Dni
Godzin
Minut
Sekund

Ilość Wolnych Miejsc:
/

Witam Cię serdecznie!

Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)

Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!

► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.

Części 1-6 tej serii znajdziesz klikając na poniższe linki:

► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
► 100 Dróg do Sukcesu (7-9) – Sukces jako szczęśliwość, Wizualizuj sobie pożądany rezultat, Buduj dobry balans karmiczny.
► 100 Dróg do Sukcesu (10-12) – Zaprzęgnij pożądanie i ambicję, Realny, wykonalny plan, Pewność Siebie.
► 100 Dróg do Sukcesu (13-15) – Dedykacja, Satysfakcja z postępów, Pokonuj przeszkody.
► 100 Dróg do Sukcesu (16-18) – Wspierające relacje, Elastyczny vs sztywny, Entuzjazm.
► 100 Dróg do Sukcesu (19-21) – Samonagradzające się, Dedykacja Najwyższemu Dobru, Módl się o świadomość Bożej Woli.

Gdy człowiek odpuścił opór przed sukcesem i zaczyna realizować swoje cele, obowiązki, marzenia, pragnienia bez oporu, bez wstydu, bez winy i radośnie oraz chętnie, często okazuje się, że sukcesy stają znaczne i liczne.

Jednym z niebezpieczeństw osiągania w ludzkim życiu jest duma. Ludzie, którzy osiągnęli wiele przestrzegają nas – “sukces odnieść jest relatywnie łatwo, dużo trudniej jest sukces przetrwać”.

Przykładem tego jest np. to, gdy randkujemy – chcemy się pozornie pokazać “od najlepszej strony”. Tylko że ta strona to kłamstwo. Bo ubieramy się tak jak nie ubieramy się na co dzień, chodzimy w miejsca, w które samemu nigdy nie chodziliśmy, itd. I gdy na tej podstawie tworzy się relacja czy związek, nagle okazuje się, że ten czar wyparował. Okazuje się, że utrzymanie tego sukcesu zaczyna sprawiać kłopoty. Nie ma w tym radości, ani swobody, ani spokoju. Tylko ciągły niepokój – bo pierwsze kroki, “poznawanie siebie” to nie jest poznawanie siebie, tylko pokazywanie fałszu. A wynika to z widzenia siebie jako niewystarczających, gorszych, o niskiej wartości, nudnych, itd. Dlatego próbujemy oszukać innych ale potępiać siebie nie przestajemy. I próbujemy ten cyrk ciągnąć jak najdłużej. Próbujemy się OCZAROWAĆ, nie poznać. A oczarowanie zawsze prowadzi do roz(od)czarowania.

Uzależniony też powinien wziąć sobie to do serca. Bo masa uzależnionych, wliczając większość moich klientów, po pierwszych sukcesach – nawet pozornych (jak lepsze samo+poczucie) porzucali pracę nad sobą i/lub przywiązywali się do bardziej pozytywnego stanu (BARDZIEJ pozytywnego NIE oznacza, że już pozytywnego) i opierali się jego utracie. Pamiętaj, że czerstwa kromka chleba jest lepsza od spleśniałej kromki chleba ale to nadal nie jest dobry posiłek. Złapanie się dryfującej deski na środku oceanu to na pewno lepsza sytuacja, niż topienie się. Ale to nadal nie jest dobra sytuacja.

Albo uznawali, że już są zdrowi, bo tylko o to im chodziło – nie by uczciwie korygować to jak żyją, tylko zmienić uczucia na lepsze i tyle (a czy m.in. nie dlatego oglądasz porno?). Niejeden po jeden, dwóch, a nawet więcej próbach “przerabiania programu” pisał mi – “dobra, teraz się biorę za to na poważnie”. Co znaczy, że wcześniej “na poważnie” nie było. Czyli jak było i dlaczego?

W sukcesy są wpisane niebezpieczeństwa. Bardzo podobne jak w porażki. Bo sukces/porażka to często kwestia perspektywy. Z czego wielu tworzy sobie usprawiedliwienia i racjonalizacje.

Szczególnie uzależnieni wobec sukcesów i porażek zachowują się tak samo. Porzucają całą pracę nad sobą. Raz sobie to usprawiedliwiają przez dumę, innym razem przez wstyd, winę i użalanie się nad sobą. Co za różnica jak, skoro efekt jest taki sam?

Pamiętaj, że znaczenie ma tylko rozsądek. Nie Twoje uczucia, nie myśli. Tylko rozsądna, uczciwa, odważna analiza faktów może Ci powiedzieć w jakiej sytuacji się znajdujesz. A więc m.in. czy postawiłeś/aś krok w stronę sukcesu/obranego celu, czy nie.

Bo jeżeli np. obudziłeś/aś się z lepszym samym+uczuciem, niż wczoraj, to jakiej pracy nad sobą możesz przypisać ten rezultat? Pamiętaj – uczucia zmieniają się samoistnie. Często nawet bez żadnej przyczyny. Co oznacza, że to lepsze samo+uczucie nie ma żadnego znaczenia i nie stanowi dowodu na postęp. Tak jak chwilowy brak negatywnych myśli lub ich mniejsza ilość to też żaden rezultat, bo to się dzieje samoistnie.

A co to jest uzależnienie tytanicznie obszernie wyjaśniam w Newsletterze. Polecam.

22. Zachowaj skromność – unikaj pychy.

Skromność towarzyszy bardzo wielu ludziom o ogromnych osiągnięciach i fantastycznych umiejętnościach.

Skromność nie oznacza umniejszania sobie. Nie oznacza ona odzierania siebie czy swojej wiedzy, umiejętności lub osiągnięć z wartości i znaczenia. Oznacza, że nie narzucamy na to znamion pychy.

Pycha wynika z narcyzmu. Człowiek pyszny stawia się wyżej od innych, ba! – często stawia się w centrum świata. Uważa, że wszystko kręci się wokół niego.

Człowiek pyszny więc wcale nie musi być kimś, kto ma wiele, osiągnął wiele i widzi się jako lepszego. Równie dobrze może być to człowiek grający ofiarę, uważający się za najgorszą żyjącą istotę na planecie i żyjący bardzo biednie (zarówno dosłownie jak i w przenośni). To jedno i to samo.

W obu przypadkach pycha zatrzaskuje nas w tym stanie. I również w obu przypadkach zyskujemy coś pozornie dobrego – np. coraz więcej pieniędzy czy coraz więcej dowodów na nasze tragiczne postrzeganie rzeczywistości i siebie. Ale tracimy coś nieskończenie bardziej istotnego i cennego. Np. pracoholik traci i niszczy swoje znajomości, przyjaźnie, etc. A człowiek potępiający się odrzuca pomoc i możliwość zmiany na lepsze.

Z jednej strony człowiek pyszny nadaje sobie wartość skrajnie wysoką lub skrajnie niską. Pycha jako że wynika z narcyzmu – rdzenia homo sapiens – stawia nas i utrzymuje w świadomości separacji od życia, w tym od innych ludzi.

Jedną z krytycznie istotnych rzeczy zalecanych przez wspólnoty 12 kroków jest, by nie pozwalać sobie na samotność. Ale też bardzo trzeba uważać z jakim towarzystwem spędzamy czas. To musi być towarzystwo wzmacniające, pozytywne, wspierające.

Dlatego np. człowiek pyszny – z obu spektrów – nie rozumie współpracy, ani jej nie chce. W innych widzi swoich wrogów, konkurencję, etc.

Np. z konkurencją próbuje walczyć, szkodzić jej, przeszkadzać, nienawidzi, itd. Przez to w ogóle nie skupia się, by jego własna firma czy działalność/działania były coraz lepsze dla innych. A człowiek ze spektrum upodlania siebie, upodla tych, którzy radzą sobie lepiej, (skrycie) nienawidzi, zazdrości, odrzuca pomoc, nie prosi o pomoc, nie inspiruje się nimi, itd.

