Witam Cię serdecznie!
Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)
Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!
► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.
Części 1-6 tej serii znajdziesz klikając na poniższe linki:
► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
► 100 Dróg do Sukcesu (7-9) – Sukces jako szczęśliwość, Wizualizuj sobie pożądany rezultat, Buduj dobry balans karmiczny.
► 100 Dróg do Sukcesu (10-12) – Zaprzęgnij pożądanie i ambicję, Realny, wykonalny plan, Pewność Siebie.
► 100 Dróg do Sukcesu (13-15) – Dedykacja, Satysfakcja z postępów, Pokonuj przeszkody.
► 100 Dróg do Sukcesu (16-18) – Wspierające relacje, Elastyczny vs sztywny, Entuzjazm.
► 100 Dróg do Sukcesu (19-21) – Samonagradzające się, Dedykacja Najwyższemu Dobru, Módl się o świadomość Bożej Woli.
Gdy człowiek odpuścił opór przed sukcesem i zaczyna realizować swoje cele, obowiązki, marzenia, pragnienia bez oporu, bez wstydu, bez winy i radośnie oraz chętnie, często okazuje się, że sukcesy stają znaczne i liczne.
Jednym z niebezpieczeństw osiągania w ludzkim życiu jest duma. Ludzie, którzy osiągnęli wiele przestrzegają nas – “sukces odnieść jest relatywnie łatwo, dużo trudniej jest sukces przetrwać”.
Przykładem tego jest np. to, gdy randkujemy – chcemy się pozornie pokazać “od najlepszej strony”. Tylko że ta strona to kłamstwo. Bo ubieramy się tak jak nie ubieramy się na co dzień, chodzimy w miejsca, w które samemu nigdy nie chodziliśmy, itd. I gdy na tej podstawie tworzy się relacja czy związek, nagle okazuje się, że ten czar wyparował. Okazuje się, że utrzymanie tego sukcesu zaczyna sprawiać kłopoty. Nie ma w tym radości, ani swobody, ani spokoju. Tylko ciągły niepokój – bo pierwsze kroki, “poznawanie siebie” to nie jest poznawanie siebie, tylko pokazywanie fałszu. A wynika to z widzenia siebie jako niewystarczających, gorszych, o niskiej wartości, nudnych, itd. Dlatego próbujemy oszukać innych ale potępiać siebie nie przestajemy. I próbujemy ten cyrk ciągnąć jak najdłużej. Próbujemy się OCZAROWAĆ, nie poznać. A oczarowanie zawsze prowadzi do roz(od)czarowania.
Uzależniony też powinien wziąć sobie to do serca. Bo masa uzależnionych, wliczając większość moich klientów, po pierwszych sukcesach – nawet pozornych (jak lepsze samo+poczucie) porzucali pracę nad sobą i/lub przywiązywali się do bardziej pozytywnego stanu (BARDZIEJ pozytywnego NIE oznacza, że już pozytywnego) i opierali się jego utracie. Pamiętaj, że czerstwa kromka chleba jest lepsza od spleśniałej kromki chleba ale to nadal nie jest dobry posiłek. Złapanie się dryfującej deski na środku oceanu to na pewno lepsza sytuacja, niż topienie się. Ale to nadal nie jest dobra sytuacja.
Albo uznawali, że już są zdrowi, bo tylko o to im chodziło – nie by uczciwie korygować to jak żyją, tylko zmienić uczucia na lepsze i tyle (a czy m.in. nie dlatego oglądasz porno?). Niejeden po jeden, dwóch, a nawet więcej próbach “przerabiania programu” pisał mi – “dobra, teraz się biorę za to na poważnie”. Co znaczy, że wcześniej “na poważnie” nie było. Czyli jak było i dlaczego?
W sukcesy są wpisane niebezpieczeństwa. Bardzo podobne jak w porażki. Bo sukces/porażka to często kwestia perspektywy. Z czego wielu tworzy sobie usprawiedliwienia i racjonalizacje.
Szczególnie uzależnieni wobec sukcesów i porażek zachowują się tak samo. Porzucają całą pracę nad sobą. Raz sobie to usprawiedliwiają przez dumę, innym razem przez wstyd, winę i użalanie się nad sobą. Co za różnica jak, skoro efekt jest taki sam?
Pamiętaj, że znaczenie ma tylko rozsądek. Nie Twoje uczucia, nie myśli. Tylko rozsądna, uczciwa, odważna analiza faktów może Ci powiedzieć w jakiej sytuacji się znajdujesz. A więc m.in. czy postawiłeś/aś krok w stronę sukcesu/obranego celu, czy nie.
Bo jeżeli np. obudziłeś/aś się z lepszym samym+uczuciem, niż wczoraj, to jakiej pracy nad sobą możesz przypisać ten rezultat? Pamiętaj – uczucia zmieniają się samoistnie. Często nawet bez żadnej przyczyny. Co oznacza, że to lepsze samo+uczucie nie ma żadnego znaczenia i nie stanowi dowodu na postęp. Tak jak chwilowy brak negatywnych myśli lub ich mniejsza ilość to też żaden rezultat, bo to się dzieje samoistnie.
A co to jest uzależnienie tytanicznie obszernie wyjaśniam w Newsletterze. Polecam.
22. Zachowaj skromność – unikaj pychy.
Skromność towarzyszy bardzo wielu ludziom o ogromnych osiągnięciach i fantastycznych umiejętnościach.
Skromność nie oznacza umniejszania sobie. Nie oznacza ona odzierania siebie czy swojej wiedzy, umiejętności lub osiągnięć z wartości i znaczenia. Oznacza, że nie narzucamy na to znamion pychy.
Pycha wynika z narcyzmu. Człowiek pyszny stawia się wyżej od innych, ba! – często stawia się w centrum świata. Uważa, że wszystko kręci się wokół niego.
Człowiek pyszny więc wcale nie musi być kimś, kto ma wiele, osiągnął wiele i widzi się jako lepszego. Równie dobrze może być to człowiek grający ofiarę, uważający się za najgorszą żyjącą istotę na planecie i żyjący bardzo biednie (zarówno dosłownie jak i w przenośni). To jedno i to samo.
W obu przypadkach pycha zatrzaskuje nas w tym stanie. I również w obu przypadkach zyskujemy coś pozornie dobrego – np. coraz więcej pieniędzy czy coraz więcej dowodów na nasze tragiczne postrzeganie rzeczywistości i siebie. Ale tracimy coś nieskończenie bardziej istotnego i cennego. Np. pracoholik traci i niszczy swoje znajomości, przyjaźnie, etc. A człowiek potępiający się odrzuca pomoc i możliwość zmiany na lepsze.
Z jednej strony człowiek pyszny nadaje sobie wartość skrajnie wysoką lub skrajnie niską. Pycha jako że wynika z narcyzmu – rdzenia homo sapiens – stawia nas i utrzymuje w świadomości separacji od życia, w tym od innych ludzi.
Jedną z krytycznie istotnych rzeczy zalecanych przez wspólnoty 12 kroków jest, by nie pozwalać sobie na samotność. Ale też bardzo trzeba uważać z jakim towarzystwem spędzamy czas. To musi być towarzystwo wzmacniające, pozytywne, wspierające.
Dlatego np. człowiek pyszny – z obu spektrów – nie rozumie współpracy, ani jej nie chce. W innych widzi swoich wrogów, konkurencję, etc.
Np. z konkurencją próbuje walczyć, szkodzić jej, przeszkadzać, nienawidzi, itd. Przez to w ogóle nie skupia się, by jego własna firma czy działalność/działania były coraz lepsze dla innych. A człowiek ze spektrum upodlania siebie, upodla tych, którzy radzą sobie lepiej, (skrycie) nienawidzi, zazdrości, odrzuca pomoc, nie prosi o pomoc, nie inspiruje się nimi, itd.
Łatwo zauważyć, że człowiek pyszny jest skory do bezustannej krytyki – tak innych jak i siebie. Np. nigdy nie jest zadowolony z tego, co ma, robi, jaki jest. Wielu dorobiło do tego ideę “perfekcjonizmu”, co nie ma nic wspólnego z dążeniem do tzw. “perfekcji”. Jedni starają się unikać błędów (a tak naprawdę wstydu i winy), a drudzy nigdy nie wybierają zadowolenia niezależnie co i ile mają. W obu przypadkach nigdy nie jest dobrze.
Człowiek nieskromny – dumny czy pyszny – jest np. podatny na zranienie, obrazę. Człowiek skromny nie ma już tych słabości. Co pokazuje też, że każdy kto gra ofiarę, jest człowiekiem bardzo dumnym. Na co dowodem jest to jak opiera się, by przestał cierpieć i grać ofiarę.
Szybko możesz to przetestować – wystarczy, że pochwalisz się komuś z czegoś, z czego jesteś dumny/a, a ta osoba powie – “no i?” Zobaczysz, że od razu uznasz to za atak, obrazę, urazę, niedocenianie – czyli uczynienie Ci jakiejś krzywdy, itd. Twoje wewnętrzne doświadczenia jak np. uczucia to odzwierciedlą (zapewne w formie wstydu, winy, żalu), a umysł wyprojektuje je na świat/sytuację/tę osobę.
Człowiek skromny, który nie chwali się, a dzieli sukcesem i radością wynikającą z niego, taką odpowiedź odbierze zupełnie inaczej – bez zmagania, bez cierpienia. Ew. będzie mu troszkę przykro. Ale szybko sobie z tym poradzi. I wielce prawdopodobne, że wybierze wobec tej osoby współczucie ale też zaakceptuje i zrozumie jej punkt widzenia.
Bo duma uniemożliwia tzw. empatię – czyli m.in. postawienie się w roli innej osoby i próbę zrozumienia jej perspektywy. Człowiek pyszny – egocentryczny – jest ciągle skupiony wyłącznie na sobie (w negatywnym znaczeniu).
Pycha to m.in. utożsamienie się z elementami zwierzęcości – ciałem, umysłem i emocjami. M.in. dlatego tak wiele ludzi gra ofiarę emocji czy “zranionych uczuć”, myśli, w tym obawiamy się “co inni sobie o NAS pomyślą” lub uważamy, że jesteśmy gorsi, bo mamy negatywne myśli, etc.
Człowiek prawdziwie skromny nie ma tych problemów.
Wiele razy spotkałem się z nieszczerą skromnością.
Kilka jej przykładów, by lepiej unaocznić czym ona jest i dlaczego jest szkodliwa.
Np. mamy niewiele, bo nie chcemy efektywnie, chętnie, rzetelnie pracować, nie walczymy, by nasze życie było coraz lepsze. Mamy minimum lub nawet za mało. Naklejamy na to etykietkę minimalizmu i mówimy, że więcej do szczęścia nie potrzebujemy. Ale nie jesteśmy ani szczęśliwi, ani nie jesteśmy spokojni. Cały czas fantazjujemy o więcej, o czymś innym. To co mamy wcale nie jest efektem naszych wyborów integralnych z naszymi pragnieniami, tylko oporu przed wobec działania, osiągania, sukcesu.
Odmawiamy czegoś nowego – np. wyjazdu, doświadczenia, zmiany – też mówiąc, że tego nie potrzebujemy, że jest ok. Ale nie robimy tego, bo naprawdę jest dla nas ok. Tylko opieramy się wykonaniu tego, przyjęciu, itd.
Innymi słowy – nieszczera skromność to tylko inne oblicze pychy.
Jeszcze inny aspekt – człowiek skromny bez problemu przyzna, że czegoś nie wie, nie rozumie (jeśli tak jest). I na tej podstawie może zacząć analizę, kontemplację i/lub szukać wiedzy, informacji, rozwiązań, odpowiedzi. Dlatego sytuację z czasem poprawi.
Człowiek pyszny sądzi, że już (wszystko) wie i rozumie. Tym samym nigdy nie pozwala sobie poszerzyć kontekstu, więc jego sytuacja nie może ulec poprawie. Z drugiej strony człowiek pyszny może uczepić się jakiejś perspektywy – np. wielu uzależnionych mówi, że “nie rozumieją uwalniania” i twierdzą, że nie uwalniają właśnie dlatego, bo go nie rozumieją. Są tak zakochani w swojej racji, że nawet nie widzą, że to nie jest prawda – to nie jest faktyczny problem. “Nie rozumiem” to tylko logicznie brzmiąca racjonalizacja dla “nie chcę”. Im szybciej to przyznamy, tym lepiej. Bo potem czytam np. takie twierdzenia:
Kilka sytuacji wyciągało ze mnie emocje , ujawniły się i je odczułem i prawdopodobnie uwolniłem , bo jakby lepiej się czułem po sesji , jeśli to była sesja
“Prawdopodobnie uwolniłem”, “bo jakby lepiej się poczułem po sesji”, “jeśli to była sesja”. I też mężczyzna ten napisał, że coś pomogło mu “lepiej zrozumieć uwalnianie”. Ale tu widzimy, że on nawet nie wie czy uwalnia. Bo tylko o tym fantazjuje. Wpatruje się w myśli o uwalnianiu. Dla większości ludzi “myśli o” czymś są tożsame z tym. Tak jak fantazjowanie o seksie jest tożsame z zabieganiem o seks czy jest jak wielu to nazywa “namiastką seksu”.
Inny przykład to:
Mam tak czasami , ze nie wiem czy ja sobie sam to robię , czy tak po prostu jest
Mężczyzna ten nie potrafi odróżnić tego, co jest samoistnie od tego, co sam sobie robi. I to nie jest pojedynczy, jakiś niezwykły przypadek. Ponad 80% ludzkości tak właśnie żyje. On nie “ma tak czasami”, tylko czasami zauważa, że nie wie. Czasami tylko staje się na tyle świadomy. A to, że nie odróżnia tego co sam robi od reszty, to jego codzienność.
Kolejnym dowodem na pychę i jej szkodliwość jest to, że gdy ludzie słyszą swój błąd, wcale go nie korygują. Tylko zaczynają grać urażonych, niezrozumianych, nieszczerze skromnych, etc. Jakiś czas temu na grupie osiedlowej ktoś opisał sytuację, gdy zwrócił uwagę mieszkańcowi, który szedł na skróty przez trawnik. Jego reakcją była obraza i argumentacja, że “nikt do tej pory mu nie zwrócił na to uwagi, a mieszka tu już kilka lat”. Jak widzimy – człowiek popełnia błąd od lat, a gdy w końcu usłyszy o tym od kogoś, używa tych lat ignorancji i nieświadomości jako usprawiedliwienia, że nigdy nie czynił nic niestosownego. To brzmi skrajnie infantylnie, a sytuacja dotyczy dorosłego mężczyzny, w dodatku męża i ojca.
