Witam Cię arcyserdecznie! Rok 2020 powoli dobiega końca. Przed nami jeszcze tylko tydzień, z czego kilku najbliższych dni życzę Ci przeżycia w wyjątkowym spokoju (wewnętrznym i zewnętrznym), radości zarówno bijącej od wewnątrz jak i bycia otoczonym osobami dzielącymi się radością i żeby naprawdę niewiele działo się po Twojej myśli. ;) Bo zapewne 99% myśli mamy… Przeczytaj
Wpis!
Cześć! Jestem Lucyna! Czytam Twoje artykuły nie ze względu na uzależnienie ale mam problemy z emocjami i w ogóle dużo ciekawy porad życiowych tu odnalazłam. Czy jesteś buddystą? W wielu tym co piszesz czuć nutkę buddyzmu. Ja jestem buddystką i praktykuję medytację oraz ćwiczenia z jogi dla pięknego ciała. Jestem młodą smukłą piękną dziewczyną a nie mam szczęścia u mężczyzn odtrąca ich zazwyczaj to że jestem praktykującą buddystką i nazywają mnie poganką lub wariatką. Dlaczego w Polsce jest tyle wrogości do orientu i nauk wschodu? Buddyzm zmienił moje życie i odnajdę w nim spokój i harmonię. Ale zawsze mam kłopoty z wyrażaniem emocji. Od dziecka byłam trochę nieśmiałą :(
Cześć! Jestem Lucyna!
Hej Luci! Dziękuję za komentarz!
Odpowiem dużo, bo lubię ;)
Czytam Twoje artykuły nie ze względu na uzależnienie ale mam problemy z emocjami
Większość ludzi ma problemy z emocjami na tej planecie.
Dostrzeżenie tego to pierwszy krok do zdrowia :)
A to wymaga odwagi. Natomiast odwaga to pierwszy poziom dojrzałości ponad zwierzęcą emocjonalnością.
Podstawowe pytanie – jakie są to problemy? W wyrażaniu ich? W odczuwaniu zbyt wielu naraz? W braku odczuwania? W tym, że czujesz je w różnych sytuacjach i nie wiesz co wtedy zrobić? Odczuwając je czujesz również ból? W bardziej specyficznych sytuacjach jak wstyd razem z pożądaniem? Nie musisz odpowiadać ale warto to przemyśleć.
i w ogóle dużo ciekawy porad życiowych tu odnalazłam.
Miło mi to słyszeć!
Dzięki temu ja sam znajduję w sobie chęć, by pisać – bo chcę pomagać. Zależy mi, by inni z tego korzystali. Nie robię tego dla siebie, bo mi się nudzi ;)
Czy jesteś buddystą? W wielu tym co piszesz czuć nutkę buddyzmu.
Bo Prawda – jedna, niezmienna – zawiera “nutkę buddyzmu”. :)
Może nawet więcej, niż jedną nutkę.
Natomiast i w Buddyzmie jest sporo niezrozumienia i w ostatecznym rozwoju świadomości buddyzm popełnił błąd, że rzekomo najwyższym poziomem rozwoju jest pustka. A tak nie jest. Nad tym jest jeszcze Bóg, którego Buddyzm zdaje się, że wykreśla (a przynajmniej jakiś rodzaj buddyzmu).
Gdzieś miałem kalibracje różnych rodzajów buddyzmu. Mogę poszperać jeśli będziesz chciała zobaczyć jaki ma najwyższą kalibrację.
Nie jestem buddystą. Nie identyfikuję się z żadną religią, ani systemem wierzeń.
Jestem… a raczej przypominam sobie kim w ogóle jestem Ja (pisane z dużej litery).
Poszukuję Prawdy i swojej prawdziwej natury. A przy okazji dzielę się tym, co odkryłem, czego się dowiedziałem i staram się to przełożyć na współczesny język. Szczególnie w odniesieniu do niskich poziomów świadomości, bo w nich tkwi nadal 80% ludzkości i oczywiście uzależnieni.
Więc niczym dziwnym jest, że widzisz u mnie ciut buddysty, bo żadna religia nie ma monopolu na Prawdę i każda z niej czerpie – bo Awatar przekazujący Prawdę w tym czasie i w tej kulturze mówił o tym samym. Tylko mówił na swój sposób i dla innych ludzi.
Ja jestem buddystką i praktykuję medytację oraz ćwiczenia z jogi dla pięknego ciała.
Wspaniale!
W dzisiejszym świecie, szczególnie w Polsce, wielu ludziom wyszłoby na zdrowie, gdyby zaczerpnęli porządnie z buddyzmu.
Bo chrześcijaństwo potyka się o własne nogi nie tylko w tych tematach.
Jestem młodą smukłą piękną dziewczyną a nie mam szczęścia u mężczyzn
Ja spojrzałbym na to inaczej. A nawet kilka razy inaczej, z różnych perspektyw.
Piękno fizyczne zawsze znajdzie wielbicieli. Jednak wierzę, że Tobie chodzi o coś więcej.
O co konkretnie i o jaką jakość tego wiesz tylko Ty.
Pół żartem, pół serio – szczęścia nie znajdziesz u mężczyzn. Szczęście znajdziesz w sobie.
Oczywiście rozumiem, co chcesz powiedzieć, jednak zastanów się – u jakich mężczyzn nie masz szczęścia? Kogo spotykasz? Jakie cechy oni reprezentują?
Mówię o tym, bo przyciągasz do siebie własne lekcje. Coś, co jest dla Ciebie ważne z poziomu ducha.
Zauważ, że mieć piękne, zadbane ciało, a czuć się piękną, to często dwie różne sprawy. Jedno wcale nie musi iść w parze z drugim.
Wielu mężczyzn też ma piękne ciała (nawet mi się podobają!), a w ogóle nie widzą w sobie piękna.
W SOBIE. I dlatego ćwiczyli – bo sądzili, że POCZUJĄ się piękni, gdy będa mieli piękne ciało. Ale że człowiek to nie ciało, tylko właściciel ciała, to naturalnie można się rozczarować (bo było się oczarowanym).
Mężczyźni więc mogą widzieć piękno Twojego ciała jednak odnośnie Ciebie jako osoby czują dokładnie to samo, co Ty czujesz odnośnie siebie samej.
Tak mogło być.
Nie mówię, że Ty czujesz coś negatywnego.
Scenariuszy może być kilka:
– Ty masz względem siebie jeszcze coś do zaakceptowania (może nawet bardzo dużo), co wyczuwają mężczyźni i się oddalają. To automatycznie wyciąga z Ciebie te braki, by mogły zostać dostrzeżone, zaakceptowane i uwolnione/pokochane.
– Ty względem siebie masz ogromną akceptację i spotykasz mężczyzn na niższym poziomie, którzy właśnie siebie lub czegoś w sobie nie akceptują. Np. swojej seksualności. Dlatego się wycofują, bo sama Twoja obecność wyciąga z nich opór, wstyd, żal, strach. Uciekają więc nie od Ciebie, tylko od swoich emocji.
– Twój poziom energii/świadomości jest dużo wyższy od spotykanych mężczyzn i dlatego się wycofują, bo ich ego czuje się zagrożone – wie, że nie może mieć nad Tobą kontroli.
– Bardzo możliwe, że jesteś już na tak wysokim poziomie rozwoju, że życie mówi Ci jasno – przestań szukać na zewnątrz.
Zacznij szukać w sobie, a odpowiedni mężczyzna pojawi się automatycznie.
Oczywiście nie namawiam Cię do celibatu do końca życia, tylko podpowiadam mniejsze czy może nieco większe korekty w Twoim podejściu.
Cieszę się, że piszesz kogo spotykałaś.
odtrąca ich zazwyczaj to że jestem praktykującą buddystką i nazywają mnie poganką lub wariatką.
Wiesz dobrze, że nie jesteś :) To po pierwsze.
Niemniej wg mnie nie to ich odtrąca. Odtrąca ich ich własna interpretacja buddyzmu, ich własny opór.
To ich wewnętrzne problemy nie mające nic wspólnego z Tobą.
Nie bierz tego do siebie.
Nawet w “byciu poganinem” nie ma nic złego. Bo wiara w chrześcijańskiego Boga (co też jest tylko pewną interpretacją, a nie rzeczywistym Bogiem) nie jest wymagana, by być osobą kochającą, pozytywną, żyjącą dla ogólnego (i własnego) dobra. Te osoby są na tyle niedojrzałe, że nawet nie rozumieją, co w ogóle mówią. Powtarzają zasłyszane od jakiś zawszonych, święcie oburzonych, fanatycznych księżulków to, co im wciskali na “świętych” mszach. Nie żyjąc świadomie, odpowiedzialnie i samodzielnie stają się więc więźniami własnego programowania. Podlegają mu, bo nawet nie wiedzą, że zostali zaprogramowani.
Natomiast warto zastanowić się dlaczego wraca ten temat U CIEBIE? Bo to, że na tej planecie spotkamy idiotów nie powinno nas już dziwić :)
Punkt pierwszy to zawsze – co CZUJESZ odnośnie tych sytuacji i jakie masz myśli, interpretacje tego. Czyli – jaka jest obecnie Twoja świadomość w tym temacie?
Czy jest coś, czego Ty sama jeszcze nie akceptujesz w swoim podejściu do buddyzmu, do siebie, do życia?
Te osoby nie są przypadkowe i mają Cię czegoś nauczyć, coś Ci pokazać na TWÓJ temat. To, co negatywne i w co wierzysz, czyli coś, co Cię niepotrzebnie obciąża i ogranicza. Ale czego się sama nieświadomie trzymasz licząc, że jakoś to będzie z tym.
Nie mówię o buddyzmie ale może przyczynie, przez którą wybrałaś buddyzm? Może chodzi o coś innego? Warto pomedytować w tej intencji.
Dlaczego w Polsce jest tyle wrogości do orientu i nauk wschodu?
Powodów jest co najmniej kilka.
1. Polska jest na poziomie dumy.
A duma to często zarozumiałość, wyparcie, niedojrzałość, przywiązanie.
Ludzie przywiązani są do tego pojęcia “chrześcijanin/chrześcijaństwo”, a jednak nic to nie znaczy. Tylko wykorzystują to do przelewania własnej niedojrzałości i wewnętrznych zaniedbań, wliczając emocjonalne. Tym bardziej, że w ogóle nie przekładają nauk własnej religii do swojego życia. Są na poziomie Średniowiecza lub jeszcze wcześniej. A Ty jesteś wysoko nad tym.
2. Ludzie nie mają możliwości odróżnienia prawdy od fałszu, ani tego co pozytywne od tego, co negatywne.
Dlatego słysząc, że jesteś buddystką nie wiedzą co to właściwie znaczy. Zakładają, że jest to coś negatywnego, bo to INNA religia/kultura. Projektują na Ciebie swój strach, opór, poczucie zagrożenia.
Jedni robią to przez niedojrzałość i przelewają na Ciebie własne negatywności.
A inni szczerze nie wiedzą czy to dobrze, czy źle w kontekście religijnym. Boją się zostać ukarani przez Boga (swoją niską interpretację Boga) za popełnienie błędu zadawania się z “niewierną”.
Zazwyczaj jest to mieszanka jednego i drugiego.
3. Zostali zaprogramowani negatywnościami. Niepoprawie, nierozsądnie i często wręcz karygodnie postrzegają rzeczywistość, Boga, inność. Tu jedynie co możemy zrobić to wybaczyć im ich postawy i współczuć.
Pamiętaj – ludzie w niskiej świadomości boją się tego, co inne, co odmienne. Zakładają z góry, że skoro odczuwają wobec tego strach, to jest to złe niezależnie co/kto to jest.
Ciekawe jest to, że większość mężczyzn chce mieć wspaniały seks, dawać kobietom rozkosz, a gdy dowiadują się o taoistycznych/buddystycznych ćwiczeniach na poprawę sprawności seksualnej, podniesienie poziomu energii, orgazmie bez wytrysku (dzięki czemu można się cieszyć seksem na ile wystarczy sił), to nagle nieeeee… samo zło! Bo to inna kultura i religia nie pozwala…
Tak to wszystko zostało pomieszane. Niestety ale chrześcijaństwo pod względem seksualności i relacji damsko-męskich jest w tyyyyyyyle za mamutami. Nie bez powodu księża nie mają żon. To też po prostu głupota i wynika ze zwykłej pazerności kościoła. Niegdyś księża normalnie mieli żony i rodziny i “problem” polegał na tym, że swój majątek przepisywali dzieciom, a nie kościołowi. No to kościół sobie wymyślił sposób, by zgarniać kasę. A potem dorobiono do tego durną religijną filozofię, że nie można, bo XYZ. A Jezus miał partnerkę. Tylko oczywiście o tym ani słowa w religii. I jeszcze nazwano ją prostytutką, gdy w rzeczywistości była niezwykłą kapłanką od małego przygotowywaną na przyjście Mesjasza. No ale kościół wie lepiej ;)
Więc to nie wrogość do samego orientu czy nauk wschodu, tylko to ogólna niechęć do zmiany i wiele, wiele mniej i bardziej sprytnie utkanych sposobów na kontrolę ludzi, na zatrzymanie ich w niskiej świadomości, w strachu, wstydzie, niechęci. W ten sposób przeżywa ego – zwierzęcość, którą mamy nauczyć się prowadzić odpowiedzialnie, świadomie, dojrzale – by dojrzewała razem z nami. Ale większość ludzi oddaje jej kontrolę, bo została zaprogramowana poczuciem bycia gorszym, brzydkim, niechcianym, strachem, etc. Czują się nie tylko niewystarczający ale też niegodni, za głupi, niegodni… i boją się.
Gniew nazywany jest emocją wtórną. Oznacza to, że jeśli ktoś reaguje gniewem, to pod nim ZAWSZE skrywa się niższa emocja. Zazwyczaj strach i poczucie bezsilności.
Więc ci co tak reagowali na Ciebie po prostu się bali.
Rolą ego jest ochrona tego, co zna – swojej racji. Ego nie chce wzrastać, nie chce zmiany.
Dlatego nie lubi, boi się i odtrąca tych, którzy się rozwijają i zmieniają. Bo nie wie czego się może po nich spodziewać, nie może ich kontrolować. Czuje się zagrożone.
A esencją naszego pobytu na tej planecie jest właśnie zmiana, rozwój. Przekroczenie ego, dostrzeżenie czym właściwie jest, jaka jest jego natura, pokochanie go, wybaczenie mu i sobie błędów i rozwój w stronę radości, miłości, spokoju. Czyli to, co Ty robisz, a większość ludzi (ponad 80%) na tej planecie i ponad 90% w Polsce (raczej bliżej 95%) nie.
