalnie na cnotliwym życiu. Bo tylko życie cnotliwe uzdrowi Cię z uzależnienia. Nie żadne sztuczki, ani walki. Nie liczenie dni. Nie nofapy. Nofap to tylko jeden element całego procesu zdrowia – wybór, by rozprawić się z tym problemem – to wybór końcowego efektu. Ale to jakby podjąć decyzję, by pojechać na urlop nad morze. To tylko decyzja. A co z całą resztą? Nie męczenie się doprowadzi Cię nad morze. Oczywiście można założyć ciężki plecak i iść nad morze z buta. Nawet dojść nad morze. Ale nie da się żyć przyjemniej?

Decyzja, by nie oglądać porno to jak decyzja, by mieć umięśnione ciało, gdy jesteś chudziną. To się samo nie zrobi i męczenie się, by nie leżeć tylko na sofie przed TV Ci tego nie da. Ani liczenie dni ile razy już poszedłeś/poszłaś na siłownię. A jeśli chcesz tylko nie oglądać porno czy nie masturbować się, to tak jakbyś próbował żyć nie podnosząc żadnych ciężarów. Jednak łatwiej żyje się z silnym ciałem, gdy okazyjne podniesienie czegoś ciężkiego nie będzie żadnym problemem, zgadza się? Przy okazji będziesz miał(a) więcej energii, poczucia wartości, radości, będziesz bardziej atrakcyjny/a dla innych i wiele więcej.

Żyć cnotliwie nie możesz raz na jakiś czas albo gdy znowu mocno zabolą Cię konsekwencję niecnotliwego, nieświadomego, nieodpowiedzialnego życia.

Nie możesz tego udawać, robić raz na jakiś czas czy sądzić, że nie możesz, bo stało się coś w świecie. Życie cnotliwe to życie niezależne od świata i podlegające WYŁĄCZNIE Twoim decyzjom. W tym cały sęk – wybierasz cnotliwość, a nie np. społecznie uznawane reakcje jak nienawiść, stresowanie się, martwienie czy zazdrość i jeszcze usprawiedliwianie tego np. tym, że tak robią inni. Świat zewnętrzny ewentualnie przetestuje Twoją decyzję – czy naprawdę to wybrałeś/aś, czy tylko tak mówisz. I pomoże Ci ujawnić to wszystko, co jeszcze niecnotliwe i poza świadomością. Jeśli będziesz oddawać odpowiedzialność i się usprawiedliwiać, pozostaniesz uzależniony/a.

Zauważyłeś/aś, mam nadzieję, że cnotliwość nie ma nic wspólnego z brakiem seksu. Nie ma tu słowa o wytrzymywaniu z seksem do ślubu itp. pierdoły, które się powszechnie nazywa i uważa za cnotliwe. Oczywiście czekanie z seksem to MOŻE być cnotliwa praktyka, gdy np. będzie zależało nam na uwolnieniu przywiązania, rozwoju dojrzałości emocjonalnej, uwalnianiu oporu, wglądzie we własną seksualność i energię pożądania, nauce cierpliwości, dyscypliny i więcej.

Ale mało kto to ma na uwadze, gdy z seksem zwleka. Zwleka się zazwyczaj z poczucia winy i strachu – bo ktoś inny kazał/zabronił. Co cnotliwe nie jest. I nazywanie tego “byciem czystym do ślubu” pokazuje, że seksualność i seks sami demonizujemy, uważamy za brudne, nieczyste, degenerujące człowieka. Ludzie mówią – “chcę zachować czystość”. A po ślubie co – będą się brudzić, robić nieczyste rzeczy? No przecież to jest absurd. Jeśli nie chcesz robić czegoś brudnego, to nie rób tego nigdy. Zaś jeśli coś nie jest ani złe, ani brudne, ani jakkolwiek negatywne, to nie tłumacz się tym jakie to rzekomo jest, co stanowi wyłącznie projekcję własnych zaniedbań i naiwność. Podejmij odpowiedzialną decyzję na podstawie tego, co Ty uważasz za ważne dla siebie.

Seks po ślubie wcale nie musi być bardziej święty, niż przed. Bo to jaki jest seks – uprawiany z integralnością czy nie – zależy od Ciebie. Ślub magicznie nie zmieni Twoich intencji, postrzegania, nastawienia, nadanych wartości, znaczenia, etc. Zwalanie odpowiedzialności na Boga – że niby Bóg ukarze Cię za seks przed ślubem, a po ślubie już nie, jest dziecinne. Zaś wiernymi możemy być i bez ślubu. Bo wierność to cnota, a nie tylko narzucona powinność za dokument małżeński.

Naprawdę w takim wypadku pozwolenie sobie na seks dopiero po ślubie nie ma żadnej wartości. Jest bez sensu.

Bo ludzie nie rozumieją, że integralność nie ma nic wspólnego ze światem zewnętrznym. Uważa się, że seks jest jakiś. Ale tak nie jest. To jaki seks będzie dla nas zależy od nas. Seks uprawiany integralnie to poziom 250. Podobnie ze zdrową masturbacją, której uczę w WoP. Ogólnie integralna seksualność to poziom 250. Jest więc zdrowa. To że przysięgniesz wierność przed ołtarzem wcale nie musi oznaczać, że będziesz żył(a) integralnie. Przysięga to dopiero początek. Bo jeśli tak nie żyłeś/aś, to ujawni się to wszystko dlaczego nie.

Masturbacja może być postrzegana jako samogwałt i uprawiana ze wstydem i poczuciem winy. Wtedy jej poziom może być nawet poniżej 100 i doświadczenie człowieka, który masturbuje się w ten sposób to odzwierciedli. Błędnie jest sądzić, że przykre doświadczenie bierze się z samej masturbacji, bo ona jest zła. Tak nie jest.

Seks przed ślubem MOŻE być błędem. Ale równie dobrze seks po ślubie może być nie lepszy, a nawet gorszy. W wielu małżeństwach przypomina to raczej prostytucję – kobieta ma niechętnie seks z mężczyzną tylko dlatego, by on sobie ulżył i on w zamian utrzymuje ją. I to już jest w oczach ludzi ok. Ale jednorazowa wspaniała przygoda dwójki życzących sobie dobrze młodych ludzi to piekło i szatani…

Więc ta sama czynność ale wykonywana integralnie lub nie prowadzi nas albo w stronę degeneracji życia i choroby, albo w stronę zdrowia i szczęścia. To zależy od nas. Ale mało kto to rozumie i najlepsze co wymyślono to nazwanie ogólnie masturbacji gwałtem przeprowadzanym na sobie, zawstydzanie wszystkich, którzy ją przeprowadzają (szczególnie mężczyzn) i ew. zaleca się całkowite unikanie masturbacji, bo albo to wstyd, albo grzech, albo jedno i drugie. Seksu przed ślubem też się zakazuje. I co to daje? Tylko zmaganie, męczenie, uzależnienia, depresje, wstydzenie się i obwinianie. I robimy to już dzieciom. A potem dzieci robią same sobie nawet przez całe życie.

To wszystko NIE JEST pozytywnym kierunkiem. Bo nie jest odpowiedzialne. Nie jest integralne. To cały czas granie ofiary.

NIE mówię, by się gzić ze wszystkim co się rusza. Mówię o integralności i odpowiedzialności.

Nie możesz demonizować wszystkiego, co albo sam(a) uważasz za złe, z czym sobie nie radzisz, czego się wstydzisz czy boisz. Bo dojdzie do absurdów jak banie się odpowiedzialności za własne życie. To zwykłe projekcje i jeśli będziesz ich dokonywać, radość będzie znikać z Twojego życia, gdyż sam(a) będziesz ograniczać spektrum pozytywności w Twoim życiu i to na co sobie pozwalasz. I pojawią się dodatkowe problemy.

Jest przecież masa ludzi, którzy cały świat uważają za zły i boją się wychodzić z domu. Albo wszystkich ludzi też uważają za złych i z nikim nie utrzymują kontaktu lub utrzymują powierzchowny i tylko z tymi, z którymi muszą – np. współpracownikami.

Osądzanie, a potem unikanie to nie jest cnotliwość. To trochę jak dziecięca zabawa w “podłoga jest lawą” – najpierw sami uznajemy, że gdzieś jest niebezpieczeństwo i staramy się tego uniknąć. Ok, zabawa jest fajna. Ale dla dzieci i w formie zabawy. Ale już dorosłe życie w ten sposób doprowadzi do poważnych kłopotów.

Naprawdę trzeba przesiać esencję od własnej percepcji. Wiesz, że kłamstwo jest negatywne niezależnie co o nim sądzisz i należy unikać kłamania oraz warto mówić prawdę. Dla własnego zdrowia. Ale już np. sądzenie, że kobiety są złe, bo Ci kilka dało kosza jest nietrzeźwością. I dorabianie do tego dalszych filozofii (np. że kobiety szukają najlepszych genów, a nasze są gorsze) to już tylko dalsze brnięcie w nietrzeźwość. Czasem i szaleństwo.

Nikt nie szuka żadnych najlepszych genów, tylko tego, co sam(a) uznał(a) za znaczące, wartościowe. Dla jednych będzie to przypakowany, łysy osiłek, dla innych byle kto z pieniędzmi, dla kogoś innego kochający, odpowiedzialny, odważny człowiek. Oczywiście jeśli uważamy, że są jakieś najlepsze geny, to za dobre uznamy ich szukania pod postacią np. lśniących włosów czy dudniącego głosu. Ale czy to czyni człowieka lepszym od innych? Nie. To wszystko tylko projekcje.

A co jest ważne dla Ciebie? Czy jakaś cnota? Czy Twoja własna droga, rozwój, życie, szczęście są dla Ciebie ważne? Jeśli nie – dlaczego nie? Napisz w komentarzu.

Podkreślę – szukanie fajnego seksu, dużych cycków czy czegokolwiek innego złe nie jest. Ale też nie jest jakąś tam szczególnie szlachetną drogą. ;)

Ok, a jeśli Ty pragniesz wiernej partnerki lub wiernego partnera, to czy Ty praktykujesz cnotę wierności? Jeśli tak, to względem czego już jesteś wierny/a? I dlaczego jest dla Ciebie ważna wierność? Bo jeśli partnerka lub partner nie byliby wierni, to będziesz czuć wstyd, winę, żal? Innymi słowy chcesz, by byli cnotliwy, byś Ty się źle nie czuł(a)? No to tak średnio.

Jeśli z wiernością zamierzasz czekać do ślubu, to nie licz, że znajdziesz wierną osobę. No bo sam(a) nie wybierasz wierności już teraz. A skoro tak, to podświadomie sam(a) przesiejesz osoby wierne od niewiernych i będziesz szukać w tej drugiej grupie. Nie dziw się jeśli doświadczysz niewierności ze strony innych. Nie oczekuj cnotliwości od innych, jeśli sam(a) nie żyjesz cnotliwie.

Właśnie usłyszałem bardzo trafny cytat – “Lekarz leczy, natura uzdrawia”. Są to słowa Hipokratesa, nazywanego ojcem medycyny.

I tak ludzie się leczą, nawet dziesiątki lat. Ale nie są zdrowi. Dlaczego nie? Bo nie żyją normalnie. Nie żyją na pozytywnym spektrum życia – nie żyją cnotliwie. Żyją nienormalnie, niezdrowo. Cóż lekarz może poradzić, jeśli sami blokujemy i odbieramy sobie zdrowie i szczęście? No, może zająć się niektórymi konsekwencjami tego, zaproponować korekty (np. unikać cukru, gdy doświadczamy pewnych dolegliwości), przepisać coś, co wspomoże życie (suplementy, leki). Ale nic nie uzdrowi, dopóki my będziemy utrzymywać to, czego brak zdrowia jest konsekwencją.

Dlatego nigdy nie powstanie lek na uzależnienie. Gdyż uzależnienie to konsekwencja życia dalekiego od cnót.

Nigdy nie powstanie też lek na cierpienie. Nigdy nie powstanie lek leczący depresję. Lek może wspomóc procesy regeneracji mózgu, wspomóc produkcję pewnych hormonów lub wspomóc blokowanie działania negatywnych konsekwencji – tak jak nastawienie i usztywnienie złamanej ręki. Ale jeśli nie zmienimy nic w tym jak żyjemy, nie rozprawimy się z negatywnymi pozycjonalnościami, intencjami, postrzeganiem, nastawieniami, itd., to tak jakby lekarz nastawił nam złamaną rękę po upadku na rowerze, a my nadal byśmy próbowali jeździć tak samo i upadali na tę rękę łamiąc ją. Takie życie będzie oczywistą mordęgą. Ale przecież możemy nauczyć się jeździć na rowerze. A jeśli mamy z tym problemy, możemy poprosić kogoś o pomoc, asekurację, dopóki nie będziemy już potrafili sami utrzymać równowagi. A jeśli nierozsądnie zaczniemy jechać za szybko dla naszej umiejętności, to znowu upadniemy. Naprawdę nie musimy skazywać się na zmaganie.

Szukaj pomocy!

Najprostsza sprawa – martwienie się. Czy samo to słowo nie pokazuje jak wielkim błędem to jest co właściwie robimy? Wybieramy nie życie, tylko martwość. I jeszcze nazywamy to troską o kogoś czy o swoje życie… Mylimy więc życie ze śmiercią… No, jeśli takich błędów popełniamy setki od lat, może nawet przez całe życie, to nie dziwmy się, że jest nam trudno. Picie trucizny i nazywanie tego odżywaniem się jest poważnym błędem.

Czy dostrzegamy absurd w martwieniu się o swoje zdrowie?

A to wszystko przecież elementarz i jak się to przemyśli, to oczywisty. Zaś prozdrowotne konsekwencje zmian są nie do opisania. Bo normalność to zdrowie, a zdrowie to normalność. A nie tajemnice wszechświata czy coś zależnego od “kaprysu losu”. Normalność to nie jest bycie nudnym, nieważnym robakiem czy owcą w wielkim stadzie, która się niczym nie wyróżnia i przez to nie ma wartości. Z drugiej strony robienie głupot, by zwrócić na siebie uwagę też nie jest normalne.

