Witam Cię serdecznie i spokojnie! ;)
Kontynuujemy pierwszą z trzech serii dotyczących dróg do pokoju, szczęścia i sukcesu! Zajmujemy się pokojem.
Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!
► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.
Części 1-6 znajdziesz klikając na poniższe linki:
► 100 Dróg do Pokoju (1-3) – Przestań próbować zmieniać i kontrolować innych, Przestań chcieć wyrównań rachunki i odegrać się, Przestań chcieć mieć rację i osądzać innych, że są w błędzie.
► 100 Dróg do Pokoju (4-6) – Ćwicz roztropność, a nie osądzanie, Bądź skromny/a z opiniami, Dąż do perfekcji umiejętności dyplomacji oraz elegancji.
► 100 Dróg do Pokoju (7-9) – Bądź łaskawy/a, miłościwy/a, uprzejmy/a, serdeczny/a oraz taktowny/a, Utrzymuj pogodę ducha oraz łagodne usposobienie jako cel, To ok być “w błędzie” i być niezdecydowanym/ą.
► 100 Dróg do Pokoju (10-12) – Kalibruj opcje. Bądź elastyczny/a, Nie ma żadnej potrzeby mieć o wszystkim opinii, Unikaj pokojowych demonstracji.
► 100 Dróg do Pokoju (13-15) – Pamiętaj, że Sokrates był niski i brzydki, Ceń mądrość nad posiadanie “racji”, Szukaj mądrego wsparcia (każdy powinien mieć swojego psychoterapeutę).
► 100 Dróg do Pokoju (16-18) – Wpływasz na innych tym czym się stałeś, Unikaj aktywizmu i pedanterii, Bądź wdzięczny/a za swój kapitał.
Dzisiejsze drogi, jak zwykle, zwracają nas w stronę coraz bardziej świadomego, odpowiedzialnego i rozsądnego życia.
Zachęcają nas do rekontekstualizacji tematów tak powszechnie uważanych za właściwe jak przyjaźń czy próby ratowania ludzi/ludzkości. Choć takimi nie są. Bo mało ludzi bierze odpowiedzialność za etykietki jakie przyczepiają. Uważają, że jak np. nazwą się dobrym przyjacielem, to tacy faktycznie są.
19. Ludzkość przetrwała miliony lat bez Twojej pomocy.
Świat istnieje, ludzie żyją. Niezależnie jak źle uważamy, że jest – ludzkość przetrwała. I to miliony lat. Biorąc pod uwagę ogrom głupoty, uczynionego zła, fundamentalne ograniczenia – m.in. niemożność odróżnienia prawdy od fałszu – i wiele, wiele więcej, a MIMO TO nadal istniejemy, możemy wnioskować, że coś naprawdę potężnego trzyma to wszystko w kupie. I nie jesteśmy to my. ;)
Jeśli nasze problemiki są dla nas jeszcze za duże, naprawdę nie sądźmy, że możemy coś zrobić dla ludzkości. Zróbmy najpierw nareszcie coś dobrego dla siebie. A zacznijmy od edukacji co naprawdę jest dobrem. A co jest wilkiem w owczym przebraniu.
Niejednokrotnie czytałem biadolenia typu:
– Gdy już sobie ktoś poczytał coś o świadomości – “Sama moja obecność obniża poziom ludzkości!”
– Wszystkim byłoby lepiej beze mnie!
– O nie! Inni nie wiedzą tego co ja! Muszę im to powiedzieć, bo inaczej będą cierpieć!
Nic nie musisz. Zajmij się sobą najlepiej jak potrafisz. Niech ten cel Ci zawsze przyświeca – własne dobro. Oczywiście niczyim kosztem. Dbaj o siebie nie szkodząc nikomu. To wystarczy.
Oczywiście – ludzie urażają się i obrażają o wszystko. Ty ignoruj tę dziecinadę.
