Witam Cię serdecznie!
Sukcesywnie kontynuujemy serię dotyczącą sukcesu! :)
Link do artykułu wprowadzającego znajdziesz poniżej!
► Seria „100 Dróg” – Wprowadzenie.
Części 1-7 tej serii znajdziesz klikając na poniższe linki:
► 100 Dróg do Sukcesu (1-6) – Wewnętrzne vs zewnętrzne, Osobiste, duchowe, w świecie, Przeczytaj książki, Sukces jako zwyciężanie, Sukces jako osiąganie celów, Sukces jako rozgłos, medialny powab, status celebryty.
► 100 Dróg do Sukcesu (7-9) – Sukces jako szczęśliwość, Wizualizuj sobie pożądany rezultat, Buduj dobry balans karmiczny.
► 100 Dróg do Sukcesu (10-12) – Zaprzęgnij pożądanie i ambicję, Realny, wykonalny plan, Pewność Siebie.
► 100 Dróg do Sukcesu (13-15) – Dedykacja, Satysfakcja z postępów, Pokonuj przeszkody.
► 100 Dróg do Sukcesu (16-18) – Wspierające relacje, Elastyczny vs sztywny, Entuzjazm.
► 100 Dróg do Sukcesu (19-21) – Samonagradzające się, Dedykacja Najwyższemu Dobru, Módl się o świadomość Bożej Woli.
► 100 Dróg do Sukcesu (22-24) – Zachowaj skromność – unikaj pychy, Wdzięczny zamiast dumny, Inkrementalne cele.
Dla człowieka uzależnionego 24 godziny przeżyte w trzeźwości to znamienity sukces, którego nie można bagatelizować. Czasem i jedna godzina jest także wielkim osiągnięciem. To także powód do głębokiej wdzięczności.
Trzeźwość jest warunkiem niezbędnym wyzdrowienia. Jednak sama trzeźwość nie stanowi zdrowia – końca “zadania”. Niezależnie ile trwa. Dzięki trzeźwości w ogóle może zacząć następować zdrowienie.
(Ten) Sukces nie jest (bo nie może być) wynikiem szczęścia, ani ślepych dążeń wykonywanych po omacku.
Jest wiele elementów sukcesu, które składają się na to, że nawet eksperymenty lub eksploracja czegoś nowego wcale nie muszą być “na ślepo”. Tylko stanowić mogą świadomą – intencjonalną – naukę i rozwój – a więc postęp.
Dla uzależnionego szczególnie istotna jest obserwacja siebie. Nie wpatrzenie w siebie, a obserwacja. “Dlaczego to mi się znowu przytrafiło!?” – to przykład wpatrzenia w siebie i użalania się nad sobą. Zaś świadome przeżywanie żalu bez potępiania to już obserwacja. Pierwsze prowadzi do patologii, drugie do poprawy zdrowia. Skupienie na sobie, to też np. “znowu mnie ktoś zdenerwował”, zaś obserwacja siebie, to – “co takiego zostało we mnie poruszone, że zareagowałem gniewem?” Różnica jest fundamentalna.
Obserwujemy objawy oraz przyczyny, by móc odpowiednio postąpić. Ale jeśli skupimy – zagniemy się na sobie, a raczej na tym, co uważamy za siebie – “popłyniemy” z tym. Będziemy jak chorągiewka na wietrze. A potem będziemy tym bardzo zdziwieni. I prawdopodobnie już któryś setny raz. Bo to dokładnie ten problem – “obejrzę tylko 1 zdjęcie, co mi szkodzi?” – co setki-tysiące razy przeradzało się w kilkugodzinne sesje i ANI RAZU nie było to tylko jedno zdjęcie czy film. Potem pytamy samych siebie w użalaniu się – “Co jest ze mną nie tak!?” Odpowiedź brzmi – z nami jest wszystko ok, tylko pomyliliśmy siebie z tym, czym nie jesteśmy. Jesteśmy uzależnieni – w tym cały problem. A uzależnienie to choroba. Bardzo nierozumiana na świecie. Szczególnie przez uzależnionych. I bardzo niebezpieczna, tak samo jak bardzo zdradliwa.
25. Rezultat zasadniczych i fundamentalnych postaw.
Każdy z nas żyjąc nazbierał masę różnych informacji, postaw, przekonań, które uznał za fundamentalne w swoim życiu. Np. “muszę pracować, by mieć pieniądze, a wraz z tym poważanie i szczęście”.
Jednak daleko nie zawsze te mentalne obietnice pokrywają się z rzeczywistością.
Wielu z nas uznało krytykanctwo siebie i innych za taką zasadniczą i niezbędną postawę. Wielu takich ludzi nazwało się “perfekcjonistami”, a tak naprawdę to kompulsywna krytyka siebie, niechęć do błędów i wieczne usprawiedliwianie niezadowolenia. Ale jak to brzmi – perfekcjonista! Więc i rezultaty nie przypominają sukcesu, tylko same porażki. Nawet jeśli są to postępy. Często w ogóle brakuje działań, bo nie chcemy “popełnić błędu”. A co to jest błąd? Czy bez nieustającej krytyki nie możemy naprawiać błędów i dążyć do zmiany, do postępów?
Naszą fundamentalną postawą może być widzenie we wszystkim problemów, skupianie się na tym, co negatywne, a nawet wyszukiwanie negatywności. Wliczając znajdowanie ich tam, gdzie ich nie ma.
Naszą fundamentalną postawą może być projektowanie odrzucanych w sobie uczuć i usprawiedliwianie się nimi.
Naszą fundamentalną postawą może być granie ofiary, opór, wieczne odmawianie.
Zasadniczym dążeniem może być wsłuchiwanie się w każdą negatywną myśl, szczególnie te oparte o winę oraz lęk. Bo grając ofiarę możemy wierzyć, że lęk nas chroni i to inni są (temu) winni. Dlatego i w naszych oczach sukcesem będzie unikanie innych, widzenie w nich zła, niesprawiedliwości; sądzimy, że widzimy prawdę, a skoro ją widzimy, to możemy się przed nią uchronić. A skoro nie pojmujemy, ani tym bardziej – nie odróżniamy pozorów – formy – od esencji, no to oczywiście, że to co widzimy uznajemy, że “tak jest”. Tak jest, bo to widzimy. Wraz z całym nadanym temu sensem, znaczeniem i wartością.
Naszą postawą może być, że doświadczenie i mądrość zyskujemy przez np. czytanie. Lub tylko dlatego, bo mamy ileś tam -dziesiąt lat, to mamy mądrość. “Mądrość życiową”. Tą “mądrością życiową” wielu doprowadziło swoje życie oraz siebie do ruiny. Musimy przede wszystkim zdać sobie sprawę, że mądrość nie jest żadnym automatycznym wynikiem, ani gwarantowanym zyskiem, ani procesem tylko dlatego, bo przeżywamy kolejne dni. Na co dowodem jest to, że możemy tysiące razy oglądać pornografię czy sięgać po wódkę, a nadal okłamywać się i nawet nie zdawać sobie z tego sprawy. Za mądrość uważamy wtedy wmawiane sobie racjonalizacje i usprawiedliwienia.
Wiedza, a mądrość to dwa zupełnie różne światy. Można być oczytanym, starym głupcem. Mądrości można używać w formie budowania swojej wyższości moralnej nad innymi, jeszcze bardziej innych potępiać obniżając ich we własnych oczach i uświęcając własną figurę/osobowość.
Masę razy od wielu ludzi słyszałem twierdzenia typu “ja poznałem/am życie”. Jednak zawiera się w tym fundamentalna ignorancja, że na tej planecie tzw. “życie” nie jest obiektywne, a RADYKALNIE subiektywne. Nikt nie poznał generalnego “życia”, tylko doświadczył tego, co sam wybrał – np. jakie sam temu nadał znaczenie, sens i wartość. Wyciągnął z tego tyle i takie wnioski, na jakie był chętny i gotowy. Wcale nie muszą być ani poprawne, ani pozytywne. Ile razy obiecaliśmy sobie, że włączymy porno ostatni raz, a włączaliśmy znowu i znowu? Ile razy i co sobie przyrzekaliśmy i odpuszczaliśmy w mgnieniu oka? Jak bardzo nas to bolało, a my nadal nie zmądrzeliśmy?
Możemy być uzależnieni 40 lat, 50 lat, 80 lat, a nadal zupełnie tego nie pojmować. Co to jest uzależnienie? Możemy twierdzić, że “poznaliśmy życie”, a nadal jesteśmy zupełnie ślepi na własną sytuację. Bo właśnie dla wielu “poznać”, to “przeczytać o tym”, “myśleć o tym”, “zrozumieć to”, “usłyszeć od kogoś”. Można też doświadczyć “dużo” – np. dużo razy to samo. W kółko przeżywać jeden dzień. Taki trochę “dzień świstaka” – możemy ewentualnie wprowadzać jakieś urozmaicenia ale nie wychodzimy poza dobrze znane nam granice. Które sami wytyczyliśmy na bazie lęku i poczucia winy.
I oczywiście możemy wprowadzić tu nawet logicznie brzmiące zasady. Oszukiwać możemy się na tysiące sposobów. W końcu ten mechanizm ewoluował przez miliony lat. Zna on różne sztuczki.
Dlatego też fundamentalnym dążeniem nie jest dodawanie na siłę nowych postaw, próby ich zapamiętywania, itd. Bo już mamy masę takich postaw i kolosalnie się do nich przywiązaliśmy. Czerpiemy z nich ogrom korzyści oraz opieramy się zmianie, wdrożeniu nowych postaw. Opieramy się przekroczeniu swoich granic, które naprawdę szczerze możemy wierzyć, że ratują nam życie. Ale tak naprawdę nas duszą. I wystarczy, że przeczytamy o jakiejś wojnie czy dziecku potrąconym przez samochód, odczujemy lęk i nagle mamy wytłumaczenie – naprawdę to ten straszny świat dusi nas! Gdyby tylko ten świat był inny, z nami byłoby wszystko w porządku…
Uświadomienie sobie tych granic to krytyczny i niezbędny krok. Czyli posiadanie świadomości czym się kierujemy. Np. poczuciem winy, lękiem czy zaufaniem, wiarą? Przypominam – tego nie ma w świecie. To jest tylko w naszej świadomości. To my koncentrujemy ją na takich treściach.
A tym samym modyfikujemy prawdopodobieństwo takich czy innych rezultatów. Dlatego “życie” jest radykalnie subiektywne.
Czy naszą postawą jest “nic mi się nie udaje, to też się nie uda, jak zwykle”, czy raczej “skoro innym się udało, to mi też się uda!”?
Czy naszą postawą jest – “eee, nie ma sensu tego robić, bo i tak wiem jak się to skończy”, “lepiej nie, bo jeszcze bardziej coś schrzanię, a dobrze jest jak jest”, czy raczej “sprawdzę co się stanie”?
Zauważmy jak ważna jest to droga na przykładzie uzależnienia. Jeśli naszymi fundamentalnymi i zasadniczymi postawami nie będzie np. to, że NIE jesteśmy jak inni ludzie, bo jesteśmy uzależnieni – bezsilni wobec żądzy/alkoholu, a nasze życie stało się niekierowalne, to bardzo szybko się zatrzymamy i znowu oddamy się tej niszczycielskiej sile z uśmiechem na ustach. I dodamy do tego jedną lub kilka z tysięcy racjonalizacji – np. “życie nie jest sprawiedliwe”, “świat nie traktuje mnie poważnie”, “nie odmówię tego spotkania, choć jest dla mnie szkodliwe, bo co sobie inni o mnie pomyślą?”
Fundamentalna postawa jest taka, że NIE jesteśmy jak inni ludzie i NIGDY tacy nie będziemy. Za późno na to. Bo to choroba nieuleczalna. Ale zaleczalna. Wymaga od nas radykalnej wewnętrznej zmiany i dbania o nią jeden dzień na raz. Jeżeli nadal chcesz się cieszyć żądzą lub piciem – doprowadzisz się i swoje życie do ruiny, niezależnie jak pyszny w danej chwili wydaje Ci się ten “cukiereczek”.
Wymagane jest od nas odrzucenie bardzo wielu koncepcji na temat siebie, życia, innych ludzi oraz innych – także fundamentalnych i zasadniczych jak np. czym jest źródło życia, radości, szczęścia, trzeźwości, energii, etc. Czyli też tego, co uważamy za “życie”, które “znamy/poznaliśmy”.
Tylko dziś odbyłem bardzo ciekawą rozmowę, w której poruszony został wątek bardzo znanego terapeuty-seksuologa, którego pacjenci uruchamiali się do 2 lat po odbyciu terapii. Zmienił on wtedy definicję trzeźwości – a kierował się tą z SA. Dopasował on rozwiązanie pod nierozwiązany problem, a nie dążył do rozwiązania problemu zgodnie z fundamentalną definicją. Ale z taką zmienioną definicją trzeźwości, może teraz twierdzić, że pomaga, bo osiągane rezultaty się pod nią wpisują. Nie wiem czy to wielki problem, czy nie. Ale tendencja na pewno nie jest dobra. I to też pokazuje, że uzależnienie to tak poważny problem, że sama terapia nie ma szans go rozwiązać. Nie ma.
Problem polega na tym, że uzależniony, który jest trudnym czy beznadziejnym przypadkiem nie wyzdrowieje dzięki terapii. Z prostego powodu – nie ma na to siły. Może chcieć tak żyć, naprawdę tego pragnąć. Wszystko rozumie. Może nawet pamięta. Wie co powinien i musi robić. Ale po prostu nie może. Może posiadać ogromne ilości wiedzy, nawet takiej o wielkiej wartości ale nie ma siły, by żyć w taki sposób.
Bo to nie jest problem, by się powstrzymać od żądzy. To jest problem, by się nie wkurzyć, gdy ktoś nas potrąci w autobusie czy metrze i nie przeprosi. To jest problem, by BYĆ i pozostać spokojnym nawet, gdy w święta nasi rodzice będą wiercili nam palcem w brzuchu i poruszali drażniące nas kwestie. To jest problem, gdy partner znowu rzucił skarpetki na środku pokoju, a nie zaniósł ich do kosza na pranie w łazience. To jest problem wpatrywania się w niekończący się bełkot mentalny. To jest problem, by wydobyć z siebie ogrom uraz, lęków, wstydu, winy, oporu – szczególnie niechęci, by zacząć żyć. Naprawdę dobrze.
To jest problem, BY ŻYĆ dobrze, integralnie, uczciwie. To jest problem wielkiego przywiązania do tego, co nieintegralne i rozległego oporu wobec życia. Uruchomienie to zawsze jest kwestia decyzji ale wobec swojego życia jesteśmy bezsilni i przestaliśmy nim kierować. Ciągle “wracamy” do tego co negatywne nawet, gdy już przez jakiś czas żyliśmy “lepiej”. Bo “lepiej” nie oznacza “dobrze”. Ani “trwale”.
Gdy tak słucham o co potrafią się kłócić ludzie, okazuje się, że większość kłótni dotyczy spraw o marginalnym znaczeniu. Ale konsekwencje takich kłótni są poważne. Nie tylko dla samego związku, a też dla niej i dla niego.
Jeśli naszą zasadniczą postawą jest “w końcu sam sobie poradzę” – nie osiągniemy sukcesu. “Sam” – w znaczeniu “bez pomocy”. Bo oczywiście nikt nic nie zrobi za nas. Działanie i gotowość do jego podejmowania w głębokim zaufaniu jest jednym z elementów niezbędnych zdrowia. Bo wiarę budujemy przez uczynki. Uczyni mogą być też nieintegralne, a wierzyć możemy w totalny fałsz.
Kolejną zasadniczą postawą jest gotowość do przyznania się do błędów i ich naprawy. Tylko o niej można by napisać książkę. Jedną z konsekwencji ukrywania czy wypierania błędów jest rosnące poczucie winy oraz lęk wobec odwetu/kary. Wystarczy przez X czasu wmawiać sobie “muszę”, czyli programować się poczuciem winy – np. w formie “muszę iść do pracy” – i w pewnym momencie zaczniemy widzieć w umyśle nowe racjonalizacje, jak “nie zasługuję”, “jestem gorszy”, “to przez nich”. Tak to wygląda.
“Błąd” czy “grzech” to coś, co nie sprzyja życiu. Ale nawet takie błędy można przekuć na poprawę. Nie zawsze jest to łatwe i przyjemne. Wymaga to od nas gotowości.
Inna fundamentalna postawa to gotowość do mierzenia się z i przekraczania swoich ograniczeń. Np. w sporcie ćwiczymy, by pobić swój ostatni osiąg/rekord. Stajemy się lepsi, niż byliśmy moment wcześniej. To wystarczy. Tylko bez popadania w ekstremum i paranoję. Ważne jest w tym, by zdać sobie sprawę z granicy, której poprzednio nie przekroczyliśmy i podjęcie decyzji, by ją przekroczyć. Pójść dalej, za tą granicę.
A co z tym, co uważamy za blokady nie do przejścia? Np. “niezręczna cisza na randce”. Z góry zakładamy, że w tę ciszę jest wpisana ta “niezręczność”. A tak naprawdę to wstyd, który już mamy stłumiony, którego się boimy i który projektujemy na tę sytuację. Nie chcemy go, a więc i tego, w czym się go doszukujemy. Swoje życie opieramy o myśli, nie rozsądek, więc oczywiście brak odpowiednich myśli na randce (o czym mówić, tematy do rozmowy) to dla nas dramat i tragedia, bo wg nas w to wpisany jest wstyd. Dlatego też, bo sądzimy, że nasz umysł nas zawodzi, a całe życie na nim opieramy. To taka nasza “siła wyższa”.
Uważamy przy tym, że nasze osądy i opór – niezgoda – są odpowiednie i potrzebne, by się chronić. Ignorujemy swoją odpowiedzialność za własne postawy. I jako, że sami utrzymujemy wstyd, lęk, opór – naturalnie będziemy napięci, bez poczucia humoru, czego jedną z konsekwencji będzie brak swobody, luzu, poczucia humoru. I dosłownie doprowadzimy do tego jakie obawy utrzymywaliśmy w umyśle. I powiemy coś na bazie tego nieuświadomionego wstydu, który doprowadzi do “ciszy”.
Ciągle uważamy, że to umysł jest jak srebrna kula cyganki wróżbitki, która bezustannie informuje nas o przyszłości, mówi co nas czeka, co musimy zrobić. I gdy sami do tego doprowadzimy, krzyczymy – “Eureka! Jest tak jak myślałem! Mój umysł potrafi przewidzieć przyszłość!” Robimy się w balona i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. A gdy myśli dotyczą przeszłości, też jesteśmy w to zapatrzeni.
Wierzymy, że umysł nawet przewiduje wszystko, co inni zrobią, powiedzą nam, a także “co sobie pomyślą”, więc także wsłuchujemy się w to z wielkim zaangażowaniem, bo zaraz przecież usłyszymy, co w takim razie należy odpowiedzieć i zrobić! Nie chcemy się od tego odkleić, bo to dla nas jakby umysł kreował nam całe życie, które nas czeka za sekundę, za 5 minut czy jutro. Efektem tego znowu będzie samospełniająca się przepowiednia. I ciągle gramy ofiarę – “to się stało”, “to mi się przydarzyło”. A nie “dokonałem takich wyborów”. Cały czas robimy tylko to, co widzimy w umyśle. M.in. dlatego dla wielu medytacja jest niedopuszczalna – bo jakże to tak – ignorować te wszystkie bezcenne, złote rady?
OBSERWUJĄC siebie (nie mylić z zapatrzeniem się w siebie), możemy dostrzec, co stanowi nasze zasadnicze i fundamentalne postawy, i czy pomagają nam one osiągnąć sukces, czy też go uniemożliwiają.
Możemy ignorować WSZYSTKO w sobie, odrzucać całą odpowiedzialność za to jak żyjemy, projektować to na świat oraz uważać, że wszystko jest ok, bo niezależnie jak zły będzie dla nas dzień (no bo “takie jest życie”), to wieczorkiem odpalimy sobie pornografię i wszystko się ułoży.