Po tym czego doświadczamy możemy sobie uzmysłowić jak zboczyliśmy z życia cnotliwego. Jeszcze wymagamy, aby to świat się zmienił, a nie my. Jeśli żyjesz jak ciapa, to nie licz, że świat nagle zrozumie jak Ci jest źle, jak Ci się ciężko żyje, jak najprostsza czynność jest dla Ciebie trudna i wymagająca. Nikt Ci nie będzie współczuł. Nie w społeczeństwie, w którym żyjemy. I nie jest to nic smutnego, nic strasznego, nic złego. Dlaczego nie? Bo możesz przestać żyć jak ciapa i zacząć żyć odpowiedzialnie. Wtedy automatycznie zmieni się niemalże wszystko. I zamiast współczucia czy litości, na które możesz liczyć, zaczniesz otrzymywać szacunek.

Oczekiwanie, by zmienił się świat nie jest rozsądne. Bo świat nie zmienił się od tysięcy lat. Zmieniły się jakieś szczególiki ale nie esencja. Pod wieloma względami żyje się lepiej i łatwiej. Ale jeśli upuścisz kubek, to pęknie upadając na ziemię. Jeśli przestaniesz oddychać, to zaczniesz się dusić. Jeśli stawisz opór, to będziesz cierpieć i stracisz energię. Tak było 10000 lat temu i tak będzie za kolejne 10000 lat. A jeśli ktoś wyprodukuje nietłukące się kubki, to czy naprawę zmieniło się życie?

To czego nauczał Jezus 2000 lat temu i czego nauczali Buddowie tysiące lat przed Jezusem jest tak samo aktualne teraz. Jeśli wybaczysz swojemu winowajcy dziś, to doświadczysz takiej samej ulgi, poczucia wolności i radości dziś, jakbyś poczuł(a) 2000 lat temu. Konsekwencje wyboru cnót 7000 lat temu są takie same jak ich wybór dzisiaj i będą takie same za 49000 lat. Jedną z ról tego bloga jest uwzględnienie cech dzisiejszych czasów – m.in. uzależnienia od pornografii, które niegdyś nie istniało. 7000 lat temu nie nazwałbym tego bloga “Wolność od Porno”, tylko zapewne “Wolność od Nienawiści i Dźgania Innych Przy Każdej Okazji”. ;)

58. Szczęśliwy (395)

Bycie szczęśliwym to cnota. A to oznacza, że szczęście jest to wybór i dążenie.

A teraz porównajmy to do powszechnych przekonań, że np. szczęście przynosi dopiero sukces, związek, seks, pieniądze albo że przynosi je los – czyli ogólnie bierze się ze świata, od którego zależymy. Innym jeszcze przekonaniem jest to, że szczęście to wygrana na loterii genów – ładna buzia, duże cycki czy mięśnie. Otóż nie. Dlaczego nie? Bo dopóki dziecku nie powiemy, że jest brzydkie lub brzydsze, to samo nigdy tak na siebie nie spojrzy i będzie szczęśliwe. A może uwierzyć w tę bzdurę tylko przez swoją niewinność i niemożność rozpoznania tego, co sprzyja życiu od tego, co nie sprzyja.

Ale – w jednej chwili możesz być wściekły/a lub smutny/a, odpuścić przywiązanie do tych emocji i opór przed radością istnienia i momentalnie pojawi się szczęśliwość. To Twój wybór.

Szczęście pokazuje nam, że do zapłaty jest cena – odpuszczenie masy uprzedzeń, wszelkich negatywności, oporu i emocjonalności. Ale nie tylko. Jest wysoko nad odwagą, ochotą i innymi cnotami. Czyli bez przebycia dość solidnej drogi rozwoju ŚWIADOMOŚCI (ale też osobowości), trudno jest o szczęście. Nie dlatego, że los/Bóg/cokolwiek innego nam je odbiera. Tylko dlatego, bo sami wybieramy to, co jest na przeciwnym spektrum.

Ludzie też niestety sądzą, że szczęście przynosi poziom ROBIĆ. Tak nie jest. Co pokazuje, że można zaharowywać się 40 lat po 16 godzin na dobę, a szczęścia jak nie odczuwaliśmy, tak nadal go nie ma w naszym doświadczeniu. Bo szczęścia nie determinuje poziom ROBIĆ, tylko BYĆ. Natomiast poziom ROBIĆ reprezentuje poziom BYĆ.

Dwie osoby mogą robić to samo ale jedna pragnie uwagi, szacunku, uznania, więc robiąc to zmaga się, czuje wieczną niepewność, lęk, nie widzi własnej wartości, bo uzależnia ją od wyników swojej pracy. Zaś druga robi to z szacunku, radości, chęci, by dawać jak najwięcej od siebie. Jej poczucie wartości nie jest niczym zagrożone, ta osoba się nie boi ani działać, ani popełnić błędu. Bo wie, że gdy się pomyli, to będzie to dla niej cenna lekcja czego nie robić.

Innymi słowy – jeśli np. nie żyjemy swobodnie, to przyczyny braku tej swobody są jednocześnie tym, przez co nie pozwalamy sobie na szczęśliwość. Szczęścia nie da nam działanie w żadnej ilości, ani zmuszenie się. Ale odpuszczenie tego oporu jednocześnie zwolni nasze hamulce przed działaniem jak i odsłoni doświadczanie szczęśliwości.

Przypominam co to jest opór, bo to dla większości również nadal kosmiczna tajemnica.

Opór to Twoje nastawienie/postawa wobec czegoś. Opór to nastawienie/postawa niechęci.

Opór to również automatyczna konsekwencja grania ofiary. No bo jeśli wybierasz granie ofiary wobec czegokolwiek, to wybierasz to z niechęci do czegoś. Więc jednocześnie z mentalnością ofiary wybierasz opór.

Ludzie natomiast kombinują jeszcze bardziej – nie tylko nie są świadomi własnych decyzji ale stawiają się w roli ofiary oporu! Mówią sobie – “Nie mogę, BO czuję opór”! Wow! Czyli udają szlachetnych, którzy “by chcieli ale nie mogą, bo czują opór, który im nie pozwala chcieć/działać”. Tak to mniej więcej wygląda u większości moich klientów i ogólnie ludzi.

Nie, opór niczego nie ogranicza, bo opór to Twoja decyzja. To Ty wybierasz niechęć, a to co czego doświadczasz i czujesz – spadek energii, napięcie, niechęć, brak motywacji, negatywne myśli – to wszystko konsekwencje tej pierwotnej decyzji. No ale to bardzo sprytne powiedzieć sobie, że czujemy opór i dlatego nie możemy i gdyby nie ten opór, to byśmy żyli z taką energią i zapałem jak pszczoły na wiosnę. To kłamstwo.

Nie chcemy tak żyć, opieramy się. Tu nie ma miejsca na przyczynę i skutek – przyczyna: opór, skutek: niemoc. Jest tylko nasza decyzja – niechęć. Nie ma żadnych uczuć, napięć czy czegokolwiek w świecie, co by nas ograniczało.

Wiedząc to możesz wybrać szczęśliwość, bo już rozumiesz, że to wybór. I ten wybór od razu zacznie ujawniać warstwa po warstwie wszystko to, czym odciąłeś/odcięłaś się od szczęśliwości. Czujesz teraz opór? No czujesz go, bo sam(a) go stawiasz. Zacznij go odpuszczać. Sam nie zniknie nawet do końca życia.

Zauważ – szczęśliwość to poziom 395, czyli już niemal poziom świadomości nazwany Rozsądkiem. Innymi słowy – bez rozsądnych decyzji nie będziemy szczęśliwi. Dlaczego dziecko lub głupiec potrafią doświadczać szczęśliwości? Bo nie podjęli żadnych nierozsądnych decyzji – np. (jeszcze) nie uwierzyli, że coś z nimi jest nie tak. Nikt im nie dał tego przekonania “w prezencie”. Ale nawet jakby dał, to możemy uwolnić energię, którą je zasilamy i przestać się tego przekonania trzymać oraz mu opierać.

Przypomnę bardzo interesującą i ważną tabelkę:

Widzimy, że do poziomu 200 bardzo niewiele ludzi uważa, że ich życie jest ok. Co oczywiście nie znaczy, że są szczęśliwi. Po wejściu na poziom pozytywności, ludzi, którzy uważają swoje życie za ok jest prawie trzykrotnie więcej, niż na poziomach dumy, gniewu, pożądania i strachu razem wziętych. Poziom bezrobocia spada sześciokrotnie, poziom przestępczości spada ponad pięciokrotnie, poziom ubóstwa spada w zaokrągleniu piętnastokrotnie. Wystarczy do tego wzięcie odpowiedzialności za siebie i mówienie prawdy.

Dlaczego osoba na poziomie 500-600 może uważać, że jej życie nie jest ok? Bo wybrała jeszcze większy wzrost. Widzimy, że tylko 2% ludzkości na poziomie Rozsądku i Miłości w ogóle wspina się jeszcze wyżej, niż Miłość Bezwarunkowa. Dla człowieka na poziomie 500 problemem jest, że nie jest na 505.

Natomiast zazwyczaj ludzie na poziomach <200 uważają życie za ok dopiero wtedy, gdy zrealizują społecznie uznawane za normę warunki jak zarobki pozwalające utrzymać rodzinę, rodzina – żona/mąż i dzieci; samochód, etc. Ale wystarczy, że pojawi się z tym jakiś problem i są w stanie swoją percepcję życia zmienić w mgnieniu oka – np., że życie jest niesprawiedliwe, przerażające, beznadziejne, antagonistyczne.

Tabelka pokazuje, że życie odpowiedzialne (poziom 200+) to takie życie, w którym decyzje jakie uznasz za najlepsze i jakie podejmiesz będą sześciokrotnie mniej prawdopodobne, że doprowadzą do bezrobocia, piętnastokrotnie mniej prawdopodobne, że doprowadzą do ubóstwa, trzykrotnie większe będzie prawdopodobieństwo, że będziesz prowadzić takie życie, które sam(a) uznasz za ok i 5 razy mniejsza szansa, że albo będziesz popełniać przestępstwa lub doprowadzisz do sytuacji, w której przestępstwo uznasz za konieczność.

A ludzie piszą mi, że boją się odpowiedzialności. Ale wcale się nie boją odpowiedzialności, tylko przywiązali się do lęku, opierają się zmianie i bezmyślnie projektują to na życie odpowiedzialne. Bać powinni się życia nieodpowiedzialnego, bo żyjąc na poziomie dumy i niżej mają 50% szans na bezrobocie i 22% na życie w ubóstwie. Nie mówiąc o degradacji zdrowia oraz oczywiście postępującego uzależnienia.

Tabelka pokazuje, że jeśli weźmiesz odpowiedzialność za dowolny temat i problem w Twoim życiu, to wielokrotnie rośnie szansa, że go skutecznie rozwiążesz bez męczenia się. I nawet jeśli przed Tobą będą kolejne problemy do rozwiązania i zaniedbania do korekty, dla Ciebie to już będzie ok. Nie będziesz się temu opierać, ani uciekać. I dlatego to w końcu rozwiążesz.

Widzimy też, że jeśli będziesz uciekać od swoich problemów, zwalać za nie odpowiedzialność czy winę na innych, na świat, na Boga, itd., to uniemożliwisz sobie życie szczęśliwe i kierować się będziesz w stronę problemów. Przypominam, że Jezus Chrystus mówił o tym 2000 lat temu. Buddowie jeszcze wcześniej. To sam fundament, jak mówiłem – elementarz. Tysiące lat minęły, a dla 80% ludzkości to nadal wielka tajemnica…

Blog ten powstał m.in. dlatego, by pokazać z czego wynikają problemy na tej prostej i wąskiej drodze. Jest oczywiście dla wszystkich ale głównymi odbiorcami są ci, których już konsekwencje ich błędnych decyzji tak mocno zabolały, że zaczęli szukać. Gdyby nie to, pewnie minęłyby kolejne tysiące lat.

Przykład negatywnych, czyli błędnych percepcji i decyzji – postrzeganie oporu jako uczucia, które następnie próbuje się przełamać… No, to gwarant, że się będziesz męczyć za każdym razem, gdy stawisz opór i oczywiście nic nie przełamiesz. Bo próby przełamania oporu to jak próby przełamania wiatru czy uśmiechu. Albo to jak próby pisania zapachem. To niewłaściwe do tego narzędzie. Przełamać możesz deskę ale nie własną decyzję. Decyzję możesz zmienić, gdy porzucisz przywiązanie do korzyści z dotychczasowych decyzji i oporu przed podjęciem nowej.

Szczęście wymaga od nas życia racjonalnego, czyli zaczepionego w rzeczywistości.

Tabelka też pokazuje nam, że szczęście nie jest potrzebne, by żyć na godnym poziomie. Wcale nie musisz wieść szczęśliwego życia, by mieć pracę, godną płacę i rodzinę. Nawet swoje życie możesz uznać za całkiem ok. Ale też widzimy, że niechęć do życia szczęśliwego nie jest racjonalna.

Szczęście jest rozsądne!

A np. zamartwianie się jest? Zdrowy rozsądek jako cnota to poziom 300. Martwienie się, niepokoje, wycofanie, zatroskanie to przekrój 100-124. Czyli różnica to ok. 200 punktów (skala logarytmiczna). Martwiąc się (poziom 100) masz 50% szansy na życie bez pracy, 22% na życie ubogie. A wystarczy, że zaczniesz się jeszcze użalać i szansa na życie bezrobotne rośnie do 75%, a na ubóstwo do 40%. Bo z tego poziomu podejmiesz takie decyzje.

Widać, że życie emocjonalne nie sprzyja dobru, szczęściu, sukcesowi. Rozumiesz znaczenie wysokiej inteligencji emocjonalnej?

Inteligencja emocjonalna nie oznacza, że mądrzej się denerwujesz. Tylko że nie podejmujesz na bazie emocji ŻADNYCH decyzji. Nie oznacza to, że emocje przestajesz czuć. Tylko że czując je nie spieprzysz sobie życia.

Nie oznacza to też, że emocjonowanie się jest to złe. Tak jak zimna woda nie sprzyja zaparzeniu herbaty nie oznacza, że zimna woda jest zła. Jest po prostu nieodpowiednia do zaparzenia herbaty. Tak jak np. martwienie się jest nieodpowiednie, by żyć szczęśliwie i mieć pieniądze.