Żyj rozsądnie, bo żyjesz na planecie, która ma swoje “zasady”. Jest tu ogromny przekrój ludzi, z czego wielu jest negatywnych i nawet cieszy ich, gdy innym źle się dzieje. Bierz to pod uwagę. Wielu będzie próbowało Cię ciągnąć w dół. Nie wybieraj ich towarzystwa.
Nie próbuj nikogo ratować, ani zmieniać. Nikogo nie osądzaj (siebie też nie), nikogo nie potępiaj. Żyj i pozwól żyć. To naprawdę bardzo proste.
Biorąc pod uwagę co ludzie dziś wyczyniają na tym globie, a to i tak najlepsze, co ludzkość wyczyniała, A I TAK przeżyliśmy, pokazuje, że naprawdę nie musimy nikogo zbawiać. Zajmijmy się więc sobą. I nie dokładajmy do tego więcej idiotyzmu. Twój los jest w Twoich rękach. Na nikogo nie czekaj.
Obecnie istnieje na planecie kult uszlachetniania chorób, dolegliwości, niedojrzałości, niechęci do pracy, niechęci do leczenia, niechęci do zmian, niechęci do dojrzewania. Próbuje się tych ludzi ratować, daje się im pieniądze, różne przedmioty i uważa się to za przejaw dobra, nazywa się to chorobami czy “zaburzeniami osobowości”. To przejaw skrajnej naiwności, często imbecylizmu. Wszyscy na tym tracą. To jakby próbować ratować wilki przed byciem wilkami. To jakby próbować nauczyć świnkę szczekać. Świnka przyjmie jedzonko i pieszczoty, jeśli tak będziemy próbowali ją zmienić. Ale szczekać nie zacznie.
Ludzkość przetrwała przez miliony lat, a obecne czasy to czas NAJLEPSZY – ludzkość jest najbardziej rozwinięta pod względem świadomości jak i istnieją tysiące fantastycznych pomocy.
Jednak miliardy ludzi są nadal poniżej granicy integralności. Im nie pomoże pomoc materialna. Bo totalnie źle rozumiemy ich sytuację. Ani w ogóle nie zdajemy sobie sprawy z przyczyn tego.
Przestańmy próbować ratować innych i uratujmy samych siebie. Gdy zobaczymy na własnym przykładzie co naprawdę pomaga – reszta stanie się jasna.
Ramana Maharshi słusznie zauważył, że świat, który próbujemy ratować i tak nie istnieje. Bo jeśli dotrze do nas, że wszystko na nieskończoną ilość przyczyn i jest perfekcyjnie sprawiedliwe – cóż możemy tu poprawić? Jeśli nie jesteśmy w stanie poznać nawet minimalnego procenta tych przyczyn, to możemy z góry założyć, że wszystkie nasze percepcje i opinie o świecie są fałszem. Tylko kalibracja może nam pokazać jaki jest kontekst, w których to co uważamy jest prawdą. Więc oczywiście ktoś może bardzo dobrze rozumieć sytuację kogoś lub nawet całego kraju. Ale to można stwierdzić tylko poprzez kalibrację.
Pamiętam historię jak nowi osadnicy Ameryki spotkali plemię Indian i poczęstowali ich cukierkami. Indianie nie byli w stanie się opanować i pożerali cukierki w wielkich ilościach (dla nich taka koncentracja cukru była niespotykana). Doszło do zatrucia, zepsucia zębów, zakażenia i wielu Indian umarło i plemię przestało istnieć. Tak może wyglądać “ratowanie”, uszczęśliwianie czy obdarowywanie “dobrem” na siłę. Dawanie tego, co my uważamy za dobre zupełnie nie biorąc pod uwagę faktów, ani realnego dobra drugiego człowieka. Ani czy to co robimy naprawdę jest dobre.
Oraz można się zastanowić jak bardzo już niezdrowo żyli ci europejscy koloniści, skoro cukierki nie robiły na nich takiego wrażenia, a praktycznie zabiły plemię Indian? Z czego nie zdajemy sobie sprawy i uznajemy to za normalność?