Droga ta mówi nam – UNIKAJ pychy. Bo pokusy dla pychy będziemy mieli potencjalnie zawsze. Każdy poziom rozwoju ma swoje pułapki i ograniczenia. Warto zdać sobie z tego sprawę – jesteśmy człowiekiem, a człowiek to naprawdę ograniczona istota. Nie ma w tym nic złego ale niezrozumienie tego wiąże się z wieloma bolesnymi konsekwencjami. Których na świecie jest zatrzęsienie. Żeby zaś pychy móc uniknąć, trzeba zacząć zdawać sobie sprawę, że mamy do niej ciągutki. Granie “świętych” to bardzo błędny kierunek.
Wiele osób myli pewność siebie czy pewność w jakiejś kwestii z dumą. A to dlatego, bo sami są wiecznie niepewni i przedstawili sobie niepewność jako cnotę, a pewność jako przywarę i skazę – cechę negatywną. Wielu wręcz obraża się, bo ktoś jest pewny swego – potępiają taką osobę twierdząc, że to ona jest pyszna i zarozumiała. A można być bardzo pewnym czegoś i skromnym. Można być silnym, śmiałym, wojowniczym i skromnym. To sobie w ogóle nie wchodzi w drogę.
Można też być bardzo pewnym, dumnym i pysznym.
Tak jak ktoś, kto twierdzi, że już poznał życie, że rozumie rzeczywistość, wie jaka jest prawda. Tak naprawdę mówi “widzę swoje myśli i opinie o tym”. Nic więcej. Człowiek skromny powie zgodnie z prawdą – “usłyszałem o tym od kogoś ale jak jest w rzeczywistości, nie wiem”. Nawet to co “wiemy o sobie” to często nic innego, tylko osądy i to które usłyszeliśmy od innych i do których się przykleiliśmy.
Człowiek skromny gdy dostrzeże, że nie miał racji – nie będzie się opierał, ani użalał i grał ofiary. Człowiek dojrzały rozumie, że gdy poszerzy kontekst, to co do tej pory widział jako dobre i słuszne, może też pomocne, może przestać takim być. Dlatego tak ważny jest Raport 7 Programu WoP – w którym uświadamiamy sobie masę ważnych definicji, którymi się kierowaliśmy dotychczas w życiu. Bowiem zmienić można tylko to, czego staliśmy się świadomi i wzięliśmy za to odpowiedzialność.
Człowiek dumny nie przyzna tego, a często będzie jeszcze się opierał, uzna, że ktoś mu czyni krzywdę, itd. lub zacznie drwić z drugiej osoby, uzna, że to tylko jej opinia, a każdy może mieć własną.
Strategii żywienia pychy jest masa. Każdy z nas ma/miał swoje i używa(ł) ich na własną szkodę.
23. Wdzięczny zamiast dumny.
Wdzięczność wymaga już pewnej, solidnej dojrzałości. M.in. dużego oddalenia się od serca narcyzmu – widzenia siebie jako centrum świata oraz często – jako Boga. Człowiek uważa, że wszystko co ma wynikło tylko i wyłącznie z tego, że włożył w to swoją siłę.
Ale jak łatwo ignorować nam tysiące, nawet miliony innych czynników. Np. samochód, którym dojeżdżaliśmy do pracy wyprodukował nam ktoś inny. Posiłki, które zjedliśmy zapewne również przygotował nam ktoś inny lub o składniki, z których my je przyrządziliśmy, zadbał ktoś inny. Ale przecież wyrosły samoistnie. Budzik, który nas obudził, byśmy zdążyli na rozmowę o pracę skonstruował ktoś inny. Zatrudniający nas to przecież też drugi człowiek.
NIGDY nie ma sytuacji, że pewien rezultat to wynik wyłącznie naszych starań. Szczególnie siły.
Mówię o aspektach takich z typowej ludzkiej perspektywy. Czyli mocno ograniczonej.
Oczywiście nasze starania oraz intencje stojące za nimi często mają bardzo duży, a nawet decydujący wpływ na wynik (nie zawsze) i możemy BYĆ WDZIĘCZNI (nie pyszni) za ich podjęcie.
Wielu ludzi nigdy nie zapomina obwiniać się i wypominać sobie błędów czy coś, czego nie zrobili. Ale jak łatwo zapominamy o wdzięczności. A potem się dziwimy, że naszym życiu przeważa negatywność np. w formie braków. No, jednak masy ludzi przecież dumę uważają za pozytywną. Dlatego i bycie dumnymi, które często przeradza się w pychę, też widziane jest jako pozytywne.
Możemy też dostrzec jak wyolbrzymiamy to co negatywne i jak bagatelizujemy to co pozytywne. Np. cały dzień mógł być super, a wystarcza jedno jakieś negatywne wydarzenie i już mówimy – “to mi zepsuło cały dzień”. Tak właśnie wygląda granie ofiary. Dlaczego nie mówimy – “to jest nic w porównaniu z całym wspaniałym dniem!”?
Tak jak ludzie martwią się cały czas. Nic się nie zdarza, a jednak wyczekują czegoś złego. Mija jeden przyzwoity dzień, drugi, tydzień, miesiąc, nawet dłużej. Aż w końcu coś negatywnego oczywiście się przydarzy. I wtedy TRIUMFALNIE krzyczymy – “wiedziałem/am!” czy “przeczuwałem/am to!” A co z tymi 99% pozytywności, które odrzuciliśmy, zignorowaliśmy, zbagatelizowaliśmy tak łatwo?
Większość ludzi w ogóle nie widzi nic pozytywnego w swoim życiu. A to dlatego, bo sami to krytykują, wartościują, porównują, potępiają, odrzucają, osądzają. Nie chcą.
Warto wiedzieć, że wdzięczność jest najlepszym remedium na dumę. Ale oczywiście żeby szukać tego remedium, trzeba najpierw dostrzec w dumie problem.
Biorąc pod uwagę, że dla ok. 80% ludzkości stan dumy jest stanem koronnym i dużo wyższym od ich codzienności, daleka droga, by w dumie dostrzegli problem – np. wpisane w nią ograniczenia i pułapki.
Raz jeszcze porównam to do człowieka topiącego się na środku oceanu, który znalazł dryfującą deskę. Teraz już się nie topi i choć jego sytuacja uległa poprawie, nadal nie jest dobra i może się bardzo źle skończyć.
Wszystko z czego jesteśmy dumni automatycznie staje się naszą słabością – bo istnieje możliwość, że ktoś nam to wykpi, wyśmieje, odrze z wartości. Wtedy będziemy doświadczać jakby przydarzyło się to nam. To się tyczy też całych społeczeństw, kultur i narodów. Wszystko co nazywamy “dumą narodową” czyni cały naród podatnym na zranienie. To nie jest siła, tylko słabość. Ale to pokazuje poziom rozwoju całego narodu. Jeżeli nie widzimy nic za co możemy jako naród być wdzięczni, dużo mówi nam o poziomie mas ludności utożsamiających się z tym narodem.
A zmiana zaczyna się od jednostek. Niegdyś na tej planecie nie było nawet jednego kwiatu. W końcu pojawiło się ich dużo. Tak jak niegdyś na naszej planecie ludzi kochających były jednostki. Dziś jest już ich dużo więcej – ok. 4% ludzi kocha warunkowo i ok. 0,4% bezwarunkowo.
Jako że wdzięczność jest dużo wyższym poziomem jakości od dumy, może wymagać od nas zrezygnowania z większej ilości negatywności. Oraz możemy się jej opierać, bo już nie stanowi ona pożywki dla zwierzęcości – drapieżnego narcyzmu stanowiącego rdzeń homo sapiens.
Jakość doświadczenia wdzięczności jest przez to niemożliwa do pomylenia z dumą.
Człowiek wdzięczny nie stawia oporu. Dumny się opiera. M.in. dlatego jeden jeden może swoje dążenia kontynuować niezmordowanie (bo się nie morduje), a inny musi się co chwilę zatrzymywać i regenerować. Jeden może coś osiągnąć i być szczęśliwy niezależnie od krytyki innych (lub jej braku). Drugi może osiągnąć wiele, a całą radość może mu “odebrać” nawet jakaś beznamiętna opinia zupełnie obcego człowieka. Nieraz człowiekowi dumnemu radość odbiera lekko uniesiona brew drugiej osoby!
Masy ludzi, którzy usłyszeli o wdzięczności i tym jak ważna jest, próbują się do niej zmusić. W jednym z Raportów Programu WoP zadaniem jest doświadczenie wdzięczności za odczuwaną emocję. Zazwyczaj czytam od uzależnionych, że nie chcą wdzięczności, ani nie mogą jej poczuć wobec emocji. Rolą tego punktu jest właśnie ujawnienie tego wszystkiego, przez co wdzięczni nie JESTEŚMY i wdzięczności nie chcemy wybrać. Nie da się zmusić do wyższego stanu. Bo wdzięczność to nie jest uczucie. To co ludzie jednak próbują robić, to zmienić poprzez opór i kontrolę to co czują. Ale nie przestają ani się temu opierać, ani osądzać, ani potępiać, ani nie uwalniają tego energii. Dlatego szybko okazuje się, że stają się bezsilni wobec zmiany. Wielu się nawet boi zmiany – mówią, że sobie nie poradzą ze zmianami. Bo próbują fantazjować o nich z obecnego poziomu.
Czytam w internecie, że wdzięczność to umiejętność. Ach, internet i te jego “mądrości”. Pierwsze co możesz przeczytać w internecie na temat wdzięczności to nieprawda, naiwność i racjonalizacja nieuświadomionego oporu. Bo człowiek, który np. wdzięczny nie jest bardzo chętnie uzna, że dlatego nie jest wdzięczny, bo tego nie potrafi, gdyż wdzięczność – jak czyta – to umiejętność, której jeszcze nie posiadł. Tak jak wielu np. odczuwanie czy medytację uważają za umiejętność. A czy czucie zapachów to umiejętność? Czy można tego nie potrafić lub potrafić lepiej albo gorzej?
Nie, wdzięczność to nie jest umiejętność. To że wdzięczni nie jesteśmy, NIE wynika z tego, że nie potrafimy. Tylko NIE CHCEMY. Bo stawiamy opór, bo gramy ofiarę, bo osądzamy i potępiamy.
Żadna umiejętność nie wyczaruje Ci stanu wymagającego przepracowania tych negatywności.
Tak jak odwaga, radość, zadowolenie, ciekawość, etc. – to nie jest nic co możemy robić, ani mieć. To jakości BYCIA – to ekspresje wysokiego poziomu ewolucji.
Rozważmy jakiś prościutki przykład sukcesu. Np. zaprosiłeś/aś na obiad kilku znajomych. Przygotowałeś/aś świetny posiłek, który wszystkim smakował. W jaki sposób odbierzesz ten sukces? Przez dumę, pychę, zarozumiałość? Czy przez wdzięczność i radość?
Duma czyni Cię bardzo podatnym/podatną na zranienie – i to nie tylko przez kogoś innego. Bo gdy następnym razem nie wyjdzie Ci potrawa lub nie będzie tak samo smaczna lub smaczniejsza – już istnieje ryzyko, że się obwinisz, będziesz wstydzić (nawet jeżeli nikt niczego nie skrytykował), a każdą ewentualną krytykę odbierzesz jakby Ci ktoś inny wbijał szpilki w ciało. Szybko też kolejne takie spotkania będą dla Ciebie coraz większym zmartwieniem, a realizacja coraz większym zmaganiem pełnym niepewności i smutku oraz lęku wobec “porażki”. A poziom zadowolenia jak za pierwszym razem będzie Ci coraz trudniej osiągnąć.
Zresztą szybko można się przekonać, że duma nie jest pozytywna, wyczerpie się szybko i nigdy nie była radością. Każdy z nas doświadczył tego więcej, niż raz. Co więcej – jeżeli sama intencja przygotowywanego posiłku jest negatywna – np. na poziomie dumy – stawia nas w roli ofiary, a naszemu działaniu będzie towarzyszyć opór. No bo nie chcemy zostać skrytykowani. A wyczekujemy tego, a nie chcemy. Nie staramy się nikogo zadowolić smacznym posiłkiem, tylko staramy się nie zostać skrytykowanymi.
To jak różnica między dążeniem, by wygrać, a dążeniem, by nie przegrać. Przykładem tej różnicy jest to, czego nie widzą uzależnieni – “nie przegrać” to np. poczuć się lepiej, pragnienie (poczucia) kontroli, mniejsze cierpienie, itd. Czy nie obejrzeć porno/nie masturbować się (nofap). Ludzie potrafią kolosalnie zmagać się próbami utrzymywania tego stanu “nie przegrania” latami. To setki pseudo-celi i pseudo-postępów, z których żaden nie jest zdrowiem. Zaciskanie rąk na przeciekającej rurze nie jest tożsame z rozwiązaniem problemu nieszczelności rury. Choć pozorny efekt może wydawać się rozwiązaniem.
“Przygotuję pyszny posiłek!”, a “obym tylko nie schrzanił(a)!” to zupełnie różne dążenia.
Co zazwyczaj stanowi kolejne dążenia człowieka, który np. nie dostał wystarczającej ilości pochwał? Zaczyna umniejszać innym. Stara się w swoich oczach obniżyć poziom wszystkich, by jego własny – również obniżony – przestał wydawać się tak niski. To jak człowiek pełen wstydu i winy staje się okrutny dla innych, co tłumaczy sobie jako wyrodną sprawiedliwość – “chcę, by inni poczuli się jak ja!” lub “chcę, by inni cierpieli jak ja, by zrozumieli jak się czuję!”
Jeszcze prostszym przykładem jest “dziękuję”. Z jakich przyczyn dziękujemy, gdy np. ktoś nas ustąpił miejsca lub przepuścił nas w drzwiach? Dziękujemy z prawdziwej, szczerej wdzięczności? Czy dziękujemy, by nie zostać odebranymi jako cham i niewdzięcznik?
Gdy dziękujemy z powodów negatywnych, np. taka forma uprzejmości nie staje się dla ludzi przyjemnością, a obciążającą powinnością. Nikt nie jest z tego powodu zadowolony.
Wielu przyczepiło do tego metkę bycia miłym czy posłusznym albo dobrym. I nawet dorobiono do tego filozofię – że kobiety nie lubią “dobrych/miłych chłopców”. Tylko że gdyby przyjrzeć się temu jak ci “dobrzy chłopcy” się zachowują, to oczywistym stałoby się, że wcale nie są dobrzy, ani mili. Daleko im do tego. Wstydzą się i boją zostać skrytykowanymi. Za ich pozornie “dobrym” postępowaniem nie stoi nic dobrego. ESENCJA ich zachowania nie jest pozytywna. Dlatego reakcje kobiet są adekwatne.
I dalszą częścią tej historyjki jest oczywiście widzenie drugiego ekstremum – że skoro kobiety nie lubią “dobrych chłopców”, to muszą szaleć za złymi! I wielu dobrych próbuje być złymi na siłę. Lub rozpacza, że są taaaacy dobrzy, a kobiety taaaakie złe. Podobnych dramacików jest masa na świecie. Bo to wszystko wynika ze skupiania się na formie – pozorach, przy ignorowaniu esencji. Oczywiście na każdą historyjkę znajdą się przykłady. Które dla wielu stanowią dowody. A to już udowadnianie swojej racji. Czyli narcyzm.