Jednocześnie widzimy dlaczego ludzie tak uwielbiają się gniewać, puszyć z dumy czy pożądać. Bo wyjście z poziomu Lęku (<100) na poziom Pożądania (100-124) już dramatycznie polepsza jakość życia (już nie 2% ludzi uzna, że ich życie jest ok, tylko 15%). Człowiek pragnący mieć lepszy telewizor ma tylko 50% szans, że popełni przestępstwo, by go zdobyć (a więc 50% szans, że zrobi coś konstruktywnego, by te pieniądze zarobić i kupić nowy telewizor). Człowiek na poziomie niższym od pożądania ma 91% szansy, że popełni przestępstwo. Lub popełniłby, gdyby miał na tyle energii. Więc gdy go coś wystarczająco przestraszy, prawie na pewno zrobi coś niegodziwego (np. zamiast wziąć się do roboty i zarobić na telewizor, to wyda pieniądze na narkotyki, by odciąć się od nieprzyjemnego uczucia). Zazwyczaj ludzie na tak niskim poziomie sami nie robią nic złego. Ale gdy już zbiorą się w grupę, doprowadzają do dewastacji i przestępczości na szerszą skalę.

Biorąc to wszystko pod uwagę, rozważmy jak nietrafione są pytania “Jak znaleźć szczęście?” czy “Jak być szczęśliwym?” Ale odpowiem na nie.

Jak znaleźć szczęście? Przestać uciekać od swojego życia, od emocjonalności, od problemów, od kłopotów, wyzwań, marzeń i celów. Uczciwie rozpoznać wobec jakich tematów we własnym życiu żyjemy poniżej Rozsądku i zacząć nad tym pracować. Porzucać więc wszystko co trzyma Cię na poziomach Wstydu, Winy, Apatii, Żalu, Strachu, Pożądania, Gniewu i Dumy i kierować się cnotliwością. Nie przywiązywać się i nie opierać.

Jak być szczęśliwym? Żyjąc odpowiedzialnie i przynajmniej odważnie. Mówić prawdę. Nie kłamać, nie fałszować kontekstu. Dążyć do prawdy. Wybaczać sobie i innym, odpuszczać, nie przywiązywać się, żyć bez oczekiwań i wymagań. Nie kontrolować innych. Przestać wierzyć, że np. poczucie bezpieczeństwa zapewni Ci zamek w drzwiach za 1000 zł. Ale też nie odmawiaj sobie tego czego pragniesz. Dąż do tego. Mierz się z dyskomfortem. Nie usprawiedliwiaj się. Zwiększaj swoją inteligencję emocjonalną.

Skąd się bierze szczęście? Szczęście to konsekwencja życia na tym wysokim poziomie świadomości. Czyli to efekt intencji i poddania wszystkich korzyści, wliczając ukrytą przyjemność, ze wszystkiego, co jest poniżej tego poziomu.

Nie musisz szczęścia szukać, walczyć o nie, bać się jego utraty, etc. Ale też nie możesz liczyć, że siedząc na tyłku i tylko czytając o tym ono nagle się pojawi jak mucha, która wleciała przez uchylone okno. No już sam fakt, że siedzisz na tyłku, a nie aktywnie, ochoczo działasz wynika z utrzymywania oporu.

Możesz też wybrać jedną cnotę i praktykować ją 24/7. BEZ ŻADNEGO WYJĄTKU. To też wywinduje Cię na poziom szczęścia.

Więc gdy następnym razem jakiś milioner wrzuci zdjęcia swojego jachtu, na którym spędza sobie wakacje z 5-cioma modelkami, a Ty zaczniesz się użalać – “Takiemu to jest łatwo być szczęśliwym”, to ucinasz to. Bo wiesz już, że to Ty uzależniłeś szczęście od tego i jeszcze zwalasz odpowiedzialność za swój żal. Jeśli on jest szczęśliwy, to POMIMO tego, że ma jacht, a nie dzięki temu. I pewnie też ma to, bo żyje rozsądnie. Poza tym jeśli byłby szczęśliwy, to po co wrzucałby te zdjęcia? Gdy ja jestem szczęśliwy, to nie robię sobie zdjęcia w samych slipkach i nie wrzucam tego na fejsbuki, instagramy i gdzie jeszcze popadnie. Tylko ew. odzywam się do bliskiej osoby i dzielę się tą pozytywną energią. Nikt poza mną i tą osobą o tym nie wie.

Dobrze przemyśl swoją percepcję i postępowanie, bo tu nie ma już miejsca na usprawiedliwianie się i zwalanie odpowiedzialności oraz projekcje. To Twoje życie i Ty doświadczysz konsekwencji Twoich decyzji.

Jeszcze przyjrzyjmy się tej tabelce pod kątem uzależnienia. Uzależnienie od narkotyków to poziom 95. Uzależnienie samo w sobie to poziom 125. Pornografia to poziom 100. Uzależnienie od alkoholu to poziom 90. To więc życie na granicy między poziomem bezrobocia 50% i 75%; między poziomem ubóstwa 22% i 40%; między poziomem przestępczości 50% i 91%; między szansą, że własne życie uznamy za ok 15% i 2%.

To więc bardzo ważna granica. I to znowu pokazuje dlaczego tak wiele ludzi chce nienawidzić uzależnienia. Bo to wzniesie Cię na relatywnie wysoki poziom Gniewu – 150 do 174. Ale to tyle. To dalej życie w negatywnym spektrum, to dalej życie niecnotliwe, choć przez pewien czas to będzie właściwy kierunek. Ale jeśli przyjdzie moment na wybór odwagi, a Ty znowu wybierzesz nienawiść, to to co Cię wzmacniało, zacznie Cię osłabiać. To co pomogło Ci względem lęku stanie się przeszkodą i blokadą na dalszym (niezbędnym) wzroście.

Racjonalnym jest to rozumieć.

59. Racjonalność (405)

Na poziomie Rozsądku, którego jedną z ekspresji jest racjonalność jako cnota, jest tylko niecałe 10 procent ludzkości. Ogólnie na poziomie Odwagi i wyższych jest niecałe 20% całej ludzkości. Cała reszta jest w spektrum emocjonalności i jej projekcji na rzeczywistość. Czyli 80% ludzkości jakością swojego życia nie sprzyja życiu na tej planecie. Jest to równoważone przez niecałe 20% tych, którzy żyją naprawdę pozytywnie – integralnie.

Można więc rzec, że tylko kilkanaście procent ludzkości żyje dość trzeźwo. Bo trzeźwość to m.in. taka jakość życia, która mu sprzyja.

Ok, cóż to za zwierz – ta racjonalność? I dlaczego stanowi “koronę cnót” (nie mówię tego, że jest w jakiś sposób lepsza od reszty)?

Bowiem każda cnota jest racjonalna. I jednocześnie racjonalność zawsze jest lepszym wyborem, niż wszystko, co emocjonalne. Zawsze. Nie ma od tego wyjątków.

No pomyśl – jeśli ktoś zajedzie Ci drogę, a Ty się wściekniesz, to jest Ci z tym lepiej? Naprawdę wściekłość na drugiego człowieka i jego obwinianie poprawi jakość Twojego życia? Oczywiście, że nie. Twoja jakość życia jest natychmiast zdegradowana. Ale nie przez kogoś, kto zajechał Ci drogę, tylko przez Twoją reakcję, która wynika z Twojej negatywnej percepcji i pozycjonalności – z Twojego poziomu świadomości.

Jeśli wybierzesz racjonalność i postanowisz przyjrzeć się tej sytuacji z poziomu rozsądku, znajdziesz taki KONTEKST, w którym wcale nie musisz się denerwować, ani cierpieć. Co więcej – możesz się nawet cieszyć, że ktoś jeździ jak jeździ. Niezależnie od tej osoby i tego co zrobiła oraz co zrobi, Twoje życie może się nawet polepszyć. Bo jeżeli dostrzeżesz, że przestałeś/aś cierpieć z powodu tego, co robią inni ludzie, to czy nie powód do wyboru szczęścia?! Czy to nie wspaniała informacja o Twojej ewolucji?! Czy to nie uświadomi Ci z jaką swobodą i wolnością oraz niezależnością od świata możesz żyć? I już nikt Ci tego nie zabierze!

Racjonalność jest taką jakością życia i percepcji, która jest maksymalnie oddalona od emocjonalności ale nadal nie jest Miłością. Oznacza to, że żyjemy nadal w wielu iluzjach, bo zapewne większość naszej percepcji opieramy o pracę umysłu i zmysłów ale już w dużo mniejszym stopniu opieramy to o emocje.

Warto wiedzieć, że to, co dla ludzkości stanowiło jedną z największych pomocy – wszystkie wynalazki i medycyna opierają się o badania ludzi na poziomie Rozsądku – to dla wejścia na poziom Miłości, rozsądek stanowi przeszkodę, barierę.

Pomyślmy – czy zgwałcona kobieta może znaleźć jakikolwiek racjonalny powód, by wybaczyć gwałcicielowi, współczuć mu i nawet go kochać? Pewnie że nie. Człowiek nadal emocjonujący się mógłby się nawet wściec, dostać białej gorączki na samo wspomnienie o tym. Ale dla człowieka dążącego do Miłości to jest oczywiste i odpowiedź klarowna – bo aby kochać nie jest potrzebny żaden racjonalny powód. Kochamy dla samego kochania, a nie z jakichś powodów. Szukanie powodów do miłości jest w naszych oczach niedorzeczne. Ludzie w spektrum emocjonalności nie tylko mylą emocje z miłością ale jeszcze sądzą, że miłość bierze się od innych. Lub że można kochać tylko kogoś, a siebie nie…

Tak jak ze szczęściem – do jego odczuwania nie jest potrzeby powód. Jesteśmy szczęśliwi, bo tak żyjemy, taką jakość życia reprezentujemy. Taką ekspresję życia stanowimy. Nie potrzebujemy do tego powodów. Nie potrzebujemy do tego niczego i nikogo ze świata. Jedyna różnica jest taka, że ew. drogi jacht może stanowić dobry pretekst, by odpuścić opór przed radością. Ale sam z siebie nie stanowi jej źródła.

Jednym z głównych fundamentów tej bariery jest wiara w przyczynę i skutek (newtonowski paradygmat rzeczywistości).

Najbardziej fundamentalną iluzją jest wiara, że my jesteśmy przyczyną myślenia. Mówimy – “ja myślę” lub “ja pomyślałem/am”. Co jest niezauważalną iluzją. Bo ludzie tak są zakochani w myśleniu i się z nim utożsamiają, że nie zauważają, że nie robią tego i nie mają nad tym żadnej kontroli. Myślenie myśli się samo. Uznawanie się za jego autora to zarozumiałość i naiwność.

A ile jest przez to problemów! Jedna myśl i człowiek potrafi cierpieć całe życie! No wystarczy, że zobaczymy myśl “jestem do niczego” i potrafimy na tej myśli zbudować swoje wątłe, niewartościowe życie i traktować się gorzej od zbitego psa! Gdy nagle okaże się, że myśli wcale nam nie służą, zaczynamy się z nimi zmagać, mocować – bo sądzimy, że skoro my myślimy, to możemy przestać myśleć lub zmienić myślenie! Co oczywiście nic nie poprawia, a wprowadza tylko niepotrzebne, dodatkowe cierpienie. Wystarczy kilka myśli o tym, że samobójstwo jest super rozwiązaniem i człowiek potrafi się w tym zakochać, nawet dorobić do tego romantyczną otoczkę! “Zabiję się dla ciebie! Zabiję się, by pokazać ci jak cię kochałem i jak mnie zraniłaś!” Oczywiście taka osoba nie powie – “Rozwinę się tak, by już nie cierpieć, naprawię swoje życie, poprawię błędy, zacznę żyć wspaniale i dam sobą przykład innym, by nikt nie musiał już cierpieć tak jak ja przez własną niedojrzałość”.

Niemniej uznajemy myśl za przyczynę naszego cierpienia. Tak oczywiście nie jest. Nie ma przyczyny i skutku. Cierpienie to konsekwencja naszego oporu, nadanej wartości, znaczenia, sensu, identyfikowanie się z tą myślą oraz traktowanie się jako jej ofiara. “Przyczyn” (tak naprawdę konsekwencji) widzimy, że jest więcej, niż tylko myślenie. To nadal nie wszystko. Trzeba wziąć pod uwagę to, co doprowadziło do momentu, że widzimy takie myśli, wpatrujemy się w nie, nadajemy im taką wartość, znaczenie, itd. – wszystkie nasze decyzje do tego momentu, poziom rozwoju (ewolucji), sam fakt, że uznaliśmy tę myśl za przyczynę naszego cierpienia, że się jej trzymamy, że cierpimy i nie mamy ochoty tego zmienić. Czyli tak naprawdę przyczyn jest nieskończona ilość. Doświadczasz konsekwencji, a nie przyczyny i skutku.

I “myśli pokazują nam”, że jest tylko jedna droga, by nie cierpieć. Droga braku oporu oraz braku przywiązywania się.

A raczej przywiązanie do negatywnych myśli i opieranie się im daje konsekwencję w postaci cierpienia.

Ani opór, ani przywiązanie się nie są więc rozsądnym wyborem. Bo jedno i drugie prowadzi do cierpienia. Tej konsekwencji nie można uniknąć wybierając to, co do tego prowadzi.

No jeśli jedziesz w kierunku Zabrza, to w końcu dojedziesz do Zabrza.

Zauważmy to też na przykładzie zgwałconej kobiety – sądzimy, że gwałt jest przyczyną jej cierpienia. Tak jak np. mężczyzna sądzi, że odejście jego partnerki jest z kolei przyczyną jego cierpienia. Jeśli w to będziemy wierzyć, trudno będzie nam wyzdrowieć i przestać cierpieć. Otóż nie to jest przyczyną naszego cierpienia. Cierpienie stanowi konsekwencję całego zbioru przekonań, już stłumionej emocjonalności, stawionego oporu, nadanej wartości, znaczenia, wszystkich naszych decyzji, które doprowadziły do tego (np. wybór, by nie wziąć w nocy taksówki, tylko iść piechotą) i więcej. Aby sądzić, że gwałt czy rozstanie spowodowały cierpienie, trzeba to wszystko najpierw totalnie zignorować, a więc odrzeć kontekst z odpowiedzialności i własnej mocy. Dodatkowo jeszcze nie chcieć nie cierpieć.

Tak, tak – szczególnie uzależnieni bardzo jasno pokazują, że można wcale nie chcieć zrezygnować z cierpienia. I doić z niego masę korzyści, w tym skrywaną przyjemność. Podkreślam – racjonalność to bardzo wysoki poziom świadomości, a więc i odpowiedzialności. A w każdym z nas jest bezlitosna, sadystyczna część. Pokazuje to jasne historia całej ludzkości (wliczając czasy nowożytne). Więc i to trzeba zignorować, by stawić się w roli ofiary tylko jednego zdarzenia – gwałtu lub odejścia.