Łatwo zauważyć, że człowiek pyszny jest skory do bezustannej krytyki – tak innych jak i siebie. Np. nigdy nie jest zadowolony z tego, co ma, robi, jaki jest. Wielu dorobiło do tego ideę “perfekcjonizmu”, co nie ma nic wspólnego z dążeniem do tzw. “perfekcji”. Jedni starają się unikać błędów (a tak naprawdę wstydu i winy), a drudzy nigdy nie wybierają zadowolenia niezależnie co i ile mają. W obu przypadkach nigdy nie jest dobrze.

Człowiek nieskromny – dumny czy pyszny – jest np. podatny na zranienie, obrazę. Człowiek skromny nie ma już tych słabości. Co pokazuje też, że każdy kto gra ofiarę, jest człowiekiem bardzo dumnym. Na co dowodem jest to jak opiera się, by przestał cierpieć i grać ofiarę.

Szybko możesz to przetestować – wystarczy, że pochwalisz się komuś z czegoś, z czego jesteś dumny/a, a ta osoba powie – “no i?” Zobaczysz, że od razu uznasz to za atak, obrazę, urazę, niedocenianie – czyli uczynienie Ci jakiejś krzywdy, itd. Twoje wewnętrzne doświadczenia jak np. uczucia to odzwierciedlą (zapewne w formie wstydu, winy, żalu), a umysł wyprojektuje je na świat/sytuację/tę osobę.

Człowiek skromny, który nie chwali się, a dzieli sukcesem i radością wynikającą z niego, taką odpowiedź odbierze zupełnie inaczej – bez zmagania, bez cierpienia. Ew. będzie mu troszkę przykro. Ale szybko sobie z tym poradzi. I wielce prawdopodobne, że wybierze wobec tej osoby współczucie ale też zaakceptuje i zrozumie jej punkt widzenia.

Bo duma uniemożliwia tzw. empatię – czyli m.in. postawienie się w roli innej osoby i próbę zrozumienia jej perspektywy. Człowiek pyszny – egocentryczny – jest ciągle skupiony wyłącznie na sobie (w negatywnym znaczeniu).

Pycha to m.in. utożsamienie się z elementami zwierzęcości – ciałem, umysłem i emocjami. M.in. dlatego tak wiele ludzi gra ofiarę emocji czy “zranionych uczuć”, myśli, w tym obawiamy się “co inni sobie o NAS pomyślą” lub uważamy, że jesteśmy gorsi, bo mamy negatywne myśli, etc.

Człowiek prawdziwie skromny nie ma tych problemów.

Wiele razy spotkałem się z nieszczerą skromnością.

Kilka jej przykładów, by lepiej unaocznić czym ona jest i dlaczego jest szkodliwa.

Np. mamy niewiele, bo nie chcemy efektywnie, chętnie, rzetelnie pracować, nie walczymy, by nasze życie było coraz lepsze. Mamy minimum lub nawet za mało. Naklejamy na to etykietkę minimalizmu i mówimy, że więcej do szczęścia nie potrzebujemy. Ale nie jesteśmy ani szczęśliwi, ani nie jesteśmy spokojni. Cały czas fantazjujemy o więcej, o czymś innym. To co mamy wcale nie jest efektem naszych wyborów integralnych z naszymi pragnieniami, tylko oporu przed wobec działania, osiągania, sukcesu.

Odmawiamy czegoś nowego – np. wyjazdu, doświadczenia, zmiany – też mówiąc, że tego nie potrzebujemy, że jest ok. Ale nie robimy tego, bo naprawdę jest dla nas ok. Tylko opieramy się wykonaniu tego, przyjęciu, itd.

Innymi słowy – nieszczera skromność to tylko inne oblicze pychy.

Jeszcze inny aspekt – człowiek skromny bez problemu przyzna, że czegoś nie wie, nie rozumie (jeśli tak jest). I na tej podstawie może zacząć analizę, kontemplację i/lub szukać wiedzy, informacji, rozwiązań, odpowiedzi. Dlatego sytuację z czasem poprawi.

Człowiek pyszny sądzi, że już (wszystko) wie i rozumie. Tym samym nigdy nie pozwala sobie poszerzyć kontekstu, więc jego sytuacja nie może ulec poprawie. Z drugiej strony człowiek pyszny może uczepić się jakiejś perspektywy – np. wielu uzależnionych mówi, że “nie rozumieją uwalniania” i twierdzą, że nie uwalniają właśnie dlatego, bo go nie rozumieją. Są tak zakochani w swojej racji, że nawet nie widzą, że to nie jest prawda – to nie jest faktyczny problem. “Nie rozumiem” to tylko logicznie brzmiąca racjonalizacja dla “nie chcę”. Im szybciej to przyznamy, tym lepiej. Bo potem czytam np. takie twierdzenia:

Kilka sytuacji wyciągało ze mnie emocje , ujawniły się i je odczułem i prawdopodobnie uwolniłem , bo jakby lepiej się czułem po sesji , jeśli to była sesja

“Prawdopodobnie uwolniłem”, “bo jakby lepiej się poczułem po sesji”, “jeśli to była sesja”. I też mężczyzna ten napisał, że coś pomogło mu “lepiej zrozumieć uwalnianie”. Ale tu widzimy, że on nawet nie wie czy uwalnia. Bo tylko o tym fantazjuje. Wpatruje się w myśli o uwalnianiu. Dla większości ludzi “myśli o” czymś są tożsame z tym. Tak jak fantazjowanie o seksie jest tożsame z zabieganiem o seks czy jest jak wielu to nazywa “namiastką seksu”.

Inny przykład to:

Mam tak czasami , ze nie wiem czy ja sobie sam to robię , czy tak po prostu jest

Mężczyzna ten nie potrafi odróżnić tego, co jest samoistnie od tego, co sam sobie robi. I to nie jest pojedynczy, jakiś niezwykły przypadek. Ponad 80% ludzkości tak właśnie żyje. On nie “ma tak czasami”, tylko czasami zauważa, że nie wie. Czasami tylko staje się na tyle świadomy. A to, że nie odróżnia tego co sam robi od reszty, to jego codzienność.

Kolejnym dowodem na pychę i jej szkodliwość jest to, że gdy ludzie słyszą swój błąd, wcale go nie korygują. Tylko zaczynają grać urażonych, niezrozumianych, nieszczerze skromnych, etc. Jakiś czas temu na grupie osiedlowej ktoś opisał sytuację, gdy zwrócił uwagę mieszkańcowi, który szedł na skróty przez trawnik. Jego reakcją była obraza i argumentacja, że “nikt do tej pory mu nie zwrócił na to uwagi, a mieszka tu już kilka lat”. Jak widzimy – człowiek popełnia błąd od lat, a gdy w końcu usłyszy o tym od kogoś, używa tych lat ignorancji i nieświadomości jako usprawiedliwienia, że nigdy nie czynił nic niestosownego. To brzmi skrajnie infantylnie, a sytuacja dotyczy dorosłego mężczyzny, w dodatku męża i ojca.

Droga ta mówi nam – UNIKAJ pychy. Bo pokusy dla pychy będziemy mieli potencjalnie zawsze. Każdy poziom rozwoju ma swoje pułapki i ograniczenia. Warto zdać sobie z tego sprawę – jesteśmy człowiekiem, a człowiek to naprawdę ograniczona istota. Nie ma w tym nic złego ale niezrozumienie tego wiąże się z wieloma bolesnymi konsekwencjami. Których na świecie jest zatrzęsienie. Żeby zaś pychy móc uniknąć, trzeba zacząć zdawać sobie sprawę, że mamy do niej ciągutki. Granie “świętych” to bardzo błędny kierunek.