Ty tego dokonujesz, dlatego też życie tak silnie przesiewa Ci nieodpowiednich mężczyzn – tych, z którymi byś nie wzrastała, a może nawet zamiast rozkwitać, zwiędła.
Więc – cierpliwości. Ale nie pasywnej. Odpuszczaj opór, żal, gniew. Wzrastaj, rozkwitaj. Dogadaj się z Duchem, a odpowiednia osoba się pojawi.
Poza tym – warto byś też odważnie, szczerze, uczciwie i śmiało odpowiedziała sobie na pytanie – “Po co w ogóle jest MI mężczyzna?”
Odpowiedź może wydawać się z pozoru prosta i oczywista. Ale taka wcale nie jest :)
Nie odpowiadaj na to pytanie w komentarzu. Zostaw je dla siebie.
Buddyzm zmienił moje życie i odnajdę w nim spokój i harmonię. Ale zawsze mam kłopoty z wyrażaniem emocji. Od dziecka byłam trochę nieśmiałą :(
M.in. od tego jesteś na tej planecie, by się tego nauczyć :)
Świadomość, że problem mamy jest pierwszym krokiem do jego rozwiązania.
Mówiłaś, że masz kłopoty z emocjami, a teraz mówisz, że odnalazłaś spokój.
Odpowiem – tak i nie.
Bo to, z czym masz kłopoty jest w Tobie. I zapewne jedną z ról Twoich dotychczasowych sytuacji z mężczyznami było to z Ciebie wydobyć, by mogło zostać zaakceptowane, pokochane i odpuszczone.
Prawdziwy pokój znajdziesz, gdy pokochasz całą siebie – wliczając emocje, z którymi masz problem.
Zerknij tu:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2018/07/O-Emocjach-Podsumowanie/
Szczególnie seria o odczuwaniu.
Dodam jeszcze, że kiedy zacząłem rozwijać się duchowo, napisało do mnie już niemało kobiet również na tej drodze.
Z kilkoma się spotkałem i powiem Ci, że każda czuła się samotna i/lub miała problem z mężczyznami (z utrzymaniem relacji/znalezieniem właściwej relacji). Wszystkie piękne (nie tylko fizycznie) i wszystkie miały podobne problemy.
Jak ja to rozumiem:
Mężczyzn rozwiniętych/rozwijających się duchowo jest niestety jeszcze niewielu. Dlatego kobietom dojrzałym trudno jest znaleźć odpowiedniego partnera.
Bo im wyżej, przestaje nas interesować to co poniżej. Szczególnie osoby, których intencją nie jest wzrost wewnętrzny.
Oczywiście z poziomu Ducha to nie problem, by odpowiednią osobę “przyciągnąć” ale (uwaga! duże “ALE”) – należy przestać szukać na zewnątrz i zobaczyć jaki jest problem W NAS.
Bo życie nie jest odmawiające. Wszystko co nam życie daje – często coś, co pozornie postrzegamy jako, że życie nam zabiera – to dar.
Tylko niewłaściwie to interpretujemy. Zaczynamy się opierać, może narzekać, użalać się, postrzegać to jako niesprawiedliwe, etc.
W Twoim przypadku przynajmniej w jakimś stopniu jest to lekcja, byś zaczęła uczyć się wyrażać emocje.
Strzelam, że chodzi głównie o gniew.
A że sam przez już około rok mam z nim sporo do czynienia to chętnie mogę poradzić.
Może nie być to gniew od razu, tylko najpierw smutek, poczucie bezsilności. Nie wiem ile gniewu i innych emocji “przełknęłaś” w swoim życiu ale one wszystkie w Tobie zalegają.
W Twoich słowach na temat mężczyzn mignął mi smutek, wina, gniew, może ciutka frustracji.
Odnośnie mężczyzny – zastanów się o co głównie Ci chodzi. Czy o akceptację tego kim/jaka jesteś? Czy o to by też był buddystą i Cię rozumiał? Czy nie ważne jaki jest, tylko XYZ?
Warto to wiedzieć. Im precyzyjniej określisz “target”, tym szybciej się zorientujesz czy “to to” i tym mniej frustracju będzie i tym sprawniej życie podsunie co trzeba.
Ale w tym wszystkim własne lekcje nie mogą być zaniedbane.
Więc to, że nie masz szczęścia nie do końca musi być/jest prawdą.
Zastanów się, przemyśl jakiego mężczyzny byś pragnęła, a potem zastanów się gdzie takiego możesz znaleźć. Bo jeśli przebywasz w miejscach, gdzie takich nie ma, no to prawdopodobieństwo spotkania go będzie niewielkie. Natomiast warto odczarować się, że ludzie reagować będą pozytywnie na inne kultury w tym kraju. Polska od dawna była/stała się zaściankowa i zamknięta. Głównie przez religijną propagandę i kontrolę oraz po prostu to, że większość dojrzałych, odważnych, wspaniałych polskich mężczyzn zgninęło na wojnach. Trzeba więc też dać czasu, by ci “nieopierzeni” dojrzeli. Bo męskość w Polsce ma naprawdę niewiele dojrzałych źródeł, z których może czerpać zdrowe, męskie, silne, pozytywne postawy i wzorce.
No bo jeżeli ktoś żyje na takim poziomie, że nazywa wariatem osobę praktykującą religię pokoju… trudno nawet się do tego rozsądnie odnieść.
Głowa do góry! :)
Dzięki Piotrku :) widzę że jesteś rozgadany. A każde Twoje słowo jest sensowne i cenne. Tacy mężczyźni jak Ty w tym kraju i na świecie to skarb. Ja mam słabość do spokojnych i tryskających pozytywną energią facetów. Najlepiej aby akceptowali też buddyzm i jego nauki. Nie podobają mi się tacy typu tzw. macho i takich sprośnych co na siłę przyklejają się aby tylko zaliczyć. Ja należę do Buddyjskiej Szkoły Zen Kwan Um w Warszawie. Jakbyś mógł sprawdzić kalibracje i poziomy buddyzmu była bym bardzo wdzięczna ;) Podam Ci może najważniejsze lekcje Buddy którymi się kieruję w życiu:\
1. Źródłem cierpienia jest przywiązanie
2. Podziały istnieją tylko w naszych głowach
3. Spokój i szczęście wymagają dyscypliny
4. Nie zwalczysz nienawiści nienawiścią
5. Nie polegaj na doktrynach
6. Karma to prawo przyczyny i skutku
Zaś moje ulubione słowa Buddy:
“Gdybyśmy mogli zrozumieć cud pojedynczego kwiata, zrozumielibyśmy cały Wszechświat.”
“Lepsze niż tysiąc pustych słów, jest jedno słowo, które przynosi pokój.”
“Ucisz wściekłego człowieka miłością. Ucisz człowieka ze złymi intencjami życzliwością. Ucisz skąpca hojnością. Ucisz kłamcę prawdą.”
“Jeśli cokolwiek jest warte robienia, rób to z całym swoim sercem.”
Tak w Buddyzmie nie ma Boga i można nawet powiedzieć że jest filozofią a nie religią. Sposobem życia. Prawdziwy spokój własnie daje mi medytacja oraz joga jestem też wegetarianką. Medytuję już bardzo dłuuuugo i wchodzę w głębsze stany świadomości tzw. Samadhi. Potrafię nawet medytować chodząc ;) Podobam się facetom. Uwierz mi gdybyś mnie zobaczył nie mógłbyś odpędzić wzroku ode mnie na długo ;) Ale mężczyźni patrzą tylko na moje ciało nie widzą mojego wnętrza, mojej inteligencji, życzliwości. A w bliższej znajomości jak już powiedziałam Ci odpędza ich mój sposób życia i to że jestem Buddystką. A to jest dla mnie najważniejsze kierowanie się naukami Buddy. Byłam wychowywana na katoliczkę ale szybko opuściłam na zawsze tą religię źle na mnie działała i wpędzała w depresję. Od kiedy odkryłam Buddyzm moje życie zmieniło się nie do poznania :) Jakbym zerwała kajdany marności. Nie wiem czy wiesz ale Budda Siakjamuni miał swoje inkarnację na Ziemi i żył w pałacu którego opuścił w poszukiwania prawdy życia. Nauczał Dharmy ludzi i dostąpił oświecenia. Który jest celem każdego buddysty. Oświecenie i uwolnienie od przywiązań.
Zgadłeś Piotrku najwięcej problemów mam z emocją gniewu i też wstydu . Kompletnie nie wiem jak właściwie z nim postępować i wykorzystywać. Proszę Ciebie Piotrze Słońce czy mógłbyś mi pomóc? Wiem że ta emocja może stać niszcząca i wpakować w tarapaty. Zawsze gdy ktoś mnie zdenerwował lub zdenerwuję to czuję wzrastająca złość i chęć przelania jej na tą osobę co mnie uraziła lub specjalnie mnie chciała obrazić ale automatycznie hamuję się bo pojawia się obawa że skrzywdzę tą osobę słowami lub dojdzie do eskalacji i konfliktu i wycofuję się milcząc.Nie chcę niczyjej krzywdy. Kapkę wstydu czuję w dużej grupie obcych ludzi i gdy przemawiam na wystąpieniach przed ludźmi. To już mam od czasów szkoły gdy przed tablicą lub klasą się wypowiadało. Pojawiają się takie rumieńce a ja się uśmiecham bez słowa.Mam też trochę problemy z własną seksualnością wiem że to brzmi nieprawdopodobnie jak piękna seksowna dziewczyna może mieć ale ja mam.Może to się wzięło stąd że pochodzę z bardzo katolickiej “pruderyjnej” rodziny. Nie lubię jak ktoś mnie dotyka czuję dreszczyk. Nie przepadam za sprośnymi dowcipami i wypowiedziami oraz przedmiotowym traktowaniu i gadaniu o seksie. Próbowałam eksplorować swoją seksualność przez masturbację ale coś mnie odpychało przed tym jakieś takie obrzydzenie do seksu strach przed rozkoszami nieskończonymi które będę mogła sobie sprawić kiedy sama będę chciała. W ogóle z łatwością wyczuwam intencje i energię innych ludzi zwłaszcza mężczyzn. Wyczuwam ich nastroje nastawienia i unikam tych o negatywnej energii, odpychają mnie. Czy to normalne? Możesz być pewny że to co mi powiedziałeś sprawiło szeroki uśmiech na moich ustach. Cieszę się że doceniasz Buddę i mądrości wschodu :D Na zachodzie i w innych krajach nikt nie ma problemu z Buddyzm i orientem. Zauważ że buddyzm jest chyba jedyną religią która nie konkuruje z innymi religiami nie walczy i siłą nie nawraca innych aby się tym kierowali jak to od setek lat bez przerwy robi katolicyzm, islam i judaizm i inne. Akceptujemy inne religie i zajmujemy się sobą. A oni plują chcą za wszelką cenę jak najbardziej z obrzydzić z demonizować buddyzm atakują masowo w internecie.Nawet komentarzami w stronach o buddyzmie i filmami. Piszą fałszywe świadectwa ludzi którzy niby odeszli z Buddyzmu do katolicyzmu.Nie znam ani jednej takiej osoby, za to znam byłych katolików którzy wybrali Buddyzm. Tworzą fałszywy obraz, wmawiają go ludzią np. tu https://www.youtube.com/watch?v=mVNPuz377eY. Słabną, tracą wiernych i atakują innych bo u siebie nie widzą bałaganu .
Dzięki Piotrku :) widzę że jesteś rozgadany. A każde Twoje słowo jest sensowne i cenne.
Dziękuję!
Niemniej staram się sam nie oczarowywać tym. To tylko słowa innych pisane przeze mnie, przełożone na współczesny język i czasem troszkę rozbudowane, “opakowane” w moje doświadczenia i rozumienie.
Można rzec, że maluję dzieła Wielkich własną kreską. To nic nowego i nie powinno być nowe. Bo Prawda jest niezmienna od początku.
Często też coś wyjdzie mi krzywo i koślawo.
Lubię też to, co robię porównywać do pracy chirurga. Chirurg, by uratować pacjenta usuwa niezbędne minimum. Jeśli usunie za dużo, pacjent może nawet umrzeć.
Dlatego staram się dobrać cząstkę wiedzy i odpowiedni język do osoby, z którą rozmawiam i do poruszanego tematu, problemu.
I to nie jest łatwe. Stety/niestety widzę tyle mniejszych i większych cusiów do poprawy u ludzi, że szans nie mam się tym wszystkim zająć.
I cały czas zapominam, że nie muszę :)
A rozgadanie czasem jest pozytywne, a czasem nie. To ani wada, ani zaleta.
Szczęśliwie coraz lepiej wiem kiedy się zamknąć i słuchać :D
Ok.
Odpowiedź będzie długa, a jednocześnie daleeeeeeeeeeeeeeko nie wyczerpująca tematów, które poruszyłaś.
Mam nadzieję, że wpływ na Ciebie i innych będzie pozytywny.
Tacy mężczyźni jak Ty w tym kraju i na świecie to skarb.
A więc KAŻDY człowiek to skarb.
Jeszcze 5-6 lat temu moja najlepsza opinia o sobie brzmiała – “Nic nie znaczący, słaby, marny, głupi, naiwny chłoptaś”.
Wykonałem sporo wewnętrznej pracy. Ale jednocześnie nie zrobiłem niczego wyjątkowego, nie urodziłem się inny od reszty, nie byłem w niedostępnych części Himalajów u jakiegoś 100-letniego mistrza. Zrobiłem coś i nie robiłem to w żaden sposób super niesamowicie. Mógłbym wręcz powiedzieć, że się przy tym mocno opierdzielałem.
A dziś piękna kobieta mówi mi że jestem skarbem. To pokazuje to co jest w każdym człowieku i wystarczy to odsłonić. Potem samo zaczyna świecić, bez wysiłku.
I to chcę pokazać innym. Zachęcić do tej pracy, która czasami jest trudna, a nawet bardzo trudna. Ale jest do zrobienia.
Oczywiście jest mi bardzo miło to usłyszeć. Kiedyś dałbym się porąbać za takie słowa od pięknej kobiety.
Niemniej skarbem jest każdy. I Ty, i ja, i każdy uzależniony, i każdy inny człowiek.
Jezus powiedział, że kiedyś wszyscy będziemy czynili takie cuda jak On, a nawet większe. On doskonale znał naturę ludzkiej świadomości, tzw. Duszy, Wyższego Ja, etc.
Główna praca duchowa to porzucanie iluzji, poddawanie ich Bogu i utrzymywanie pozytywnej intencji. Życie szczere, uczciwe, spójne. Co ciekawe, wiara w Boga nie jest w ogóle do tego potrzebna.