Uzależniony jeśli chce wyzdrowieć, musi żyć rozwiązaniem. A nie skupiać się na problemie. Musi zrobić to, co wie, że musi i może zrobić. A nie to, co chce i co się mu podoba. Robienie tylko tego co chcemy i co się nam podoba to się nazywa uzależnienie. Rezultatem takich fundamentalnych i zasadniczych postaw jak samowola i nieposkromiony, szalejący egoizm jest uzależnienie.
Co więcej – zastępujemy jakiekolwiek rozwiązania rozmaitych problemów w naszym życiu zawsze tym samym – sesją z porno czy kieliszkiem wódki, który “przeradza” się z czasem w nawet kilkutygodniowe maratony picia i zawsze mamy na to świetne wytłumaczenie. Problemów przybywa, więc i przybywa powodów do uruchamiania się. A że coraz bardziej opadamy z sił, rozwiązanie tego wszystkiego wydaje się nam coraz bardziej niewykonalne.
I żeby nie było – od czasu do czasu spróbujemy jakiegoś półśrodka.
A gdy pijemy czy oglądamy porno całe życie, to mówimy sobie – “po prostu taki/taka jestem”.
Negatywne postawy wydają się nam coraz bardziej sensowne i usprawiedliwione, choć to przez nie nasze życie stało się niekierowalne.
Niektórzy np. uważają, że ich życie jest jakie jest przez myśli. Bo myśli oszukały ich 20000 razy. Albo już 200000. Myśli obiecują jedno, a wychodzi drugie. Myśli obiecują, że to już ostatni raz, że to tylko jeden filmik, itd. A jakoś tak człowiek nadal się na to nabiera. I nie 5-10 razy. Ale setki każdego dnia, liczne tysiące każdego miesiąca. I wiele więcej w pozostałych tematach. I ciągle widzimy myśli – “jak już się uruchomiłem, to co mi tam…”
Bo nie w myślach jest problem. Nie w uczuciach. Tylko w człowieku widzącym siebie jako pępek świata, który potępia cały świat i wierzy, że gdyby świat się zmienił, byłby lepszym miejscem i ten człowiek nareszcie mógłby być szczęśliwy. Myśli też się nie zmienią. Te negatywne myśli, myśli seksualne – one będą do końca życia. Ale to my możemy zmienić się wobec nich. Nie walczymy, tylko uczymy się akceptować swoją sytuację, niezależnie jaka ona jest. Nie walczymy. Stosujemy rozwiązanie.
Ale możemy mówić sobie – “gdyby tylko te negatywne myśli odeszły, wtedy wreszcie mógłbym normalnie żyć”. Takich życzeń przybywa – gdyby moje uczucia się zmieniły. Rodzice inaczej wychowali. Pornografia zniknęła. Kobiety były bardziej wyrozumiałe. Wojny się skończyły. Źli ludzie zginęli. Inni bardziej nas doceniali. Nie wydarzyło się to przedstawienie w szkole, w którym zrobiliśmy z siebie osła. Gdyby tylko ona nas wtedy nie zignorowała, gdybyśmy tylko mieli inne ciało, gdyby nie ten kryzys gospodarczy… Gdyby Bóg kochał nas trochę bardziej lub tak się na nas nie uwziął. Gdyby dzisiaj nie padało. Gdybym wczoraj wpadł na lepszy pomysł.
To się mnoży bez końca.
Jeśli uważamy, że myśli są tu winowajcą, no to naturalnie rozwiązaniem wydawać się nam będzie zmiana myśli, pozbycie się myśli, kontrola myśli, uspokajanie umysłu czy w ogóle jego oczyszczenie. Rozmawiałem z ludźmi, którzy “medytowali” w takim właśnie celu 5 lat, ponad 10 lat. I rezultaty są takie, że nadal żyją dokładnie tak samo. Zaś racjonalizacja, którą powtarzają brzmi – “to po prostu nie jest takie łatwe i muszę nadal się starać”.
To dalej tylko próby zmiany świata. A nie poddanie siebie. A że tego zmienić nie możemy, to wielu zaczyna rozpaczać, użalać się. Problemów więc przybywa i rosną. Znam to dobrze. Bo to ciągle ten sam kierunek. My nie jesteśmy myślami, więc co ma przynieść ich zmiana, nawet jeśli byłaby możliwa?
Fundamentalna i zasadnicza postawa jaką należy przyjąć to ze stawania się lepszym/lepszą od innych (np. wyższość moralna), stanie się lepszym/lepszą DLA innych. Więc nie stajesz się lepszy/a od rodziców czy sąsiadów, a lepszy/a DLA nich. Nie stajesz się lepszy/a od współpracowników, tylko lepszy/a dla nich.
Protest jaki możesz teraz stawić jest częścią choroby.
I to też można zrozumieć bardzo opacznie.
26. Determinacja.
Czym jest determinacja? Jest jedno słowo, które bardzo dobrze to oddaje – ZDECYDOWANIE.
Niektórzy niezłomność w podjętych decyzjach nazywają postawą. Ma to sens. Jednak kluczem jest tu podjęcie decyzji. Określiliśmy cel, nakreśliliśmy co jest niezbędne, by go osiągnąć i zaczynamy to realizować. Bez względu na wszystko. A czy my jesteśmy zdeterminowani w realizacji swoich celów? W jakich okolicznościach jesteśmy gotowi odpuścić?
Musimy mieć świadomość, że po drodze czekają nas pokusy, kryzysy i rozmaite inne przeszkody. Wtedy konieczne może być ponowne podjęcie decyzji, gdy zdecydujemy się rozważyć te alternatywy. Decyzja to więc wybór jednego i zostawienie reszty. Czyli świadomie rezygnujemy z tych pokus i innych wyborów. Jeśli skrycie będziemy je ciągnąć za sobą, wkrótce stanie się to nie do zniesienia.
Co więcej – człowiek uzależniony może chcieć, może bardzo chcieć ale też nie mieć energii, by być w stanie zrealizować te cele. Raz – bo się boi, dwa – nie nadał temu wystarczającego sensu i znaczenia, trzy – energię trwoni na opór, użalanie się, itd. Brakuje właśnie tej całej zmiany wewnętrznej postawy. Pamiętajmy – myślenie o czymś nie jest działaniem. A ile razy unikaliśmy działania, odkładaliśmy je, zmienialiśmy, zastępowaliśmy, rezygnowaliśmy?
Konkretne i precyzyjne określenie celu NIE jest fantazjowaniem. To realna praca, której częścią jest rozpoznanie pozostałych alternatyw i świadoma z nich rezygnacja. A jeśli zmieniliśmy wartość czy priorytet naszego celu, ponownie się temu przyglądamy. Co ewidentnie jest dla nas cały czas najważniejsze?
Masę razy czytałem twierdzenia uzależnionych, którzy włączyli porno i po sesji “dochodzili do wniosków” czy “olśniło ich” jak “to jest bez sensu, że to obejrzeli”. Ale jakoś umyka im, że do takich “olśnień” nie dochodzi nigdy ZANIM włączą porno. Tylko po fakcie. To nie jest determinacja, niezależnie co sobie wtedy powiemy. To nie są wnioski. To nie jest olśnienie. To zawsze jest tylko wygodnie brzmiące kłamstwo. Czas na decyzję był pół godziny/godzinę/kilka godzin wcześniej.
Gdy człowiek zje, to też mu się przestaje chcieć jeść. Czy to oznacza, że to bez sensu, że zjadł?
Fantazjowaniu nie towarzyszy intencja, ani gotowość do podjęcia decyzji i działań. Zazwyczaj opiera się to o lęk, brak nadania wartości, znaczenia i sensu temu celowi. A jeśli naszym celem jest np. “lepsze (samo)poczucie własnej wartości”, a tak naprawdę zaprzestanie odczuwania wstydu i winy (ale często NIE zaprzestanie potępiania się), to raczej mało ludzi znajdzie w sobie wolę, by włożyć setki, o ile nie tysiące godzin pełnego zaangażowania i mierzenia się z wewnętrznymi ograniczeniami, skoro można nalać sobie kieliszek wódki czy włączyć pornografię. Szczególnie jeśli siebie właśnie potępiamy i odmawiamy sobie wartości, więc i starania, by poprawić własny byt też widzimy bez wartości.
Uzależnienie pokazuje nam, że dojście do samego krańca znośnego cierpienia i przekroczenie tej granicy może zrodzić determinację, która zawiera się w pytaniu – “Czy jestem gotów zrobić WSZYSTKO, co niezbędne, by przestać cierpieć i wyzdrowieć?” Dopóki nie przekroczymy progu cierpienia, nigdy nie odpowiemy na to uczciwie – “tak”. Zawsze zostawimy sobie jakieś furtki i niespalone mosty. Czyli schowamy sobie “flaszki”. Tylko my wiemy/możemy przyznać czy i jakie “flaszki” jeszcze mamy.
Aby wyzdrowieć niezbędna jest determinacja. Jednak człowiek wpatrzony w umysł nigdy nie podejmie tego niezbędnego wysiłku, dopóki nie spali za sobą wszystkich mostów. Bo to ogromny wysiłek. Niektórzy zauważyli, że homo sapiens to zwierz bardzo wygodnicki. Nigdy nie podejmuje niepotrzebnych wysiłków. Stąd namnożyło się tych określeń jak “strefa komfortu” czy “perfekcjonizm”, “poczucie bezpieczeństwa”, “najmniejsza linia oporu”. Następnie ludzie zbierają się w większe i mniejsze grupy, w których przyklaskują takim racjonalizacjom. Naturalnie odpowiedzialność za to jest zerowa. Przestajemy oceniać postępowanie grupy. Bo skoro swoją wartość widzimy jako niską, to i nie chcemy odpowiedzialności za własne decyzje. Dlatego zrzucamy ją na grupę. To co robi grupa automatycznie oceniamy jako słuszne i dobre dla nas.
Te wszystkie etykietki można zastąpić jednym słowem – OPÓR.
Opór, czyli postawa brzmiąca “NIE CHCĘ”.
Opór może być uświadomiony ale błędnie widziany – np. jako uczucie (bo nadal nie chcemy wziąć odpowiedzialności), jednak 99% oporu nie jest uświadomiona. Większość zdaje sobie sprawę co najwyżej z jednej KONSEKWENCJI oporu – napięcia w ciele. I tylko próbują je w kółko “rozładowywać”. Ale nie chcą przestać się opierać.
Oczywiście determinacji doświadczamy każdego dnia i możemy być zdeterminowani w dążeniach negatywnych. Z determinacją więc możemy się użalać czy grać ofiarę.
Z determinacją podejmujemy masę działań – od odwiedzin toalety, po włączenie pornografii. Podporządkowujemy temu naszą wolę, odrzucamy wszystkie inne opcje. Realizujemy to ze stanowczością. Nic innego wtedy nie gra roli. Nagle okazuje się, że potrafimy odmówić wszystkiemu innemu. I dopinamy swego.
Uzależniony natomiast jest mistrzem w podporządkowaniu całego życia żądzy czy piciu. Nie podporządkowuje życia rozwiązaniu, tylko życie staje się niewolnikiem i sługą uzależnienia. To uzależnienie staje się rozwiązaniem. Nie jest w naszych oczach problemem. Ile lat już nie jest? Ile jeszcze nie będzie?
Determinacja to zmiana siebie. Bo nikt inny za nas nie utrzymuje oporu, nikt nie trzyma się lęku, nikt nie określił naszych celów, wartości, znaczeń, ani sensu. Determinacja w np. wzięciu odpowiedzialności za swoje życie, to uczciwe, odważne rozpoznanie, że ofiarę GRAMY ale nią nie jesteśmy. To rozpoznanie, że NIE CHCEMY odpowiedzialności za pewne obszary naszego życia, a wraz z tym oddaliśmy tą odpowiedzialność innym. POZWALAMY innym determinować te aspekty naszego życia. Krok za krokiem trzeba to zmienić. SIEBIE. Nie innych. Nie świat.
Dobrze to zrozum – wzięcie odpowiedzialności nie oznacza odzyskania kontroli, bo uzależniony dawno ją utracił. Wzięcie odpowiedzialności oznacza, że zaczynamy powierzać nasze życie Sile Większej od nas samych i od tego z czym się identyfikowaliśmy – od emocji, umysłu, ciała. Początkowo może to być drugi człowiek – np. we wspólnocie 12 kroków sponsor, w sporcie trener, w biznesie mentor, w szkole nauczyciel, terapeuta, etc.
Dla większości uzależnionych taka siła wyższa to jednak niesprawiedliwy świat, patologiczni rodzice, myśli, uczucia, różne zdarzenia ze świata, itd. Nie dziwne, że się zmagamy, walczymy i tego nie chcemy. I jest tylko coraz gorzej.
Determinacja oznacza, że przestajemy dalej polegać na swoich pomysłach, a zaczynamy realizować sugestie tych pozytywnych osób. O ile oczywiście to osoby, które sukces, na którym nam zależy, same osiągnęły.
Jednak gdy uzależniony, który nawet jeszcze wypiera to, że ma problem, próbuje naśladować miliardera, który 50 lat zapie***ł bez żadnych wymówek, to tak jakby bobas próbował sił w maratonie. To za wysokie progi. I nie dziwne, że uzależniony może sobie wybrać taką osobę. Bo doskonale wie, że nic z tego nie będzie. O to właśnie chodzi. Ten miliarder być może wie jak odnieść sukces ale dla osoby zdrowej. Uzależniony to inny rodzaj człowieka. Co szybko się okaże. Choć może upłynąć ileś lat.
Człowiek z alergią na mąkę nie może spożywać produktów, które ją zawierają. Uzależniony ma 4 problemy – ma taką “alergię” na bardzo dużo i ciągle to ignoruje, nie kontroluje już swojego życia, bo jest bezsilny i nie ma siły, by żyć tak jak wymagać tego może prowadzenie korporacji. Ale jeśli uzależniony uważa, że problemem jest tylko to, co ROBI, to oczywiście uważa, że wystarczy, że przestanie ROBIĆ jedno i zacznie ROBIĆ coś innego – np. ciężko pracować. Przykro mi ale na to jest już za późno.
Determinacja oznacza, że rozpoznajemy to na czym opieraliśmy nasze percepcje. Np. na czym bazowaliśmy określanie postępów. Większość robi to w oparciu o uczucia. Wszystko może być w naszych oczach uczuciem – wartość, postawa, postęp, znaczenie, bezpieczeństwo, spokój. To jakbyśmy stan zdrowia określali na podstawie zapachów – gdy czujemy pieczonego kurczaka, to jesteśmy syci i silni, a gdy czujemy skoszoną trawę, to potrzebujemy L4.
Większość uważa, że poczynili postępy, BO “się” LEPIEJ poczuli. Jednak możemy dostrzec jaki to jest błąd, gdy np. zdamy sobie sprawę, że zostaliśmy zaproszeni na imprezę, a zamiast cieszyć się, zaczęliśmy się stresować. Zaś w umyśle zaczynamy widzieć wymówki, by nie iść.
Determinacja mówi nam, że MOŻEMY podjąć niezbędne działania POMIMO uczuć.
Wielu ludzi sukcesu zauważyło, że regularnie natrafili na przeszkody, testy, lekcje, problemy. Tylko człowiek grający ofiarę i użalający się nad sobą sądzi, że wyłącznie on tego doświadcza, a innym życie zawsze układa się kolorowo. To nie jest prawda. Człowiek dojrzały rozwiązuje swoje problemy na bieżąco – “najpierw sprawy najważniejsze”, a nie kolekcjonuje ich, by potem chwalić się innym jak jest mu wyjątkowo ciężko. “Rozwiązuje” nie oznacza, że bez problemów czy wysiłku, ani nie musi oznaczać, że robi to sam – bez pomocy. “Rozwiązuje” może oznaczać poproszenie o pomoc wtedy, gdy jest to niezbędne. “Rozwiązuje” znaczy – “robi to, co konieczne, a nie to co mu się podoba”. W tym też powinniśmy być zdeterminowani.
Jeśli jesteśmy zdeterminowani w prowadzeniu życia negatywnego, we wszystkim możemy widzieć problemy i przeszkody. Ja regularnie spotykam się z różnym odzewem na chociażby artykuły – jeden jest wdzięczny i mi dziękuje, bo zawarte tam informacje mu pomogły, a drugi mówi, że go obrażają i droczy się, próbuje mi udowodnić jak sam sobie przeczę.
Dawno temu wypowiedziane zostały słowa – “szukajcie, a znajdziecie”. Parafraza brzmi – “to, co znaleźliście, tego szukaliście”. Przypominam – życie jest radykalnie subiektywne. Jeden znajdzie we wszystkim coś pozytywnego, a drugi wiecznie znajduje coś negatywnego. Każdy znajduje to czego szuka.
I znowu – nie chodzi o to, by “myśleć pozytywnie”, tylko zupełnie zostawiać ten bełkot. Nie oczekuj, nie czekaj, że/aż się zmieni. Bo się nie zmieni. Mamy być zdeterminowani, by nie oddawać się ponurym refleksjom i użalaniu się. Nie rób tego i tym bardziej nie używaj myśli jako pretekstu, by to robić.
Powinniśmy być zdeterminowani, by stawać się lepszymi DLA innych, a nie od innych.
“Lepszy dla innych” nie oznacza jeszcze bardziej kontrolujący, jeszcze bardziej wymagający, jeszcze bardziej wywyższający się, jeszcze bardziej uważający, że wie lepiej, etc.
Przypomnę – ewoluujemy ze zwierzęcości. Zwierzę uczyło się miliony lat jak przeżyć. W starciu z nim nie mamy szans. Nikt nie jest w stanie przekroczyć siebie samego. To wymaga determinacji we właściwym dążeniu. Najmniejsza nawet wyrwa w naszej uczciwości zostanie użyta przeciwko nam samym. Zdrowienie przetestuje nas z każdej strony.
Musimy być zdeterminowani, by mówić prawdę – tak radykalnie jak to możliwe, niezależnie jak bolesna i niekomfortowa jest. Cokolwiek mniejsze od tego ostatecznie nic nikomu nie przyniesie. Ew. pomoże nam uświadomić sobie gdzie jeszcze nie jesteśmy uczciwi lub że czegoś jeszcze brakuje. Ale czego?
27. Siła woli, wytrwałość.
Bardzo wielu nie rozumie tematu siły woli. “Wola” jest przymiotem świadomości, a nie ego. “Wolą” ego są jego instynkty – dążenia i zachowania oparte o wiarę, że ciało jest źródłem i wehikułem życia, więc jego utrata jest tożsama ze śmiercią ostateczną. Drugim elementem tego przekonania jest także wiara, że umysł i myśli to my, więc zakończenie myślenia = zakończeniu życia. Wielu nie chce spokoju. Chcą, by ciągle coś się działo, by mogli z tego doić swoją ulubioną emocjonalną pożywkę – od ekscytacji, po narzekanie, rozpaczanie i użalanie się.
Więc nasza wola podporządkowana jest ochronie ciała i umysłu. A myśli zasilane są emocjami i pozycjami, więc ich także chronimy, nawet za najwyższą cenę.
Natomiast prawdziwa wola jest niezależna od myśli i emocji. Słowem – podejmujemy decyzje i działania POMIMO myśli i emocji.
Siłę woli budujemy dyscypliną utrzymywaną w działaniu. Działania zaś muszą być oparte o zaufanie tzw. “Sile Wyższej”. Np. sportowiec trenuje w oparciu o plan ułożony przez jego trenera i nie dyskutuje. Przedsiębiorca buduje przedsiębiorstwo w oparciu o mądrość i doświadczenie swojego mentora. Ufa mu, więc tego nie podważa. Chory idzie do lekarza i podporządkowuje się jego zaleceniom. Jeśli nie, nie wyzdrowieje, a nawet pogorszy swój stan.
Widzimy wtedy, że oparcie swojego życia o Siłę Wyższą od nas czyni dla nas to, czego sami nie byliśmy w stanie uczynić. Wielu potrzebuje nawet dziesiątek lat próbowania wszystkich innych opcji, aż nie decydują się, by spróbować tego. To ci wszyscy, którzy twierdzą “sam sobie poradzę”, “muszę sobie sam poradzić”.