W esencji zaś wdzięczność jest BYCIEM w zupełnie innym spektrum rzeczywistości – w spektrum pozytywności. I to automatycznie przekłada się na zupełnie inne życie, niż życie na poziomie dumy. Po raz kolejny – każda emocja wydaje się pozytywna ale tylko w porównaniu z niższymi od niej. Dlatego dla większości ludzi duma zdaje się nie tylko pozytywna ale i ważna, a nawet najważniejsza. Duma wydaje się też niezbędnym składnikiem sukcesu, w tym szczęścia.
Ileż razy mówimy sobie i innym – “bądź dumny z tego, co osiągnąłeś!”? Ale to bardzo negatywna rada. Wydaje się pozytywna tylko wobec już karygodnie negatywnych postaw jak wieczne niezadowolenie, krytykanctwo wobec siebie, wstydzenie się, potępianie, etc.
Dlatego dr Hawkins uczy nas – “nie wybieraj dumy, tylko wdzięczność”. Gdy dokonamy tej jakże ważnej korekty, waga tej zmiany będzie dla nas wyraźna i oczywista. Szybko też dostrzeżemy jak wielkie obciążenie stanowi duma w doświadczeniu tych, którzy nadal starają się być i są dumni.
Znasz człowieka dumnego, wobec którego żywisz szczerą sympatię?
Każdy uzależniony, który wybiera dumę – bo np. “wytrzymał 30 dni bez porno i masturbacji” – wcale nie jest w dobrym miejscu. Jest w miejscu LEPSZYM, niż gdyby się ciągle opierał, bał, wstydził, winił czy użalał. Ale bycie dumnym to nadal stan bardzo negatywny i daleki od pozytywnego, nie mówiąc o zdrowiu.
I szybko pokazuje to znaczenie pierwszej z opisywanych dziś dróg – by unikać pychy na rzecz skromności. To cudownie, że już możemy być dumni, a nie zawstydzeni. W dumie nie ma nic złego (przypominam – “zło/dobro” to dziecinne, naiwne i niepotrzebne etykietki). Ale to nadal tylko kolejny szczebelek na drabinie, po której dalej powinniśmy wchodzić coraz wyżej. Czyli na jakości, których możliwe, że nigdy jeszcze nie przejawialiśmy. A to dlatego, bo się im opieramy i mamy masę korzyści z przywiązania m.in. do dotychczasowych postaw i percepcji. Jeśli się zatrzymamy, spadniemy jeszcze niżej. To nieuniknione.
Wielu mówi np., że “brakuje im odwagi”. Brak życia na poziomie odwagi uważają, że wynika z tego, że odwagi im brakuje – że jej nie mają. Ale odwaga to nie jest coś, co możemy mieć. To nie jest uczucie. Odwaga to wybór BYCIA. Nigdy nie byliśmy odważni, bo nie wybraliśmy, by takimi być. Dopóki nie zaczniemy jej wybierać, nie doświadczymy jej.
Przykład znaczenia tej drogi. Powiedzmy, że masz mieć gości. I już możesz sobie to przedstawić ze sobą w centrum świata – “co (ja) mam zrobić, jak (ja) mam zapewnić im czas/rozrywkę, co oni sobie o MNIE pomyślą”, itd. Od razu pojawi się lęk, będziemy się opierać, nawet wstydzić. Choć do spotkania jeszcze może być daleko. Ale gdy siebie odstawimy na drugi plan i skupimy się na faktycznym dobru gości, lęk zniknie. Będziemy zadowoleni, że nas odwiedzą, a my dołożymy starań, by to IM było dobrze. Naszym dobrem będzie ich dobro. A wiesz jak zadbać o dobro innego człowieka? Zapytać się czego potrzebuje.
Uwaga – to NIE dotyczy bliskich uzależnionych, bo taka osoba nie jest w stanie stwierdzić czego potrzebuje. Za dobro uznaje to, co jej szkodzi, a nawet zabija.
Dla większości ludzi na tej planecie (ponad 80%) to emocje są jedynym źródłem ich energii oraz to emocje są ich motywacjami. Co oznacza, że są bardzo zależni od tego, czego nie tylko zupełnie nie pojmują ale też demonizują, projektują, grają ofiarę. Oraz są zależni od czegoś, co jest zmienne. Np. człowiek przestraszony konsekwencji picia wódki wróci do picia od razu, gdy ten ładunek lęku się wyczerpie lub zostanie stłumiony. A przecież pije m.in. dlatego, by przestać się bać. Jak bardzo musi się przerazić, by przestać pić? Nie ma takiej ilości lęku. To nie ten kierunek.
Człowiek wdzięczny nie ma tego problemu, bo wdzięczność to kwestia wyboru, a nie – mówiąc poetycko – kaprysu ludzkiej natury. Gdy raz ustalisz kierunek – swój wewnętrzny kompas – to na wieczność wiesz gdzie zmierzasz, a gdy zboczysz z kursu, wiesz jak na niego wrócić.
Człowiek kierujący się emocjami i myślami jest jakby ocean podczas sztormu miotał nim we wszystkie strony. Dlatego tak często czytam twierdzenia “jestem bardzo pogubiony”. I niezależnie ile wysiłku włożymy, by nie utonąć, nic nie osiągniemy, nigdzie nie dopłyniemy. A jeżeli liczymy np. na szczęście, będzie dla nas niedostępne. I wkrótce nurt (emocje i treść myśli) znowu się zmieni.
Wdzięczność eliminuje też niecierpliwość. Człowiek dumny jest zazwyczaj bardzo niecierpliwy, co szybko może zmienić się we frustrację, żal, gniew, nawet nienawiść, próby kontroli, itd.
24. Inkrementalne cele.
Ta droga jest kluczowej wagi.
I bardzo mało ludzi nią podąża, wliczając tych, którzy określają się jako “perfekcjonistów”. Bo często wcale nie dążą do żadnej perfekcji – na co dowodem są osiągane przez nich rezultaty.
Tacy ludzie w większości próbują tylko unikać błędów (a tak naprawdę wstydu i winy), które przecież widzą jako “brak perfekcji”. Tym samym poruszają się w urojeniu, którego ostatecznego celu nie mogą zrealizować. A wstyd i winę i tak poczują.
To jakby ktoś chciał namalować pięknego słonia ale nigdy nie wykonał nawet jednego ruchu pędzlem. Albo miał oczekiwania, że po 2 dniach starań już powinien pięknie malować.
Nikt nie stanie się ani dobrym, ani nawet lepszym kucharzem tylko czytając książki kucharskie i unikając gotowania. Nikt nie stanie się ani dobrym, ani lepszym pływakiem oglądając warsztaty i patrząc jak pływają inni ale i unikając basenów.
Dopóki cele nie będą ustalane przyrostowo, żadna nawet pochodna “perfekcji” nigdy nie zostanie osiągnięta. A sama perfekcja skoro jest ideą – fantazją – to jak możesz ją osiągnąć? Jak możesz porównać do niej jakikolwiek postęp? Wszystkie starania i rezultaty będą wyblakłe w porównaniu z tym, co nierealne. Dlatego “perfekcja” stanowi tak doskonałe usprawiedliwienie dla ludzi żyjących apatycznie. Bo skoro jest tak trudna, niemożliwa do osiągnięcia – to po co się starać? Logiczne? Nie.
Tak jak “po co mam efektywniej pracować, skoro nigdy nie zostanę milionerem?” Widzimy – skoro jakiś ekstremalny cel – “perfekcja” – nie może zostać osiągnięty, to po co w ogóle zacząć poprawiać swoją sytuację?
Inny przykład – czy można być perfekcjonistą w bieganiu? Można biec dobrze – czyli poprawną, odpowiednią techniką, którą sobie nie szkodzimy i nie narażamy na kontuzje. Ale czy jest jakaś perfekcja? Nie!
Można przebiec np. 5 kilometrów w pewnym czasie, a potem dzięki treningom i praktyce, tę samą odległość pokonać szybciej. Ale gdzie tu jest jakaś perfekcja? Nie ma. Jednak – można ustalać sobie kolejne cele i je osiągać. Perfekcją może być dążenie. Ale z tego samego dążenia można uczynić sobie bardzo ciasną celę z żelaznymi prętami lub piękną przygodę – której oczywiście mogą towarzyszyć ból, pot i łzy :).
Innymi słowy – nie możemy osiągnąć perfekcji, bo ona nie istnieje. To może być nasza opinia lub fantazja ale to nie jest rzeczywistość. Warto więc naprawdę porządnie zastanowić się nad swoimi celami/zamierzeniami.
Co więcej – lekarz mógłby wyleczyć 20 osób z beznadziejnych szans na pomoc ale nie wyleczyłby 21 osób. Tego faktu mógłby użyć do zadręczania się i nawet zrezygnowania ze swojej ścieżki. Lub mógłby użyć jako argumentu do większych starań.
W przypadku sprzedawcy samochodów – sprzedawca mógłby podpisać np. 10 umów sprzedaży ale mógłby też powiedzieć “Cholera! Dlaczego nie sprzedałem 11-tu!?” Teraz pytanie – czy sprzedaż tego jednego samochodu więcej to perfekcja, a sprzedaż 10 już nie? Ponadto – po co sprzedać więcej? Zauważmy – może. Ale równie dobrze ten czas potrzebny na jeszcze jedną sprzedaż mógłby wykorzystać, by np. spędzić czas ze swoją rodziną. Lub wyszkolić pracownika do pomocy.
Jakie znaczenie, cel i wartość miałoby dążenie, by dokonać jeszcze jednej sprzedaży?
Możemy kontemplować cokolwiek – np. chmury. Czy jest jakaś perfekcyjna chmura? Oczywiście! Każda! Czy jest jakaś perfekcyjna róża? Oczywiście! Każda! Możemy porównywać jakieś pojedyncze parametry ale cóż to ma wspólnego z rozumianą przez nas perfekcją?
Droga inkrementalnych celów mówi nam, że każdy etap jest perfekcyjny. Nasionko rośliny jest perfekcyjne. W połowie rozwinięty kwiat jest perfekcyjny.
Rzeczywistość dąży z perfekcji do perfekcji.
A nie z braku perfekcji do perfekcji.
Dlatego też możemy być w pełni usatysfakcjonowani tym, w jakim momencie życia czy etapie realizacji celu jesteśmy oraz z naszego dążenia. Jaki on jest i jeśli nie jesteśmy zadowoleni z tego – dlaczego nie? Czy to niezadowolenie nam pomaga to zmienić?
Czy jesteśmy szczerzy i uczciwi? Bowiem jeżeli nasz kierunek jest destruktywny (uzależnienie), to jest to perfekcyjne samo w sobie. Jednak z czasem nasze życie będzie coraz trudniejsze. Co też będzie stanowiło perfekcję – bo np. cierpienie jest perfekcyjną reprezentacją tego czym jest oraz tego, co do niego doprowadziło. Np. naszych własnych osądów i oporu. Które też są perfekcyjne. Ale dopóki będziemy je utrzymywać, dopóty nasze życie perfekcyjnie będzie obumierać.
Plama na koszuli jest perfekcyjną plamą, a poplamiona koszula jest perfekcyjną poplamioną koszulą. Ale nie potrzebujemy tego osądzać, potępiać, odtrącać, ani grać ofiary, by koszulę wyprać.
Na żadnym etapie jakiegokolwiek przyrostu naszego celu nie musimy się zmagać, potępiać, obwiniać, wstydzić, nienawidzić, etc.
Tego nie rozumieją ludzie, bo większość ludzkości, a w szczególności uzależnieni, kleją się do tego, co negatywne. Używają negatywności jak paliwa, by wspomagać się z konsekwencji innych negatywności. Ale cały czas pozostają w spektrum destruktywnym. Np. popełniliśmy błąd, przez co się obwiniamy i żeby uniknąć (jeszcze większych) winy i wstydu, ukrywamy ten fakt przed innymi. Kłamiemy. Wydaje się nam, że uniknęliśmy konsekwencji. Czujemy pozorną ulgę. Ale ani lęk, ani podświadoma wstyd i wina wcale nie zmalały i wkrótce zamanifestujemy je w naszym życiu inaczej. A prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw. A wraz z nią skrywane wstyd i wina.
Kiedyś jeden mężczyzna zapytał się mnie jak bardzo musi znienawidzić pornografię, by przestać ją oglądać. Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą, że nie ma takiej intensywności nienawiści, która by mu pomogła. To nie ten kierunek. Ale widzimy jak ludzie szukają usprawiedliwienia do tego jacy są – np. nienawidzący. A jacy są – tego nie chcą być tego świadomi i tylko fantazjują o tym jacy chcieliby być, aby unikać prawdy. Bowiem prawda jest bolesna, a to dlatego, bo się jej opieramy. Zaś ten ból jest dla nas większym złem, niż obejrzenie porno. Ale opierać się nie przestajemy. I dlatego szukamy rozwiązań tam, gdzie ich nie ma – w spektrum destruktywnym.
Unikanie faktów natomiast ma taką cechę, że stawia nas to w sytuacji, w której nic nie można zmienić. Bo zająć się można tylko tym, co jest realne.
Gdy uzależnieni wciskają mi jacy to już są kochający – to co można poradzić? Zostawiam ich z ich życiem, bo życia oszukać się nie da. W końcu konsekwencje zabolą jeszcze bardziej. Droga do powiedzenia prawdy jest zawsze otwarta.
Każdy kto od razu chciałby, aby wszystko mu się udało i/lub zrobił to “dobrze”, tak naprawdę panicznie ucieka od wstydu i winy, których bardzo chętnie używa do samokrytyki, potępiania się, nawet nienawiści. Tkwi w tym i używa tego jako usprawiedliwienia, by nie wyciągać żadnych pozytywnych wniosków, nie dokonywać analizy, nie kontemplować rezultatów, ani nie dokonywać zmian. Innymi słowy – folguje sobie. Bo to cały czas dążenie, które nie może się skończyć – ucieczka od wstydu i winy, których jednak się też sami trzymamy i używamy.
Żyj jednym dniem naraz. Wykonuj jedną czynność naraz. Rób to z dobrą intencją i wkładaj w to serce. Choćby to było coś pozornie małego znaczenia jak sprzątanie. ZACZNIJ TAK ŻYĆ. I nie używaj tego jako kolejnej powinności, ani przymusu. Odpuść przed tym opór.
Zacznij dążyć do pozytywności przez pozytywność. Inkrementalny cel oznacza nie tylko ustalenie celu pozytywnego ale też rozpoznanie naszego położenia. Jeśli jest negatywne – nie oczekuj od siebie niemożliwego – np. przepracowania tej całej negatywności w dzień czy kilka dni. Nie używaj argumentu “już to rozumiem” jako strategii unikania realnej pracy. Bo “rozumiem” oznacza “mam o tym myśli” i nic więcej.