Wiele osób myli pewność siebie czy pewność w jakiejś kwestii z dumą. A to dlatego, bo sami są wiecznie niepewni i przedstawili sobie niepewność jako cnotę, a pewność jako przywarę i skazę – cechę negatywną. Wielu wręcz obraża się, bo ktoś jest pewny swego – potępiają taką osobę twierdząc, że to ona jest pyszna i zarozumiała. A można być bardzo pewnym czegoś i skromnym. Można być silnym, śmiałym, wojowniczym i skromnym. To sobie w ogóle nie wchodzi w drogę.

Można też być bardzo pewnym, dumnym i pysznym.

Tak jak ktoś, kto twierdzi, że już poznał życie, że rozumie rzeczywistość, wie jaka jest prawda. Tak naprawdę mówi “widzę swoje myśli i opinie o tym”. Nic więcej. Człowiek skromny powie zgodnie z prawdą – “usłyszałem o tym od kogoś ale jak jest w rzeczywistości, nie wiem”. Nawet to co “wiemy o sobie” to często nic innego, tylko osądy i to które usłyszeliśmy od innych i do których się przykleiliśmy.

Człowiek skromny gdy dostrzeże, że nie miał racji – nie będzie się opierał, ani użalał i grał ofiary. Człowiek dojrzały rozumie, że gdy poszerzy kontekst, to co do tej pory widział jako dobre i słuszne, może też pomocne, może przestać takim być. Dlatego tak ważny jest Raport 7 Programu WoP – w którym uświadamiamy sobie masę ważnych definicji, którymi się kierowaliśmy dotychczas w życiu. Bowiem zmienić można tylko to, czego staliśmy się świadomi i wzięliśmy za to odpowiedzialność.

Człowiek dumny nie przyzna tego, a często będzie jeszcze się opierał, uzna, że ktoś mu czyni krzywdę, itd. lub zacznie drwić z drugiej osoby, uzna, że to tylko jej opinia, a każdy może mieć własną.

Strategii żywienia pychy jest masa. Każdy z nas ma/miał swoje i używa(ł) ich na własną szkodę.

23. Wdzięczny zamiast dumny.

Wdzięczność wymaga już pewnej, solidnej dojrzałości. M.in. dużego oddalenia się od serca narcyzmu – widzenia siebie jako centrum świata oraz często – jako Boga. Człowiek uważa, że wszystko co ma wynikło tylko i wyłącznie z tego, że włożył w to swoją siłę.

Ale jak łatwo ignorować nam tysiące, nawet miliony innych czynników. Np. samochód, którym dojeżdżaliśmy do pracy wyprodukował nam ktoś inny. Posiłki, które zjedliśmy zapewne również przygotował nam ktoś inny lub o składniki, z których my je przyrządziliśmy, zadbał ktoś inny. Ale przecież wyrosły samoistnie. Budzik, który nas obudził, byśmy zdążyli na rozmowę o pracę skonstruował ktoś inny. Zatrudniający nas to przecież też drugi człowiek.

NIGDY nie ma sytuacji, że pewien rezultat to wynik wyłącznie naszych starań. Szczególnie siły.

Mówię o aspektach takich z typowej ludzkiej perspektywy. Czyli mocno ograniczonej.

Oczywiście nasze starania oraz intencje stojące za nimi często mają bardzo duży, a nawet decydujący wpływ na wynik (nie zawsze) i możemy BYĆ WDZIĘCZNI (nie pyszni) za ich podjęcie.

Wielu ludzi nigdy nie zapomina obwiniać się i wypominać sobie błędów czy coś, czego nie zrobili. Ale jak łatwo zapominamy o wdzięczności. A potem się dziwimy, że naszym życiu przeważa negatywność np. w formie braków. No, jednak masy ludzi przecież dumę uważają za pozytywną. Dlatego i bycie dumnymi, które często przeradza się w pychę, też widziane jest jako pozytywne.

Możemy też dostrzec jak wyolbrzymiamy to co negatywne i jak bagatelizujemy to co pozytywne. Np. cały dzień mógł być super, a wystarcza jedno jakieś negatywne wydarzenie i już mówimy – “to mi zepsuło cały dzień”. Tak właśnie wygląda granie ofiary. Dlaczego nie mówimy – “to jest nic w porównaniu z całym wspaniałym dniem!”?

Tak jak ludzie martwią się cały czas. Nic się nie zdarza, a jednak wyczekują czegoś złego. Mija jeden przyzwoity dzień, drugi, tydzień, miesiąc, nawet dłużej. Aż w końcu coś negatywnego oczywiście się przydarzy. I wtedy TRIUMFALNIE krzyczymy – “wiedziałem/am!” czy “przeczuwałem/am to!” A co z tymi 99% pozytywności, które odrzuciliśmy, zignorowaliśmy, zbagatelizowaliśmy tak łatwo?

Większość ludzi w ogóle nie widzi nic pozytywnego w swoim życiu. A to dlatego, bo sami to krytykują, wartościują, porównują, potępiają, odrzucają, osądzają. Nie chcą.

Warto wiedzieć, że wdzięczność jest najlepszym remedium na dumę. Ale oczywiście żeby szukać tego remedium, trzeba najpierw dostrzec w dumie problem.

Biorąc pod uwagę, że dla ok. 80% ludzkości stan dumy jest stanem koronnym i dużo wyższym od ich codzienności, daleka droga, by w dumie dostrzegli problem – np. wpisane w nią ograniczenia i pułapki.

Raz jeszcze porównam to do człowieka topiącego się na środku oceanu, który znalazł dryfującą deskę. Teraz już się nie topi i choć jego sytuacja uległa poprawie, nadal nie jest dobra i może się bardzo źle skończyć.

Wszystko z czego jesteśmy dumni automatycznie staje się naszą słabością – bo istnieje możliwość, że ktoś nam to wykpi, wyśmieje, odrze z wartości. Wtedy będziemy doświadczać jakby przydarzyło się to nam. To się tyczy też całych społeczeństw, kultur i narodów. Wszystko co nazywamy “dumą narodową” czyni cały naród podatnym na zranienie. To nie jest siła, tylko słabość. Ale to pokazuje poziom rozwoju całego narodu. Jeżeli nie widzimy nic za co możemy jako naród być wdzięczni, dużo mówi nam o poziomie mas ludności utożsamiających się z tym narodem.

A zmiana zaczyna się od jednostek. Niegdyś na tej planecie nie było nawet jednego kwiatu. W końcu pojawiło się ich dużo. Tak jak niegdyś na naszej planecie ludzi kochających były jednostki. Dziś jest już ich dużo więcej – ok. 4% ludzi kocha warunkowo i ok. 0,4% bezwarunkowo.

Jako że wdzięczność jest dużo wyższym poziomem jakości od dumy, może wymagać od nas zrezygnowania z większej ilości negatywności. Oraz możemy się jej opierać, bo już nie stanowi ona pożywki dla zwierzęcości – drapieżnego narcyzmu stanowiącego rdzeń homo sapiens.

Jakość doświadczenia wdzięczności jest przez to niemożliwa do pomylenia z dumą.

Człowiek wdzięczny nie stawia oporu. Dumny się opiera. M.in. dlatego jeden jeden może swoje dążenia kontynuować niezmordowanie (bo się nie morduje), a inny musi się co chwilę zatrzymywać i regenerować. Jeden może coś osiągnąć i być szczęśliwy niezależnie od krytyki innych (lub jej braku). Drugi może osiągnąć wiele, a całą radość może mu “odebrać” nawet jakaś beznamiętna opinia zupełnie obcego człowieka. Nieraz człowiekowi dumnemu radość odbiera lekko uniesiona brew drugiej osoby!