Oczywiście, że pojawią się epizody zwątpienia, lęku, niepewności, itd. Ale właśnie wtedy wchodzi do gry wytrwałość – nie poddajemy się. NIE oznacza, że walczymy z wątpliwościami. Bo to też nas wykolei. Ignorujemy je i dalej dążymy do celu. Czyli – robimy to co trzeba. Wdrażamy rozwiązanie, a nie zmagamy się z problemami.
Wielu mówi – “nie wierzę w siebie”. I (byłoby) dobrze, gdyby tak faktycznie było! Bo to “siebie” doprowadziło do wszystkich naszych problemów. Ale to jest też bardzo niekompletne wyznanie i prawdę mówiąc – nieuczciwe. Bo oczywiście, że wierzymy w siebie – wierzymy w każdą negatywność na swój temat, świata, życia, innych ludzi. Nie wierzymy tylko w to, co pozytywne. Przecież opieraliśmy każdą decyzję o własne widzimisie. O myśli. A prawda brzmi – każda myśl kłamie. Poleganie na własnym “ja” jest przyczyną naszych problemów, a jednak nadal to robimy i potępiamy się coraz bardziej. Więc w naszym życiu jest coraz gorzej. Potępianie tego, co/kogo uznaliśmy za zło, niczego nie zmienia na lepsze.
Non stop czytam od klientów – “wstaję i od razu czuję opór”. Raz, że zupełnie nie zdajemy sobie sprawy/ukrywamy naszą postawę niechęci – “NIE CHCĘ” – ale też jej nie zmieniamy. Nie chcemy i na tym opieramy nasze dalsze życie tego dnia. Niektórzy walczą z niechęcią, mówią “próbuję się przełamać”, itp. Ale brakuje uczciwości – używamy jakichś mentalnych cyrków, by zmienić coś, czego wcale nie chcemy zmienić – np. podjąć działanie, którego nie chcemy się podjąć. Ale wystarczy powiedzieć “walczę” i już tysiące ludzi ochoczo kiwa głowami i nas dopinguje!
Mówi się – “lęk to najsilniejszy mięsień ego”. Zgadza się, bo fundamentalna iluzja, w którą wierzy zwierzęcość, jest taka, że przeżywa ono dzięki swoim planom opartym o emocję lęku. Dlatego tak wielu naprawdę szczerze wierzy, że lęk ich chroni! Że strach to takie magiczne uczucie, które zapewnia nam bezpieczeństwo. Przecież dla nas każda myśl jest zawsze słuszna, więc te straszne myśli – “co strasznego MOŻE się wydarzyć” – też. No bo dlatego przecież boimy się podejść do kobiety, bo możemy zostać odrzuceni, wyśmiani – zranieni! Więc lęk nas chroni, bo tego unikamy bojąc się. Tylko zupełnie ignorujemy to wszystko, z czego wynika ten dramat – granie ofiary, umniejszanie sobie, widzenie w innych naszych katów i wiele więcej. Dopiero z tego KONTEKSTU lęk wydaje się pozytywny. Jest na pewno lepszy od wstydu i winy. Ale “lepszy” nie oznacza “dobry”. “Lepszy” nie oznacza “chroni mnie”.
Każdy uzależniony powinien się jak najszybciej zorientować, że podejmowanie decyzji o lęk NIE chroni życia, a wręcz przeciwnie – coraz szybciej dążymy do katastrofy.
“Siła woli” nie oznacza, że mamy tak długo i ciężko walczyć z lękiem, by go w końcu pokonać – “przełamać”. Nie. Mamy dokonać DECYZJI, że odpuszczamy lęk i POMIMO lęku decydujemy się na XYZ. Walka z lękiem to tylko jedna z wielu strategii, by nie przestać się bać i dalej nie chcieć zaryzykować.
Wytrwałość to “boję się ale i tak zrobię to, co należy zrobić”. Co więc należy zrobić?
“Wiem o tym” nie jest działaniem. Pamiętanie o tym nie jest działaniem. Myślenie o tym nie jest działaniem. Fantazjowanie o tym nie jest działaniem. “Rozumiem” nie jest działaniem. Chcenie nie jest działaniem. “Dziękuję” nie jest działaniem.
Działanie jest działaniem.
Co więcej – działanie z odpowiednim nastawieniem.
Wielu mówi “nie czuję tego”. Cytując mądrą osobę – “to nie jest kiełbasa, żeby to czuć”. Tak naprawdę “nie czuję tego” to racjonalizacja oporu. Prawda brzmi NIE CHCĘ tego zrobić. Czekamy tylko na odpowiednie myśli i uczucia, które nigdy nie nadchodzą. Dlatego na nie “czekamy”. A gdy nasze samo+poczucie zmienia się na lepsze, szybko odpuszczamy, bo ono ponownie się zmieni.
“Siła” wcale nie musi oznaczać wektora o pewnej wartości i zwrocie, który jeśli jest mniejszy od innego wektora – np. oporu – to nic nie można poradzić, tylko jakoś zwiększać tę “siłę”. Oznacza to, że WOLA JEST SIŁĄ. Każdy z nas ją posiada, zaś budujemy i wzmacniamy ją przez uczynki. Uczynki integralne, bo te nieintegralne nas osłabiają.
Oczywiście możemy mieć wolę, by wyrządzać sobie krzywdę i widzimy, że jesteśmy w stanie to robić, nawet walczyć z całym światem, odrzucać wszystkie inne opcje, potępiać siebie bez końca. Bo nasza wola ma taką moc. Jeśli to wybierzemy, nic nas nie zatrzyma. Tylko my sami możemy. Ale tego nie zatrzymamy poprzez “dolewanie oliwy do ognia”. Opieraniem się oporowi nie zaczniemy aktywnie działać. Obwiniając się za obwinianie nie zakończymy obwiniania. Nienawidząc pornografii nie pomożemy sobie w utrzymaniu trzeźwości. Nie walczymy z problemem, bo to tylko wzmacnia problem. Nienawiść jest elementem tej choroby.
Nasza wola walki z celem naszych osądów wzmacnia cel naszych osądów oraz pomnaża nasze osądy. Co oznacza, że musimy wkładać w to coraz więcej walki. To się nakręca bez końca. Bo wola jest taką siłą.
To na czym się skupiamy – rośnie.
I możemy dostrzec, że ciągle skupiamy się na tym co negatywne. Non stop jesteśmy skupieni na postawach, które nam nie służą. I ew. tylko się im opieramy i je potępiamy. Potępiamy też siebie za nie. Nie zauważamy, że samo potępianie jest dla nas szalenie szkodliwe. Dla uzależnionego potępianie i urazy są śmiertelnie niebezpieczne.
Musimy więc być wytrwali w odpuszczaniu. Nasza wola jest siłą, więc decydując się na odpuszczenie, możemy to uczynić. A jeśli naszą wolą jest walka, to wolę – naszą siłę – przeznaczamy na to, z czym walczymy.
Dlatego odpuszczamy zmaganie z problemami i skupiamy się na wykonaniu tego, co niezbędne. Robimy to, co do nas należy.
Wytrwałość jest niezbędna, bo to jak z ćwiczeniami fizycznymi. Możesz doskonale pamiętać wszystkie ćwiczenia ale aby ciało się wzmacniało, to ćwiczenia te trzeba wykonywać. Samo tylko pamiętanie, by koncentrować się na rozwiązaniu ale bez koncentrowania się na rozwiązaniu – nic nam nie da.
Podejmuj odpowiednie działania.
Nie możesz koncentrować się na rozwiązaniu za 5 minut. Nie możesz koncentrować się na rozwiązaniu teraz i zmagazynować to na później. Jeśli nie robisz tego teraz, to nie robisz tego. Pytanie brzmi – co więc robisz TERAZ zamiast tego? Na czym jesteś skupiony/a?
Możemy się zorientować jak skorzy jesteśmy do zapominania o tym co ważne. Dlatego musimy być zdeterminowani, by cały czas sobie o tym przypominać.
Odpuszczenie nie oznacza, że musimy włożyć jakiś nadludzki wysiłek od razu. Wręcz przeciwnie. Wola ma siłę wpisaną w siebie. Gdy wyrazimy wolę, otrzymamy energię. Wytrwałość w działaniach buduje naszą siłę, bo w ten sposób umacniamy wiarę.
Jeśli nie chcemy czegoś zrobić, bo w to nie wierzymy, sami rzuciliśmy sobie pod nogi kłodę, która nigdy nie zniknie. Bowiem najpierw trzeba podjąć działania – z odpowiednim nastawieniem i pokornie wykonać to, co zalecił nam ten, komu zaufaliśmy. To zbuduje w nas wiarę. Ale często zanim do tego dojdzie, potrzebne są akty wiary pomimo wątpliwości i lęku, zamieszania i zagubienia.
Niektórzy na miting ciągną swoje ciało jak pług kupę kamieni. Niektórzy do mnie zapisali się po miesiącach, a nawet latach zmagania z myślami – wątpliwościami.
Warto zrozumieć, że podświadomość jest jak rozpędzony samochód. Niebezpieczne jest dociśnięcie hamulca z całej siły. Samochód wyhamowujemy stopniowo. Regularną, wytrwałą, codzienną, uczciwą pracą korygujemy nasz kierunek. To jest możliwe. Już teraz dysponujesz taką siłą jakiej potrzebujesz, by wykonać niezbędne działanie.
Dla jednego budowanie wiary to wykonywanie najprostszych codziennych czynności. Gdy wobec nich staniemy się zdeterminowani, zawsze znajdziemy na nie energię. Bo w woli jest siła. Kiedy nie wyrażamy woli, kiedy nie wykazujemy gotowości – siły mieć nie będziemy. Wolę i zaufanie wykazujemy podejmując się działań.
Zapamiętaj – “wiara bez uczynków jest martwa”.
Wielu mówi – “nie chce mi się, czekam aż mi się zachce”. Albo – “najpierw musi się chcieć”. I tak czekają. Nie pojęli jeszcze, że energia podąża ZA działaniem, nie przed. Bo podejmując się działania wyraziliśmy choć minimum woli. Chęć to wybór, a nie uczucie. Przed możesz odczuwać lęk i mieć masę wątpliwości. Jeśli się na nich skupisz – tylko je pomnożysz. I nici z działania. A więc też nici z wiary. A jeśli czekasz na chęć, okłamujesz się, bo cały czas się opierasz i tylko to przed sobą ukrywasz.
Determinacja oznacza też, że NIE zatrzymujemy się po pierwszych sukcesach.
Wręcz przeciwnie – powinniśmy pomnażać swoje wysiłki. Jak z siłownią – jeśli już spokojnie podnosisz sztangę 50 kg, to nie przybędzie Ci siły, jeśli nadal będziesz ćwiczył z takim obciążeniem, a tym bardziej – z mniejszym. Potrzebne jest, by je zwiększyć. A jeśli odłożysz plan i zaprzestaniesz ćwiczeń – zaczniesz słabnąć. Jeśli idziesz tylko po to, by lepiej “się” poczuć, to odpuścisz już po pierwszej wyprawie.
Każdy uzależniony powinien wiedzieć co to oznacza.
Tu kłania się dzisiejsza pierwsza droga – jakie są nasze zasadnicze postawy? Lepsze samo+poczucie? Czy coś większego od nas samych? Bo jeśli lepsze samo+poczucie, to pamiętajmy, że żal jest lepszy od winy, a pożądanie jest lepsze od lęku. Na tym też poprzestaniemy. Duma zaś jest najwyższą emocją. Ale nadal nie służy życiu. Dlatego też dwie z form dumy – pycha oraz wyparcie – stanowią jeden z głównych korzeni uzależnienia. A my jesteśmy czymś większym od emocji, więc opieranie o nie życia, zawsze będzie nierozsądne.
Uzależniony powinien zdać sobie sprawę, że przed każdym uruchomieniem był bardzo skupiony czy wręcz zagięty na sobie oraz mniej lub bardziej przesycony pychą.
Duma jest nieintegralna – co oznacza, że ma w sobie bardzo mało mocy. Ale najważniejsze, to mieć świadomość, że jej kierunek jest negatywny – czyli “w dół”.
Wola oparta o dumę jest niewystarczająca, by utrzymać wytrwałość. Pychę należy zastąpić pokorą, bo pokora ma w sobie dużo więcej mocy. Jeśli dumy nie zastąpimy pokorą, zatrzymamy się bardzo szybko. Wielu zatrzymuje się nawet przed wykonaniem pierwszego kroku – przyznania swojej bezsilności wobec uzależnienia. Oczywiście nieraz wkładają sporo siły w różne formy “pracy nad sobą”, jednak wysiłek ten jest daremny. Bo to trochę jakbyśmy w środku zimy na ulicy próbowali ogrzać się zapaloną zapałką. Przyznanie się do bezsilności to proces o wielkiej głębi. Jedynie powtórzenie tego twierdzenia to jak przeczytanie tytułu książki bez zajrzenia do środka.
Szczególnie uzależniony musi zdać sobie sprawę, że jeśli będzie zdeterminowany zmienić kogoś tak, by jemu było dobrze, nie osiągnie tego. Nie my stworzyliśmy ten świat i nie naszą odpowiedzialnością, ani powinnością jest go zmieniać – nawet “polepszać”. Ego wprowadza do świata podział i konflikty. Natomiast każdy z nas może zmienić siebie do świata. A nawet – możemy zmienić siebie DLA świata.
Jeżeli cel naszej determinacji jest nieintegralny, pomnożymy konflikty. Oddamy też za to spokój, zdrowie, niemal gwarantowane, że również i trzeźwość.
Wielu mówi – “gdyby tylko pornografia zniknęła ze świata, stałby się lepszym miejscem”. To nie jest prawda. O czym wie każdy uzależniony, który wyzdrowiał – wyzdrowiał POMIMO tego, że jest na świecie alkohol czy pornografia. To nie ma nic do rzeczy. Alkoholizm nie jest chorobą picia, tak jak pornoholizm nie jest chorobą oglądania pornografii. To “tylko” symptomy. Tak jak kaszel jest objawem podrażnionego gardła czy grypy, tak samo oglądanie pornografii jest objawem czegoś innego. Próby tylko powstrzymywania się od oglądania porno są jak próby powstrzymywania się od kaszlu w trakcie choroby. To męczarnia i nic nie da. Co NIE znaczy, że oglądanie porno jest usprawiedliwione.
Co staje się oczywiste, gdy uczciwie odpowiemy na pytanie – “dlaczego chcę obejrzeć pornografię?” Widzimy, że sami nadaliśmy temu pozytywny wymiar. Coś z tego mamy. Nikt nie ogląda porno, bo tak to lubi. Nikt nie pije, bo tak to lubi. Naprawdę wierzymy, że potrzebujemy tego do (prze)życia.
W życiu człowieka zdrowego problem pojawia się, gdy pije/ogląda porno.
W życiu człowieka uzależnionego problem pojawia się, gdy przestaje pić/przestaje oglądać porno. Dlatego nawet jeśli już wie, że mu to szkodzi, dalej będzie to robił.
Sami możemy sprawnie rozbroić tę fantazję, że na świecie byłoby lepiej, gdyby zrealizowały się nasze myśli. Możemy naprawdę mieć dobre intencje ale opieramy je o iluzję kontroli, o pychę, z której nawet nie zdajemy sobie sprawy. Np. “na świecie byłoby lepiej bez alkoholu”. Jeśli nawet sam(a) przestaniesz pić i zaczniesz przekonywać ludzi, którzy piją, by także przestali, zobaczysz, że jedyne co osiągniesz to kłótnie, spory, zniechęcenie do Ciebie, urazy oraz opadanie z sił. Ludzie mają z tego tak dużo ważnych dla siebie korzyści, że często muszą przekroczyć granicę cierpienia, by w ogóle przyznać, że mają problem. I być może potrzebuje tak solidnego upadku, by dostrzec jak naprawdę żyli.
Wielu utrzymuje trzeźwość ale są całkowicie “wysuszeni” – pozbawieni radości życia. Nie ma w ich życiu pornografii ale raczej nie będą z wielkim przekonaniem mówić, że ich życie jest dużo lepsze. Dla wielu to “gra niewarta świeczki”. Bo oglądanie porno to “tylko” symptom. Jego eliminacja nie musi oznaczać zdrowienia.
Inni próbują zmieniać siebie ale też na siłę. Np. potępiali siebie, a teraz potępiają siebie za to, że się potępiali. Czy to jest zmiana siebie? To tylko zmiana celu dla potępiania. My nadal jesteśmy dokładnie tą samą osobą – która potępia.
Właśnie otrzymałem fantastyczne pytanie od pewnego mężczyzny – “Czy można czuć poczucie winy z tego powodu że nie czuję się winny w sytuacji w której kiedyś czułem się winny ?”
Oczywiście, bo to dalej ta sama wina, tylko umysł szuka nowej racjonalizacji. Wcześniej obwinialiśmy się za jakąś sytuację, a teraz obwiniamy się, bo się przestaliśmy obwiniać za tamto. To jakbyśmy w przeszłości uderzali pięścią w ścianę, bo nie udała się nam randka, a teraz uderzamy pięścią w ścianę, bo przestaliśmy uderzać pięścią w ścianę za nieudaną randkę. I to jest dla ludzi zupełnie niedostrzegalne. Uważają, że skoro przestali się obwiniać o jedno, a zaczęli o drugie, to nastąpiła jakaś zmiana – postęp, poprawa. Ale to tylko zmiana celu tego, co ROBIMY, a nie zmiana tego kim JESTEŚMY.
Tak jak uzależniony mówi, że “rzucił fajki” czy “przestał pić” ale jakoś tak “tajemniczo” umyka mu, że np. zaczął oglądać więcej pornografii. I nawet nie widzi w oglądaniu porno problemu. Bo to dalej to samo – uzależnienie. Choroba wyparcia, choroba zapominania. Skupiamy się tylko na tym, co robimy, a nie z jakich powodów, ani jakie korzyści z tego mamy. Nie widzimy w ogóle jakim człowiekiem jesteśmy. W myślach oczywiście widzimy stek bzdur. Ale dla nas święty i zgodny z prawdą.
Przypominam – emocje to konsekwencje percepcji oraz stłumiona energia – odrzucone konsekwencje. To jak sobie przedstawimy to, że przestaliśmy się za coś obwiniać może w konsekwencji przynieść dowolną emocję – od wstydu, po winę, gniew czy dumę.
Kiedyś słyszałem świetne stwierdzenie – “uzależnienie to choroba niewyrażania emocji; a gdy zaczynamy zdrowieć, to choroba ich wyrażania”. Bo nie w nich jest problem, tylko w człowieku pozwalającym się miotać emocjami i myślami. Chcemy tego, bo nie chcemy odpowiedzialności.
Jeśli Twoją wolą jest (się) obwiniać, to będziesz (się) obwiniać. I zawsze znajdziesz na to energię. Tylko, że odbierzesz sobie energię na wszystko inne. Cóż za różnica czy robimy to skrycie, czy jawnie? Jednym i drugim tak samo możemy narobić sobie poważnych szkód.
Naturalnie wyrażanie emocji MOŻE być elementem postępu z ich tłumienia, wypierania czy w ogóle przerażenia samą wizją odczuwania. Ale “lepiej” nie oznacza “dobrze”. Trzeba iść dalej. Musimy być wytrwali i zdeterminowani. Jeśli dla Ciebie emocje (nadal) są bardzo ważne czy najważniejsze, to jeszcze dużo pracy przed Tobą.
Nasz wewnętrzny kompas musi być ciągle korygowany aktami woli i ustawiony na to, co możemy zrobić, aby zachować trzeźwość. I cały czas na rozwiązanie.
Półśrodki nic nikomu nie dały.
Cześć i pozdrawiam :) mam ciekawe pytanie chyba które ktoś nie zadał…
Uwalniam od ok 3 lat, ostatnio prawie codziennie ok 3 godzin (staram się np. jak jadę do pracy, robię nagrania i staram się uwalniać w “działaniu” co jest trudniejsze ale skuteczne).
Otóż dzieje się ostatnio BARDZO ciekawa rzecz..