Gdy wiesz jak wygląda sytuacja obecna, wiesz automatycznie co MOŻESZ poprawić oraz jak. “Wiedzieć” to jedno i to na pewno postęp. Ale “wykonać” to coś zupełnie innego.
Pamiętaj, że próba postawienia dwóch kroków naraz skończy się upadkiem – symbolicznie i dosłownie także. Jak chodzimy? Stawiając jedną nogę do przodu. Gdy już będzie stabilnie na ziemi, dopiero podnosimy drugą.
A wielu nie rusza do przodu, bo już mają myśli na temat tego ile muszą przejść. Tylko co z tego? To jakby nie chcieć wziąć prysznica, bo “Tyle razy jeszcze w życiu będę się mył(a), to mnie przytłacza! Tego jest za dużo!”
Innym aspektem inkrementalnych celów jest np. mówienie “jestem teraz na takim etapie, że…” – wobec np. zdrowienia z uzależnienia czy samego uzależnienia. Pamiętaj – w rzeczywistości nie ma żadnego “etapu”. To my powinniśmy jasno i klarownie ustalić kolejne kroki – te tzw. etapy. Wielu zaś używa tego jako usprawiedliwienia. Uważają, że np. jeszcze “mają wpadki”, bo “to taki etap”. A to nie jest żaden etap. Ani nie ma żadnych wpadek, tylko DECYZJE, które podejmujemy i nie chcemy podjąć innych. Łatwo się usprawiedliwić i okłamać, że to jakiś etap – czyli potencjalny element zdrowienia. Np. “teraz jestem na etapie, że mam wpadki ale już się za nie nie obwiniam”. To nie jest żaden etap, żaden postęp. To fantazja i usprawiedliwienie.
Ale u większości ten “etap” nigdy nie przechodzi w następny. Bo to urojenie i usprawiedliwienie. Ale wydaje się sensowny i prawdziwy, bo mamy o tym takie myśli. Ale każda myśl kłamie – a to jest fakt, nie opinia.
Żaden z takich “etapów” nie jest elementem jasno i klarownie ustalonego planu opartego o wykonany obrachunek moralny. Tak jak ludzie mówią, że próbują wybaczyć i/ale nie mogą. Najczęściej nie ma zupełnie jasno i klarownie przedstawionej urazy – czyli tej historyjki, projekcji oraz pozycjonalności. Nie ma też słowa o emocjach i oporze. Nie wiemy też, że celem wybaczenia jest taki poziom widzenia sytuacji, że staje się jasnym, że nigdy nie mieliśmy czego wybaczyć. Dlatego ludzie “próbują wybaczać”. Ale co konkretnie robią – nikt jeszcze mi tego nie przedstawił. Bo to tylko próby zmagania się z myślami i emocjami. Np. człowiek wmawia sobie od lat “mój ojciec mnie drażni”. I to wszystko. Tego nie można wybaczyć, bo wybaczenie to rozpoznanie, że ta historyjka to iluzja będąca projekcją, racjonalizacją i usprawiedliwieniem.
Człowiek tak żyje – nakleja na to etykietki, nazwy, racjonalizuje, usprawiedliwia. A to elementy uzależnienia – choroby. Żadna etykietka czy nazwa to nie jest rzeczywistość.
Przykład – róża. Widzisz kwiat, jego forma odpowiada temu, co nazywasz różą. Uważasz, że “róża” rozumie się sama przez siebie. Ale czy na pewno?
Daję często ćwiczenie – by porównać perspektywę różny człowieka, a np. pszczoły czy kota. Dostrzeżemy, że to co dla nas stanowiło “różę” to tylko malutki wycinek – to tylko jedna perspektywa, a i tak bardzo niepełna. Drugim elementem tego ćwiczenia jest próba opisania tego kwiatu – “róży” inaczej, niż dotychczas. To uświadamia jak bardzo poruszamy się w projekcjach i/bo nie mamy możliwości pojęcia rzeczywistości.
Możemy mówić tylko o POZIOMIE ŚWIADOMOŚCI.
Czyli poziomie zgodności wobec ABSOLUTU.
Zaś Absolut – rzeczywistość – nie są zależne od opinii.
I dlatego skromność jest tu tak istotna. Bo wiemy, że nie pojmiemy pełnego obrazu rzeczy, tylko poruszamy się w jakimś wycinku. Czego fundamentalnym i krytycznie ważnym przykładem jest to, że wszystko można uznać za dobre lub złe ale tylko w pewnym kontekście. Zmiana kontekstu automatycznie pociąga za sobą zmianę znaczenia.
Dlatego też jeśli przyczepisz sobie etykietkę dobrego/dobrej, a takim/taką jeszcze nie jesteś, to tylko Ty na tym potencjalnie stracisz. Bo to jakby chory na grypę twierdził, że jest zdrowy i nigdy nie dążył do wyleczenia się z grypy. Okłamywanie się – przyczepianie sobie metki “zdrowy” – to dobre postępowanie? Oczywiście, że nie. Uzależnieni postępują tak nawet dziesiątki lat. Tak jak można uważać siebie za miłego czy dobrego, choć wcale takimi nie jesteśmy (tylko tak się zachowujemy), a potem rozpaczać, że świat jest dla nas bezlitosny i niesprawiedliwy. Świat może nam ukazać nas takimi jakimi jesteśmy. Szczególnie, gdy nas przyciśnie.
Tym bardziej – w świecie, w którym każdy człowiek chorowałby na grypę, grypa nie byłaby widziana jako problem i nikt nie dążyłby do jej wyleczenia. Jednostki zdrowe postrzegane byłyby jako chore, a nawet niebezpieczne. To jedna z wielu przyczyn tego, że uzależnienie “od” porno jest bagatelizowane. Mało osób zdaje sobie sprawę, że ludzie odbierają sobie życie, tak cierpią.
Skromnością może być więc przyznanie się do swojej niedobrej sytuacji – np. uzależnienia i wzięcie za nią odpowiedzialności. Człowiek pyszny cały czas nie pozwala sobie widzieć faktów, szczególnie tych niewygodnych i gra ich ofiarę. Dlatego swojej sytuacji nie poprawi. A gdy mówi – “poradzę sobie sam”, to nie robi tego, by sytuację faktycznie zmienić. Tylko próbuje dalej karmić dumę. Jego intencja nie jest pozytywna, ani nie jest szczery wobec swoich zamiarów.
Zauważmy, że pierwszy krok zdrowia to przyznanie, że mamy problem, z którym nie potrafimy i nie możemy sobie sami poradzić. To są fakty i przyznanie ich może wymagać od nas solidnej pracy nad odpuszczeniem dumy. Można też grać nieszczerze skromnych i nigdy tak naprawdę tego nie przyznać. Tylko szukać poklasku u tych, co pozornie widzą swoją bezsilność ale używają jej do usprawiedliwiania niechęci do zmiany/wyzdrowienia.
A człowiek w naprawdę trudnej sytuacji i mający pozornie niewiele, i tak może znaleźć wiele, z czego może być wdzięczny.
Wdzięczność nie umniejsza nikomu innemu.
”Więc moim zadaniem jest Cię zostawić, byś sam doprowadził do momentu, że dostrzeżesz, że potrzebujesz pomocy i że sam sobie nie poradzisz.
Nikomu nie da się pomóc próbując go na siłę gdzieś zaprowadzić.
We wspólnocie 12 kroków mówi się – “przyprowadź tylko swoje ciało”. Nie mówią “niech ktoś inny przyprowadzi Twoje ciało”.
Nie wiesz i nie możesz tego wiedzieć, co się musi wydarzyć.
Dowiesz się, gdy postawisz się w takiej sytuacji, że albo powiesz prawdę, albo przekroczysz granicę znośnego cierpienia na bardzo nieznośne.
Czyli – dowiesz się tego, gdy będzie to miało miejsce.”
Widocznie jeszcze nie zabolało mnie życie wystarczająco.Rafał porzeziński z programu ”Ocaleni” powiedział że dopóki nie przestanę toczyć nierównej walki z nałogiem to będę przegrywał,w sensie oglądał dalej porno,chodziło mu o to że mam ignorować wszystkie myśli związane z nałogiem,nie kontrolować tego,tylko unikać tego.
W mózgu nic nie czujesz.
Zaraz wyjaśnię co się dzieje.
Chęć wymiotów to już solidne pokłady podświadomego wstydu i winy.
A to uczucie, które czujesz w okolicach głowy to mentalny opór – opierasz się, by nie dopuszczać winy i wstydu o próbujesz zmagać się i kontrolować negatywne myśli.
Jednak o tym na razie nic nie mówisz, bo nie masz tego świadomości. Bo tyle już lat – obstawiam, że pewnie ponad 10 – robisz wszystko, by nie czuć.
I nawet gdy czujesz pożądanie, to się go wstydzisz i próbujesz je zdusić lub pozbyć się.
Szczerze to aż tak dużo tej winy i wstydu nie mam,żeby wymiotować. Ale tak jak mówię po 6 godzinach oglądania tych kamerek,aż bolała mnie głowa.Jak zatem wyglądało by życie osoby która uwalnia,zmieniła nawyki,ale ogląda porno powiedzmy 3 godziny dziennie?Chodzi mi o to jakie konsekwencje ma wpływ porno na mózg,bo mówiles kiedys ze mozg mamy zostawic w spokoju,a zająć się emocjami i tym jak żyjemy.A dopamina? wiesz przecież za co odpowiada,dlaczego tak bardzo to pomijasz?Nie żebym Cię pouczał,tylko pytam z ciekawośći no bo przecież to też jest ważne,że każda sesja sprawia że dopamina mi skacze do nienaturalnego poziomu,a niska dopamina to brak energii,motywacji,nawet pewności siebie itp.
Bo nawyki to to jak żyjesz. W większości nieświadomie.
Np. po 6 godzin spędzasz nad kamerkami, wydajesz pieniądze, których logicznie wiesz, że nie powinieneś, a jednak to robisz.
To są m.in. nawyki.
A robisz to, bo masz z tego korzyści, które są dla Ciebie ważniejsze, niż np. oszczędzanie pieniędzy i zadbanie o swoje zdrowie.
Zauważ, że przecież w momencie wyboru, że włączysz taki serwis, wcale nie widzisz tego jak wyboru złego.
Tylko np. “no wreszcie mogę zapomnieć o tym całym stresie, tym i tamtym problemie, o całym moim życiu”. Prawda?
Nawyki to nie są siwe włosy, które się samoistnie zaczynają pokazywać z wiekiem.
Nawyki to Twoje wybory, których dokonałeś nieprzeliczone tysiące razy, bo masz z nich tak ważne dla siebie korzyści, że nawet gdy widzisz jak wielką cenę zapłaciłeś, dalej będziesz ich dokonywał i płacił tę cenę.
A w realnej drodze do zdrowia nie tworzy się nowych nawyków, tylko przede wszystkim uświadamia istniejące i je zmienia.
Inaczej porównuję to jakbyś miał zainstalowany na komputerze program, który go spowalnia i zainstalował inny program, który ma przeszkadzać temu pierwszemu.
Efekt będzie taki, że komputer będzie działał jeszcze wolniej.
Albo gdybyś miał włączone radio, w którym gra głośno np. muzyka techno. I żeby ją zagłuszyć, włączasz drugie radio jeszcze głośniej. I nawet gdyby w drugim radiu była piękna muzyka klasyczna, to efektem tego będzie kakofonia.
Ważne, by przede wszystkim zacząć usuwać to, co już przeszkadza i zastąpić to czymś lepszym/dobrym.
Oglądanie pornografii nic nie usuwa. Nic nie rozwiązuje. W niczym nie pomaga.
To jest dokładnie to, że próbujesz “rzucać” porno, a nie dajesz rady. Siedzisz przed kamerkami i nie masz pojęcia co musiałoby się wydarzyć, byś przestał przed nimi siedzieć.
Bo to jest kakofonia, w której nie dostrzegasz nawet dlaczego w ogóle chcesz tych kamerek. Nie widzisz tego, co próbujesz zagłuszyć. Od czego próbujesz uciec.
M.in. dlatego, bo wierzysz, że gdy przestaniesz uciekać, gdy się zatrzymasz i się z tym zmierzyć, zobaczysz to, to to Cię zabije.
Uciekam napewno od bezsilności,wstydu i poczucia winy.Nie wiem już czym to zastąpić bo nawet jak mam myśl ;zeby włączyc porno to idę uwalniać emocje,przywiązanie do aktorek ale wciąż za kilka godzin włączam te kamerki.O co chodzi?Nie wiem jaki nawyk zmienić.
Widocznie jeszcze nie zabolało mnie życie wystarczająco.
Bo życie nie boli. Tylko konsekwencje tego jak żyjesz.
A przecież m.in. dlatego uciekasz w treści erotyczne, by “uśmierzać ból”.
Dlatego dłuuuugo może nie zaboleć wystarczająco.
W życie nie ma wpisanego bólu. Ból to konsekwencja. A nie jakiś los, który czeka lub nie.
Np. konsekwencja oporu stawianego stracie czegoś/kogoś ważnego.
A równie dobrze możesz po “stracie najlepszych lat swojego życia” nadal nie dokonać decyzji, by wejść na drogę zdrowienia, tylko użalać się przez resztę życia nad sobą.
Rafał porzeziński z programu ”Ocaleni” powiedział że dopóki nie przestanę toczyć nierównej walki z nałogiem
Ok ale co to znaczy “nierówna walka”?
To sugeruje, że nałóg walczy z nami, tylko robi to lepiej, sprawniej czy silniej.
Więc gdy my tę walkę “wyprostujemy”, to będzie dobrze.
Prawda brzmi – nałóg nie walczy.
Walczymy tylko my. A walka to m.in. zupełny brak świadomości własnej odpowiedzialności za życie, które wiedliśmy, za tego konsekwencje i za to czego doświadczamy.
Tylko się zmagamy, próbujemy walczyć – bo NIE CHCEMY tego, co sami wytworzyliśmy. To że niewinnie i bezwiednie nie ma znaczenia.
Każda walka jest nierówna, bo nie ma przeciwnika, z którym możemy wygrać.
Tylko siebie prędzej czy później będziemy widzieć takim przeciwnikiem i staniemy się dla siebie (o ile już nie jesteśmy) surowym, nawet sadystycznym katem.
Porównuję to do prób walki z odbiciem w lustrze, bo nie podoba Ci się rosnący zarost. A potem oglądasz pornografię czy pijesz wódkę, bo chcesz “zapomnieć” o tej walce i jej konsekwencjach – np. poranionych dłoniach od uderzania w lustro.
Oczywiście – nieświadomość emocjonalna – też ma do tego duży wkład – wielu uważa, że “pragnienie”, “pożądanie” czy “żądza” ich napada, atakuje, itd.
Bowiem tak nieświadomie jesteśmy jeszcze świata wewnętrznego, np. lęku, że gdy tylko pojawi się na obrzeżu świadomości, człowiek już pragnie ucieczki – już “napada” go ta żądza.
Ale jakoś tak dziwnie jej chce i wcale nie chce jej poddać.