Masy ludzi, którzy usłyszeli o wdzięczności i tym jak ważna jest, próbują się do niej zmusić. W jednym z Raportów Programu WoP zadaniem jest doświadczenie wdzięczności za odczuwaną emocję. Zazwyczaj czytam od uzależnionych, że nie chcą wdzięczności, ani nie mogą jej poczuć wobec emocji. Rolą tego punktu jest właśnie ujawnienie tego wszystkiego, przez co wdzięczni nie JESTEŚMY i wdzięczności nie chcemy wybrać. Nie da się zmusić do wyższego stanu. Bo wdzięczność to nie jest uczucie. To co ludzie jednak próbują robić, to zmienić poprzez opór i kontrolę to co czują. Ale nie przestają ani się temu opierać, ani osądzać, ani potępiać, ani nie uwalniają tego energii. Dlatego szybko okazuje się, że stają się bezsilni wobec zmiany. Wielu się nawet boi zmiany – mówią, że sobie nie poradzą ze zmianami. Bo próbują fantazjować o nich z obecnego poziomu.

Czytam w internecie, że wdzięczność to umiejętność. Ach, internet i te jego “mądrości”. Pierwsze co możesz przeczytać w internecie na temat wdzięczności to nieprawda, naiwność i racjonalizacja nieuświadomionego oporu. Bo człowiek, który np. wdzięczny nie jest bardzo chętnie uzna, że dlatego nie jest wdzięczny, bo tego nie potrafi, gdyż wdzięczność – jak czyta – to umiejętność, której jeszcze nie posiadł. Tak jak wielu np. odczuwanie czy medytację uważają za umiejętność. A czy czucie zapachów to umiejętność? Czy można tego nie potrafić lub potrafić lepiej albo gorzej?

Nie, wdzięczność to nie jest umiejętność. To że wdzięczni nie jesteśmy, NIE wynika z tego, że nie potrafimy. Tylko NIE CHCEMY. Bo stawiamy opór, bo gramy ofiarę, bo osądzamy i potępiamy.

Żadna umiejętność nie wyczaruje Ci stanu wymagającego przepracowania tych negatywności.

Tak jak odwaga, radość, zadowolenie, ciekawość, etc. – to nie jest nic co możemy robić, ani mieć. To jakości BYCIA – to ekspresje wysokiego poziomu ewolucji.

Rozważmy jakiś prościutki przykład sukcesu. Np. zaprosiłeś/aś na obiad kilku znajomych. Przygotowałeś/aś świetny posiłek, który wszystkim smakował. W jaki sposób odbierzesz ten sukces? Przez dumę, pychę, zarozumiałość? Czy przez wdzięczność i radość?

Duma czyni Cię bardzo podatnym/podatną na zranienie – i to nie tylko przez kogoś innego. Bo gdy następnym razem nie wyjdzie Ci potrawa lub nie będzie tak samo smaczna lub smaczniejsza – już istnieje ryzyko, że się obwinisz, będziesz wstydzić (nawet jeżeli nikt niczego nie skrytykował), a każdą ewentualną krytykę odbierzesz jakby Ci ktoś inny wbijał szpilki w ciało. Szybko też kolejne takie spotkania będą dla Ciebie coraz większym zmartwieniem, a realizacja coraz większym zmaganiem pełnym niepewności i smutku oraz lęku wobec “porażki”. A poziom zadowolenia jak za pierwszym razem będzie Ci coraz trudniej osiągnąć.

Zresztą szybko można się przekonać, że duma nie jest pozytywna, wyczerpie się szybko i nigdy nie była radością. Każdy z nas doświadczył tego więcej, niż raz. Co więcej – jeżeli sama intencja przygotowywanego posiłku jest negatywna – np. na poziomie dumy – stawia nas w roli ofiary, a naszemu działaniu będzie towarzyszyć opór. No bo nie chcemy zostać skrytykowani. A wyczekujemy tego, a nie chcemy. Nie staramy się nikogo zadowolić smacznym posiłkiem, tylko staramy się nie zostać skrytykowanymi.

To jak różnica między dążeniem, by wygrać, a dążeniem, by nie przegrać. Przykładem tej różnicy jest to, czego nie widzą uzależnieni – “nie przegrać” to np. poczuć się lepiej, pragnienie (poczucia) kontroli, mniejsze cierpienie, itd. Czy nie obejrzeć porno/nie masturbować się (nofap). Ludzie potrafią kolosalnie zmagać się próbami utrzymywania tego stanu “nie przegrania” latami. To setki pseudo-celi i pseudo-postępów, z których żaden nie jest zdrowiem. Zaciskanie rąk na przeciekającej rurze nie jest tożsame z rozwiązaniem problemu nieszczelności rury. Choć pozorny efekt może wydawać się rozwiązaniem.

“Przygotuję pyszny posiłek!”, a “obym tylko nie schrzanił(a)!” to zupełnie różne dążenia.

Co zazwyczaj stanowi kolejne dążenia człowieka, który np. nie dostał wystarczającej ilości pochwał? Zaczyna umniejszać innym. Stara się w swoich oczach obniżyć poziom wszystkich, by jego własny – również obniżony – przestał wydawać się tak niski. To jak człowiek pełen wstydu i winy staje się okrutny dla innych, co tłumaczy sobie jako wyrodną sprawiedliwość – “chcę, by inni poczuli się jak ja!” lub “chcę, by inni cierpieli jak ja, by zrozumieli jak się czuję!”

Jeszcze prostszym przykładem jest “dziękuję”. Z jakich przyczyn dziękujemy, gdy np. ktoś nas ustąpił miejsca lub przepuścił nas w drzwiach? Dziękujemy z prawdziwej, szczerej wdzięczności? Czy dziękujemy, by nie zostać odebranymi jako cham i niewdzięcznik?

Gdy dziękujemy z powodów negatywnych, np. taka forma uprzejmości nie staje się dla ludzi przyjemnością, a obciążającą powinnością. Nikt nie jest z tego powodu zadowolony.

Wielu przyczepiło do tego metkę bycia miłym czy posłusznym albo dobrym. I nawet dorobiono do tego filozofię – że kobiety nie lubią “dobrych/miłych chłopców”. Tylko że gdyby przyjrzeć się temu jak ci “dobrzy chłopcy” się zachowują, to oczywistym stałoby się, że wcale nie są dobrzy, ani mili. Daleko im do tego. Wstydzą się i boją zostać skrytykowanymi. Za ich pozornie “dobrym” postępowaniem nie stoi nic dobrego. ESENCJA ich zachowania nie jest pozytywna. Dlatego reakcje kobiet są adekwatne.

I dalszą częścią tej historyjki jest oczywiście widzenie drugiego ekstremum – że skoro kobiety nie lubią “dobrych chłopców”, to muszą szaleć za złymi! I wielu dobrych próbuje być złymi na siłę. Lub rozpacza, że są taaaacy dobrzy, a kobiety taaaakie złe. Podobnych dramacików jest masa na świecie. Bo to wszystko wynika ze skupiania się na formie – pozorach, przy ignorowaniu esencji. Oczywiście na każdą historyjkę znajdą się przykłady. Które dla wielu stanowią dowody. A to już udowadnianie swojej racji. Czyli narcyzm.

W esencji zaś wdzięczność jest BYCIEM w zupełnie innym spektrum rzeczywistości – w spektrum pozytywności. I to automatycznie przekłada się na zupełnie inne życie, niż życie na poziomie dumy. Po raz kolejny – każda emocja wydaje się pozytywna ale tylko w porównaniu z niższymi od niej. Dlatego dla większości ludzi duma zdaje się nie tylko pozytywna ale i ważna, a nawet najważniejsza. Duma wydaje się też niezbędnym składnikiem sukcesu, w tym szczęścia.

Ileż razy mówimy sobie i innym – “bądź dumny z tego, co osiągnąłeś!”? Ale to bardzo negatywna rada. Wydaje się pozytywna tylko wobec już karygodnie negatywnych postaw jak wieczne niezadowolenie, krytykanctwo wobec siebie, wstydzenie się, potępianie, etc.

Dlatego dr Hawkins uczy nas – “nie wybieraj dumy, tylko wdzięczność”. Gdy dokonamy tej jakże ważnej korekty, waga tej zmiany będzie dla nas wyraźna i oczywista. Szybko też dostrzeżemy jak wielkie obciążenie stanowi duma w doświadczeniu tych, którzy nadal starają się być i są dumni.