Analizując historię, możemy dostrzec, że człowiek to jest taka istota, która dąży do destrukcji. Całkowitego unicestwienia życia na Ziemi zapobiegły jednostki INTEGRALNE. Ludzkość przeżyła tylko dzięki integralności jej mniejszości. Większość pojęcia nie ma co to jest dobro. Zło zresztą też.
Dobrze to pokazuje przykład każdej osoby uzależnionej – nie ma ona pojęcia co jest słuszne, a co nie. Nie ma pojęcia o tym, co jest “sufitem”, a co “podłogą”.
Z np. nauk Jezusa uczyniono szopkę, cyrk i pretekst do prowadzenia wojen z innymi religiami i niewierzącymi. “Bogiem” usprawiedliwiano największe zwyrodnienia. I to się nadal dzieje. Oczywiście “Bogiem” nazywa się dużo więcej – od polityki, po przeróżne ideologie, nawet osoby.
Intelekt doprowadził do wynalezienia bomby atomowej.
Więc widzimy, że homo sapiens bez integralności idzie w bardzo złym kierunku.
Oczywiście – w życiu jednostek jest dokładnie tak samo – uzależniony idzie w kierunku własnej destrukcji. I cały czas uważa, że to przez świat, przez innych ludzi lub dlatego, bo w ogóle życie jest straszne, niesprawiedliwe, bolesne, że to jakaś kara.
Dlatego – ponownie – uratujmy samych siebie. Bo świata naprawdę nie musimy. Tak samo – Jezus nie przyszedł nikogo zbawiać, ani nie umarł za cokolwiek (tym bardziej za nasze błędy – co to w ogóle znaczy?). Przekazał Prawdę. To w naszej kwestii jest wybierać Prawdę.
20. Bądź swoim najlepszym przyjacielem.
“Przyjaciel”.
Czyż tego słowa nie przerzucamy od razu na kogoś innego? “On/ona jest moim przyjacielem/moją przyjaciółką”? Dlaczego mówimy “mój najlepszy przyjaciel”, “moja najlepsza przyjaciółka”? Dlaczego uważamy to za słuszne?
Największy specjalista, jedna z najbardziej rozwiniętych osób na tej planecie – dr David R. Hawkins – poucza nas, byśmy to MY byli dla siebie najlepszym przyjacielem. Jak sądzisz – dlaczego?
Co więcej – dlaczego uważamy, że to ktoś inny powinien być dla nas najlepszym przyjacielem? Co za tym stoi? Coś pozytywnego? A może jednak nie?
Wiele ludzi za najlepszego przyjaciela uważa innego człowieka. A to błąd. Nawet z tak prostego faktu, że nie możesz być z tą osobą cały czas, a ona z Tobą. Ponadto – ta osoba nie wie kim jesteś, jaki/a jesteś. Bo aby to wiedzieć, musiałaby być Tobą. Po trzecie – ona nie wie co jest Twoim najwyższym dobrem. Może się domyślać, może często mieć rację i rozumieć pewne sprawy lepiej od Ciebie. Ale to wszystko za mało.
Bądź swoim najlepszym przyjacielem.
Bo tylko Ty jesteś sobą i jesteś ze sobą cały czas. Tylko Ty możesz poddać to, czym ograniczasz swoje realne dobro. Tylko Ty znasz prawdę o samym/samej sobie. A ta prawda wcale nie musi być specjalnie pozytywna. ;)
Zacznij od TERAZ.
Gdy zaczynasz realnie troszczyć się o siebie, doceniać, akceptować, w końcu – kochać – stajesz się kuloodporny/a, spokojny/a, radosny/a. Przestajesz od innych wymagać, oczekiwać, pragnąć, domagać się, próbować coś wziąć i uzyskać, przestajesz ludźmi manipulować. Stajesz się wobec nich spokojny/a. Stajesz się dla innych przyjacielem. Nawet jeśli nie zdają sobie z tego sprawy.
To zacznie proces rekontekstualizacji – “Po co mi są inni ludzie?” Zaczniesz zupełnie inaczej na to patrzeć. Zaczniesz mądrzej wybierać, relacje będą głębsze, bardziej satysfakcjonujące, radosne, oparte o szczerość względem siebie, wzajemne dobro. O miłość. A miłość to nie przywiązanie i seks.