Różnimy się w ilości chmur, którymi przesłaniamy swoje Słońce i intencjami czy chcemy to odsłonić, czy nie.
Człowiek, który je raz odsłoni i doświadczy tego nie chce nic innego, nic poniżej.
Jest to najzupełniej normalne.
W świecie umysłu nazywa się to standardami. Jak raz wejdziemy na wyższy standard, to już nie chcemy zejść niżej.
Ale ten mechanizm ma też pułapki i jedną z nich jest uzależnienie. Gdy raz poczujemy poprzez porno czy alkohol ogromną różnicę między tym co czujemy na co dzień, a tym co poczuliśmy po/w trakcie działania używki, to już nie chcemy wracać do niższego stanu. I dlatego się uzależniamy. Bo wierzymy, że wyższy stan daje nam coś z zewnątrz – alkohol, porno, seks, papierosy, itd. Ale tak nie jest.
Ja mam słabość do spokojnych i tryskających pozytywną energią facetów. Najlepiej aby akceptowali też buddyzm i jego nauki.
Czyli masz słabość do normalności i zdrowia :)
Przyciąga Cię to co rezonuje z wyższymi jakościami. A one stają się po prostu normalne.
To już jest standard wykraczający poza przyjęte normy (szczególnie w Polsce).
Większość tego nie rozumie i czują się przy Tobie niewystarczający. M.in. dlatego ich ego atakuje.
Swoją drogą spokój i pozytywność to dwie najważniejsze wartości teraz dla mnie.
Gdy skończę pisać artykuły o chorobach charakteru to zaprezentuję kilkadziesiąt pozytywnych postaw. Co ciekawe – cecha “normalność” kalibruje się na 300. Czyli niezwykle wysoko.
Nie podobają mi się tacy typu tzw. macho i takich sprośnych co na siłę przyklejają się aby tylko zaliczyć.
Wiec sama jesteś normalna i zdrowa (w melioratywnym sensie).
Jesteś spójna i dlatego automatycznie odrzuca Cię to, co niespójne.
Ty jesteś na poziomie dawania światu (i sobie) tego co pozytywne. Powiedzmy – świecenia. Bo już odkryłaś swoje wewnętrzne źródło.
I też pragniesz mężczyzny, który znalazł to źródło. Słowem – nie zabiera już, tylko daje. A jak dwie osoby sobie dają, to nie słabną, tylko cały czas wzrastają – świecą coraz bardziej.
Zaś tacy mężczyźni jak powiedziałaś są na dużo niższym poziomie – brania, udawania, manipulacji, grania, by wziąć to co uważają za dobre dla siebie i często bez uwzględnienia dobra drugiej osoby (Ciebie). Słowem – nie widzą światła w sobie (co najwyżej dumę) i wierzą, że jego źródła są zewnętrzne. Np. piękno. I ego oczarowane tym chce to zdobyć za wszelką cenę. Nadal duża większość mężczyzn na świecie (i w Polsce) jest na tym poziomie.
Dlatego mówi się – “zdobyć kobietę”. Dla mnie to określenie jest po prostu głupie.
Oczywiście rozumiem, że w świecie zwierzęcym, w którym wierzymy, że wszelkie źródła są ograniczone i zewnętrzne, trzeba o nie walczyć. Ba! Ludzie się nawet o nie zabijają (wliczając o kobiety).
Ale czymś wg mnie zupełnie innym jest związek osób dojrzałych (dojrzalszych).
To wspólny cel przede wszystkim wewnętrzny. To, co na zewnątrz staje się drugoplanowe i tak naprawdę stanowi środek do osiągnięcia celu wewnętrznego.
To dwie osoby, które przyciąga do siebie coś zupełnie innego, niż pożądanie, oczarowanie, przywiązanie czy logiczne argumenty.
Dwie osoby spaja ze sobą to, co płynie między nimi – to, co te osoby dają od siebie bezwarunkowo. Niezależnie czy ktoś z nimi jest, czy nie i czy one są ze sobą, czy nie.
Kwiat nie przestaje być kwiatem i nie zaczyna pachnieć inaczej czy bardziej, bo ktoś go czuje. Słońce nie zaczyna świecić inaczej, bo się ktoś zaczął opalać.
Oczywiście wspaniałym jest, gdy ktoś inspiruje nas do wzrostu lub my kogoś inspirujemy, by rozkwitał. Często już sama ta gotowość jest tym, co może zespolić dwie osoby.
Przyroda jest świadoma nas. I sprawia jej przyjemność, że ją doceniamy i zachwycamy się np. śpiewem ptaków, zapachem kwiatów czy zielenią trawy i drzew. Trawa i ziemia uwielbiają, gdy zdejmujemy buty i boso chodzimy oddając jej to, co negatywne.
Niestety większość ludzi trzyma przy sobie albo strach przed samotnością, albo pożądanie, które zamieniło się na przywiązanie/przyzwyczajenie.
Są też związki współuzależnionych lub, w których jedna osoba jest współuzależniona. Czyli – jedna utrzymuje w sobie brak i cały czas bierze, a nawet oczekuje, że zostanie jej to dane.
I druga osoba daje bez końca. Cały czas słabnie, a druga wcale nie wzrasta. Bo poczucie braku to studnia bez dna.
Ja należę do Buddyjskiej Szkoły Zen Kwan Um w Warszawie. Jakbyś mógł sprawdzić kalibracje i poziomy buddyzmu była bym bardzo wdzięczna ;)
Oto kalibracja różnych gałęzi buddyzmu:
Mahayana – 960
Zen – 890
Hinayana – 890
Lotus Land – 740
Tantryczny – 515
Dzogchen Rinpoche (tradycja tybetańskiego buddyzmu) – 510
Tybetański – 490
Won – 405
Co ciekawe, kalibracja tej szkoły nie przekracza 500. Ale jest ponad 400. Więc bardzo przyzwoicie (jak na Polskę).
Nie wiem na ile dokładna jest ta kalibracja. Dobrze, by jeszcze ktoś potwierdził.
Jest to poziom Rozsądku, zgodnie z mapą świadomości:
https://swiadomoscpoprzezjedzenie.pl/wp-content/uploads/2018/01/Mapa_swiadomosci.jpg
I czuję, że jesteś w tym bardzo spójna. Jest ona bardzo dobra dla Ciebie. Ciebie też wykalibrowałem ale nie będę się tym dzielił publicznie.
Oczywiście najpierw sprawdziłem czy mogę!
Podam Ci może najważniejsze lekcje Buddy którymi się kieruję w życiu:
1. Źródłem cierpienia jest przywiązanie
Zgadza się.
A co to jest przywiązanie? Jaka jest jego natura? Dlaczego powstaje? Co/kto się przywiązuje?
Przywiązanie jest także jedną głównych blokad wzrostu świadomości.
Można przywiązać się do radości i gdy przyjdzie dzień na uwolnienie gniewu czy smutku, to będziemy cierpieć, bo nie będziemy chcieli do tego dopuścić i odpuścić – “stracić” – radości.
Ja początkowo ludziom tłumaczę, że jest jedno źródło cierpienia – opór.
Tak naprawdę opór stawiany bólowi, bo ból w życiu jest nieunikniony w pewnych sytuacjach. Np. właśnie podczas “straty przywiązania”.
Jeśli się przywiązaliśmy do kogoś/czegoś, to strata tego wiązać się będzie z bólem ale niekoniecznie z cierpieniem. Cierpieć będziemy, gdy zaczniemy się opierać bólowi.
Jako, że większość ludzi, jeśli nie wszyscy, są do czegoś przywiązani, to wg mnie w dzisiejszych czasach warto spojrzeć na to z dwóch stron – jeśli się nie przywiążemy, to unikniemy bólu i cierpienia.
Ale jeśli już się przywiązaliśmy, to nie unikniemy bólu ale możemy uniknąć cierpienia.
Czym jest przywiązanie? Energią. Oddajemy czemuś energię, co chcemy zatrzymać w swoim życiu. I zazwyczaj postrzegamy to jako zewnętrzne źródło braku, który odczuwamy/w który wierzymy/który utrzymujemy. Dlatego strata tego boli. Bo to tak jakbyśmy czuli, że “odrywa się” od nas nasza własna energia.
Ale ból to zawsze znak, że należy zwrócić się do swojego wnętrza.
2. Podziały istnieją tylko w naszych głowach
Bardzo szerokie zagadnienie. Ale oczywiście prawdziwe.
Choćby z prostego faktu, gdy spojrzymy na termometr, widzimy tam podziałkę temperatury. Ale przecież nic takiego nie istnieje! W rzeczywistości nie ma 5 stopni czy 50-ciu.
Temperatura ma gradient – poziomy – ale tych poziomów nie można przecież opisać. Bo są nieskończenie małe. Tak jak w matematyce – nie istnieje punkt. Nie ma czegoś takiego jak punkt.
Tak jak nie można wziąć odcinka czasu i nazwać go chwilą. Bo “chwila” nie istnieje.
Każda próba takiego nazywania to po prostu mentalna projekcja. Coś sztucznego, nie mającego zaczepienia w rzeczywistości.
Naturalnie to zdanie też można odnieść do religii, koloru skóry, płci, etc.
Ciekawe, prawda? Skoro podział płci jest tylko w naszej głowie, to oznacza, że wszystkie wartości, których pożądamy w innych też już są w nas! Energia też.
Dlaczego więc mamy taką, a nie inną płeć? Dlaczego istnieją dwie?
Nie wiem :)
Ale wiem że łatwiej jest ogolić się widząc swoje odbicie w lustrze.
Wiem, że często łatwiej jest dać coś pozytywnego drugiej osobie, niż sobie.
Wiem, że gdyby nie pragnienie czegoś w świecie, to nie wyszedłbym z własnej apatii lata temu.
Dlatego ten podział ma bardzo pomocną rolę w rozwoju na tej planecie. Oczywistym jest jego rola w świecie typowo zwierzęcym, bez duchowej perspektywy.
Ale, jak wszystko, znaczenie jest dużo, dużo, dużo szersze i głębsze.
3. Spokój i szczęście wymagają dyscypliny
Zgadza się!
Nikt nie osiągnie tych niezwykle wysokich stanów tylko wiedząc czy czytając o nich.
Już w 3 Module mojego Programu przedstawiam medytację. I ludzie po pół roku medytacji, którym w kółko tłukę, że nie oni myślą, nadal powtarzają te same iluzje i nadal podlegają umysłowi.
Bez codziennej, cierpliwej dyscypliny nic z tego nie będzie.
Poza tym – tak o swoje wnętrze, jak o swoją pracę, relację, a nawet ogród czy samochód trzeba dbać, by rozwijały się razem z nami.
Należy wkładać w to w zdrowy sposób wysiłek – inwestować pozytywną energię. DAWAĆ od siebie.
4. Nie zwalczysz nienawiści nienawiścią
100% prawdy.
I coś, czego nie rozumie szczególnie “świat męski”, który od zawsze programowany był, by walczyć. Ze złem, z niewiernymi, etc. Z czym popadnie.
I jak się to zabije, to wygraliśmy – odnieśliśmy sukces.
Ale dzisiejszy świat pokazuje nam, że ta krótkowzroczność była i zawsze będzie bardzo złudna.
Wszystko z czym ludzkość walczyła nadal istnieje i jest tego coraz więcej.
Dr Hawkins napisał to co poniższe:
“Gniew nie uwalnia nas, lecz wiąże. Łączy nas z drugą osobą i trzyma w naszych życiowych schematach. Zostajemy więc uwięzieni w tych negatywnych wzorcach, dopóki nie uwolnimy energii gniewu i jej małych korzyści, np. oburzenia wynikającego z przekonania o tym, że to my mamy rację, czucia się źle oraz pragnienia zemsty.
Nie musi być to jedna i ta sama osoba w naszym życiu. Jeśli nie ona, pojawią się inne, które będą reprezentować tę samą jakość wyzwalając w nas gniew i urazę. To będzie trwało, dopóki nie uporamy się ze swoją ukrytą złością.
Wówczas z naszego życia nagle znikną osoby reprezentujące tę jakość.”
I jest to prawda! Dla mnie cały czas niezwykle cenna. Bez tej mądrości możliwe, że pogrążyłbym się w gniewie i nienawiści. Bo wobec sytuacji, w których jestem/czuję się bezsilny, gniew wydaje się usprawiedliwiony. Wzmacnia. Dodaje energii. I przedstawia proste rozwiązanie – pokonaj/zabij/zaatakuj.
Ale to pozorne. Gniew jest pożyteczny tylko wobec niższych od niego emocji. Ale wobec rezultatów wyższych jak rozwój duchowy, gniew jest taki jak napisał dr Hawkins.
Niemniej jeśli w nas zalega, to trzeba nauczyć się z nim mierzyć. Zresztą czasem warknąć w świecie nie zaszkodzi ;)
5. Nie polegaj na doktrynach
Bardzo ciekawa mądrość.
Należy zdać sobie sprawę, że WSZYSTKO na tym świecie jest subiektywne.
Więc nawet najlepsza rada nie musi być najlepsza DLA NAS. Albo może być dobra do pewnego lub od pewnego momentu.
Nawet przedsiębiorcy uczący innych mówią – “Nie musisz mi wierzyć na słowo/nie wierz mi ALE PRZETESTUJ TO SAM. Sam tego doświadcz”.
Poza tym to mądrość ponadczasowa. Bo nie wiemy co zostało zaburzone, zniekształcone przez lata z nauk Awatarów.
Nie wiemy czy dzisiejsza doktryna ma cokolwiek wspólnego z informacją daną ludzkości przez Awatara, np. Buddę.
Zaburzenia/przekłamania/zmiany były nieuniknione.
Lubię ludziom mówić, by pobawili się w głuchy telefon i sprawdzili jak 10 osób, które nie chcą zmienić zdania, zmienią je w minutę przekazując je sobie.
A co dopiero mądrość, której KONTEKST musi zostać właściwie przekazany? Nie było więc szans, by wiedza została przekazana bez modyfikacji przez tysiące lat.
Zapis w księdze sprzed 4000 lat oczywiście nadal ma ten sam przekaz ale jego wdrożenie może się diametralnie różnić po tak długim czasie.
Ostatnio jadąc metrem w Warszawie starałem się po prostu być. I gdzie nie spoczął mój wzrok było coś, co próbowało złapać moją uwagę – a to reklama, a to zmieniający się obraz, a to jakiś napis programujący przekonanie, a to człowiek, który przegląda telefon i karmi się setkami informacji…
Ten świat różni się bardziej, niż nam się zdaje od tego jaki był niegdyś.
A to tylko jedna i to powierzchownie przedstawiona perspektywa.