Znasz człowieka dumnego, wobec którego żywisz szczerą sympatię?

Każdy uzależniony, który wybiera dumę – bo np. “wytrzymał 30 dni bez porno i masturbacji” – wcale nie jest w dobrym miejscu. Jest w miejscu LEPSZYM, niż gdyby się ciągle opierał, bał, wstydził, winił czy użalał. Ale bycie dumnym to nadal stan bardzo negatywny i daleki od pozytywnego, nie mówiąc o zdrowiu.

I szybko pokazuje to znaczenie pierwszej z opisywanych dziś dróg – by unikać pychy na rzecz skromności. To cudownie, że już możemy być dumni, a nie zawstydzeni. W dumie nie ma nic złego (przypominam – “zło/dobro” to dziecinne, naiwne i niepotrzebne etykietki). Ale to nadal tylko kolejny szczebelek na drabinie, po której dalej powinniśmy wchodzić coraz wyżej. Czyli na jakości, których możliwe, że nigdy jeszcze nie przejawialiśmy. A to dlatego, bo się im opieramy i mamy masę korzyści z przywiązania m.in. do dotychczasowych postaw i percepcji. Jeśli się zatrzymamy, spadniemy jeszcze niżej. To nieuniknione.

Wielu mówi np., że “brakuje im odwagi”. Brak życia na poziomie odwagi uważają, że wynika z tego, że odwagi im brakuje – że jej nie mają. Ale odwaga to nie jest coś, co możemy mieć. To nie jest uczucie. Odwaga to wybór BYCIA. Nigdy nie byliśmy odważni, bo nie wybraliśmy, by takimi być. Dopóki nie zaczniemy jej wybierać, nie doświadczymy jej.

Przykład znaczenia tej drogi. Powiedzmy, że masz mieć gości. I już możesz sobie to przedstawić ze sobą w centrum świata – “co (ja) mam zrobić, jak (ja) mam zapewnić im czas/rozrywkę, co oni sobie o MNIE pomyślą”, itd. Od razu pojawi się lęk, będziemy się opierać, nawet wstydzić. Choć do spotkania jeszcze może być daleko. Ale gdy siebie odstawimy na drugi plan i skupimy się na faktycznym dobru gości, lęk zniknie. Będziemy zadowoleni, że nas odwiedzą, a my dołożymy starań, by to IM było dobrze. Naszym dobrem będzie ich dobro. A wiesz jak zadbać o dobro innego człowieka? Zapytać się czego potrzebuje.

Uwaga – to NIE dotyczy bliskich uzależnionych, bo taka osoba nie jest w stanie stwierdzić czego potrzebuje. Za dobro uznaje to, co jej szkodzi, a nawet zabija.

Dla większości ludzi na tej planecie (ponad 80%) to emocje są jedynym źródłem ich energii oraz to emocje są ich motywacjami. Co oznacza, że są bardzo zależni od tego, czego nie tylko zupełnie nie pojmują ale też demonizują, projektują, grają ofiarę. Oraz są zależni od czegoś, co jest zmienne. Np. człowiek przestraszony konsekwencji picia wódki wróci do picia od razu, gdy ten ładunek lęku się wyczerpie lub zostanie stłumiony. A przecież pije m.in. dlatego, by przestać się bać. Jak bardzo musi się przerazić, by przestać pić? Nie ma takiej ilości lęku. To nie ten kierunek.

Człowiek wdzięczny nie ma tego problemu, bo wdzięczność to kwestia wyboru, a nie – mówiąc poetycko – kaprysu ludzkiej natury. Gdy raz ustalisz kierunek – swój wewnętrzny kompas – to na wieczność wiesz gdzie zmierzasz, a gdy zboczysz z kursu, wiesz jak na niego wrócić.

Człowiek kierujący się emocjami i myślami jest jakby ocean podczas sztormu miotał nim we wszystkie strony. Dlatego tak często czytam twierdzenia “jestem bardzo pogubiony”. I niezależnie ile wysiłku włożymy, by nie utonąć, nic nie osiągniemy, nigdzie nie dopłyniemy. A jeżeli liczymy np. na szczęście, będzie dla nas niedostępne. I wkrótce nurt (emocje i treść myśli) znowu się zmieni.

Wdzięczność eliminuje też niecierpliwość. Człowiek dumny jest zazwyczaj bardzo niecierpliwy, co szybko może zmienić się we frustrację, żal, gniew, nawet nienawiść, próby kontroli, itd.

24. Inkrementalne cele.

Ta droga jest kluczowej wagi.

I bardzo mało ludzi nią podąża, wliczając tych, którzy określają się jako “perfekcjonistów”. Bo często wcale nie dążą do żadnej perfekcji – na co dowodem są osiągane przez nich rezultaty.

Tacy ludzie w większości próbują tylko unikać błędów (a tak naprawdę wstydu i winy), które przecież widzą jako “brak perfekcji”. Tym samym poruszają się w urojeniu, którego ostatecznego celu nie mogą zrealizować. A wstyd i winę i tak poczują.

To jakby ktoś chciał namalować pięknego słonia ale nigdy nie wykonał nawet jednego ruchu pędzlem. Albo miał oczekiwania, że po 2 dniach starań już powinien pięknie malować.

Nikt nie stanie się ani dobrym, ani nawet lepszym kucharzem tylko czytając książki kucharskie i unikając gotowania. Nikt nie stanie się ani dobrym, ani lepszym pływakiem oglądając warsztaty i patrząc jak pływają inni ale i unikając basenów.

Dopóki cele nie będą ustalane przyrostowo, żadna nawet pochodna “perfekcji” nigdy nie zostanie osiągnięta. A sama perfekcja skoro jest ideą – fantazją – to jak możesz ją osiągnąć? Jak możesz porównać do niej jakikolwiek postęp? Wszystkie starania i rezultaty będą wyblakłe w porównaniu z tym, co nierealne. Dlatego “perfekcja” stanowi tak doskonałe usprawiedliwienie dla ludzi żyjących apatycznie. Bo skoro jest tak trudna, niemożliwa do osiągnięcia – to po co się starać? Logiczne? Nie.

Tak jak “po co mam efektywniej pracować, skoro nigdy nie zostanę milionerem?” Widzimy – skoro jakiś ekstremalny cel – “perfekcja” – nie może zostać osiągnięty, to po co w ogóle zacząć poprawiać swoją sytuację?

Inny przykład – czy można być perfekcjonistą w bieganiu? Można biec dobrze – czyli poprawną, odpowiednią techniką, którą sobie nie szkodzimy i nie narażamy na kontuzje. Ale czy jest jakaś perfekcja? Nie!

Można przebiec np. 5 kilometrów w pewnym czasie, a potem dzięki treningom i praktyce, tę samą odległość pokonać szybciej. Ale gdzie tu jest jakaś perfekcja? Nie ma. Jednak – można ustalać sobie kolejne cele i je osiągać. Perfekcją może być dążenie. Ale z tego samego dążenia można uczynić sobie bardzo ciasną celę z żelaznymi prętami lub piękną przygodę – której oczywiście mogą towarzyszyć ból, pot i łzy :).

Innymi słowy – nie możemy osiągnąć perfekcji, bo ona nie istnieje. To może być nasza opinia lub fantazja ale to nie jest rzeczywistość. Warto więc naprawdę porządnie zastanowić się nad swoimi celami/zamierzeniami.

Co więcej – lekarz mógłby wyleczyć 20 osób z beznadziejnych szans na pomoc ale nie wyleczyłby 21 osób. Tego faktu mógłby użyć do zadręczania się i nawet zrezygnowania ze swojej ścieżki. Lub mógłby użyć jako argumentu do większych starań.