Mało ludzi po doświadczeniu czegoś przykrego są w ogóle gotowi, by przyznać, że np. sprowokowali drugą osobę do niecnego czynu. Mało uzależnionych jest gotowa przyznać, że sami doprowadzili do uzależnienia własnymi decyzjami. Większość obwinia swoich rodziców. Zamiast wziąć odpowiedzialność, obwiniają też siebie. Wielu się nienawidzi.

Czy tak trudno jest uwierzyć, że zgwałcona kobieta może wcale nie chcieć przestać cierpieć? Nie mówię, że każda. Bo każdy przypadek jest inny. Mówię o generalnych elementach rzeczywistości ignorowanych przez naprawdę masy ludzi.

No niech mi ktoś powie – wybieramy przez lata masę złych decyzji, doświadczamy bolesnych konsekwencji ale korekt nie dokonujemy. I zamiast korekt cały czas zwalamy odpowiedzialność na innych ludzi, zarzucając im np., że nie nauczyli nas lepiej… A przecież już nawet w szkole podstawowej nauczycielka może dołożyć wszelkich starań, by dobrze uczyć ale to czy dziecko się nauczy zależy od jego gotowości do przyswojenia i praktykowania wiedzy. Dlatego są różne wyniki na koniec.

Doskonały przykład tego to milionerzy. Bardzo wielu tych, którzy do bogactwa doszli własnym wysiłkiem, pochodzi z biednych rodzin, czyli takich, w których mentalność była na poziomie ofiary, lęku i z masą negatywnych (czyli błędnych) przekonań na temat pieniędzy. Jak milionerzy doszli do majątku? Odpowiedzialnością. Przestali lub nigdy nie obwiniali rodziców, tylko szanowali to, że robili oni to, co potrafili. I odpowiedzialnie edukowali się, szukali wzorów do naśladowania, oczywiście ciężko pracowali (nie mylić z męczeniem się) przez wiele lat. Często ich firmy bankrutowały ale nawet wtedy nie grali ofiar, tylko wyciągali naukę i dokonywali korekt. Nigdy nikogo nie obwiniali, nie zazdrościli, nie użalali się, etc. Czyli żyli cnotliwie.

No ale jeśli my jedyną wiedzę o bogatych czerpiemy z mediów, czyli przedstawiających albo zdemonizowany i przekłamany obraz majętności lub pokazujący idiotów – czyli np. negatywne osoby, które pieniądze dostały w spadku – to sami tworzymy sobie problem ubóstwa. Wszyscy milionerzy, od których ja czerpię wiedzę na temat pieniędzy mówili, że swoim dzieciom nie dali złotówki. Wszystkie pieniądze ich dzieci zarobiły własną pracą i odpowiedzialnością. Jedyne co dali im rodzice, to wiedza – mądrość (cnota). Jest masa przykładów mądrych milionerów, którzy dawali swoim dzieciom pieniądze, zaś te nigdy nie nauczyły się mądrości, zarządzania. Niejeden potem mówił, że największym błędem jaki popełnił w życiu było dawanie swoim dzieciom pieniędzy.

Nie trzeba być milionerem, by popełnić ten błąd. Niejeden student, któremu kochający i naiwni rodzice wysyłali pieniądze za każdym razem, gdy o to prosił, nigdy nie nauczył się nimi zarządzać i w efekcie żyło mu się bardzo źle, gdy nagle rodzice uznali, że pora przestać.

To co się dzieje dziś odnośnie pieniędzy i odpowiedzialności już dawno przekroczyło absurd. Zabieranie bogatym i dawanie biednym to dla wielu rozsądna praktyka. Czyli uważamy, że rząd to powinien być taki Robin Hood na masową skalę. Ale wiesz dlaczego Robin Hood zabierał bogatym? Bo biednym nie miał co zabierać. Czy był cnotliwe? Wątpliwe. Czy dawanie biednym poprawiło sytuację? Nie. Spowodowało tylko wściekłość ludzi majętnych, szukanie tego gnojka, na co szły podatki, a biedni jak byli biedni, tak pozostali biedni. I tylko cały czas wyciągali ręce po więcej. Wiem o tym, bo to doskonale przebadane zjawisko. Żaden kraj na niskim poziomie rozwoju, któremu tylko dawano pieniądze nie stał się lepszym miejscem do życia. Żadna ilość danych pieniędzy nie poprawiła sytuacji. Żaden żebrak, któremu ludzie dają pieniądze nie przestał żebrać. Znasz jakiegoś, który te pieniądze zbierał i zainwestował w siebie, kupił jakąś kawalerkę, znalazł pracę i zacząć normalnie zarabiać?

Ubóstwo to nie skutek braku pieniędzy, tylko konsekwencja niskiego poziomu świadomości.

Ma to takie samo przełożenie na jednostki jak i na całe kraje.

Wiesz co się stanie w świecie zwierząt jeśli pisklę nie opuści gniazda i nie nauczy się szukać pożywienia? Zdechnie. Rodzic opiekuje się młodym do pewnego czasu. I to jest mądre. Bez odpowiedzialności za własne życie zwierzę umrze. Wiesz jak się nazywa zwierzę, które tylko bierze nie dając nic w zamian? Pasożyt. Co się robi z pasożytami w naturze? Tępi. W świecie ludzi? Nazywa ofiarami, obniża do nich poziom i zabiera reszcie, by im dawać… Nie mówię, by kogokolwiek tępić. Mówię tylko o tym, co nie działa. Co działa? Edukacja.

No pomyśl – załóżmy, że średnia krajowa to 3000 zł. Ty zarabiasz 3500 zł. I co miesiąc przychodzi sąsiad i żąda od Ciebie, byś oddał(a) mu te 500 zł, bo on zarabia mniej od Ciebie. Sprawiedliwe? Dobre? Zdrowe? Racjonalne? Nie. To zwykłe złodziejstwo i głupota. Ty tracąc te pieniądze przestaniesz się starać pracować lepiej, bo wiesz, że i tak Ci zabiorą dodatkowe pieniądze. A sąsiad nie zacznie pracować lepiej. Tym samym wszystko będzie się degenerowało. W końcu Twoje zarobki osiągną dotychczasową średnią, a że już nie będzie komu zabierać dodatkowych 500 zł, to wszystko spadnie. Średnia to już nie będzie 3000 zł, tylko 2500 zł. I wszystko się powtórzy. Następnego dnia nie przyjdą zabrać pieniędzy już tylko Tobie ale też sąsiadowi, bo teraz bogatym nie jest ten, kto zarabia 3500 zł, tylko 3000 zł.

Zabieranie bogatym prowadzi do pogłębiania ubóstwa wszystkich. Oczywiście mówię o uczciwych przedsiębiorcach. Wszystkie przejawy pasożytnictwa należy tępić i edukować tych, którzy są pasożytami nieświadomie.

No pomyśl – jeśli Twoim dążeniem jest spowodowanie, by bogaty był jak Ty (w założeniu – nie bogaty), czyli aby wyższy poziom zdegradować do niższego – a nie inspirowanie się jego pracą i doświadczeniami, by zwiększyć Twój poziom – to czy mówimy tu o zdrowiu, czy chorobie i szaleństwie?

Dlaczego ktoś swoją pracą ma dbać o Ciebie? To jest zdrowe wyłącznie w przypadku dziecka – rodzice poświęcają się dla dziecka, bo dziecko jest w procesie dorastania, wzrostu, rozwoju, edukacji. Gdy dziecko osiąga 18 rok życia, staje się prawnie odpowiedzialne za siebie. Innymi słowy – traci wszystkie powody, dla których ktokolwiek inny powinien o nie dbać. Jeśli mimo to ktoś dba, to z własnej, odpowiedzialnej decyzji. A może cieszysz się, gdy ze spaceru po lesie przynosisz kleszcza wpijającego się w Twoją pachwinę?

Niestety mało kto staje się mentalnie odpowiedzialny – czyli jest świadomy pełnej odpowiedzialności za własne życie. Bo oczywiście to, że nie czujesz lub nie chcesz być odpowiedzialny/a za swoje życie nie oznacza, że przestajesz być lub nie jesteś. Jesteś cały czas 100% odpowiedzialny za swoje decyzje. Jako dziecko też. Jeśli jako dziecko utniesz sobie palec, to konsekwencja tego zostanie z Tobą przez resztę życia. Palec Ci nie odrośnie, gdy nagle zdecydujesz się wziąć odpowiedzialność za siebie. Gdy jako dziecko będziesz oglądać pornografię, to uzależnisz się, zniszczysz sobie mózg i doprowadzisz do masy negatywnych konsekwencji także w życiu dorosłym. Konsekwencje te nie znikną tylko dlatego, bo obwinisz rodziców i to, że np. Twój tata pił. Konsekwencji nie wymażesz też dobrych chęciami. Trzeba konsekwencje wziąć na klatę i podejść do każdej racjonalnie i odpowiedzialnie. Czy Ci się to podoba, czy nie. A im szybciej zacznie Ci się to podobać, tym lepiej dla Ciebie.

Rozwiązanie? Edukacja. Danie szansy – np. stworzenie miejsca pracy. Dzięki temu każdy będzie mógł pracować i zarabiać na siebie. A gdy będzie wykonywał świetną pracę, to będzie mu coraz lepiej. Nie tylko nie będzie potrzeby zabierania czegokolwiek komukolwiek ale wszystkim będzie lepiej. Pracodawca nie musi podnosić cen produktów i jednocześnie kraj dostaje pieniądze w formie podatków odprowadzanych za kolejnego pracownika. Który też ma pieniądze, by kupować coraz więcej i też odprowadzać to w formie podatku.

A jeśli Ty osądzasz swoją pracę i pracujesz niechętnie – sugeruję przestać. Zacznij doceniać to, że w ogóle pracujesz. Gdy zaczniesz żyć cnotliwe, w obszarze Twojej pracy pojawi się zdrowie, energia, chęci – a więc możliwości poprawy. Osądzanie, granie ofiary zakleszcza Ciebie w bardzo marnym spektrum możliwości i jakości. To nie wina miejsca pracy. Inaczej jesteś jak pasożyt żerujący na samym sobie.

Jeśli tylko będziemy przedsiębiorców obciążać dodatkowymi podatkami, to nie będzie miał kto tych miejsc pracy tworzyć, bo nie będzie mu się to opłacać. No bo jeśli pracownik otrzymuje wynagrodzenie 3000 zł opodatkowane na 60%, to aby pracodawca mógł zapłacić pracownikowi 3000 zł, musi zapłacić tak naprawdę 4600 zł. Swoją pracą pracownik musi więc zarobić więcej. Dziwimy się, że “jest wyzysk”? No to bierze się właśnie dlatego, bo zabiera się bogatym. “Biedni” sami sobie robią problem i stwarzają go jeszcze tym, którzy im płacą! A to nie wszystkie konsekwencje. Bo aby pracodawca zarobił te pieniądze, by je móc wypłacić w formie wynagrodzenia, to np. podniesie cenę swoich produktów. I tak – może i “biedny” zarabia 3000 zł ale za chleb nie zapłaci już 3 zł, tylko 4,60 zł. Za bilet do kina nie zapłaci już 20 zł, tylko 32 zł. Nagle okaże się, że żyje mu się nie lepiej, tylko dużo gorzej.

Pamiętajmy, że łatwo jest zobaczyć np. 500 zł więcej. Ale trudniej jest zobaczyć sześćset podwyżek po złotówce lub więcej. A to się dzieje cały czas i od lat. I to nie jest wina złych, zachłannych sprzedawców, tylko konsekwencja generalnej niskiej inteligencji finansowej społeczeństwa.

Jedyne rozwiązanie jakie ludzie widzą – a widzą je przez zazdrość, nienawiść i strach – to dalsze zabieranie tym, którzy mimo wszystko nadal sobie doskonale radzą. To zapijaczenie pychą.

Albo wymaga się, by rząd zmniejszył ceny czy cokolwiek innego. Ok, zmniejszy jedne ale podniesie drugie. A cały proces będzie wymagał pracy masy urzędników, którym też trzeba zapłacić. A to wymaga projektów za masę pieniędzy, z których większość i tak się rozkrada. Potem różne nagrody, wyjazdy, etc. Kto za to zapłaci? Oczywiście podatnicy. I tak dalej, i tak dalej.

Więc uzdrowieniem sytuacji jest zmniejszenie kary podatkowej nakładanej na przedsiębiorców, dzięki czemu rozkwitną możliwości dla wielu innych ludzi, co przełoży się na dużo lepszą sytuację dla wszystkich. Tak jak w przypadku uzależnionych – zrezygnowanie z karania siebie umożliwi Ci zmianę na lepsze.

Ale jeśli postrzegamy bogatych jako immanentnie złych, których należy karać, tak jak uzależniony osądza siebie, że jest zły, to z takiego poziomu percepcji zmiana na lepsze nie jest możliwa. A przecież niejeden uzależniony, który nienawidzi siebie, nienawidzi także ludzi szczęśliwych. Uważa ich za złych!

Ja np. tak obmyśliłem sobie swój biznes, że nie muszę płacić podatku VAT. Gdybym musiał go płacić, bo np. jakiś dobroduszny urzędnik stwierdził, że muszę zacząć, to jedynym efektem tego byłoby to, że cena WoP wzrosłaby o ponad 20%. Jedyny kto by na tym stracił to moi klienci i oczywiście ja, bo zmalałaby ilość sprzedaży. Nie zyskałby na tym dodatkowym podatku kompletnie nikt.

Więc ten, kto nie prowadzi swojej firmy może oczywiście się cieszyć, że innemu dowalono nowy podatek, bo dzięki temu rząd może rozdawać pieniądze. No tak ale jak mówiłem – przez to wzrosną ceny produktów i usług i ten, kto dostał od rządu parę złotych nic tak naprawdę nie zyskał. A stracili wszyscy. I spadło ogólnie zadowolenie z życia.

Dlatego też egoizm nie sprzyja życiu, szczęściu, sukcesowi. Bo jeśli widzisz tylko na odległość własnego nosa i wyciągniętych rąk, to nie widzisz jak marnieje wszystko naokoło. I w konsekwencji zmarnieje również Twoje życie.

Fajnie jest iść do klubu i pić na umór. Ale gdy zobaczysz rachunek, to zaboli. Zaboli również kac następnego dnia.

Więc jeśli wyciągamy łapki po kolejne rozdawnictwo, to chociaż pamiętajmy o błędzie jaki popełniamy i weźmy za niego odpowiedzialność. Bo jeśli będziemy dalej tylko obwiniać przedsiębiorców mówiąc – “Jacy ci piekarze są chciwi! Kiedyś chleb kosztował 2 zł, a teraz 6 zł!” – to nie wynika z chciwości, tylko tego, że karzemy piekarzy od lat coraz większymi podatkami. I żeby piekarz mógł się utrzymać, musi podnieść cenę swoich produktów. Ok ale to tylko chlebek.