Drugą jest to, że jesteśmy na tej planecie, by wzrastać. Doktryna może więc pomóc nam do pewnego momentu, a potem stać się poważnym obciążeniem i ograniczeniem. O ile w ogóle była pozytywna!
Przykładowo zdrowy rozsądek jest niesamowicie istotny do pewnego momentu wzrostu, a potem staje się wręcz absurdalny. Oczywiście na poziomie Rozsądku jest może 2-3% ludzi, a ponad nim dużo, dużo mniej.
No ale ostatecznie kiedyś wszyscy wzrosną na ten poziom.
Budda powiedział, by “nosić ten świat jak wierzchnie ubranie”. Czyli być gotowym je zrzucić, gdy przestanie spełniać swoją rolę.
Nikt nie będzie przecież siedział w wełnianym swetrze w lato. Ani nikt nie będzie siedział w t-shircie w zimę. Ubrania zmieniamy w zależności od warunków zewnętrznych.
To samo z informacjami, doktrynami. Gdy zmieni się nam paradygmat życia automatycznie zmieni się bardzo dużo.
Wiele osób, którzy dokonali dużego skoku potrzebowali nieraz nawet kilku lat, by uporządkować swoje życie.
Gdyby dalej próbowali się kierować tym, czym do tej pory, cierpieliby.
6. Karma to prawo przyczyny i skutku
Tu się nie zgodzę.
A przynajmniej tego zdania nie można po prostu wypowiedzieć bez jasno i klarownie opisanego kontekstu.
Przyczyna i skutek kalibruje się w okolicach 460. Więc jest to poziom Rozsądku. Ale poziom Rozsądku to nie jest przedsionek dojrzałej duchowości.
Nic nie powoduje nic innego. Nie ma przyczyn odmiennych od wewnętrznych.
Jedyne zdanie bez podania kontekstu, które mi rezonuje w 100%, to – “Karma to Ty i Twoje życie”.
Więc do pewnego etapu rozwoju jak najbardziej karma będzie dla nas przyczyną i skutkiem. Można to nazwać konsekwencjami.
Ale czego? Tego, co wybraliśmy i kim się staliśmy.
Przyczyna i skutek nie istnieją. To iluzja, której nierozpoznanie jest jedną z największych blokad na drodze rozwoju duchowego większości ludzi – drogi do Boga.
Nie ma przyczyny i skutku. I tego nie zrozumie człowiek, który niewłaściwie postrzega Rzeczywistość – Boga.
Nie ma przyczyny i skutku. Wszystko odbywa się w tzw. polach atraktorowych.
W tym artykule przedstawiam króciutko jak na to patrzę:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2019/08/Swiadomosc-Kontekst-Sub-5/
Jeśli medytowałaś już długi czas i mówisz o stanach Samadhi to powinnaś, jak to określić hmmm – obserwować. “BYĆ” obserwatorką.
Słowem – być świadomą ale nie uczestniczką. Tak jakbyś była polem, w którym wydarzają się te sytuacje. Czyli “jesteś” gdzieś w tym polu.
Gdzie? Tak, gdzie sama się umieściłaś – jaki ładunek w sobie wybrałaś. To chyba w buddyzmie mówi się, że piekło, a niebo oddziela linia grubości nici.
To 100% prawdy. Oj tak. Czasem więc niewielki błąd w interpretacji, w postrzeganym kontekście może spowodować, że zaczniemy cierpieć.
W pierwszym punkcie napisałaś, że źródłem cierpienia jest przywiązanie. Czyli zdajesz sobie sprawę, że doświadczenia i ich jakości są rezultatami tego na jakim poziomie my się stawiamy wobec tych doświadczeń. W tym artykule opisywałem stany od samego początku – najniższego poziomu świadomości, do stanów wysokich:
http://wolnoscodporno.pl/Blog/2019/08/swiadomosc-kontekst-sub-2/
Dlatego nie może istnieć przyczyna i skutek.
O tym też stara się nauczyć na Budda w tych słowach:
Zaś moje ulubione słowa Buddy:
“Gdybyśmy mogli zrozumieć cud pojedynczego kwiata, zrozumielibyśmy cały Wszechświat.”
Bo rzeczywistością jest to, że ani woda, ani promienie słoneczne, ani ziemia nie powodują, że kwiat wzrasta.
Nie są one przyczyną wzrostu żadnego kwiatu jak i wzrost kwiatu nie jest tego skutkiem.
Przyczyna i skutek są w kwiecie – w jego naturze.
Gdy warunki są sprzyjające, kwiat zrealizuje swój potencjał.
To dzieje się samo. Nie wpływa na to świat zewnętrzny. Ale przy sprzyjających warunkach realizuje się potencjał kogoś/czegoś.
Karma kwiatu to kwiat.
Twoja karma to Ty.
Moja karma to ja.
Karma wszechświata to wszystko od początku istnienia. Perfekcyjna harmonia tego co było, jest i będzie.
“Lepsze niż tysiąc pustych słów, jest jedno słowo, które przynosi pokój.”
Zmusiłem się, by napisać to zdanie – to prawda.
Czułem pokój. Ale absurdalne wydawało się wyjść z niego, by cokolwiek napisać :D
“Ucisz wściekłego człowieka miłością.
Ale co to jest miłość?
Miłość to wg mnie najbardziej niezrozumiane słowo na tej planecie.
Ucisz człowieka ze złymi intencjami życzliwością. Ucisz skąpca hojnością.
Hmm, czytam te zdania i wydają mi się dość naiwne.
Człowieka bez intencji wzrostu, odpuszczenia negatywności nigdy nie “uciszymy”.
Wiem to też po sobie. Żadna ilość seksu nigdy nie była dla mnie kiedyś wystarczająca. Godzina, dwie, trzy DZIENNIE – mało. Nigdy nie byłem zaspokojony. Nigdy nie odczuwałem spokoju. Nigdy nie odczuwałem swojej wartości, prawdziwej radości.
Żadna ilość gniewu też niczego nie załatwiła.
Dawanie pieniędzy biedakowi spowoduje, że biedak zatrzyma się na poziomie biedaka, bo zobaczy, że to działa. Więc będąc “hojnym” robimy mu krzywdę hamując jego rozwój.
Oczywiście wiem, że Budda nie był naiwny. Nie było mądrzejszej osoby od Buddy czy Jezusa na tej planecie.
Dlatego warto zastanowić się co Budda nazywał życzliwością, hojnością, miłością.
Ucisz kłamcę prawdą.”
Oj, tu też bym uważał.
Ty widzisz, że mówiąc innym, że jesteś buddystką nie uciszasz ich, a raczej rozjuszasz.
Jezusa ukrzyżowano za głoszenie prawdy.
Ludzie nie chcą słyszeć prawdy. Chcą słyszeć nawet kłamstwa ale by im się podobały.
Bo wierzą, że pokój ma źródło zewnętrzne.
Naturalnie rozsądek podpowiada mi, by temat podrążyć głębiej.
Nieraz prawda faktycznie zamyka jadaczkę. Szczególnie cała prawda, która boli, która ukazuje to, od czego uciekaliśmy, co wypieraliśmy.
Ale nie wiem o co dokładnie chodziło Buddzie.
“Jeśli cokolwiek jest warte robienia, rób to z całym swoim sercem.”
Tak.
A co jest/może być warte robienia?
Tak w Buddyzmie nie ma Boga i można nawet powiedzieć że jest filozofią a nie religią. Sposobem życia.
Zgadza się.
Ale wszystko tak naprawdę jest sposobem życia.
Wszystko ma pewną jakość – bliżej lub dalej od Boga lub zawiera w sobie więcej lub mniej światła, ma wyższą lub niższą temperaturę.
Buddyzm wg mnie dlatego jest wspaniały, bo ludzie uczą się dojrzałości i samodzielności.
Zostawiają świat i skupiają się na sobie. I jeśli uczestniczą w świecie to już dojrzale – akceptująco, kochająco, spokojnie.
Nie próbują go zmieniać. I paradoksalnie to go zmienia :)
Jesteśmy na tej planecie, by się uczyć podstaw i przerabiać swoje obciążenia, które nagromadziliśmy przez niedojrzałe życie i niemądre wybory.
Ta planeta to duchowa szkoła. I mamy się tu m.in. uczyć. A nie trzymać doktryn, dawać na tacę i liczyć, że bozia wynagrodzi poświęcenie. To głupota.
A buddyzm nie jest głupi. Na szczęście nie został zniekształcony jak chrześcijaństwo.
Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, że “góra” wzrostu, rozkwitu ludzkiej istoty wiedze przez spokój, radość, miłość.
Sądzą, że przez siłę, zmaganie, a nawet cierpienie!
I tylko doświadczając jednego i drugiego możemy sami dojść do siebie co nas interesuje – i wybrać to.
Dopóki sami nie doświadczymy czym jest cierpienie, możemy je nawet niewinnie sprowadzać na innych!
Z drugiej strony – wiele osób nie wybiera ani spokoju, ani radości, ani miłości, bo nigdy ich nie zaznali. Więc szukają ich w świecie wierząc, że są w świecie. Niestety ale dzisiejszy świat jest taki, że trudno to nawet w nim dostrzec. Bo cały czas jesteśmy programowani negatywnościami.
Dlatego ludzie nie dążą do pokoju. Wierzą w siłę, w zmaganie, poświęcanie się. I to też wynika z niewinności ludzkiej natury.
Prawdziwy spokój własnie daje mi medytacja oraz joga jestem też wegetarianką.
Pamiętaj o suplementacji! Szczególnie żelaza i witamin B6 i B12.
Dopóki nie poukładasz swojej energetyki w 100%, niezbędne składniki trzeba dostarczać z zewnątrz.
Ja też jestem wegetarianinem. I to nie był mój logiczny wybór.
Pewnego dnia zniknęła kompletnie potrzeba jedzenia mięsa – odbierania życia, bym samemu mógł przeżyć.
Nie zrobiłem tego ze współczucia dla zwierząt tylko z kompletnego demontażu iluzji, że muszę jeść mięso. To stało się samo, gdy się rozwijałem. Z dnia na dzień.
Jeśli jednak wybrałaś wegetarianizm logicznie lub przez niechęć do cierpienia zwierząt, suplementuj się. Energia duchowa może jeszcze nie być na tyle wysoka, by zajmowała się wszystkim w organizmie.
Medytuję już bardzo dłuuuugo i wchodzę w głębsze stany świadomości tzw. Samadhi. Potrafię nawet medytować chodząc ;)
To mnie zastanawia.
W tak wysokim stanie brak przyczyny i skutku powinien być dość oczywisty. Bo widać wtedy, że wszystko wydarza się samo. Nic nie powoduje nic innego.
Podobam się facetom. Uwierz mi gdybyś mnie zobaczył nie mógłbyś odpędzić wzroku ode mnie na długo ;)
Zapewne tak by było :)
I jak się z tym czujesz?
Czy Twoje piękno jest dla Ciebie zaletą, czy na razie sprawia więcej kłopotów? :)
Wierzę, że piękno fizyczne to też odpowiedzialność. Powinniśmy zdawać sobie sprawę jak wpływa/jak może wpływać na innych.
Jesteśmy za nie odpowiedzialni. Rozsądek podpowiada, że człowiek zaprogramowany brzydotą lub zaprogramowany, że piękno to tylko XYZ, może zareagować negatywnie na to, co piękne i pozytywne.
Może zazdrościć, nienawidzić, może nawet zaatakować, bo poczuje niesprawiedliwość – że on/ona taki/a brzydki/a, a Ty taka piękna.
Nie mówię tego, by Cię straszyć. Tylko ukazać nową perspektywę.
Czy zastanawiałaś się kiedyś po co istnieje piękno i dlaczego akurat Ty masz piękne ciało? :)
Usłyszałem kiedyś bardzo interesujący cytat – “Piękno potrzebuje świadka”.
Bo samo “piękno” (tak jak to powszechnie się określa) nic nie znaczy. Gdybyś była sama na świecie lub wszystkie kobiety były takie jak Ty, to nikt nie nazwałby nikogo piękną, prawda?
Każdy czułby się fantastycznie i nie uzależniał swojej wartości od wyglądu.
Dlatego piękno to też sprawa zupełnie subiektywna. To nadana wartość.
Prawdziwe piękno to coś w 100% wewnętrznego. Bo pięknym jest przewrócony kosz na śmieci i leżący obok zdechły szczur.
Tylko programowanie każe nam to nazywać brzydkim. Przypominam słowa Buddy – “Podziały są tylko w naszej głowie”.
Tym samym – dlaczego piękno potrzebuje świadka? Bo świadek widzi wewnątrz. Widzi Boga. I to odbija “pięknej osobie”. “Czuć się piękną/pięknym” to odczuwanie wysokiego stanu duchowego, który projektujemy na fizyczność.
Ale mężczyźni patrzą tylko na moje ciało nie widzą mojego wnętrza, mojej inteligencji, życzliwości.
Zgadza się.
I to normalne na ich poziomie.
Wiele kobiet nie widzi również piękna w mężczyznach.
Natomiast to, co mówiłem o odpowiedzialności za piękno fizyczne – rozsądek podpowiada, że mężczyźni będą Cię (go – piękna, ciała) pożądać.
To spodziewane, najzupełniej normalne i prawdę mówiąc – bardzo miłe! Ale może stać się kłopotliwe. A nawet denerwujące.
Energia seksualna, którą kobiece piękno (kobieca energia) pobudza w mężczyźnie zablokuje się na pierwszej blokadzie.
Niestety większość mężczyzn ma już blokady w pierwszych czakrach – czyli odnośnie przeżycia, własnej seksualności, wartości, działania, etc.
Też jeszcze mam w tych obszarach blokady, rany i ból.
Niemniej im piękniejsza kobieta, tym silniejsze oczarowanie, że seks zabierze ból, pustkę.
Reszta przestaje być ważna. Ważna staje się wyłącznie ucieczka od bólu.
Mówię to, by pomóc Ci spojrzeć na to troszkę inaczej – przez współczucie dla tych facetów. Nie traktowanie ich jako gorszych, tylko zrozumienie, że nie potrafią sobie jeszcze poradzić z własnym bólem. Nie są na to gotowi. Są tak samo piękni i wartościowi jak najpiękniejszy i najbardziej wartościowy człowiek na tej planecie ale jeszcze swoje Słońce przesłaniają chmurami bólu i oczarowań.
Pozwól im podziwiać Twoje piękno. Ciesz się tym. Dawaj im swoją miłość w postaci energii – zrozumienia, współczucia, akceptacji.
My tego potrzebujemy tak samo silnie jak kobiety. Pisząc to napływają mi łzy do oczu. To dla mnie wydaje się najzupełniej normalne – takie postępowanie.