Łatwiej to zaobserwować na przykładzie strachu i tzw. “ataków paniki”.
No siedzimy sobie w domu, zupełnie nic się nie dzieje i nagle “panika nas atakuje”. Jest to absolutne niezrozumienie.
Emocja się ujawnia – duży jej ładunek.
I to my atakujemy tę “panikę”, to my ją napadamy, dopadamy i próbujemy ją pokonać, zdławić, zdusić.
A przy okazji pokonujemy, dławimy, dusimy samych siebie.
Bo emocje to nasza własna energia.
Więc walka jest nierówna, bo to jakbyś próbował walczyć ze ścianą.
Atakujesz ścianę, ręka boli. A ściana stoi. Więc? Jaki wniosek?
Trzeba jeszcze mocniej napier***ć w tę ścianę! W końcu musi paść! ;)
A ściana spokojnie “oddaje” naszą energię. Sama ściana nic nam nie robi. A my cierpimy coraz bardziej.
Jest tylko jedno poprawne określenie “walki” – “nie poddawanie się”.
Ale równie dobrze można robić w kółko to samo – np. “nofap” i liczyć, że nagle magicznie wszystko się odmieni, bo w kalendarzu dzień abstynencji wyniósł już 60.
Modlitwa kroku 1 to nie tylko modlitwa do samego Boga o całkowitą gotowość do poddania nałogu ale też do zobaczenia całej swojej nieuczciwości.
Bo skala naszej nieuczciwości wobec siebie jest niepojęta.
to będę przegrywał,w sensie oglądał dalej porno,chodziło mu o to że mam ignorować wszystkie myśli związane z nałogiem,nie kontrolować tego,tylko unikać tego.
No tak ale właśnie tylko to wiesz.
Jeszcze tego nie robisz, bo w hipnotyzowaniu się myślami masz masę korzyści.
Wręcz możesz wierzyć, że jesteś myślami i gdybyś myśli puścił, to tak jakbyś puścił się życia i/lub tego, dzięki czemu przeżyłeś.
Ani nie jesteś świadom, że ich nie ignorujesz, że non stop się w nie wpatrujesz.
Poza tym – co to znaczy “unikać tego”? Jak można unikać myśli? Nie można.
Tak jak nie można unikać wiatru.
Możesz go IGNOROWAĆ lub nie.
Szczerze to aż tak dużo tej winy i wstydu nie mam,żeby wymiotować.
Wierzę, że uważasz, że mówisz szczerze.
Ale nie możesz tego wiedzieć, dopóki jej nie poczujesz, bo od X lat uciekasz w nieświadomość.
Nadal nie masz pojęcia dlaczego godzinami dziennie przesiadujesz zahipnotyzowany w kamerkach.
Ale tak jak mówię po 6 godzinach oglądania tych kamerek,aż bolała mnie głowa.
Nikt nie oglądałby porno czy kamerek 6 godzin, gdyby nie miał poważnych ładunków stłumionej emocjonalności.
W szczególności wstydu i winy.
Jak zatem wyglądało by życie osoby która uwalnia,zmieniła nawyki,ale ogląda porno powiedzmy 3 godziny dziennie?
Jakby wyglądało życie takiej osoby?
Jej życie wyglądałoby tak jak ta osoba by żyła.
Życie to nie jest koszula. “Jak wyglądałaby osoba, gdyby przestała nosić dziurawy t-shirt i założyła zieloną koszulę”.
Wyglądałaby jak osoba w zielonej koszuli.
To jak żyjesz to Twoja odpowiedzialność.
To nasza odpowiedzialność określić jakbyśmy chcieli żyć i zacząć to realizować.
Na razie widzę, że nawyki traktujesz jak jakiś ezoteryczny element oddzielony od tego “życia”, uwalnianie to magiczne zaklęcie, które też rzuca się obok życia, a oglądanie porno to też coś zupełnie oddzielonego od całej reszty, na co się tylko traci czas.
Twoje pytanie zawarte jest w bardzo błędnym pojmowaniu całej sytuacji.
Raz, że uważasz, że można opowiedzieć jak będzie ktoś żył w oparciu o te 3 teoretyczne parametry.
Ty mi powiedz jak zamierzasz żyć, gdy przestaniesz oglądać 6 godzin kamerek i będziesz oglądał tylko 3?
Jak wykorzystasz te 3 dodatkowe godziny?
Dlaczego nadal zamierzasz oglądać to 3 godziny dziennie?
Ty mi powiedz jaki nieuświadomiony wybór zamierzasz zmienić i na jaki.
Ty mi powiedz jak chcesz żyć, co chcesz osiągnąć.
To się magicznie nie zmaterializuje z powietrza.
Chodzi mi o to jakie konsekwencje ma wpływ porno na mózg,bo mówiles kiedys ze mozg mamy zostawic w spokoju,a zająć się emocjami i tym jak żyjemy.
O tym mówię w darmowych filmach na newsletterze.
I powtórzę – nie jesteś mózgiem.
Różne objawy jakie możesz mieć – np. problemy z koncentracją – nie wynikają z mózgu.
A dopamina? wiesz przecież za co odpowiada,dlaczego tak bardzo to pomijasz?
Bo nie ma znaczenia.
Dopamina to konsekwencja, nie przyczyna.
Nie żebym Cię pouczał,tylko pytam z ciekawośći no bo przecież to też jest ważne,że każda sesja sprawia że dopamina mi skacze do nienaturalnego poziomu,a niska dopamina to brak energii,motywacji,nawet pewności siebie itp.
Nie.
To co mówisz to akademickie bajdurzenie.
Nie dopamina odpowiada za poziom energii. Poziom dopaminy to jeden z elementów towarzyszących adrenalinopędnym dążeniom. Co oznacza, że nie są zdrowe.
I są krótkotrwałe. Porównuję to do paliwa rakietowego – przez chwilę wydaje się, że masz dużo energii. Ale bardzo szybko ten ładunek energii znika i czeka bolesny upadek.
Gdyby porównać życie do biegu, to nie przeżyjesz życia w zdrowiu biegnąć z całych sił np. kilometr, a potem leżąc ledwo żywym próbować złapać oddech i potem następny morderczy odcinek biegu.
A tu patrzysz, a obok 100 osób *śmig*, śmig*, śmig* – spokojnie sobie biegną i w ogóle się nie męczą.
Bo możesz też żyć spokojnie, rozsądnie, dobrze, radośnie i nie skazywać się na ciągłe “dopaminowanie się”.
Tak jak możesz jechać samochodem – nie trzymając kierownicy, jadąc z wielką prędkością z góry i jeszcze dociskać pedał gazu.
Lub możesz jechać po prostej drodze mądrze zarządzając prędkością, dostosowując ją do warunków uważnie prowadzić auto.
Ale właśnie do tej pory jedynym źródłem Twojego zasilania były czynniki niezdrowe – np. lęk, wina, gniew. Którym towarzyszą adrenalina i dopamina.
Nie chęć, miłość, odwaga, ochota, spokój. Którym towarzyszy np. serotonina.
Po raz kolejny – uzależnienie to to jak żyjesz. Na razie w stronę destrukcji i zasilasz się tym, co też jest destrukcyjne – co nie utrzymuje życia.
Zdrowienie to wielka ewolucja w stronę tego, co życiu sprzyja.
Czyli zamiast np. iść do pracy z poczucia winy – jak ofiara, z nastawieniem “muszę, bo jak nie, to pracę stracę, będę odczuwał wielki wstyd, bo będę biedakiem i umrę z głodu”, tylko chętnie, radośnie, z wdzięcznością.
Wstajesz sobie odpowiednio wcześnie, jeszcze sobie medytujesz, radośnie/spokojnie szykujesz sobie śniadanie i kawę, zjadasz, wypijasz, prasujesz koszulę lub wkładasz koszulę przygotowaną dzień wcześniej i docierasz na miejsce zrelaksowany 5 minut przed czasem i jeszcze sobie rozmawiasz z kimś z pracy.
Lub możesz wstawać w wielkim napięciu, “musieć” to wszystko zrobić, ledwo się wyrabiasz, ciągle jesteś zestresowany, ciągle patrzysz jak niewiele czasu Ci zostało, by żywić się tym “dopaminowym hajem”, a gdy dotrzesz do pracy czujesz się jakbyś już pół dnia przepracował w kopalni.
Zaraz wyjaśnię Ci z czego wynika to, że nie masz energii.
Motywacja i pewność siebie – uważasz, że to się bierze z dopaminy?
Motywacja to utrzymywanie motywu danego obowiązku czy okoliczności.
Jeśli są negatywne, będzie im towarzyszyć dopamina.
Ludzie się motywują, bo próbują tylko na siłę zmieniać myśli na dany temat, a tego jak to naprawdę widzą są nieświadomi. I jest to negatywne. Dlatego NIE CHCĄ tego robić. Ale np. widzą, że “muszą” – np. pracować, by mieć pieniądze.
A pewność siebie to nie jest żadna pewność siebie. Bo każdy jest pewny siebie, tylko zazwyczaj to “siebie” jest bardzo negatywne.
Niemal każdy jest bardzo pewny ale tylko tego, co negatywne. Niepewny jest tylko tego, co pozytywne.
Pewność siebie nie wynika z żadnej dopaminy, bo już sama obecność dopaminy to konsekwencja negatywności.
Pewności towarzyszy spokój, radość, wewnętrzna siła. A nie dopaminopędne dążenia, które szybko nas osłabiają.
Oczywiście można być też pewnym spraw negatywnych – np. jesteś pewny, że kogoś napadniesz i okradniesz. Temu będzie towarzyszyć i adrenalina, i dopamina.
Ale to nie jest zdrowie. Poza tym to przestępstwo, a ludzkość już rozumie w pewnej części, że przestępców należy izolować od reszty społeczeństwa, bo ich postępowanie jest szkodliwe.
A jednak – dla wielu jak nie wszystkich, którzy kierują się adrenaliną i dopaminą, reszta nie ma znaczenia. Chcą tylko tego haju. Wielu nawet ryzykuje dla niego życie.
Ja doskonale wiem jak to wygląda, bo sam tak żyłem.
Uciekam napewno od bezsilności,wstydu i poczucia winy.
Na pewno to zaobserwowałeś czy tylko o tym wiesz skądś – np. z mojego bloga?
“Na pewno” sugeruje, że nie jesteś tego pewien, tylko się domyślasz.
Czy choć raz przyjrzałeś się temu chwilę ZANIM obejrzałeś porno czy wszedłeś na strony z kamerkami?
Mówisz, że uciekasz od wstydu i winy, a też mówisz, że nie masz ich dużo.
To dlaczego uciekasz 6 godzin każdego dnia, nawet płacisz za to pieniądze?
Z tego powodu podejrzewam, że tylko przepisujesz przeczytane gdzieś treści, które uważasz za jakieś uniwersalne “wiedzenie” na temat uzależnienia, które wystarczy.
A jednak – gdy dochodzi co do czego, to cały czas mówisz “nie wiem”. Bo właśnie niczego nie jesteś świadom w swoim życiu.
Tylko kilku doznań – napięcia w okolicach głowy czy mdłości.
Dodajesz do tego “nie wiem” jeszcze jedno słowo “już”.
Tak jakbyś wcześniej wiedział, a poprzez jakąś pracę przestałeś to wiedzieć.
Ale nigdy nie wiedziałeś. Tylko wydawało Ci się, że pewnymi działaniami zmieniłeś nawyki. Ale jednak żadnego nie zmieniłeś, nawet nie opisałeś konkretnie.
Nie wiem już czym to zastąpić bo nawet jak mam myśl ;zeby włączyc porno to idę uwalniać emocje,przywiązanie do aktorek ale wciąż za kilka godzin włączam te kamerki.O co chodzi?Nie wiem jaki nawyk zmienić.
No bo nie masz świadomości jeszcze o jakich nawykach mówisz.
“O co chodzi?” Wyjaśniałem – uzależnienie to tak poważny problem.
A tu mamy tylko kapkę uwalniania. To nie jest nawet 1% pracy jaką należy wykonać.
Mówisz, że uciekasz od bezsilności, wstydu i winy.
Jednocześnie mówisz, że nie masz ich tak dużo ale Cię mdli i przed kamerkami spędzasz i 6 godzin dziennie, wydajesz pieniądze.
Więc mamy wielką nieświadomość własnego życia.
Mówisz, że nie wiesz jaki nawyk zmienić. Bo nie widzisz tego jak żyjesz, że podejmujesz decyzje, ani dlaczego. Dlatego nie wiesz.
A nie wiesz, bo nie chcesz wiedzieć. Bo z tych wyborów masz masę korzyści.
Ludzie są tak nieświadomi swojego przywiązania do używki, że modlą się do Boga o łaskę całkowitej gotowości do poddania tego. Bo sami za żadne skarby nie chcą.
A wyjaśniałem – Ty nie masz teraz zabierać się za zmianę nawyków, bo efekt będzie właśnie taki jak jest – zupełnie pogubienie, cały czas “nie wiem” i tylko zmaganie, zniechęcenie.
A postawienie pierwszego kroku – przyznanie własnej bezsilności i poproszenie o pomoc.
Na moim blogu były już takie “orły”, którzy siedzą od lat – nawet 7+, przeczytali wszystkie artykuły – ponad 230 wielkich wpisów (wiele z nich ma 20-30 stron Worda i więcej) i nadal nie wykonali nawet minimalnej pracy wewnętrznej.
Tylko stali się jeszcze bardziej dumni, zarozumiali, itd. Nie powiedzieli nawet jednej prawdy na swój temat, a uważają, że poznali już całą prawdę o świecie.
Gdy usłyszeli prawdę, która ich zabolała, obrazili się, grają urażonych, etc.
Byli tacy, co powiedzieli, że od właśnie 5-7 lat czytają moje wpisy i “jakoś mi jeszcze nie zaufali”.
Oczywiście, że nie. Bo to jakby od 5-7 lat chodzili do restauracji, w której podają darmowe przystawki. Ich intencją jest żreć za darmo.
A potem mówią kelnerce “no jakoś się jeszcze nie przekonali, by zamówić coś z menu i zapłacić”.
A jak kelnerka poprosiła, by wyszli, to wielkie oburzenie, nagle w ich mniemaniu te przystawki wcale nie był takie smaczne, itd., itd.
Więc nie ma ani czasu, ani granicy absurdu, których człowiek nie będzie przekraczał, byle tylko uniknąć odpowiedzialności za własne życie.
Co do tego co napisałeś.
Każdy z tych stanów emocjonalnych może dotyczyć wielu różnych tematów, okoliczności, problemów, całych obszarów życia.
Czyli ta np. “ucieczka od bezsilności” to może być 10 osobnych nawyków. A zapewne to będzie koło 30-40 życiowych dążeń, decyzji, wyborów, działań.
Ponadto – jest różnica między realną bezsilnością, a apatycznością, która stanowi konsekwencję niechęci i jest idealnym usprawiedliwieniem, by czegoś unikać.