Zaczynają mi się przypominać pewne rzeczy z dzieciństwa/okresu nastoletniego które jakby hmm dawno sobie nie przypomniałem albo zostały wyparte z pamięci :) jest to niesamowicie ciekawe bo mam takie uczucie “dokopywania” się do coraz głębszych warstw…
Czy to poprzez uwalnianie dokopuje się głębiej do jakiś traumatycznych albo przykrych przeżyć by emocje wyparte z nich też uwolnić? Bo np. potrafię już nie roztrząsać i grać ofiary jak przypomnę sobie że np. jako dziecko zawiodłem się mocno na jakieś osobie – tylko mówię “aaa było minęło, teraz jest teraz, nie ma co rozrabiać tego na nowo” co kiedyś było KOMPLETNIE ODWROTNIE, uwielbiałem przypominać sobie przykre rzeczy i grać ofiarę :3
Czy chodzi o to że jaźń pozwala przypomnieć sobie te sytuacje i przeżyć i ZMIENIĆ kontekst na bardziej doroślejszy? w sensie rozpracowanie to dorosłym umysłem a nie naiwnym dziecięcym które “chłonęło” wszystko bez pomyślunku bo było młode i niedoświadczone? :3
Z moim osobistych doświadczeń co ciekawe wole być smutny niż wqrwiony co mnie niesamowicie zdumiało bo gniew jest energetyczny a smutek bardzo mało… to z tego że w gniewie jest pewien strach że będę ranił ludzi a jak jestem smutny to jak się “separuje” co jest bezpieczniejsze itp.
pozdrawiam, robisz świetną robotę :3
Cześć i pozdrawiam :)
Cześć sssj!
mam ciekawe pytanie chyba które ktoś nie zadał…
A czy to że je zadajesz wynika z jakiegoś problemu i potrzeby jego rozwiązania?
Czy tylko z ekscytacji tym, że nikt go jeszcze nie zadał i w związku z tym doświadczasz czegoś niezwykłego i wyjątkowego?
Uwalniam od ok 3 lat, ostatnio prawie codziennie ok 3 godzin (staram się np. jak jadę do pracy, robię nagrania i staram się uwalniać w “działaniu” co jest trudniejsze ale skuteczne).
Mam tylko nadzieję, że nie próbujesz uwalniać, gdy sam prowadzisz pojazd?
Ostrzegałem przed tym, a poza tym to wtedy nie jest uwalnianie, tylko fantazjowanie o uwalnianiu. I jest bardzo niebezpieczne.
I ostatecznie właśnie chodzi o to, by “uwalniać w działaniu”. Bo jeśli nie zaczynamy tego stosować w realnym życiu, to nie przyświeca nam wolność, tylko robienie dla samego robienia – by mieć wymówkę i usprawiedliwienie.
Np. że czegoś jeszcze nie możemy zrobić, bo jeszcze nie uwolniliśmy wystarczająco dużo, itp.
Zdrowie i trzeźwość utrzymujemy przez to jak żyjemy – jakim człowiekiem JESTEŚMY. Odpowiednie działania i ich odpowiednie motywacje wynikają z tego automatycznie.
Więc pytanie – co zmieniłeś przez te 3 lata?
Bo wiesz – archeolog też może kopać 3 lata i dokopać się do jakichś urn. Ale poza ekscytacją co to tak naprawdę zmienia?
Otóż dzieje się ostatnio BARDZO ciekawa rzecz..
Z jakich powodów ciekawa?
Jakie ma to dla Ciebie znaczenie?
Zaczynają mi się przypominać pewne rzeczy z dzieciństwa/okresu nastoletniego które jakby hmm dawno sobie nie przypomniałem albo zostały wyparte z pamięci :) jest to niesamowicie ciekawe bo mam takie uczucie “dokopywania” się do coraz głębszych warstw…
Czy to poprzez uwalnianie dokopuje się głębiej do jakiś traumatycznych albo przykrych przeżyć by emocje wyparte z nich też uwolnić?
Ja nie jestem w stanie powiedzieć co robisz, ani w jakim celu.
Na pewno uwolnione warstwy emocji umożliwiają doświadczenie niższych, bo podświadomość działa na zasadzie stosu. To jest podstawowa informacja o podświadomości i stłumionych ładunkach emocjonalnych.
A te głębsze warstwy zazwyczaj oznaczają, że zostały stłumione dawniej.
Każda emocja ma swój ładunek, który można wyczerpać poprzez uwalnianie.
Przypominam, że sam fakt, że czujemy jakąś emocję NIE rozładowuje jej. Uwalnianie to zadbanie o odpowiednie warunki dla tego samoistnego procesu.
Zaś trauma to jeszcze dodana do tego historia – zazwyczaj związana ze sporym ładunkiem emocji i graniem ofiary oraz wieloma innymi korzyściami, które być może mogły być przez nas dojone latami.
Wraz z tym mamy masę przyjemności z grania ofiary, z utrzymywania jak to inni byli źli, jak to nas skrzywdzili. To przywiązanie do jakichś swoich postaw, interpretacji, nadanych wartości, sensu i znaczenia.
Nie neguję, że tak mogło być jak to sobie przedstawiasz.
Tylko właśnie – tak mogło być np. 20 lat temu.
Pełne uwolnienie wymaga też przekroczenia pozycjonalności – wzrostu w świadomości. Czyli odpuszczenia zarówno przywiązania do pozycji jak i oporu.
Ważne, by pojąć, że emocji nie czujesz w przeszłości, ani nie mają swojego źródła w przeszłości. Bo przeszłość już nie istnieje. Przestaje istnieć w tym samym momencie, gdy się wydarzyła.
Czujesz te emocje, bo nadal stawiasz im opór oraz się ich trzymasz – zapewne w większości nieświadomie. To realna energia. Ale cała reszta już realna nie jest.
“Stało się” – to tylko logicznie brzmiący argument ale wychodzi z założenia, że to co się stało nadal jest. A to już urojenie.
Co więcej – zakładamy, że TO, co się stało jest takim jakim to widzimy, a wraz z tym wywarło na nas te wszystkie np. bolesne wpływy – jak wina, wstyd, lęk, cierpienie.
A to, że kiedyś coś się stało, to tylko racjonalizacja. Ale wygodna, użyteczna teraz jako usprawiedliwienie. Bo np. nie chcemy wziąć odpowiedzialności za cierpienie, które kontynuujemy na własne życzenie.
Nic co stało się w przeszłości nie ma swojego oddziaływania teraz.
Psychiatria uwielbia wracać do przeszłości, co często tylko nieraz siłą mierzy człowieka z doświadczeniami, których wcale nie chce przeżyć. Bo dalej się ich trzyma, dalej gra ich ofiarę.
Nie dostrzegamy, że nasze założenia opierają się o fałsz. O znaczenie, które sami nadaliśmy.
To może być pomocne w uświadomieniu sobie, że np. trzymamy się lęku, bo tak jak gdy byliśmy kilkuletnim dzieckiem, wierzyliśmy, że kulenie się w sobie i banie się chroni nas – że w ten sposób np. zamiast gniewu pijanego rodzica, wywołamy w nim współczucie i litość.
Tak się zazwyczaj nie działo, tylko rozwścieczało rodzica. Jednak dziecko dochodzi do dwóch wniosków (bo jest dzieckiem):
– Że jest z nim coś nie tak. Np. nie zasługuje na litość i dlatego jej nie dostało pomimo właściwego postępowania i jeszcze np. przyjęcia kary za coś, czego nie rozumie.
– Że dalej musi robić to samo, tylko bardziej. Czyli bardziej grać ofiarę, bardziej się opierać, bardziej się lękać, bardziej wierzyć, że jest z nim coś nie tak.
Więc możemy być do tego kolosalnie przywiązani. A w umyśle widzieć będziemy racjonalizacje tego przywiązania. Np. właśnie “coś się stało X lat temu”. I wierzymy, że faktycznie to “X lat temu” nadal istnieje i to jak to widzimy było prawdą i nadal jest prawdą. Ale to nie fakty, to nasze nadane temu znaczenie, sens i wartość.
Jeśli cierpimy teraz, to cierpimy teraz. Bo teraz to wybieramy. Nie wybieramy tego kiedyś.
To jakbyśmy 20-30-40 lat temu wsadzili do plecaka ciężki kamień. Co z tego kiedy to zrobiliśmy 40 lat temu? Problem stanowi to, że ten kamień nadal nosimy. W TYM MOMENCIE.
Po co wracać do przeszłości? Po co ją analizować? Należy ten kamień wyjąć TERAZ. Nie można go wyjąć w przeszłości. Co za różnica co było 40 lat temu? Może na tym kamieniu był wtedy mech, a teraz go nie ma.
I?
Żeby to zrobić, trzeba rezygnować ze wszystkich korzyści, usprawiedliwień i racjonalizacji, które mamy TERAZ.
Np. nosimy ten ciężki kamień, bo gdy się czegoś boimy, zawsze możemy powiedzieć jak nam jest ciężko przez to, że 40 lat temu wsadziliśmy do swojego plecaka ten ciężki głaz. Np. dzieci w klasie się z nas śmiały.
Dobrze jest wierzyć, że faktycznie coś się stało kiedyś i dlatego dziś cierpimy. Ale radykalna prawda pokazuje nam, że to wygodne, bo to my teraz nie chcemy przyjąć tego ogromu winy, którą gromadziliśmy od tych 40-tu lat. Wina rosła, bo to my stawialiśmy jej opór i to my utrzymywaliśmy percepcje kata i ofiary.
Bo np. potrafię już nie roztrząsać i grać ofiary jak przypomnę sobie że np. jako dziecko zawiodłem się mocno na jakieś osobie – tylko mówię “aaa było minęło, teraz jest teraz, nie ma co rozrabiać tego na nowo” co kiedyś było KOMPLETNIE ODWROTNIE, uwielbiałem przypominać sobie przykre rzeczy i grać ofiarę :3
Ok, to dobrze! To jest postęp.
Jednak upewnij się czy nie próbujesz tego ominąć, obejść. Jak mówiłem – kamień jest realny. Tylko wszystko inne to już dodana do tego bajeczka.
Emocje to energia. A my nadajemy jej (prze)znaczenie. Np. demonizowanie lęku bardzo obciąża całe ciało i psychikę. Uznanie lęku odwraca kierunek.
Opór to nasze nastawienie – energetyczne dławienie czegoś w sobie, często z przekonaniem, że w ten sposób chronimy się przed czymś zewnętrznym oraz wewnętrznym. Bo porównujemy to do naprężania mięśni w oczekiwaniu na nadchodzący cios.
Co więcej – zawiodłeś się, bo miałeś wobec tej osoby oczekiwania, wymagania, itd. Byłeś więc OCZAROWANY.
Pytanie – czy skorygowałeś tę postawę? Czy nadal masz oczekiwania?
Jeśli nadal je masz – dlaczego? Na co liczysz? Jakie znaczenie mają dla Ciebie (te) oczekiwania?
Wielu z uwalniania zrobiło sobie syzyfową pracę – ciągle żyją tak samo ale już mają narzędzie, którym się doskonale bawią. Ale stoją w miejscu.
I tylko kwestią czasu jest jakieś wydarzenie, które ukaże bezowocność tej pracy i właśnie niejeden zaczął się wtedy użalać “no przecież wszystko robiłem jak należy, dlaczego nic to nie dało?!”
Bo nigdy nie było intencji zmiany SIEBIE.
Chcenie to często nie jest intencja, ani decyzja.
Z moim osobistych doświadczeń co ciekawe wole być smutny niż wqrwiony co mnie niesamowicie zdumiło bo gniew jest energetyczny a smutek bardzo mało… to z tego że w gniewie jest pewien strach że będę ranił ludzi a jak jestem smutny to jak się “separuje” co jest bezpieczniejsze itp.
Bo to, że emocje są wyższe czy niższe w formie czy ilości energii, to tylko teoria.
Zaś rzeczywistość właśnie jest już indywidualna. To czego dostrzegłeś, to rzekomo za “ochroną innych” odcinasz się od wyższych poziomów energii – od wyższych jakości funkcjonowania.
Sami to wybieramy.
Pytanie – czy separowanie i opieranie się gniewowi i wieczne wybieranie smutku – jest naprawdę ochroną i dbaniem o siebie i innych?
A nie jest to usprawiedliwianie lęku, a lęku chcemy, bo pod nim jest dużo winy i wstydu? Oraz niechęci, by brać odpowiedzialność za popełnione błędy?
Jak widzisz – możemy nosić ciężki kamień i naprawdę wierzyć, że to dobry pomysł. Bo np. nie mamy siły, by się rozpędzić i w ten sposób nigdy w nikogo nie wbiegniemy! Jakie szlachetne! ;)
Zauważ – to ciągle, bezustannie tylko babranie się w emocjach i graniu ofiary. To cały czas niechęć do wzięcia odpowiedzialności.
To ciągłe dorabianie racjonalizacji i usprawiedliwień do emocji. Nic więcej.
To wewnętrzny cyrk. Ale bardzo go lubimy, bo wiecznie to my jesteśmy w świetle reflektorów.
A co z realnym życiem?
Jak podkreślałem – tu chodzi o korzyści, nie o same emocje. I nie ma w tym żadnej logiki – są tylko korzyści. W tym korzyści z ciągłego dojenia emocjonalnej pożywki.
Logiczne mogą wydawać się tylko racjonalizacje i usprawiedliwienia. Co pokazuje też niebezpieczeństwa logiki. Bo logika to narzędzie. A nawet najbardziej prymitywnym młotkiem można sobie rozwalić łapę.
Co bardziej wykwintne racjonalizacje przynoszą tylko bardziej zakamuflowane straty.
Nie ważne jak sobie to wytłumaczymy. Nawet takimi pozornie “cnotliwymi” czy wręcz “heroicznymi” racjonalizacjami.
Tak jak np. “słuszny gniew” na grzesznika, itp., czym miliony nadal się upijają.
Nie zmienia to faktu, że gniew to gniew i jeśli się gniewamy, to my mamy problem i to my popełniamy błąd.
A gniew to usprawiedliwienie dla postawy kata – karzemy tych, których sami dumnie potępiliśmy i nie zgadzamy się na to, by żyli.
Pomijamy przy tym szerszy kontekst życia – rzeczywistości.
W wąskim każda negatywna postawa wydawać się może dobra.
pozdrawiam, robisz świetną robotę :3
Dziękuję serdecznie!
1.A czy to że je zadajesz wynika z jakiegoś problemu i potrzeby jego rozwiązania?
Czy tylko z ekscytacji tym, że nikt go jeszcze nie zadał i w związku z tym doświadczasz czegoś niezwykłego i wyjątkowego?
1.Nie po prostu mnie co zaciekawiło… tylko tyle.
2.Mam tylko nadzieję, że nie próbujesz uwalniać, gdy sam prowadzisz pojazd?
Ostrzegałem przed tym, a poza tym to wtedy nie jest uwalnianie, tylko fantazjowanie o uwalnianiu. I jest bardzo niebezpieczne.
2.Nie ale np. w pracy jak ktoś nieświadomie wywoła we mnie mój „trigger” albo BEZ POWODU zacznę odczuwać wkurwienie to staram się to uwalniać w tej chwili.
3.I ostatecznie właśnie chodzi o to, by “uwalniać w działaniu”. Bo jeśli nie zaczynamy tego stosować w realnym życiu, to nie przyświeca nam wolność, tylko robienie dla samego robienia – by mieć wymówkę i usprawiedliwienie.
3.Niestety w kwestii kobiet stoję w miejscu, wiem że powinienem działać ale dostałem niesamowitej apatii w tym temacie… pewnie podświadomie to jest wygodne lecz kompletnie nie wiem jak to „odpuścić” itp. Po prostu jakbym nie miał motywacji.. może ćwiczenia siłowe na rozruch testosteronu? Mam sporo wypartego gniewu i zauważyłem że przelewam go strasznie na innych (w tym na kobiety) pewien automatyzm przejęty nieświadomie przez ojca (choleryk który tak robi ciągle).
Ciągle boje się tego odrzucenia, że nie wyjdzie, że po co… boje się też że będę agresywny, bo tak radziłem sobie z lękami.
4.Zdrowie i trzeźwość utrzymujemy przez to jak żyjemy – jakim człowiekiem JESTEŚMY. Odpowiednie działania i ich odpowiednie motywacje wynikają z tego automatycznie.
4. Staram się to robić lecz ciągle powracam do schematu ofiary, zrzucania winy na innych i urągania w myślach. Mam niesamowity problem z wypartym gniewem. Jest on ogromny. Mam czasami ochotę skakać po głowach. Po prostu parę razy miałem czystą furię, oczywiście jak za każdym razem nikomu nic nie zrobiłem ale niesamowicie się z tym męczę. to już wstyd czy smutek jest łatwiejszy. A tak np. teraz jak to piszę to czuję takie napięcie, że chętnie bym komuś spuścił łomot jak dresiarz. I z drugiej strony (co wiem że bez sensu) wpadam w poczucie winy z tego powodu bo przecież nie jestem złym człowiekiem i nigdy nie byłem. Gniew interpretuje tak bo mój ojciec to furiat i zawsze się go bałem, nie rozumiałem jego reakcji i często sprawiał mi dużo zawodu swoim zachowaniem i zaborczością (nie gram teraz ofiary tylko staram się dociec czemu tak bardzo demonizuje ten gniew).
5.Więc pytanie – co zmieniłeś przez te 3 lata?
Bo wiesz – archeolog też może kopać 3 lata i dokopać się do jakichś urn. Ale poza ekscytacją co to tak naprawdę zmienia?
5. 70% to uwalnianie na fotelu do nagrać itp. 30% realne sytuacje ale z kobietami to z 5% tylko.
6. Każda emocja ma swój ładunek, który można wyczerpać poprzez uwalnianie.
Przypominam, że sam fakt, że czujemy jakąś emocję NIE rozładowuje jej. Uwalnianie to zadbanie o odpowiednie warunki dla tego samoistnego procesu.
6. No i powiem że aż brwi uniosłem. To ja już nic nie rozumiem. Poczekaj. Jeżeli np. siedzę i czuje bez powodu strach/gniew/wstyd to to nie jest wyparta emocja? Bo jeżeli np. nafetowany dresiarz 190 do mnie się sapie i macha mi rękoma przed twarzą to to JEST bodziec.
Przeważnie robię tak: siedzę np. w pracy, odczuwać zaczynam bez powodu wstyd (często takie odczuwanie jest poprzedzone „wyzerowanym” spokojnym stanem, sądzę że to są te warunki do tego procesu) czuję ten wstyd i mówię ze spokojem „ok., wstyd się bez powodu pojawił, to pewnie ten wyparty, odczuj sobie na spokojnie i daj sobie go odczuć i niech się wyładuje, jego energia” i powiedzmy 1,2,3 godziny… Ostatnio miałem fajne doświadczenie bo poczułem np. bardzo mocny żal aż wykręcał mi trzewia i to trwało 5-10 minut i po tym od razu się rozproszyło :3 i to było super bo kiedyś to potrafiło trwać o wiele dłużej, sądzę że to po prostu pozwolenie na PEŁNY tego przepływ i dlatego to trwało tak krótko w porównaniu na nieświadomym „połowicznym” i się wtedy z tym męczyłem.
Poza tym przecież by emocje odpuścić/uwolnić trzeba ją ODCZUWAĆ. Czy zatem chodzi ci o „taplaniu” się w danej emocji bo mamy z odczuwania jej (ale nie odpuszczenia) jakieś profity?
7.Zaś trauma to jeszcze dodana do tego historia – zazwyczaj związana ze sporym ładunkiem emocji i graniem ofiary oraz wieloma innymi korzyściami, które być może mogły być przez nas dojone latami.
Wraz z tym mamy masę przyjemności z grania ofiary, z utrzymywania jak to inni byli źli, jak to nas skrzywdzili. To przywiązanie do jakichś swoich postaw, interpretacji, nadanych wartości, sensu i znaczenia.
7. Niestety nadal czasami mam takie wizje, że jacyś szkolni oprawcy dostają za swoje… co ciekawe 3 osoby które mi bruździły w dzieciństwie… 1 jest już chyba alkoholikiem, druga się nim pewnie stanie, 3 jest jakimś nerwicowcem chyba… i staram się nie mieć z tego powodu satysfakcji.