Ale wiem, że potrafi być trudne, bo aby poczuć miłość czasem ujawni się gniew, czasem żal, czasem ból, czasem wszystko naraz. By mogło zostać zaakceptowane, pokochane, wybaczone sobie i innym.
Jeśli sobie tego nie damy, nie damy nikomu innemu. Bo podziały są tylko w naszej głowie.
Nie mówię tego, by Cię “wysłać na jakąś misję kochania na siłę pogubionych mężczyzn”. Tylko gdyby w przyszłości doszło do podobnej sytuacji, to warto rozważyć ją z nowej perspektywy.
A w bliższej znajomości jak już powiedziałam Ci odpędza ich mój sposób życia i to że jestem Buddystką.
Boją się.
Zastanów się – co by było, gdybyś żyła z kimś, kto cały czas wyciąga z Ciebie gniew?
Twoje piękno wyciąga z facetów nie tylko pożądanie ale też niższe od niego jakości jak wstyd, winę, opór, żal, strach.
I umysł od razu szuka pretekstu, by te emocje na coś przerzucić. Mówisz im “jestem buddystką”, a w ich umysłach od razu pojawia się – “Acha! Wiedziałem, że Z NIĄ coś nie gra! To ONA jest dziwna!” Ale to projekcja tego, co sami w sobie czują. Stety/niestety energia seksualna, pożądanie “przepychają” kanał energetyczny człowieka i wychodzi z niego wszystko, co w nim zalega.
A to jest dla mnie najważniejsze kierowanie się naukami Buddy. Byłam wychowywana na katoliczkę ale szybko opuściłam na zawsze tą religię źle na mnie działała i wpędzała w depresję. Od kiedy odkryłam Buddyzm moje życie zmieniło się nie do poznania :) Jakbym zerwała kajdany marności.
Bo Jedyna Droga, którą była religia chrześcijańska na początku, w 1 wieku (kalibracja podobna do Buddyzmu – 980) spadła drastycznie przez 2000 lat.
I dzisiaj jest w niej więcej winy i strachu, niż czegokolwiek innego.
Ty już w momencie narodzin byłaś na wysokim poziomie. Dlatego nie czułaś tej religii.
To, że Ty byłaś wyżej nie oznacza nic odnośnie Twoich rodziców. Czasami dzieci na ogromnie wysokim poziomie rodzą się w rodzinach na niezwykle niskim.
Tym bardziej chrześcijaństwo uwzięło się strasznie na seksualność i nawet kobiety.
To prawdę mówiąc religia bardziej dla mężczyzn. Nie ma w niej wiele miejsca dla kobiet. Żadna z praktyk nie jest typowo kobieca lub zdrowa dla energii kobiecej. Nie ma nawet jednej praktyki na ciało, na zdrowie, na energię, na miesiączkę, na zmniejszenie bólu. Co kobietom zostaje? Odludzie w zakonie? Naturalnie można tam doznać oświecenia ale kierowanie się wytycznymi religijnymi raczej w tym nie pomoże.
Nie dziwne, że jest Ci o niebo (hehe) lepiej w buddyzmie.
Nie wiem czy wiesz ale Budda Siakjamuni miał swoje inkarnację na Ziemi i żył w pałacu którego opuścił w poszukiwania prawdy życia. Nauczał Dharmy ludzi i dostąpił oświecenia. Który jest celem każdego buddysty. Oświecenie i uwolnienie od przywiązań.
Pamiętaj, że sam buddyzm może stać się przywiązaniem :)
Warto też mieć na uwadze, że – jak sama mówiłaś – buddyzm to bardziej styl życia. Czyli wcale nie trzeba być buddystą, by żyć w ten sposób, prawda?
Umysł lubi uporządkowaną wiedzę. Dlatego powstały religie. Żaden Awatar nie zasłożył religii. Oni nie chcieli wyznawców. Ludzie sami za Nimi chodzili, przychodzili do Nich, itd.
Spisywali Ich słowa.
Ale przecież np. uczciwe, spokojne, radosne, pełne miłości życie nie jest “zarezerwowane” dla wyznawców buddyzmu. Taka jakość życia staje się normalna na pewnym poziomie świadomości.
Albo robimy wszystko, by ją osiągnąć i przywrócić, gdy spadliśmy.
Więc tak naprawdę nie zależy Ci na mężczyźnie akceptującym buddyzm, tylko na mężczyźnie, który przejawia te jakości – żyje w taki sposób.
Akceptacja buddyzmu to wtedy coś najzupełniej normalnego.
Wiem, że Budda był człowiekiem majętnym. Wiem też, że miał wiele inkarnacji na Ziemi. Do Oświecenia z tego co pamiętam dotarł troszkę przez frustrację, bo wyczerpał wszystkie opcje, siadł pod drzewem, powiedział sobie “Pier***ę to wszystko!” i bum! ;D
Jezus natomiast miał tylko jedną fizyczną inkarnację. Można rzec, że już przyszedł Oświecony.
Dlatego Budda nauczał o inkarnacjach i karmie, a Jezus można rzec, że o tym samym ale z nieco innej perspektywy.
Budda mówił o drodze do Oświecenia. Zaś Jezus o drodze do Zbawienia. Natomiast Zbawienie jest “po drodze” do Oświecenia :D
Zgadłeś Piotrku najwięcej problemów mam z emocją gniewu i też wstydu . Kompletnie nie wiem jak właściwie z nim postępować i wykorzystywać. Proszę Ciebie Piotrze Słońce czy mógłbyś mi pomóc?
Sądzę, że tak! Na wiele sposobów.
Tzn. jeśli to będzie dla Ciebie odpowiednie to się wydarzy w perfekcyjnej formie i w perfekcyjny sposób.
Na razie nie wiem co byłoby najlepsze dla Ciebie.
Co chciałabyś, aby było efektem końcowym? Jak chciałabyś żyć?
Wiem że ta emocja może stać niszcząca i wpakować w tarapaty.
Nie sama emocja.
Tylko nasze decyzje podjęte na jej podstawie.
To ogromna różnica. Emocja sama z siebie nic nie robi.
“Zło”, które może się stać, stać może się wyłącznie przez nasz wybór. Decyzję. Intencję.
Zauważ, że żyjemy w świecie, w którym człowieka zranisz czy obrazisz dosłownie wszystkim – milczeniem, rozmową, śmiechem, smutkiem, pięknem, brzydotą.
Ja kiedyś obraziłem kobietę przepuszczając ją w drzwiach! Bo tak zinterpretowała to, co zrobiłem. Sądziła, że traktowałem ją jako słabszą, gorszą – że bez mojej łaski sobie nie poradzi. A ja zrobiłem to z szacunku dla kobiecości, którą reprezentowała.
Spokojem doprowadzałem ludzi do białej gorączki. Gniewem doprowadzałem do żalu i wycofania.
Nie przewidzisz kto jak zareaguje.
Wiedz jaki dar otrzymałaś – jaki sama sobie podarowałaś – weszłaś na ścieżkę pozytywności.
Coś, czego większość ludzi w historii ludzkości nie zrobiła nigdy.
Ludzkość nie ma kompasu. Naprawdę nie potrafi odróżnić pozytywności od negatywności.
Twoje oświecenie jest pewne, bo zaczęłaś go szukać. Zaczęłaś?
To najrzadsza rzecz na tej planecie. Budda mówił o tym – “To niezwykle rzadkie urodzić się człowiekiem, jeszcze rzadsze usłyszeć o oświeceniu, a najrzadsze jest do niego dążyć”.
Jedyne co możesz więc zrobić to opóźnić ten moment ale już go nie “ominiesz”.
Twoja intencja Cię poprowadzi. Jest najważniejsza.
Bo możesz wyrazić gniew, by kogoś zranić, a możesz gniew wyrazić by komuś pomóc! Krzyknąć na kogoś, że niszczy siebie, innych, że robi krzywdę.
Kogoś może to przebudzić. Ale nie oczekujmy tego. Zostawmy to Bogu.
Bóg to rzeczywistość. Może to być dla Ciebie za dużo na ten moment, by to przyswoić.
Świadomość, że “jest” (z braku lepszego określenia) – niezwykle pomaga świadomość, że możemy powierzyć Mu swoje troski i skupić się na intencji, na tym co potrafimy zrobić najlepiej.
Np. wyrazić gniew, wykrzyczeć urazy, itd.
Jesteś piękną kobietą, inteligentną, czułą, szukasz dojrzałego mężczyzny, praktykujesz dojrzałą drogę duchową, jesteś na tyle świadoma, że potrafisz odróżnić “zimno” od “ciepła”, dążysz do oświecenia.
A jednak i na tej drodze są problemy. Bo od tego jest ta planeta.
WSZYSTKO czego doświadczasz to lekcje dla Ciebie. Bo karma to Ty i Twoje życie. A więc m.in. to jak je postrzegasz, jak je interpretujesz. Tu też są do uczynienia korekty.
Także w tym jak postrzegasz i interpretujesz sam gniew.
Moja przyjaciółka nieraz w mojej obecności wyrażała gniew. Nieraz wściekłość odnośnie męskości. Wściekłość wszystkich kobiet. Pod nim był żal. Poczucie osamotnienia.
Nie raniła mnie tym, nie mogła. Bo byłem w stanie akceptacji, miłości. Po tym czuła ogromną ulgę.
Ale w tym były także jej osobiste lekcje. Temat wracał, a ja już nie czułem, by być w tym polu.
Z kolei inna kobieta, która do mnie napisała odczuwała m.in. ogromne przyciąganie do mnie i pożądanie. Ja również do niej. Nigdy się tak nie czułem, a nawet się nie spotkaliśmy. Nawet nie rozmawialiśmy przez telefon. Ona była z Wrocławia, a ja z Warszawy. To był kosmos co się działo między nami bez dotyku, bez nawet spotkania. Ta energia… były sytuacje, że czułem takie pożądanie, że jakby weszła to mieszkania, to bym zniszczył w nim wszystkie meble i musiał odkupić jej ciuchy ;)
Przez pewien czas naprawdę oboje byliśmy przekonani, że jesteśmy tzw. Bliźniaczymi Płomieniami – dwiema cząstkami jednej Duszy w dwóch ciałach.
Umysły szalały. Z niej i ze mnie wychodził przeróżne emocje. Ból. Strach. Ona aż mdlała z różnych emocji. U mnie też nie było zaciekawie.
Pracowaliśmy nad tym oboje przez ponad tydzień. Spotkaliśmy się w końcu w stanie spokoju, akceptacji. Niesamowite spotkanie.
Nie byliśmy Płomieniami.
Zawsze gdy ktoś mnie zdenerwował lub zdenerwuję to czuję wzrastająca złość i chęć przelania jej na tą osobę co mnie uraziła lub specjalnie mnie chciała obrazić ale automatycznie hamuję się bo pojawia się obawa że skrzywdzę tą osobę słowami lub dojdzie do eskalacji i konfliktu i wycofuję się milcząc.Nie chcę niczyjej krzywdy.
Na pewno nie pomogę Ci w krótkim komentarzu. Ale kilka uwag.
Nikt Cię nie denerwuje. Nikt nie ma takiej mocy.
Są tylko 3 sytuacje:
1. Inni wyciągają już tkwiący w Tobie gniew.
2. Twoje podejście – postawa/nastawienie/interpretacja tego, co się dzieje powoduje powstanie w Tobie gniewu.
3. Gniewem reagujesz, by przykryć to, co się kryje pod nim – strach, bezsilność, żal, ból. Więc to tak naprawdę odnosi się do dwóch pierwszych punktów tylko w odniesieniu do Twojego wnętrza.
Rozumiem co mówisz jednak odnieść się do tego poprzez słowo pisane jest niezwykle trudne i pewnie napisałbym ogrom tekstu i byłoby to bez sensu.
Kapkę wstydu czuję w dużej grupie obcych ludzi i gdy przemawiam na wystąpieniach przed ludźmi. To już mam od czasów szkoły gdy przed tablicą lub klasą się wypowiadało. Pojawiają się takie rumieńce a ja się uśmiecham bez słowa.
Kapka wstydu jest normana i zdrowa.
Wstyd zawsze dotyczy postrzegania siebie w jakimś negatywnym odcieniu.
Mam też trochę problemy z własną seksualnością wiem że to brzmi nieprawdopodobnie jak piękna seksowna dziewczyna może mieć ale ja mam.
Nie uważam tego za dziwne.
Seksualność to jest coś, co badamy w sobie. W różnych formach. Nie tylko przez seks z innymi ludźmi czy sami ze sobą.
To badanie nas samych – ekspresji Boga, którą jesteśmy. A każdy jest unikalny. Nie ma dwójki takich samych ludzi.
Tym samym to problem nie tyle z seksualnością samą w sobie (ale może też jej dotyczyć), tylko w ekspresji siebie w całym swoim życiu/poprzez swoje życie.
Małym dowodem na to jest to, że miałaś problemy z przemawianiem na wystąpieniach.
Co do samej seksualności-seksualności. Bez praktyki trudno jest mieć jakiekolwiek doświadczenie czy pewność siebie w tym obszarze.
Nawet gdybyś nie została zaprogramowana żadną negatywnością no to mogłabyś co najwyżej coś wiedzieć na temat seksualności.
Ale “wiedzieć”, a “być” to dwa zupełnie różne światy.
Więc nawet seksowna i piękna dziewczyna musi tego doświadczyć.
Przy czym wiele osób sądzi, że samo to oznacza, że kobieta ma dużo seksu, no bo wystarczy, że pokaże na faceta palcem, a on już leci do niej. Raczej mało facetów by odmówiło.
A rzeczywistość jest zupełnie inna. Wiele pięknych kobiet wcale nie ma dużego doświadczenia, ani nawet pewności seksualnej.
I to zazwyczaj kobiety dojrzałe w świadomości.
Bo, jak mówiłem, Duch skupia się na wewnętrznym rozwoju, na odpuszczeniu przywiązań.
Tym samym i partner musiałby być odpowiedni. Dążący do rozwoju, wspomagający go.
Sam seks jest pozytywny – kalibruje się na 205. Więc o ile się do niego nie przywiążemy, to możemy się nim cieszyć, rozkoszować ile chcemy ale nie oczarowujmy się, że wzrośniemy poprzez niego w duchowości. To nasza intencja, to co dajemy z siebie prowadzi do wzrostu. Gotowość do poddania się. Nawet orgazmu nie będziemy mieli jeśli nie poddamy się energii i rozkoszy. Jeśli nie puścimy kontroli choć na trochę.
Więc jakość seksu ma bezpośrednie przełożenie na to jakimi osobami są kochankowie. Dla siebie nawzajem również.