W przypadku sprzedawcy samochodów – sprzedawca mógłby podpisać np. 10 umów sprzedaży ale mógłby też powiedzieć “Cholera! Dlaczego nie sprzedałem 11-tu!?” Teraz pytanie – czy sprzedaż tego jednego samochodu więcej to perfekcja, a sprzedaż 10 już nie? Ponadto – po co sprzedać więcej? Zauważmy – może. Ale równie dobrze ten czas potrzebny na jeszcze jedną sprzedaż mógłby wykorzystać, by np. spędzić czas ze swoją rodziną. Lub wyszkolić pracownika do pomocy.

Jakie znaczenie, cel i wartość miałoby dążenie, by dokonać jeszcze jednej sprzedaży?

Możemy kontemplować cokolwiek – np. chmury. Czy jest jakaś perfekcyjna chmura? Oczywiście! Każda! Czy jest jakaś perfekcyjna róża? Oczywiście! Każda! Możemy porównywać jakieś pojedyncze parametry ale cóż to ma wspólnego z rozumianą przez nas perfekcją?

Droga inkrementalnych celów mówi nam, że każdy etap jest perfekcyjny. Nasionko rośliny jest perfekcyjne. W połowie rozwinięty kwiat jest perfekcyjny.

Rzeczywistość dąży z perfekcji do perfekcji.

A nie z braku perfekcji do perfekcji.

Dlatego też możemy być w pełni usatysfakcjonowani tym, w jakim momencie życia czy etapie realizacji celu jesteśmy oraz z naszego dążenia. Jaki on jest i jeśli nie jesteśmy zadowoleni z tego – dlaczego nie? Czy to niezadowolenie nam pomaga to zmienić?

Czy jesteśmy szczerzy i uczciwi? Bowiem jeżeli nasz kierunek jest destruktywny (uzależnienie), to jest to perfekcyjne samo w sobie. Jednak z czasem nasze życie będzie coraz trudniejsze. Co też będzie stanowiło perfekcję – bo np. cierpienie jest perfekcyjną reprezentacją tego czym jest oraz tego, co do niego doprowadziło. Np. naszych własnych osądów i oporu. Które też są perfekcyjne. Ale dopóki będziemy je utrzymywać, dopóty nasze życie perfekcyjnie będzie obumierać.

Plama na koszuli jest perfekcyjną plamą, a poplamiona koszula jest perfekcyjną poplamioną koszulą. Ale nie potrzebujemy tego osądzać, potępiać, odtrącać, ani grać ofiary, by koszulę wyprać.

Na żadnym etapie jakiegokolwiek przyrostu naszego celu nie musimy się zmagać, potępiać, obwiniać, wstydzić, nienawidzić, etc.

Tego nie rozumieją ludzie, bo większość ludzkości, a w szczególności uzależnieni, kleją się do tego, co negatywne. Używają negatywności jak paliwa, by wspomagać się z konsekwencji innych negatywności. Ale cały czas pozostają w spektrum destruktywnym. Np. popełniliśmy błąd, przez co się obwiniamy i żeby uniknąć (jeszcze większych) winy i wstydu, ukrywamy ten fakt przed innymi. Kłamiemy. Wydaje się nam, że uniknęliśmy konsekwencji. Czujemy pozorną ulgę. Ale ani lęk, ani podświadoma wstyd i wina wcale nie zmalały i wkrótce zamanifestujemy je w naszym życiu inaczej. A prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw. A wraz z nią skrywane wstyd i wina.

Kiedyś jeden mężczyzna zapytał się mnie jak bardzo musi znienawidzić pornografię, by przestać ją oglądać. Odpowiedziałem mu zgodnie z prawdą, że nie ma takiej intensywności nienawiści, która by mu pomogła. To nie ten kierunek. Ale widzimy jak ludzie szukają usprawiedliwienia do tego jacy są – np. nienawidzący. A jacy są – tego nie chcą być tego świadomi i tylko fantazjują o tym jacy chcieliby być, aby unikać prawdy. Bowiem prawda jest bolesna, a to dlatego, bo się jej opieramy. Zaś ten ból jest dla nas większym złem, niż obejrzenie porno. Ale opierać się nie przestajemy. I dlatego szukamy rozwiązań tam, gdzie ich nie ma – w spektrum destruktywnym.

Unikanie faktów natomiast ma taką cechę, że stawia nas to w sytuacji, w której nic nie można zmienić. Bo zająć się można tylko tym, co jest realne.

Gdy uzależnieni wciskają mi jacy to już są kochający – to co można poradzić? Zostawiam ich z ich życiem, bo życia oszukać się nie da. W końcu konsekwencje zabolą jeszcze bardziej. Droga do powiedzenia prawdy jest zawsze otwarta.

Każdy kto od razu chciałby, aby wszystko mu się udało i/lub zrobił to “dobrze”, tak naprawdę panicznie ucieka od wstydu i winy, których bardzo chętnie używa do samokrytyki, potępiania się, nawet nienawiści. Tkwi w tym i używa tego jako usprawiedliwienia, by nie wyciągać żadnych pozytywnych wniosków, nie dokonywać analizy, nie kontemplować rezultatów, ani nie dokonywać zmian. Innymi słowy – folguje sobie. Bo to cały czas dążenie, które nie może się skończyć – ucieczka od wstydu i winy, których jednak się też sami trzymamy i używamy.

Żyj jednym dniem naraz. Wykonuj jedną czynność naraz. Rób to z dobrą intencją i wkładaj w to serce. Choćby to było coś pozornie małego znaczenia jak sprzątanie. ZACZNIJ TAK ŻYĆ. I nie używaj tego jako kolejnej powinności, ani przymusu. Odpuść przed tym opór.

Zacznij dążyć do pozytywności przez pozytywność. Inkrementalny cel oznacza nie tylko ustalenie celu pozytywnego ale też rozpoznanie naszego położenia. Jeśli jest negatywne – nie oczekuj od siebie niemożliwego – np. przepracowania tej całej negatywności w dzień czy kilka dni. Nie używaj argumentu “już to rozumiem” jako strategii unikania realnej pracy. Bo “rozumiem” oznacza “mam o tym myśli” i nic więcej.

Gdy wiesz jak wygląda sytuacja obecna, wiesz automatycznie co MOŻESZ poprawić oraz jak. “Wiedzieć” to jedno i to na pewno postęp. Ale “wykonać” to coś zupełnie innego.

Pamiętaj, że próba postawienia dwóch kroków naraz skończy się upadkiem – symbolicznie i dosłownie także. Jak chodzimy? Stawiając jedną nogę do przodu. Gdy już będzie stabilnie na ziemi, dopiero podnosimy drugą.

A wielu nie rusza do przodu, bo już mają myśli na temat tego ile muszą przejść. Tylko co z tego? To jakby nie chcieć wziąć prysznica, bo “Tyle razy jeszcze w życiu będę się mył(a), to mnie przytłacza! Tego jest za dużo!”

Innym aspektem inkrementalnych celów jest np. mówienie “jestem teraz na takim etapie, że…” – wobec np. zdrowienia z uzależnienia czy samego uzależnienia. Pamiętaj – w rzeczywistości nie ma żadnego “etapu”. To my powinniśmy jasno i klarownie ustalić kolejne kroki – te tzw. etapy. Wielu zaś używa tego jako usprawiedliwienia. Uważają, że np. jeszcze “mają wpadki”, bo “to taki etap”. A to nie jest żaden etap. Ani nie ma żadnych wpadek, tylko DECYZJE, które podejmujemy i nie chcemy podjąć innych. Łatwo się usprawiedliwić i okłamać, że to jakiś etap – czyli potencjalny element zdrowienia. Np. “teraz jestem na etapie, że mam wpadki ale już się za nie nie obwiniam”. To nie jest żaden etap, żaden postęp. To fantazja i usprawiedliwienie.

Ale u większości ten “etap” nigdy nie przechodzi w następny. Bo to urojenie i usprawiedliwienie. Ale wydaje się sensowny i prawdziwy, bo mamy o tym takie myśli. Ale każda myśl kłamie – a to jest fakt, nie opinia.