Ciężko jest nie grać ofiary jeżeli naprawdę człowiek nie był jakoś zły ta takie rzeczy na niego spadły. Z tym nieświadomym przyciąganiem takich osób do nas – średnio w to wierzę. Jeżeli potrąci mnie samochód to znaczy że to moja wina? Mimo iż zachowałem 100 proc ostrożność i przeciwdziałałem tej sytuacji? A się okazuje że kierowca był pijany i po prostu to był zwykły pech…
8.Nie neguję, że tak mogło być jak to sobie przedstawiasz.
Tylko właśnie – tak mogło być np. 20 lat temu.
8. Tak dlatego zacząłem sobie powtarzać „chłopie, to było tak dawno że daj spokój! Skup się na tym co teraz, ile można mielić ten sam temat!, rzygać się chce!”
9.Pełne uwolnienie wymaga też przekroczenia pozycjonalności – wzrostu w świadomości. Czyli odpuszczenia zarówno przywiązania do pozycji jak i oporu.
9. Mogę się pochwalić że miałem „porywy” takiego uczucia prawdziwej miłości i czegoś „wyższego”, często po bardzo ciężkim uwalnianiu dużych energii emocji. Trwało to bardzo krótko ale naprawdę – tego uczucia nie da się opisać. Raz to weszło jak słuchałem muzyki i musiałem się hamować bo byłem w tramwaju a muzyka by mnie „porwała”, 200 proc przyjemności z utworu :3 świetna rzecz! :3 To jakbyś był na 3/10 levelu i na kilka minut skoczył na 8/10 bądź 9/10 :3.
10.Ważne, by pojąć, że emocji nie czujesz w przeszłości, ani nie mają swojego źródła w przeszłości. Bo przeszłość już nie istnieje. Przestaje istnieć w tym samym momencie, gdy się wydarzyła.
Czujesz te emocje, bo nadal stawiasz im opór oraz się ich trzymasz – zapewne w większości nieświadomie. To realna energia. Ale cała reszta już realna nie jest.
“Stało się” – to tylko logicznie brzmiący argument ale wychodzi z założenia, że to co się stało nadal jest. A to już urojenie.
Co więcej – zakładamy, że TO, co się stało jest takim jakim to widzimy, a wraz z tym wywarło na nas te wszystkie np. bolesne wpływy – jak wina, wstyd, lęk, cierpienie.
10.Masz rację, są ludzie którzy przeżyli gorsze rzeczy a nie wpłynęło to na nich aż tak bardzo… zawsze mnie ciekawi czy mieli farta i po prostu DOBRZE zinterpretowali te sytuacje? Nie jako ofiary ale jakąś lekcje? Doświadczenie?
11. To może być pomocne w uświadomieniu sobie, że np. trzymamy się lęku, bo tak jak gdy byliśmy kilkuletnim dzieckiem, wierzyliśmy, że kulenie się w sobie i banie się chroni nas – że w ten sposób np. zamiast gniewu pijanego rodzica, wywołamy w nim współczucie i litość.
Tak się zazwyczaj nie działo, tylko rozwścieczało rodzica. Jednak dziecko dochodzi do dwóch wniosków (bo jest dzieckiem):
– Że jest z nim coś nie tak. Np. nie zasługuje na litość i dlatego jej nie dostało pomimo właściwego postępowania i jeszcze np. przyjęcia kary za coś, czego nie rozumie.
– Że dalej musi robić to samo, tylko bardziej. Czyli bardziej grać ofiarę, bardziej się opierać, bardziej się lękać, bardziej wierzyć, że jest z nim coś nie tak.
11. O cholera! To jest mocne! Racja!. Mój ojciec czasami mu odpier_alało i krzyczał na mnie i mnie wyzywał. Pamiętam ten strach i dezorientacje… że czemu mu tak odwala? Teraz LOGICZNIE wiem (po prostu musiał się wyładować i tyle, nie ma w tym logiki) ale co skoro ten strach, poczucie krzywdy i zranienia nadal emocjonalnie jest? Jedyny plus że mu sporo już wybaczyłem… bo też miał ciężkie dzieciństwo.
12. Np. nosimy ten ciężki kamień, bo gdy się czegoś boimy, zawsze możemy powiedzieć jak nam jest ciężko przez to, że 40 lat temu wsadziliśmy do swojego plecaka ten ciężki głaz. Np. dzieci w klasie się z nas śmiały.
12. Ok. rozumiem, ale technicznie, mam takie coś u siebie właśnie z pewnego okresu wyśmiewania mnie w gimnazjum że mylnie interpretuje żarty z siebie jako OBRAŻANIE mnie… mimo iż 90 proc tych żartów to nie obrażanie. Przez co wychodzę na sztywniaka.. to jak to jest? Bo z tym się bujam długo. Czasami potrafię się śmiać z siebie ale np. jak chodzę wkurzony to chętnie takiej osobie bym pocisnął i nie mam wtedy do siebie dystansu, jak jestem w gniewie. Ogólnie żarty ze mnie w 90 proc źle interpretuje na starcie… da się to uwolnić? Niestety wychowywałem się z środowisku gdzie trzeba było uważać na „swoją twarz” być charakterny, odpowiadać na zaczepki bo by cię zajechali. I tak mi to zostało w takim nawyku L ja wiem że tego nie ma ale jak pozbyć się tego odruchowego zachowania?
13.Emocje to energia. A my nadajemy jej (prze)znaczenie. Np. demonizowanie lęku bardzo obciąża całe ciało i psychikę. Uznanie lęku odwraca kierunek.
13. Z mojego dzieciństwa – boją się lamusy, wypieranie lęku, lęk zostaje w ciele, zakleszcza się itp. L ale kto był wtedy tego świadomy? L
14.Opór to nasze nastawienie – energetyczne dławienie czegoś w sobie, często z przekonaniem, że w ten sposób chronimy się przed czymś zewnętrznym oraz wewnętrznym. Bo porównujemy to do naprężania mięśni w oczekiwaniu na nadchodzący cios.
14. Tak jak wyżej, człowiek bał się okazać strach bo bał się reakcji rówieśników i „utraty twarzy” charakternego… chore wiem, ale kiedyś tak było (oczywiście tylko podaje przykład, wiem że teraz jest inaczej:3 )
15. Co więcej – zawiodłeś się, bo miałeś wobec tej osoby oczekiwania, wymagania, itd. Byłeś więc OCZAROWANY.
Pytanie – czy skorygowałeś tę postawę? Czy nadal masz oczekiwania?
Jeśli nadal je masz – dlaczego? Na co liczysz? Jakie znaczenie mają dla Ciebie (te) oczekiwania?
15. Ostatnio o tym myślałem i dzięki za radę – będę to odpuszczał, nie zdawałem sobie z tego sprawy…
Tak uważam że te oczekiwania były pewnie przez wyparty strach… żeby mieć POCZUCIE KONTROLI. Że ktoś cię nie zostawi, nie oszuka… na „pastwę losu” itp.
16. Bo to, że emocje są wyższe czy niższe w formie czy ilości energii, to tylko teoria.
Zaś rzeczywistość właśnie jest już indywidualna. To czego dostrzegłeś, to rzekomo za “ochroną innych” odcinasz się od wyższych poziomów energii – od wyższych jakości funkcjonowania.
Sami to wybieramy.
16. Pisałeś że gniew można spożytkować do działania, parę razy mi się tak udało, np. dzisiaj. W pracy do pracy, gniew wszedł w taką DETERMINACJĘ.
Jednak przeważnie mam złą interpretację gniewu… musze to zrekontekstrualizować… inaczej niż na wzór ojca(i to jak on okazywał gniew).
17.Pytanie – czy separowanie i opieranie się gniewowi i wieczne wybieranie smutku – jest naprawdę ochroną i dbaniem o siebie i innych?
A nie jest to usprawiedliwianie lęku, a lęku chcemy, bo pod nim jest dużo winy i wstydu?
17. Mam koleżankę w pracy która lubi zawstydzać. Irytuje mnie ona czasami ostro, to znaczy że nadal opieram się wstydowi? I czy mam ją traktować jako dar który pomoże mi „wyciągniąć” ten wstyd i pozwolić odpuścić?
18.Zauważ – to ciągle, bezustannie tylko babranie się w emocjach i graniu ofiary. To cały czas niechęć do wzięcia odpowiedzialności.
To ciągłe dorabianie racjonalizacji i usprawiedliwień do emocji. Nic więcej.
To wewnętrzny cyrk. Ale bardzo go lubimy, bo wiecznie to my jesteśmy w świetle reflektorów.
A co z realnym życiem?
18. Czyli podsumowując „odczuwam wstyd” ->”to tylko wstyd, energia mogę to odpuścić -> odpuszczam, odczuwam i uwalniam…
nie dorabiam ideologii ze ten wstyd a bo ktoś mnie zawstydzał kiedyś i to była qrwa itp. a dlaczego to spotkało mnie bla bla bla itp. tak?
1.A czy to że je zadajesz wynika z jakiegoś problemu i potrzeby jego rozwiązania?
Czy tylko z ekscytacji tym, że nikt go jeszcze nie zadał i w związku z tym doświadczasz czegoś niezwykłego i wyjątkowego?
1.Nie po prostu mnie co zaciekawiło… tylko tyle.
Pamiętaj, że ciekawość nie jest pozbawiona pułapek.
Ile razy mówiłeś sobie np. “sprawdzę tylko czy jest coś nowego na tym serwisie”? Np. serwisie pornograficznym?
Uczucia to jedno. Decyzje to drugie. A trzecie to motywacje, intencje stojące za nimi.
Szczególnie nigdy nie ma “po prostu”.
Nie TO Cię zaciekawiło, bo to nic nie robi. To Twoje podejście, Twoje widzenie tego spowodowało ekscytację.
Równie dobrze mogłeś to uznać za nieważne, odpuścić i zająć się czymś innym.
Często jeszcze aspektem “zaciekawiło mnie to” jest nieuświadomiona bajeczka, która stoi za chęcią zrobienia czegoś.
Z góry obraliśmy cel, coś co chcemy sprawdzić. I tym bardziej się w tym zatrzaskujemy nie mając świadomości ani że to robimy, ani w czym się zatrzaskujemy.
2.Mam tylko nadzieję, że nie próbujesz uwalniać, gdy sam prowadzisz pojazd?
Ostrzegałem przed tym, a poza tym to wtedy nie jest uwalnianie, tylko fantazjowanie o uwalnianiu. I jest bardzo niebezpieczne.
2.Nie ale np. w pracy jak ktoś nieświadomie wywoła we mnie mój „trigger” albo BEZ POWODU zacznę odczuwać wkurwienie to staram się to uwalniać w tej chwili.
Bez powodu odczuwać wkurwienie?
To że NIE JESTEŚ ŚWIADOMY powodów, NIE oznacza, że ich nie ma.
Tym bardziej uważasz, że ktoś wywołuje coś w Tobie. Ale ludzie to nie są czarownicy z filmu fantasy.
Tak jak z ciekawością, to co stanowi pretekst do pewnych zachowań, jest stricte wewnętrzne.
3.I ostatecznie właśnie chodzi o to, by “uwalniać w działaniu”. Bo jeśli nie zaczynamy tego stosować w realnym życiu, to nie przyświeca nam wolność, tylko robienie dla samego robienia – by mieć wymówkę i usprawiedliwienie.
3.Niestety w kwestii kobiet stoję w miejscu, wiem że powinienem działać ale dostałem niesamowitej apatii w tym temacie… pewnie podświadomie to jest wygodne lecz kompletnie nie wiem jak to „odpuścić” itp. Po prostu jakbym nie miał motywacji.. może ćwiczenia siłowe na rozruch testosteronu? Mam sporo wypartego gniewu i zauważyłem że przelewam go strasznie na innych (w tym na kobiety) pewien automatyzm przejęty nieświadomie przez ojca (choleryk który tak robi ciągle).
Ciągle boje się tego odrzucenia, że nie wyjdzie, że po co… boje się też że będę agresywny, bo tak radziłem sobie z lękami.
Nie dostałeś nic, bo apatia to nie jest podwyżka, ani dodatkowy ser na pizzy.
Apatyczność wynika najczęściej z bardzo silnego oporu, wmawiania sobie bezsilności, a pod tym zazwyczaj kryje się dużo strachu.
Tym samym – Ty sam obniżasz swój poziom energii, bo stanowi to doskonałą wymówkę, by nie podejmować działań.
I potencjał energii nie zacznie się podnosić, aż nie zaczniesz podejmować działań i mierzyć się z lękiem.
“Choleryk” to człowiek, który gniewem maskuje lęk, wstyd i winę, wmawianą sobie bezsilność i granie ofiary.
Więc granie ofiary emocji i tego, co/kogo uważamy za ich źródło to właśnie efekt naśladowania. Nie żaden “automatyzm”, tylko to są nieświadome decyzje.
A stały się nieświadome, czyli nawykowe, bo wybrałeś je już tysiące razy.
Co też pokazuje, że nigdy nie radziłeś sobie z lękami. Tłumienie ich, uciekanie w nieświadomość to nie jest “radzenie sobie”. Wręcz przeciwnie.
Zamiatanie śmieci pod dywan nie jest sprzątaniem w domu.
Tylko dlatego, że przestaliśmy widzieć śmieci na podłodze NIE oznacza, że jest czysto.
Nasze percepcje to jedno. Fakty to drugie. A uczucia na temat tego wszystkiego to trzecie.
4.Zdrowie i trzeźwość utrzymujemy przez to jak żyjemy – jakim człowiekiem JESTEŚMY. Odpowiednie działania i ich odpowiednie motywacje wynikają z tego automatycznie.
4. Staram się to robić lecz ciągle powracam do schematu ofiary, zrzucania winy na innych i urągania w myślach. Mam niesamowity problem z wypartym gniewem.
Jest on ogromny. Mam czasami ochotę skakać po głowach. Po prostu parę razy miałem czystą furię, oczywiście jak za każdym razem nikomu nic nie zrobiłem ale niesamowicie się z tym męczę.
to już wstyd czy smutek jest łatwiejszy. A tak np. teraz jak to piszę to czuję takie napięcie, że chętnie bym komuś spuścił łomot jak dresiarz.
I z drugiej strony (co wiem że bez sensu) wpadam w poczucie winy z tego powodu bo przecież nie jestem złym człowiekiem i nigdy nie byłem.
Gniew interpretuje tak bo mój ojciec to furiat i zawsze się go bałem, nie rozumiałem jego reakcji i często sprawiał mi dużo zawodu swoim zachowaniem i zaborczością (nie gram teraz ofiary tylko staram się dociec czemu tak bardzo demonizuje ten gniew).
Dziękuję, że to piszesz.
Problem gniewu jest bliski mi i wielu innym.
Ostatnio usłyszałem świetny tekst:
12 kroków jest po to, by nie popełnić samobójstwa.
12 tradycji jest po to, by nie popełnić zabójstwa.
12 koncepcji jest po to, by nie popełnić ludobójstwa.
;)
To tak w kwestii tej chęci “skakania po głowach”.
Oczywiście, że nie jesteś złym człowiekiem. Nikt nie jest. Jesteś chory i jesteś bezsilny wobec gniewu.
Ale nie jesteś bezradny.
Męczysz się, bo właśnie uważasz, że ten gniew, ta wściekłość i towarzyszące jej myśli czynią Cię złym człowiekiem lub mogą uczynić.
Boisz się, że gdy to dopuścisz, to zaczniesz robić ludziom to, co widzisz w myślach.
Oraz uważasz, że takim człowiekiem czynią Cię inni ludzie. Dlatego rośnie w Tobie pragnienie odwetu.
Dlatego raz jeszcze – potrzebny jest system i zaufanie. W tym odpowiedzialność. Dopuszczenie do siebie emocji, NIE oznacza, że zdarzy się to, co widzimy w myślach.
Wręcz przeciwnie – zaczynamy pozwalać rozładowywać się energii emocjonalnej i właśnie te pragnienia, by “wyżyć się” na innych zaczną maleć.
“Wyżyć” wcale nie znaczy, że służysz (swojemu) życiu. Wręcz przeciwnie.
A nie dopuszczanie gniewu do świadomości, męczenie się z nim, ciągłe stawianie oporu powoduje, że gniew rośnie.
I wkrótce wystarczy już byle co, by “czara goryczy” się przelała i wtedy właśnie łatwo o taką reakcję jak to widzisz w myślach.
Ciągle wpatrując się w takie myśli programujesz się tymi pragnieniami.
I trudno będzie Ci wybrać coś innego w sytuacji bardzo emocjonalnej.
Potrzebna jest poważna praktyka i masa dyscypliny, by zacząć odklejać się od myśli i emocji i przestać reagować na ich bazie.
To się nazywa odpowiedzialność.
O tym wszystkim jest w WoP.
5.Więc pytanie – co zmieniłeś przez te 3 lata?
Bo wiesz – archeolog też może kopać 3 lata i dokopać się do jakichś urn. Ale poza ekscytacją co to tak naprawdę zmienia?
5. 70% to uwalnianie na fotelu do nagrać itp. 30% realne sytuacje ale z kobietami to z 5% tylko.
Czyli niewiele się zmieniło.
To pytanie typu:
– No jak idzie remont? Wiertarka służy?
A w odpowiedzi – “no, wiercę”.
– Ale jak idzie remont?
– Wiercę. Raz na drabinie, raz na kuckach.
– Ale jakie są postępy?
– Korzystam z wiertarki.
6. Każda emocja ma swój ładunek, który można wyczerpać poprzez uwalnianie.
Przypominam, że sam fakt, że czujemy jakąś emocję NIE rozładowuje jej. Uwalnianie to zadbanie o odpowiednie warunki dla tego samoistnego procesu.
6. No i powiem że aż brwi uniosłem. To ja już nic nie rozumiem.
Co pokazuje, że pewnie często myślisz o uwalnianiu, a nie uwalniasz.
No przecież sam mówisz – czujesz furię, że chciałbyś ludzi pozabijać.
Ale czy uwalniasz? Nie.
Sam mówisz – męczysz się.
Podobnie z kobietami – nie dopuszczasz do siebie lęku. Bo stajesz się apatyczny.
Tylko dlatego, że odczuwasz lęk NIE oznacza, że uwalniasz. Uwalnianie ma bardzo konkretne elementy.
Poczekaj. Jeżeli np. siedzę i czuje bez powodu strach/gniew/wstyd to to nie jest wyparta emocja?
Może być niegdyś wyparta.
Ale to, że czujesz NIE oznacza, że uwalniasz.
Miliardy ludzi non stop coś czuje. Ale uwalniania nie dokonują.
Mówisz “ktoś wywołał we mnie trigger”. Ale uwalnianie mówi wprost – “to ja mam w sobie dużo gniewu, nikt go we mnie nie stworzył”.
Mamy ignorować ten mentalny bełkot i skupić się tylko na nieoceniającej obserwacji uczucia bez chęci jego zmiany, pozbycia się, itd.
Bo jeżeli np. nafetowany dresiarz 190 do mnie się sapie i macha mi rękoma przed twarzą to to JEST bodziec.
Ok, a czy miałeś taką sytuację?
Opisujesz coś ze swojego, realnego życia czy przepisujesz mi jakieś fantazje mające coś udowodnić?
To nie jest bodziec. MOŻESZ pozostać spokojny. Ale jeśli masz w sobie dużo lęku, grasz ofiarę, chcesz widzieć w świecie przyczyny swojej niedoli, to oczywiście to będzie dla Ciebie jak bodziec.
Jednak lęk – duży czy mały – dotyczący czegokolwiek, to wciąż ten sam lęk.
Lęk wobec użądlenia przez pszczołę jest tym samym, co lęk wobec dresa machającego rękami.
To my mamy problem z lękiem. Tego problemu nie ma w świecie.
Nie lękaniem się dbamy o swoje życie. Tylko troską.
Człowiek odwiecznie zahipnotyzowany myślami tylko wmawia sobie, że bojąc się – utrzymując lęk i stojącą za nim bajkę – dba o swoje życie. I więcej – że przeżywa DZIĘKI lękowi.
To urojenie, które można zweryfikować w kilka chwil uczciwej analizy własnych decyzji.
Bowiem każda decyzja oparta o lęk mogła zostać podjęta z troski, spokoju. A my zwlekaliśmy i męczyliśmy się bardzo długo i NIE CHCIELIŚMY zadbać o swoje życie. Przyczyny stać za tym mogą rozmaite.