To, co chcę przez to m.in. Ci powiedzieć to to, byś nie czuła się z tym źle. Nie jesteś z tym sama.
Może to się wzięło stąd że pochodzę z bardzo katolickiej “pruderyjnej” rodziny.
Powtórzę, że oni robili to, co umieli najlepiej na swoim poziomie świadomości i z własnym programowaniem.
Jeśli dostałaś od swojej rodziny coś negatywnego, to nie zrobili tego specjalnie.
Bo to ten sam mechanizm, co faceci reagujący negatywnie na to, że jesteś buddystką.
Nie lubię jak ktoś mnie dotyka czuję dreszczyk.
Bo wyraźnie czujesz energię.
Czujesz, że to dotyk, którego intencją jest wziąć, nie dać.
Moje rozumienie jest takie, że kobieta/kobiecość ODDAJE męskości to, co dał jej jako pierwszy.
Tym samym jeśli dostajesz brak, nie możesz nic oddać. Odczuwasz to jako niechęć, pustkę, odpychanie.
Nie chodzi więc o sam dotyk, tylko energię przekazywaną przez niego.
Jeśli pojawi się odpowiednia energia, wg mnie na pewno pokochasz dotyk.
Nie przepadam za sprośnymi dowcipami i wypowiedziami oraz przedmiotowym traktowaniu i gadaniu o seksie.
To również temat energii.
Ja potrafię opowiedzieć sprośny dowcip tak, że nikt się nie zaśmieje, a nawet wkurzy na mnie, a mogę go opowiedzieć tak, że wszyscy będa lali ze śmiechu :)
W Polsce temat seksu jest daleko za mamutami. Zapewne nie miałaś możliwości pogadać o tym swobodnie bez oceniania, bez ślinienia się, bez projekcji.
Biorąc pod uwagę, że zwiększenie świadomości wiąże się też ze zwiększeniem wrażliwości i czułości pod każdym względem, niczym dziwnym jest, że tak to odbierasz.
Sam pamiętam z przyjaciółką kiedyś jak mieliśmy dobry humor i wszedł temat seksu, który ją też bolał długi czas. Ale zaczęliśmy sobie żartować ze wszystkiego. Kląć jak szewc na różne tematy.
W innej energii to byłoby wręcz obraźliwe i głupie, brzydkie. A tu wyśmialiśmy się za wszystkie czasy. Można rzec, że “oczyszczaliśmy” z negatywności różne określenia związane z seksem. Śmiech bardzo pomagał. Bez energii radości to nie byłoby możliwe.
Próbowałam eksplorować swoją seksualność przez masturbację ale coś mnie odpychało przed tym jakieś takie obrzydzenie do seksu strach przed rozkoszami nieskończonymi które będę mogła sobie sprawić kiedy sama będę chciała.
Rozumiem Twoją obawę.
Też miałem okres, że sam eksplorowałem swoją seksualność na wiele sposobów.
I była całkowicie wystarczająca. Tak naprawdę było mi nawet lepiej, niż niegdyś w okresie, gdy seksu takiego typowo zwierzęcego miałem masę.
Ale rozumiem też dlaczego tego nie chcesz. Czuję, że dość istotne dla Ciebie jest doświadczanie tego życia z kimś. Nie samej.
W ogóle z łatwością wyczuwam intencje i energię innych ludzi zwłaszcza mężczyzn. Wyczuwam ich nastroje nastawienia i unikam tych o negatywnej energii, odpychają mnie. Czy to normalne?
Oczywiście!
Ale to normalne NA TYM POZIOMIE.
Na niższym nie jest traktowane jako normalne. Kiedyś takie kobiety nawet palono na stosie i nazywano wiedźmami, czarownicami, etc.
Ja też doskonale wyczuwam energię. Ma to swoje plusy i minusy.
Możesz być pewny że to co mi powiedziałeś sprawiło szeroki uśmiech na moich ustach. Cieszę się że doceniasz Buddę i mądrości wschodu :D
Nawet dla mojego typowego męskiego, logicznego umysłu to, co mówił Budda ma więcej, niż sens.
Tak, doceniam to i nie umiem chyba w pełni oddać tego na jak wielu poziomach to doceniam.
Przede wszystkim Awatarowie dali nam mapę. Bo jednym z warunków narodzin na tej planecie jest to, że rodzimy się bez kompasu.
Gdybyśmy jeszcze nie mieli mapy… wojny, mordy, gwałty, cierpienie, ból – to wszystko rezultaty życia bez mapy i kompasu.
Nie doceniam Jego nauk, bo mi są wygodne, tylko rozumiem je z paradygmatu roli tej planety w rozwoju duchowym i w ogóle czegoś, czego znaczenie zrozumiałem dość niedawno – właśnie rozwoju duchowego.
Na zachodzie i w innych krajach nikt nie ma problemu z Buddyzm i orientem. Zauważ że buddyzm jest chyba jedyną religią która nie konkuruje z innymi religiami nie walczy i siłą nie nawraca innych aby się tym kierowali jak to od setek lat bez przerwy robi katolicyzm, islam i judaizm i inne. Akceptujemy inne religie i zajmujemy się sobą.
Dlatego kalibruje się tak wysoko :)
A oni plują chcą za wszelką cenę jak najbardziej z obrzydzić z demonizować buddyzm atakują masowo w internecie.Nawet komentarzami w stronach o buddyzmie i filmami. Piszą fałszywe świadectwa ludzi którzy niby odeszli z Buddyzmu do katolicyzmu.Nie znam ani jednej takiej osoby, za to znam byłych katolików którzy wybrali Buddyzm. Tworzą fałszywy obraz, wmawiają go ludzią np. tu https://www.youtube.com/watch?v=mVNPuz377eY. Słabną, tracą wiernych i atakują innych bo u siebie nie widzą bałaganu.
Nie zajmuj się nimi.
Współczuj im, bo oni naprawdę szczerze wierzą, że postępują właściwie.
Że będąc negatywnym wobec czegoś, co uważają za niesłuszne, robią coś dobrego.
Nie potrafią odróżnić sufitu od podłogi.
Większość z nich nie robi tego specjalnie, bo są źli czy coś w tym stylu. Są nieświadomi, niewinni. Robią to, co uważają za słuszne ze swojego poziomu.
Zauważ, że Ty jesteś na poziomie, na którym to dostrzegasz. Oni naprawdę tego nie dostrzegają.
Ty żyjesz w zupełnie innym paradygmacie rzeczywistości.
Dostrzegasz błąd. Ale pytanie czy dostrzegasz błąd w swoim postrzeganiu błędu innych? :)
Ciekawe czy ja popełniłem jakiś błąd w tej percepcji błędu błędu :D
To co widzisz było zawsze, jest i będzie. Bo od tego jest ta planeta. By popełniać tu błędy. Możemy to robić.
Jesteś darem dla świata, bo dostrzegłaś to, czego nie widzi ponad 80% ludzkości i możliwe, że jeszcze nie zobaczy przez setki lat.
A Ty już jesteś ponad tym i zmierzasz coraz wyżej.
Dla tych ludzi miej współczucie, nic innego.
Naturę świadomości najpiękniej widać i najłatwiej dostrzec w dzieciach. Nie tylko w ludzkich. Zobacz to zdjęcie:
https://imgur.com/gallery/29UywKt
Widzimy tu wszystko – miłość i niewinność.
Nikt nigdy tego nie stracił.
Największy bandzior, gwałciciel, terrorysta czy pedofil robi to, bo jest niewinny – nieświadomy.
Ja patrząc na tego pieska popłakałem się. Nie z żalu czy smutku. Tylko przejmuje mnie (z braku lepszego słowa) ta prawda. Piękna, niewinności, miłości ŻYCIA. Każdego życia. Także naszego.
AAAAALE TA PSINA JEST ŚLICZNAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
I tego pieska można zaprogramować nienawiścią – może zagryzać wszystkie żywe stworzenia, wliczając dzieci.
A można go obdarzyć bezwarunkową miłością, którą odda stukrotnie.
Tak samo z każdym człowiekiem.
Bo nienawiści nie zwalczymy nienawiścią.
Uuuuuf, dużo tekstu. Mam nadzieję, że Cię tym nie zmęczyłem!
Ja się nie męczę i uwielbiam się uczyć i zastosowywać bogatą wiedzę ;)
Piotrku czytając to czuję Twoją miłość, czuję Twoją energię, czuję każdą łzę, jaką mogłeś uronić odpisując mi. Czuję każde uderzenie Twojego serca, krew płynącą w twoich żyłach , każdy oddech jest w nim boskość. Jest też w każdym słowie, które wypowiedziałeś i którego nigdy nie wypowiedziałeś. Jest ona w każdym człowieku którego napotykam. W każdej rzece, która może płynąć. W każdym ziarnie, które mogłam zasiać w swoim ogrodzie. W każdym kamieniu w każdym liściu każdego drzewa jakie jest i jakie kiedykolwiek mogło wyrosnąć w każdym śpiewie ptaka w parku którym codziennie chodzę do pracy. Jest we wszystkim bo wszystko jest Bogiem. Ja to dostrzegam. Czy czujesz mnie? Czy czujesz moją miłość mimo odległości fizycznej jaka nas dzieli? Promieniuję miłość na ten świat :)
Powiedz mi szczerze mój drogi czy naprawdę potrzebuję partnera i seksu aby przeżyć te życie szczęśliwe i pełnie? Seks chciała bym przeżyć tylko z takim mężczyzną przez którego płynie wyższa pozytywna energia miłości choćby takim jak ty :) Moje piękne ciało jest moją świątynią dlatego dbam o nie jak najlepiej i nie niszczę go używkami oraz niezdrowym pożywieniem. Jestem szczęśliwa że cieszy męskie oczy ale dlaczego u płci żeńskiej wzbudza zawiść? Widocznie one nie akceptują siebie. Jest taka aktorka w Polsce ona pochodzi z buddyjskiej rodziny i jest buddystką Maja Ostaszewska. Sama wspomina że doświadczała dyskryminacji.
Pragnę uwalniać emocje które są w nim. Dać im ujście w należyty sposób. Ale jestem tylko gościem w swoim ciele. Nie jestem nim ja tu tylko w tym ciele na chwile, na jakieś 90 lat. Tak samo umysł. Nie jestem właścicielką swojego umysłu nie jestem nim ale akceptuję go i kocham. Cały czas jestem panną a sama ze sobą czuję się świetnie, poza tym nigdy nie jestem sama bo jest też i przyroda oraz ja i moje wnętrze, a tam tkwi wszystko co najpiękniejsze. Zresztą dlaczego mnisi tybetańscy rezygnują ze związku z drugą osobą bo nie potrafią znaleźć partnerki która by dopasowała się do ich poziomu? Nawet Budda opuścił małżeństwo w młodości i wyruszył sam w swoją drogę ku oświeceniu.
Tak Piotrze oświecenie z pewnością jest moim celem do którego dążę mimo napotkanych przeszkód i swoich ograniczeń które uwalniam.
Karma jest odbiciem w świecie zewnętrznym mojego świata wewnętrznego moich intencji przekonań i postaw. Karma to ja jak to powiedziałeś. Ja i tylko ja kreuję swoje życie. Jestem za nie w 100% odpowiedzialna. Nikt ani nic nie może odebrać mi szczęścia i radości tylko ja sama mogę to sobie zrobić. Tak jestem obserwatorką tego świata jak to ująłeś i dzielę się z nim swoją pozytywnością i on mi to zwraca :) a gdy dam negatywność dostanę negatywność. Świadomie widzę co złe a co dobre i wybieram tylko to co pozytywne. Karma to prawo przyczyny i skutku w odniesieniu do działań jednostki. Każdy czyn ma swoje konsekwencje, zarówno w świecie wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Najbardziej dotkliwe są konsekwencje, których człowiek doświadcza w samym sobie. Wszystko, co robimy ma określony wpływ na nasz świat wewnętrzny i zewnętrzny i każdym naszym działaniem i tym jacy jesteśmy tworzymy naszą rzeczywistość. Nauczyciele Zen tak mówią o karmie przyczyną i skutek w każdej sekundzie.
Zgodzisz się ze mną że nienawiść, chciwość oraz złudzenie to trzy trucizny które lepiej nie łykać?
Czyli nikt nigdy nie może mnie skrzywdzić słowami czy gestami? Nikt mnie nie denerwuje tylko ujawnia we mnie emocję gniewu. A co mam wtedy z nim zrobić odczuć i uwolnić? Dotykiem przenosimy własną energię na drugą osobę? Decyzje i działania pod wpływem emocji z pewnością nie są dobrą drogą, kluczem jest spokój stan spokoju. A co powiesz o tym cytacie Buddy odnosi się do uwalniania emocji :”Nawet jeśli przez tysiące kalp wyrządzaliśmy niewyobrażalne zło, oczyścimy je w jednej chwili dzięki odczuwaniu szczerego żalu”.
Słyszałam o Doktorze Hawkinsie i słuchałam jego wypowiedzi na temat medytacji oraz Buddy. Co od niego mógłbyś mi polecić?
Napisz jak wysoko mnie wykalibrowałeś? Jestem ciekawa :)
Piotrze czy próbowałeś za pomocą medytacji otworzyć czakrę trzeciego oka? Ja próbowałam. Mieści się na czole, nieco ponad linią brwi.Czakra trzeciego oka odpowiada za intuicję, zdolności parapsychiczne i swobodę w kreowaniu doświadczeń. Daje człowiekowi możliwość intuicyjnego postrzegania rzeczywistości i zdolność wpływania na świat materialny w taki sposób, że można tu mówić o czynieniu cudów.
Oczywiście że Piotrze mam to na uwadze że mogę się przywiązać do buddyzmu. Możliwe że trochę za bardzo czuję przynależność do swojej buddyjskiej szkoły zen. Buddyści to nie sekta to ludzie o ogromnej odpowiedzialności, dojrzałości, indywidualności i duchowości dokładnie tak jak powiedziałeś buddyzm tego uczy.Ja też dostrzegłam że Jezus głosi to samo co Budda. Nawet medytował na pustyni. A katolicy zabraniają i przeklinają medytację że to kontakt z demonami może opętać i inne wymówki aby tylko odmówić człowiekowi spokój. Po pierwszej dłuższej sesji medytacji czułam się tak szczęśliwa i wolna. Mogę to porównać do nastolatki która po raz pierwszy się prawdziwie zakochała, błyszczały mi się moje śliczne duże oczy byłam taka szczęśliwa. Życie jest takie piękne Piotrze! Co by się nie działo to akceptuję swoje życie! Uśmiechnęłam się teraz i z moim uśmiechem świat stał się piękniejszy i lepszy! Ale zdążają się dni w które wypłakuje do poduszki. Każdy robi błędy a z każdym błędem i i przerobioną lekcją staje się lepsza.Słyszałam też teorie że Jezus mógł być mnichem buddyjskim. Ale teraz mi już wyjaśniłeś. Tak samo jak każdy może czynić to co Jezus Budda powiedział że wszystkie istoty są buddami; jest to jednak przesłonięte powierzchownymi splamieniami. Kiedy zostaną one usunięte, natychmiast stają się buddami co do tego nie ma wątpliwości. Warte do dążenia i robienia jest droga ku oświeceniu!