No bo jesteś bezsilny? Gdybyś był, to byś nie miał siły stukać w klawiaturę czy telefon, tylko leżał w szpitalu na kroplówce.
Raz jeden klient napisał mi, że gdy dzwoni do niego ktoś z pracy czy obcy numer, to staje się taki apatyczny, co też nazwał bezsilnością, że ucieka z domu, bierze samochód i jedzie na stację umyć ten samochód.
Widzisz?
Jak może być w jednej chwili bezsilny wobec kliknięcia przyciskiem w telefonie i wypowiedzeniu iluś tam słów, a jednocześnie ma siłę, by pójść po samochód i go umyć?
Nie jesteś bezsilny.
Nie chcesz siły. Bo powiedz – tematy, wobec których widzisz się jako bezsilnego – czy tylko sił Ci brakuje, by o te tematy zadbać? By te problemy rozwiązać?
Zauważ – “uciekasz od bezsilności” ale gdy już bezsilny przestajesz “się czuć”, to co robisz z tą wyższą energią? Dbasz o swoje życie? Ano nie.
Tylko “motywacji” Ci brakuje? No a kto wybiera motyw w jakim widzi dane zagadnienie, temat czy problem?
Gdybyś w tym momencie miał mnóstwo siły, to byś ochoczo i rzetelnie te problemy rozwiązał, tematy przepracował, zaczął dbać o zaniedbane obszary swojego życia?
Jeśli nie, to nie bezsilność jest tu problemem, tylko apatyczność stanowi KONSEKWENCJĘ niechęci, by zmierzyć się z tym, co naprawdę tu stanowi problem.
Zapewne właśnie wstydzenie się, obwinianie, lękanie, pragnienia, z których też nie zdajesz sobie sprawy – np. pragnienie kontroli i bezpieczeństwa. A skoro ich pragniesz, to znaczy, że wierzysz, że ich nie masz i/lub możesz je stracić. Dlatego unikanie tego jest w Twoich oczach ważniejsze od reszty.
Bezsilność sobie wmawiasz. Mówisz, że uciekasz. A to nie jest prawda.
Bo podnosisz poziom energii oglądaniem porno i tłumieniem niechcianych emocji. I to trwa tylko tak długo, jak długo oglądasz porno. Nie dłużej.
Jednak nie przestajesz sobie wmawiać bezsilności, ani się opierać. Próbując tej “ucieczki” nie dokonujesz zmian. Nie bierzesz odpowiedzialności za to jak żyjesz.
NIE CHCESZ odpowiedzialności.
Dlatego też tak wygodnie sobie przedstawić sytuację, że jest jakiś przeciwnik – ta “bezsilność”, z którym nie możesz wygrać i możesz tylko od niej uciekać. A ona Cię goni i dogania.
Gdybyś był bezsilny, to byś nie miał siły także w trakcie oglądania kamerek. Ale jednak – energię masz. Na godziny.
Co stanowi dowód, że bezsilność jest urojona.
Ale też oczywiście są aspekty, z którymi sami nic nie możemy zrobić – tylko je zaakceptować.
Więc ew. możesz trwonić od lat masę energii na coś, co nie może się udać. Co nie oznacza, że jesteś bezsilny.
Tylko w kółko robisz to, co jest nieskuteczne.
Ja sobie zdaję sprawę z Twojego niezrozumienia, zagubienia, tego co próbujesz robić i dlaczego.
Widzisz tylko myśli – czy to o sobie, o przeszłości, o przyszłości ale ani nimi nie jesteś, oraz każda z nich kłamie. Nic z tego nie jest prawdą.
Jak jest – okaże się tylko, gdy to będzie.
A jak jest teraz – już jest.
Żyjesz.
Pytałeś jak będzie wyglądać życie. Tak jak wybierzesz. Tak jak będziesz nosił takie ubranie jakie włożysz.
A im bardziej się uzdrowisz, tym te wybory będą coraz bardziej pozytywne.
Zaś nawet gdy popełnisz błąd, to nie będziesz się potępiał, tylko dokonasz korekt, poprosisz o pomoc, radę, etc. kogoś komu ufasz. Bo znajdziesz takie osoby i zbudujesz z nimi zdrowe relacje.
Ale dopóki nie przyznasz, że masz poważny problem, wobec którego jesteś bezsilny i potrzebujesz pomocy, no to naprawdę nic poprawnego nie można uczynić.
Wielu zaczyna w ogóle zastanawiać się nad tym jak żyją, gdy ich doświadczenia stają się już bardzo nieznośnie, a naokoło siebie widzą, że to nie jest efekt np. wojny.
Tylko świat na zewnątrz nadal jest jaki był, a nawet ludzie wydają się coraz bardziej zadowoleni, a my wewnętrznie jakbyśmy obumierali.
Początkowo może pomóc dostrzeżenie w pornografii wroga, by postawić pierwsze kroki.
Ale ostatecznie każdą decyzję jaką podjąłeś – których owocami jest Twoje życie, doświadczenia – widziałeś w momencie jej podejmowania jako dobrą.
A pozostałe jako złe lub wybory gorsze.
Np. mówisz, że dzięki porno czy kamerkom uciekasz od bezsilności. Nawet za to płacisz. Dziennie i 6 godzin poświęcasz na to.
Nie dziwne, że nie chcesz tego zostawić za sobą.
Bo gdybyś przestał przesiadywać nad kamerkami, to co zrobisz z tą bezsilnością? Wychodzi na to, że padniesz trupem, bo będziesz bezsilny już na wieki! Czyż nie?
Dlatego pytałem – czy na pewno to “bezsilność” jest jakimkolwiek problemem?
A czy przypadkiem nie wynika ona z lęku, od którego też “uciekasz” od lat?
Nie wynika ona z potępiania siebie, swojego życia, odrzucania tego, co masz, wielkiej niechęci do tego, ze wstydzenia się za siebie i swoje życie, etc.?
Możesz zacząć obserwować i odpowiedzieć radykalnie szczerze – czy naprawdę JESTEŚ bezsilny, wobec czego JESTEŚ bezsilny?
No i ile tych sił potrzebujesz, by się z tym zmierzyć, rozwiązać, zadbać, zająć się?
Jeśli tak, tym bardziej zalecam Ci wspólnotę 12 kroków.
Bo na razie stawiasz krok w przeciwną stronę – starasz się uciec od tego, co nazywasz bezsilnością. Ja uważam, że uciekasz od apatyczności i wstydu oraz winy związanymi z tym jak postrzegasz siebie i swoją sytuację.
Zaś krok 1 to przyznanie realnej bezsilności wobec uzależnienia.
Sam fakt – uciekasz, uciekasz, uciekasz od tak wielu lat. I? Uciekłeś?
Kiedy uciekniesz? Czy to w ogóle jest możliwe?
Dzięki za tak długą odpowiedź.”
I teraz pora na wykonanie kroku 1 – że nie masz kontroli nad swoim życiem. Nie wiem co jeszcze musi się wydarzyć, byś go postawił.”
Właśnie-Ja sam nie wiem.Oglądam od dwoch tygododni karmerki internetowe po 6 godzin i wydaję na nie pieniądze których nie powinienem.Po tych 6 godzinach czuję dziwne uczucie w mózgu i chce mi się wymiotować dosłownie.Z tego co napisałeś to nawyki są jednak bardzo ważne,bo ja faktycznie nawet nie wiem kiedy ląduję na kamerkach internetowych.A kiedy Ty uznałeś że jesteś bezsilny?jak wyglądało Twoje życie gdy byłeś uzależniony?Ile musi minąć dni aby mózg się zrenegerował,powstały nowe nawyki itp?Jakie ty zminiłes nawyki zamiast oglądania porno?Pozdrawiam i dziękuję za wszelką pomoc.
Dzięki za tak długą odpowiedź.”
I teraz pora na wykonanie kroku 1 – że nie masz kontroli nad swoim życiem. Nie wiem co jeszcze musi się wydarzyć, byś go postawił.”
Właśnie-Ja sam nie wiem.
Więc moim zadaniem jest Cię zostawić, byś sam doprowadził do momentu, że dostrzeżesz, że potrzebujesz pomocy i że sam sobie nie poradzisz.
Nikomu nie da się pomóc próbując go na siłę gdzieś zaprowadzić.
We wspólnocie 12 kroków mówi się – “przyprowadź tylko swoje ciało”. Nie mówią “niech ktoś inny przyprowadzi Twoje ciało”.
Nie wiesz i nie możesz tego wiedzieć, co się musi wydarzyć.
Dowiesz się, gdy postawisz się w takiej sytuacji, że albo powiesz prawdę, albo przekroczysz granicę znośnego cierpienia na bardzo nieznośne.
Czyli – dowiesz się tego, gdy będzie to miało miejsce.
Oglądam od dwoch tygododni karmerki internetowe po 6 godzin i wydaję na nie pieniądze których nie powinienem.Po tych 6 godzinach czuję dziwne uczucie w mózgu
W mózgu nic nie czujesz.
Zaraz wyjaśnię co się dzieje.
i chce mi się wymiotować dosłownie.
Ale nie wymiotujesz, prawda?
Tak jak chcesz przestać oglądać porno ale nie przestajesz.
Dlaczego?
Bo żyjesz tak nieświadomie, a jednym z celów czy to siedzenia przed kamerkami, czy innych destruktywnych zachowań, jest pozostanie nieświadomym.
Chęć wymiotów to już solidne pokłady podświadomego wstydu i winy.
A to uczucie, które czujesz w okolicach głowy to mentalny opór – opierasz się, by nie dopuszczać winy i wstydu o próbujesz zmagać się i kontrolować negatywne myśli.
Jednak o tym na razie nic nie mówisz, bo nie masz tego świadomości. Bo tyle już lat – obstawiam, że pewnie ponad 10 – robisz wszystko, by nie czuć.
I nawet gdy czujesz pożądanie, to się go wstydzisz i próbujesz je zdusić lub pozbyć się.
Co zaś wymusza zwrócenie się w stronę wnętrza? Ból.
Ból progresywnie będzie coraz większy – na szczęście!
Z tego co napisałeś to nawyki są jednak bardzo ważne,bo
Bo nawyki to to jak żyjesz. W większości nieświadomie.
Np. po 6 godzin spędzasz nad kamerkami, wydajesz pieniądze, których logicznie wiesz, że nie powinieneś, a jednak to robisz.
To są m.in. nawyki.
A robisz to, bo masz z tego korzyści, które są dla Ciebie ważniejsze, niż np. oszczędzanie pieniędzy i zadbanie o swoje zdrowie.
Zauważ, że przecież w momencie wyboru, że włączysz taki serwis, wcale nie widzisz tego jak wyboru złego.
Tylko np. “no wreszcie mogę zapomnieć o tym całym stresie, tym i tamtym problemie, o całym moim życiu”. Prawda?
Nawyki to nie są siwe włosy, które się samoistnie zaczynają pokazywać z wiekiem.
Nawyki to Twoje wybory, których dokonałeś nieprzeliczone tysiące razy, bo masz z nich tak ważne dla siebie korzyści, że nawet gdy widzisz jak wielką cenę zapłaciłeś, dalej będziesz ich dokonywał i płacił tę cenę.
A w realnej drodze do zdrowia nie tworzy się nowych nawyków, tylko przede wszystkim uświadamia istniejące i je zmienia.
Inaczej porównuję to jakbyś miał zainstalowany na komputerze program, który go spowalnia i zainstalował inny program, który ma przeszkadzać temu pierwszemu.
Efekt będzie taki, że komputer będzie działał jeszcze wolniej.
Albo gdybyś miał włączone radio, w którym gra głośno np. muzyka techno. I żeby ją zagłuszyć, włączasz drugie radio jeszcze głośniej. I nawet gdyby w drugim radiu była piękna muzyka klasyczna, to efektem tego będzie kakofonia.
Ważne, by przede wszystkim zacząć usuwać to, co już przeszkadza i zastąpić to czymś lepszym/dobrym.
Oglądanie pornografii nic nie usuwa. Nic nie rozwiązuje. W niczym nie pomaga.
To jest dokładnie to, że próbujesz “rzucać” porno, a nie dajesz rady. Siedzisz przed kamerkami i nie masz pojęcia co musiałoby się wydarzyć, byś przestał przed nimi siedzieć.
Bo to jest kakofonia, w której nie dostrzegasz nawet dlaczego w ogóle chcesz tych kamerek. Nie widzisz tego, co próbujesz zagłuszyć. Od czego próbujesz uciec.
M.in. dlatego, bo wierzysz, że gdy przestaniesz uciekać, gdy się zatrzymasz i się z tym zmierzyć, zobaczysz to, to to Cię zabije.
ja faktycznie nawet nie wiem kiedy ląduję na kamerkach internetowych.A kiedy Ty uznałeś że jesteś bezsilny?
Gdy ze wszystkich sił próbowałem z tym skończyć i nie było to możliwe.
Gdy posiadłem całą niezbędną wiedzę, a i to nadal było za mało.
Nawet gdy zobaczyłem całe zniszczenie, którego dokonałem oglądając porno, a nadal nie chciałem z tym skończyć.
Uznanie, że jestem bezsilny to powiedzenie prawdy.
A żeby powiedzieć prawdę, trzeba najpierw zobaczyć prawdę. Wybrać, by widzieć fakty.
Myśli to nie fakty.
Dlatego powiedzenie prawdy to już poważny krok w stronę zdrowia.
I nie chodzi o to tylko, by to powiedzieć. Bo każdy może powiedzieć co mu się podoba.
Chodzi o to, by to było integralne z tym, co widzisz, co pojąłeś.
Co więc widzisz na temat swojego życia i postępowania?
jak wyglądało Twoje życie gdy byłeś uzależniony?
Tego nie mogę Ci opisać, bo raz – ja tak żyłem, nie Ty.
Dwa – to było dawno temu.
I żeby opowiedzenie tego miało sens, a nie było tylko wyliczaniem, przerzucaniem swoich przeszłych błędów i negatywności, potrzebne byłoby też ukazanie całej drogi, zmiany.
Ale treść niekoniecznie musi kogokolwiek zainspirować. Zainspirują Cię ludzie na mitingach 12-krokowych.
Widziałem siebie jako całkowicie bezwartościowego człowieka. Izolowałem się i separowałem od wszystkich.
Jedyne moje dążenia to były te oparte o poczucie winy – wszystko co “trzeba”, co “należy”.
Byłem niedojrzały pod każdym względem, odrzucałem wszystko co dobre, kleiłem się do tego co negatywne.
Po kolei traciłem wszystko, co udało mi się zdobyć – od pieniędzy po przyjaźnie i zdrowie.
Wpakowywałem się w kłopoty, unikałem wszystkiego, kleiłem się do negatywności, dałem się oszukiwać, wykorzystywać, nawet okradać.
I wiele, wiele, wiele więcej.