Żaden z takich “etapów” nie jest elementem jasno i klarownie ustalonego planu opartego o wykonany obrachunek moralny. Tak jak ludzie mówią, że próbują wybaczyć i/ale nie mogą. Najczęściej nie ma zupełnie jasno i klarownie przedstawionej urazy – czyli tej historyjki, projekcji oraz pozycjonalności. Nie ma też słowa o emocjach i oporze. Nie wiemy też, że celem wybaczenia jest taki poziom widzenia sytuacji, że staje się jasnym, że nigdy nie mieliśmy czego wybaczyć. Dlatego ludzie “próbują wybaczać”. Ale co konkretnie robią – nikt jeszcze mi tego nie przedstawił. Bo to tylko próby zmagania się z myślami i emocjami. Np. człowiek wmawia sobie od lat “mój ojciec mnie drażni”. I to wszystko. Tego nie można wybaczyć, bo wybaczenie to rozpoznanie, że ta historyjka to iluzja będąca projekcją, racjonalizacją i usprawiedliwieniem.

Człowiek tak żyje – nakleja na to etykietki, nazwy, racjonalizuje, usprawiedliwia. A to elementy uzależnienia – choroby. Żadna etykietka czy nazwa to nie jest rzeczywistość.

Przykład – róża. Widzisz kwiat, jego forma odpowiada temu, co nazywasz różą. Uważasz, że “róża” rozumie się sama przez siebie. Ale czy na pewno?

Daję często ćwiczenie – by porównać perspektywę różny człowieka, a np. pszczoły czy kota. Dostrzeżemy, że to co dla nas stanowiło “różę” to tylko malutki wycinek – to tylko jedna perspektywa, a i tak bardzo niepełna. Drugim elementem tego ćwiczenia jest próba opisania tego kwiatu – “róży” inaczej, niż dotychczas. To uświadamia jak bardzo poruszamy się w projekcjach i/bo nie mamy możliwości pojęcia rzeczywistości.

Możemy mówić tylko o POZIOMIE ŚWIADOMOŚCI.

Czyli poziomie zgodności wobec ABSOLUTU.

Zaś Absolut – rzeczywistość – nie są zależne od opinii.

I dlatego skromność jest tu tak istotna. Bo wiemy, że nie pojmiemy pełnego obrazu rzeczy, tylko poruszamy się w jakimś wycinku. Czego fundamentalnym i krytycznie ważnym przykładem jest to, że wszystko można uznać za dobre lub złe ale tylko w pewnym kontekście. Zmiana kontekstu automatycznie pociąga za sobą zmianę znaczenia.

Dlatego też jeśli przyczepisz sobie etykietkę dobrego/dobrej, a takim/taką jeszcze nie jesteś, to tylko Ty na tym potencjalnie stracisz. Bo to jakby chory na grypę twierdził, że jest zdrowy i nigdy nie dążył do wyleczenia się z grypy. Okłamywanie się – przyczepianie sobie metki “zdrowy” – to dobre postępowanie? Oczywiście, że nie. Uzależnieni postępują tak nawet dziesiątki lat. Tak jak można uważać siebie za miłego czy dobrego, choć wcale takimi nie jesteśmy (tylko tak się zachowujemy), a potem rozpaczać, że świat jest dla nas bezlitosny i niesprawiedliwy. Świat może nam ukazać nas takimi jakimi jesteśmy. Szczególnie, gdy nas przyciśnie.

Tym bardziej – w świecie, w którym każdy człowiek chorowałby na grypę, grypa nie byłaby widziana jako problem i nikt nie dążyłby do jej wyleczenia. Jednostki zdrowe postrzegane byłyby jako chore, a nawet niebezpieczne. To jedna z wielu przyczyn tego, że uzależnienie “od” porno jest bagatelizowane. Mało osób zdaje sobie sprawę, że ludzie odbierają sobie życie, tak cierpią.

Skromnością może być więc przyznanie się do swojej niedobrej sytuacji – np. uzależnienia i wzięcie za nią odpowiedzialności. Człowiek pyszny cały czas nie pozwala sobie widzieć faktów, szczególnie tych niewygodnych i gra ich ofiarę. Dlatego swojej sytuacji nie poprawi. A gdy mówi – “poradzę sobie sam”, to nie robi tego, by sytuację faktycznie zmienić. Tylko próbuje dalej karmić dumę. Jego intencja nie jest pozytywna, ani nie jest szczery wobec swoich zamiarów.

Zauważmy, że pierwszy krok zdrowia to przyznanie, że mamy problem, z którym nie potrafimy i nie możemy sobie sami poradzić. To są fakty i przyznanie ich może wymagać od nas solidnej pracy nad odpuszczeniem dumy. Można też grać nieszczerze skromnych i nigdy tak naprawdę tego nie przyznać. Tylko szukać poklasku u tych, co pozornie widzą swoją bezsilność ale używają jej do usprawiedliwiania niechęci do zmiany/wyzdrowienia.

A człowiek w naprawdę trudnej sytuacji i mający pozornie niewiele, i tak może znaleźć wiele, z czego może być wdzięczny.

Wdzięczność nie umniejsza nikomu innemu.

Podziel się tym artykułem!

Napisz komentarz!

Zasubskrybuj
Powiadom mnie o
guest
10 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Krzysztof

”Więc moim zadaniem jest Cię zostawić, byś sam doprowadził do momentu, że dostrzeżesz, że potrzebujesz pomocy i że sam sobie nie poradzisz.
Nikomu nie da się pomóc próbując go na siłę gdzieś zaprowadzić.
We wspólnocie 12 kroków mówi się – “przyprowadź tylko swoje ciało”. Nie mówią “niech ktoś inny przyprowadzi Twoje ciało”.
Nie wiesz i nie możesz tego wiedzieć, co się musi wydarzyć.
Dowiesz się, gdy postawisz się w takiej sytuacji, że albo powiesz prawdę, albo przekroczysz granicę znośnego cierpienia na bardzo nieznośne.
Czyli – dowiesz się tego, gdy będzie to miało miejsce.”

Widocznie jeszcze nie zabolało mnie życie wystarczająco.Rafał porzeziński z programu ”Ocaleni” powiedział że dopóki nie przestanę toczyć nierównej walki z nałogiem to będę przegrywał,w sensie oglądał dalej porno,chodziło mu o to że mam ignorować wszystkie myśli związane z nałogiem,nie kontrolować tego,tylko unikać tego.

W mózgu nic nie czujesz.
Zaraz wyjaśnię co się dzieje.
Chęć wymiotów to już solidne pokłady podświadomego wstydu i winy.
A to uczucie, które czujesz w okolicach głowy to mentalny opór – opierasz się, by nie dopuszczać winy i wstydu o próbujesz zmagać się i kontrolować negatywne myśli.
Jednak o tym na razie nic nie mówisz, bo nie masz tego świadomości. Bo tyle już lat – obstawiam, że pewnie ponad 10 – robisz wszystko, by nie czuć.
I nawet gdy czujesz pożądanie, to się go wstydzisz i próbujesz je zdusić lub pozbyć się.

Szczerze to aż tak dużo tej winy i wstydu nie mam,żeby wymiotować. Ale tak jak mówię po 6 godzinach oglądania tych kamerek,aż bolała mnie głowa.Jak zatem wyglądało by życie osoby która uwalnia,zmieniła nawyki,ale ogląda porno powiedzmy 3 godziny dziennie?Chodzi mi o to jakie konsekwencje ma wpływ porno na mózg,bo mówiles kiedys ze mozg mamy zostawic w spokoju,a zająć się emocjami i tym jak żyjemy.A dopamina? wiesz przecież za co odpowiada,dlaczego tak bardzo to pomijasz?Nie żebym Cię pouczał,tylko pytam z ciekawośći no bo przecież to też jest ważne,że każda sesja sprawia że dopamina mi skacze do nienaturalnego poziomu,a niska dopamina to brak energii,motywacji,nawet pewności siebie itp.