Prawdziwa miłość ma cztery zasadnicze składniki. Są to: życzliwość, współczucie, zabawa,akceptacja i spokój. Każdy z tych elementów jest niezbędny. Staram się je dodać do
Oh prawda piesek słodki! Zobacz na te zwierzątka jakie są prześliczne https://www.youtube.com/watch?v=YViAD9MLlZA a u wiele ludzi wzbudzają wstręt lub strach. Nie mogę się na patrzeć na te pyszczki ;)
To co napisałeś na końcu na temat niewinności i zaprogramowania przypomniało mi pewną historię mordercy i jego powrót do niewinności pod wpływem krowy https://www.youtube.com/watch?v=fBVBnRAA-7s&feature=youtu.be jest od 35 minuty posłuchaj proszę jest niezwykła. Jak ją usłyszałam to się rozpłakałam ta zmiana w tym człowieku jest niezwykła. Ogólnie lubię posłuchać mów dhammy mnicha buddyjskiego Ajahana Brahma. Są pełne mądrości i dowcipów :D Jak wysoko się kalibruje ten mnich? Jak uważasz dlaczego mnisi buddyjscy wybierają życie ascety?
A tak szczerze Piotrze jak uważasz czy na Ziemi jest co raz lepiej czy coraz gorzej? Czy poziom ludzkości wzrasta czy obniża? Jaka jest kondycja ludzkości. Czy życie się pogarsza czy polepsza. Według mnie jest coraz lepiej coraz więcej ludzkości wzrasta i idzie ku miłości.
Odpisałem w mailu. Wysłałem go na adres, który podałaś.
A jak mozna Piotrze byc, tak jak napisales- blizej lub dalej od Boga, skoro wszystko jest Bogiem i wszystko zawiera sie w Bogu? Z tego co czytam, to rozumiem, ze nawet najbardziej niska wibracja/energia, caly czas jest boska energia, tylko po prostu jest innej jakosci.
A jak mozna Piotrze byc, tak jak napisales- blizej lub dalej od Boga, skoro wszystko jest Bogiem i wszystko zawiera sie w Bogu?
Zanim odpowiem, kilka pytań:
– Skąd wiesz to, że wszystko jest Bogiem i wszystko zawiera się w Bogu? Doświadczyłeś tego? Jesteś tego świadom? Wszystkiemu więc oddajesz cześć i masz ku temu najwyższy szacunek, bezgraniczną miłość?
– Dlaczego pytasz o to w artykule dotyczącym emocji?
– Co zmieni to pytanie w Twoim życiu? Jaki jest jego cel? Pytam, bo to jest serwis o uzależnieniu od pornografii. Dla wielu tematy tego typu wyłącznie stanowią pretekst, by zadawać masę pytań bez żadnej intencji faktycznego rozwoju, dojrzewania, dbania o swoje życie – ewolucji. Ludzie nie chcą zrozumieć i mają problemy ze zrozumieniem prościutkich fundamentów ludzkiego życia jak myśli i myślenie. Temat Boga oczywiście jest prosty, gdy się go właściwie przedstawi, jednak porusza to najczęściej masę pozycjonalności, do których ludzie są przywiązani i nie chcą zmienić swojej percepcji jak i opierają się zrozumieniu. Poza tym chyba każdy chrześcijanin i wierzący słyszał, że Bóg jest kochający. A i tak od mniej więcej 70-80% wierzących klientów słyszę, że czują się przed Bogiem zerem, że wg nich Bóg ich nie kocha, etc. Więc nie przekładają informacji do swojego życia – “Bóg kocha ale mnie nie, bo jestem takim strasznym grzesznikiem”.
Podkreślę też, że nawet znając cały poprawny kontekst Boga, to nie zmieni faktu, że odpowiadasz za swoje życie i decyzje i Twoje życie odzwierciedla Ciebie. Jeżeli Twoją intencją pytań odnośnie Boga jest ucieczka od własnego życia lub jakiegoś problemu, czyli próba ominięcia go, popełniasz błąd i Ci to ostatecznie zaszkodzi.
Pisałeś o uzależnieniu, użalaniu, że nawet masz problem ze zmianą pracy, bo się wstydzisz. W czym tu pomoże pytanie o Boga?
Dlaczego nie drążysz tematów fundamentalnych?
Skoro wiesz (co nie znaczy, że rozumiesz), że Bóg jest wszędzie i wszystkim i wszystkimi, to co za różnica jaką pracę będziesz wykonywał i gdzie?
Z tego co czytam, to rozumiem, ze nawet najbardziej niska wibracja/energia, caly czas jest boska energia, tylko po prostu jest innej jakosci.
A gdzie to czytasz?
Bo jeśli to przeczytałeś w jakimś artykule czy komentarzu ode mnie, to podkreślam, że przeczytałeś też tysiące innych informacji. Cała reszta jest jasna i ją już chętnie, uczciwie stosujesz?
Odpowiedź na to pytanie może mieć objętość książki, bo wymaga kolosalnej rekontekstualizacji wielu tematów. Więc odpowiem bardzo po łebkach.
Dlatego koncentruję się na jednym, już i tak kolosalnie byczym temacie – uzależnieniu. I odnoszę do niego pewne zagadnienia w stopniu minimalnym niezbędnym. Tak jak temat Boga – pomagam go rekontekstualizować dla tych, którzy temat Boga wykorzystują ze szkodą dla siebie. Intencją jest pomóc im przestać wyrządzać sobie krzywdę, np. obwiniać się, wstydzić, bać kary, wmawiać sobie brak wartości, itd.
Tego tematu nie mogę uniknąć, bo dużo moich klientów jest wierzących, tylko nie wierzą w Boga, a jakieś odbicie w krzywym zwierciadle. Niektórzy w ogóle wierzą w demona. Jak słyszę, że “Bóg kocha ludzi tak bardzo, że wydał swojego syna na ukrzyżowanie” to włos mi się jeży.
To jakby mówić, że ojciec kocha swoją córkę tak bardzo, że wydał ją na gwałt, by inni zrozumieli swoje błędne postępowanie gwałcąc ją.
Gdy zrozumiemy, że Bóg to nie jest duży człowiek, który coś robi lub nie oraz gdy dostrzeżemy jak w dzisiejszych czasach ludzie postępują z prawdą – np. odnośnie odpowiedzialności za własne życie, choć ludzkość jest pierwszy raz w historii powyżej spektrum destrukcji, a potem przemyślimy, że Jezus przyszedł na świat, gdy globalna kalibracja ludzkości była na poziomie 100 (skala logarytmiczna; a Budda żył w czasach, gdy globalny poziom ludzkości wynosił 90), zrozumiemy dlaczego został publicznie zamordowany.
To były czasy, że wymordowanie dzieci było społecznie akceptowalną normalką. A tu mamy człowieka, który mówi prawdę prosto w oczy. Czy się to ludziom podobało? Przyjrzyjmy się jak reagują uzależnieni, gdy się dowiedzą/przyjmą, że są uzależnieni. Albo powiedz politykowi, by mówił prawdę i żył prawdą. Ha!
Nie miało to nic wspólnego z tym, że Bóg wiedział, że Jezusa ukrzyżują, a i tak nam go zesłał. To jest rozumienie z kosmicznie niepoprawnego kontekstu.
O okolicznościach przyjścia na Ziemię Awatara jak Jezus, Budda czy Kriszna nikt nie wie nic. Wiadomo tylko, że od czasów Jezusa nie było na tej planecie Awatara w formie fizycznej.
Jeśli zrozumiemy, że wszystko ma nieskończoną ilość “przyczyn” – wliczając pyłek kurzu, który teraz możesz dostrzegać, to co możemy powiedzieć o narodzinach Awatara, czego konsekwencje dla całej ludzkości są krytycznie znaczące i wieczne?
Więc o Bogu mówię tym, którzy na samo słowo Bóg reagują wstydem, winą, strachem, a nie spokojem, nadzieją.
Tak, Bóg jest wszystkim – jest jedynym Źródłem całego Stworzenia – wliczając zamanifestowane jak i niezamanifestowane.
Nie ma innego Źródła Życia oraz wszelkiego istnienia. Nie przyczyną, tylko Źródłem. Co oznacza, że całe istnienie jest non stop “podtrzymywane”, a raczej kreowane “przez” Boga jak i realizuje swój karmiczny potencjał, co nauka nazywa ewolucją.
Jeżeli staniemy się tego świadomi, to stanie się jasne, że kreacja i ewolucja to jedno i to samo.
Tym samym Bóg jest immanentny. Można rzec “obecny” wszędzie i we wszystkim. “W” psiej kupie również.
Jednak jak sam mówisz – energia jest różnej jakości. Najlepiej to widać na przykładzie natężenia światła – nie ma jasności i oddzielnej, przeciwnej do niej wartości – “ciemności”. Jest tylko gradacja światła.
Drugi, równie istotny przykład, to woda i jej temperatura, która pokazuje – a wręcz uczy – że zmiana nie wiąże się tylko z ilością – mamy wodę zimną, cieplejszą, ciepłą, gorącą, wrzącą. Ale też zmienia się JAKOŚĆ – dostatecznie niska temperatura jest warunkiem, w którym woda zmienia swoją potencjalność w lód, a odpowiednio wysoka – w parę (temperatura nie jest tego przyczyną). Każdy wie, że doświadczenie lodu, wody różnych temperatur i pary to zupełnie różne doświadczenia.
Jeśli mówisz o moich słowach – że można być bliżej i dalej od Boga – nie dotyczy fizycznej odległości.
Poziomy świadomości, które porównuję do wody i jasności, są potencjalnościami. Każdy może więc poddać teraz swoje przywiązanie i opór do tego czym np. ogranicza głęboki spokój, odwagę czy miłość.
Poddanie wszystkich fundamentalnych iluzji “ja” nazywa się Oświeceniem. I jest już świadomością Boskości we wszystkim.
Co pokazuje, że Bóg jest także transcendentny.
Dlaczego można być bliżej lub dalej? Nie można. Jednak można utknąć lub wybierać tę “odległość” – np. gniew, dumę, megalomanię, egocentryzm czy jakąkolwiek pozycjonalność uparcie i świadomie.
Badania nad rozwojem świadomości ukazały, że ludzkość pierwszy raz w historii globalnie przekroczyła poziom świadomości 200 w latach 80-tych XX wieku.
Do tego momentu cała ludzkość żyła w jakości natężenia światła (świadomości) ciemności. Co jest oczywiste widząc co ludzie wyczyniali nieraz “w imię Boga”.
Naturalnie nie oznacza to, że wszyscy są powyżej 200. Nie. Ponad 80% ludzkości nadal jest poniżej 200. Ale jest to skala mocy logarytmiczna. Oznacza to, że te mniej, niż 20% ludzkości utrzymuje w mocy resztę. Nie pozwala się ludzkości stoczyć w destrukcję.
Dlatego nie wszyscy i nie cały czas sięgają po siłę dążąc do destrukcji życia swojego, innych i generalnie życia na tej planecie.
Co oznacza, że ludzie “byli daleko” od Boga zawsze. Ale tylko z własnego wyboru. Bo naturą świadomości jest ewolucja. Ale historia uczy, że jako ludzie utknęliśmy na tak długi czas.
Z wielu powodów, których wymienienie i opis zajęłyby wspomnianą książkę, a pewnie wiele książek.
Fundament – brak możliwości odróżnienia prawdy od fałszu, niewinność, brak możliwości ochrony przed programowaniem umysłu i generalnie poziom świadomości każdego człowieka z osobna, który jest głównym determinantem potencjalności wyborów – własnych decyzji.
Człowiek w gniewie jest bardziej prawdopodobny, że wybierze coś mniej niszczącego (przynajmniej dla siebie), niż człowiek w lęku ale mniej prawdopodobne, niż człowiek w dumie. Choć oczywiście wiemy, że pogniewany człowiek jest skory do zabicia innych, nawet masowego mordu.
Naturalnie są też znane przypadki kolosalnego wzrostu w świadomości – nawet o setki punktów – z każdego poziomu – od wstydu, gdy człowiek sięgnął totalnego dna cierpienia i się całkowicie poddał lub np. człowiek żyjący w gniewie, wściekłości, który również mógł stracić wszystko, popełnić jakiś kolosalny błąd, zwyczajnie zmęczyć się takim życiem i również się poddał.
Jednak są to jednostki. Większość ludzi jest przywiązana do pewnych tzw. pozycjonalności jak i opierają się innym, przez co są na takim lub innym poziomie – gradacji świadomości. Na takiej potencjalności życia.
To chyba w Biblii powiedziano, że niebo i piekło oddziela cienka nić/granica. Co jest prawdą i wie to każdy, kto np. sięgnął dna cierpienia i się poddał.
I odwrotnie – możemy żyć relatywnie spokojnie, a gdy stracimy coś/kogoś, czemu/komu nadaliśmy ogromną wartość i znaczenie i do czego/kogo byliśmy mocno przywiązani i w moment zaczniemy cierpieć.
Każdy może w każdym momencie życia wybrać pokój, miłość, radość. A widzimy, że mało kto to wybiera. Niemal każdy wybiera co innego – np. gniew, frustracje, jakieś urazy, obwinianie, wstydzenie się, zamartwianie, etc.
Co też wynika z natury ludzkiego życia na tej planecie – ewoluujemy od niskich jakości zwierzęcych. Można powiedzieć, że w naszym mózgu rezyduje każde zwierzę na tej planecie – od ameby po hipopotama ale też krówkę czy skorpiona.
Każdy ma opcje cały czas ale widzimy zazwyczaj tylko te, na jakim poziomie świadomości jesteśmy i jaką mamy intencję.
Kilka dni temu miałem ciekawe doświadczenie – powtarzałem sobie – “widzieć we wszystkim piękno Stworzenia”. I po chwili wszystkim zacząłem się zachwycać – o jaki piękny papier toaletowy (akurat byłem w toalecie). O jaki piękny odświeżacz powietrza! Och! Jakie niezwykłe nożyczki do paznokci! Jejku, jakie ja mam piękne palce! :)
A przecież widziałem to wielokrotnie każdego dnia. Tak jak wszystko inne. I innych ludzi. Co było dowodem, że widzimy to, co chcemy widzieć. Nic więcej. Widzimy tylko swoją percepcję, opinie, zasłyszane opisy, wartościowanie, itd. Aż tego nie poddamy.