A jeśli będziemy tak się cieszyli z karania tych najlepiej sobie radzących – np. lekarzy prowadzących gabinety, to też odczujemy tego skutki, gdy zobaczymy nowy rachuneczek np. u dentysty. Kiedyś wyrwanie ząbka kosztowało 200 zł. Teraz kosztuje 600 zł. I nagle te dodatkowe 500 zł już nie wydaje się taką dużą sumą, prawda? Albo kupisz sobie dom i za dodatkowe koszty administracyjne, opłaty kancelaryjne i inne zapłacisz dodatkowe tysiące. Tylko dlatego, bo wcześniej dostawałeś/aś jakieś grosze od rządu.

No ale trudno jest to zrozumieć tym, którzy nie zarabiają własną pracą, tylko robią co im rzekomo “każe” szef. No ciśnie, ciśnie, bo żeby Ci zapłacić 3000 zł, Ty musisz zarobić dla niego np. 4600 zł, bo jak nie zarobisz, to szefowi przestanie się opłacać Cię zatrudniać i Cię zwolni, gdyż ma do zapłaty podatki, bo Cię zatrudnia. Nie ważne, że się męczysz w tej pracy i grasz ofiarę. To Twój problem, że Ci tak źle. A jak zarobisz równowartość 4600 zł, to Twój pracodawca wychodzi na zero. A nawet nie, bo musi też opłacić tych wszystkich, którzy np. organizują Ci pracę, wyliczają Twoje wynagrodzenie, załatwiają sprawy podatkowe i więcej. Więc być może za Twoje 3000 zł on musi zapłacić tak naprawdę 6000 zł. Dlaczego? Bo tyle daniny musi oddać, żebyś Ty mógł/mogła pracować. A dodaj do tego jeszcze różne pakiety (np. ubezpieczenie, sportowy, zdrowotny), wyjazdy, szkolenia, komputer, miejsce pracy i więcej…

Nagle okazuje się, że aby szef wypłacił Ci pieniądze, z których nie jesteś zadowolony/a i ciągle narzekasz, robi on kolosalną robotę. I to nie jego wina, że wymaga od Ciebie tak dużo. Sami sobie zgotowaliśmy ten los. Na Twoim miejscy szanowałbym swojego szefa niezależnie jaki on jest.

Można powiedzieć – “To wielka korporacja! Dają wielkie bonusy, a nie stać ich, by płacić mi 3500 zł!!!?” To moja odpowiedź brzmi – “A kto negocjował swoją pensję?” Kontynuacja odpowiedzi – “A jaką wartość dajesz tej firmie, że oczekujesz większej płacy? Czy Twoja praca przekłada się na realizację jej celów? Dlaczego jakakolwiek firma ma dawać Ci więcej za nic?” Już wyjaśniałem, że męczenie się to Twój problem, którego nikt nie ma powinności nagradzać.

A teraz pomyślmy – zmniejszamy przedsiębiorcy daninę, którą musi płacić za każdego pracownika z 60% na np. 15%. Dzięki temu jest go stać na drugiego pracownika. Jako, że tę samą pracę wykonują już 2 osoby, to szef przestaje wymagać tak dużo. Obu pracuje się dużo przyjemniej. Pojawia się szczęśliwość. Stają się bardziej efektywni. Więc swoją pracę wykonują szybciej i przyjemniej. Skoro tak, sami chcą pracować więcej. Dzięki czemu zaczynają zarabiać więcej, a szef realizuje więcej projektów. Skoro pracownicy nie są zestresowani, wyrażają chęć na realizowanie bardziej ambitnych zadań. Firma zaczyna się rozwijać, pracownicy też. A skoro tak, firma zarabia więcej. Jako, że nie jest już boleśnie opodatkowana po przekroczeniu kolejnego progu rozwoju, nic go nie powstrzymuje. Rozwój postępuje. Zatrudnianych jest coraz więcej osób i wszyscy są zadowoleni. Wliczając rząd, bo podatni odprowadzane są chętnie, coraz większe i nie ma potrzeby oszukiwać, ukrywać, kombinować, płacić nikomu “pod ladą”.

Są doskonale rozwijające się kraje, w których dzień pracy to nie 8, a 6 godzin. Bo nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest realizowane spokojnie, efektywnie i dzięki temu pojawia się co? Szczęśliwość. Bo to jest cnota. A cnotliwość to efekt mądrości.

Jako, że ludzie są szczęśliwi, jest praca dla wszystkich, to zaczynają zanikać negatywne aspekty jak tzw. “wyścig szczurów”. Pojawia się życzliwość ludzi względem siebie. Ludzie stają się uprzejmi, pomocni, nastawieni pozytywnie. Bo nie ma potrzeby, by ktoś komukolwiek zabierał. A to wszystko cały czas przekłada się na coraz większy dobrobyt i szczęśliwość społeczeństwa. A także na zdrowie.

I to nie są fajnie brzmiące teorie, ani fantazje, bo są kraje, gdzie tak dokładnie się postępuje (np. Nowa Zelandia). I wszystko działa 100 razy lepiej, niż u nas. Oczywiście usunięcie szkodliwych podatków to tylko jeden element. Jest dużo więcej ważnych elementów – np. usunięcie pasożytnictwa – czyli elementów, które nie są rozliczane ze swoich obietnic, których praca nie jest wydajna, nie przekładająca się na jakiekolwiek pozytywne rezultaty. Co to znaczy? Że np. przedsiębiorstwa państwowe musiały zacząć działać na tyle skuteczne, że nie było potrzebne dopłacanie do nich, bo już były “na plusie”. Czy nie przypomina to wychodzenia z uzależnienia? Człowiek bierze odpowiedzialność za siebie, rozlicza się ze swoich działań, przygląda się temu, gdzie jest “na minus” – tam zaczyna dokonywać pozytywnych, uczciwych korekt, dopóki nie wyjdzie “na plus”. Dba o to, by nie wrócić do starych, negatywnych standardów (na tym polega praca z WoP i wykonywanie tzw. “Raportów” – to uczciwe rozliczanie się ze swojej pracy przed samym/samą sobą).

No ale musi zniknąć zawiść, nienawiść do ludzi sukcesu i do sukcesu w ogóle (tak jak musi zniknąć nienawiść uzależnionego do siebie). Musi zniknąć przywiązanie do cierpienia, do grania ofiary, niechęć do rozwoju, lęk przed nowym i więcej. A to zazwyczaj pojawia się dopiero, gdy człowiek sięgnie dna. :) Polska zaś do dna dąży. Bo poziom poniżej 200 zmierza do samodestrukcji. Musimy pozwolić bogatym robić swoje i bogacić się coraz bardziej DZIĘKI SWOJEJ PRACY (a nie pasożytnictwa). Dzięki temu pozwolimy bogacić się sobie. Pamiętajmy – biedny nie wymyśli sobie bogactwa, ani drogi do bogactwa. Jedyne co wymyślił to kombinowanie i kradzież.

W głupio zarządzanym kraju jeszcze wpada się na dodrukowywanie pieniędzy. No ale to prowadzi do inflacji. Bo jeśli wartość pieniądza maleje (bo nie rośnie wartość dodawana na rynek), a pieniędzy przybywa, to każdy zaczyna zarabiać po 30000 zł miesięcznie ale chleb kosztuje już nie 6 zł, a 600 zł.

A jeśli będziemy okradać bogatych i uczyć ludzi, że zawsze im ktoś da, a oni nic nie muszą robić, to zostaniemy społeczeństwem nieporadnym, zawistnym, które nic nie tworzy. Staniemy się z własnej woli niewolnikami. Bo nasze firmy upadną, nasi przedsiębiorcy zaczną robić biznesy dla zdrowych społeczeństw. A do nas przyjdzie kto? Np. Chiny z tanizną. Zauważmy – jeśli nasz piekarz będzie chciał za chleb 6 zł, to co zacznie robić człowiek bez pieniędzy? Jeść fast-foody. Przez to dodatkowo zmniejszy się poziom jego zdrowia, energii, zadowolenia. Więc będzie miał coraz mniej siły, by zmienić coś w swoim życiu. Coraz mniej zdrowia. Więc będzie częściej chodzić do lekarza, za którego musi zapłacić coraz więcej, a ma coraz mniej na to pieniędzy. A jeśli specjaliści odejdą, to lekarz, do którego pójdzie słaby, schorowany człowiek będzie go jeszcze dużo gorzej leczył. Biorąc pod uwagę ilość niezbędnej biurokracji w źle zarządzanym kraju, lekarz też nie może poświęcić całego swojego czasu na leczenie, tylko np. 30%, a przez 70% musi wypełniać dokumenty. Czy to wszystko humanitarne?

Co zrobić, by chleb nie kosztował 6 zł, tylko 3 zł lub mniej? Pozwolić powstać wielu prywatnym firmom, z których żadna nie może zmonopolizować rynku (co oczywiście się nie zdarzy, gdy będą wielkie podatki). Dzięki konkurencji każdy będzie starał się nie tylko dać rynkowi najlepszą jakość, bo jak nie to go reszta wygryzie (wypiecze ;) ) ale też będą to optymalizować, żeby im się opłacało zmniejszać ceny. A jeśli to przejmie np. państwo – wielki moloch – to sobie będzie dyktował dowolne ceny. A że wiemy dobrze, że jest totalnie nieefektywny, pasożytniczy, nie zależy mu na dobru, ani jakości, ani wartości, ani nikt go nie kontroluje, nie rozlicza, to co będzie tego efektem? Chleb po 12 zł. I to paskudny. I smutne, wściekłe, bezsilne społeczeństwo, którego na ten chleb nie stać.

Nie mówię tego, by demonizować rząd czy rządzących (zresztą nikogo nie winię, choć ostatnio włosy dęba stają i człowiek zgrzyta zębami). To niczyja wina. Poziom świadomości społeczeństwa i działanie aparatu ustawodawczego przeplatają się ze sobą. I tu uzdrowienie, czyli poprawę, przyniesie naśladowanie tych, którzy swoje problemy rozwiązali i inspirowanie się nimi. A są kraje, które dzięki reformie podatkowej wywindowali swoją gospodarkę z niżu na niemal sam szczyt europejski. W kilka lat. Tak, m.in. przez usunięcie podatków, a nie dodanie nowych. Warto poczytać co się stało w Nowej Zelandii.

Polska w roku 2004 była na poziomie Chińskiej Republiki za sprawowania rządów przez Mao Zedonga. Którego to rządy przyczyniły się do śmierci milionów ludzi. U nas na razie niewiele idzie w stronę poprawy. A był to w Chinach poziom 175 – poziom Dumy, na wypadek, gdyby ktoś nadal się upierał, że duma jest taka pozytywna. Polska wciąż jest na poziomie Dumy choć już nie tak nisko. Dla porównania – wspomniana Nowa Zelandia to poziom 400+. Czyli to poziom dzisiaj omawianych cnót. W Polsce na razie żadna gospodarcza zmiana nie jest przeprowadzana nawet z intencją zmiany na dobre. Pół biedy jeśli rządzący byliby tylko głupi czy ślepi i ich pomysły nietrafione. Ale jest inaczej. Jest to oczywiste dla tych, którzy potrafią spojrzeć dalej, niż czubek własnego nosa. Chiny w 2007 roku były już na poziomie 380. Dzisiaj są jeszcze wyżej. Polska na razie nie ma intencji wzrostu ponad dumę. Właśnie sprawdziłem i moja kalibracja pokazała, że Polska jest ponad 190 ale poniżej 200. Więc nadal jest na destruktywnym szlaku. Destruktywnym dla siebie. 190 to poziom lucyferyzmu (ego rozumianego jako zaprzeczenie suwerenności Boga), hedonizmu, pesymizmu, niewdzięczności, sknerstwa, chciwości, negowania, wypierania, braku odpowiedzialności i odpowiadania w ogóle, odmawiania, zaprzeczania, białego kłamstwa, marności, próżności, poprawności politycznej, współuzależnienia, konserwatyzmu. Jak widzimy – nie ma tu zbyt wzniosłych jakości. To także poziom wilka. Z krajów, a nawet całych obszarów geograficznych poziom ten ma Południowa Afryka, Izrael, Kuwejt, Iran. W 2004 roku Polska była na poziomie Korei Północnej.

Przypomnę, że różnica między poziomem 199, a 200 jest taka, że ludzkość na poziomie 199 zniszczy się w wojnie atomowej. Na poziomie 200 już do tego nie dojdzie. To pokazuje znaczenie wzrostu nawet o 1 punkt. A im wyżej, tym wzrost jest coraz bardziej znaczący. I inaczej – im wyżej, to aby wzrosnąć o punkt, trzeba wykonać coraz poważniejszą pracę nad sobą – np. odpuszczenie ulubionej pozycjonalności czy rozpuszczenie coraz bardziej fundamentalnych iluzji.

Podkreślę też, że kalibracja to nie jest jakaś magiczna właściwość, tylko to są “współrzędne geograficzne”.

Na początek warto by więc zrezygnować z tzw. dumy narodowej, bo naprawdę nie ma być z czego dumnym. Poza tym dumą niczego nie rozwiążemy. Bo to nadal negatywne spektrum. Dumą można tylko być ślepym na problemy, na ich rozwiązania. Dumny uzależniony może doprowadzić swoje życie do totalnego dna, a nadal nie przyzna się, że jest uzależniony. I znowu – zamiast wymyślać koło na nowo, inspirujmy się tymi krajami, które swoją sytuację radykalnie poprawiły. Zróbmy to, co działa i na co są namacalne dowody.

Uzależniony też – niech stosuje to, co działa – co zastosowała osoba, która była uzależniona i wyzdrowiała. Która naprawdę wyzdrowiała, czyli żyje pozytywnie, odważnie, śmiało, radośnie, kochająco, uczciwie – integralnie.

Jaki jest dowód na to, że to o czym piszę działa? Dowodem możesz być Ty. Weź jakąś prawdę i zacznij ją stosować we własnym życiu. Szybko doświadczysz zmian na lepsze.