Oczywiście miałem myśli samobójcze, byłem ciągle tak napięty, że nie byłem w stanie rano nawet nic zjeść. Gdy wstawałem np. o 8, śniadanie mogłem zjeść dopiero koło 10.
Żyłem jak pacynka, jak laleczka na sznurkach.
Praktycznie każdego dnia cierpiałem ale zagłuszałem to pornografią.
Żyłem tak apatycznie, że nie miałem siły nawet schować ubrań do szafy.
Ty sam powiedz jak żyjesz, co Cię w tym boli i jakbyś pragnął żyć – inaczej i lepiej?
To Twoje życie, Twoja odpowiedzialność.
Gdy przedstawisz sobie uczciwie to jak wygląda i wyglądało Twoje życie, moje wyglądało zapewne bardzo podobnie i różniło się nieistotnymi szczegółami.
Postawienie 1 kroku wymaga tylko uczciwości i szczerości.
Ile musi minąć dni aby mózg się zrenegerował,powstały nowe nawyki itp?
Nie ma takiego czasu.
Ani 90 dni, ani 900, ani 90 lat.
Żadna ilość czasu nic tu nie da i nie ma znaczenia.
No mózg się zregeneruje i co?
Pamiętaj, że gdy Twój mózg nie był zniszczony, i tak żyłeś negatywnie, jak uzależniony.
A Ty nie jesteś mózgiem.
Gdybyś sobie po sesji z porno nacinał skórę na rękach karząc się w ten sposób i ta skóra by się w końcu zregenerowała – co to zmieni? Ty nie jesteś skórą.
Ok, przestanie boleć, krwawić, zniknie ryzyko zakażenia. To ważne.
Ale Ty nadal jesteś takim samym człowiekiem.
A co to są nawyki?
Nawyki to coś, co wybrałeś tyle razy, że dalej to wybierasz ale już bez świadomości tego.
Porównuję to do wielkiego rozpędzonego koła zębatego. A wszystkie logiczne decyzje, które starasz się podjąć to takie malutkie kółeczka. Mają one o wiele mniejszą siłę.
Bo nie siłą przestajemy żyć negatywnie.
Życie zdrowe i trzeźwienie, to życie przede wszystkim coraz bardziej ŚWIADOME. A w tym uczciwe.
Nie licz na nawyki, bo to dalej liczenie na życie ślepe. A to jest kierunek ku przepaści.
Jakie ty zminiłes nawyki zamiast oglądania porno?Pozdrawiam i dziękuję za wszelką pomoc.
Dopóki Ty nie podejmiesz decyzji, by całym sercem zacząć żyć lepiej, przyznawać się do błędów, pragnąć z tym skończyć, żadna rada, żadne pseudo środki, żadne półmetody to będzie tylko czynienie Ci krzywdy.
Nie mogę Ci opisywać co i jak ja zmieniłem, bo to byłoby tylko indoktrynowanie Ciebie – byłbyś przekonany, że musisz zrobić to samo i się wydarzy nagle coś magicznego.
Dopóki w pełni nie pojmiesz, że masz bardzo poważny problem i że sam sobie z nim nie poradzisz, nie mogę dawać Ci żadnych porad.
Pierwsze wyznanie, pierwsza prawda jaką powinieneś przyznać – a nie tylko powiedzieć – to “jestem seksoholikiem i nie mam kontroli nad swoim życiem.”
I z doświadczenia pracy z setkami ludzi mogę potwierdzić, że każdy kogo intencją było np. “spróbować”, “co mi szkodzi”, “zobaczę co mi się uda zmienić” – nie wyzdrowieli.
Bo nadal bagatelizują cały problem. I/lub niepoprawnie go rozumieją.
A można patrzeć i nie widzieć. Tak jak wielu patrzy, że np. oglądają porno, choć ostatecznie im to szkodzi. Ale nadal nie widzą jak wielkim to jest problemem i nie są w stanie sami z tym skończyć.
Dla wielu postępem w ogóle będzie zacząć patrzeć, bo wcale nie chcą. Mówią np. “ja to lubię”, “zawsze mogę przestać”, “nie ma w tym nic złego”, “przecież to tylko seks, a seks jest naturalny”, “kiedyś z tym skończę”, itd.
Masz do wyboru – 12 kroków, którym oddasz się całym sercem.
I/lub pracę ze mną. Ale i tu – jeśli mi nie zaufasz i będziesz to robił w wymiarze minimalnym, no to naprawdę nie można liczyć na cuda.
Możesz najpierw pójść do grupy 12 kroków, zacząć się otwierać, pracować ze sponsorem, rozmawiać z innymi ludźmi uzależnionymi, którzy już zdrowieją.
Po jakimś czasie, gdy już porządnie się zaangażujesz, możesz wrócić do mnie i wtedy to Ci jeszcze mocniej pomoże.
Albo odwrotnie – zacząć od pracy z WoP i gdy już solidnie odpuścisz opór, dużo lęku, wstydu i winy, gdy już zaczniesz dbać o siebie i swoje życie, wybór wspólnoty 12 kroków będzie w Twoich oczach naturalny, dobry, zrozumiały. Który też niesłychanie wspomoże zdrowienie.
Bowiem twierdzenie “nie poradzę sobie sam” ma 2 fundamentalne znaczenia:
– Sam, czyli w ogóle w oderwaniu od perspektywy, doświadczenia, wiedzy innych ludzi, ich poziomu zrozumienia, ekspertyzy. Miliony osób uzależnionych na świecie wymieniały się swoimi doświadczeniami ze zdrowienia, czego owocem są wspólnoty 12 kroków. Nikt sam nie jest w stanie dojść samemu do nawet 1% tych wniosków.
– Sam, czyli bez kontaktu i towarzystwa ludzi zdrowiejących – czyli już tych realnie pozytywnych, uczciwych, szczerych – INTEGRALNYCH. To jedno z nieuniknionych ograniczeń WoP – niezależnie ile wysiłku włożę, jestem tylko jednym człowiekiem, który nie jest fizycznie w stanie z każdym codziennie rozmawiać. Ani nie spotykam się z ludźmi na żywo, kontaktuję się przez maile. Inne formy kontaktu – telefoniczny i na żywo – są bardzo ważne, wręcz niezbędne. Odpowiednie osoby znajdziesz we wspólnotach.
Nie polecam początkowo terapii, bo raz, że jest naprawdę malutko terapeutów, którzy dobrze rozumieją uzależnienie – szczególnie, że sami go nie przeżyli, więc to co wiedzą jest często tylko akademicko poprawne ale nie życiowo.
Dwa – jest to drogie i spotkania są zazwyczaj godzinę, może 2 w tygodniu. To za mało.
Trzy – wielu klientów opowiadało mi, że i tak wstydzili się mówić całą prawdę terapeucie, a jeszcze bardziej terapeutkom. Nieraz nawet kłamali, przedstawiali niepełne fakty, itd. Co oczywiście w żaden sposób nie mogło przełożyć się nawet na minimalną poprawę.
Cztery – do tej pory chyba 3-4 osoby z setek, z którymi rozmawiałem, naprawdę chwaliły terapie, na których byli od lat. Czyli byli w stanie ujrzeć porządne postępy.
Raz jeszcze – uzależnienie to to jak żyjesz. A to jak żyjesz wynika z tego jakim jesteś człowiekiem.
Tego nie może zastąpić żaden program czy technika. Tylko program/technika ma wspomagać uzdrawianie.
Zaprzestanie oglądania porno czy kamerek to tego element. To ma być naturalna konsekwencja zdrowienia. A nie cel sam w sobie.
U niektórych jest to niezbędne, by w ogóle zdać sobie sprawę, że faktycznie MOŻNA żyć bez tego i ani nie będzie to cierpienie, ani się nie umrze.
Ale dla wielu jest bardzo trudno utrzymać nawet tygodnia trzeźwości bez porządnej wewnętrznej pracy, wliczając uświadomienie sobie dlaczego w ogóle to wybieramy, co z tego mamy.
Uzależnienie to zbyt poważny problem, by go rozwiązać dwoma komentarzami.
Zdrowieniu trzeba się oddać całym sercem, bo zdrowie = życie, które przeżywasz z serca. Czyli dobrze, kochająco, integralnie.
Brak zdrowia = to życie, które przeżywasz bez miłości, bez otwartości, bez uczciwości.
Nie oznacza to, że masz śpiewać w chórze kościelnym. Możesz być pilotem myśliwca, pływać na tankowcach, tresować psy, prowadzić firmę remontową. To nie ma znaczenie.
Znaczenie ma to jakim jesteś człowiekiem.
Nie mogę podać Ci żadnych uniwersalnych, skutecznych technik.
Techniki to tylko pomoc. Pomoc, by zrealizować jakiś cel, jakieś dążenie, by rozwiązać jakiś problem. Same z siebie techniki tego nie osiągną.
Tak jak kolory kredek. Nie ważne jak odpowiedni kolor kredki otrzymasz, to samo z siebie nie spowoduje, że lepiej narysujesz to co chcesz narysować.
Np. perfekcyjna kredka koloru zielonego nie spowoduje, że narysowane przez Ciebie drzewo będzie super realistyczne.
Najważniejsza jest intencja – szczera, uczciwa, płynąca z serca.
By odrzucić każdą korzyść jaką masz z danej postawy i emocji, by przestać doić skrywaną przyjemność.
A gdy żyjesz dobrze, wszystkiego można się nauczyć.
Witaj.Co jesli uwalniam już pol roku No i widzę efekty takie jak: nie jestem już nieśmiały jak kiedyś,nie mam takiego poczucia winy,nie jestem smutny itp ale wciąż oglądam porno.Nie zmieniłem nawyków bo to nie ma sensu,na 12 krokach nie ma nic o nawykach wiec olalem ten temat.A jesli twierdzisz ze to konieczne to podaj argumenty.Dlaczego wciąż mój mózg przekonuje mnie ze warto obejrzeć porno pomimo tego ze to niszczy mózg i już tyle uwalniam?
Witaj.
Heja!
Tradycyjnie – z tego, co piszesz już uwalniasz.
Bądź gotowy na uwolnienie wstydu, winy, oporu, może też gniewu, bo odpowiedź może zaboleć.
Co jesli uwalniam już pol roku No i widzę efekty takie jak: nie jestem już nieśmiały jak kiedyś,
To nie jest żaden konkretny rezultat.
Bo co to znaczy “jak kiedyś”? Nigdy nie BYŁEŚ nieśmiały. Tylko w pewnych okolicznościach wybierałeś coś innego, niż śmiałość. Zapewne lęk i wstyd.
A jak to się ma do całościowego problemu uzależnienia – Twojego całego życia?
nie mam takiego poczucia winy,
Ponownie – uwalnianie oczywiście zmniejszy ilość emocjonalności.
Ale same emocje to konsekwencje percepcji. Plus – możesz też unikać tego, za co się obwiniałeś.
Oraz tylko kwestią czasu jest ujawnienie dużego ładunku winy.
Przypominam – emocje ułożone są warstwami. To, że teraz “nie masz takiego poczucia winy” (jakiego?), nie oznacza, że za jakiś czas nie ujawni się jeszcze większa warstwa.
Oraz – ile tematów przewartościowałeś, za które się obwiniałeś lub obwiniałeś kogoś?
Wina to konsekwencja pozycjonalności, tak jak każda inna emocja.
Uwalniałeś winę – czyli uwolniłeś trochę konsekwencji obwiniania.
Ale jeszcze nie zmieniłeś się – nie opowiedziałeś nawet o jednej sytuacji, okoliczności czy osobie, którą za coś obwiniałeś, ani o korzyściach z tego, ani przyjemności jakie z tego miałeś.
Więc gdy te okoliczności się powtórzą – znowu obwinisz.
Czy teraz nie masz pokusy obwinić kogoś za to, że pół roku uwalniasz, a nadal oglądasz pornografię?
nie jestem smutny itp ale wciąż oglądam porno.
Pytasz – “co jeśli (…)?”
To, że jesteś uzależniony.
Kapka uwalniania to nie jest cała praca jaką trzeba wykonać.
“Oglądam porno” to nie jest uzależnienie. To objaw.
Nie zmieniłem nawyków bo to nie ma sensu,
Nie ma sensu?
Nawyki to Twoje nieuświadomione decyzje. To sama esencja uzależnienia – nieświadome życie oparte o nieuświadomione okoliczności i dążenie do nieuświadomionych korzyści.
Mówisz, że nie jesteś tak nieśmiały jak kiedyś. Ale nie mówisz ani jak bardzo “nieśmiały” byłeś, ani jak bardzo “nieśmiały” nadal jesteś.
Wobec czego nadal nie jesteś śmiały, czyli wybierasz coś innego, niż śmiałość? Co wybierasz zamiast śmiałości?
I co to jest śmiałość? Skąd ma się wziąć?
Nie ma osobnej “nieśmiałości”. Nadanie etykietki “nieśmiałość” nie czyni z niej osobnej sprawy. Tak jak brak sera nie czyni osobnego “niesera”, z którym można coś zrobić – np. usunąć, by pojawił się ser.
Tak jak brak światła ma etykietkę ciemności ale ciemność nie istnieje. A jeśli uważasz, że ciemność istnieje, to spróbuj zabrać ciemność z ciemnego pokoju, by stało się jaśniej. Da się?
To właśnie próbujesz zrobić. Usunąć ciemność.
Da się do jasnego pokoju dodać ciemność, by stało się ciemniej?
Cały czas uważasz siebie za emocje. Bo mówisz np. “JESTEM smutny”.
Dlatego też wierzysz, że uwalnianie zmieni Cię. Ale człowiek nie jest emocjami.
Więc widzimy, że jest jeszcze sporo do przepracowania.
A nie mówisz o swoim uzależnieniu – czyli życiu – nic.
Więc nie mogę w ogóle powiedzieć czy i jakie są to postępy wobec całościowego problemu.
Ponadto – Ty sam wszystkiemu nadajesz sens.
na 12 krokach nie ma nic o nawykach wiec olalem ten temat.
Bo najwyraźniej nie masz pojęcia co to są nawyki.
Tylko dlatego, że nie użyto tego słowa, uznałeś, że to nie ma sensu.
A co to jest np. krok 4? Co to jest krok 5? Co to jest 6-8?
Co to jest krok 10?
Co to jest krok 1? Przyznanie, że nie kierujesz swoim życiem.
To wszystko konsekwencje nawyków oraz działania, by przestało Tobą rządzić to, co nieuświadomione. A nieuświadomione decyzje to właśnie nawyki.
Czyli też coś, co wybrałeś zapewne już setki razy w całym swoim życiu.
A jesli twierdzisz ze to konieczne to podaj argumenty.
To nie jest kwestia argumentacji, że to konieczne, bo Ty używasz słowa bez zrozumienia czym to słowo jest – co za nim stoi.
Nawyk to Twoje decyzje. Jak mogłeś olać własne decyzje, których nie jesteś świadomy?
W 12 krokach też nie ma słowa o uwalnianiu, a jednak nie uznałeś, że to nie ma sensu.
W 12 krokach jest coś o emocjach?