No ale jeśli to co widzimy uważamy za takie samo z siebie, no to utknęliśmy.
Ile ludzi w deszczowy, pochmurny dzień mówi – “ale ten dzień jest smutny/przygnębiający”?
Odpowiedzią na Twoje pytanie jest również odpowiedź na pytanie – dlaczego się użalasz zamiast żyć spokojnie, chętnie, radośnie, odważnie? O tym napisałeś na początku.
Jeżeli rozumiesz, że Bóg jest wszystkim i wszędzie oraz jest miłością, to co stoi na przeszkodzie, byś Ty wszędzie i względem wszystkiego i wszystkich (wliczając siebie samego) był miłością?
Lucyna, ty sobie nie zdajesz sprawy jakim ty jesteś skarbem! Ja zaczynam dopiero przemianę, ale generalnie jestem osobą bardzo zbliżoną do tej której szukasz, skłaniam się ku buddyzmowi/taoizmowi, zmieniam powoli nawyki żywieniowe, patrząc na to jak mój organizm zareagował na jedzenie miesa 2x w tygodniu, coś czuję że całkiem przestanę. Może i jeszcze nie doszedłem do tego setu świadomości co ty, ale czytam dużo książek obecnie nagminnie studiuje OSHO Medytacja dla zabieganych. Podobne podejście mam również względem seksu, łącząc parę rzeczy z którymi miałem styczność w różnych miejscach, internet/książki/siebie wychodzę z założenia że moim marzeniem jest porzucić na stałe masturbacje na rzecz seksu z partnerką, tyle że nie tak często jak to się wydaje, zacząłem po prostu zauważać że chciałbym być w harmonii, nie przesadzać z niczym, używek nie mam, jedynie witaminy, dużo pracy przede mną. Zapewne gdybyś mnie teraz spotkała wyczuła byś negatywną energię :/ na szczęście chęci zmiany są dużo większe niż to trwanie w tej matni. Nawet nie wiesz jak marzę o takiej połówce jak ty, jeszcze bardziej sobie to uświadomiłem po przeczytaniu tej książki, już wcześniej nawet myślałem by zacząć szukać kobiety przez jakąś szkole medytacji/yogi. Większość jakich spotykam to klony mojej siostry, naprawdę nie chce źle mówić o niej, bo ją kocham, ale za bardzo sobie wkręciła bycie chrześcijanką, nawet kiedyś chciałem by mi pomogła wysłać zapytanie do jyotish yagya w Indiach, by po medytowali w mojej sprawie, ale już zrozumiałem, że zamiast liczyć na kogoś licz na siebie. Żyje według kilku dziwnych prawd które są dla mnie ważne, czasami czuję jak bym nie pasował do tego miejsca, może to byłby początek czegoś lepszego? Indie? :D
Życzę ci, byś w końcu poznała technikę radzenia sobie z gniewem, jesteś bliżej niż ci się wydaje :)
Hej Bartoszu, dzięki za komentarz!
Widzę, że jest skierowany głównie do Lucyny ale pozwolę sobie na kilka uwag.
Lucyna, ty sobie nie zdajesz sprawy jakim ty jesteś skarbem!
Dlaczego uważasz, że ona nie zdaje sobie z tego sprawy?
A poza tym – dlaczego projektujesz na nią poczucie braku?
Dlaczego ona miałaby być skarbem dla świata, a Ty nie?
Czy ktokolwiek jest skarbem dla świata?
Co widzisz w niej, czego nie widzisz w sobie?
Bo skoro jesteś w stanie coś dostrzec w kimś, to znaczy, że możesz to dostrzec również w sobie.
A poza tym człowiek, który już wyrósł z zabawy w poczucie wartości, żyje najlepiej jak potrafi i nie ocenia się za to.
Jeśli komuś pomoże, jeśli to jak żyje komuś się przyda – super. A jeśli nie – nie ma problemu.
Ja zaczynam dopiero przemianę,
Nie istnieje coś takiego.
Praca nad sobą to głównie porzucanie iluzji, nieprawd, utożsamień, oporu, emocjonalności, przywiązań, pozycjonalności, etc.
Tym na co próbujesz się “przemienić” już jesteś.
Natomiast rozwijać można umiejętności, zdobywać doświadczenie.
Dla większości ludzi jedno i drugie jest bardzo ważne.
ale generalnie jestem osobą bardzo zbliżoną do tej której szukasz, skłaniam się ku buddyzmowi/taoizmowi, zmieniam powoli nawyki żywieniowe, patrząc na to jak mój organizm zareagował na jedzenie miesa 2x w tygodniu, coś czuję że całkiem przestanę.
Zanim porzucisz jedzenie mięsa, sugeruję odwiedziny u dietetyka, by nie zrobić sobie krzywdy.
Może i jeszcze nie doszedłem do tego setu świadomości co ty,
To nie żadne dochodzenie, tylko mierzenie się w sobie z tym, jaki jesteś obecnie i rozpoznanie dlaczego taki wybierałeś być, co z tego miałeś, przepracowywanie każdej pozycjonalności po kolei i wdrażanie mądrzejszych odpowiedników.
Nie ma żadnego “setu”. Rozwój świadomości to temat bardzo, bardzo obszerny i nie ma tu instrukcji, jakiejś ścieżki wspólnej dla każdego.
To najczęściej bardzo chaotyczny proces i u każdego są tematy unikalne i indywidualne.
ale czytam dużo książek obecnie nagminnie studiuje OSHO Medytacja dla zabieganych.
Jeśli realnie chcesz coś zmienić to czytanie książek dla zabieganych to zdecydowanie za mało/nie ten kierunek.
Podobne podejście mam również względem seksu, łącząc parę rzeczy z którymi miałem styczność w różnych miejscach, internet/książki/siebie wychodzę z założenia że moim marzeniem jest porzucić na stałe masturbacje na rzecz seksu z partnerką, tyle że nie tak często jak to się wydaje, zacząłem po prostu zauważać że chciałbym być w harmonii, nie przesadzać z niczym, używek nie mam, jedynie witaminy, dużo pracy przede mną. Zapewne gdybyś mnie teraz spotkała wyczuła byś negatywną energię :/
Zanim popadniesz w tematy energii, bawienia się z nią, to sugeruję uwagę skupić na swoim życiu, bo w nim masz wszystkie niezbędne lekcje do zmiany.
Nie rozwiążesz ważnych spraw w życiu nie zajmując się nimi bezpośrednio.
na szczęście chęci zmiany są dużo większe niż to trwanie w tej matni. Nawet nie wiesz jak marzę o takiej połówce jak ty,
Jeśli chcesz rozwiniętej i rozwijającej się osoby, skup się na sobie. Tylko w ten sposób możesz liczyć, że taki związek stworzysz i utrzymasz.
jeszcze bardziej sobie to uświadomiłem po przeczytaniu tej książki, już wcześniej nawet myślałem by zacząć szukać kobiety przez jakąś szkole medytacji/yogi. Większość jakich spotykam to klony mojej siostry, naprawdę nie chce źle mówić o niej, bo ją kocham, ale za bardzo sobie wkręciła bycie chrześcijanką,
Co to znaczy “wkręciła sobie”?
A o Lucynie nie mówisz, że sobie “wkręciła bycie buddystką”.
Co takiego złego jest w praktykowaniu chrześcijaństwa, a takiego dobrego w praktykowaniu buddyzmu?
Ważne jakim jesteśmy człowiekiem.
Możesz sobie wierzyć, że Bóg to wielka biedronka. Ale jeśli jesteś kochający, uczciwy, odpowiedzialny, to jest ok.
Religie, można rzec, że to zbiór wskazówek.
Żadna religia nie zastąpi człowieka. Można sobie medytować, a potem wrócić do domu i się wszystkim zamartwiać i stresować.
A można na klęczkach co niedzielę bić się w pierś ale żyć odważnie, chętnie, mądrze.
nawet kiedyś chciałem by mi pomogła wysłać zapytanie do jyotish yagya w Indiach, by po medytowali w mojej sprawie, ale już zrozumiałem, że zamiast liczyć na kogoś licz na siebie.
Co się stało, że to zrozumiałeś?
Co tak naprawdę zrozumiałeś?
Żyje według kilku dziwnych prawd które są dla mnie ważne,
A co to za dziwne prawdy?
Żadna realna prawda, fakt nie jest dziwna.
Zaś to, że coś jest dla Ciebie ważne nie oznacza, że jest to mądre.
Dla uzależnionych ważne jest napić się wódki lub obejrzeć porno.
Każdy sam nadaje sens i znaczenie wszystkiemu w swoim życiu. I ważnym, bardzo ważnym punktem rozwoju (do którego należy wracać) jest przewartościowywanie różnych aspektów i elementów swojego życia.
Bo wszystko ma zastosowanie wyłącznie w pewnym spektrum, w pewnym paradygmacie.
Zaś krytycznym aspektem rozwoju jest poszerzanie/zmiana paradygmatu/ów.
“Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” nie jest dziwne. A ludzie potrzebują nieraz wielu lat poważnych starań, by zacząć żyć tą prawdą. Realnie, a nie w fantazjach.
Jeśli kierujesz się czymś dziwnym, to naprawdę bym się temu przyjrzał na poważnie, by nie wpaść w jakieś bagno.
czasami czuję jak bym nie pasował do tego miejsca, może to byłby początek czegoś lepszego? Indie? :D
Ja w tym niucham ucieczkę.
Gdybyś nie pasował, to byś się tu nie urodził.
Załączyła mi się czerwona lampka odnośnie “prawd” jakimi się kierujesz w życiu.
Już sam fakt, że postrzegasz “to miejsce”, że tu nie pasujesz jest bardzo podejrzane.
Właśnie to, co “czujesz”, a tak naprawdę mentalizujesz na temat “tego miejsca” jest jedną z rzeczy, nad którymi musisz poważnie zacząć pracować – porzucać opór, osądzanie, wartościowanie, rozpoznać pozycjonalności, z których to interpretujesz, uwalniać stłumioną emocjonalność, etc.
Wyjazd do Indii niekoniecznie coś zmieni. Bo niezależnie gdzie się podziejesz, będziesz nadal sobą.
A z czym jest problem? Z miejscem?
To co czujesz tutaj, będziesz czuł w każdym innym miejscu.
Czy w tych dziwnych prawdach, którymi się kierujesz jest mowa, by szukać czegoś poza sobą?
Życzę ci, byś w końcu poznała technikę radzenia sobie z gniewem, jesteś bliżej niż ci się wydaje :)
A skąd ten pomysł, że jest bliżej niż się jej wydaje?
Skąd wiesz co jej się wydaje?
Skąd wiesz, że jest bliżej?
Skąd to wszystko wiesz?
Czy Ty sam rozumiesz co to są emocje?
Uważasz, że są jakieś techniki?
Każda emocja wynika z pozycjonalności, którymi interpretujemy wydarzenia w naszym życiu, świecie, etc.
Aby przestać reagować gniewem, należy zająć się pozycjonalnościami, z których gniew wynika.
Nie ma żadnej sprytnej techniki na to.
Dojrzałości emocjonalnej także nie nauczysz się żadną techniką, tylko realnym doświadczaniem emocji i wzrastaniem.
Nie ma super techniki na prowadzenie samochodu. Nauczysz się prowadzić samochód prowadząc go. Im częściej tym lepiej.
Wtedy jest miejsce na rozwój tej umiejętności. Nie nauczysz się super jeździć nie jeżdżąc, unikając tego.
Rozwój świadomości to nie zabawa w techniki, tylko usunięcie tego czym nie jesteśmy i praktyka coraz bardziej znamienitych jakości.
Cześć Piotrek.
Chciałem Ci tylko napisać że bardzo podoba mi się Twoje podejście do tematu. Sam jestem zafascynowany właśnie tym zagadnieniem i wiedza którą przekazujesz jest niezwykle wartościowa!
Chętnie skorzystam z programu w niedługim czasie aby zobaczyć jak to wszystko wygląda w praktyce.
Dzięki raz jeszcze :)
Zapraszam serdecznie :)
Pierwsze Wpisy oraz tematy poruszane na Youtubie i w Newsletterze to dopiero zarys całego problemu. Konkretne tematy będę rozwijał coraz głębiej w przyszłości.
Dziękuję Ci za to co robisz. Mam takie pytanie, mianowicie JAK uwalniać te emocje? Przykładowo kiedy jest mi smutno to mam się w to wczuć czy o co chodzi?
PS Niebawem mam nadzieję poznamy się lepiej bo chcę się zapisać do programu WoP :) Pozdrawiam
Jakubie,
Dziękuję za komentarz :)
Poprzez filmy i artykuły chcę przede wszystkim wzbudzić świadomość nowego paradygmatu myślenia na wiele różnych tematów.
Uwalnianie jest przedmiotem pierwszego Bonusu (o nazwie Maczeta), który dodaję do Programu WoP. W gratisowych materiałach jest próbka nagrania procesu uwalniania – jednej z trzech metod. Jeżeli się nie zapisałeś na Newsletter – zrób to – warto!
Sednem uwalniania jest przyzwanie emocji lub oporu, pozostanie w niej, a więc jej akceptacja – ZGODA na jej wystąpienie oraz podjęcie wewnętrznej decyzji, aby ją uwolnić, puścić.
Dla wielu osób to jest niezrozumiałe – puszczenie emocji to wyrażenie w najlepszy sposób na jaki nas stać w danym momencie, by ją uwolnić, czyli siebie od niej. Mowa o INTENCJI, a nie sile woli i zmaganiu z emocją.
Bo niezależnie co czujesz i myślisz, jeżeli sobie pozwolisz TU I TERAZ na to w pełni i ustalisz intencję o uwolnieniu – proces się rozpocznie, a naszym zadaniem jest trwanie w nim, aż energia emocji się nie wyczerpie.
To w skrócie wszystko, co należy zrobić.
Odpowiadając na Twoje pytanie:
Kiedy jest Ci smutno Twoim zadaniem jest pozwolenie sobie w pełni odczuć tę emocję. Bez jej oceniania i wartościowania.
Zgadzasz się na to.
Możesz sobie pozwolić przyzwać jeszcze więcej emocji żalu (bo smutek to blokowana emocja żalu).
Ustalasz intencję uwolnienia.
Następnie pozwalasz sobie puścić emocję, czyli przestać się jej trzymać.