Znika ta tzw. “samotność”. Bo to tylko wmawianie sobie, że Ty to za mało. A kto tak twierdzi? Powiem Ci kto tak twierdzi – Ty. :) Bo się nie troszczysz o siebie, nie doceniasz, nie akceptujesz, nie kochasz. Potępiasz się, odrzucasz, obwiniasz, odzierasz z wartości. Więc cały czas chcesz, żeby ktoś inny kochał, szanował, akceptował, lubił Ciebie za Ciebie. To jak dziecko, które w domu nabrudzi i oczekuje, że rodzice posprzątają za nie. Kto może przestać uważać, że Ty to za mało? Odpowiem – Ty.
Bycie przyjacielem dla siebie automatycznie powoduje, że potrafisz być prawdziwym przyjacielem dla innych.
Zauważ też, że jeśli jesteś dla siebie marnym towarzystwem, to byle kto wydaje Ci się lepszym. Nawet ludzie bardzo negatywni! Można Cię bardzo łatwo zmanipulować, przekabacić wbrew Twoim wartościom, wykorzystać, oszukać, nawet okraść. Ja tego wszystkiego doświadczyłem. Bo np. koledzy dumni, butni ale przystojni i którzy mieli dużo kobiet, wydawali mi się jak bogowie. Lgnąłem do nich i ignorowałem totalnie to jacy byli – nieintegralni. I wielokrotnie zostałem oszukany, okradziony na tysiące złotych, wykorzystany, itd. Bo sam dla siebie byłem jeszcze gorszy. Własne straty widziałem jako nieważne – “trudno”, “kiedyś na pewno mi odda”, “przecież potrzebuje, skoro prosi”, etc. Im bardziej pozwalałem sobie na to, tym bardziej to wykorzystywali.
Mężczyźni zaś ładne babki uważają za boginie. Tylko dlatego bo są ładne. Dlaczego? Bo mężczyźni Ci uważają się za brzydkich. Wszystko wewnętrzne osądzili w sobie i potępili. I lgną do tego powierzchownego piękna. To również element oglądania pornografii.
A naprawdę pozytywnego towarzystwa nie doceniałem, nawet się opierałem, wstydziłem, wiecznie widziałem siebie jako niezasługującego. Byłem wobec nich obciążający, takie piąte koło u wozu. Szczególnie narzekałem, biadoliłem, użalałem się. Opierałem zmianom i działaniu, gdy coś robiliśmy razem, itd.
Wybierałem to, co mi szkodziło. A to co dobre odrzucałem, bałem się, wstydziłem, uważałem, że nie zasługuję, etc.
Ja byłem dla siebie naprawdę bardzo zły, surowy, niesprawiedliwy. Byłem dla siebie jak wróg, nie jak przyjaciel. I dlatego też nie potrafiłem, ani nie chciałem dbać i pielęgnować relacji z innymi.
21. Uważaj na tych, co rzekomo czynią dobro (chcą Cię kontrolować – “dla Twojego własnego dobra” oczywiście!).
Warto zastanowić się – jak ktoś może czynić dobro, jeśli nie wie co to jest dobro? Jeśli dla każdego z prawie 8 miliardów ludzi dobrem jest co innego, to skąd ktoś może wiedzieć co jest dobrem? Jak można rozumieć czego ktoś naprawdę potrzebuje? I to jeszcze wie lepiej od nas?
Oczywiście – czym innym jest rozsądek – np. praca lekarza, sprzedawcy w sklepie, itd. – czyli specjalisty w jakiejś dziedzinie. Ale czym innym jest np. mówienie innym co mają robić, jacy mają być, ratowanie ich, etc. Nie ma specjalizacji w “dobrze”. Ok, można to nazwać pokorą. Człowiek pokorny rozumie, że nie wie.