Bo nawyki to to jak żyjesz. W większości nieświadomie.
Np. po 6 godzin spędzasz nad kamerkami, wydajesz pieniądze, których logicznie wiesz, że nie powinieneś, a jednak to robisz.
To są m.in. nawyki.
A robisz to, bo masz z tego korzyści, które są dla Ciebie ważniejsze, niż np. oszczędzanie pieniędzy i zadbanie o swoje zdrowie.
Zauważ, że przecież w momencie wyboru, że włączysz taki serwis, wcale nie widzisz tego jak wyboru złego.
Tylko np. “no wreszcie mogę zapomnieć o tym całym stresie, tym i tamtym problemie, o całym moim życiu”. Prawda?
Nawyki to nie są siwe włosy, które się samoistnie zaczynają pokazywać z wiekiem.
Nawyki to Twoje wybory, których dokonałeś nieprzeliczone tysiące razy, bo masz z nich tak ważne dla siebie korzyści, że nawet gdy widzisz jak wielką cenę zapłaciłeś, dalej będziesz ich dokonywał i płacił tę cenę.
A w realnej drodze do zdrowia nie tworzy się nowych nawyków, tylko przede wszystkim uświadamia istniejące i je zmienia.
Inaczej porównuję to jakbyś miał zainstalowany na komputerze program, który go spowalnia i zainstalował inny program, który ma przeszkadzać temu pierwszemu.
Efekt będzie taki, że komputer będzie działał jeszcze wolniej.
Albo gdybyś miał włączone radio, w którym gra głośno np. muzyka techno. I żeby ją zagłuszyć, włączasz drugie radio jeszcze głośniej. I nawet gdyby w drugim radiu była piękna muzyka klasyczna, to efektem tego będzie kakofonia.
Ważne, by przede wszystkim zacząć usuwać to, co już przeszkadza i zastąpić to czymś lepszym/dobrym.
Oglądanie pornografii nic nie usuwa. Nic nie rozwiązuje. W niczym nie pomaga.
To jest dokładnie to, że próbujesz “rzucać” porno, a nie dajesz rady. Siedzisz przed kamerkami i nie masz pojęcia co musiałoby się wydarzyć, byś przestał przed nimi siedzieć.
Bo to jest kakofonia, w której nie dostrzegasz nawet dlaczego w ogóle chcesz tych kamerek. Nie widzisz tego, co próbujesz zagłuszyć. Od czego próbujesz uciec.
M.in. dlatego, bo wierzysz, że gdy przestaniesz uciekać, gdy się zatrzymasz i się z tym zmierzyć, zobaczysz to, to to Cię zabije.

Uciekam napewno od bezsilności,wstydu i poczucia winy.Nie wiem już czym to zastąpić bo nawet jak mam myśl ;zeby włączyc porno to idę uwalniać emocje,przywiązanie do aktorek ale wciąż za kilka godzin włączam te kamerki.O co chodzi?Nie wiem jaki nawyk zmienić.

Krzysztof

Dzięki za tak długą odpowiedź.”

I teraz pora na wykonanie kroku 1 – że nie masz kontroli nad swoim życiem. Nie wiem co jeszcze musi się wydarzyć, byś go postawił.”

Właśnie-Ja sam nie wiem.Oglądam od dwoch tygododni karmerki internetowe po 6 godzin i wydaję na nie pieniądze których nie powinienem.Po tych 6 godzinach czuję dziwne uczucie w mózgu i chce mi się wymiotować dosłownie.Z tego co napisałeś to nawyki są jednak bardzo ważne,bo ja faktycznie nawet nie wiem kiedy ląduję na kamerkach internetowych.A kiedy Ty uznałeś że jesteś bezsilny?jak wyglądało Twoje życie gdy byłeś uzależniony?Ile musi minąć dni aby mózg się zrenegerował,powstały nowe nawyki itp?Jakie ty zminiłes nawyki zamiast oglądania porno?Pozdrawiam i dziękuję za wszelką pomoc.

Krzysztof

Witaj.Co jesli uwalniam już pol roku No i widzę efekty takie jak: nie jestem już nieśmiały jak kiedyś,nie mam takiego poczucia winy,nie jestem smutny itp ale wciąż oglądam porno.Nie zmieniłem nawyków bo to nie ma sensu,na 12 krokach nie ma nic o nawykach wiec olalem ten temat.A jesli twierdzisz ze to konieczne to podaj argumenty.Dlaczego wciąż mój mózg przekonuje mnie ze warto obejrzeć porno pomimo tego ze to niszczy mózg i już tyle uwalniam?

sss

Uwalniam już 3 lata, ten blog mi bardzo pomógł ale jednak… w pewnych rzeczach nie robię postępu (ciągle się słucham ego i one mnie w balona robi) i sądzę że PLAN i skrupulatne jego wykonywanie może mi pomóc. Bo kiedyś mi pisałeś nawet, że chce łapać kilka srok za ogon.
Plus taki że uświadomiłeś mi że można czegoś po prostu NIE ROBIĆ i że to kwestia po prostu “złego nawyku” – u mnie to ocenianie i zazdrość itp.

sss

Jak się z tobą porozumieć w sprawie zakupu materiałów? Chodzi mi o materiały, info dotyczące przelewu itp.

Podobne Wpisy:
Dualizmy – Wstęp. Ból i Przyjemność.

Dualizmy – Wstęp. Ból i Przyjemność.

Witam Cię serdecznie! Zaczynamy nową serię dotyczącą tzw. dualizmów! Jest to temat bardzo istotny, szczególnie dla uzależnionych, gdyż jednym z fundamentalnych dążeń w uzależnieniu jest unikanie bólu oraz ucieczka od bólu w przyjemność. Człowiek widzi świat dualistycznie. Wynika to z samej natury umysłu racjonalnego, która oczywiście jest w znaczącym stopniu ograniczona. Wynika to również ze… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0
Czy porno/seks rozładowują napięcie seksualne?

Czy porno/seks rozładowują napięcie seksualne?

Witam Cię serdecznie! Dzisiaj artykuł na temat napięcia seksualnego. Otóż jest to mit, że porno i/lub masturbacja czy seks rozładowują napięcie seksualne. To kompletne niezrozumienie samej natury napięcia, nie mówiąc o całej reszcie. Podkreślę, że mówić będę w ogromnym uproszczeniu i nie o układzie elektrycznym, tylko o ludzkiej psychice, emocjonalności i seksualności. Najpierw najprostszy układ… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 7
Walka z uzależnieniem nie przynosi rezultatów! Dlaczego? (Część 1)

Walka z uzależnieniem nie przynosi rezultatów! Dlaczego? (Część 1)

Jeżeli rozejrzymy się po forach dotyczących uzależnień czy dowolnym innym serwisie o tematyce uzależnień, zobaczymy stwierdzenia mówiące mniej więcej – “Walczę z uzależnieniem!”, “Miałem wpadkę ale nie poddaję się i walczę dalej!”. To nie wszystko – wejdź na dowolny serwis informacyjny i zobaczysz identyczne określenia dotyczące chorób, wojen i innych działań: – Przegrał walkę z… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 2
Wzorce seksoholizmu – Część 2

Wzorce seksoholizmu – Część 2

Witam Cię serdecznie! Kontynuujemy serię dotyczącą wzorców seksoholizmu. Dzisiaj opiszę dwa bardzo ważne i zupełnie niedostrzegalne, które skutecznie niszczą możliwość wyzdrowienia, nie mówiąc o innych, przygnębiających konsekwencjach. Przez niepełne, a często granicznie szczątkowe, widzenie/pojmowanie uzależnienia, niemożliwym jest dokonanie postępów. Bowiem i postępy postrzegane są fałszywie. Wzorcami tymi są seksualizacja rzeczywistości oraz uprzedmiotawianie ludzi, a w… Przeczytaj
Wpis!

Dodano:
Komentarze: 0

WOLNOŚĆ OD PORNO