Ale każdej towarzyszy to samo – “NIE CHCĘ zrobić tego co niezbędne”.
I często wtedy nagle lęk staje się świetnym kozłem ofiarnym.
Przeważnie robię tak: siedzę np. w pracy, odczuwać zaczynam bez powodu wstyd (często takie odczuwanie jest poprzedzone „wyzerowanym” spokojnym stanem, sądzę że to są te warunki do tego procesu) czuję ten wstyd i mówię ze spokojem
„ok., wstyd się bez powodu pojawił, to pewnie ten wyparty, odczuj sobie na spokojnie i daj sobie go odczuć i niech się wyładuje, jego energia” i powiedzmy 1,2,3 godziny…
Ostatnio miałem fajne doświadczenie bo poczułem np. bardzo mocny żal aż wykręcał mi trzewia
Żal nic Ci nie może wykręcić.
Zapewne się opierałeś.
Z mojego doświadczenia jak i moich klientów – gdy pozwalamy sobie na porządny żal, to doznajemy uczucia ulgi, gdy to płynie swobodnie.
Nie towarzyszą temu nieprzyjemności.
Podobnie z lękiem – niezależnie jak duży ładunek to jest – gdy całkowicie się mu poddajesz i pozwalasz mu płynąć, to nic złego Ci się nie dzieje, ciało nie reaguje jakby coś je szarpało.
i to trwało 5-10 minut i po tym od razu się rozproszyło :3 i to było super bo kiedyś to potrafiło trwać o wiele dłużej,
Ja tu podejrzewam, że ten żal stłumiłeś w te 5-10 minut.
Gdy dopuszczamy do siebie żal bez oporu, bez prób jego zmiany, kontroli, bez chęci pozbycia się, tylko pozostajemy neutralni, to nie będzie takich wydarzeń.
I właśnie tu prawdopodobnie jest nieuświadomiony opór.
Ze wstydem zgodzę się – stałeś się świadomy, spokojnie go zaakceptowałeś, nawet poprosiłeś o więcej.
A czy z żalem zrobiłeś to samo?
Z gniewem?
Tzw. “trigger” to nasza postawa wobec czegoś/kogoś.
Nikt i nic samo z siebie tym nie jest.
Są ludzie, dla których przerażające jest, że nic się w ich życiu nie dzieje.
Dla innych dokładnie to samo jest pretekstem do zadowolenia.
Nasze szybkie reakcje – tak szybkie, że orientujemy się po fakcie – NIE stanowią dowodu, że coś w nas cokolwiek wywołało, spowodowało, wymusiło.
To tylko informacja zwrotna o naszym poziomie nieświadomości.
sądzę że to po prostu pozwolenie na PEŁNY tego przepływ i dlatego to trwało tak krótko w porównaniu na nieświadomym „połowicznym” i się wtedy z tym męczyłem.
Nie ma “połowicznego”.
Albo się opierasz, albo nie.
Albo uwalniasz, albo nie.
Albo sikasz, albo nie sikasz.
Nie możesz sikać połowicznie.
Moment uwolnienia danego ładunku emocji zawsze jest jasny. Zmienia się cały nasz stan wewnętrzny na bardziej pozytywny.
Męczenie to zawsze znak, że stawiamy opór, że próbujemy kontrolować ten proces, że próbujemy go zmienić, zmusić się, itd.
Uwalnianie to PODDANIE. A nie coś, co robimy własnoręcznie, a wraz z tym możemy to robić lepiej, sprawniej, szybciej.
W instrukcji uwalniania nie ma słowa o robieniu czegokolwiek z emocją.
Uwalnianie to samoistny fenomen. My możemy tylko zadbać o warunki dla niego.
Poza tym przecież by emocje odpuścić/uwolnić trzeba ją ODCZUWAĆ.
To jeden z warunków.
Ale to nie wszystko.
Możesz się wkurwić – będziesz odczuwał emocję. Ale ona zamiast zmniejszać swój ładunek, będzie się pogłębiać.
Ponownie – tylko dlatego, że jakaś emocja zniknęła ze świadomości NIE oznacza, że została uwolniona.
Czy zatem chodzi ci o „taplaniu” się w danej emocji bo mamy z odczuwania jej (ale nie odpuszczenia) jakieś profity?
A co mówi instrukcja uwalniania, z której korzystasz?
Nie pytaj się o co mi chodzi, tylko zacznij przyglądać się jak Ty postępujesz.
7.Zaś trauma to jeszcze dodana do tego historia – zazwyczaj związana ze sporym ładunkiem emocji i graniem ofiary oraz wieloma innymi korzyściami, które być może mogły być przez nas dojone latami.
Wraz z tym mamy masę przyjemności z grania ofiary, z utrzymywania jak to inni byli źli, jak to nas skrzywdzili. To przywiązanie do jakichś swoich postaw, interpretacji, nadanych wartości, sensu i znaczenia.
7. Niestety nadal czasami mam takie wizje, że jacyś szkolni oprawcy dostają za swoje… co ciekawe 3 osoby które mi bruździły w dzieciństwie… 1 jest już chyba alkoholikiem, druga się nim pewnie stanie, 3 jest jakimś nerwicowcem chyba… i staram się nie mieć z tego powodu satysfakcji.
Ciężko jest nie grać ofiary jeżeli naprawdę człowiek nie był jakoś zły ta takie rzeczy na niego spadły.
Ale właśnie to jest granie ofiary.
Nie dziwne, że ciężko jest jej nie grać, jeśli nawet nie zdaliśmy sobie sprawy, że właśnie wybraliśmy, by to zrobić.
Wiesz – “dres macha rękoma” też można sobie przedstawić jako coś, co na nas spadło i spowodowało w nas dużo emocji.
Ale to jest fantazja.
Możemy pozostać spokojni. Jednak spokój to już efekt solidnej dyscypliny i dojrzałości. Tego nie można sobie wymyślić.
Dlatego zawsze sugeruję zacząć od sytuacji, problemów niezbyt trudnych.
W szkole uczymy się dodawania od najprostszych działań:
1+1
3+5
Dopiero potem dochodzą większe wyzwania. Dzięki temu jest POSTĘP.
Jeśli pominiemy zagadnienia podstawowe, na naszym poziomie rozwoju, nie będzie postępu.
Z tym nieświadomym przyciąganiem takich osób do nas – średnio w to wierzę.
Oczywiście. Bo o co opierasz swoją wiarę?
O umysł.
Na razie umysł wymyślił Ci jakiegoś dresa science-fiction, który się nagle teleportował ze statku kosmicznego i macha łapami.
Taki łapodrech to średni dowód na cokolwiek.
Prawdziwy dowód stanowić będą nasze własne doświadczenia, gdy przestaniemy grać ofiarę.
Automatycznie ilość sytuacji, w których inni będą wobec nas negatywni, zmaleje drastycznie.
Na razie jest “W moich myślach jest dużo negatywnych sytuacji i nie wierzę, że to sam przyciągnąłem i się to zmieni, gdy XYZ”.
Tylko że myśli to nie jest rzeczywistość.
Jeżeli potrąci mnie samochód to znaczy że to moja wina?
A cóż to za fantazja?
Potrącił Cię?
Jeśli nie, to dlaczego o tym mówisz?
Potrącenie samochodu może mieć tysiąc różnych przyczyn, z których odpowiadamy za każdą z nich.
Mimo iż zachowałem 100 proc ostrożność i przeciwdziałałem tej sytuacji?
To oczywista zagrywka hipotetyczna, w której umysł tak sobie zniekształca rzeczywistość, że zawsze wygra.
Jedyny przegrany to my. W tym przypadku – Ty.
To jest babranie się w urojeniach, a nie odpowiedzialne rozważanie o rzeczywistości.
A się okazuje że kierowca był pijany i po prostu to był zwykły pech…
Kolejne “po prostu”, kolejna fantazja “zwykły pech”.
Jeżeli bawisz się takimi “rozważaniami”, to nie dziwne, że są problemy.
“Zachowałem 100% ostrożności i przeciwdziałałem”, a tu “zwykły pech”, “kierowca był po prostu pijany”, “nic nie mogłem zrobić”.
Tak wygląda hipnotyzowanie się mentalnym bełkotem, który za nic ma rzeczywistość. To są bajeczki stanowiące usprawiedliwienia naszych postaw i pozycji.
M.in. w tym przypadku dla grania ofiary.
To standardowa zagrywka człowieka, który stara sobie udowodnić jakąś własną rację.
8.Nie neguję, że tak mogło być jak to sobie przedstawiasz.
Tylko właśnie – tak mogło być np. 20 lat temu.
8. Tak dlatego zacząłem sobie powtarzać „chłopie, to było tak dawno że daj spokój! Skup się na tym co teraz, ile można mielić ten sam temat!, rzygać się chce!”
To źle.
To brak akceptacji i odpowiedzialności.
To stawianie oporu myślom i emocjom.
Powtarzanie sobie to tylko dalej tylko próby kontroli myśli.
Dany temat będzie się “mielił” i całe życie, aż całkowicie się z nim nie pogodzisz i aż nie weźmiesz odpowiedzialności za siebie.
“Daj spokój” tu odczytuję jako “dam sobie przyzwolenie, by to wypierać, dalej się opierać, unikać tego”.
“Rzygać się chce”, bo NIGDY nie zająłeś się tym odpowiedzialnie – by dopuścić do głosu wszystkie emocje, ujawnić wszystkie postawy, nadaną wartość, sens i znaczenie, i to przepracować.
Dlatego jest, wraca i będzie wracać.
Skupienie się na tu i teraz to właśnie m.in. skupienie się na tym co czujesz.
Bo czujesz to tu i teraz. Nie w przeszłości.
Problemu nie ma kiedyś, tylko teraz. Ale to teraz nadal wybierasz, by widzieć ten problem w pewien sposób i się z nim bez końca “mielić”.
9.Pełne uwolnienie wymaga też przekroczenia pozycjonalności – wzrostu w świadomości. Czyli odpuszczenia zarówno przywiązania do pozycji jak i oporu.
9. Mogę się pochwalić że miałem „porywy” takiego uczucia prawdziwej miłości i czegoś „wyższego”, często po bardzo ciężkim uwalnianiu dużych energii emocji.
Trwało to bardzo krótko ale naprawdę – tego uczucia nie da się opisać. Raz to weszło jak słuchałem muzyki i musiałem się hamować bo byłem w tramwaju a muzyka by mnie „porwała”, 200 proc przyjemności z utworu :3 świetna rzecz! :3
To jakbyś był na 3/10 levelu i na kilka minut skoczył na 8/10 bądź 9/10 :3.
Radość czy raczej ekscytacja, uniesienie ze słuchania utworu niekoniecznie musi być miłością.
Czy ten stan utrzymuje się po wyłączeniu muzyki? Mówisz, że trwał bardzo krótko, więc zapewne nie.
Tak, muzyka może “porwać”. Jednak nie możesz liczyć, że wyzdrowiejesz w taki sposób. Bo słuchaniem muzyki nie zająłeś się żadnym problemem w swoim życiu, nie zmierzyłeś z żadną wadą charakteru.
Tylko na moment było coś, co indukowało chwilowo inny stan emocjonalny. Tyle.
Miłość to nie jest przyjemne uczucie towarzyszące hajowi czy chwilowej ekscytacji czymś.
Miłość to nie jest uczucie, to nie jest emocja.
Miłość to stan dojrzałości – to kolosalnie wysoki poziom świadomości – którego cechą charakterystyczną jest wspieranie każdego przejawu życia.
Przed miłością jest też niesamowicie istotny poziom świadomości – Rozsądek. Który zawiera bardzo dużo krytycznych lekcji.
Gdy je przerobisz, jesteś “zabezpieczony” – że właśnie takie sytuację Cię nie porwą. Bo miłość nie jest czymś, co może w Tobie wywołać coś poza Tobą – “porwać Cię”.
Pierwsze kroczki w miłości to ODWAGA.
Odwagę zaś można natychmiastowo zweryfikować – czy podjęte zostały aktywne działania mające na celu np. rozwiązać jakiś problem?
Jeśli nie, to bujanie w obłokach, nie odwaga.
Potem jest neutralność, ochota, akceptacja, rozsądek, dopiero miłość.
Być może chwilowo byłeś ochoczy. Ale względem czego?
A względem czego nie jesteś?
Te wszystkie stany to nie są emocje. To stany ponad emocjami. I są to stany integralne, wspierające życie.
One zawsze dają owoce, które można udowodnić. Praktycznie zawsze towarzyszy im jakieś działania, którego motywacją nie jest ani walka, ani ucieczka, ani apatyczność, ani defetyzm.
Oczywiście może to być ekspresja np. w formie tańca, śpiewu. Nie neguję, że to mogło tym być.
Ale znowu – możemy porównać ten stan do reszty Twojego życia.
Czego brakuje, byś w takim stanie podejmował działania – np. w pracy, wobec relacji, etc.?
Czy wobec swojej pracy masz tyle energii, że aż się musisz powstrzymywać, bo jest w tak niespożytej ilości?
10.Ważne, by pojąć, że emocji nie czujesz w przeszłości, ani nie mają swojego źródła w przeszłości. Bo przeszłość już nie istnieje. Przestaje istnieć w tym samym momencie, gdy się wydarzyła.
Czujesz te emocje, bo nadal stawiasz im opór oraz się ich trzymasz – zapewne w większości nieświadomie. To realna energia. Ale cała reszta już realna nie jest.
“Stało się” – to tylko logicznie brzmiący argument ale wychodzi z założenia, że to co się stało nadal jest. A to już urojenie.
Co więcej – zakładamy, że TO, co się stało jest takim jakim to widzimy, a wraz z tym wywarło na nas te wszystkie np. bolesne wpływy – jak wina, wstyd, lęk, cierpienie.
10.Masz rację, są ludzie którzy przeżyli gorsze rzeczy a nie wpłynęło to na nich aż tak bardzo… zawsze mnie ciekawi czy mieli farta i po prostu DOBRZE zinterpretowali te sytuacje?
Dobre zinterpretowanie sytuacji to fart?
Jak widzisz – grasz ofiarę własnych interpretacji.
Ktoś miał farta, bo spojrzał na sytuację neutralnie, a Ty nie i zacząłeś grać ofiarę.
Co dalej pokazuje te wszystkie wybiegi “po prostu”, itp. To oddawanie odpowiedzialności, to granie ofiary.
I dalej – “zawsze mnie ciekawi” – znowu ciekawość. I skupienie na fantazjach o świecie zewnętrznym.
A nie uczciwy wgląd wewnętrzny.
Co pokazuje, że nie ma “po prostu” ciekawości i często stanowi ona zauroczenie myślami. A nie realną gotowość, by eksplorować rzeczywistość.
Jak Ty interpretujesz sytuacje, w których nie jesteś spokojny i chętny?
To niefart? I potrzebujesz farta, by to zmienić? Czyli jedyne co można zrobić, to czekać na ten fart?
Nie jako ofiary ale jakąś lekcje? Doświadczenie?
To jak przedstawiamy sobie różne wydarzenia to nasza odpowiedzialność.
Pokontempluj nad jakąkolwiek sytuacją np. z dnia dzisiejszego w Twoim życiu.
Zastanów się jak ją widzisz, jakie nadałeś jej znaczenie, sens i wartość i zacznij pytać samego siebie czy nie ma w tym nic więcej?
I czy to jak ją widzisz jest zgodne z prawdą, czy to raczej wybieg usprawiedliwiający jakieś z góry założone postawy?
11. To może być pomocne w uświadomieniu sobie, że np. trzymamy się lęku, bo tak jak gdy byliśmy kilkuletnim dzieckiem, wierzyliśmy, że kulenie się w sobie i banie się chroni nas – że w ten sposób np. zamiast gniewu pijanego rodzica, wywołamy w nim współczucie i litość.
Tak się zazwyczaj nie działo, tylko rozwścieczało rodzica. Jednak dziecko dochodzi do dwóch wniosków (bo jest dzieckiem):
– Że jest z nim coś nie tak. Np. nie zasługuje na litość i dlatego jej nie dostało pomimo właściwego postępowania i jeszcze np. przyjęcia kary za coś, czego nie rozumie.
– Że dalej musi robić to samo, tylko bardziej. Czyli bardziej grać ofiarę, bardziej się opierać, bardziej się lękać, bardziej wierzyć, że jest z nim coś nie tak.
11. O cholera! To jest mocne! Racja!. Mój ojciec czasami mu odpier_alało i krzyczał na mnie i mnie wyzywał. Pamiętam ten strach i dezorientacje… że czemu mu tak odwala?
Zapewne na tej podstawie stworzyłeś percepcję podobnych ZACHOWAŃ, czyli poziomu ROBIĆ.
Sam dokładasz do tego całą interpretację – że to jak widzisz dresa machającego rękoma jest tym samym, co robił Twój tata.
“Czemu tak odwala?” – zauważ, że nigdy nie odpowiedziałeś na to pytanie.
Tylko z góry założyłeś odpowiedź. Że np. chce Ci zrobić krzywdę, ukarać Cię, bo to Twoja wina.
Podobnie z dresem – jestem ofiarą i dlatego dres zaraz zrobi mi krzywdę, bo na pewno chodzi mu o mnie.
Ale tata odpierdalał, bo taki BYŁ.
Człowiek grający ofiarę zawsze jest tak skupiony na sobie, że zachowania innych ludzi przedstawia sobie, że to przez niego. Wszystko w świecie uważa, że jest skupione na nim.
Czym innym jest “przeze mnie”, a czym innym jest dawanie innym pretekstów, by zachowali się w taki czy inny sposób. Czyli odpowiedzialność bez grania ofiary.
Zaś ludziom tak się zachowującym możemy współczuć i troszczyć się o swoje dobro bez zmagania z innymi.
Teraz LOGICZNIE wiem (po prostu musiał się wyładować i tyle, nie ma w tym logiki)
Ależ to jest totalna bzdura i wynika z totalnego braku pojmowania odpowiedzialności.
Logiki nie ma. A czy się wyładował? Nie.
Jak mówiłem – ekspresja emocji wcale nie oznacza ich wyładowania.
Gdyby gniew dało się takimi zachowaniami wyładować, to byłoby to logiczne zachowanie. A że się powtarzało, to znaczy, że to jak to widzisz jest niepoprawne.
Bo czy po tym zachowaniu STAŁ SIĘ na stałe bardziej spokojnym?
Nie. Dalej to robił, a jego emocjonalne reakcje wynikają z tego jaki JEST, z masy stłumionych emocji i zewnętrznych pretekstów. Które prawdopodobnie w jakiejś części mu dawałeś.
ale co skoro ten strach, poczucie krzywdy i zranienia nadal emocjonalnie jest?
Zapraszam do WoP, to się tym w odpowiednim momencie zajmiemy.
Człowiek uzależniony nie może zacząć od tego.
Jedyny plus że mu sporo już wybaczyłem… bo też miał ciężkie dzieciństwo.
Uzależniony też sądzi, że oglądaniem porno rozładowuje napięcie, emocje, stres, itd.
Ale jest zupełnie odwrotnie.
Dlatego kontynuujemy destrukcyjne zachowania nawet przez całe życie – dziesiątki lat, począwszy od wczesnego dzieciństwa.
“Poczucie krzywdy” to właśnie dorobiona historyjka, której się trzymasz.
To co się stało, stało się. W tym cały sęk.
Tego nie ma od wielu lat.
A jednak – myśli i uczucia na ten temat trwają. Dlaczego? Bo sami je utrzymujemy. Bo cały czas trzymamy się naszych pozycji i opieramy odpuszczeniu.
Emocje i myśli stają się dla tego usprawiedliwieniem, nieraz też pretekstem.
Np. kiedyś usłyszeliśmy, że nic w życiu nie osiągniemy, bo jesteśmy do dupy.
Konsekwencją tej wiary jest wstyd.
A potem za każdym razem, gdy w życiu poczujemy wstyd, dodamy do tego tę właśnie tragedię – że jesteśmy do dupy. I WŁAŚNIE DLATEGO np. dziewczyna odmówiła nam spotkania.
Ale jest inaczej.
12. Np. nosimy ten ciężki kamień, bo gdy się czegoś boimy, zawsze możemy powiedzieć jak nam jest ciężko przez to, że 40 lat temu wsadziliśmy do swojego plecaka ten ciężki głaz. Np. dzieci w klasie się z nas śmiały.