Jeśli my nie wiemy, ani nie rozumiemy, co jest realnym dobrem dla nas, to skąd mamy widzieć czy to co nam proponują inni jest dobrem?
Znowu – jeśli ludzie mają problem z odróżnieniem integralnego wodza od megalomaniaka, szaleńca, dla którego śmierć setek miliardów, a nawet całego życia na planecie jest jak pstryczek palcami, to nie dziwne, że nie odróżniamy ludzi mądrych od tych pragnących kontroli nad nami.
Jeśli dziesiątki lat uważamy porno czy wódkę za dobre, to uważamy, że rozumiemy co to jest dobro? Nawet własne?
Jeśli teraz ktoś “uniesie się dumą”, to właśnie – skoro się unosić, zastanów się z jakiego stanu musisz się unosić na destruktywną dumę? Jak musisz żyć, skoro duma Cię wzmacnia i wydaje się Ci taka pozytywna? Co jeszcze, poza dumą, wydaje Ci się pozytywne? A co negatywne?
Przykładów może być wiele – np. mamusia, co wydzwania, by zapytać “co u Ciebie słychać”, za czym nie stoi intencja troski i zainteresowanie Twoim losem, tylko chęć kontroli. A ktoś inny chce Cię uszczęśliwić na siłę, coś Ci dać/wcisnąć, czego nie potrzebujesz.
Czynienie realnego dobra wymaga, by człowiek był już integralny.
Forma – np. słowa – to nie esencja.
Bez poziomu świadomości na poziomie integralności, nikt nie może czynić dobra. Może się oczarowywać tym co robi, może wierzyć, że czyni dobrze (bo np. dobrze “się” z tym czuje). Ale konsekwencje tego dobre nie będą. Z tego powodu istnieje powiedzenie – “dobrymi intencjami jest wybrukowane piekło”. Dlaczego? Bo ludzie mylą podłogę z sufitem. To wcale nie są dobre intencje.
Człowiek nieintegralny w ogóle nie jest świadomy, że są inni ludzie – żyjący i świadomi. Nie ma tego potencjału. “Człowiek” to co najwyżej dla niego jakaś idea, do której doczepia masę negatywności – własnych projekcji. To samo zresztą robi z Bogiem.
Do tej pory masy ludzkości zastanawiają się czy zwierzęta są świadome… ba! nawet czy są zdolne do odczuwania. To jakby ci ludzie nigdy nawet nie pogłaskali psa lub nie nakarmili kury.
Ludzie przez ludzi nieintegralnych widziani są jako statystyka. Przykładem tego jest np. marketing na telefon – ktoś wydzwania do jak największej ilości ludzi. Nie obchodzi go czy ktoś jest zainteresowany, tylko wciska na siłę jakiś produkt czy usługę nawet jak wielokrotnie usłyszy “nie”. Do mnie regularnie wydzwaniają różni telemarketerzy i próbują mi wcisnąć np. laptopa. Choć mówię, że mam, nie potrzebuję – to nie dociera. Albo biuro wynająć – nie potrzebuję. Dalej namawiają. Bo w ich oczach nie jestem istotą rozumną i świadomą. Tylko statystyką.
Zaś marketing integralny to EDUKACJA. A pierwsze co robi taki marketingowiec, to edukuje siebie o potrzebach, życzeniach i pragnieniach swojego rynku/niszy. Dopasowuje się do tego. Nie by manipulować, tylko rozumieć ludzi, z którymi będzie miał kontakt. Marketing nieintegralny patrzy wyłącznie na prawdopodobieństwo – w końcu ktoś kupi. Uważa to za sukces. Ale za jeden taki “sukces” zniechęca do siebie masy innych, potencjalnych klientów. Więc jest to kolosalnie szkodliwe.
A to oczywiście dość niegroźny przykład tego punktu.
Na tej planecie jest masa kultów, masa tzw. “influencerów”. Nieintegralnych ludzi, którzy np. prezentują marki produktów, pokazują jakiś styl życia, często mówią co jest dobre, a co nie… To jest poziom rynsztoka.
Szczególnie podatne są na to dzieci.