Dlaczego wciąż mój mózg przekonuje mnie ze warto obejrzeć porno pomimo tego ze to niszczy mózg i już tyle uwalniam?
A tu grasz ofiarę mózgu.
Mózg Cię do niczego nie przekonuje.
Mózg to nie jest żyjąca, świadoma istota z jakimiś swoimi preferencjami – tym bardziej takimi, które by mogły szkodzić Tobie jak i samemu mózgowi. Mózg to element maszyny zwanej ciałem.
W tej maszynie nie ma żadnego elementu, który sam z siebie działałby przeciwko sobie/reszcie.
Ty sam używasz myśli jako pretekstu, racjonalizacji i usprawiedliwienia.
Mózg nie tworzy myśli. Myśli nie ma w Twojej głowie. Ani myśli nie są Twoje.
Tak jak wiatr nie jest Twój. Co z tego, że czujesz go poprzez swoją skórę?
Tylko dlatego, że jesteś świadomy jakichś myśli, nie oznacza, że to Twoje myśli, ani nie oznacza, że należy się ich słuchać.
Ani tym bardziej nie należy zwalać za te decyzje odpowiedzialności.
To tak jakbyś mijał banery z frytkami i choć starasz się odchudzać, powiedział, że Cię te banery przekonały do kupienia i zjedzenia frytek.
Ale banery nic nie robią. Wiszą sobie i tyle. Tak samo myśli.
A właśnie to są nawyki – robisz coś bez świadomości, że to robisz i że masz z tego korzyści, przynajmniej w pewnych okolicznościach.
Będąc tego zupełnie nieświadomym, grasz ofiarę mózgu, który uważasz, że Cię przekonuje.
Ale to TY tego chcesz. To są właśnie nawyki – nieuświadomione decyzje, z których TY masz korzyści. Nie mózg.
Tak jak z masturbacji TY masz korzyści, nie ręce.
Z oglądania pornografii TY masz korzyści, nie oczy.
W pewnych okolicznościach nadal uważasz, że obejrzenie porno to wybór właściwy, a może nawet jedyny możliwy.
A nie masz świadomości tych okoliczności. Ich analiza to element pracy nad nawykami.
Oczarowałeś się uwalnianiem – że to magiczne zaklęcie, którym sobie wszystko zmienisz.
Zmieniasz, zmieniasz… a tu okazuje się, że tak wiele nie zmieniłeś. I mówisz “mózg mnie przekonuje”.
Powiedz – gdyby jakiś człowiek przekonał Cię do czegoś raz, co było dla Ciebie bolesne, to ile razy dałbyś się tej osobie znowu przekonać?
Gdyby ktoś raz pożyczył od Ciebie pieniądze i ich nie oddał, a potem znowu Cię prosił o pożyczkę, to pożyczyłbyś tej osobie znowu?
Dlatego wyjaśniam tak często jak to możliwe – uzależnienie to to jak żyjemy.
To jest KOLOSALNIE poważny problem.
TY nadal chcesz oglądać porno, bo TY masz z tego korzyści. TY tego chcesz. Nie mózg.
Co jeśli uwalniasz pół roku, a nadal grasz ofiarę i oglądasz porno?
To że nadal żyjesz tak samo, tylko dodałeś sobie jedną czynność. Słuszną i to jest pewien postęp.
I teraz pora na wykonanie kroku 1 – że nie masz kontroli nad swoim życiem. Nie wiem co jeszcze musi się wydarzyć, byś go postawił.
Niemniej widzimy jak wygodnie jest grać ofiarę – czy to wychowania, genów, mózgu, myśli, emocji. Co za różnica? To nadal granie ofiary. A zdrowie to życie odpowiedzialne.
Wielu dopiero dochodzi do tego wniosku, że nie mają kontroli, gdy wyprztykają się ze wszystkich opcji, wliczając te łechtające intelekt podsuwane przez nowożytną psychologię, niejednego terapeutę (którzy często są mądrzy ale tylko teoretycznie, są wykształceni akademicko ale nie rozumieją esencji problemu), etc.
Na tym blogu znajdziesz komentarze ludzi, którzy chodzili na terapię 5+ lat, uwalniali latami, medytowali 10+ lat, etc. i nadal oglądają porno.
Bo to jest uzależnienie. To jest tak poważny problem.
Uzależniony jest człowiek, który może mieć najszczersze chęci przestać, a nadal nie jest w stanie przestać.
To jest uzależnienie. O czym wyraźnie mówi krok 1.
Ty jeszcze nie chcesz przyznać, że jesteś bezsilny. Jeszcze walczysz, jeszcze się zmagasz. Jeszcze uważasz “sam sobie poradzę”.
Uwalnianie to praktyka, która dramatycznie może wspomóc proces zdrowienia ale nie może go zastąpić.
Gdy też zrozumiesz co to są emocje, stanie się jasne, że uwalnianie to nie jest wszystko, co należy robić.
Mówisz tylko np., że nie MASZ tyle winy co kiedyś.
Ale wina to konsekwencja m.in. obwiniania siebie i innych, a obwiniałeś, bo przynajmniej w pewnych okolicznościach obwinianie uważałeś za właściwy, słuszny, a może nawet niezbędny i jedyny możliwy wybór.
Plus – miałeś z tego skrywaną przyjemność. I nadal masz, bo się tym jeszcze nie zająłeś.
Czy teraz nie obwiniasz mózgu?
Więc na pytanie “co?” – odpowiadam – zacząć proces zdrowienia. I podejść do tego rzetelnie, uczciwie, – na poważnie, całym sercem.
Bo uzależnienie to to jak żyjesz, jaki jesteś. Tego nie zmienisz półśrodkami, ani próbowaniem, ani robieniem czegoś od czasu do czasu i liczeniem, że techniki zastąpią Ci życie.
Gdyby uwalnianie to było całe rozwiązanie, to bym nie tworzył Programu przez ponad 4 lata, nie włożył tysięcy godzin pracy z setkami ludzi przez ostatnie 8-9 lat, by poznać wszystkie związane z negatywnym życiem aspekty i pomóc je rozwiązać.
A było tego tysiące.
Stawanie się coraz bardziej świadomym, odpowiedzialnym za to jak żyjesz. To proces zdrowienia.
W moim Programie WoP uwalnianie jest w 4-tym Module. Nawyki są w drugim.
A to dlatego, by jak najszybciej zniknęły pytania właśnie typu “co jeśli nadal oglądam porno?”
To Twoje wybory. Dlaczego je podejmujesz – to element zdrowia. Czyli świadomość i szczerość. Otworzenie oczy na rzeczywistość, na fakty o sobie i o tym jak żyjesz, jak żyłeś.
Nie jesteś świadomy, że to wybierasz, ani dlaczego. Bo nie jesteś świadomy właśnie tego jak żyjesz – m.in. nawyków.
Nie mówię tego w formie zarzutu, nic takiego.
Tylko ukazuję, że niezależnie ile informacji przekażę, ludzie nadal wolą swoją rację.
Niezależnie ile mówię o tym, że uzależnienie to to jak żyjemy, to jak żyjemy wynika z tego jacy jesteśmy, to większość dalej sądzi i będzie sądzić, że uzależnieni to tylko oglądanie porno i wystarczy przestać.
Ale widzisz – okazuje się, że nie przestajesz robić czegoś, czym sobie szkodzisz. Sam sobie nie poradzisz, bo gdybyś był w stanie, to byś przestał.
Gdy smarujesz chleb masłem, to przestanie tego to jedna decyzja.
Nikt chyba nie powie, że mózg go przekonał do zrobienia sobie kanapki? A jeśli – zalecam przyjrzenie się uczciwości wobec tego jak żyjemy, bo to solidna nietrzeźwość.
Ciekawe czy ktokolwiek by zatrudnił człowieka zapytanego podczas rozmowy, że “chcę u was pracować, bo mnie mój mózg do tego namówił”? :)
Albo czy randka byłaby udana, gdyby kobieta nas zapytała dlaczego się z nią umówiliśmy, a my odpowiadamy “myśli mnie przekonały”.
Albo – “Dlaczego chce pan pracować w naszej firmie?” “-Bo akurat wiało w waszą stronę, to mnie to przekonało i przyszedłem!”
Podstawa – to że widzisz myśli na jakiś temat i te myśli nie mijają, NIE oznacza, że ani same myśli, ani mózg, ani umysł namawiają Cię do tego.
Tak jak wiatr wiejący na zachód nie namawia Cię, byś skierował się na zachód.
Tu zaś widzimy, że przynajmniej wobec pewnych kwestii, okoliczności, problemów – zarówno zewnętrznych jak i wewnętrznych – nadal za słuszne uważasz obejrzenie pornografii.
I nie przekonuje Cię do tego mózg. W myślach widzisz racjonalizacje, usprawiedliwienia i pretekst. Ale nie są one przyczyną.
Bo uzależnienie to my. To jacy JESTEŚMY.
A nie jesteś ani myślami, ani emocjami, ani mózgiem.
Ale nadal grasz ich ofiarę, nie żyjesz odpowiedzialnie.
Zacznij przyglądać się wobec czego “warto” obejrzeć pornografię – czyli od czego porno ma w Twoich oczach większą wartość?
Uwalniam już 3 lata, ten blog mi bardzo pomógł ale jednak… w pewnych rzeczach nie robię postępu (ciągle się słucham ego i one mnie w balona robi) i sądzę że PLAN i skrupulatne jego wykonywanie może mi pomóc. Bo kiedyś mi pisałeś nawet, że chce łapać kilka srok za ogon.
Plus taki że uświadomiłeś mi że można czegoś po prostu NIE ROBIĆ i że to kwestia po prostu “złego nawyku” – u mnie to ocenianie i zazdrość itp.
Uwalniam już 3 lata, ten blog mi bardzo pomógł ale jednak… w pewnych rzeczach nie robię postępu (ciągle się słucham ego i one mnie w balona robi)
To z ręką na sercu prawda?
Cóż to jest to ego, że tak Cię w kółko robi w balona? To jakiś Twój mentor? Mistrz? Starszy brat?
Jeśli Cię ktoś okłamie, a Ty dalej się tej osoby słuchasz i jej wierzysz – i to nie drugi czy trzeci raz ale setki razy, to czy problem jest w tej osobie?
Jeśli ciągle słuchasz się kogoś/czegoś, co Cię oszukuje, to powiedz – co wymaga zmiany?
Ponadto – ego nie może Cię robić w balona, bo Ty jesteś ego.
Ego mówi, że ciągle się słucha ego, które samo siebie robi w balona. :)
i sądzę że PLAN i skrupulatne jego wykonywanie może mi pomóc.
No tak ale od ilu już lat tak sądzisz?
Od ilu lat się rzekomo dajesz temu ego robić w balona i planu ani nie ustalasz, ani nie wykonujesz?
A jeśli to to ego Ci ułoży ten plan?
Skąd pewność, że będziesz wykonywał nawet dobry plan skrupulatnie?
A jeśli ciągle się słuchasz tego ego, to co ma się zmienić? Dalej będziesz słuchał się ego, a nie planu.
Bo kiedyś mi pisałeś nawet, że chce łapać kilka srok za ogon.
Tak, kiedyś i odnośnie tego, co napisałeś wtedy.
I napisałeś, że problem leży w Tobie, nie w żadnym ego. Ty chcesz różnych celów, nie ego.
A teraz nie wiem w czym leży problem i jaki plan chcesz ułożyć i odnośnie czego.
Jeśli mówisz o uzależnieniu, to “wyjście z uzależnienia” to nie jest gra logiczna jak “znajdź wyjście z labiryntu”. To nie jest wychodzenie z pomieszczenia.
To poważne, fundamentalne dojrzewanie.
Bo uzależnienie to to jak żyjesz.
Naprawdę polecam, byś zapisał się na Newsletter na głównej stronie mojego serwisu. Od 5-tego maila zaczniesz otrzymywać obszerne wyjaśnienia co to jest uzależnienie.
Plus taki że uświadomiłeś mi że można czegoś po prostu NIE ROBIĆ i że to kwestia po prostu “złego nawyku” – u mnie to ocenianie i zazdrość itp.
To zdanie jest fałszem.
Nie uświadomiłem Ci nic, tylko Ty wyciągnąłeś taki wniosek.
A wniosek wcale nie musi być prawdziwy.
Tak, można czegoś nie robić. Ale skoro coś robisz, to przynajmniej w momencie dokonywania tego wyboru uznajesz ten wybór za dobry.
Nie ma więc “złych nawyków”, bo gdy ich dokonujesz, wcale nie uważasz je za złe.
Z każdego takiego wyboru masz KORZYŚCI, których chcesz, bo są dla Ciebie ważne. Z oceniania i zazdrości można mieć masę kolosalnych korzyści.
Tak jak ciągłe słuchanie się czegoś, co cały czas, za każdym razem okazuje się kłamstwem. A jednak – nie przestajesz tego robić. I to od lat.
Więc nie wystarczy “po prostu” przestać.
Ponadto – etykietki “zło/dobro” są fałszywe bez kontekstu. Wszystko można uznać za dobre lub złe ale tylko w pewnym kontekście.
Podawałem przykład z np. wodą – chłodna woda jest dobra, bo może schłodzić w gorący dzień ale jest zła, gdy wyleje się na dokumenty. Sama woda zaś nie jest ani dobra, ani zła.
Jest całkowicie neutralna.
W jakimś kontekście chcesz czegoś, a w innym kontekście czegoś innego. To są te sroki. A nie mając świadomości czego chcesz w obu (lub więcej) okolicznościach, tkwisz w miejscu i ew. się zmagasz.
Osądzasz i oceniasz, zazdrościsz. Ok, podejrzewam, że teraz powiedziałeś , że wystarczy tego “PO PROSTU NIE ROBIĆ”.
No to spróbuj przestać.
Bo jednym z aspektów uzależnienia jest właśnie próba przerwania robienia czegoś, co okazuje się, że wcale nie jest takim ani po prostu, ani nie jest proste. Co więcej – może okazać się niemożliwe.
Możesz dostrzec, że nawet pomimo najszczerszych chęci i wielkiego wysiłku może raz czy dwa na siłę i niechętnie nie osądzisz kogoś.
Ale kolejnym razem nawet się nie zorientujesz i znowu to zrobisz. A następnie osądzisz siebie, że osądziłeś kogoś.
Powiedz – dlaczego chciałbyś przestać osądzać i zazdrościć? W czym to teraz Ci przeszkadza? Wobec czego jest złe, że chcesz z tym skończyć? A wobec czego jest to dobre?
Dlaczego to miałoby być sukcesem?
Jak się z tobą porozumieć w sprawie zakupu materiałów? Chodzi mi o materiały, info dotyczące przelewu itp.
W stopce Bloga jest zakładka O Autorze. Na dole tej strony jest mój adres email.
http://wolnoscodporno.pl/Autor
Nie chcę pisać go w komentarzach, bo internetowe boty przeczesują wszystko i potem śmiga masa spamu.