12. Ok. rozumiem, ale technicznie, mam takie coś u siebie właśnie z pewnego okresu wyśmiewania mnie w gimnazjum że mylnie interpretuje żarty z siebie jako OBRAŻANIE mnie…
mimo iż 90 proc tych żartów to nie obrażanie.
100% żartów to nie obrażanie się.
Jeśli SIĘ obrazisz. To Ty sam. I siebie samego.
To że ktoś próbuje zmanipulować Cię do negatywności to problem tej osoby.
A Twoją odpowiedzialnością jest odpowiedzialność za swoje wyboru.
Przez co wychodzę na sztywniaka.. to jak to jest?
Zapraszam do WoP.
Zajmiemy się i tym.
Bo z tym się bujam długo. Czasami potrafię się śmiać z siebie ale np. jak chodzę wkurzony to chętnie takiej osobie bym pocisnął i nie mam wtedy do siebie dystansu, jak jestem w gniewie.
Bo wraz z gniewem jest granie ofiary – poczucie winy – oddawanie odpowiedzialności.
Gniew to już dość wysoka energia, dlatego trudno jest nam ją zaakceptować i zupełnie nic z nią nie robić.
Ogólnie żarty ze mnie w 90 proc źle interpretuje na starcie… da się to uwolnić?
Uwolnić można neutralną energię.
Reszta pracy to odpuszczenie pozycji.
Niestety wychowywałem się z środowisku gdzie trzeba było uważać na „swoją twarz” być charakterny, odpowiadać na zaczepki bo by cię zajechali. I tak mi to zostało w takim nawyku L ja wiem że tego nie ma ale jak pozbyć się tego odruchowego zachowania?
Dlatego właśnie jesteś bardzo przywiązany do tych postaw i uważasz, że “tak jest”.
Bo wszyscy tak zawsze robili i od zawsze Ci to mówili.
A dziecko, jak to dziecko, łyka wszystko, zaś następnie wierzy, że świat jest dokładnie takim jak go widzi.
13.Emocje to energia. A my nadajemy jej (prze)znaczenie. Np. demonizowanie lęku bardzo obciąża całe ciało i psychikę. Uznanie lęku odwraca kierunek.
13. Z mojego dzieciństwa – boją się lamusy, wypieranie lęku, lęk zostaje w ciele, zakleszcza się itp. L ale kto był wtedy tego świadomy? L
Wiele razy mówiłem, że inteligencja emocjonalna ludzkości i generalnie poziom świadomości ponad 80% ludzkości jest bardzo niski.
Z tego wynikają wszelkie problemy.
14.Opór to nasze nastawienie – energetyczne dławienie czegoś w sobie, często z przekonaniem, że w ten sposób chronimy się przed czymś zewnętrznym oraz wewnętrznym. Bo porównujemy to do naprężania mięśni w oczekiwaniu na nadchodzący cios.
14. Tak jak wyżej, człowiek bał się okazać strach bo bał się reakcji rówieśników i „utraty twarzy” charakternego… chore wiem, ale kiedyś tak było (oczywiście tylko podaje przykład, wiem że teraz jest inaczej:3 )
“Chore” oznacza “niezdrowe”.
I czy na pewno teraz jest inaczej? Czy tylko zamiast lęku odczuwasz dumę?
15. Co więcej – zawiodłeś się, bo miałeś wobec tej osoby oczekiwania, wymagania, itd. Byłeś więc OCZAROWANY.
Pytanie – czy skorygowałeś tę postawę? Czy nadal masz oczekiwania?
Jeśli nadal je masz – dlaczego? Na co liczysz? Jakie znaczenie mają dla Ciebie (te) oczekiwania?
15. Ostatnio o tym myślałem i dzięki za radę – będę to odpuszczał, nie zdawałem sobie z tego sprawy…
Co będzie odpuszczał?
Pamiętaj – masz oczekiwania, bo uważasz je za dobre. Nie odpuścisz niczego na siłę.
Wszystko czego się trzymamy, uważamy za dobre, za potrzebne.
Dlatego zapytałem – jakie znaczenie mają dla Ciebie oczekiwania i jakie?
Tak uważam że te oczekiwania były pewnie przez wyparty strach… żeby mieć POCZUCIE KONTROLI. Że ktoś cię nie zostawi, nie oszuka… na „pastwę losu” itp.
A widzisz.
Czyli uważasz, że oczekiwaniami zyskujesz kontrolę. A jak okaże się, że jej nie masz, to zawsze możesz grać ofiarę kogoś.
16. Bo to, że emocje są wyższe czy niższe w formie czy ilości energii, to tylko teoria.
Zaś rzeczywistość właśnie jest już indywidualna. To czego dostrzegłeś, to rzekomo za “ochroną innych” odcinasz się od wyższych poziomów energii – od wyższych jakości funkcjonowania.
Sami to wybieramy.
16. Pisałeś że gniew można spożytkować do działania, parę razy mi się tak udało, np. dzisiaj. W pracy do pracy, gniew wszedł w taką DETERMINACJĘ.
To nie jest kwestia “udało mi się”. Tylko kwestia decyzji.
Nikomu nie udaje się podjąć decyzji. To też granie ofiary jakiejś fantazji – np. losu.
Tak jak mówiłeś o szczęściu, że ktoś wybrał bardziej sprzyjającą percepcję danego wydarzenia.
Tak samo Ty możesz wybrać bardziej korzystne działanie, gdy odczuwasz gniew.
Jednak przeważnie mam złą interpretację gniewu… musze to zrekontekstrualizować… inaczej niż na wzór ojca(i to jak on okazywał gniew).
To jest proces. Trudno jest powiedzieć ile będzie trwał.
Niektórzy wobec pewnych postaw czy samych emocji zmieniają się powoli. Jednak każdego dnia można postawić krok do przodu.
Zdrowie to nie jest okazywanie emocji, jakakolwiek by ta emocja nie była.
Pragnienie okazania emocji już wynika z pozycji, które nas utrzymują w danym stanie emocjonalnym. To samonapędzający się proces emocjonalny, który nie daje uwolnienia.
17.Pytanie – czy separowanie i opieranie się gniewowi i wieczne wybieranie smutku – jest naprawdę ochroną i dbaniem o siebie i innych?
A nie jest to usprawiedliwianie lęku, a lęku chcemy, bo pod nim jest dużo winy i wstydu?
17. Mam koleżankę w pracy która lubi zawstydzać. Irytuje mnie ona czasami ostro, to znaczy że nadal opieram się wstydowi?
To nie znaczy nic.
Całe znaczenie nadałeś temu Ty.
Ja Ci nie powiem dlaczego się irytujesz. To Twoja historia jaką na to narzuciłeś.
Nie pytaj, żeby inni przedstawili Ci własne. Ty weź odpowiedzialność za Twoją.
“TO znaczy, że…” jest błędne. Doszukujesz się jakiegoś odgórnego znaczenia, które można odkryć.
Ale to Ty sam to znaczenie nadałeś.
Jego nie ma w żadnym zdarzeniu.
To Ty reagujesz tak jak reagujesz, bo tak to sobie przedstawiłeś.
Tu nie ma miejsca na zgadywanie, tylko na ODWAGĘ. Czyli m.in. szczerość, wnikliwość i uczciwość.
I czy mam ją traktować jako dar który pomoże mi „wyciągniąć” ten wstyd i pozwolić odpuścić?
Ponownie – samo odczuwanie wstydu nie oznacza, że pozwolimy sobie go uwolnić.
Szczególnie jeśli nadal widzimy kogoś z jakichś negatywnych pozycji.
Wstyd wynika z nich. Więc to, że go odczuwasz i nawet uwolnisz wcale nie musi oznaczać, że wstydu ubyło, ani że widzisz tę osobę i jej zachowania lepiej.
Czy sobie pozwolisz na np. odwagę, by wziąć odpowiedzialność, czy pozwolisz sobie odpuścić poirytowanie i skupić się na własnym wnętrzu – to Twoja decyzja.
Raczej trudno będzie Ci wybrać widzenie tej dziewczyny jako daru dla Ciebie czy nauczycielki, jeśli nie podejmiesz decyzji o wzięciu odpowiedzialności za to co czujesz i jak reagujesz w tych okolicznościach.
Problemu nie ma w niej i nigdy nie było.
18.Zauważ – to ciągle, bezustannie tylko babranie się w emocjach i graniu ofiary. To cały czas niechęć do wzięcia odpowiedzialności.
To ciągłe dorabianie racjonalizacji i usprawiedliwień do emocji. Nic więcej.
To wewnętrzny cyrk. Ale bardzo go lubimy, bo wiecznie to my jesteśmy w świetle reflektorów.
A co z realnym życiem?
18. Czyli podsumowując „odczuwam wstyd” ->”to tylko wstyd, energia mogę to odpuścić -> odpuszczam, odczuwam i uwalniam…
nie dorabiam ideologii ze ten wstyd a bo ktoś mnie zawstydzał kiedyś i to była qrwa itp. a dlaczego to spotkało mnie bla bla bla itp. tak?
To “dorabianie ideologii” już istnieje od lat.
Np. właśnie “dlaczego to spotkało mnie?”
Za tym stać może sporo emocji.
Np. wstyd i wina – granie ofiary. Szukanie W+INNYCH.
Apatyczność, czyli wmawianie sobie bezsilności “to mnie spotyka, ja za to nie odpowiadam, ani nie odpowiadam za bezsilność i lęk”.
Tym samym użalanie się nad sobą na pewno jest stanem wyższym od wstydu, winy i apatii ale nadal jest niebezpiecznie nisko.
Wyżej od żalu jest lęk. A lęk jak to lęk – wierzymy, że magiczne nas chroni, wspiera, itd.
Ale tylko dlatego utrzymujemy to urojenie, bo lęk jest stanem wyższym od tych czterech niższych. Względem nich wydaje się niezwykle wspierający.
No i zawiera w sobie też więcej energii – człowiek o wielkim żalu może nie mieć energii, by sobie pomóc.
Człowiek przestraszony ma energię, by biec – uciekać.
Rozumiesz?
W takim gąszczu nieuświadomionych postaw oczywiście wstyd może się przebić, a wtedy nieświadomie dalej gramy ofiarę – “ktoś mnie zawstydził” albo osoba przejawiająca takie same postawy “irytuje nas”.
Dlatego, bo wstyd w tym wszystkim jest najniżej. Jest najmniej komfortowy i dotyczy najbardziej negatywnych postaw wobec siebie samego.
Np. “ktoś mnie zawstydził” oznacza “ktoś ma kontrolę nad moim fatum i właśnie przykleił i ukazał innym skazę na mojej duszy, której już nie mogę zmazać, a przez to mój los jest już trwale zmieniony na gorszy przez tą osobę”.
Mało prawdopodobne, by samemu to wszystko prawidłowo rozpoznać, podjąć działania i zmienić.
Tu nie można nic podsumować, bo próbujesz sobie zbudować jakąś konstrukcję teoretyczną wspólną dla zagadnienia “wstyd”.
Wstyd to wstyd. Nie ma żadnego specjalnego, szczególnego “zawstydu”, który ktoś mógł Ci spowodować, ani w Tobie wywołać.
Pamiętaj – w kontekście uzależnienia nie mogą nami kierować jakieś małostkowe motywacje. Czyli tzw. “półśrodki”.
Zdrowienie to świadomość, że na szali jest nasze życie. Całe.
12 kroków mówi wyraźnie “półśrodki nic nam nie dały”, “dopóki nie oddaliśmy się programowi zdrowienia całym sercem, nie mogliśmy utrzymać trzeźwości”.
W moim doświadczeniu ze współpracy z klientami Programu WoP jest dokładnie tak samo.
A trzeźwość to dopiero początek.
A jeszcze takie pytanie… czy jeżeli np. we wstydzie jak się “zatykam” albo lekko jąkam to to oznacza że nie do końca akceptuje te emocje? Albo w gniewie “zamykam się w sobie” i bardzo mało mówie (to akurat ze strachu że mogę wybuchnąć jeszcze bardziej i powiem coś czego “nie można cofnąć”)?
Niestety nabrałem MYLNEJ WIEDZY że jak się wstydzę, boje albo jestem wkurzony to każdy to widzi…. wiem, nie ma to sensu. BO nawet jakby to ktoś widział to co by się najgorszego stało?
A jeszcze takie pytanie… czy jeżeli np. we wstydzie jak się “zatykam” albo lekko jąkam to to oznacza że nie do końca akceptuje te emocje?
Odwróć kierunek rozważań.
To co się dzieje z Tobą nic nie oznacza.
Nie dorabiaj do tego znaczenia.
Najpierw przyjrzyj się co robisz w sobie. Ja nie wiem co robisz. Czy akceptujesz emocje, czy nie, ani jakie.
Pamiętaj, że emocje to konsekwencje. Emocje nie są magiczną tzw. “przyczyną” czegokolwiek. To konsekwencje naszych postaw, intencji, nastawienia, pozycji wobec czegoś w świecie.
To jest główny problem.
Skupianie się na emocjach i myślach zaślepia nas na faktyczne przyczyny.
A opieranie się emocjom, to niechęć do konsekwencji tego jak wybieramy żyć, jacy wybieramy być. Więc to solidna niedojrzałość.
Zamiast używać jakichś przenośni jak “zatykam się”, powiedz co faktycznie robisz, a nie próbuj wpatrywać się w myśli po fakcie – szczególnie godziny czy dni.
Albo w gniewie “zamykam się w sobie” i bardzo mało mówie (to akurat ze strachu że mogę wybuchnąć jeszcze bardziej i powiem coś czego “nie można cofnąć”)?
Jak mówię – nie mogę powiedzieć ani co robisz, ani z jakich powodów.
Czego się tak obawiasz? Co się może zdarzyć, gdy powiesz coś, czego “nie powinieneś”? I kto decyduje co powinieneś powiedzieć, a czego nie?
Niestety nabrałem MYLNEJ WIEDZY
Jak większość ludzkości.
A jak odróżniasz mylną wiedzę od tej poprawnej?
że jak się wstydzę,
To też jest mylna wiedza.
Nie wstydzisz się, tylko odczuwasz wstyd.
Jako konsekwencja Twoich pozycji oraz jako konsekwencja tego, że niegdyś go stłumiłeś – co oznacza, że wstyd może nie mieć nic wspólnego z obecną sytuacją.
Ergo – niczego się nie wstydzisz.
I powiedzenie “wstydzę się” to dodane do tego usprawiedliwienie, racjonalizacja i pewnie też niemała historia, której też nadałeś ten sens i znaczenie, o które wcześniej pytałeś.
Bo to “się” zapewne widzisz jako “zawstydzam siebie”, czyli się potępiasz. I projektujesz to na bazie lęku, że inni dokonają tego samego osądu – czyli “zawstydzenia” Cię.
Liczysz więc, że źródło wstydu jest zewnętrzne.
boje albo jestem wkurzony to każdy to widzi….
Na pewno KAŻDY to widzi?
Tak KAŻDY jest na Tobie skupiony, że się przygląda co tak strasznie przeżywasz? :)
wiem, nie ma to sensu.
Tak, tylko to wiesz.
I cóż to zmienia? Każdy dużo wie.
Ale malutki ułamek robi cokolwiek konstruktywnego z tym co wie.
A sens… nic nie ma sensu. Cały sens nadajemy my.
Ty tylko teoretycznie to wiesz ale jeszcze nie pojmujesz, ani – przede wszystkim – nie masz świadomości, że sam nadajesz ten sens, ani tym bardziej jaki.
W tym momencie mogłeś odrzeć to z sensu, a za moment znowu go nadasz nawet nie mając tego świadomości.
Co pokazuje, że wiedza sama z siebie nic nie zmienia.
Trzeba stawać się coraz bardziej świadomym. Czyli – EWOLUOWAĆ.
A tego brakuje. Ciągłe pożeranie wiedzy to fatalny kierunek.
Przypominam – niezależnie ile żołędzi wiewiórka zgromadzi w swojej dziupli, żołędzie jej nie zmienią. Ona nadal będzie dokładnie taką samą wiewiórką.
Co więcej – gdy pojawi się jakieś zagrożenie, to prawdopodobnie będzie jej trudniej zdecydować się na właściwe działanie, bo nie będzie chciała porzucić tego, co zgromadziła.
A gdy to porzuci, to w wielkiej rozpaczy.
BO nawet jakby to ktoś widział to co by się najgorszego stało?
Odpowiedz na to pytanie, bo jest bardzo ważne.
To też “wiem o” tym, bo przeczytałeś to pytanie skądś.
Ale zapewne nigdy na nie nie odpowiedziałeś.
To wszystko co napisałeś to takie “iskanie” rozmaitych tematów. Takie akademickie gdybanie.
To nawet nie jest półśrodek, ani ćwierćśrodek.
To nie jest żaden środek do niczego.
Pierwszy raz napisałeś do mnie w 2021 roku.
I nadal liczą się tylko emocje, co z nimi robisz. Nie to jak żyjesz, jakim człowiekiem jesteś.
Nie wiem jak bardzo uzależniony jesteś ale polecam temu się przyjrzeć i wreszcie podjąć decyzję.
“I nadal liczą się tylko emocje, co z nimi robisz. Nie to jak żyjesz, jakim człowiekiem jesteś.”
Czyli “wybieram od dzisiaj żyć odważnie, dość grania ofiary”
Idę na miasto, mam zagadywać na ulicy do kobiet, na samą myśl odczuwam strach – uwalniam to TERAZ. Zagaduje z drżącym głosem do pierwszej – zlała mnie, nie chamsko ale odmówiła itp. bo ma chłopaka. Odczuwam wstyd, żal, gniew – uwalniam to TERAZ. Idę do następnej, to samo – to samo uwalniam TERAZ – piąta, dziesiąta. Jedenasta okazała się że dobrze zareagowała i jest zaskoczona. Tego się nie spodziewałem, gadka się średnio klei. Odczuwam wstyd, strach – uwalniam to TERAZ. Nie udaje się pociągnąć rozmowy. Odczuwam poczucie winy, wstyd – uwalniam to TERAZ. I robię to powiedzmy co drugi dzień, uwalniam nie “w fotelu” ale w realnym życiu mierzę się z tym.
Czy chodzi o to że wpadłem w pętle “uwalniania” ale takiego wybiórczego, takiego “wygodnego” a nie by sięgnąć głębiej i realnie ROZWIĄZAĆ problem?
Problem tego że zamknąłem się w kokonie i jest tam wygodnie. Logicznie rzecz ujmując stałem się po prostu osobą leniwą i unikającą. Szukającą łatwych przyjemności. Zamiast uczyć się życia w realu uczyłem się go z Internetu (gdzie 95 proc to głupoty pisane przez ludzi którzy nie mają zielonego pojęcia o czym piszą).
TO JEST MÓJ REALNY PROBLEM. Niestety jak to mi znajomy powiedział mi potrzeba codzienne dosłownie wychodzenie ze strefy komfortu.
Z tym czytaniem internetu jest ogromny problem bo przyswoiłem sobie (pewnie dlatego że to mi dawało ucieczkę i unikanie emocji) jakieś beznadziejne poglądy których ciężko mi się jest pozbyć (albo nie chcę tego bo czerpie z tego korzyści)…
Powiem ci coś “zabawnego”. Ja potrafię być czarujący, wygadany i potrafię “iść po swoje. Ale wtedy gdy wymaga tego sytuacja… raz musiałem pomóc tacie w załatwieniu pewnej stresującej dla niego sprawy urzędowej. Miałem cel, pomóc rodzicowi którego kocham i szanuję. Pozytywna intencja.
Byłem zdziwiony jak potrafię po prostu wejść do urzędu i skarbówki i mówić z każdym na równi, być mega elokwentny (szczególnie do kobiet tam pracujących) sympatyczny tak że to te kobiety się prędzej zestresowały bo popełniły błąd a ja rozwiązałem ten problem w bardzo miłej atmosferze… Zrobiłem chyba tak dobre wrażenie że jedna pani MILF mocno się na mnie zapatrzyła specyficznym wzrokiem XD który ogarnąłem dopiero po tej akcji…
Na starcie info, że odpowiedź może zaboleć.