A jeśli jako kraj czy jako jednostka uzależniona mówimy “ja sam sobie poradzę”, to zwyczajne kłamstwo, bo gdybyśmy mieli sobie poradzić, to już byśmy problem załatwili lub w ogóle go nie mieli. No bo np. 20 lat uznawałeś/aś porno za świetny wybór i nagle twierdzisz, że to zostawisz za sobą ot tak? Sugeruję zacząć od czegoś prostszego – np. jeśli stresujesz się w pracy, to przestań się stresować i zamiast wybierz ochotę. I zacznij tak żyć już przez resztę życia.

Nie bez powodu uczciwość i gotowość do mówienia prawdy są cnotami.

Porównanie między egoistyczną ekspresją życia, a racjonalną:

Egoizm – “Moje życie jest najważniejsze. Abym ja przeżył, ty musisz zginąć”. Tak żył np. dinozaur i tak żyje człowiek w mentalności ofiary. Nieco mniej drastyczny ale nadal degradujący życie wariant – “Abym ja miał(a), muszę zabrać komuś innemu”.

Rozsądek – “Co mogę zrobić dla dobra wszystkich, by wszystkim żyło się lepiej?” Tak żyje np. przedsiębiorca, wynalazca, lekarz, nauczyciel.

Jak mówiłem – jako ludzie niegdyś ewoluowaliśmy DO niewolnictwa. Niewolnictwo było bardzo ważnym krokiem ewolucji, bo dzięki niemu ludzie przestali masowo siebie mordować. Zaczęli więzić pokonanych. Bo nareszcie zaczęli widzieć jakąś wartość w życiu innych ludzi. Więc egoista zaczął patrzeć już inaczej – “Mogę lepiej żyć dzięki tobie. A jeśli się dobrze spiszesz, to i tobie będzie lepiej”. Można powiedzieć, że zabieranie bogatym jest niżej od niewolnictwa, bo nikt realnie na tym nie zyskuje.

Przykład z sytuacją finansową i szczęśliwością na poziomie całego kraju i społeczeństwa pokazuje jak kolosalne znaczenie ma integralność. Ma znaczenie fundamentalne. Od niej zależy kierunek – degeneracja lub rozkwit.

To się tyczy tak samo mocno uzależnionych.

Emocjonowanie się i wszystkie jego ekspresje nie są racjonalne. Ale i kochanie też nie jest. Jednak różnica polega na tym, że emocjonowanie się jest poniżej poziomu 200, a kochanie powyżej poziomu 500. Ludzkość zaś myli te dwa obszary świadomości ze sobą. To jak mylić truciznę z lekiem. To jak mylić wspaniałe, czyste, lśniące jezioro ze zbiornikiem, do którego wylewa się toksyczne ścieki.

Przykładem takiej pomyłki jest sama miłość. O miłości krąży masa bzdur typu – “miłość jest ślepa”. Oczywiście to w ogóle nie odnosi się do miłości, tylko projekcji, oczarowania, przywiązania, pożądania. Ludzie nazywają to miłością. Oczywiście nazywają to tak ci, którzy nie kochali i nie kochają, bo gdyby kochali, to błąd tego stwierdzenia byłby bardziej, niż oczywisty. Ślepi są ci, którzy mówią, że miłość jest ślepa. Bo kąpią się w toksycznych ściekach i mówią jak im z tym wspaniale. Nauka miłości zaczyna się dopiero od poziomu 200+. O miłości może więc mówić dopiero osoba odważna.

Miłość (poziom 500+) jest najbardziej trzeźwym stanem, choć i tu są pułapki. Bo człowiek na tym poziomie jest trochę jak piesek skaczący na wszystkich z taką samą ekscytacją. Kochasz życie. Kochasz wszystkie jego ekspresje tak samo mocno. Nie ważne czy to domowy kotek, czy niebezpieczny tygrys. Jest realne niebezpieczeństwo, że jak spotkasz dzikiego niedźwiedzia, to pobiegniesz się z nim przytulić! Racjonalność, można rzec, jest na to lekiem.

Kiedy chciałeś/aś rzucić się komuś na szyję (z radości, nie z nożem! ;) ) tylko dlatego, bo go zobaczyłeś/aś?

Więc miłość widzi szeroką rzeczywistość – widzi we wszystkim niewinność, dzięki czemu niemożliwym jest nienawidzić i bać się – ignorując jednocześnie to, że to, co niewinnie wcale nie musi dobrze Ci życzyć. Natomiast strach i nienawiść są ślepe na szerszą rzeczywistość, bo ich percepcja utknęła w niskim, ograniczonym spektrum. Tym samym być może widzą to, co negatywne ale nie dostrzegą tego, co pozytywne. Kto jest w gorszej sytuacji? Ten kto żyje szczęśliwe życie i ma malutką szansę na to, że ktoś wykorzysta naiwność (którą bardzo łatwo przepracować), czy ten kto utknął w negatywności i wszędzie widzi zło, strach, niesprawiedliwość, ból, smutek, stratę?

I tu przyda się praktykowanie cnót – np. balansu. Osoba kochająca musi znaleźć balans w widzeniu niewinności, a także poziomu ekspresji życia jaką reprezentuje dana osoba. Bo jeśli osoba kochająca na to pozwoli, zostanie okradziona jak każda inna. Zrobi sobie w ten sposób niepotrzebny problem, choć nie będzie z tego powodu cierpiała.

Racjonalność łączy dwa światy – ten typowo fizyczny, zwierzęcy i to, co ponad nim – duchowe (nie mylić z religijnym), czyli INTEGRALNE. Integralne z czym? Z Prawdą. Czyli z tym wszystkim co jest po stronie życia. Dla porównania – to co nieintegralne (nie sprzyjające życiu, nie będące po jego stronie) nazywa się lucyferyzmem. Brakiem prawdy. Kłamstwem. Iluzją. I z tego wynikają wszystkie problemy tego świata wliczając to, co demoniczne – wojny.

Przykład ograniczania kontekstu i tworzenia z niego problemów (lucyferyzm prowadzący do demonizmu): teoria globalnego ocieplenia. Kalibracja naukowej teorii, że istnieje globalne ocieplenie będące konsekwencją cyklicznych magnetycznych pól emanujących z powierzchni Słońca kalibruje się na ok. 450. Czyli bardzo, bardzo wysoko. Na poziom rozsądku. Ok. Ale jeśli dodamy do tego zdanie – “To niezależne od człowieka i powtarzalne samo z siebie” (cykliczne), to kalibracja rośnie o ponad 10 punktów. Czyli ta percepcja jest jeszcze bliższa prawdzie. Kalibracja twierdzenia, że “globalne ocieplenie wywołali ludzie” kalibruje się na 130. Widzimy jak łatwo ograniczyć kontekst postrzeganego zdarzenia, grać ofiarę i straszyć tym nawet całą ludzkość? I jeszcze podejmować masę niekorzystnych decyzji gospodarczych… Ten jeden błąd może naprawdę wiele kosztować nas wszystkich.

W jaki sposób racjonalność odnieść do życia? Wiele osób ma problem z pieniędzmi. Winią się, że je mają, bo np. inni mają ich mniej. Albo ludzie rozwijający się już duchowo męczą się strasznie, bo uważają branie pieniędzy od innych za złe, szczególnie, gdy inni nie mają ich dużo.

Tym samym racjonalność znowu podpowiada, że jedną z cnót jest wspomniany balans. Dlatego przedsiębiorcy uczą nas, że rynek daje Ci pieniądze za wartość jaką dostarczasz. Nie Twoją pracę, nie czas, nie poświęcenie, nie cierpienie – nic takiego. Pieniądze otrzymujesz wyłącznie za wartość jaką wprowadzasz na rynek (jaką dodajesz), której rynek potrzebuje, szuka, oczekuje. Jeśli tę samą wartość dostarczysz ciężką pracą 20 godzin na dobę, to nie dostaniesz wcale więcej, niż gdybyś tę pracę wykonał(a) w 2 godziny. Więc ta cała gadka “ciężko pracuj” nie ma żadnego przełożenia na rezultaty. Masz pracować rozsądnie – ustalić cele, realizować je jak najefektywniej, być szczerym i uczciwym odnośnie swojej pracy, dokonywać korekt tam, gdzie są potrzebne. Możesz tak pracować przez 20 godzin. I to faktycznie będzie ciężką, efektywną pracą. Ale jeśli pracujesz jak ofiara, tylko się męczysz, pracujesz nieefektywnie i to nazywasz ciężką pracą, to przykro mi ale nikt tego nie doceni i nie powinien. Dojrzałość emocjonalna to m.in. świadomość, że “moje emocje to mój problem”. I bardzo łatwo dostrzec jak mniej więcej 80% ludzkości jest niedojrzała i jak ci wszyscy ludzie na tym żerują.

Czy obchodzi Cię ile czasu piekarz wypiekał chleb, który kupiłeś/aś i jak się przy tym nacierpiał? Nie. Czas, praca, wysiłek jaki piekarz wkłada, by wyprodukować bochen chleba to jego problem. To on może i powinien swoje problemy przeanalizować, wziąć za nie odpowiedzialność, znaleźć rozwiązania i te rozwiązania wdrożyć. Rynek oczekuje pieczywa w rozsądnej, konkurencyjnej cenie. Inaczej go nie kupi.

A jeśli piekarz robi to jak ofiara, boi się, wstydzi swoich wypieków – to wszystko jego problem. Możemy oczywiście współczuć piekarzowi ale jeśli się on wstydzi swoich produktów, to nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie mu za nie płacił więcej.

Więc jeśli będziesz dawać jak najwyższą możliwą wartość, możesz również żądać za nią rozsądnego wynagrodzenia, które będzie zbalansowane tak, że wszyscy będą zadowoleni. Jednak optymalizacja Twojej pracy względem rezultatów to Twoja odpowiedzialność.

Więcej! Możesz tak się rozwijać – np. otworzyć kolejne sklepy, a część zarobionej kwoty regularnie przeznaczać na cele charytatywne.

Co ludzie robią zamiast tego? Wstydzą się posiadać pieniądze i winią się, choć ich pożądają. Nienawidzą tych, którzy mają pieniądze bez poczucia winy, choć skrycie im zazdroszczą. Zamiast zarabiać coraz więcej i coraz więcej mieć pieniędzy, by pomagać potrzebującym, nie pozwalają sobie zarabiać sądząc, że w jakiś sposób będąc ubogimi są jednocześnie szlachetnymi. Otóż nie. :) Ubóstwo nie jest cnotą, nie jest szlachetne. To kolejna nieracjonalna bzdura jaką sobie wmawiają ludzie w świadomości ofiary, by się usprawiedliwiać.

Jeśli wg Ciebie ubóstwo jest szlachetne, to jedź proszę do Afryki, tam gdzie ludzie mieszkają w lepiankach, których dach stanowią wyschnięte odchody zwierząt. Pożyj tak 10 lat, wróć i opowiedz wszystkich jak to szlachetnie żyłeś/aś…

Racjonalność podpowiada, że wcale nie potrzebujesz niczego pożądać, by to mieć. Wystarczy decyzja i wykonanie tego, co niezbędne, by to mieć. Oczywiście możesz być pełnym/pełną radości, gdy wykonujesz te działania. Możesz się cieszyć, że to robisz. A po osiągnięciu tego doceniać i to, i swoją pracę. Nie musisz się przywiązywać, pragnąć, nadawać ogromnej wartości, nie musisz mieć oczekiwań, nadziei, itd.

Racjonalnym jest rozpoznać szaleństwo i fanatyzm od rzeczywistości prawdy. Szczególnie fanatyzm religijny. Naprawdę pierwsza strona Koranu wyjaśnia esencję Boga. Mówi, że Allah jest kochający, wybaczający, współczujący. Jakim trzeba być idiotą, by sądzić, że takiego Boga ucieszy rzeźnia? Jak wiele trzeba zignorować, by sądzić, że dżihad to właściwa droga? Swoją drogą – kalibracja dżihadu to poziom 50. To poziom destrukcji, satanizmu, osoby chorej psychicznie. Więc znowu – nieograniczony kontekst trzeba tak ograniczyć, tak odrzeć z wszelkich cnót, by pozostała tylko chęć mordu, by przypodobać się krwiożerczemu bóstwu…

Podobnie w religii chrześcijańskiej – mowa o Bogu kochającym, a zaraz mówimy o grzechu, skazie na duszy, rozliczaniu, osądzaniu, strącaniu do piekła… Udanie się z krucjatą, by odbić Jerozolimę, która w czasach krucjat nie była nawet na poziomie 200. Czyli chrześcijanie z imieniem Boga na ustach mordowali z zimną krwią tysiące niewinnych, by odbić miasto będące na poziomie Hollywoodu i hipopotama. To zdrowe?

Nie dziwne, że coraz więcej ludzi w religii widzi tylko szaleństwo i ew. pożywkę dla totalnie pogubionych oraz sposób na kontrolowanie głupich i naiwnych. A przy okazji ignoruje się to wszystko co związane z prawdą i informacjami o rzeczywistości.

No ale jeśli np. przypowieść o talentach wrzucasz do jednego worka z bzdurami o Apokalipsie, to nie dziwne, że nie wiadomo co jest co i ludzie rozsądni wolą trzymać się od religii z dala. A ludzie wierzący potrafią nawet być zawistnymi i straszyć resztę wiecznym potępieniem… No cyrk na kółkach.

Czy racjonalnym jest z całej wielkiej księgi wziąć tylko to, że płonął krzak, gadał wąż, że kobieta powstała z żebra mężczyzny i że na początku było tylko dwoje ludzi…?

Czy racjonalnym jest sądzić, że można zranić uczucia? Twoje lub czyjeś?

Czy racjonalnym jest sądzić, że ewolucja wypiera kreację, a kreacja ewolucję?

Czy racjonalnym jest sądzić, że życie można zabić, zniszczyć, odebrać?

Czy racjonalnym jest sądzić, że ktokolwiek inny lub cokolwiek (np. Bóg) decyduje o Twoim losie i odpowiada za niego?

Czy racjonalnym jest sądzić, że jak banda jełopów zabija się, gwałci, tworzy kulty i nazywa to wszystko “czynami bożymi” lub “w imię Boga”, to czy ma to cokolwiek wspólnego z Bogiem? Jeśli Ty dał(a)byś komuś w twarz i powiedział(a), że to w imię Boga, to przecież zwyczajne kłamstwo. Zrobił(a)byś to z osądu osoby, którą uderzyłeś/aś, z dumy, pychy, narcyzmu, projekcji, niechęci, nienawiści, strachu. Ale nie z jakiegokolwiek powodu związanego z Bogiem. Czy to, że dałeś/aś komuś w twarz wpływa na Boga? Decyduje o Bogu? Wynika z tego jaki jest Bóg? Nie. To nie ma nic wspólnego z Bogiem. I jednocześnie nie stanowi dowodu, że Bóg nie istnieje. Ale nietrzeźwość lub niechęć, by rozróżnić Boga od własnej pychy jest poważnym błędem.