Choć przecież cały czas od dorosłych ludzi czytam jak to chcieliby być znani, sławni, lubiani. U dzieci jest z tym jeszcze gorzej – popularność w szkole jest dla nich bardzo ważna. Dziecku popularnemu jest zawsze nadawany laur wyjątkowości, często wręcz świetności. Niezależnie czy takie dziecko jest integralne. Zazwyczaj nie jest.
To samo tyczy się tego, co określa się mianem “samców alfa”. To tytanicznie głupie próby przeniesienia tego, co jest w królestwie zwierząt na realia ludzkie. Stadem zwierząt przewodzi jednostka dbająca o dobro stada, najbardziej zaradna. Jak stado traci przez nią, to przepędza takiego “alfa”. Ale ludzie nieintegralni patrzą na świat przez pryzmat siły. I to siłę uważają za wyznacznik bycia lepszym, a nawet ocenia się taką osobą jako odpowiednią do przewodzenia grupie ludzi.
Zastanów się dobrze – wobec czego tylko w Twoim życiu naprawdę potrzebujesz siły? A wobec czego potrzebna jest mądrość, uczciwość, spokój, dojrzałość? Gdy przemyślisz to na własnym życiu, dostrzeżesz jak ludzkość jest niedojrzała patrząc na świat przez pryzmat siły. Zastanów się też z czym walczysz/próbujesz walczyć i co Ci to przynosi?
Zastanów się co próbujesz kontrolować i uważasz, że postępujesz słusznie?
Pamiętaj, że specjalista to człowiek, którego wiedza i działania przynoszą namacalne, pozytywne, korzystne rezultaty. Mi uzależnieni często wymieniają szereg książeczek, które przeczytali. Często nawet podrzucają linki do Wikipedii. A nieraz link do jakiegoś filmu. Tylko że nic z tą wiedzą nie robią – to nie ma przełożenia na własne dobro. Ale uważają, że skoro poczytali, to są mądrzy. Nawet mnie się czepiają. Ba! Nawet doktorowi Hawkinsowi zarzucają kłam.
Niesłychane. No ale tak właśnie wygląda duma – koronny stan homo sapiens. To jest jak hel dla “balonika” zwierzęcości. Puchnie od tego. I na puchnięciu się kończy. A potem balonik traci ten “hel” lub pęka i człowiek boleśnie upada. A potem znowu “wzlatuje”.
Specjalista – np. lekarz nie tylko się edukuje – poznaje fakty – ale jego intencją jest niesienie realnego dobra. Zauważ też to – lekarz siedzi w swoim gabinecie. Odpowiedzialność, by umówić się na wizytę leży po stronie człowieka z problemem. Lekarz nie dzwoni po ludziach i nie pyta się czy komuś coś dolega. TO JEST MĄDRE.
A teraz np. tacy świadkowie Jehowy – chodzą po domach, wciskają Ci coś, namawiają – czy ktoś się cieszy z ich wizyty? Czy ktoś cieszy się ze spamu na skrzynce mailowej czy z niechcianych telefonów?
Widzimy, że pewną intuicję na ten temat mamy. Ale to nadal malutko. Na co dowodem jest ludzka historia. Już pomijając wojny.
Bardzo mało ludzi uczy się. Mógłbym postawić tu kropkę. Ale dodam – mało ludzi uczy się na doświadczeniach własnych i innych.
Bo, jak mówiłem – co z tego, że dysponujesz jakąś wiedzą czy informacją, jeśli z niej nie korzystasz? Jakie znaczenie ma jakie książki przeczytałeś/aś, jeśli nie przekuwasz tego na polepszenie swojego życia?
To to samo co – co obchodzi pracodawcę jakie studia skończyłeś/aś, jeśli to co wiesz i potrafisz nie przełoży się na cele jego firmy?
A jakie są Twoje cele? Co uważasz za własne dobro?
Czy jest to Twoim faktycznym dobrem?
A może Ty próbujesz kontrolować innych i nazywasz to troską, “zależy mi” czy nawet miłością?