“I nadal liczą się tylko emocje, co z nimi robisz. Nie to jak żyjesz, jakim człowiekiem jesteś.”
Czyli “wybieram od dzisiaj żyć odważnie, dość grania ofiary”
Twierdzenie “żyć odważnie” może być ekstremalnie wybiórcze.
Tak jak Bill W. mówi o akceptacji:
https://wizjadlaciebie.pl/Materialy/poprawione/old_New/Co%20to%20jest%20Akceptacja%20by%20Bill%20W._MZ.pdf
Fragment:
“Zawsze warto się zastanowić, jak bardzo to dobre słowo akceptacja może być nadużywane. Może być wypaczone, aby usprawiedliwić prawie każdą słabość, nonsens i głupotę.
Na przykład, możemy “zaakceptować” porażkę jako chroniczny stan, na zawsze bez zysku lub lekarstwa. Możemy “zaakceptować” światowy sukces z dumą, jako coś, co w całości jest naszym dziełem.
Możemy również “zaakceptować” chorobę i śmierć jako pewny dowód na istnienie wrogiego i bezbożnego wszechświata.”
Odwaga to przede wszystkim mówienie prawdy i rosnąca odpowiedzialność.
Względem czego jeszcze nie zamierzasz żyć odważnie – np. radykalnie szczerze i nadal grać ofiarę?
Dlaczego zaczynasz od poznawania kobiet?
Z niczym innym nie masz problemów?
I to wg Ciebie ma Ci pomóc wyzdrowieć z uzależnienia?
W jaki sposób?
Wątpię, bo nie mówisz o uzależnieniu. Tylko o emocjach związanych z poznawaniem kobiet.
A “jakim człowiekiem jesteś” pozostało bez echa.
Tylko od razu – “Aha! To lecę!”
“Byłem po prostu leniwy ale już nie będę”. To wszystko?
Jest taki slogan w 12 krokach – “najpierw sprawy najważniejsze”.
Najważniejsze z punktu widzenia życia i śmierci. A nie tego, co my uważamy za najważniejsze. Bo np. dla uzależnionego najważniejsze to się napić czy “nachlać” żądzą.
Czyli najważniejsze jest to, czego on chce, a nie faktycznie to, co jest ważne – trzeźwość, uczciwość.
Percepcja uzależnionego rzadko się z tym pokrywa.
Czy poznawanie kobiet to nie jest ciągłe karmienie żądzy?
Czy to nie fundament Twojej choroby?
Nie mówisz też jakie znaczenie ma dla Ciebie relacja z kobietom, ani jaka, ani z jakich powodów.
Co jest dla Ciebie fundamentalnie ważne?
Idę na miasto, mam zagadywać na ulicy do kobiet,
Dlaczego masz to robić?
Jaki specjalista Ci to zalecił?
I co więcej powiedział? Masz to robić i tyle? I co ma to przynieść, zmienić?
na samą myśl odczuwam strach – uwalniam to TERAZ.
Nie odczuwasz lęku na samą myśl.
Tylko treść myśli jest konsekwencją lęku.
Nie masz świadomości jak przedstawiasz sobie zagadywanie do kobiet na ulicy, dlatego się boisz.
Zagaduje z drżącym głosem do pierwszej – zlała mnie, nie chamsko ale odmówiła itp. bo ma chłopaka. Odczuwam wstyd, żal, gniew – uwalniam to TERAZ.
Dalej – możesz uwalniać ale jeśli nie zajmiesz się przyczynami to się stanie syzyfową pracą.
A efektów mieć nie będziesz.
Dlatego próby poznawania kobiet jako pierwszy krok nie przyniesie zamierzonych efektów.
Za bardzo jesteś skupiony na zewnątrz, by w ogóle móc liczyć na jakąkolwiek wewnętrzną pracę.
A powtarzam po raz n-ty – uwalnianie to nie jest magiczne zaklęcie na wszystkie kłopoty i problemy w życiu.
To świetna pomoc. Ale to nie jest wytrych otwierający każde drzwi.
W tym uwodzeniu jest jedna waluta. My sami. Reszta jest drugorzędna i zależna od preferencji.
Dobry produkt sprzedaje się sam. Warto o niego zadbać.
Idę do następnej, to samo – to samo uwalniam TERAZ – piąta, dziesiąta.
A potem setna, dwusetna.
Dlatego mówię, że ważne jest jakim człowiekiem jesteśmy, a nie to co ROBIMY.
Nie mówisz zupełnie nic o tym co robisz, ani jak, ani czego doświadczasz w sobie, ani o intencji.
Działanie nie może być na ślepo.
A ja nie prowadzę serwisu dla podrywaczy.
To że sobie popodchodzisz do kobiet nie zmieni Cię w innych obszarach życia. A i w tym też niekoniecznie, ani na lepsze.
Nie masz nikogo, kto by się przyjrzał temu, co robisz, popatrzył co robisz, posłuchał co mówisz i jak, dał Ci feedback.
Dlatego 10 prób i nie ma żadnego postępu.
Tylko dlatego, że się poświęcamy i próbujemy coś robić, nie oznacza, że nas świat nagle obsypie nagrodami.
Nie mówię, że samo działanie jest złe ale to, co za nim stoi i co nie stoi.
Zaś od obsesji trzeba się uwalniać, a nie je karmić.
Jedenasta okazała się że dobrze zareagowała i jest zaskoczona. Tego się nie spodziewałem, gadka się średnio klei. Odczuwam wstyd, strach – uwalniam to TERAZ. Nie udaje się pociągnąć rozmowy. Odczuwam poczucie winy, wstyd – uwalniam to TERAZ. I robię to powiedzmy co drugi dzień, uwalniam nie “w fotelu” ale w realnym życiu mierzę się z tym.
A co to jest “realne życie”?
Życie w rzeczywistości to życie spokojne, zrelaksowane.
Jeśli tego brakuje, to znaczy, że sami narzucamy na rzeczywistość jakieś negatywne pozycje.
Jak widzimy – masz nastawienie negatywne. Nie spodziewałeś się reakcji innej, niż negatywna.
M.in. dlatego jest 10 negatywnych i jedna pewnie neutralna.
Emocje to konsekwencje, nie przyczyny.
I konsekwencje, z których mamy masę korzyści.
Czy chodzi o to że wpadłem w pętle “uwalniania” ale takiego wybiórczego, takiego “wygodnego” a nie by sięgnąć głębiej i realnie ROZWIĄZAĆ problem?
Nie chodzi o nic.
Mówimy o realnym życiu, a nic na tym świecie nie ma jakiejś przyczyny, ani o nic nie chodzi.
Wchodzisz w interakcje z żywymi ludźmi.
Jest tu trochę więcej, niż wybiórcze uwalnianie. Jest cała rzeczywistość.
I jeśli nie wiesz co stanowi problem, to nie ma takiej głębi, do której można sięgnąć, by go rozwiązać.
Jeśli jesteś uzależniony, to aby zacząć w ogóle rozwiązywać ten problem (czyli jaki?), trzeba sobie to uświadomić, zaakceptować i nadać temu absolutnie najwyższy priorytet.
Bo – jakby się mogło wydawać wbrew pozorom – uzależnienie, jak to większość nazywa “od czegoś”, np. “od porno/seksu” wcale nie oznacza, że głównym problemem jest porno czy seks.
To tylko jeden aspekt tego, jedna odnoga, jeden objaw całego uzależnienia.
A są ludzie co “zmieniają uzależnienie” co kilka miesięcy.
Do przytłaczającej większości uzależnionych zupełnie nie dociera twierdzenie “jakim człowiekiem jestem”. Nie ma żadnej, nawet minimalnej analizy. Nawet 5 minut spędzonych nad uczciwym, odważnym i wnikliwym przyjrzeniem się temu.
Większość jest skupionych tylko na tym co ROBIĄ i jakie mają myśli o sobie.
No bo “logiczne” – skoro robią coś złego, to wystarczy, że przestaną to robić i zastąpią to robieniem czegoś innego. Nawet jakby się do tego mieli zmusić.
To jakby gruźlik mówił, że zastąpi kaszlenie np. recytacją. Próbuje, męczy się, a potem dziwi, że ciągle “wraca do kaszlenia” czy “nie może tego rzucić”, “nie może z tego wyjść”.
Dlatego, raz jeszcze, co to jest uzależnienie?
Problem tego że zamknąłem się w kokonie i jest tam wygodnie.
Co to znaczy? Czym jest ten kokon?
Skoro to zrobiłeś, uznałeś to za dobry pomysł. I nie raz czy dwa. Ale tysiące na przestrzeni lat.
I teraz, ot tak to porzucisz?
Wiesz ile i jakiej pracy to kosztuje?
Uważasz, że ten problem rozwiąże rozmawianie z obcymi kobietami na ulicy?
Dlatego się zamknąłeś w tym kokonie, bo tego nie robiłeś?
Zamknąłeś się tylko względem kobiet?
Logicznie rzecz ujmując stałem się po prostu osobą leniwą i unikającą.
I to jest takie “po prostu”?
Po prostu się kimś stałeś?
Po prostu przyczepiłeś sobie kolejną/nową etykietkę i po sprawie.
To jest logiczne?
No właśnie o tym mówię – tak sobie właśnie o sobie fantazjujemy, a potem próbujemy zajmować się własnym widzimisie.
Próbujemy zmieniać iluzje, w które wierzymy.
I jeszcze to “po prostu”. Ot, po prostu. Sprawa oczywista. Dorzucamy jeszcze “logiczne” i już wszystko jasne.
No to daj sobie kolejny rok na rozwiązanie tego i zobaczymy co to przyniesie.
A w domu porządek?
Relacje z bliskimi dobre?
Przyjaźnie kwitną?
Dbasz o swoje ciało?
Finanse i cele dopieszczone i realizowane?
Hobby zbadane i rozwijane?
Bezinteresowność praktykowana z chęcią i pojmowaniem jej znaczenia?
Gotowość do absolutnej, radykalnej uczciwości jest?
Czy to wszystko “na później”, kiedy będzie Ci się chciało?
Szukającą łatwych przyjemności.
A nie postępowałeś tak całe życie?
Widzimy też, że wcale nie jesteś osobą leniwą, bo jakoś na przyjemności zawsze się znalazła siła i ochota.
Gdybyś BYŁ leniwy, to BYŁbyś leniwy wobec wszystkiego cały czas.
Zmiana “łatwych przyjemności” na “nieco trudniejsze przyjemności” to nie jest wielka zmiana. O ile jakakolwiek.
A za “lenistwem” stoi zapewne wiele elementów i korzyści. “Po prostu” to tylko oczywista próba zbagatelizowania i zgeneralizowania tego pod jedną etykietkę. Słowem – ukrycie.
Zamiast uczyć się życia w realu uczyłem się go z Internetu (gdzie 95 proc to głupoty pisane przez ludzi którzy nie mają zielonego pojęcia o czym piszą).
A jednak sięgałeś po to.
Bo jak masz odróżnić te rzekome 5% od pozostałych 95%?
Czy to tylko forma przerzucania frustracji poza siebie?
No i czy zagadywanie do kobiet na ulicy to jest “nauka życia w realu”?
Co to jest “życie” i co to jest “real”?
Czego się dzisiaj nauczyłeś?
Za podchodzeniem do kobiet może stać tyle samo fantazji ile za izolowaniem się w domu. Albo jeszcze więcej.
Czy jakość wyciąganych przez Ciebie wniosków pokrywa się z tymi 5% czy raczej 95%?
Czy Ty masz pojęcie o uwodzeniu, że stawiasz na własne wnioski i spostrzeżenia?
Poza tym mówiłem nieraz, że, tak jak z robieniem ciasta, nie tylko istotne jest posiadanie odpowiednich składników ale też używanie ich w odpowiedni sposób i w odpowiedniej kolejności.
Np. 12 kroków nie bez powodu ma taką kolejność i strukturę. Jeśli zaczniesz od 5-tego, to nic nie osiągniesz.
“Życie” to tylko kolejna etykietka. Ona nic nie znaczy.
Czytanie przez 5 lat bloga kulinarnego jest tylko teoretycznym poznawaniem informacji i przepisów. A co to ma wspólnego z życiem?
TO JEST MÓJ REALNY PROBLEM.
To może być jeden z setek problemów, które masz i wcale nie najważniejszy.
I z tego co widzę nie widzisz go poprawnie.
Naklejenie sobie etykietki “po prostu leniwy” nie jest widzeniem problemu, tylko ew. jakiegoś jego objawu.
A co to znaczy “uczyć się życia”?
Czego i jak się uczyłeś przez te 10+ podejść?
To trochę jakbyś próbował mieć piękne kwiaty w swoim ogrodzie i tylko skupiał się na płatkach ale nigdy nie przyjrzał się niczemu innemu – glebie, chwastom, warunkom słonecznym, temperaturowym, wilgotności, itd.
“Nie mam pięknych, otwartych kielichów kwiatów, to jest mój realny problem”. Ale ten problem to konsekwencja innych problemów. Bez zajęcia się nimi, tego problemu nigdy nie rozwiążemy.
No chyba, że kupimy kwiaty sztuczne ale czy to jest rozwiązanie?
Niestety jak to mi znajomy powiedział mi potrzeba codzienne dosłownie wychodzenie ze strefy komfortu.
Bardziej, niż sobie to możesz wyobrazić.
I nie można inaczej “wychodzić ze strefy tzw. ‘komfortu'”, niż dosłownie.
A ja nie uważam, że to jest strefa komfortu. Bo w niej wcale Ci nie jest komfortowo.
Dyskomfort jest właśnie w tym. Jest wewnętrzny, tylko projektowany na zewnątrz.
Nie należy z niczego wychodzić, tylko ujawniać, przyznawać, przekraczać w uczciwości. Zdejmować owczą skórę z wilka.
Widzieć to, czym to jest, a nie tym, co na to nałożyliśmy – jakąś nazwę czy ideę.
Poza tą “strefą” jest dokładnie to samo, co w niej. Bo cały problem jest wewnętrzny, na który też składa się wiele urojeń i fałszu, w tym kłamstw.
Np. unikanie emocji można nazwać komfortowym ale jednocześnie wiemy, że emocje są wewnętrznym aspektem – naszą stłumioną energią – jak i konsekwencją naszych postaw i percepcji – pozycji.
To tak jakbyśmy sami siebie dusili i przestawali tylko w domu, dom nazywając wtedy “strefą komfortu”. Pytanie więc czemu dusimy się poza domem?
Plus – słuchasz się jakiegoś znajomego. Czy to ekspert, specjalista od uzależnień, że polegasz na jego radach? Czy chociaż radzi sobie z kobietami, ma satysfakcjonujące relacje? Czy jego koleżanki i partnerki twierdzą tak samo?
Znajomy Ci coś powiedział. A czy jest to chociaż zdrowiejący seksoholik?
Wiesz, wyjście z domu to jedno. Ale drugie to – gdzie pójdziesz i w jakim celu?
Zdrowienia nie robisz przez powtarzanie w kółko tego samego. Potrzebna jest tu radykalna uczciwość, otwarcie, budowanie zaufania, prawdziwej więzi z ludźmi.
Tego się nie nauczysz z obcymi ludźmi na ulicy i to jeszcze robiąc coś po swojemu.
Bo to co zazwyczaj wtedy robimy, to odgrywamy scenki, a nie jesteśmy uczciwi, szczerzy, nie pokazujemy się takim jakim jesteśmy naprawdę, tylko to ukrywamy.
Zakładamy maskę tzw. “najlepszej strony”. Zdrowie zaś wymaga ukazywania tej najgorszej.
I dopóki tej najgorszej w dużym stopniu nie przepracujemy – czego jednym z rezultatów jest trzeźwość – to cóż można osiągnąć w realnym życiu?
Realnego życia nie da się oszukać.
Z tym czytaniem internetu jest ogromny problem bo przyswoiłem sobie (pewnie dlatego że to mi dawało ucieczkę i unikanie emocji) jakieś beznadziejne poglądy których ciężko mi się jest pozbyć (albo nie chcę tego bo czerpie z tego korzyści)…
No to jest różnica między “ciężko jest/nie mogę”, a “nie chcę”.
Powiem ci coś “zabawnego”. Ja potrafię być czarujący, wygadany i potrafię “iść po swoje.
Tak ale jeśli to nie dotyczy bezpośrednio Ciebie i potencjalnego wyniku nie bierzesz do siebie.
Bo to nie jest to jacy JESTEŚMY, tylko co ROBIMY i z jakim nastawieniem.
Ale wtedy gdy wymaga tego sytuacja…
Absolutnie nie.
A podchodzenie do kobiet, które rzekomo chcesz poznać i mieć fajne relacje, nie “wymaga” tego od Ciebie?
A Twoje zdrowie, trzeźwość, setki innych tematów w życiu tego nie wymagają?
Zrzucasz odpowiedzialność na świat zewnętrzny.
raz musiałem pomóc tacie w załatwieniu pewnej stresującej dla niego sprawy urzędowej. Miałem cel, pomóc rodzicowi którego kocham i szanuję. Pozytywna intencja.
Więc wcale nie musiałeś, a CHCIAŁEŚ.
Chciałeś czegoś dobrego.
A w przypadku poznawania kobiet sytuacja przedstawia się inaczej. Uważasz, że robisz coś nie pozytywnego, a pewnie negatywnego.
Jak widzimy, to jacy jesteśmy wobec sytuacji wynika m.in. z tego jak sobie je przedstawiamy.
A przedstawiamy sobie je na bazie tego jacy jesteśmy.
Byłem zdziwiony jak potrafię po prostu wejść do urzędu i skarbówki i mówić z każdym na równi,
To nie jest kwestia “potrafię” i nie wiesz jaki jest ktoś inny. Nie ma żadnej równi.
Tylko w tej sytuacji Ty sam siebie nie poniżałeś wewnętrznie. Bo ważniejsze było, by pomóc rodzicowi.
Całe życie zagięty byłeś na negatywnościach i dlatego dziwi Cię każdy przejaw normalności jak np. śmiałość i neutralne czy mniej lub bardziej pozytywne/nie negatywne reakcje innych.
A śmiałość wcale nie musi być pozytywna i integralna.
być mega elokwentny (szczególnie do kobiet tam pracujących) sympatyczny tak że to te kobiety się prędzej zestresowały bo popełniły błąd a ja rozwiązałem ten problem w bardzo miłej atmosferze…
Każdy może być pozytywny, bo to jest wybór.
Ale ponad 80% ludzkości prawdziwą pozytywność wybiera bardzo sporadycznie i zazwyczaj potrzebny jest do tego solidny pretekst.
Bowiem mylimy sufit z podłogą. Uważamy bardzo wiele nieintegralności za coś pozytywnego.
Zrobiłem chyba tak dobre wrażenie że jedna pani MILF mocno się na mnie zapatrzyła specyficznym wzrokiem XD który ogarnąłem dopiero po tej akcji…
To, co ogarnąłeś po wszystkim to myśli jakie miałeś po tej akcji.
A jaka była rzeczywistość – nie wiesz.
Pamiętaj, że seksualizacja rzeczywistości jest elementem choroby.
Samowola jest elementem choroby.
Po raz kolejny – nie wiem jaka jest intencja komentarza, ani jakie jest pojmowanie Twojej sytuacji, w ogóle gotowość do przyjrzenia się własnemu życiu, szczególnie śmiertelnie niebezpiecznemu problemowi uzależnienia.
Ci którzy chcą po swojemu najwyraźniej wiedzą lepiej, rozumieją wszystko i nie mają w poważaniu informacji z tego serwisu. A jeśli, to jest to dramatycznie selektywne.
Co rzuca cień podejrzenia po co w ogóle tu są?
Nieraz mówiłem, że uzależniony zrobi wszystko, by pozostać uzależnionym.
Naturalnie przedstawi sobie to tak, że dałby się zastrzelić, że przecież chce wyzdrowieć. Choć oczywiście zupełnie tak nie jest.
Np. powie sobie “muszę najpierw zrozumieć uzależnienie”. No i próbuje je “zrozumieć”. Tak jak wielu próbuje “zrozumieć uwalnianie” ale nie uwalnia.
Szukający jest szukanym.
Dlatego nigdy nie znajduje odpowiedzi.
Jego własna percepcja jest tym, co go gubi.