Jeśli przestanie Ci działać lodówka, to znaczy, że prąd przestał istnieć albo że w ogóle nie istniał? A może, że prąd jest zły? Przyczyną problemu jest zapewne uszkodzenie mechaniczne lodówki lub jakaś awaria elektrowni lub sieci elektrycznej. To nie ma nic wspólnego z prądem. A żeby prąd płynął, potrzebuje do tego odpowiednich warunków. Natury prądu zmienić nie można.

Rozsądnym jest więc rozumieć, że rzeczywistość nie zależy od naszych opinii, myśli, emocji. To wszystko jest stricte wewnętrzne. A rzeczywistość to rzeczywistość, że takiej to mądrości użyję. ;)

Rozsądnym jest rozumieć, że nie wszystko da się pojąć za pomocą umysłu. Przykład – czy da się za pomocą umysłu pojąć miłość, radość, odwagę? Nie. Dopóki tego nie doświadczysz – nie staniesz się osobą kochającą, radosną lub odważną – nie możesz o tym powiedzieć nic. Możesz poczytać czy usłyszeć O TYM. Możesz wiedzieć O TYM. Dopóki nie wyzdrowiejesz z uzależnienia, to nie możesz nic o tym powiedzieć. Nie możesz sobie tego też wymyślić. I oczywiście, że będziesz wątpić, że to w ogóle możliwe. Oczywiście, że jest to możliwe. Ale trzeba się zacząć odklejać od lęku, oporu, winy, żalu, etc.

Poczytanie o odważnych czynach nie uczyni Cię odważnym/odważną. Tylko zmierzenie się i odpuszczenie tego, czym ograniczasz własną odwagę. Dopiero doświadczenie odwagi pokaże Ci czym ona jest.

Możesz dowiedzieć się, że większość kobiet preferuje mężczyzn śmiałych. Ale co to zmienia? Wiesz o tym i co? Możesz tej informacji nadać dowolny sens i znaczenie i zrobić z nią co chcesz. Jeśli Twoją intencją nie było np. znaleźć odpowiedzi i rozwiązania na jakiś problem związany z relacjami damsko-męskimi, to ta informacja nie będzie w Twoich oczach wartościowa. Ba! Może nawet stać się pretekstem do użalania się i uważania, że to niesprawiedliwe, że facet MUSI BYĆ śmiały, a kobieta będzie sobie tylko wygodnie czekała i przebierała w starających się mężczyznach. To nie jest racjonalne. :)

Podpowiedź – nie próbuj wymyślić sobie racjonalności jeśli nie jesteś na tym poziomie. Tak jak nie próbuj wymyślić sobie zdrowia. Natomiast odważnie i uczciwie przyjrzyj się temu co jest. Zmierz się z tym. Stań z tym w 4 oczy. Zajmij się tym. Przestań od tego uciekać. Poddaj to, odpuść przywiązanie i opór, porzuć korzyści. Dopiero gdy sobie z tym poradzisz, wyższy poziom stanie się jasny. Słońce wyjrzy bez wysiłku, gdy usuniesz chmury.

Racjonalnym jest rozpoznać projekcje emocji. Jeśli się boisz, to po pierwsze – przyznaj, że się boisz. Ale przestań dramatyzować. Jedyny fakt to – “czuję strach”. Cała reszta to Twoja interpretacja, nałożona na lęk historyjka. Co z tego, że się boisz? Równie dobrze mógłbyś/mogłabyś powiedzieć – “czuję zapach skoszonej trawy”. No i co z tego, że go czujesz? Aaa, bo NIE CHCESZ czegoś! I sądzisz, że dzięki baniu się, czyli staniu w miejscu bez ruchu unikniesz tego. No ale prawie na pewno nie boisz się drapieżnika, więc paraliżowanie się napieraniem na uczucie lęku nie uchroni Cię przed tym czego nie chcesz. To, co Cię ewentualnie ochroni to coś POMIMO lęku ale nie sam lęk.

A jeśli to, czego się obawiasz stanowi konsekwencję braku konstruktywnych działań, no to trzymanie się lęku bezpośrednio do tego doprowadzi.

Racjonalnym jest więc przestać trzymać się lęku i odpuścić opór przed działaniem, przeanalizować sytuację i podjąć konstruktywne działanie. Mówienie, że się boimy I DLATEGO czegoś nie możemy jest zwyczajnym kłamstwem. Bo oczywiście możesz coś zrobić ale nie chcesz. Niekoniecznie boisz się np. podejść do dziewczyny. Boisz się tego co potem. Boisz się usłyszeć “nie”? Oczywiście, że nie. Boisz się tego, co wtedy poczujesz. A to co poczujesz nie ma nic wspólnego z tą dziewczyną. Boisz się własnych uczuć, a nie dziewczyny. A dlaczego się ich boisz? Bo są niekomfortowe. Bo się im opierasz i przez to czujesz ból. I dlatego nie chcesz ich czuć, bo jesteś zbyt dumny na odczuwanie dyskomfortu i zbyt dumny, by przestać się opierać i się zmienić. Chciałbyś, żeby Ci świat wszystko dał na srebrnej tacy. No, racjonalnym jest zdać sobie sprawę, że tak nie będzie.

Racjonalnym jest rozumieć, że jeśli sądzisz, że tatuowanie ciała jakimiś strasznymi symbolami jak czaszki czy noszenie ubrań w czaszki być może odstraszy słabe osobniki. Ale przyciągnie te, których najbardziej chciał(a)bys uniknąć. :) Dla nich czaszki to będzie pretekst, zaproszenie, możliwość sprawdzenia swojej siły.

Rozsądnym jest w ogóle kierować się informacjami o rzeczywistości – m.in. o naturze świadomości, umysłu, emocji, ich wzajemnej zależności, etc.

Rozsądnym jest rozumieć, że aby mieć o czymkolwiek opinię, należy najpierw znać fakty. Jeśli nie znasz faktów, to nie masz opinii, tylko projektujesz na to własne zdanie, które zapewne jest totalnie oderwane od rzeczywistości. Racjonalnym jest zamiast opinii wybierać prawdę. No bo jaki fakt znasz? Czy znasz chociaż jeden fakt? Jesteś pewien/pewna, że to fakt? A w jakim kontekście przedstawiasz tę informację? Jakie znaczenie, sens i wartość nadałeś/aś tej informacji? Z jakich pozycjonalności i percepcji ogólnie ona pochodzi? Jakie najpierw miałeś/aś założenia, uprzedzenia? Jaką masz intencję?

Rozsądnym jest rozumieć, że to co powiedziałem o opiniach tyczy się także Twoich opinii o Tobie, wliczając te negatywne i te najgorsze.

Rozsądnym jest rozumieć, że Twoja niechęć do czegoś nie ma żadnego wpływu czy to dostaniesz, czy nie. Możesz sobie nie chcieć czegoś z całych sił, a nie będzie to miało nawet minimalnego wpływu na rzeczywistość. No chyba, że nie chcesz ubrudzić sobie samochodu, a utrzymując niechęć będziesz wjeżdżać w każdą kałużę i jechać po błocie. Będzie co ma być, na co ogromny wpływ mają Twoje dążenia, intencje, postawy, nieświadome decyzje. Jeśli jedziesz na ścianę, to jedziesz na ścianę. Co ma z tym wspólnego opór, pragnienie, fantazjowanie? No nie zmieni kierunku, dopóki sam(a) go nie zmienisz.

Rozsądnym jest rozumieć, że sprawa ma się tak samo z pragnieniem. Ludzie sądzą, że pragnienie czegoś pomoże im to zdobyć lub nawet pragnienie czegoś to warunek, by to zdobyć! No nie wiem. Dowodem, że tak nie jest jest chociażby ich praca – mają pracę, której nie chcą. :) I mogą jej nie chcieć, a nadal ją mają. Mogą pragnąć innej, a inna się sama nie pojawi. Bo Twoje uczucia i nastawienie nie wpływają na rzeczywistość, tylko na Twoje doświadczenia. No ile już pragniesz być np. zdrowym/zdrową z uzależnienia? I co? Jak postępy? Niech zgadnę – zerowe?

Rozsądek też podpowiada, że im silniejsze pragnienie, tym trudniej jest coś osiągnąć! Najlepiej widać to na przykładzie podrywu kobiet. Zbyt duże pragnienie nazywane jest desperacją. I mówi się – “nie pokazuj kobiecie, że jesteś zdesperowany, bo jak ona to wyczuje, to nie masz szans”. No tak ale desperacja to silne pragnienie. Bez odpuszczenia pragnienia nic się nie zmieni. Jeśli jeszcze będziesz się próbować opierać, to pragnienie będzie rosło. Więc Twoje starania, by nie być zdesperowanym będą miały przeciwny skutek do zamierzonego. Ale zamiast tego ludzie sobie radzą – “ukrywaj swoje pragnienia, ukrywaj to, co czujesz!” Albo popularne – “chłopaki nie płaczą”. Ależ płaczą, płaczą.

Ludzie powtarzają sobie bzdury typu – “Aby osiągnąć sukces, musisz tego bardzo, bardzo., BARDZO chcieć!” To nie jest prawda. Prawda brzmi – aby osiągnąć sukces, wystarczy go wybrać. Natomiast jeśli masz z tym problem, to znaczy, że wybierasz coś innego – np. pozorny komfort czy uniknięcie dyskomfortu, uniknięcie narażenia się na porażkę, itd. No możesz sobie pragnąć sukcesu jak mocno tylko chcesz ale dopóki nie odpuścisz korzyści z nie dążenia do sukcesu, to po prostu nie zrobisz tego, co niezbędne, by sukces osiągnąć.

Nie możesz podążać w dwóch kierunkach jednocześnie. Albo sukces, albo komfort. Więc pomoże zarówno porzucenie pragnienia sukcesu jak i porzucenie oporu przed dyskomfortem. Dzięki temu zyskasz spokój, a spokojnie działa się najefektywniej.

Zauważmy przykład racjonalności w modlitwie Anonimowych Alkoholików – modlitwie o pogodę ducha – “Boże użycz mi pogody ducha, abym pogodził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić i mądrość, bym odróżniał jedno od drugiego”. Widzisz? To modlitwa o cnotliwe życie. Modlimy się o pogodę ducha, odwagę i mądrość. Modlimy się więc o racjonalność. O trzeźwość. To modlitwa o odpowiedzialność za własne życie i odróżnienie go od niezmiennej rzeczywistości – np. konsekwencji własnych wyborów.

Modlimy się o rozważność, ciepło, balans, harmonię, szczerość, moralność, wytrwałość, dobro, otwartość, tolerancyjność, elastyczność. Ta krótka modlitwa o praktycznie każdą cnotliwą jakość.

To nie modlitwa – “Boże, zrób coś za mnie, a ja będę sobie dalej żył tak jak żyłem”. To deklaracja wyboru trzeźwości i mądrości. To nie modlitwa zawierająca jakiekolwiek osądy, percepcje, pozycjonalności. To nie modlitwa o unikanie problemów i wyzwań. To nie modlitwa, by Bóg zrobił cokolwiek za nas – np. zabrał “zło”. To modlitwa o naszą ewolucję.

Dlatego ewoluuj. Pamiętaj – jeśli się boisz, to przynajmniej nie trzęsiesz się zawstydzony/a w kącie, przynajmniej się nie ranisz nienawiścią skierowaną na siebie. Nie ma się czego wstydzić, ani za co obwiniać. Żyj, bądź po stronie życia i pozwól żyć innym. To racjonalne.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Piotrek

Cześć Piotrze

Robiłem dziś przegląd instagrama i innych źródeł u pewnej znanej poznańskiej instagramowiczki(mam na jej punkcie pewną obsesję co jest oddzielnym tematem) i im bardziej oglądałem go, tym bardziej czułem jak bardzo w d… jestem.

Dziewczyna jest zdrowa, piękna, ma dochodowy biznes, robi jednocześnie wrażenie prostej dziewuchy jak i “Pani”; potrafi być wyuzdana i jednocześnie niesamowicie ciepła. Cieszy się ekskluzywnymi przedmiotami tak jak i prostymi uciechami i przede wszystkim nie ma się wrażenia jakieś toksyczności, knucia itp z jej strony. Nie ma tej narracji jak to trzeba “być ch** tzn psychopatą/narcyzem by coś osiągnąć.

Aż mi się przypomniało jak David Deida opisywał gdzieś w necie “three stages” i od razu się wydaje że “to ona” – osiągnęła ten trzeci etap

Człowiek może zauważyć, że to co opisujesz ma miejsce u niej… i od razu zarzucam sobie:
“Za mało robisz! W Twojej sytuacji to powinieneś robić po 12h na dobę!” itp
Piotrek, wychodzi na to że człowiekowi potwornie zaniedbanemu – ja 30 lat, bezrobotny, schorowany, bez znajomych, bez seksu – to wyjście z piekiełka może zająć serio trochę czasu.. No może szukanie wiedzy trochę mnie przybliżyło do kierunku w którym mam się udać “do szczęścia”

Pozdrawiam :)

Piotrek

Dzięki za odpowiedź :) :)
Tu coś mi nie pasuje(o przenoszeniu gór)
1) tego sobie zupełnie nie przypominam, chyba klient Ci się pomylił ;)
2)nie pamiętam żebym pisał w sierpniu 2016 – czerwiec 2017 to najwcześniej kiedy pamiętam.
Dziewczyna z instagrama

1) Wiesz Piotrek ja miałem swoje lekkie stalkingowe historie jako nastolatek i jestem ostrożny co do zachwytów nad różnymi dziewczynami. Z czasem jednak wyrywałem się z fantazji gdy te okazywały się fantazjami – jak zdarzało mi się zachwycać jakąś dziewczyną przez np. parę tygodni/miesięcy. Co do tej dziewczyny to po prostu miałem także inne źródła niż tylko instagram(który oczywiście jest wyidealizowany).Te „inne źródła” pokazały mi ją znacznie realniejszą i zdarzały mi się lekkie rozczarowania – ale mimo to w swojej istocie ta dziewczyna chyba nawet bardziej mi się podobała – gdy zobaczyłem „tę ukrytą stronę”.
2) Ja sobie doskonalę zdaję sprawę z projekcji własnych, tłumionych cech które zauważam w niej – seksualność; zajmowanie się swoim życiem; zdrowie; zadbanie; zainteresowania; przyjaźnie;  podróże; taka jakby Szczera Miłość Życia itp.
3) Nie wiem dlaczego, ale gdy tak na nią patrzę to tam we mnie „odpala się” mężczyzna który „zawalczy” o swoje życie, ale nie po głupiemu, ale właśnie by stać się dojrzałym, odpowiedzialnym mężczyzną – Ty to pisałeś gdzieś w WOP: „kobiety chcą mężczyzny kompletnego”. Tak jakby mnie inspirowała – możliwe to jest by atrakcyjna, kobieca kobieta inspirowała mężczyznę?
4) Ja wiem że gdyby pojawiła się „tu i teraz” to nic by nie znaczyło bo człowiek z zewnątrz nas nie naprawi – jakby pojawiła się obok to najprawdopodobniej serce by mi waliło LUB po prostu bym tak na niej „zawiesił oko” i się pozachwycał.
5) Ja mam jakieś przeświadczenie że być może po „ogarnięciu się” to ona przestanie mnie interesować. BYĆ MOŻE TAK, A BYĆ MOŻE NIE. Przekonam się dopiero po wykonaniu całej pracy by rozwiązać moje problemy i braki wspomniane w pierwszym komentarzu. Gdyby mnie dalej interesowała, to mógłbym dążyć to tego, by ją osobiście poznać.

Przerwa od instagrama i innych
1) ja nie mam konta tzn nie mam na stałe – jak jej przeglądałem konto to było 3 razy gdy je założyłem specjalnie po to, żeby „zrobić przegląd” ;). Raz w sierpniu 2020; drugi raz marzec 2021; trzeci w niedzielę dwa tygodnie temu. Generalnie to rzadko zaglądam na jej konto; wydaje mi się że spokojnie nieraz bywało po np. 3 tygodnie między jednym krótkim zaglądnięciem a drugim. W tym tygodniu to może raz zajrzałem + poszukałem trochę innych informacji. Przy czym przed ostatnim „przeglądem” miałem jakieś poczucie by tego nie robić – zrobiłem to – dowiedziałem się wielu różnych rzeczy które mocno zrekontekstualizowały mi jej osobę; było kilka rozczarowań(za które byłem wdzięczny); a potem jakby utwierdziłem się w przekonaniu że ona mi się po prostu bardzo podoba. Przy czym oczywiście robię dłuższą przerwę bo nie mogę myśleć/mentalizować/fantazjować o niej kiedy mam poważną sytuację życiową i trzeba brać życie za rogi. Ale mówię – ogólnie to stronię od IG.
2) Ja parę lat temu usunąłem FaceBook na rok i gdy wróciłem to był dla mnie jakiś taki „martwy”. Wchodzę może 2x/tydz po dosłownie kilka minut.
3) To samo z Twitter – oryginalnie założyłem go by dowiadywać się na temat e-handlu ale oczywiście zbaczałem także na porno i toksyczność(polityka, problemy społeczne itp.). Jak się dowiedziałem co się miałem dowiedzieć to też usunąłem(Ponad rok temu)
4) Poza porno to platformami z którymi mam jeszcze problem to YouTube; Twitch oraz te o tematyce wojskowej i bezpieczeństwa.

Rozwiązywanie problemów
1) Finanse – w czwartek zacząłem pracę na zmywaku. Druga rzecz to uczyłem się nt handlu na Amazonie. Kupiłem parę kursów o handlu KDP(Kindle Direct Publishing) – mam przygotowany tekst pierwszej książki(z grubsza) zaś w poniedziałek jestem umówiony w banku by założyć konto walutowe – niezbędne do aktywacji konta Amazon KDP. Poza tym znam dwa bardzo polecany kursy handlu towarem na Amazon – jak się dorobię to najpierw biorę ten tańszy(z 5tys. $$ by się przydało) by coś rozpocząć i potencjalnie w miarę rozwoju dążę do kupna droższego. Polecający ludzie brzmią wiarygodnie – nie obiecują „gruszek na wierzbie” i mają jakby inny VIBE niż przykładowo Scammerzy którzy licznie okupują Twittera.
2) Zdrowie – robię Twój program. Ćwiczę jogę: regularnie od 6 tygodni; nieregularnie od 8 miesięcy. Mam zlokalizowane kursy/książki/programu dotyczące: naturalne przywracanie wzroku; poprawa sprawności, postawy i ruchomości w ciele; uzdrawianie „nieuleczalnych chorób”(to co ty mówisz o emocjach i programach w nieco innych słowach). Opcjonalnie: dieta keto/intermittent fasting; akupunktura; pływanie oraz „having fun”(leczenie śmiechem itp.)
3) Relacje + seksualność – tu jestem najbardziej zagubiony. Robię lekkie misje socjalne takie jak pytanie o godzinę napotkane osoby(+dziewczyny) – to już szczególnego wrażenia na mnie nie robi ALE jednak wybieram osoby odizolowane(te których pytam) – nie wszedłbym jeszcze między ludzi; przerwał rozmowę i by mi godzinę powiedzieli. Robiłem jeszcze chodzenie z rękami w górze na ulicy i poczułem się jakoś tak inaczej gdy to zrobiłem. W ogóle myślałem o kursie pewności siebie od pewnego znanego trenera PUA – tak mi się wydaje że twoja metodologia + ćwiczenia z kursu(+dyscyplina i konsekwencja) pomogłyby na pewność siebie. Teraz mam niepewną sytuację – praca ciężka; mam się zaangażować w biznes to też nie wiem czy jest tak czas i możliwości na poznawanie ludzi – małe misje socjalne wydają mi się teraz najrozsądniejszą opcją.

Palenie mostów

hahah przyjechałem do Warszawy wiedząc że to jest de facto moja ostatnia szansa(jeśli mi nie wyjdzie to bezdomność jest prawdopodobna) i wiem że TO JEST MUS by skorzystać z każdej możliwej pomocy czy narzędzia oraz usunąć każdy osłabiający element aby zwiększyć prawdopodobieństwo sukcesu w jak największym stopniu J

Piotr

dzięki za akceptację komentarza. Zrobiłem piękną wypowiedź a nie wkleiłem najdłuższego fragmentu(wcześniej przygotowałem sobie komentarz w wordzie)
WIEDZA O TRAUMIE I DYSFUNKCYJNYCH RODZINACH

Piotrze, jednym z głównych tematów o których się dowiadywałem było CPTSD; dysfunkcyjne rodziny oraz Narcystyczne Zaburzenie Osobowości. Moi rodzice nigdy nie byli oficjalnie zdiagnozowani, ale 100% pasują do opisów robionych przez psychiatrów, psychologów i ludzi którzy przetrwali takich rodziców. Gdy tego słuchałem/czytałem, to tak jakbym wreszcie dotykał tego co mnie spotkało tak właściwie. Wreszcie docierało do mnie – pomału i stopniowo – że to nie ze mną jest coś nie tak a właśnie z bardzo chorym otoczeniem. Docierały do mnie także moje elementy psychopatyczne i narcystyczne – CPTSD. Pierwszym krokiem wyjścia z tego stanu jest bezpieczne odcięcie kontaktu ze źródłami traumy(znaczy się rodzice).
Przykład z życia wzięty: rok temu byłem w Warszawie i szukałem pracy. Nie udało mi się ale między czasie robiłem Akceptacje i Wybaczania z Modułu VI. Na jesieni już widziałem różnicę miedzy „nowym sobą” a tym co było jeszcze kilka miesięcy wcześniej – wcześniej byłem bardziej(nie wiem jak to nazwać) taki że np. gadałbym głośno do siebie na ulicy jak wchodziła emocja(głównie żal i gniew). Potem był powrót do domu – mamusia i tatuś sadystycznie się cieszą z mojego niepowodzenia – zakładam instagrama na dwa dni(wiesz po co) – usuwam go „bo to głupie” – ciach: 10-12 godzinna sesja porno w nocy(wtedy to było poczucie jakbym coś cennego tracił). Podczas pobytu w domu max tłumię emocje(jak od dziecka – tak jest bezpiecznie). Przyjeżdżam ponownie do Warszawy(03.07) i już parę razy robiłem misje socjalne; kilkukrotnie wyrażałem(częściowo uwalniałem) ciężki żal i gniew. Widzę że nie ma miejsca na pracę z emocjami po pierwsze: w ich otoczeniu bezpośrednim. Po drugie: w ich otoczeniu pośrednim – mieszkam w ich mieszkaniu w Wawie(jest lepiej z uwalnianiem ale to nie jest 100% swoboda).
W sierpniu dwa lata temu był o coś konflikt(pewnie o studia których i tak nie zamierzam nigdy kończyć – temat jest zbyt obrzydzony przez większość życia) – wyszło tak że niemal byłaby poważna przemoc – naprawdę poważna; taka być może że do realnego robienia krzywdy fizycznej(serio mówię). Jakie ja miałem warunki do uwalniania? To tłumienie pomogło mi przeżyć, choć oczywiście w wegetacji. Pierwszy krok: odciąć bezpiecznie kontakt co w praktyce oznacza osiągnięcie niezależności finansowej.
Innymi słowy nauczyłem się o:
1) jakie znaczenie ma niezależność finansowa a następnie urwanie lub totalna minimalizacja kontaktu
2) Zrozumienie czym oni de facto są, jak myślą, czują, jak manipulują itp. Już się nie oszukuję co do perspektyw relacji z nimi oraz co do negatywnego wpływu ich obecności na mnie.
3) CPTSD – obserwacja że ja praktycznie nie mam osobowości tylko tak jakbym był zestawem reakcji na bodźce – tym jestem. Oglądanie porno pod wpływem bodźca to tylko jeden z elementów. Przytoczę historyjkę: jakoś we wrześniu – może 2012/2013 – szedłem Krakowskim Przedmieściem(Na wysokości wejścia na kampus UW). Naprzeciwko mnie idzie atrakcyjna dziewczyna – bez nazwisk ale była to pewna modelka. Jak szedłem taki cwaniacki sposób – czułem się tak „cwaniacko” – ta energia(nie wiem jak to nazwać) dotknęła także mojej seksualności – wiesz, napięcie jak zobaczyłem tę dziewczynę i sposób w jaki na mnie patrzyła – taki jakby była wyuzdanie uległa. To było takie nieodparte wrażenie. Następnie pobudziała się moja energia seksualna i była dominująca – i się jej wystraszyłem, bardzo wystraszyłem. W sumie to poczułem wtedy, że ja jestem taki zły! Wiesz to była taka dominacja nie do końca zdrowa. Taka wykrzywiona zdaje się wstydem i tłumieniem popędu seksualnego. Ale było też zdziwienie: ja taki jestem? Nic nie wiem o sobie..
4) Jeśli mam jakieś opory co do zerwania kontaktów to są one bardziej związanie z poczuciem „teraz sam na siebie licz” niż jakimś przywiązaniem czy relacją z nimi.
5) po odcięciu kontaktu(bezpiecznym) bardzo bym nacisnął na terapię i elementy z twojego programu.

P.S. dzisiaj(niedziela) wyszedłem z pracy na 2h przed końcem zmiany – rzuciłem fartuch na bar i wyszedłem. Napisałem kierowniczce że przepraszam ale przeliczyłem się z oszacowaniem swoich sił – to jest zbyt ciężka praca dla mnie. Od poniedziałku szukam nowej pracy. Po wyjściu powiedziałem o tym trzem osobom napotkanym na ulicy: obcokrajowiec mnie pochwalił; dziewczyna rozdająca ulotki się śmiała zaś starsza pani patrzyła na mnie jak na wybryk natury. Czuję jednocześnie: jakieś zadowolenie że zrobiłem coś zgodnego z odczuciami nt pracy pomimo że to co zrobiłem jest dość kontrowersyjne i takie że hmm.. jest się ocenianym? Z drugiej strony czuję że mimo tej decyzji mimo wszystko mogę popaść w marazm i apatię(niezdecydowanie chroniczne) i nie korzystać z szans dawanych przez życie. Na ten moment wydaje mi się że oba odczucia były potrzebne i coś mi mówią na mój temat:
1) odważ się robić kontrowersyjne rzeczy jeśli są zgodne z sumieniem
2) bądź odpowiedzialny bo łatwo możesz utknąć w dotychczasowej apatii.

Podobne Wpisy:
O Emocjach – Poczucie Winy (Część 3)

O Emocjach – Poczucie Winy (Część 3)

Kontynuujmy. Na początek tego Wpisu, chcę byś miał świadomość, że w KAŻDYM człowieku, również w Tobie w tej chwili, znajduje się część, która walczy o przeżycie. Chodzi o ego. Jeżeli ego przywiązało się do historii, że nasze dzieciństwo było zmarnowane i przeżyte tak, że nie da się naprawić szkód, nasz umysł i ego będą to… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 6
Czy emocje są destruktywne? Czy należy je przezwyciężać?

Czy emocje są destruktywne? Czy należy je przezwyciężać?

Dzisiaj poruszę bardzo istotny temat. A właściwie dwa: 1. Czy emocje mogą być destruktywne? 2. Czy należy/można je przezwyciężyć? Jeśli: – Uważasz, że tak. – Nie wiesz. To znaczy, że kompletnie nie zrozumiałeś moich wpisów na temat emocji. Pamiętaj – przeszedłem drogę, którą przeszła mało która osoba. Wyszedłem z potężnego uzależnienia. Wszedłem głęboko w odmęty… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 13
Świadomość ofiary (Część 2)

Świadomość ofiary (Część 2)

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy serię na temat świadomości ofiary. Część pierwszą znajdziesz klikając na link poniżej: ► Świadomość ofiary (Część 1). Jedyne czego ofiarą tak naprawdę padamy to nasza własna niewinność. Musimy to zrozumieć. Jest w nas zwierzę, które od zarania dziejów zostało zaprogramowane na przetrwanie. Tę samą potrzebę reprezentuje każda forma życia na tej… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 45
Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 2)

Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 2)

Witam Cię serdecznie! Wracamy do wprowadzenia na temat wyższych poziomów świadomości. Część pierwszą znajdziesz klikając na poniższy link: ► Wyższe Stany – Wprowadzenie (Część 1). Ego wspiera rozwój tylko wtedy, gdy mu on posłuży. Dlatego też ego uwielbia udawać – np. świętobliwość, gdy może nią potem usprawiedliwić nienawiść do niewiernych. Ego uwielbia granie “dobrego” i poczciwego,… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0

WOLNOŚĆ OD PORNO